Skocz do zawartości
Nerwica.com

Depresja a motywacja


iman

Rekomendowane odpowiedzi

kurcze Peace-b, przykra sprawa u Ciebie. Ja mam niestety podobne doświadczenia- napisałam to już gdzies tu, ale poworzę- w najgorszych momentach zawsze zostajemi sami. Ja liczyłąm na rodzine choć sama nie wiem dla czego, bo to zawsze byli najdalsi mi ludzie, no ale tak to juz jest, może instynkt czy cos. I oczywiście sie przeliczyłam, paradoksalnie- to sa własnie ludzie, którzy pogrążają mnie w tym wszystkim. Chciałabym, zeby kiedys matka powiedziała mi- niczym się nie przejmuj, najwazniejsze jest to, żebys w zyciu była szczęsliwa- ale wiem, że nigdy tego nie usłyszę. Wszystko co się ze mną dzieje, to według nich wina mojego lenistwa, przesady i rozpuszczenia- tu cytat: cale zycie smarowałam Ci dupe miodem, a tobie zawsze źle...

Szkoda tylko, że jest tak cięzko uwolnic sie a od tego kontrolującego wpływu wpajanego przez całe lata. Ja mam poczucie, ze w ogóle nie żyje dla siebie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Boże.... te wyznania sa szokujące, ale jednocześnie doszło do mnie coś bardzo ważnego - że zawsze może być gorzej...

Wiecie dlaczego? Bo wydawało mi się, że tylko ja tak mam... a tu się okazuje, że to nieprawda!!!! Wiadomo, że nie życzę tego nikomu, ale zawsze, gdy czyta się takie posty i jest się rozumianym jest jakoś lepiej...

 

Iman i Martusia - identycznie, jak u Was: ja studiowałam polinistykę - chyba nigdzie nie ma więcej czytania niż tam... Nikt nie był mi w stanie uwierzyć, że spędzając całe noce nad książkami (bo dnie na uczelni), robiąc kopy notatek nie wiem nic... I własnie, gdy ktoś mnie o coś spytał pojawiała się pustka.

 

Podobnie mam z filmami...oglądam jakiś i za dwa miesiące nie pamiętam, że taki był. Poza tym nie wiem, co do mnie ludzie mówią, nie pamiętam wydarzeńz własnego życia - nie epizodów, ale wydarzeń!!!

 

snaefridur , peace-b

Oczywiście nikt mnie nie rozumie i wszyscy albo mówią, że przesadzam, albo śmieją się z moich "wybryków". Szukałam zrozumieia u byłego chłopaka, ale on po prostu mnie wyśmiewał i oskarżał o to, że to ja jego nie rozumiem. Dla wszytskich to niemożliwe, żebym JA była chora, miała problemy z nauką, życiem...

 

A ja tymczasem leżę dniami w łóżku, patrzę w sufit i k****** dostaję.

 

Dlatego cieszę się, że mam Was, bo tylko chyba to forum daje mi jeszcze czasem jakąś nadzieję.

Pozdrawiam wszystkich!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To nie tak ! Nikt nie jest sam/sama ze swoja chorobą ! Nie tu, nie na tym forum !

Owszem wiele nas dzieli i różni: wygląd, doświadczenia życiowe, znajomości, przyjaźnie, miłości, krewni/rodzina, odległość. Ale łączy nas to co czujemy, nieraz oddaleni od siebie o setki kilometrów. My to rozumiemy. Lęk i strach ma mniejsze oczy, kiedy się go pozna, a już zupełnie maleje, kiedy odczuwamy to razem. Może nie trzymamy się wtedy razem za ręce, ale czujemy, nierzadko bez zbędnych słów.

 

Jestem na tym forum nowy, ale już zdążyłem otrzymać, to co mnie umacnia w pokonywaniu swoich problemów - czuję się potrzebny. I jeśli nawet to odczucie jest subiektywne, iluzoryczne, to chcę takiej ilzuji. Bo wiem, że kiedy się przekonam jakie to odczucie jest naprawdę, wtedy będę już choć trochę silniejszy, bliżej wygranego zdrowia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiem coś o tym Sad Gdy zaczęła się moja depresja i nerwica nikt nawet tego nie zauważył. Wiele razy gdy było mi ciężko i gdy szukałam pomocy i zrozumienia - nie dostawałam nic oprócz żartów i kpin.

 

jak to pani pedagog w podstawówce powiedziała, gdy zapoznała się z tym, że z powodów kpin rówieśników mam za soba pierwszą próbe samobójczą, w wieku 11 lat tnę się na różne sposoby i mam ostrą nerwice żołądka:

 

to tylko nerwica, to przejdzie. nie należy się teraz tym przejmować, bo będzie gorzej.

 

 

 

 

 

...

jak ja nie lubię terapeutów, którzy opowiadają swoim pacjentom o swoich osobistych problemach.

 

--- sorry, ale musiałam.

 

[ Dodano: Wto Paź 03, 2006 7:58 pm ]

psychodzy, którzy zadręczali mnie swoimi kłopotami, żeby mi wmówić, że moje problemy to nic przy problemach innych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jak to pani pedagog w podstawówce powiedziała, gdy zapoznała się z tym, że z powodów kpin rówieśników mam za soba pierwszą próbe samobójczą, w wieku 11 lat tnę się na różne sposoby i mam ostrą nerwice żołądka:

to tylko nerwica, to przejdzie. nie należy się teraz tym przejmować, bo będzie gorzej.

 

 

Oj znamy znamy. Moja pani psycholog szkolna zalecila mi cwiczenia z asertywnosci. Sek w tym, ze chodzili na nie - z ciekawosci - moi koledzy z klasy. Zadanie brzmialo: powiedz o swoim problemie. Przy tekstach typu: jestem niski albo: jestem za chuda ja zdolalam wybakac tylko: mam zmienne nastroje. Pani poradzila mi tak: stosujesz takie wytlumaczenie, jak ktos cie zaatakuje. On: masz zmienne nastroje, to straszne! Ty (aertywnie): nie mam zmiennych nastrojow, po prostu czasem lubie sie posmiac a czasem nie... Na tym sie skonczylo, a potem przez kilka lat udalo mi sie zapomniec o tym, ze kiedys potrzebowalam psychologa. Ale to oczywiscie (oczywiscie) problemu nie zalatwia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

do tej pory rano kiedy otwierałam oczy, natychmiast chciałam je zamknąć spowrotem, teraz jest trochę lepiej staram się aby pierwszą myślą zaraz po przebudzeniu nie było" o rany, znów kolejny beznadziejny dzień". staram się przypomnieć co fajnego mnie czeka tego dnia. na początku było trudno, ale myślałam " chce napić się dobrej kawy i zaciągnąć dymkiem" na początek wystarczało jakoś wstawałam a potem mimo że nie było lekko już jakoś się toczyło teraz staram się myśleć o innych fajnych dla mnie rzeczach. np. o filmie który mam zamiar oglądać albo o książce, albo o tym że pogadam sobie na forum stopniowo buduję dzień z takich małych " chcę".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

do tej pory rano kiedy otwierałam oczy, natychmiast chciałam je zamknąć spowrotem, teraz jest trochę lepiej staram się aby pierwszą myślą zaraz po przebudzeniu nie było" o rany, znów kolejny beznadziejny dzień". staram się przypomnieć co fajnego mnie czeka tego dnia. na początku było trudno, ale myślałam " chce napić się dobrej kawy i zaciągnąć dymkiem" na początek wystarczało jakoś wstawałam a potem mimo że nie było lekko już jakoś się toczyło teraz staram się myśleć o innych fajnych dla mnie rzeczach. np. o filmie który mam zamiar oglądać albo o książce, albo o tym że pogadam sobie na forum stopniowo buduję dzień z takich małych " chcę".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

... a u mnie znowu spadek motywacji... moze to przez nowe leki, samopoczucie jakby lepsze- tzn jestem spokojniejsza, ale moglabym juz w ogóle nie wstawac z łóżka- tragicznie jestem zmeczona. ale jest tez jeden sukces- kupilam sobie bajerancką szczoteczkę do zebów i póki co mam motywacje żeby je myć ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

... a u mnie znowu spadek motywacji... moze to przez nowe leki, samopoczucie jakby lepsze- tzn jestem spokojniejsza, ale moglabym juz w ogóle nie wstawac z łóżka- tragicznie jestem zmeczona. ale jest tez jeden sukces- kupilam sobie bajerancką szczoteczkę do zebów i póki co mam motywacje żeby je myć ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Motywacja...tego czegoś chyba mi brakuje,z tym że ja coś robię. Mam na myśli codzienne obowiązki kobiety, żony, matki. Wstaję i zaczynam dzień - najpierw maz do pracy,dzieci do szkoły i do przedszkola, zakupy,obiad, pranie,sprzątanie itp... każdy dzień taki sam... do znudzenia. I nagle przychodzi taki moment ze mam juz dość tej codziennej rutyny...tego że w nocy nie moge spac, wstaję po dziesięc razy bo zdaje mi sie że juz nowy dzien...i wtedy biore jakies leki np relanium itp.mieszam z alkoholem i jest super nie myśle, nie czuje, nie ma mnie... potem przychodzi wstyd przed samą sobą, przed najbliższymi... Tak było ze mną rok temu,siostra uświadomiła mi że powinnam coś z sobą zrobić i teraz sie leczę,nie jest jeszcze tak dobrze jak być powinno ale jest poprawa. Nie robie już wszystkiego jak automat, nie szukam pocieszenia w "mieszankach"... jest lepiej.

 

Ile można chorować na depresję? U mnie ciągnie się to juz od szkoły podstawowej... miałam dwie próby samobójcze...obudziłam się w szpitalu,wróciłam do domu, i cisza. Nikt nic nie mówił, nie było tematu, problemu, psychologa...a ja czułam sie winna że jednak mi się nie udało, z drugiej strony było mi wstyd przed samą sobą ze coś takiego zrobiłam...mineło wiele lat. I teraz ta rutyna, siedzenie w domu.Czułam sie niepotrzebna, bezwartościowa, zaczynało mnie wszystko drażnic, zaczełam znowu myslec o śmierci...ale ja chyba jednak miałam motywację - moje dzieci...chyba teraz po roku leczenia wychodzę pomału na prostą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oi Oi OI

 

dzisiaj jest taki dzień, że mogłabym wziąć dubeltówke i naładować wszystkim śrutu w dupę...

 

a na końcu strzelić kulką w łeb...

 

GEMA

 

zaczyna się sezon na depresantów!!

 

trzymajmy się, trzymajmy, trzymajmy, trzymajmy.... nie wiem na razie po co, ale jak trzymamy to trzymamy...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj

Mówisz, że w domu nie mówiło się o Twojej próbie samobójczej. Czy Twój mąż wie o depresji i próbuje Ci jakoś pomagać? Jeśli tłumisz to w sobie od dzieciństwa, to może być ciężko. Jeśli nie wie, może powinnaś spróbować mu powiedzieć i życie nabrałoby odrobiny sensu?

pzdr

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I nagle przychodzi taki moment ze mam juz dość tej codziennej rutyny..

basiu, sąsiadko ja również miewam takie momenty i to bardzo często..dokładnie tak jak mówisz,każdy dzień taki sam :(

basiu,musimy w tej własnie rutynie odnaleśc własne miejsce i wierzyc że właśnie dzięki niej w przyszłości staniemy na piedestale.

 

miałam motywację - moje dzieci..

Właśnie i to one miejmy nadzieje wyniosa Nas na ten piedestał.Podziękują Nam za swoje dzieciństwo.Ja w to wierzę i tylko dzięki temu znoszę cierpliwie widok czterech ścian.

basiu głowa do góry :D

 

Pozdrawiam.gusia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

basiu moja depresja trwa odkad pamietam

 

co do rutyny to chyba wiele osob bardzo dobrze zna ten problem

moze czasami spruboj inaczej zaczac dzien np niech maz wstanie wczesniej zrobi wszytskim sniadanie poda ci do lozka i wyprawi dzieci a ty wstaniesz po sniadanku, zakupy zrob w innym sklepie np pojedz gdziesz gdzie jeszcze nie bylas albo zadko tam bywasz, na obiad tez moze byc cos fikusnego w internecie jest mase zwariuowanych przepisow na latwe i tanie posilki, co do prania i sprzatania nie mozna zabardzo tego zmienic ale mozesz naprzyklad podzielis obowiazki miedzy meza dzieci i siebie wtedy bedzie latwiej i nie tak monotonnie :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

to musze Ciebie z tą dubeltówką zaprosić do siebie :)

... a wydawało mi się , że robię postępy- jedna mała chwila i ...wszystko poszło w pierony. I jak zwykle w moim życiu- nie wiedomo o co chodzi, ale jak sie p*****y, to "na pewno moja wina". Kurcze jakie to wszystko kruchutkie- to moje samapoczucie, a juz miałam nadzieje, że w końcu wypracowałam coś trwałego, co będzie dobrą przepowiednia na przyszłość. Ta zależność od otoczenia juz mnie wykańcza. Nawet jak mam świetny dzień, bo takie juz mi się zdarzają, to wystarczy jedna odzywka bliskiej osoby, żebym wróciła do punktu wyjścia. Zupełnie nie potrafie sie zdystansować. Nie wiem jak sie zmotywować, choć ostatnio nawet mi się to udawało, ale za to inni wiedza doskonale jak mnie zdemotywować. Konkluzja w efekcie jest zawsze ta sama- strasznie musze byc beznadziejna, skoro wszyscy ciągle cos we mnie kwestionują...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kurcze jakie to wszystko kruchutkie- to moje samapoczucie, a juz miałam nadzieje, że w końcu wypracowałam coś trwałego, co będzie dobrą przepowiednia na przyszłość. Ta zależność od otoczenia juz mnie wykańcza. Nawet jak mam świetny dzień, bo takie juz mi się zdarzają, to wystarczy jedna odzywka bliskiej osoby, żebym wróciła do punktu wyjścia. Zupełnie nie potrafie sie zdystansować.

 

Mam dokładnie to samo. Ostatnio rozstroił mnie nerwowo jeden telefon od znajomego, w którym padło jedno nieostrożne słowo.... I ryk przez cały wieczór w poduszkę. Innym razem koleżanka z pracy delikatnie mnie zbeształa. Chciałam tylko pójść do domu, schować się pod łóżko i umrzeć. Dokładnie rozumiem co to za syf. Trzymaj się, iman.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Podbijam stary temat. Czy ktoś ma jakieś nowe przemyślenia? Za cholerę nie mogę się zmusić do roboty. Przez ostatnie kilka lat miałem tak, że każdego dnia musiałem się zmuszać do pracy (a miałem tych prac kilka w ciągu kilku lat). Im bardziej się zmuszałem do roboty, tym gorzej było z motywacją. Czyli przeciwnie do tego jak powinno teoretycznie być. No bo podobno w depresji trzeba się zmusić do pracy, a motywacja sama przyjdzie potem.

 

Teraz jestem już w takiej fazie, że praktycznie nic produktywnego nie robię. Gram całymi dniami na komputerze. Cholernie boję się przyszłości i nie widzę dla siebie nadziei. Wszelka praca wydaje mi się koszmarnie trudna, wydaje mi się, że nie podołam wyzwaniom. Boję się, że po raz kolejny praca wprowadzi mnie w depresję i popełnię samobójstwo. Mam więc ogromne opory przed zabraniem się za cokolwiek. Ma to dla mnie duże konsekwencje finansowe. Wiem, że jedyny powód dla którego pracuję, to pieniądze i chciałbym mieć EFEKT ale nie mogę się zmusić, wykopać do poniesienia KOSZTU. To takie "zarobić a się nie narobić". Brzydzę się sobą, to odrażające i haniebne nastawienie. Najgorsze, że każdego dnia zbliżam się coraz bliżej dna i zadłużam się bez jakiegokolwiek pokrycia w przychodach, już wiem, że prawdopodobnie w tym miesiącu moje raty kredytów wzrosną przynajmniej o 50%, a przecież banki w końcu kiedyś się zorientują, że nie warto mi pożyczać. O kurde. Macie jakąś radę jak się wykopać do roboty? Biorę leki ale to nic nie daje. Mój psychoterapeuta natomiast mówi, że jego terapia może działać dopiero nawet za 2 lata. Mam więc jeszcze prawdopodobnie 1 rok i 11 miesięcy lenistwa ale niestety to oznaczałoby dla mnie licytację komorniczą i wielką zawieruchę w rodzinie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dominika92 rozważ to skarbie, bo naprawdę przykro czytać, że tak się męczysz. Mój pierwszy antydepresant - fluoksetyna - bardzo mi pomógł w opanowaniu lęków. Na minimalnej dawce 20 mg śmigałam super bez zaglądania do pudełka z benzo. Nie sugeruję, że to ma być właśnie fluo...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

halenore, mi chyba bardziej potrzeba coś na nastrój..bo to mnie blokuje...jestem taka rozbita brak mi pozytywnej energii co za tym idzie nie mam siły by cokolwiek zacząć..

bo jak już coś zacznę to idzie co udowodniłam sobie wiele razy..tylko jak znowu mi przepisze ktoś najsłabszy lek i najmniejszą dawkę to raczej to znowu nic nie da..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×