Skocz do zawartości
Nerwica.com

Rodzice?


Rekomendowane odpowiedzi

Wstaję rano przygnębiony, mam ochotę płakać nie cieszy mnie nawet ładna pogoda za oknem. Czasami nie mam ochoty iść się umyć, zjeść śniadanie, wszystkie czynności wymuszam, próbuje jakoś normalnie funkcjonować. Kiedy mówię komuś z domowników, że nie czuje się dobrze, że nie mam na nic ochoty słyszę tylko 'weź się w garść', 'ogarnij się' dziwne, że chciałbym, ale nie potrafię. Po takich słowach przychodzą myśli samobójcze, beznadzieja, uczucie pustki i tego, że nie mogę na nikogo liczyć. Nikt w domu nie chce słuchać, że jest mi źle, że chciałbym tylko porozmawiać jedynie co słyszę to, że powinienem j.w. 'wziąć się w garść' i 'przestać udawać', że mam wcześniej chodzić spać a nie kłaść się o 2:00 czy 3:00 a faktem jest to, że nie mogę po prostu zasnąć. Najgorzej jest właśnie wieczorami czy w momencie kiedy kładę się spać. Wtedy dochodzi często płacz, znowu myśli, żeby ze wszystkim skończyć skoro i tak nic się nie zmienia, że straciłem dzień na nicnierobieniu, że jestem do niczego. Mam 23 lata a czuje jakbym przeżył całe swoje życie.

Chciałbym pójść do psychologa, kiedyś bałbym się takiej decyzji a teraz? Taka determinacja jak nigdy, ale problemem są moi rodzice, którzy odradzają mi takie wyjście, że tak naprawdę to nic mi nie jest, że tylko udaję, że to z przemęczenia bo 'późno kładę się spać'. Ich odradzanie oczywiście nie polega na spokojnej rozmowie to jeden wielki krzyk. To może oni bardziej się boją takiego wyjścia niż ja? Może są przerażeni wizją chorego psychicznie synusia?

Mała dygresja.

Kilka lat temu, miałem mały problem, nie chcę się rozpisywać bo nie pamiętam wiele z tego wydarzenia, gdyż(jak sądzę)wyrzuciłem to z głowy. Pociąłem się, nie wytrzymywałem już tego bólu więc wolałem to przelać na ciało, nie wspomnę próbach samobójczych. Moi rodzice jak i rodzeństwo zauważyło blizny na ciele i zaczęły się krzyki w domu, że co ja robię? Czy jestem normalny? Że powinienem ciąć głębiej :-| . Miałem wtedy z szesnaście lat, do psychologa nie wysłany, leczenie odbywało się w domu przy 'szczerych' rozmowach z rodzicami. Przy których tylko oni się wypowiadali a ja nie miałem racji, zresztą nie chciałem nic im mówić ani się nie tłumaczyć dlaczego zrobiłem co zrobiłem.

Faktem jest to, że od tego wydarzenia moje samopoczucie zaczęło się pogarszać z każdym dniem. Były oczywiście momenty w których naprawdę byłem szczęśliwy, żyłem tym co jest 'tu i teraz' nic się nie liczyło. Był to okres w moim życiu gdzie czułem, że żyje a nie tylko istnieje. Oczywiście wszystko co dobre szybko się kończy. Na tę chwilę, nie pamiętam dosłownie niczego co się wtedy działo wiem jedynie to, że w 2006 roku byłem uśmiechniętym człowiekiem. Czy utrata wspomnień to coś normalnego?

Bardzo bliska mi osoba mówi mi, że problem nie tkwi we mnie a w moich rodzicach. Wracając do wczesnych lat jakoś nie mogę przypomnieć sobie normalnych rozmów z nimi czy jakiegoś większego zainteresowania z ich strony. Zawsze tylko oni mieli rację, Że wszystko co robię jest źle, że nie powinienem iść do takiej szkoły a do innej, że sobie na pewno nie poradzę, nie mam się z kimś spotykać bo jest taki i owaki, że to 'MY' mamy rację. Tak jest do dzisiaj. A nawet i gorzej.

Jestem pełnoletni, można powiedzieć, że jestem dorosłą osobą, która chce samemu układać sobie życie, uczyć się na własnych porażkach, żyć po swojemu, pracować na własny rachunek. Chcę uwolnić się spod tego 'klosza' z gniazda, ale moi rodzice nie chcą mi na to pozwolić. Nawet nie mogę spokojnie pojechać na jakąś imprezę, nie mogę ze spokojem poznawać nowych ludzi, nie mogę spokojnie wyjść na piwo, nie mogę SPOKOJNIE wyjść po prostu się przejść po mieście. A dlaczego? Bo ciągle zadają mi pytania: Z kim? Po co? Dlaczego? O której wrócisz? Kim jest? Kim są jej/jego rodzice? Gdzie mieszka? Czuję się wtedy jak na jakimś przesłuchaniu. Mam już tego dosyć, chciałbym mówić tak jak kiedyś przed wyjściem - IDĘ SIĘ PRZEJŚĆ - i koniec. Bez żadnego tłumaczenia z kim i po co. Jak miałem czternaście lat wyszedłem wyrzucić śmieci wieczorem a wróciłem o 6:00 rano, nie było problemu. A teraz? Brońciępanieboże wrócić po 00:00, ja tego naprawdę nie rozumiem.

Od przyszłego roku akademickiego zaczynam szukać pracy w innym mieście, zmieniam tryb studiowania z dziennego na zaoczny, przeprowadzam się do tego właśnie miasta a na dokładkę chciałbym dodać, że będę mieszkał z moim chłopakiem ;) To już będzie sodomia i gomoria :P

Dla moich rodziców nigdzie nie ma pracy, nie mam niczego sobie szukać a ciągle mi wypominają, że nigdzie nie pracuję, że nic nie robię, że ciągle siedzę przy komputerze. Faktem jest to, że komputery to moja pasja(czasami dorabiam sobie na naprawianiu innym sprzętu) ale i uczę się przy kompie: pisze, czytam. Nawet dostaję bury za bałagan w pokoju - wszędzie książki, notatki, kartki na których z nudów rozwiązuje jakieś matematyczne zadania, pełno kabli, jakiegoś sprzętu. Jestem dziwny bo nie studiuje informatyki a socjologie :roll: Wracając do pracy. Kiedy wypomnę moim rodzicom, że sami mi mówią, że nie ma pracy, że jej nie znajdę, zaczynają się wypierać własnych słów. Bardzo często to robią, jedno mówią później wypierają się tego co powiedzieli. Mała hipokryzja, można czasami zgłupieć. Ile razy było, że przez coś takiego zepsuli mi jakąś imprezę czy wyjazd. Najpierw mówią, że nie mam jechać, że nie mają pieniędzy, że coś się stanie a po kilku godzinach wchodzą do mnie do pokoju z wielkim zdziwieniem, że dlaczego nigdzie nie jadę czy idę. A jak zaczynam im tłumaczyć, że sami mi nie kazali jechać oczywiście zaczynają się tego wypierać i dochodzi do kłótni. I jak tu nie ześwirować?

Tego wszystkiego jest dużo więcej, ale nie chcę zaśmiecać forum własnymi problemami.

Przepraszam, że tak się rozpisałem. Męczy mnie to...

Pozdrawiam :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak sobie myślę że problemy rodzinne swoją drogą, natomiast to co opisujesz wygląda na kliniczną depresje.Polecam jak najszybszą wizyte u psychologa lub psychiatry.A rodziców czasami lepiej potraktować z dystansem i zająć się ratowaniem własnego życia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jutro idę do lekarza pierwszego kontaktu z wynikami badań krwi, które wyszły wzorowo. Poproszę Panią ładnie o skierowanie czy jakąś informację dotyczącą leczenia 'głowy'.

A w jaki sposób mam moim rodzicom uzmysłowić, że pójście do psychologa nie jest żadną straszną rzeczą? Dla nich takie wyjście będzie końcem świata bo według nich ja nie mam żadnych problemów, bezstresowe życie a przez pójście do psychologa czy psychiatry zniszczę całą swoją karierę zawodową. Moje drugie pytanie.

Czy naprawdę będę miał wszystko wpisane w papierach, że się leczyłem? Bo boję się, że przez całą sytuację z psychiatrą nie znajdę wymarzonej pracy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

miniSD,

 

Przecież żaden lekarz nie wysle za Tobą papierów, czyli dokumentacji medycznej do zakładu pracy. Daj spokój. L-4 mozesz miec od rodzinnego, a spokojnie sobie chodzic do psychiatry i na terapię. Terapia jest najważniejsza, pamiętaj.

 

Rodzicami sie nei przejmuj. MOja mama dała mi wody z Lichenia się napić, myślała,że mi przejdzie jak jej powiedziałam,że jutro idę do psychiatry i na terapię.

Ona i mój ojciec nie przejmują się tym, poprostu nie rozumieją tego. A ja to robię dla siebie.

Słuchaj, ja pracuję i to na stanowisku kierowniczym. Fakt,że pażdziernik i listopad -byłam na L-4 bo nie moglam funkcjonowaćtak mi sie zdawało. Ale chodzę do pracy, leczę się.

Nie zastanawiaj się nad podjęciem leczenia. Szkoda każdego dnia. Wyjdziesz z tego. Rozglądnij się za porządną terapią.

Powodzenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika ma rację. Nie przejmuj sie rodzicami, tak się zastanawiałam czy wogóle musisz im o tym mówić? Jesteś pełnoletni, więc nie muszą tam z Toba iść. Podejrzewam też, że rodzice gdzieś w podświadomości jednak bardzo sie o Ciebie martwią i mają w pamięci to co zrobiłes, stad to kontrolowanie Cię. Boją się że znowu coś będziesz chciał sobie zrobic. Wybierz sie na psychoterapie, zrób to dla siebie! To jedyne rozwiązanie które naprawde pomaga! Trafisz do osoby, dla której będziesz ważny, dla której Twoje problemy nie będą dziwne czy błahe i która wie jak Ci pomóc!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

miniSD a dlaczego uważasz że powinieneś rodzicom cokolwiek uświadamiać? W życiu jeszcze wiele razy będziesz odczuwał różnice zdań i uwierz chęć przekonania ich zawsze do swojego stanowiska jest nierealna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jutro mam psychologię w planie z Panią, która jest psychologiem klinicznym (wielkie odkrycie :mrgreen: ), może zagadać z nią po zajęciach tak na dobry początek? Będę lekko zestresowany bo to mój nauczyciel akademicki, ale może warto spróbować:D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kiedy mówię komuś z domowników, że nie czuje się dobrze, że nie mam na nic ochoty słyszę tylko 'weź się w garść', 'ogarnij się'

Typowa reakcja, niestety. Z moją matką było na początku tak samo. Teraz trochę więcej rozumie. A na razie nie mam możliwości żeby się wyprowadzić, bo mam zbyt trudny rok na studiach żeby zarabiać. No chyba, że w wakacje...

 

Bardzo bliska mi osoba mówi mi, że problem nie tkwi we mnie a w moich rodzicach.

Problem nigdy nie leży tylko po jednej stronie, jeśli coś nie działa dobrze w relacjach w rodzinie, to odbija się na wszystkich i wszyscy z tym mają problem.

 

Od przyszłego roku akademickiego zaczynam szukać pracy w innym mieście, zmieniam tryb studiowania z dziennego na zaoczny, przeprowadzam się do tego właśnie miasta a na dokładkę chciałbym dodać, że będę mieszkał z moim chłopakiem ;) To już będzie sodomia i gomoria :P

Wow. Gratuluję determinacji i odwagi! :) Z takim podejściem - na pewno sobie poradzisz :)

 

Tego wszystkiego jest dużo więcej, ale nie chcę zaśmiecać forum własnymi problemami.

To forum od tego jest!!! :D Ale ja na Twoim miejscu nie szukałabym wsparcia na uczelni, tylko poza nią. Nie wiem czy dobrze bym się czuła gdyby mój wykładowca wiedział jakie mam problemy...

 

Do Amon Rah - nie nazwałabym szukania akceptacji u rodziny idiotycznym konwenansem. Jeśli kogoś kochasz to chyba chcesz żeby Cię zrozumiał i wspierał, a rodziców, nawet najgorszych, trudno nie kochać w jakiś sposób.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

MiniSD, czy zagadales z ta Pania?Ja bym jednak doradzala Ci zebys udal sie po prostu do psychoterapeuty. Mysle, ze psychiatra nie jest potrzebny. Jesli chodzi o to czy ktos sie dowie o tym, ze chodzisz na terapie, to nikt sie nie moze dowiedziec, bo nie ma skad, chyba ze sam powiesz. Jako psychoterapeuta wiem, ze nawet gdyby zadzwonila najblizsza osoba mojego pacjenta z pytaniem, czy tu przychodzi np maz, to nie mam prawa udzielic takiej informacji. Takze mozesz byc zupelnie pewny, ze tylko Ty decydujesz kto bedzie wiedzial o Twojej wizycie.

Mysle, ze problem, ktory opisujesz jest glebszy, ze to, co teraz czujesz - przygnebienie, bezradnosc, brak poczucia sensu, jest efektem tego, co sie dzialo wczesniej w Twoim zyciu. Naprawde daj sobie szanse i pozwol pomoc sobie.

Pozdrawiam cieplo:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przepraszam, że dopiero teraz. Wysłałem do tej psycholożki maila w odpowiedzi dostałem numery telefonu do przychodni i do niej na komórkę na prywatne spotkanie, które oczywiście wiążę się z kosztami.

Ile kosztuje taka prytawna sesja?

W domu coraz gorzej, ja nie mam już siły, ciągle myśle jak ze sobą skończyć. Jakieś 15 minut temu się pociąłem, wiem, że to głupie, ale jakimś cudem mnie to uspokaja.

Cała ta sytuacja doprowadziła, że od kilku dni nie mam partnera, wszystko się rozsypało.czuje się winny, nie mam siły, ciągle rycze, nawet z byle powodu. Nie mogę spojrzeć sobie w twarz w lustrze, nawet ledwo co pisze na klawiaturze, nie mam siły.

W domu czuję się jak w klatce, nie tyle co wytykane błędy, ale nawet coraz bardziej męcząca kontrola. Mam ciągle się uczyć, nie wychodzić z domu, nie spotykać się ze znajomymi bo coś może mi sie stać, jakiś wypadek czy coś. A jak zaczynam się z nimi kłócić odpowiedzią jest, że mam robić co chcę i wtedy czuje sie winny, nie wiem czego, nie wiem co zrobiłem złego, ale czuje się po prostu winny.

W głowie slysze tylko jedno 'skończ ze soba' 'to sie nie zmieni' 'wszystko stracone' 'jestes sam, zawsze bedziesz sam'. Czasami patrze w jeden punkt i chwieję się jak w chorobie sierocej.

Przepraszam, że tak chaotycznie, ale ja nie mam siły aby to normalnie napisać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj miniSD!! mam nadzieję, że się trzymasz i szukasz już pomocy!! Przeczytalam bez odrywania wzroku tutejsze wypowiedzi, bo Cie rozumie!! Miałam wrażenie, ze to co piszesz tkj wyraza moje uczucia do mojej rodziny. Wsrod rodziny czuje sie tak samo, czuje sie jak w obozie koncentracyjnym i jedyne co chce to umrzec!!

Różnica polega na tym, że nie mieszkam aktualnie w domu, bo studiuje. Jednak w tym roku kończę studia i wariuję tak samo, bo tak strasznie przeraża mnie fakt powrotu do rodzinnego miasta, wiem, że nie umiałabym tam żyć.

Mam 24 lata i nerwice. Moi rodzice nawet nie pozwalają wypowiadać mi tego słowa. Uważają, że jestem egoistką, która wymyśla sobie problemy i myśli tylko o sobie. Mam naszczęście 2 przyjaciól, którym mogę się wyżalić i którzy przypominają mi o tym ,że rodzice poprostu mnie nie rozumieją.

Jest mi cholernie trudno i się boję, ale to naturalne. Tak jak u Ciebie. W tamtym roku odbyłam terapię grupową. Moi rodzice prawie umarli - matka się załamała, a ojciec stwierdził, że woli wierzyć w Boga(a tak na marginesie to mam wrażenie, że ja bardziej wierzę niż on, ale nie powinno się niby licytować w takich rzeczach). Mimo wszytsko terapię zakończyłam i czułam się przez jakiś okres bardzo dobrze. Jednak ta terapia jest krótka i powróciło. Ale cieszę się, że tam poszłam, bo zaczełam nareszcie coś robić i poczułam chociaż przez moment, że mimo mojej rodziny mogę być niezależna.

Byłam u psychiatry, brałam leki, ale nie zadziałały. W sumie sam psychiatra nie stwierdził czy mam nerwice, czy depresje, także nie wiaodmo. Wiem że doradził mi terapię i też tak zrobiłam. Chodzę teraz na terapię indywidualną. Fakt jest mi bardzo ciężko i jak to stwierdziła terapeutka może dlatego, bo czuję, że nie mam przyzwolenia od rodziców na tą terapie. Mimo wszystko nie chcę rezygnować i próbuje teraz tak już naprawdę cos robić.

Jak byłam na święta w domu to myślałam, że zwariuję. Ale wiem, że to w większości mój problem wewnętrzny,a nie rodziców(chociaż mam aktualnie do nich ogromną nienawiść i nie wiem, czy to się zmieni).

Doradzam Ci mimo wszystko jak najszybsze wyprowadzenie się z domu. Wiem, że to jest niby uciekanie od problemu, ale w takim wieku jak jesteśmy wyprowadzenie się od rodziców jest jak najbardziej wskazane. Mimo straty partnera pomyśl koniecznie o studiach w tej innej miejscowości. Ja w aktualnej miejscowości jestem na studiach 2 lata i było mi tragicznie, bo przyszłam za chłopakiem z którym zerwałam i daleko od znajomych od domu i zostałam całkiem sama. Teraz mimo wszystko uważam, że dobrze się stało, bo mimo że nie czuję sie dobrze, mam satysfakcję, że coś robię. Nie boję się teraz tak przeprowadzki do jeszcze innej miejscowości, bo wiem, że znajomych znajdzie się wszędzie. Najważniejsze jednak, że jak nie jestem przy rodzicach to mogę na wszystko spojrzeć spokojniej. Moge poczuć się niezależna. I mam nadzieję, że wszytsko będzie szło ku lepszemu i nie będę musiała po studiach wrócic do domu, mimo że moj ojciec też ciagle powtarza, że nie ma pracy:P

Zacznij coś robić dla siebie. Idz na terapie, jeśli trzeba to i do lekarza i pomyśl o wyprowadzce. Bedziesz miała wykształcenie, jesteś dorosły, czyli możesz być niezależny, jeśli tylko o to zawalczysz!! Ktos kiedys na terapii powiedział mi, że rodzice też mają własne życie i nie myśla non stop o mnie i że przejmują się tak bardzo, bo widzą, że sama zachowuję się jak dziecko. JEśli chcesz terapi idź na nią, rodzice i tak muszą to zaakceptować. Rób to co Ty uważasz za słuszne!! Jak piszesz rodzice mówią jedno, a później się dziwią, a ja widzę po sobie, że oni muszą pogadać, żeby oczyścić sumienie, a i tak zaakceptują Twoje wybory, jeśli pokażesz im, że naprawdę Ci z tym lepiej. A jeśli tak się nie stanie i nie zaakceptują to nieważne, ważne żebyś zaczął myśleć o sobie, bo jesteś sobie najcenniejszy i robić coś dla siebie!!

Przepraszam ze taaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaak długo:P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Już myślałem, że jestem osamotniony w temacie :smile:

Z podejściem moich rodziców do całej sprawy mam podobnie jak Ty. Dla nich to co mi jest to mój własny wymysł, widzimisię 'bo to takie modne', że mam przestać UDAWAĆ że trzęsą mi się dłonie, nie mam się tym obnosić. Oczywiście zapomniała, że mam inne objawy. Wydaje się to dosyć komiczne biorąc pod uwagę fakt, że mój problem naświetlił sam psycholog, więc jednak coś jest na rzeczy.

Ostatnio moja muti wymyśliła sobie kilka rzeczy, które mają uzdrowić mój chowy umysł. Kupi mi leki uspokajające, oczywiście nie będę ich brał bo nie widzę takiej potrzeby, zresztą idiotą nie jestem aby jechać po prostej i łatwej linii. Nawet nie wiadomo ile mógłbym na takich lekach pociągnąć. Następną rzeczą, która wydała się dla mnie w ogóle śmieszna, komiczna wręcz wyrwana z jakiejś nawiedzonej komedii 'pojednaj się z bogiem' :mrgreen:. Bóg oczywiście lekarstwem na wszystkie problemy, ale zacznijmy od tego o jakim bogu mówiła. Czasami mam wrażenie, że to nie ja jestem chory tylko oni i to właśnie ONI powinni iść się leczyć a nie ja.

No mówię Wam Cyrk Monty Pythona.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czyli z tego co piszesz zacząłeś już terapie, rozumię tak??

Nom nie jesteś sam absolutnie. Ja u psychologa rozmawiam tylko na temat tego, że nie umię odciąć się psychicznie od rodziców.

Spoko moja mam też uważała, że najlepiej pójść do psychiatry po leki. Tak też zrobiłam, jako grzeczna córka i poszłam po nie. Brałam i nie było żadnych efektów!! Zresztą teraz już wiem, że leki to tylko przyćmienie umysłu, przynajmniej w moim przypadku.

Jak pisałam mój ojciec też mi o Bogu gadał. Trochę śmiać mi się z tego chciało, bo on wierzący na pewno nie jest.

Chciałam tylko napisać, ale to tak na marginesie, że właściwie sama jakoś sie zbliżyłam do Boga przez tą chorobę.

Twoi rodzice tak jak i moi nie chcą dopuszczac myśli, że to co nam jest to choroba. Naszczęscie możemy sami decydować o sobie i sami wiemy lepiej co nam jest. Trzymaj sie dzielnie i pisz jak Ci leci.

Pozdrawiam:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cóż, rodzice są różni.

Trochę dziwi mnie fakt, że jesteście pełnoletni i do tego takie nakazy.

Ja pomimo wieku wcześniejszych problemów (autoagresja, próby samobójcze, anoreksja..) w wieku 16 lat wyprowadziłam się z domu.

Z chodzeniem do psychologa i psychiatry też nie było namawiania (tzn. z mojej strony), bo zrobiła to szkoła i to bez mojej zgody.

Nigdy nie układało mi się z mamą jakoś świetnie.

Moje pobyty w szpitalu Nas zbliżały, ale mnie to wcale nie cieszyło.

Kiedy się wyprowadziłam wszystko na nowo zaczęło się walić.

I wali do dziś.

Wiecie co chcę Wam przez to powiedzieć :?:

Rodzice Was kochają! Poprzez taki "rygor" ukazują wielką miłość, martwią się na każdym kroku! Jesteście ich oczkiem w głowie i choćby nie wiadomo co się potem działo- staną za Wami murem!

Pozwalanie na wszystko, róbcochcesz wcale nie jest takie fajne, serio.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

odpisuje w tym wątku bo okolicznosci inne ale odczucia wewnetrzne gdy czytam to jakbym czytala o sobie, mam nadzieje ze ktos to przeczyta.

To będzie długa i bardzo osobista historia.

Jestem jedynaczką, wychowałam się bez ojca, mieszkając w domu z mamą i babcią. Babcia mnie praktycznie wychowała. Byłam bardzo chorowitym dzieckiem więc poświęciła dla mnie praktycznie całe swoje życie aby mnie wychować, leczyć, wyprowadzić na ludzi.

Brzmi tak utopijnie wręcz... Moja babcia jest jedną z nielicznych osób, które podświadomie potrafią doprowadzić kogoś do skraju załamania nerwowego. Jest osobą która baardzo dużo w życiu przeszła, od nowotworu po męza pijaka i na opiece nad bardzo chorą matką i długoletniej nerwicy kończąc. No ale może od początku.

Zawsze była osobą despotyczną, tyranką, taka jest z charakteru, pewnie też i ciężkie zycie ją tego nauczyło, zawsze musi postawić na swoim, zawsze ma rację, jest najmądrzejsza, najwięcej w zyciu przeszła itp itd. Im jest starsza tym właściwie jest gorsza, manipulację i szantaż emocjonalny ma opanowany do perfekcji, jest baaardzo nerwowa i bardzo wiele przykrych i bolesnych słow w nerwach już od niej usłyszałam. Muszę też zaznaczyć że moja mama jest samotna, nie ma nikogo i praktycznie całe swoje życie żyje z ta kobietą pod jednym dachem nie raz będąc upokarzana i krytykowaną. Żyłam w tym domu i jakoś zawsze sobie potrafiłam radzić z jej despotyzmem i nerwowością, olewając to trochę, zdobywając się na kompromisy a nawet i poświęcenia dla swiętego spokoju, jednak rok temu coś we mnie pękło. Na codzień mieszkam w moi miescie studeckim, skonczylam w zeszlym roku licencjat, chcialam póki co porzucić studia, zamieszkać z moim M, ułożyć sobie życie na własną kieszeń, bez wsparcia finansowego ze strony domu, odciąć się, bo syndom opuszczonego gniazda dopadł moją babcię i za wszelką cenę chciała mnie w tym gnieździe pozostawić. Jednak próbując z nią o tym porozmawiać doszło do okropnej kłotni, padły słowa "albo robisz mgr albo nie pokazuj się wiecej w tym domu", dodam że moja babcia nienawidzi mojego chlopaka i krytykuje praktycznie kazda rzecz jaką on powie czy zrobi. Poszłam im na rękę, pomyślałam że zrobię jeszcze te studia, dwa lata wytrzymam, a potem ułozę sobie zycie, nie chciałam palić za sobą mostów, w koncu w tym domu jest moja mama ktorą bardzo kocham ktora mi nigdy złego słowa nie powiedziala i ktora praktycznie cale zycie poswiecila pracy aby moc mnie utrzymywać na studiach i w ogóle, jest bardzo dobrą jednak "zdeptaną" przez despotyzm mojej babci kobietą.

Potem przyszły wakacje (caly czas mowa o zeszłym roku) a ja obserwując jak to wszystkie koleżanki dookoła układają sobie zycie a moje zycie od zawsze jest pod dyktando ambicji babci załamałam się psychicznie. Pomogła mi moja przyjaciółka, psycholog, jakos przetrwać wakacje w domu dopóki nie powróciłam na studia, ale było ciężko, nie wdając sie w szczególy powiem tylko ze dopadła mnie nerwica lękowa i zaczątki depresji. Nie chciałam by ktoś w domu o tym wiedział wiec udawałam ze jest ok a w srodku w duszy i w zaciszu swojego pokoju przechodzilam przez tortury. Ale wytrzymałam, moj M mnie wspierał, dalam radę. Przez caly kolejny rok moja babcia troszkę podupadła na zdrowiu, przeszła operację kolana, operację oka, ciezką chorobę gastrologiczną do tego stan przedzawałowy i nadciśnienie. Mimo iż się bardzo zarzekałam że nie wrócę juz do domu na wakacje, to wrocilam bo chcialam byc przy niej i pomóc jej w obowiązkach domowych w tym ciezkim okresie zdrowotnym. Wszystko bylo ok do wczoraj, wczoraj bardzo się pokłociłysmy, wlasciwie o pierdołę, jak zawsze i tak od slowa do slowa padły bardzo brzydkie i niemile rzeczy. Od osoby która mnie wychowała usłyszałam, że jestem dziwką, że mnie nienawidzi, że ją do grobu wpędzę, że mam wypier...lać i różne inne rzeczy nie obyło się bez krytyki mojego chłopaka, mnie, tego ze lubię jego rodziców a oni mnie (to ją tak okropnie boli ze nie moze sobie z tym poradzic kobieta), ze znim sypiam i mnostwo innych rzeczy. Ja w nerwach powiedzialam o wiele rzeczy za dużo, wykrzyczalam jej ze przez nią się musiałam leczyć u psychologa, potem powiedzialam ze to nie prawda i ze sobie to zmyslilam w nerwach, zeby nie musieć się z tego tłumaczyć ale to i tak był gwóźdź do trumny. powiedzialam jeszcze wiele rzeczy za duzo w nerwach i doprowadzilam ją do napadu furii nerwowej, gryzłam się w język tyle lat i wybuchłam, czego bardzo załuję ale czasu nie cofnę, dzisiaj rano wlasciwie tez uslyszalam ze jestem dziwką, ze niszczę jej zdrowie, ze ona sie dla mnie tak poświęciła a ja jestem niewdzięczna, perfidna, okrutna, ze mnie nienawidzi, ze nie dostanę juz ani grosza na studia itp...

Bolące słowa bardzo, ale przywykłam, na prawdę, bo ona taka już jest. Jest takim czlowiekiem i nic juz nigdy tego nie zmieni, a ja jej wiele zawdzieczam i wiem ze mnie kocha i chce dla mnie jak najlepiej. Tylko że o ile moja mama to cierpliwie znosi ja nie jestem w stanie zostać w tym domu po tym co usłyszałam, po tym co obie sobie powiedziałyśmy.

Mam do kogo iść, mam za co się wyprowadzić, mogę znaleźć pracę i jakoś bym sobie poradziła ten ostatni rok studiów, ale to by oznaczało spalenie mostów, wszelkich a ja nie mam serca tego zrobić, zwłaszcza że jeśli przeze mnie babcia... wiadomo co... bo nerwy ją wykończą... to sobie tego nigdy nie wybaczę to raz a dwa że nie chcę tego robić mojej mamie...

Mama mi radzi abym poczekała chociaż do konca miesiaca, ze tydzien dwa i jej przejdzie ta złość po naszej kłotni, że wtedy na spokojnie wyjadę szukać pracy i dokonczyc studia... ze mam dac jej czas i sobie na ochłonięcie...

A ja wlasnie jestem spakowana i patrze od godziny na tą walizkę i nie wiem czy podjąć ten decydujący krok i zacząc w koncu zyc tak jak chcę... czy poczekać z tym...? bo i tak wyjadę, bo studia... i tak bede szukać pracy, bo muszę dorobić, zawsze dorabiam... tylko czy poczekać z tym i zrobić to pokojowo, czy pier...olić wszystko i wyjsc z domu w tym momencie? mając swiadomosc ze to oznacza brak powrotu, bo babcia by mi tego nie wybaczyla nigdy...

 

Sytuacja jest chora, patologia taka.. wiem... ale ja juz sama nie wiem co mam robić :( tęsknię za M, za moim zyciem ktorego tu do konca wakacji juz miec nie bede bo ona mi je skutecznie bedzie utrudniac, wypominac, zloscic sie, wyzywac... taka jest... a z drugiej strony nie potrafię złamać jej serca bo wiem ze przemawia przez nią stary i schorowany umysł a kiedys taka nie byla...wychowala mnie i zapewnila mi godne warunki zyciowe... nie mogę być taka niewdzięczna...

Co o tym myslicie?

Prosze tylko o konstruktywne wypowiedzi i docencie moja szczerosc...

 

P.S. Najgorsze w tym wszystkim sa jej szantaże emocjonalne i wjezdzanie mi na ambicję, że jestem niewdzieczna, ze ona mnie wychowala tyle jej zawdzieczam (to prawda akurat jest) i powinnam miec do niej szacunek, tylko ona uwaza ze szacunek = bezwzgledne posluszenstwo, przynajmniej dopóki mieszkam pod jej dachem i dopóki pomaga mi finansowo, a kiedy nadszedł ten moment że chciałam zacząc własne zycie, pojsc do pracy to dostalam ten bezwzględny warunek: albo idę dalej na studia albo ona mnie nie chce widziec wiecej w swoim domu... I to jest paradoksem, bo zawsze pierwotnym powodem takich szantazy jest jej troska o mnie (w tym przypadku chce mi dac dobre wyksztalcenie) i ja to rozumiem dlatego zawsze jej ulegalam... czasami tez dla swietego spokoju... to się nazywa toksyczna rodzina niestety...

A jak jestem na studiach i przyjezdzam powiedzmy na swieta czy czasem na weekendy to jestesmy rodziną jak z obrazka... heh... wszyscy rozmawiają, smieją się i w ogole...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj Gunia86

 

Mam podobny problem z rodzina jak Ty. Nawet nie podobny, ale taki sam. Myslalam, ze to moja rodzina jest "jedyna w swoim rodzaju", ale naszczescie sie pomylilam...tak samo jak Tobie mi też jest ciężko tak żyć. Dzięki Twojemu postowi dowiedzialam się bardzo duzo o swojej babci i mamie. Nie powiem przerazilo mnie to. Czasem mam wrażenie, że to juz koniec ze nie dam rady dluzej walczyc o siebie, o swoje wlasne zdanie, swoje "ja". Jestem ciekawa jak sobie radzisz w codziennym życiu; mialaś jakieś zalamania nerwowe typu depresja, stany lękowe czy proba samobójcza? Ja niestety przechodzilam(moze dalej przechodze) takie peryturbacje. Przez to wszystko czuje się naprawde nieszczesliwa: chcialabym uciec z mojego domu od tych toksycznych kobiet, ale jestem jeszcze za mloda aby moc samej decydowac o sobie. Niewiem jakie są Twoje odczucia, ale mi by bardzo zależalo na rozmowie z Toba...mysle ze mamy podobne doswiadczenia, może udaloby sie nam nawiazac kontakt mailowy?

 

Pozdrawiam serdecznie

 

Prineceska

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy istnieje jakiś domowy sposób na to aby od uzależnić się od własnych rodziców? Bo czasami zastanawiam się nad tym czy problemem są oni czy przypadkiem nie ja sam.

 

Czy to właściwie nie jest moja wina, że dałem się zmanipulować?

A może to nie jest manipulacja?

Może po prostu sam prowokuje takie sytuację?

Może chcę abym był kontrolowany?

Może po prostu jestem zbyt wygodny?

Może boję się usamodzielnienia?

Może...

Może...

Może...

....

Z jednej strony, chciałbym być "wolny" ale z drugiej boje się tej wolności.

Tyle pytań a nie potrafię na żadne z nich odpowiedzieć.

 

Straciłem już wszystko co można było stracić. Została mi tylko pustka, którą próbuję napełnić, próbuję, ale... ale co?

Jak kopnąć się w dupę aby coś zmienić we własnym życiu?

Mam powód żeby coś zmienić. Nie chce stracić tego powodu.

Będąc dzisiaj z moim 'powodem' nie czułem tego co teraz, czułem, że muszę coś zmienić. Ale kurwa jak?!

A może ja boję się zmian?

 

 

Kurwa mać. Nic już nie rozumiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziwne, ale nie jesteś pierwszą osobą, która uważa, że marudzę :mrgreen:

Szaleć nie lubię, kiedyś tak szalałem, że prawie tragicznie się skończyła moja zabawa. Bawić? Bawię się, ale bawienie równa się z paranoicznym lękiem, że odezwie się moja smycz (telefon) i stare zadzwonią - "gdzie jesteś?" "poco?" "z kim?" "dlaczego?" A prawdy im nie mogę powiedzieć. Czy mi szkoda życia? Czasami tak, ale najlepsze lata już za mną.

Ale powoli zaczynam wszystko zmieniać, póki co bez psychologa, psychiatry, ale i tak musiałbym pójść.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×