Skocz do zawartości
Nerwica.com

Derealizacja. Depersonalizacja.


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Jeszcze ze 2 miesiące temu myślałam, że derealizacja to koniec świata. To jest jednak tzw. pic na wodę, fotomontaż naszego mózgu. Nie ma co się przejmować. Ja to olewam i mimo, że jak o tym pomyślę, to deralka nadal trwa, nie przeszkadza mi w normalnym życiu i funkcjonowaniu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Agnieszka_1988

 

W zupełności się z Tobą zgodzę, tylko jest jeden mały problem. Trzeba to Sobie uświadomić i faktycznie nie bać się tego a to z kolei trwać może bardzo długo w zależności od tego kto mam mniej a kto bardziej "oporny" mózg. Ja przyznam się bez bicia, że ciężko mi było pojąć to co się ze mną dzieje podczas derealizacji i przełożyło się to na dosyć długi okres zaakceptowania tego jako normalne ludzkie odczucie. Im prędzej Sobie to uświadomimy tym lżej będzie nam się żyło :) byłem oporny. :)

 

Chociaż nic nam w tej chwili nie zagraża, ale to już inny temat ;)

 

i to jest właśnie zagadka całego naszego mózgu :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Margaryna9,

Nie wiem czy mozna sie tego pozbyc. Ja niby nie boje sie tego ale jak mnie dopada to jestem taki oszolomiony ze masakra.

 

Ja tak samo.

 

Dzisiaj z rana było fatalnie. To pewnie odreagowanie po stresującym, zapracowanym tygodniu.

Wyszłam na chwilę i kompletnie nic nie ogarniałam. Odpowiadałam automatycznie, ale moja ogólna percepcja wynosiła 0.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję :D

 

Dużo pomogła mi moja psycholog. Kazała podejść mi do tego z ciekawością i spokojem. Tzn. jak dopada mnie derealizacja to zastanowić się "Hmm... Fajnie. Ciekawe uczucie. Dziwne, a jednak całkowicie mi nie zagraża". Po prostu zaakceptować to. Teraz, jak sobie o tym pomyślę to też czuję się nieco odrealniona, zwłaszcza, że nie spałam w nocy, a wtedy się to się nasila. Jednak, jak po prostu to zauważam i myślami przechodzę do dalszego życia to wtedy ona sama przechodzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kanashimi,

 

Jedyny sposob jaki dziala to czeste chodzenie w te miejsca gdzie lapie nas derealka. Jesli bedziemy tam np 10 razy w ciagu tygodnia to juz jest mala szansa ze nas zlapie bo sie przyzwyczaimy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

19_latek, ciekawe, co piszesz! Nigdy nie myślałam o tym w ten sposób, ale miałam czas, w którym cały czas łapała mnie derealizacja i ogólnie panika na pewnym przejściu dla pieszych. Jednak cały czas konsekwentnie tamtędy chodziłam... no i teraz derealizacja w tym miejscu już się nie pojawia. Nigdy mi się tam nic złego nie stało, więc przestałam się obawiać tego miejsca.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

TheGrengolada,

No bo tak to jest. Na poczatku wrzesnia jak chodzilem do szkoly to mnie lapala codziennie derealizacja. Teraz juz wcale, jestem wyluzowany jak nigdy.

Najgorzej jest w galerii handlowej, wtedy trace calkowicie "widocznosc" i jestem jak robot. A u fryzjera jak mnie zlapie podczas obcinania to juz wogule masakra :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zauważyłem ostatnio, że derealizacja ma związek z unikaniem pewnych odczuć, sytuacji, ludzi. Na początku gdy zacząłem się derealizować jeszcze w liceum było tak, że wpadałem w zamyślenie i takie specyficzne odrętwienie jako skutek prób radzenia sobie z nieprzyjemnymi emocjami, które mi cały czas towarzyszyły. Kiedy derealizacja już się włącza, to może trwać nieprzerwanie przez miesiące, nawet lata, ale da się nad tym zapanować. Trochę ćwiczeń i można tym mniej więcej sterować. Trik polega na tym, żeby zamiast myśleć o tym czym jest derealizacja i jak ją przezwyciężyć należy całą swoją uwagę skoncentrować (ale lekko, bez wysilania się, bez walki) na teraźniejszości, to znaczy na tej chwili, nie na przedmiotach, na samej swojej obecności (musicie to wyczuć na czuja, bo tego nie da się opisać konkretnie). Kiedy tak uziemiam się w teraźniejszości, to napięcie i energia w okolicach głowy rozluźniają się i derealizacja znika, jakby uchodziło ciśnienie. Od razu lepiej myśle, widzę i czuję się bezpieczniej, wtedy cała nerwica staje się dużo mniejsza, nie potrafię tego jeszcze robić cały czas, ale pomysł jest i udaje mi się to powtarzać, więc pewnie kiedy zrobie sobie taki nawyk to zniknie na zawsze. :great:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kochani! Ostatnio bylam na badaniach,bo koszmarnie sie czulam i wyszlo,ze mam duza niedoczynnosc tarczycy. Lekarz twierdzi,ze to z tego powodu tak czuje sie od trzech lat. Nie wiem co o tym myslec,cieszyc sie,ze wezme tabletke rano i po jakims czasie miejmy nadzieje objawy ustapia? Wg lekarza choroba tarczycy objawia sie bardzo podobnie jak nerwica,dlatego czesto jestesmy zle diagnozowani! Naprawde nie wiem co o tym myslec:( POZDRAWIAM!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Margaryna9 Jak masz podwyzszony to nedoczynnosc. Lepiej zbadaj sie dokladnie. Ja mialam robione badania w maju i tez mialam tylko troszke podwyzszony poziom tarczycy i lekarz to olal. Teraz naprawde zle sie czulam i wyszlo od razu,te kilka miesiecy zrobilo swoje,juz zaczelam brac tabletki i musze powiedziec,ze juz zaczynam sie lepiej czuc,przynajmniej leki i ataki paniki minely. Jejku,jakby to byl powod tych okropnych odczuc,to bylabym szczesliwa,ze to tarczyca,a nie nerwica,moze zwariowalam,ale cieszylabym sie!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

stokrotka,

Lekarz jak diagnozował mi nerwice kazał zrobić TSH tarczycy. Wynik był idealny, dobrze czy źle ?

Dobrze bo tarczyce mam zdrową a źle bo lepiej żyć z świadomością chorej tarczycy i leczyć to jak każdą inna chorobę niż żyć z nerwicą i nie wiadomo jak to leczyć. :)

 

Może to głupio zabrzmi, ale nie pociesza mnie ten wynik, :P chociaż wiem, że tarczyce też się ciężko leczy i to nie jest takie hop siup. Moja mama ma z nią problemy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja jestem w ciągłej d/d też od 3 lat. Do tego dołącza mi się całkowity brak emocji i uczuć, w tym uczuć wyższych, totalna obojętność, problemy z pamięcią długo i krótkotrwałą.Itd... Leczyłam się już mnóstwem leków, i nic. Ciągle wszystko wygląda jak spod tafli lodu, wszystko płaskie i mdłe, niby ma kolory, ale ja ich nie czuję. Nie czuję też przestrzeni, ani w ogóle otoczenia, wszystko jest dla mnie takie same.

Co do triku GrinGoo, też już wpadłąm na podobny pomysł, ale u mnie nie daje on pożądanych efektów. Po prostu nie działa. A szkoda, bo pomysł wydaje się całkiem niegłupi.

Terapeuta mi powiedział, że powodem może być to, iż nie żyję życiem jakim moje wewnętrzne ja chciałoby żyć, hehe. Tylko ilu ludzi tak właśnie żyje? Pewnie nawet nie 1 promil ludzkości. A przecież, nie wszyscy uważają siebie za ochłapy świadomości osoby, która kiedyś żyła. Bo mnie nie ma, ja nawet tego nie piszę, samo się pisze, jak ze wszystkim, wszystko automatycznie, bez poczucia świadomości wykonywania tych czynności/myśli. Też miałam robione badania TSH, T3 i T4, ale niestety u mnie wszystko w granicach normy, więc to nie tarczyca. Ale co to? Podobno nietypowa depresja imitująca objawy negatywne schizofrenii- przynajmniej według mojego ostatniego psychiatry; ).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hej. chciałem podzielić się z Wami informacją że wyszedłem z nerwicy. tzn nie wiem na jak długo, na ile, czy jest tak samo jak przed chorobą (a pewnie nie jest) czy na pewno to pełne wyleczenie itd itp. ale faktem jest że derealizacji nie miałem już od ponad pół roku tak naprawdę. wychodziłem z tego powoli, faktycznie nie dało rady wyjść z dnia na dzień, jak i nie pamiętam specjalnie "przełomowych" dni, w sensie że budzę się i nie mam nerwicy. natomiast nerwica minęła :D powiem Wam że czuję się praktycznie jak nowonarodzony. nawet trudno mi sobie wyobrazić dziś te rzeczy, które miałem na początku ów felernej "przygody", typu niemożność wyjścia nawet do innego pokoju, ruszenia się z miejsca, a co dopiero pójścia do sklepu itd. pamiętam jak przez mgłę, ale wiem, że mój stan był wówczas TRAGICZNY (ataki jeden za drugim, bezsenność, ataki w nocy, jeżeli już zasnąłem to koszmary senne, wielokrotnie przerywany sen, budziłem się cały spocony, i znowu to samo).

Tak więc porównując tamtejszy stan, dzisiaj jest miliard razy lepiej. Mogę wszystko, nie mam ataków, chodzę do szkoły, nawet powróciłem do hobby jakim jest muzyka, z nową inspiracją i poszerzonym spojrzeniem na życie oczywiście.

Opiszę to w osobnym temacie. Pozdrowienia z tego "solidnego" świata.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wg mnie te wszystkie wyspecjalizowane nazwy i pojęcia, całe te terapie są o kant stołu rozbić.

rzeczą którą naprawdę mi pomogła jest zmiana odżywiania, a druga to świadomość, że nie jestem nikim specjalnym, że po prostu zdechnę jak każde inne zwierzę, że mogę albo wyjść z tego stanu albo zdechnąć. To pozwoliło mi stopniowo wyjść z zamkniętego kręgu wiecznego użalania się nad sobą, ataków itd itp. Po prostu to zaakceptowałem, i wtedy mnie odpuściło, z czasem. Za każdym razem to olewałem, olewałem, olewałem, systematycznie. Aż ostatecznie mam spokój.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×