Skocz do zawartości
Nerwica.com

Toksyczne związki !!!! (związki które was wykańczają)


Rekomendowane odpowiedzi

głupie pytanie może zadam ale jak można kogoś kochac za bardzo ???

Sadzę że to raczaej jakieś inne uczucia lub zachowania są w takich sytuacjach utożsamiane z miłością.

No choćby na przykła chorobliwa zazdrość jest przypisywana często nadmiernej miłości.

Zawsze mi sie wydawało że im kogoś bardziej kochasz tym lepiej i nigdy nie bedzie tego za dużo.

ale może sie mylę - moze nie znam prawdziwej miłości .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

allah, można oj można, kiedy nie widzisz poza tą drugą osobą świata, kiedy zatracasz siebie, kiedy nie masz swojego życia poza tą osobą, kiedy ta osoba cię bije, poniża, krzywdzi a Ty nadal twierdzisz że ją kochasz....można....http://www.kobieceserca.pl/ poczytaj....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja tez nie wiem czy mozna kochac kogos za bardzo.. chyba albo sie kogos kocha albo nie..

 

[Dodane po edycji:]

 

allah, można oj można, kiedy nie widzisz poza tą drugą osobą świata, kiedy zatracasz siebie, kiedy nie masz swojego życia poza tą osobą, kiedy ta osoba cię bije, poniża, krzywdzi a Ty nadal twierdzisz że ją kochasz....można....http://www.kobieceserca.pl/ poczytaj....

 

a czy to ni ejest czasem tak, z tym biciem i ponizaniem ze robimy to dla wyzszych idealow ?bo np dziecko, rodzina.. i tak sie meczymy i tak naprawde same krzywdzimy. czesto tez tkwimy w takich beznadziejnych zwiazkach, bo boimy sie samotnosci albo ludzimy sie ze 'on' sie zmieni..

 

[Dodane po edycji:]

 

a wiec nie wiem czy to milosc.

 

[Dodane po edycji:]

 

czasem po prostu brak odwagi aby powiedziec 'dosc!'

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

scorpio, a co kiedy nie ma rodziny? Jeszcze nie ma dziecka? Co kiedy 17 letnia dziewczyna daje się od kilku lat poniżać i bić twierdząc że ona go tak kocha, nie wyobraża sobie życia bez niego i on "na 100%" się zmieni....... jej nie brakuje odwagi, ona nie chce odejść bo tak bardzo go kocha.....

Co kiedy dziewczyna poza chłopakiem nie ma nic, znajomych przyjaciół zainteresowań i życia? Gdy rozstaje się na dzień czy dwa wpada w szał, stany depresyjne...nie wie co ma z sobą zrobić....

To rodzaj uzależnienia....

Tak mi się wydaje.....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

a wiec nie wiem czy to milosc.

 

[Dodane po edycji:]

 

czasem po prostu brak odwagi aby powiedziec 'dosc!'

tu to słowo miłość trzeba w cudzysłów włożyć, bo to nie jest normalne uczucie tylko chore. Takie osoby, które tkwią w czymś takim często myślą, że na nikogo innego/lepszego nie zasługują, że nie jest aż tak źle, znadują mnóstwo wytłumaczeń dla zachowań drugiej osoby: że co prawda uderzy, czy krzyknie ale to nie jest codziennie, albo jak pije tylko w weekendy do upadłego, to są tylko weekendy, poza tym jest przecież OK.

To jest chyba uciekanie od odpowiedzialności za swoje życie i oczywiście strach, by powiedzić dość, a nawet jeśli się tak zrobi i toksyka wywali z życia to cięzko potem być konsekwentnym bo często taki ewenement nie daje spokoju, próbuje zatruwać życie ofiary dalej. Ale tu trzeba właśnie być bardzo konsekwentnym i nie dać się... ale z tą konsekwencją jest czasem licho...

 

[Dodane po edycji:]

 

I tak, to jest uzależnienie jak najbardziej. To tak jak od alkoholu czy narkotyków, wiesz że Cię powoli niszczą a dalej bierzesz.

 

[Dodane po edycji:]

 

Co kiedy dziewczyna poza chłopakiem nie ma nic, znajomych przyjaciół zainteresowań i życia? Gdy rozstaje się na dzień czy dwa wpada w szał, stany depresyjne...nie wie co ma z sobą zrobić....

To rodzaj uzależnienia....

Tak mi się wydaje.....

właśnie, ale to przez niego nie ma znajomych i utraciła wszelkie zainteresowania. I to on do tego doprowadził, a ona poleciała w jego "tango" na własne życzenie poniekąd, jest jeszcze młoda i naiwna ale może kiedyś się "obudzi".

Trzeba być silnym psychicznie żeby z tego wyjść i przed wszystkim mieć świadomość sytuacji w jakiej się znajdujemy, jeśli sami nie potrafimy się z chorego układu wyplątać, to trzeba zgłosić się do psychologa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lili-ana, a no nie koniecznie, znam przypadek gdy dziewczyna na własne życzenie odcięła się od całego świata, jedynym jej światem był jej chłopak...ale okazało się, że to w większosci wynikało z jej zaburzeń....ale tak jak mówisz, zwykle to wina tej bardziej zaborczej strony w związku.....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej Linka... uzależnienie to nie miłość przecież :)

jeżeli dziewczyna daje się bić i poniżać to nie znaczy że kocha za bardzo ...ona poprostu kocha swojego kata jest nawet na to jakies mądre okreslenie.

uwżam takze że nie można kogoś kochać za mało - nie lubie uproszczeń ale tu akurat takie trzeba zastosować albo sie kogos kocha albo nie.

Mozna także uważać że się kogoś kocha za bardzo....a tak naprawde nie wiedzieć czym jest miłość(nigdy jej np. nie zaznawszy) i wmawiać sobie że miłoscią jest właśnie to uzależnienie nawet nie zdajac sobie z tego sprawy.

Obawiam sie że tak własnie jest w moim przypadku .

albo jak to powiedział Bogus Linda w filmie "Sara" ...."..miłość to coś czego nie ma.." :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak i to że taka kobieta(rzadziej facet) się uzależnia od toksyka, to oczywiście odpowiedzi na to trzeba szukać w dzieciństwie.

U mnie np. było tak, że ja nie zaznałam normalnej miłości od matki, tylko wieczne narzekania, nerwy i krzyk i taki też był mój pierwszy toksyczny związek, w której partner stosował przemoc psychiczną również przez darcie się na mnie i w ogóle wykorzystywanie mojej osoby... A to ze mój ojciec był alkoholikiem a moja matka paliła pety i również lubiła se wypić w weekend to pakuję się na dodatek w związki toksyczne w których partner jest uzależniony od czegoś.

Chodzi mi o to, że ja(i kobiety które kochają za bardzo) się zadowalam ochłapami miłości i byle jaki czuły gest z jego strony działa na mnie tak że zapominam o krzywdach jakie mi wyrządził. Ale to na chwilę, bo potem przychodzi przebudzenie, że on mnie przecież krzywdzi!! ale wystarczy jego uśmiech, czy miły gest i już jest przecież OK, no nie?? :? Na chwilę... na tym polega taki chory układ, więc "wina" leży też po stronie ofiary. Kat i ofiara się wzajemnie uzupełniają.

Ja z jednego związku się uwolniłam, teraz jestem w drugim, również takim który mi szczęscia nie daje. Nie jest źle, mówię sobie ale nie jest również dobrze - cięzko wyplatać się z tego, bo przecież taką "miłość" znam z dzieciństwa.

Ale na terapię chodzę i jestem na dobrej drodze do wyzdrowienia, żeby się więcej w takie układy nie pakować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lili-ana, masz calkowita racje, ale to jest droga donikad. Po prostu czlowiek tkwi w chorym zwiazku i jest coraz bardziej raniony, a poza tym traci szanse na normalna relacje z innym partnerem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lili-ana, bardzo ci współczuje i uważam, ze odwaliłaś kawał dobrej roboty, że się z tego wygrzebujesz.... czasem "normalsom" ciężko wytłumaczyć, według niektórych to ze ktoś miał taką sytuację w dzieciństwie ma być motorem napędowym, żeby w swoim życiu robił inaczej. Jak wytłumaczyć, ze jeśli jestem DDA to chętnie "wpakuję się" w taki związek bo wbrew pozorom już wiem co z tym robić, to sytuacja dla mnie "normalna", czuję się "pewnie" - a nie wiem co mam z sobą robić w zdrowym związku...bo tego nie znam...nigdy nit mnie nie nauczył jak to jest....

I tak się w tym tkwi, w takim gównie po uszy.....bardzo ciężka sprawa.....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Racja, w normalnym związku również czułabym się źle ale trzeba nad tym pracować, bo ja o niczym innym nie marzę tak naprawdę i chociaż się cholernie boję tego, to myślę że to jest warte tego, żeby się przełamać.

Dobrze by było żeby mój obecny partner też tego chciał, tzn. żeby chciał się zmienić i dorosnąc do normalnego związku, widzę jakąs jeszcze w nim nadzieję(a moze to pozory?), jeszcze próbuję, bo on jest młody i możliwe że reformowalny. Staram się mu przekazywać moją wiedzę - od wielu lat czytam książki psychologiczne i pracuję nad sobą, szukam drogi do wyzdrowienia. Ja wiem że to trudne i bolesne ale nie ma chyba innej drogi do szczęścia. Tylko czy on się na to odważy?? Bo ja tak.

 

[Dodane po edycji:]

 

Lili-ana, masz calkowita racje, ale to jest droga donikad. Po prostu czlowiek tkwi w chorym zwiazku i jest coraz bardziej raniony, a poza tym traci szanse na normalna relacje z innym partnerem.

U mnie w końcu się przelało w pierwszym związku, byłam już tak poraniona, że normalnie powstałam jak feniks z popiołu :D

Ale na to potrzeba siły i ja ją mam! Myślę, że większość kobiet(jeśli nie wszytkie) ma w sobię tą siłę, żeby zmieniać swoje życie na lepsze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Trzeba być silnym psychicznie żeby z tego wyjść i przed wszystkim mieć świadomość sytuacji w jakiej się znajdujemy, jeśli sami nie potrafimy się z chorego układu wyplątać, to trzeba zgłosić się do psychologa.

 

no wlasnie tylko co zrobic jak czlowiek psychike ma niczym cienka nic ktora jakims cudem jeszcze nie pekla ... a moze wlasnie jak peknie przyjdzie ten moment kiedy bedzie sie miec sily i wiare by raz na zawsze uporac sie z tym co nas zabija :roll:

 

ja postanowilam poza terapia wspomoc sie lekami, terapeutka mowi ze to dobry pomysl bo przy moich silnych stanach depresyjnych moze mi to pomoc ... tylko ze zyjemy w polsce i zeby dostac sie do psychiatry panstwowo a nie prywatnie trzeba czekac bagatela 3 tygodnie :-|

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

ja postanowilam poza terapia wspomoc sie lekami, terapeutka mowi ze to dobry pomysl bo przy moich silnych stanach depresyjnych moze mi to pomoc ... tylko ze zyjemy w polsce i zeby dostac sie do psychiatry panstwowo a nie prywatnie trzeba czekac bagatela 3 tygodnie :-|

Ja też chodzę państwowo, doczekasz się w końcu 3 tygodnie to nie tak długo.

A leki mogą pomóc, ja dzięki nim mogłam się zdystansować i spojrzeć trochę z boku na moją sytuację, nie szargały mną już tak emocje, nie miotałam się, tylko mogłam spokojnie pomyśleć i poobserwować mój związek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no to czekalam 3 tygodnie tylko po to zeby uslyszec ze lekarza nie ma :evil: myslalam ze szlag mnie trafi na miejscu ... naszczescie zapisali mnie na poniedzialek bo gdybym musiala czekac kolejne trzy tygodnie to nie wiem co bym zrobila :?

 

reszta pozostaje bez zmian, staram sie zmienic swoje zachowanie, swoje podejscie do problemu i do tego czlowieka (wg tego co pisze w ksiazkach ktore dostalam od Lili-anny i co mowi mi terapeutka) ale poki co marnie mi to wychodzi ... mimo to staram sie myslec pozytywnie, wkoncu sie uda, musi sie udac :!: terapeutka mowi ze poki nie odejde nie posuniemy sie dalej z terapia, czekam z utesknieniem na ten dzien kiedy wkoncu uda mi sie powiedziec DOSC - mam nadzieje ze to juz nie dlugo

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Alisha - powoli, małymi kroczkami wyjdziesz z tego, cierpliwości. Działasz w kierunku poprawy sytuacji i to jest najważniejsze :smile:

Musisz się wzmocnić, stanąć porządnie na nogach, wtedy będziesz gotowa na poważne zmiany.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

:why: pomocyy!

Od ponad poltora roku tkwie w zwiazku w ktorym generalnie sie mecze lub wrecz wykanczam.Jestem z kobieta uzalezniona od alkoholu ktora od tygodnia dopiero zaczela cos z tym robic i uczeszczac na terapie AA. Generalnie oklamuje mnie i czesto wychodzi to na jaw,ale ona wie jak bardzo mi na niej zalezy ze nie zostawie jej latwo i wiem ze to wykorzystuje. Mam juz dosc tej szaropaniny samej ze soba ilekroc mnie zrani odchodze i jestem gotowa zostawic ja na zawsze a kiedy mi przejdzie znow miekne i pragne wrocic do niej jak niczego na swieciecie.Za soba mam bardzo niemile doswiadczenia z nia ma agresywna nature zwlaszcza po alkoholu...kiedy nie pije zas oklamuje kombinuje ..blagam pomozcie mi ja nie wiem co mam z ty fantem zrobic ona jest calym moim sercem

a jednoczesnie trucizna .Bez niej wszystko jest beznadziejne nie moge nawet jesc nic mnie nie cieszy pomijajac ze ogolnie mam nerwice i depresje.Czuje sie samotna i tak naprawde to tak jak nikomu by na mnie nie zalezalo.Czasami mam nawet mysli samobojcze...

 

Czekam na wasze podpowiedzi jak sobie z tym poradzic jestescie moja jedyna deska ratunku

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Andain, Tworzysz jej doskonałe środowisko do pielęgnowania nałogu . dajesz jej pewność ,że może pić bo i tak jak się zbuntujesz(wkurzysz) to po chwili wrócisz . Ja widzę dwa wyjścia albo radykalne -zakończyć związek .

albo delikatniejsze -uświadomić sobie ,że jesteś osoba współuzależnioną ( co kwalifikuje Cie do miana "alkoholik") w tym wypadku możecie razem rozpocząć leczenie odwykowe .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tkwilam w jakims chorym ukladzie, i nie bylam w nim bo ja nie potrafilam odejsc. nie potrafilam sie go pozbyc.

 

2 dni jak z filmu i nagle wszystko sie wali. przez chora zazdrosc. i znow ze to ostatni raz, ze juz nigdy wiecej ze kolejny raz prosi o ostatnia szanse. nie, nie nie nie nie nie nie. ile razy mam dawac ostatnia szanse. niech sobie szuka innej naiwnej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam

Przeczytalam to forum bardzo dokladnie, chcialabym po raz pierwszy w zyciu podzielic sie z kims tym co przezylam w moim bardzo krotkim 24 letnim zyciu... anonimowosc mi to mam nadzieje zapewni

 

od 5 lat zyje w zwiazku z kims kto wczoraj powiedzial mi "nie wiem czy cie kocham, moze to przyzywczajenie"

Znamy sie z liceum, na poczatku bylismy przyjaciolmi, tak poprostu , w miare jak nasza znajomosc sie rozwijala zaczynalam spostrzegac ze to moze byc ktos wiecej, zaczelismy sie spotykac w klasie maturalnej... moze brzmi to smiesznie ale z tej radosci ze mam chlopaka, olalam sobie szkole, liczyly sie spotkania z nim, wspolnie spedzone chwile, moj pierwszy pocalunek, mature zdalam ale bez rewelacji zwazywszy na to ze uczylam sie naprawde w porzadku, poszlismy na studia..wiecie co zrobilam? zamiast isc do wiekszego miasta, poszlam tam gdzie on... bo nie chciaam byc daleko...nadszedl sylwester nasz 1 raz... a 4 dni po nim najgorsza dla mnie w zyciu chwila... zerwal ze mna...tak o! nigdy potem nie poznalam prawdziwej przyczyny, rozstalismy sie, moze wylanych lez, ale po jakims czasie on sie odezwal i znow o mnie staral, wrocilam bo wierzylam ze zrozumial, a moze dlatego ze bylo mi wygodnie...dzis juz nie wiem... za pol roku bylo kolejne rozstanie zawsze o to samo... zaczyna sie straszna oschloscia z jego strony, zero przytulania, zero pocalunkow, o slowie kocham cie moge pomarzyc przed snem...ja wtedy zaczynam naciskac...a on ze mam dac mu spokoj i ze ze mna nie moze wytrzymac, ale nie rozumiem gdzie w tym moja wina...poprostu chce zeby mnie kochal i okazywal to... po roztsaniu wyjechalam do Warszawy, mialam tam swietna prace, przyjaciol i moze przyszlego chlopaka bo byl ktos w moim zyciu komu na mnie zalezalo tam... ale wtedy sie odezwal!! przez telefon prosil i doslownie plakal abym wrocila...przyjezdzalam do domu co 2 tygodnie, nigdy nie zapomne jego lez w oczach gdy pociag odjezdzal, wrocilam do domu, rzucilam prace i wrocilam, ale nic sie nie zmianialo na pocztaku niesamowita radosc, zwiazek na medal, kwiaty pocalunki kocham cie codziennie w smsach a po paru miesiacach to tylko ja pisalam... nie opisuje tu wszystkich naszych przypadkow bo porpostu wstyd mi ze dopuszczalam zeby mnie ktos tak traktowal... ostatnim razem gdy sie rozstalismy i ja nie chcialam wrocic to on sie spotkal z jakas dziewczyna, z jednej storny go rozumiem bo tlumaczy to tym ze przeciez nie chcialam z nim byc a on myslal tlyko o mnie i chcial okreagowac... ale w koncu wrocilam, bo mam do tego czlowieka olbrzymi sentyment, kocham go taka pierwsza,prawdziwa miloscia , a ja jestem na maksa uczuciowa...znaczy sie wrazliwa,bardzo duzo placze, nawet gdy sie klocimy miedzy innymi dzis juz nie ejstesmy razem bo moje lzy doprowadzaly go do szewskiej pasji, najgorsze jest to ze nie wiem jak sie moja historia zakonczy, po rozstaniach nigdy nie przestawalam go kochac, poporstu rozumialam ze on nigdy nie bedzie dla mnie taki jak powinien byc chlopak dla dziewczyny, ze nie ma szacunku i poprostu milosci dla mnie... na chwile obecna on nie chce byc juz ze mnam doszlo do tego ze to on widzi ze ten zwiazek nie ma przyszlosci, ze sie nigdy nie zmienimy, ja pisze desperackie smsy i sie ponizam a on odpisuje:daj mi spokoj...

bardzo ciezko mi przez to przechodzic, bo ja poprostu stracilam przyjaciol.. gdy sie rozstawalismy bylam wrakiem czlowieka zaplakanym, uzalajacym sie nad soba czlowiekiem ktoremu wszyscy mowili rzuc go raz a porzadnie, ale ja nie umialam! jestem taka beznadziejna bo wmowilam sobie ze to ten jeden jedyny;( moja najwieksza przyjaciolka odwrocila sie odemnie we wrzesniu, on ma na dzien dzisiejszy wszystko, prace ktora go satyskfakcjonuje, przyjaciol z ktorymi moze sie spotkac a ja zostalam sama...po raz chyba 7 juz stracilam rachube...

nie wiem co mam robic, proszki uspokajajace to codziennosc do psychologa boje sie isc, i sie wstydze;( a wydaje mi sie ze mam naprawde powazna depresje bo jadac autobusem do szkoly czy pracy ja rycze i proboje sie z tym pogodzic ze znow nie jestemy razem...

takich historii jak moja jest wiele, ale czemu nigdy nie moga sie skonczyc szczesliwie, nad tym najbardziej ubolewam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

groszekk, moga, najwazniejsze ze sobie zdajesz sprawe z problemu. Powinnas poszukac psychologa od terapii zwiazkow/ badz uzaleznien zalezy jak sie nazywa i czy jest w Twoim miescie, mozesz sie zglosic do poradni psych pedag tam tez powinni byc ludzie, ktorzy pomoga. Mozna sie od tego uwolnic, od tego wyobrazenia, ze nie mozemy zyc, bez tej osoby, od przyzwyczajenia, od czepiania sie mysli ze to ten jedyny. Kiedyz zaczniesz zdrowiec, zdasz sobie sprawe ze to co wczesniej myslala, bylo tylko Twoim zludzeniem, a zludzenia sie nie kocha. Powodzenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chciałbym usłyszeć wasze zdanie, nie ukrywam, że może doznać jakiegoś pocieszenia.

 

Otóż jestem rok z dziewczyną. Było dużo sygnałów, że ze mną coś jest nie tak. To wielka zazdrość, to robienie problemów o głupoty, to straszne wahania nastrojów, to głupie myśli, to obawianie się, że mogę jej nie kochać... Mamy 1,5 miesiąca do matury. Chodzimy razem do klasy. Przechodzimy cięzkie chwile, głównie w szkole, bo jesteśmy skazani na siebie, chcąc nie chcąc. Ja bardzo lubię spędzać z nią czas, chciałbym jak najwięcej, ona odwrotnie. Wiele razy kończyliśmy to, ale jednak.. jednak ciągniemy dalej, coraz to nowe obietnice, ustalenia. Ale przekrocyzłem granicę. Niby staram się, chcę by było mnie mniej i jest. Ale za to ją zaczęło to bardziej drażnić. Ustaliliśmy, że przez miesiąc odrywamy się od siebie. Nie ma pisania, rozmów, przerw i tak dalej. I tu dostrzegam jej wielką mądrość. Bo ona nie chce zacząć mnie nie cierpieć, nienawidzić. Czuje się osaczana. Chce znów zatęsknić, móc marzyć o mnie. I wiem, ze ona mnie kocha, że mimo tego zła, które jej wyrządzam, ona mnie kocha miłością baardzo wielką. A ja? A ja boję się, ze jestem uzależniony od niej. Nawet od kłótni, byle by być przy niej.

 

Myślicie, że ten miesiąc rozłąki (bo nie powiem, że ja go też nie chcę) może mnie jakoś zdystansować do tego, odpowiedzieć na jakieś pytania związane z uczuciem? Może być tak, że po tym powrocie za jakiś czas zacznę ją kochać normalnie? Dawać swobodę, mieć spokój od złych myśli, przerodzić toksyczną miłość w fajne, pewne uczucie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Inler, Daj sobie spokój już teraz bo to będzie piekło i męczarnia dla Ciebie!

a to:

To wielka zazdrość, to robienie problemów o głupoty, to straszne wahania nastrojów, to głupie myśli,

a takie coś się powinno leczyć... terapia wskazana bo takie coś wykańcza człowieka strasznie... :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hmm.. ale ja wiem, że ja kocham te osobę, mimo, ze to ja jestem tym robiącym piekło. I zastanawiam się czy ten miesiąc może mnie zdystansować do tego wszystkiego, by stało się to spokojniejsze i prawdziwsze. Nie chcę stracić tak cudownej dziewczyny. Z resztą, nawet jak to się skończy to każdy kolejny związek będzie przechodził wedle takiego samego schematu... już umówiłem się na wizytę, tak. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×