Skocz do zawartości
Nerwica.com

Co mam do zaproponowania drugiej stronie ?


Rekomendowane odpowiedzi

Z tym samochodem to jest coś na rzeczy :?

Właśnie przyszło mi do głowy ,że dobrym sposobem na rozpoczęcie nowej znajomości może być jakaś niewielka stłuczka z interesującą dziewczyną. Nic wielkiego ,jakieś małe wymuszenie pierwszeństwa ,albo otarcie na parkingu. Hmmm ,to może być całkiem romantyczne.

 

Co do samochodów pod dyskotekami to niewiem co się liczy: duża maska czy obszerne wnętrze ? :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

debil, jak ja czytam co Ty piszesz to mi oczy wychodzą z czaszki.

 

Jest taka zasada, że związki ludzi z podobnym wykształceniem i statusem materialnym mają największe szanse na przetrwanie, bo po prostu tacy ludzie najlepiej się dogadują - czytałam gdzieś o jakichś badaniach na ten temat. Ponoć najlepiej jest kiedy kobieta ma trochę lepsze wykształcenie ale to facet trochę więcej zarabia ;). Twoje przykłady jakieś z kosmosu wzięte i w ogóle nie wiem o co Ci chodzi.

 

Ja sobie nie wyobrażam wisieć na facecie i ciągle liczyć na jego pieniądze. Jeśli mam stworzyć związek, to partnerski. Nie chcę tragarza, chcę faceta, który pomoże owszem, ale nie będzie na mnie zarabiał i jeszcze wszystkiego za mnie robił.

Ja tak samo chętnie pomogę mu pomalować ściany w pokoju, jak on weźmie ode mnie siatkę jak będziemy wracać z zakupów.

Nie można mieć w wyobraźni kobiety, która się na facecie uwiesi jak jemioła.

 

:great: Zgadzam się w 100% :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Panno Modliszko, a kto będzie wychowywał nasze dzieci? Opiekunka? Zastąpi matkę? Przedszkolanka? Zastąpi matkę? Przynajmniej pierwsze lata życia dzieci powinny spędzać z mamą, która nie tylko się nimi powinna opiekować ale również nauczać. Nauka w domu, przynajmniej do pewnego wieku, może być bardzo skuteczna.

Ojej, a słyszałeś o nadopiekuńczości i konsekwencjach z nią związanych? O uspołecznianiu dziecka.....moim zdaniem przedszkole to nie tylko wygoda, ale i konieczność......nawet najtroskliwsza mama nie zastąpi dziecku rówieśników, nie nauczy go tworzyć więzi społecznych......

Straszne jest dla mnie to co napisałeś.......

 

 

 

 

Ponownie odwróćmy role. Czy mężczyzna zaradny, wykształcony, z dobrą pracą, z wizją przyszłości, trochę skryty i szorstki wziąłby sobie za partnerkę kobietę niezaradną, gorzej wykształconą, bez pracy ale za to ciepłą i rodzinną potrafiącą zadbać o ognisko domowe? Jestem przekonany, że taka właśnie konfiguracja zadziałałaby w przeważającej ilości przypadków.

Pewnie, a jak już mu się znudzi taka kura domowa, to szybciutko poszuka sobie kochanki, kobiety pewnej, z ambicjami, wykształconej - dążącej do celu :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przykłady celowo przerysowałem, żeby pokazać potrzebe pewnego podziału ról. Mężczyzna źle czuje się w roli domatora, kobieta raczej nie.

A gdzie tam! Czuję się okropnie w roli domatora. Ciągle tylko te 4 ściany. :? Skąd takie wnioski w ogóle? Mam potrzebę podróżowania po świecie, zmieniania środowisk. To znaczy, że jestem bardziej męska czy jak?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dlaczego od razu kura domowa? W czym kobieta opiekująca się przez cały dzień gromadką dzieci jest gorsza o kobiety zajmujacej wysokie stanowisko w firmie? I dlaczego mężczyzna mający za partnerkę wiecznie zapracowaną i przemęczoną panią prezes nie miałby poszukać sobie kochanki?

Gorsza? Nie, ale niestety mniej rozwinięta intelektualnie :-|

 

Kobieta której całe życie polega na zajmowaniu się domem i dziećmi spędza w nim większość czasu.........więc bez obrazy ale ciągła gadanina o dzieciach może zanudzić. Nie pracuje - więc na co dzień nie ma kontaktu z jakąkolwiek inną grupą ludzi niż mąż i dzieci. Pranie, gotowanie, sprzątanie, prasowanie, tym są wypełnione jej dni - bez obrazy ale w pewnym momencie tematy do rozmowy się skończą........

 

No a żeby było ją stać na hobby, pasję itd - mąż musi nieźle zarabiać, co w dzisiejszych czasach jest dość trudne. Żeby jedna osoba zarabiała na dom, dzieci i zachcianki współmałżonka.......

 

Po drugie, taka kobieta jest zależna od męża, nie ma swoich pieniędzy....dla mnie to nie do przyjęcia.....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tylko, że to rodzi rywalizację wewnątrz związku. Partnerka staje się rywalem, z którym trzeba konkurować tak samo jak w pracy.

 

:shock: heee?? A najlepiej jest jak jedna ze stron całkowicie się podporządkuje? Uważasz, ze wtedy związek ma większe szanse przetrwania?

Nie rozumiem twojego toku myślenia w ogóle, kobieta niezależna, zarabiająca na siebie, prowadząca dom - staje się zagrożeniem? Trzeba z nią konkurować? A w czym? Kto więcej zarobi? Kto ma wyższe stanowisko? Bo to nie dopuszczalne żeby kobieta stała na wyższym poziomie zawodowym?

 

Żeby nie było, ja nie jestem jakąś wojującą feministką.......ale twoja teoria, ze lepiej mieć kobietę bez ambicji bo to zdrowsze dla związku jest totalnie bzdurna i obrażająca pracujące kobiety........ :-|

 

Jeśli kobieta ocenia mężczyznę po tym czy ma lub nie ma auta to ja żadnej przyszłości dla takiego związku nie widzę.....i oczywiście, ze pokocham, bo serce nie sługa, nie da mu się przetłumaczyć, o ten nie ma auta, wypad.........Ty tak potrafisz??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

w obecnych czasach wydaje mi sie ze najwieksze szanse na przetrwanie maja zwiazki partnerskie,gdzie nie ma jakiejs z gory ustalonej hierarchi co kto powinien i musi. dzis kobieta ma wieksze mozliwosci rozwoju. nie jest skazana na łaske faceta. ale to zalezy od jej osobowosci i tego co wyniosla z domu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie rozumiem twojego toku myślenia w ogóle, kobieta niezależna, zarabiająca na siebie, prowadząca dom - staje się zagrożeniem? Trzeba z nią konkurować? A w czym? Kto więcej zarobi? Kto ma wyższe stanowisko? Bo to nie dopuszczalne żeby kobieta stała na wyższym poziomie zawodowym?

Wyobraź sobie, że rodzisz dziecko, które nie potrzebuje Ciebie jako matki. Jest samodzielne i nie wymaga od Ciebie naturalnego przecież odruchu opiekuńczego, nie wymaga karmienia, nauki liter itd. Jest samodzielne. Czy czułabyś się potrzebna? Czy to byłby zdrowy układ?

 

Nie bardzo wiem jaki to ma mieć związek z moją wypowiedzią dotyczącą rywalizacji w ZWIĄZKU......a to co tu opisujesz to sytuacja naturalna która czeka każdego rodzica w pewnym momencie i tak jest to zdrowa sytuacja.....

 

 

 

Nie sądzisz, że taka postawa to brak ambicji? Pokochasz bylejakość? Zamiast samochodu wybierzesz tramwaj?

Brak ambicji?? Czy może zgniły konsumpcjonizm?? Auto, pieniądze - to rzecz nabywa, wiem dobrze o tym, że jak szybko się pojawiają tak szybko mogą się skończyć.......i nigdy, nigdy nie poniżyłabym się do takiego poziomu, żeby oceniać kogoś po zasobności portfela......

Grubość portfela nie świadczy o zaradności - a jeśłi takie masz poglądy, to współczuję ci bardzo.....bo nigdy nie znajdziesz prawdziwej miłości........

 

 

Ps. Skacząc ze skrajności w skrajność - nigdy w życiu nie dowiesz się co jest ważne....

 

Nie, nie chodzi mi o przechwalanie się kto więcej.......ale wyciągaj wnioski - związek nie przetrwał więc może z twoimi poglądami jest jednak coś nie bardzo, bez obrazy ale twoje podejście do sprawy jest nieprawidłowe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nigdy nie byłem w związku pomimo swoich 23 lat na karku, glownie z powodu tego, ze czuje, iz nie mam wiele do zaproponowania drugiej stronie, ale stoję murem za opiniami pań moderatorek :smile:

Niemadry, masz dziwne spojrzenie na te kwestie, widac duzo ukrytych kompleksow, wszystko sprowadzasz do pieniedzy i stereotypowego zachowania, nawet jesli spotkalbys taka dziewczyne, ktorej nie zalezaloby na luksusie, to ty psul bys to swoim materialnym podejsciem i niewiara w to, ze ktos moze chciec byc z kims dla niego samego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem w związku kilka lat...poznałam swojego narzeczonego gdy byliśmy glutami - wtedy oczekiwało się zupełnie czegoś innego....ale do rzeczy.

Okres szkoły średniej, studiów - gdzie kasy mieliśmy tyle, ze ledwo nam na fajki starczało.....i tutaj zaraz ktoś zacznie krzyczeć, a jakie szanse ma facet którego nie stać, żeby zabrał dziewczynę na kolację, podwiózł autem, wziął do kina......otóż ma ogromne szanse, bo o jego zaradności może świadczyć fakt, ze sam coś potrafi zaplanować.....a nie idzie na łatwiznę i kupuje pierdoły. Trzeba stanąć na głowie i zamiast czegoś za kasę zrobić coś od siebie. Teraz jest kasa i jest fajnie, ale czy uzależniam swoje szczęście od tego - nie, bo wiem czym jest choroba i wiem, że wtedy zaradność też nie polega na tym, jakim autem chłopak zawiezie mnie na wizytę u psychiatry, czy czy kupi mi fajny ciuch to się pokażę w nim na terapii :roll: - chodzi o niego i jego wsparcie, czy potrafi dowiedzieć się czegoś o mojej chorobie, czy potrafi przytulić, pomóc, na siłę wyciągnąć z domu, zająć czymś. Czy potrafi ustawić do pionu gdy przeginam. Na tym polega zaradność życiowa.......a kasa.......fajnie jak jest, ale dopiero gdy jej nie ma można się dowiedzieć czegoś o drugiej osobie :smile:

 

Poza tym to co piszesz, kobieta upodabnia się do mężczyzny itd.....czy ty aby nie przesadzasz?

Co do konsumpcjonizmu - owszem każdy ma marzenia, cele które chce osiągnąć..... ale jeśłi wszytskie one są związane z pieniędzmi to co to za życie? On ma kasę to jest zaradny? Co to za podejście? On ma kasę - dobry materiał na męża? a jak kasa nagle się skończy - co zostanie? Kolejne poszukiwania?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

niemądry, inaczej co innego nieudacznik co innego leń.

Skąd mam wiedzieć co będzie jak będę miała 40 lat, teraz mam 25, mój narzeczony 27 i jestem pewna, ze nawet gdyby został jutro bez pracy i nie mógł jej znaleźć, byłabym gotowa utrzymywać nas do momentu aż nie stanął by na nogi. Nie można wymagać od kogoś bycia idealnym, żeby zawsze wszystko się udawało...

Nie ma osoby która nie UMIAŁBY zarobić nawet 500 zł miesięcznie, taka sytuacja może być obecna z dwóch powodów:

-jest leniem

-jest chory

;)

Poza tym wolałabym mężczyznę który będzie mnie kochał, szanował, będzie moją ostoją a będzie zarabiał 1000zł miesięcznie do końca życia, niż kogoś kogo nie do końca bym kochałą - a bogacza.

 

Co do tego, ze panowie się podlizują......to musi być straszne dla ciebie, nie przyjmować do wiadomości, że ktoś może mieć inne zdanie.....strasznie cię życie skrzywdziło..... :-|

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nie mam do zaproponowania pieniędzy, przynajmniej obecnie, jeśli (kiedy już) wyciągnę się z tego podłeg stanu, w którym jestem to świat będzie stał przede mną otworem, :roll: ehh, marzenia, ale nawet jeśli miałbym dużo kasy, to nie chciałbym takiej partnerki która patrzy przede wszystkim na to co na zewnątrz, płytkiej i pustej. A ty niemądry uczepiłeś się swojej wersji i myślisz, że to jedyna poprawna, ludzie są różni, mają różne potrzeby, jest wielu takich, którzy by się z tobą zgodzili, to chyba większość, ale również są tacy, którzy widzą to inaczej. Dla mnie to oczywiste, że osoba jest ważniejsza, niż to co posiada, niewielu ludzi szuka czegoś więcej niż powierzchownych relacji, nawet w związku i tacy ludzie kiedy zabraknie pieniędzy często odchodzą od siebie, bo ich relacja była płytka, ja bym tak nie mógł, liczą się dla mnie tych głębokie i szczere relacje (choć mam z tym problemy, a ludzie mi nie ufają za bardzo), ale jak widać po liczbie rozwodów inni tego nie potrzebują.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Każdy szuka swojej wartości na swój sposób. Dla jednych jest to portfel, dla innych umiejętność empatii... Myślę, że to, co dla kogo jest uwarunkowane sytuacją w której się znajduje (tu - możliwościami które posiada...) oraz w jakim środowisku się wychował. Nie uważam, aby niemądry, miał płytkie podejście - posiadanie jakichś stereotypów jest dobre dopóki nie rani innych (choć nigdy nie zrobi się tak, żeby wszyscy byli zadowoleni). Mówcie co chcecie, jednak dobra materialne decydują co najmniej o naszym samopoczuciu...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam nadzieję że niemądry nie ma racji.Wiem jedak że wielu facetów w tym po części ja myśli tak jak on.Mi zawsze było wstyd że jestem biedny,z tego powodu zrezygnowałem z wchodzenia w relacje z dwoma dziewczynami.

 

Trochę Cię rozumiem Dean. Ja też długi czas byłam dość "biedna" (bo o prawdziwej biedzie to ani Ty ani ja nie mamy pojęcia). Nie miałam kasy na fajne ubrania, czułam się gorsza od koleżanek. To nie jest tak, że tylko mężczyźni są pod presją pieniędzy - my też. Nie macie pojęcia ile kosztuje fajne ubieranie się, kosmetyki, fryzjer itd. Kiedyś myślałam, że zawsze będę szarą myszką, ale zaradność nie polega na zarabianiu milionów. Zaradność to umiejętność radzenia sobie doskonale z mała ilością pieniędzy w życiu :) Dlatego powiem szczerze, faceci, którzy doświadczyli w życiu braku kasy są dla mnie bardziej wartościowi niż rozpieszczeni synkowie z bogatych rodzin. Bo brak pieniędzy właśnie uczy zaradności, moim zdaniem ;).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Panno Modliszko, to że jakiś mężczyzna się ze mną nie zgadza nie oznacza wcale, że ma rację. Poza tym powiedziałem znacznie więcej niż jedno zdanie i należałoby się odnieść nieco szerzej do moich wypowiedzi.

 

Co jeszcze "nalezaloby" ? :roll:

 

Nie zgadzam sie poprostu z tym co napisales i tyle.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

GreenGo, fajnie, że szukasz głębokiej i szczerej relacji :)
To jak, wyjdziesz za mnie. :D

...wiem glupi zart... ale mnie bawi :smile:

 

BTW, musisz bardzo lubić swoją pracę, 2 tygodnie i ponad 500 komentarzy, szok ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No a ja in plus tez cos mam, ale w moim odczuciu przewazaja zle rzeczy. Boje sie, ze nie zbuduje happy zwiazku, bo druga osoba ze mna nie wytrzyma. Musialaby bardzo kopac :(

 

Wchodzac w zwiazek (raz na X czasu) czuje, ze troche oszukuje druga strone. Skoro ja w siebie nie wierze i mysle o sobie zle, to tak jakbym wciskal komus trefny towar. Wiem co ja moge dostac od partnerki, ale nie wiele sam moge dac. Ponadto przez moje jazdy depresyjne, nerwicowe i DDA jestem bardziej skomplikowany niz przecietna kobieta - a powinno byc na odwrot - to troche niemeskie.

Potem twarde ladowanie, zwiazek sie sypie i kolejny raz dostaje po dupie. Bolesnie wtedy doswiadczam tego kalectwa.

 

Dzisiaj koncze 25 lat, a moj najdluzszy zwiazek trwal pol roku...

 

wiesz ponoć... nikt nas nie pokocha...jak MY SAMI ze soba nie dojdziemy do ładu...i chyba moje wszystkie rozwalone nawet znajomosci..potwierdzają te smutną regule:((((((

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×