Skocz do zawartości
Nerwica.com

JUZ dłużej nie dam rady tak życ:(


malina79

Rekomendowane odpowiedzi

Mam 30 lat. Ojciec alkoholik, mama chora na schizofremię od ok.10 lat. Niewiele pamiętam z dzeciństwa, wiem, że było ono koszmarem, ciągłe ucieczki z domu, potluczone talerze, powybijane szyby, ciągły lęk. Jak kiedyś ktoś powiedział " żeby to nie odbiło na ich dorosłym życiu" ( mam 4 rodzeństwa),wydawało mi się, że nie jest to możliwe, bo przecież mam silną psychikę. Teraz wiem jak bardzo się myliłam.

Skończyłam liceum ekonomiczne, mimo iż uczyłam się dużo nie miałam najlepszych wyników, w każym bądź razie mnie one nie zadowalały, pewnie dlatego, że moje rodzeństwo miało z roku na rok świadectwa z paskiem, chciałam im dorównac. Mimo, iż szkole ciagle się stresowałałam ( brak pewności siebie, niska samoocena), wtedy był to jeszcze taki sters motywujący, zdecydowałam się iśc na studia, na które sama musiałam zarobic. Oszczędzałam wtedy każdy grosz, aby je skończyc, aby kiedś moje dzieci miały lepsze dzieciństwo, abym mogła zapewnic im, a także sobie poczucie bezpieczeństwa i niezlażeności. Zawsze chciałam byc niezależna. Skaldałm Cv a potem modliłam sie zeby ktoś czasem nie zadzownił, tak się bałam, bo przecież ja nic nie umiem.

Nie było lekko, brak pracy coraz bardziej upewniał mnie, ze jestem do niczego. Za studia udalo mi się zarobic parę groszy wyjeżdzjąc za granice do cięzkiej pracy fizycznej i wówczas gdy zobaczyłam jak sie tam człowieka się traktuje, ogarnął mnie jeszcze wiekszy lek , poprostu wie wyobrażałm sobie w taki sposób zarabic na życie na dłuższą metę, to był koszmar poświęcanie resztek swoich sił, pozwalanie na poniżanie się, aby zarobic parę groszy. Mimo wszystko cieszyłam sie ze chociaż to mam, miałam nadzieję, że jak skończę studia a może w końcu znajdę jakąś pracę w Polsce, chociaz tracialm na to niadzieję.

Mój stan psychiczny był coraz gorszy, zaczęłam miec problemy na studiach, strasznie panikowałam a sters był wrecz paraliżujący. Stwierdziałm, że nie dam rady i zdecydowałam się z nich zrezygnowac, ale wówczas mój stan byl jescze gorszy. Przecież tyle wysiłku nerwów włożyłam w to aby uzyskac ten tytuł mgr. nie dawałam sobie z tym coraz bardziej rady stwierdziłam, że jakoś muszę je skończyc bo inaczej calkiem zgłupieje, no i jakimś cudem udało mi się jeskończyc. Niestety po studiach nic się nie zmieniło, szukałam jakiejkolwiek pracy (chociaz wiem , że praca w hipermarkecie nie zadawalałaby mnie, wkońcu chciałam coś osiadnąc) jadnak nigdzie mnie nie chcieli.

Po dwóch latach stwierdziłam , że to nie ma sensu, całkiem wycofałam sie z rynku pracy i tak jest do dzisiaj.

Jednak do końca nie pogodziłam sie z tą sytuacja, a depresja ciąglę się poglębiała. nieprzespane noce, , brak sensu wstawania z łóżka, ogromy lęk o przyszlośc. Odizolowałam się całkiem od świata, bałam się wyjśc z domu i odezwac się do ludzi, miałam problemy z pamięcią i myśli samobójcze.

Związałam się z człowiekiem bez ambicji, nie czuje się przy nim bezpiecznie, ale cóz z samą sobą nie czuję się bezpiecznie. Od początku wiedziałam , ze czeka mnie z nim ciezkie życie, ale cóż może wymagac taka jak ja. Jednak wciąz z nim byłam nie wiem sama dlaczego, może bałam sie samotności. Męczy mnie życie z nim ale wciaż z nim jestem bo w 2005 roku przyszeł na swiat nasz synek, myślałam , że może on doda motoru mojemu zyciu , ze zacznę coś robic, ale niestety, wcież nie miałam na nic sił a jeszcze doszedł lęk o jego przyszłośc. Wówczas byłam w takim stanie, że powiedziałam sobie, że jak nie dam sobie rady to się zabiję.

Często zadaję sobie pytanie, czy Bóg istnieje, dlaczego ja się tak męczę na tym świecie, za jakie grzechy, całe moje życie jest takim koszmarem.

Przestałam sobie radzic z czym kolwiek, umycie naczyc, posprzątanie, zrobienie dziecku jesc bylo dla mnie straszna męką.Jeden problem rodził drugi i tak blędne koło.Wkońcu stwierdziłam że dłuzej nie dam rady moje życie stalo się się koszmarem musiałam cos z tym zrobic. Po długim zastanawianiu się stwierdziłam ze muszę coś z tym zrobi bo oszaleję, z trudem wybralam sie do psychiatry i od dwóch lat jestem na antydepresantach. Psychicznie czuje się lepiej, ale boje się postawic jakiś krok do przodu, aby moje życie nabrało jakiegoś sensu, boje się iśc do pracy, boje się o przyszlośc. wiem, że jakies zajęcie zapewnie wplynęłoby pozytywnie na moj stan, ale jak mam znaleśc sobie pracę, skoro czuję sie do niczego? :(Pomóżcie proszę, bo obawiam się, ze jesli nic się nie zmieni w moim życiu depresja znowu mnie dopadnie, a kto ją przeszedł wie co to za straszna choroba, drugi raz tego nie przeżyję.:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam.

 

Biorę Velaxin 150 i spamilan 5 - 3 razy dziennie, na początku była widoczna poprawa teraz też uważam ze czuję się dużo lepiej, ale z natrury jestem osobą nieśmiałą, uległą, nie umiem walczy o swoje, i nie umiem sie z tym pogodzic. Mam tak niska samoocenę, że wydaje mi sie ze do żadnej pracy się już nie daje, że inni będą po mnie " jeżdzic", zę nic nie umiem i nie wiem czy bym potrafila jeszcze czegos sie nauczyc, gdyż nie potrafię się skupic i skoncentrowac. Kiedyś było inaczej bardzo chciałam sie rozwijac i starałam sie coś robic w tym kierunku, kursy itp. teraz uważam że to nic nie daje bo dalej nie mam pracy i nic nie umiem. Ponad to mam wątpliwości ,czy idąc do pracy ktoś będzie tak pomocny aby chciał mnie czegoś nauczyc, w dzisiejszym świecie ten tzw. wyścig szczurów, każdy boi się o swoje stanowisko i nie bardzo słuzą pomocą innym. Ponad to mam takie coś, ze boje się ze pracując zrobię coś źle i póżniej będę się zadręczac czy ja napewno dobrze to zrobiłam.

 

Jęsli chodzi o terapię to chyba dopireo teraz coś zaczęło sie dziac w tym kierunku. Pani doktor dała mi jakiś test zachowan poznawczo- behawioralnych.

 

 

Jeśli chodzi o mój związek to juz napisałam ze nie wiem dlaczego z nim jestem, ale to nie jest tak ze ja go nie szanuje, każdego człowieka szanuje, ale poprostu nie czuję się przy nim bezpiecznie, a to chyba również dlatego , ze wmówiłam sobie ze tak bedzie, bo kiedyś lubiał sobie wypic, a dla mnie (z powodu dzieciństwa) to koszmar. Teraz nie pieje , a przynajmniej stara się bo czasu mu się zdaży, wiem jednak ze potem tego żąluje bo miedzy czasie narobi różnych głupot, a dla mnie każdy jego taki występek to straszny kop w dół. Teraz pracuje, ale jak straci pracę to bardzo cięzko jest mu zlaeśc coś innego, ma problemy z zaadoptowaniem się w nowym środowisku, to również jest powodem że nie czuję się bezpiecznie. Ponadto zyje z dnia na dzień i chyba jemu to odpowiada, bo nic nie robi żeby to zmnienic a ja boje sie takiego życia.

Ale jest dobrym człowiekiem szanuje mnie, wiem ze mnie kocha i nigdy nie zdradzi (chociaż tego to nie można by na 100% pewnym) dba o dziecko i zajmuje się nim. Jest poprostu człowiekiem mało zaradnym i jakoś nie mam nadzieji na lepsze zycie. Nie potrafi mnie wesprzec ani zmotywowac do działania.

 

Mam ślicznego i mądrego synka żyje tylko dla niego i nie wyobrażam sobie aby jego przyszłośc wydlądała tak jak teraz moja:( A ja mam rok pracy zaliczony do emerytury, czego będę kiedyś życ, nie mogę pozwoli aby ten ciężar spadł na barki mojego dziecka :(:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

malina79, to szukaj pracy, zmotywuj sie.... gadaniem nic nie uzyskasz, idz do urzedu pracy, wez nawet prace w hipermakcie na pol etatu i szukaj dalej.,,,,

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hej! Doskonale Cię rozumiem. Ja też panicznie boję się pracy. Lęk przed odpowiedzią na ofertę pracy powoduje, że boję się wysyłać CV. nie mam wogóle doświadczenia. Raz byłam na bezwartościowych praktykach 1,5 miesiąca. Muszę walczyć jednak bo nie mam innego wyjścia. Nie poddawaj się! Ja jakoś opornie próbuję coś robić. Wiem, że muszę przejść przez to, przez ten 1 raz, stres. Jak nie spróbuję, nie dowiem się nigdy jakim jestem pracownikiem. Ty też! A może okazać się, że jak się odważymy to będziemy sobie dobrze radzić. Mam nadzieję, że się odezwiesz. Może wspólnie jakoś się przekonamy żeby szukać tej pracy aktywnie i naprawdę. Też mam niską samoocenę, bardzo, bardzo... Mój pesymizm i moje myślenie o sobie jest przerażające...Patrząc na to z boku pytam się "jak tak można?". To jest koszmar. Ja mam swoje zdjęcie rodziców na biurku, dla których próbuję się starać. Ty też masz dla kogo się starać? I naprawdę na pewno jesteś wiele warta. Na dodatek skończyłaś studia. Będzie dobrze, tylko te początki i lęk o porażkę nas blokuje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bede obiektywny, co oznacza, ze nie uslyszysz nic pozytywnego. Niestety zyjemy w kraju, ktory za nic ma takich jak my. Wszyscy sa madrzy w gebie, natomiast gdy przychodzi do dzialania to jest cisza. Musisz sobie odpowiedziec na jedno proste pytanie: chcesz zyc czy nie? Gleboko to przemyslec. Jesli chcesz zyc, co w twoim przypadku ze wzledu na dziecko jest oczywiste, to musisz zaczac cos robic. Tylko znowu nie licz na psychiatrow i psychologow. Oni ci w niczym nie pomoga. Jeden ma placone za przepisywanie lekow, drugi za sluchanie bolesnych historii. To ich praca. W d... maja to, czy ty bedziesz zyla, czy nie. Jedynymi osobami, ktora moga ci w czyms pomoc sa przyjaciele i rodzina. W twoim, jak i w moim przypadku, ta druga grupa bardziej przeszkadzala niz pomagala. Dlatego szukaj prawdziwych przyjaciol. Niestety o takowych w polsce, tym bardziej w dzisiejszych czasach, strasznie trudno. Zle zrobilas, ze bedac w takim stanie pozwolilas sobie na dziecko, tym bardziej z czlowiekiem, ktory jest nieodpowiedni. Gdzie Ty mialas rozum? Piszesz, ze nie chcialas, aby twoje dzieci mialy tak jak Ty, a sama serwujesz ten sam problem swojemu potomstwu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

gowno prawda z takimi radami nic nie zrobisz a tylko poglebisz swoj zly stan. musisz dobrac dobre leki i odpowiednie ich dawki. w tym stanie psychoeterapia jest zbedna. na razie masz problem zdrowotny, jak bedziesz powiedzmy w calkiem niezlym stanie to bedziesz miala problem psychiczny. bedziesz chodzic na terapie i powrocisz do spoleczenstwa. ale jedno: nadzieja, wiara nie istnieje. ignoruj, ze istnieje ktos taki jak Bog. bo jak bedziesz czekac na Boga to umrzesz w biedzie i syfie. czyli: znalezc dobrego i skutecznego psychiatre, dobrac odpowiednie leki i dawki ale myslac logicznie, a nie ze lekarz tak powiedzial i ci nie wytlumaczyl dlaczego ci takie leki przepisal, potem jak sie doprowadzisz do stanu uzywalnosci ewentualnie psychoterapia, ale ty bedziesz wtedy wiedziec, czuc czy ci cos to da. wiem na pewno ze masz zryty mozg a wlasciwie chemie w mozgu, jak z twoja psychika to nie wiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×