Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica Natręctw - Moja historia, objawy, co zrobić...


madeline20

Rekomendowane odpowiedzi

goffy, Jeśli Cie staćna prywatne wizyty.........to prywatna psychoterapia, szukanie odpowiedniego terapeuty. Jeśli Cię nie stać.......Poradnia Zdrowia Psychicznego, rejestracja do psychiatry, prośba o skierowanie na terapię. U mnie w miejscowości , w której mieszkam jest mozliwosć szybkiego zarejestrowania sie do psychiatry i skorzystania z usług terapeuty-psychologa na kasę chorych. Zrezygnowałam z tej formy.

Od października 2009 uczęszczam na terapię prywatnie, raz w tygodniu na terapię psychodynamiczną. Moja terapeutka należy do PTP, jest trenerem, ma dwóch superwizorów.

Gdzie mieszkasz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy objawem nerwicy natrectw moga byc takie czynnosci jak np:

widze jakies ostre narzedzie to boje sie ze kogos nim skrzywdze, od razu mam takie mysli? Albo np ide sobie ulica i wyobrazam sobie kogos ze go pobilem nieswiadomie.

Albo np mialem takie cos w zimie ze jesli nie zakrece na noc grzejnika to po prostu nie zasne, caly czas mam ta mysl w glowie i musze zakrecic, dopiero wtedy zasypiam.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Goffy, ja powiem z własnego doświadczenia, bo od kilku lat mam wrażenie, że moje życie jest do d... jednym słowem,, nic mnie nie cieszy na nic nie mam ochoty, mam wiele marzeń, ale wychodzę z założenia, że nie uda mi się ich osiągnąć, bo jestem "gorsza", czasem chowam się przed ludźmi, jak poznam naprawdę fajne osoby to nagle słowa staja mi w gardle i nie potrafię z nimi rozmawiać, a potem się porostu chowam i znikam i nie to ze jestem nieśmiała bo dążę i lubię poznawać nowe osoby, uwielbiam mieć przyjaciół, w szkole byłam duszą towarzystwa, a teraz choć chce to nie mogę. Pewnego dnia gdy weszłam na to forum postanowiłam coś zmienić, zrobiłam "rachunek sumienia":

1.Dlaczego moje życie jest do du...: co mam, co osiągnęłam, kogo mam przy sobie(mąż,żona, dzieci) i teraz porównuje z najbliższymi lub innymi osobami: mam dom, kawałek trawy i mogę się wyłożyć tyłkiem do góry jak mi się podoba, nie jest to zamek z bajki, ale wybudowany za własne oszczędności to + bo inni nie maja a chcieliby mieć, mam męża, który jest przy mnie i mnie w jakiś tam sposób docenia to + bo inni się rozwodzą itp, mam dziecko to tez plus, bo inni nie maja a chcieliby mieć.

2.Dlaczego nie mogę spełniać marzeń: mogę tylko pewne myśli ukrywają tę świadomość i teraz pomyśl o najdrobniejszych rzeczach, które kiedyś chciałeś mieć, spełnić a teraz to masz, najdrobniejsze rzeczy... i tak krok po kroku do tych dużych które chcesz osiągnąć. Czasem siadam i wyszukuje innych osób które coś osiągnęły w życiu przeglądam ich życiorys w interesującej mnie dziedzinie i patrze jakie były ich losy zanim to osiągnęli i uwierz, nie każdy miał górę pieniędzy na swoje marzenia i to mnie mobilizuje, bo znaczy, ze ja też mam szanse coś osiągnąć.

3.Mam prace, chociaż kijowo płatną, mogę się cieszyć, bo inni latami jej szukają.

Droga jest kręta, ale warto się z nią zmierzyć, żyje się raz i szkoda potem żałować, ze czegoś się nie spróbowało, tylko dlatego, że coś w naszej głowie nad Nami panuje.

"Krok po kroku do perfekcji"

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam Was serdecznie,

 

Kiedyś tj przynajmniej z 5 lat temu miałam tu konto...niestety było jakoś dziwnie więc przestałam pisać.

 

Zanim dojdę do tematu którego tyczy się wątek w dużym skrócie napiszę Wam coś o sobie byście mieli obraz sytuacji.

 

Mam ponad 23 lata. Pochodzę z rozbitej rodziny. Ojciec ok,matka bardzo toksyczna choć miała swoje dobre jak i złe strony to jednak była toksyczna i zawsze faworyzowała brata. Po rozwodzie kontakt miedzy rodzicami był ok, myśmy z tata mieli stały i bardzo dobry kontakt. Od małego jestem bardzo chorowitą osobą... po rozwodzie a w sumie od gimnazjum wszystko zaczęło mi się sypać. Nie radziłam sobie,choć byłam dobrą uczennicą od 12 rż zaczęłam się staczać emocjonalnie. Nie ćpałam,nie piłam,miałam swoje zasady ale za to wszystko odbijało się na mojej psychice. Zaczęło się od problemów z koncentracją a skończyło na czytaniu w kółko tego samego zdania aż do tępego patrzenia się w ścianę. Środowisko gnoiło mnie na każdy kroku,nikomu nie życzę takich ludzi wokół siebie. Chodziłam do psychologa, depresja. Nie taka wkręcona jak to mają dziewczyny w okresie dojrzewania. Chyba nawet teraz bym nie chciała przechodzić tego jeszcze raz. Potem poszłam do ogólniaka, to była jedyna moja nadzieja. Zakochałam się z wzajemnością i poczułam ze życie może być piękne. 2 lata było ok. Mo.że poza konfliktem z matką która niszczyła mnie od środka. Była tak toksyczna że bałam się telefonów od niej, przychodzenia do domu. Z perspektywy lat dopiero teraz zdaję sobie sprawę że moje cale życie to jeden wielki stres. Już jako dziecko miewałam natręctwa, zaburzenia somatyczne,byłam przemęczona i przesadnie wrażliwa na każde złe słowo. Najgorsze było po maturze... w związku wszystko było ok, kochałam go całym sercem,on dawał mi siłę aby trwało. Nie dostałam się jedną uczelnie,poszłam na inną. nacisk rodziców odbierał mi resztki sił. Po 1 semestrze mialam załamanie nerwowe... koszmar. Totalna psychoza. Natręctwa myśli tak silne że siedziałam z głową w kolanach i kiwałam się... lęki, wrzody żołądka. Skończyło się na otępieniu, wegetacji, braku jakichkolwiek emocji i blokadzie mowy... Przerażało mnie to aż wręcz pobiegłam do psychiatry po pomoc... pierwsze oznaki to było pytanie "czy kocham jeszcze mojego chłopaka?". nie czulam nic i nie wiedziałam czy moje uczucia są prawdziwe czy,tzn nie czułam nic ale czy to coś co niby czułam było prawdziwe czy nie. Tż w końcu wyrwał mnie z piekła zwanego domem, wynajęliśmy mieszkanie i było troszkę lepiej. Zaczęłam wychodzić z tego ale ciągle coś było nie tak. Chodziłam na terapie, lęki zaczęły znikąd.Były momenty ze było su[per ze czułam wielka miłość a było tak ze nie czułam nic przez jakiś czas. Zaczęłam się zastanawiać ze motylki w brzuchu nie trwają wiecznie a minęło już wiele lat. Na dzień dzisiejszy od roku siedzę w domu bo jestem tak beznadziejna ze nie potrafię znaleźć pracy... tż pracuje jak wół... ja łapie dola, nie mam motywacji do życia, nic mnie nie cieszy,ostatnio miałam koszmary, mam ochote zasnąć i sie nie obudzić i natręctwa zaczęły się pojawiać. Na szczęście nie tak silne jak kiedyś, póki co jakoś funkcjonuje. Jakoś tzn sama nie wiem co czuję, nie czuję chyba nic, mam ochotę zasnąć. Do tego doszło ze mam niedoczynność tarczycy co tłumaczy moja depresje bo po długiej terapii psycholog i psychiatra powiedzieli ze to zaburzenia chemiczne,ze jestem silna dziewczyna i dam sobie rade ale mam zaburzenia chemiczne. Po latach okazuje sie ze to hormony bo mam ta tarczyce prawdopodobnie od zawsze. Czasem gdy natrectwa sie odzywają zadaje sobie te pytania czy go jeszcze kocham,czy to to czy cos innego ale nie dlatego ze mam zwykle wątpliwości tylko dlatego ze nie wiem co jets moimi uczuciami a co wyimaginowanymi... nie wiem co jest prawda. Fakt ze jest nam ciężko,ja chora,on przemęczony, nie mamy dla siebie czasu....tak sie bałam ze to wróci... każda kłótnia, każdy stres to pogłębia i jest gorzej. Ostatnio snilo mi sie ze kochałam sie z przyjacielem, walczyłam w tym śnie by tego ie robić,ze nie chce ale obrazy pchały się przed szereg,potem 2 dni chodziłam z lękami... następnej nocy śniło mi sie ze ktoś mnie zabił i wbił nóż w brzuch,to było takie realne... znowu 2 dni tym razem ze ściskiem żołądka... nie mam sily płakać i walczyć z tym,jest jak jest,czasem myśli się pchają,czasem nie ale i tak jest juz wyniszczona ty wszystkim..

 

 

 

edit: przez ta tarczyce mam duże problemy zdrowotne: z sercem, ciągle mi zimno, śpię po 20 h... jestem otępiała itd zaczynam popadać w jakieś paranoje bo przez moje choroby dodatkowo mam objawy nerwicowe, ciągle źle się czuje wiec nie mogę się odstresować, skupić na sobie, poczuć wolna tylko ciągle jak na uwięzi...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

4 lata temu chodziłam pół roku ale nic nie dawała, leki dawały więcej. Ostatnio gdy czułam się gorzej tj w październiku zeszłego roku poszłam na terapię krótkoterminową, była swietna niestety nie ukończyłam jej bo nie miałam siły, matka tak mnie tłamsiła że nie mialam sily bo to przechodzić na terpii, przerwałam tydzień przed końcem. Dawała świetne rezultaty niestety teraz jest płatna a ja nie mam możliwości. Modlę się że jak unormuje hormony będzie lepiej,że zacznę czuć choć sama nie wiem jak okreslić mój stan. Niby ciśnie mnie na płacz ale jestm taka pusta a jednocześnie wypchana. Chyba dodatkowo dobija mnie fakt że wyszla ta tarczyca bo z jednej strony się cieszę gdyż jest wyjaśnienie ale nie wiem czy to tylko hormony czy może jednak nerwica a może ja przestałam kochać? ale jak brałam leki i między nami było ok to kochałam całym sercem nawet po załamaniu...

 

[Dodane po edycji:]

 

Tak sobie o czymś jeszcze pomyślałam... obecnie jestem chora gorączka itp nie mam ochoty na żadne przytulania,zbliżenia itp i już sobie wkręcam ze pewnie go nie kocham...albo wczoraj zjadłam ostatni kawałek wędliny ( zawsze wszystko co ostatnie zostawiałam dla niego) i już sobie myślę że go nie kocham bo przestałam o nim myśleć tak jak wcześniej... często mi się to zdarza a wtedy włącza się myślowa...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wreszcie znalazlem to co mi dolega czytajac posty uzytkownikow porownuje je do swojego zycia jest identycznie. Mam glupi nawyk tak zwanego drygu nogi caly czas musi mi chodzic lewa noga do tego pukam sie w glowe na wzor odpukania a jak porusze jednym uchem to wpadam w jakis trans i musze poruszac uszami jakas minute nie wiem czemu. co do nastrojow dolki mam co chwile nie wiem czemu jeden dzien zaczynam optymistycznie pozniej czuje sie jakby wszystko stracilo sens. czuje ze moja mlodosc ucieka mi miedzy palcami ze obok mnie ludze w moim wieku bawia sie na dyskotekach chodza do kina po miescie a ja cale zycie sam w domu. Moim hobby jest muzyke chodze na kursy djskie ale jestem za surowy dla siebie nie wiem czemu zaczynam cos robic i zaraz dopada mnie mysl ze jestem nikim i nigdy mi sie to nie uda i rzucam wszystko pomimo tego ze moj tutor mowi co innego. Nie docieraja do mnie zadne pocieszenia komplementy tak jakbym byl uparty i uwazam ze ja wiem swoje. Nienawidze wszystkiego calego swojego zycia ciala charakteru wszystko mi sie wali jestem za bardzo ulegly zgadzam sie na wszystko nie potrafie sie postawic nie potrafie sie bronic czuje sie jak robak ktorego mozna rozdeptac a i tak nikt tego nie zauwazy. Wychodzac na miasto mam wrazenie ze wygladam jak zywy trup wszyscy wokol sa usmiechnieci a ja ide i patrze w chodnik staram sie nie patrzec na radosc zycie innych bo to jeszcze bardziej mnie przygnebia. Czuje sie nikim jestem rozdrazniony calymi dniami przesiaduje sam w pokoju a jak ktos wchodzi do niego dostaje szalu przez co zawsze sa klotnie w rodzinie. Nie umiem sobie ze soba poradzic nie wiem co zrobic staralem sie kiedys niedopuszczac mysli ze jestem nikim ale sie nie da to caly czas wraca ze zdwojona sila. Mam mysli samobojcze i to coraz smielsze nie poradze sobie sam coraz bardziej sie zamykam. Nie mam prawie w ogole znajomych a jesli sie z kims spotkam udaje ze wszystko jest wporzadku ze jestem szczesliwy ale wsrodku cierpie. Uciekam do alkoholu to jedyne co mi pomaga wiem ze to nie wyjscie ale nie stac mnie na psychiatre mieszkam w IE i tutaj takie sesje sa bardzo drogie a moja pensja nie wystarczy na to. Ojciec mowi ze jestem czubem matke to nic nie interesuje uwazam ze zaniedbali to jak bylem dzieckiem bo pamietam jak mowili ze strasznie zgrzytam zebami jak spie i za czesto przebywalem sam. Z mojego punktu widzenia nic mi sie nie udaje jak zaczne cos robic nie wyjdzie albo mi sie nie spodoba i to rzucam i wbijam sobie do glowy ze jestem nikim caly czas mnie to przesladuje:( chcialbym byc jak inni usmiechac sie chodzic na dyskoteki miec przyjaciol chodzic na koncerty do kina, dalsza rodzina na spotkaniach caly czas mnie komentuje ze wlosy nie takie ze bluzka nie taka ze buty spodnie wszystko im przeszkadza czepiaja sie do wszystkiego i najgorsze jest to ze moj chrzestny przy pelnym ludzi stole zaczyna prawic mi moraly i wszyscy patrza na mnie jak na glupka denerwuje mnie to nie potrafie sie obronic powiedziec mu czegos zeby sie wkoncu zamknol ze nie wytrzymuje juz z nimi ze to moje zycie i zrobie jak bede chcial. Nie chce mi sie zyc nie widze zadnego sensu cala mlodsoc spedze sam w moim pokoju... Jestem gejem ale od 2lat nie mysle o zadnym zwiazku o poznaniu kogokolwiek o zadnych przyjemnosciach a tym bardziej o seksie nie mam nastroju myslec o czym kolwiek jestem taki zmeczony czasami chcialbym zasnac i sie nie obudzic....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Goffy, czasami najprostsze stwierdzenia są najlepsze: życie nie kończy się na kurkach od gazu. Czy te natręctwa mają jakiś związek ze stresem? Jak myślisz, czemu zniknęły, kiedy poznałeś swoją żonę?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam ,

Zarejestrowalam się tutaj dzisiaj, jednak byłam tu już wcześniej i czytałam sobie ten dział. No i dzisiaj tak się zebrałam , żeby tu napisać. W sumie to nie wiem, czy piszę tego posta, żeby się dowiedzieć czy to na pewno nerwica natręctw, czy, żeby uzyskać jakieś wskazówki, jakąś pomoc, czy po prostu chcę to z siebie wyrzucić.

Jestem w wieku gimnazjalnym i w sumie nie wiem, kiedy zaczęłam mieć objawy nerwicy natręctw.. Wydaje mi się, że miałam to od zawsze. Zawsze dręczyły mnie takie dziwne myśli.... Hmmm, nie wiem od czego zacząć pisanie mojej historii...

 

To może najpierw zacznę od Natrętnych myśli.

Baaaaardzo dużo myślę i czasem mnie to dobija. Gdyby to jeszcze były ciekawe myśli.. Czasem jak dopadnie mnie jakaś głupia myśl to tak się to za mną ciągnie. Chyba z 2 lata temu miałam coś takiego, że zaczęłam się zastanawiać , co jeśli moja mama słyszy to co myślę... I gdy się zaczęłam nad tym zastanawiać to nachodziły mnie takie myśli, że bym kogoś zabiła czy coś w tym guście.. No i oczywiście strasznie bałam się , że moja mama to usłyszy, a ja tak nie myślę.. Próbowałam to wypierać, ale to po prostu było silniejsze.

 

Czasami gdy budzę się rano i pamiętam jakiś swój sen, który był kontrowersyjny to potrafi mnie to wyprowadzić z równowagi na cały dzień , jak nie dłużej. Zaczynam się zastanawiać czy to aby na pewno taka nie jestem/ tak nie myślę, i czy nie tkwi to gdzieś głęboko we mnie.

 

Nie raz siedzę sobie spokojnie albo coś robię i nagle przychodzi do mnie myśl, czy na pewno to co pamiętam się stało.. No i analizuję całą sytuację po kolei co pamiętam i tak w kółko.. No i są to całkiem normalne sytuacje: ze sklepu, jak kogoś spotkam itp.. I zaczynam się zastanawiać czy czasem ja czegoś nie powiedziałam głupiego lub tamta osoba czegoś nie mówiła o mnie itd... Najgorzej jest gdy złapie mnie to podczas robienia czegoś na czym muszę się skupić... Wkurza mnie to strasznie, próbuje to wypierać mówiąc: To było normalne, nic się nie stało, ale jak co raz bardziej o tym myślę, to już nie pamiętam tego dokładnie, i zaczynam się zastanawiać znowu czy tak to wyglądało i tak w kółko... Jak o tym zapomnę to znowu powraca. Chociaż jak mnie nachodzą wieczorem takie myśli to jak mi się uda szybko usnąć to rano o tym nie pamiętam przez kilka godzin.

 

Mam coś takiego, że lubię kogoś czasem powkurzać jak mi się nudzi.. Bardzo mnie to we mnie irytuje. Kłócę się o coś na czym mi nawet nie zależy.. Jak np. wiem, że tata nie będzie chciał mnie wziąć do kina, to kłócę się, że nigdzie mnie nie bierze itp.. No to jest przykład, ale po prostu lubię tak kogoś podenerwować.. I szczerze mówiąc mam po tym lepsze samopoczucie.

 

Bardzo często mam tak, że myślę o czymś, mówię coś, piszę i nachodzi mnie myśl, czy takie słowo istnieje? czy jest taka rzecz? zaczyna mi dane slowo bardzo obco brzmieć. I to słowo dowolne, raz może to być rower, raz może to być książka... I zaczynam się zastanawiać czy to słowo w ogóle istnieje..

 

Nie cierpię jeździć środkami miejskiego transportu (autobus , tramwaj itp) bo wydaje mi się, że wszyscy w około mówią o mnie.. No i wtedy znowu myśli: bez jaj, co ty myślisz, że ludzie nie mają co robić tylko o tobie gadać? No i przez 30 minut jazdy modlę się, żeby wreszcie był koniec.

 

Jak się czegoś uczepię, to zaczynam mieć na tym punkcie jakby obsesję.. Około miesiąca temu doszła mnie myśł, że ktoś mógł stworzyć wirusa, dzięki któremu widzi obraz z mojej kamerki internetowej wbudowanej w laptopie. Do dziś mam ją zasłoniętą tekturką. Już mi nawet mówi rodzina, że po co mi to, czy jestem normalna, bo normalni ludzie nie zasłaniają kamerek.

 

No i ogólnie mam takie myśli, że jak dorosnę to nie będę w stanie znaleźć sobię dobrej pracy, a przynajmniej pracować tam, bo będzie mi się wydawać , że mówią o mnie.

Czasem się zastanawiam czy inni ludzie też tak dużo myślą, i o czym któś myśli...

 

A tak z rzeczy fizycznych to:

Mam w domu gryzonie w klatkach, a klatek mam sporo, a prawie każda ma 2-3 pary drzwiczek..

Więc za każdym razem jak wychodzę z pokoju mam taki rytuał, że patrzę na każde drzwiczki po kolei i je liczę.

Tak jakby staram się zapamiętać wzrokiem, że napewno były zamknięte.

 

Często jak siędzę, lub leżę, czy stoję to mam takie coś , że robię figury geometryczne częściami ciała... Wygląda to tak, że np. ruszam szczęką trochę w bok no i wtedy nogą w drugi no i robię taki jakby trójkąt.. No trudno mi to opisać.. Bardzo lubię też tak "potrzepać" nogą. I trochę mnie to uspokaja.

 

Jak jestem w łazience i myję włosy to muszę je zamknąć, żeby mi piana do oczu nie weszła, to jak mam je zamknięte to panicznie boje się, że w tej ciemności ktoś mnie napadnie. No i nie raz nie wytrzymuję i otwieram oczy bo jest to silniejsze ode mnie.

 

Jak kładę się spać , to zanim usnę muszę zobaczyć w każdy róg pokoju, tak jakby sprawdzić czy pokój jest "pełny" taki zamknięty.. Wtedy czuję się bezpieczniej. Drzwi muszą być zamknięte.. Nie usnę jak są otwarte.

 

Nie mam problemów z kontaktami z którymi często się widuję, jednak gdy kogoś poznam nowego to zachowuję się nienaturalnie na maxa no i strasznie się boję, że weźmie mnie za osobę jaką nie jestem.

 

No i oczywiście standard:

-x razy spawdzam czy kurki od gazu są zakręcone. Sprawdzam oczami. ;) znaczy paczę się, tak mrugam oczami i zapamiętuję klatki jakby..

-dużo razy sprawdzam czy drzwi są zamknięte na klucz, już nie raz była o to afera, że klamki niszczę.

- baaardzo dużo razy sprawdzam czy na pewno mam wszystko, najczęściej trzymam rękę tam gdzie mam tą rzecz, np. telefon w kieszeni , żebym czuła , że na pewno go mam...

 

Ech, rozpsiałam się ładnie. Mam nadzieję, że jesteście w stanie coś z tego z rozumieć i, że ktoś przeczyta to całe. Cieszę się, że to z siebie wyrzuciłam, bo nigdy wcześniej o tym nie opowiadałam nikomu.

 

Przepraszam za literówki, no i oczywiście pewni eni enapisałam wszystkiego. Gdybyście mieli jakieś pytania to bez problemu odpowiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj,

 

Ja mialem podobne loty (sprawdzania czegos po X razy, ustawianie przedmiotow rowniutko, kiedys nawet chodzenie po chodniku tak, zeby nie nadepnac na przerwe pomiedzy plytkami).

 

Przeszlo z wiekiem..

 

Do tej pory mam takie cos, ze nie tkne niczego w domu dopoki nie umyje rak po powrocie z zewnatrz. Albo jak sie z kims przywitam, to raczej juz ta dlonia nie dotkne twarzy, dopoki jej nie umyje (chodzi o zarazki).. Nie przejde po miejscu (ulica/chodnik), gdzie wiem ze kiedys lezalo cos niezywego (nawet jezeli bylo to 6 lat temu). Nie potrafie tego wyjasnic, ale to jest silniejsze ode mnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Milu,kurde,poruszyła mnie Twoja historia.Nikt nie odpowiedział,to ja odpowiem.Nie jesteś sam.Jest Ktoś kto Cię zna,wie o Tobie wszystko,kocha Cię!Uwierz w to!Zaufaj mu!Oddaj Mu swe życie.

Tak,łatwo mi się gada,ja też mam problemy z zaufaniem.Ale też wyszedłem ze strasznej samotności i poczucia wielkiego nieszczęścia i wewnętrznego cierpienia.Stopniowo,właśnie od tego momentu,gdy zacząłem się do Niego zbliżać.

Też myślałem takimi kategoriami:"Ach,gdybym miał pieniądze,zafundowałbym sobie jakiegoś najlepszego terapeutę..." A dziś to wszystko dzieje się samo! Prowadzi mnie Najlepszy Terapeuta we Wszechświecie! Owszem,ciągle jest jakieś cierpienie,ale nie zamieniłbym najlepszego dnia z tamtych czasów,na najgorszy dzień z dzisiejszych czasów.Idzie ku dobremu,widzę to.

Szukaj pomocy w kościele,będę się modlił za Ciebie.

Kurde,gdyby wszyscy tam szukali,tej strony by po prostu nie było,wiem to.

Nie załamuj się,szukaj!Powodzenia!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam

A ja nie nosze maski...

może to źle że nie mam ochoty jej wkładać inni widza mnie taką jaka jestem nieszczęśliwa chora

a moje natręctwo polega na analizie swojego życia błędów co daje negatywne efekty każdego dnia i choć wiem że to nie ma sensu powtarzam co dzień ten sam błędny schemat

oj...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kamcia,z tą maską to do mnie?

Widzę tyle: byłem poza kościołem-wszystko się rozpadało,jestem w kościele-wszystko się prostuje,naprawia.Koniec.

 

[Dodane po edycji:]

 

Ale masz rację,kamciu.

 

[Dodane po edycji:]

 

Kamciu,to do Ciebie.Widzisz,człowiek wierzący zna odpowiedż(nie mówię,że ja nim jestem) na takie udręki,jak analizowanie błędów.

Jeśli to są błędy w decyzjach życiowych,to:"Panie,już sam nie umiem,Ty mnie prowadż,powierzam Ci moje życie".

Jeśli błędy dotyczą relacji z innymi ludzmi(lęk przed utratą miłości,akceptacji) to:"Panie.ty mnie kochasz prawdziwie,miłością bezwarunkową,kochasz takim jakim jestem,nie gorszysz się,mną".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej Niemiałampomysłu,

Zapewne wiele osób jest Ci w stanie bardziej pomóc niż ja, bo mają podobne natręctwa, ale spróbuję parę rzeczy od siebie:

1) To dość typowe natręctwa, nawet z tym, że kogoś zabijesz, to nie są Twoje chęci i nie znaczy, że w Tobie gdzieś to siedzi głęboko. To znaczy siedzi, ale niezależnie od Twojej woli, nasza psychika to wielki i skomplikowany system i mamy kontrolę tylko nad częścią. Ten system też popełnia błędy, to znaczy wytwarza myśli, skojarzenia - śmieci, które nie są do niczego przydatne i których nie spożytkujemy. To taki spam, należy usunąć do kosza i się nie przejmować. Może to efekt agresji, którą ciągle gdzieś napotykamy, albo próba zrealizowania nadwyżki złości, która została w magazynie, albo przekora systemu : skoro to zabronione, to należy to wypróbować. W każdym razie coś tam system próbuje sobie podziałać tą myślą, ale to akurat pudło, bo Ty się z tym nie utożsamisz i wyślesz do kosza. I tyle, liczą się tylko świadome decyzje i postawy.

2) Nie każdy psycholog Ci to powie, ale wg koncepcji autorskiej mojej pani psycholog te natręctwa oznaczają, że Twój umysł ma pewną nadpobudliwość w kierunku analizowania, czyli nadmiernego myślenia. Ta właściwość sama w sobie nie przejdzie, ale może stanowić pozytywny potencjał. Nie masz więc wyjścia, musisz przekierować swój umysł na zgłębianie czegoś, co będzie pożyteczne i ciekawe. Jesteś młodziutka, więc warto zawalczyć o siebie, znaleźć/ rozwijać swoje zainteresowania i pomyśleć, jak można obdarzyć innych swoimi możliwościami. Możesz chodzić na terapię (pewnie wskazane), brać leki, ale nikt nie znajdzie Ci celu życia, a bez tego nie da się wygrać z tym dziadostwem. Żyj aktywnie i szukaj tego, co Cię interesuje, sprawia przyjemność, rozwija. Film, teatr, książka - niczego sobie nie odmawiaj. Traktuj to jak niezbędne lekarstwo, tak jak pigułki.

3) Na natręctwa pomagają też specjalne leki, może warto się skonsultować z lekarzem?

4) Czy jesteś w sytuacji silnego stresu (napięcia w domu) albo przemęczenia? To bardzo niestety sprzyja natręctwom, jeżeli tylko możesz odpoczywaj i nie bierz na siebie zbyt wiele.

5) Myśl jak najmniej (albo wcale) jak inni Cię odbierają, i tak nie można tego w pełni kontrolować, a to tylko blokuje.

Nie jestem oczywiście specjalistą, napisałam to na podstawie własnego (też pozytywnego) doświadczenia, mogę nie trafiać dokładnie w Twoje potrzeby, ale warto o siebie walczyć, wszystko w Twoich rękach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

refren-bardzo fajnie napisalas; a jezeli stan jest naprawdę poważny to leki lub krotka psychoterapia. Z lekami jest tak, ze prawdopodobnie cie nie wylecza trwale (a moze wylecza to nawet zle sformuowanie, bo niektorzy maja osobowosc anankastyczna od urodzenia), ale na 90% w znacznym stopniu zredukuja natrectwa w czasie jak je bierzesz. Ja zaczalem terapie poznawczo-behawioralna (ktora na natrectwa uwazana jest za najskuteczniejsza, choc oczywiscie nie mozna uogólniać) bez lekow i natrectwa uniemozliwialy mi wlasciwe stosowanie sie do wskazowek terapeuty. Dopiero jak dolaczyłem ssri, po 5 miesiacach terapii bylem juz zdrowy plus teraz (po pol roku od odstawieniu lekowi skonczenia terapii) jestem prawie pewien ze natrectwa nigdy nie wroca(w tej rozrosnietej formie), bo mam juz zakodowane mechanizmy jak ich nie dopuszczac . W moim przypadku natrectwa obecne byly od dziecinstwa, nie byly zadna ucieczka od swiata, tragedii jakiejs (jak np. w detektywie monku:)).Przez to jednak, ze nie wiedzialem co sie ze mna wlasciwie dzialo rozrosly sie one do takich rozmiarów ze musialem sie leczyc. Jezeli nie macie za soba zadnej traumy, to nie dajcie sie namowic na psychoanalize tylko, w moim przypadku sytuacje z natrectwami tylko to pogorszylo. Trzymam kciuki

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też uważam, że tzw. poznawczo-behwioralna najlepsza, choć w praktyce jest to przeważnie poznawcza i dobrze. Psychoanaliza raczej nie daje skuteczności, zwłaszcza w krótkim czasie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam,

 

jestem nową uczestniczką forum. Nigdy wcześniej nie praktykowałam udziału w forum, jednakże moja "przyjaciółka-nerwica", zmusiła mnie to tego :) a tak zupełnie poważniej...od kilkunastu lat choruję na nerwicę natręctw. Nie potrafię sobie dać już z tym rady, choroba pochłonęła mnie całą...obsesyjne myśli, codzienne kompulsje...rytułały liczenia, sprawdzania, układania tak od rana do noacy, każdego dnia...możnaby pisać w nieskończoność. Nie odważyłam się jeszcze pójść z tym do lekarza, ale boję się (jakkolwiek zbarzmi to kolokwialnie), że zwariuję do reszty. Proszę, podzielcie się ze mną swoimi problemami i Waszymi sposobmi walki z nerwicą. Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej Niemiałampomysłu,

Zapewne wiele osób jest Ci w stanie bardziej pomóc niż ja, bo mają podobne natręctwa, ale spróbuję parę rzeczy od siebie:

1) To dość typowe natręctwa, nawet z tym, że kogoś zabijesz, to nie są Twoje chęci i nie znaczy, że w Tobie gdzieś to siedzi głęboko. To znaczy siedzi, ale niezależnie od Twojej woli, nasza psychika to wielki i skomplikowany system i mamy kontrolę tylko nad częścią. Ten system też popełnia błędy, to znaczy wytwarza myśli, skojarzenia - śmieci, które nie są do niczego przydatne i których nie spożytkujemy. To taki spam, należy usunąć do kosza i się nie przejmować. Może to efekt agresji, którą ciągle gdzieś napotykamy, albo próba zrealizowania nadwyżki złości, która została w magazynie, albo przekora systemu : skoro to zabronione, to należy to wypróbować. W każdym razie coś tam system próbuje sobie podziałać tą myślą, ale to akurat pudło, bo Ty się z tym nie utożsamisz i wyślesz do kosza. I tyle, liczą się tylko świadome decyzje i postawy.

2) Nie każdy psycholog Ci to powie, ale wg koncepcji autorskiej mojej pani psycholog te natręctwa oznaczają, że Twój umysł ma pewną nadpobudliwość w kierunku analizowania, czyli nadmiernego myślenia. Ta właściwość sama w sobie nie przejdzie, ale może stanowić pozytywny potencjał. Nie masz więc wyjścia, musisz przekierować swój umysł na zgłębianie czegoś, co będzie pożyteczne i ciekawe. Jesteś młodziutka, więc warto zawalczyć o siebie, znaleźć/ rozwijać swoje zainteresowania i pomyśleć, jak można obdarzyć innych swoimi możliwościami. Możesz chodzić na terapię (pewnie wskazane), brać leki, ale nikt nie znajdzie Ci celu życia, a bez tego nie da się wygrać z tym dziadostwem. Żyj aktywnie i szukaj tego, co Cię interesuje, sprawia przyjemność, rozwija. Film, teatr, książka - niczego sobie nie odmawiaj. Traktuj to jak niezbędne lekarstwo, tak jak pigułki.

3) Na natręctwa pomagają też specjalne leki, może warto się skonsultować z lekarzem?

4) Czy jesteś w sytuacji silnego stresu (napięcia w domu) albo przemęczenia? To bardzo niestety sprzyja natręctwom, jeżeli tylko możesz odpoczywaj i nie bierz na siebie zbyt wiele.

5) Myśl jak najmniej (albo wcale) jak inni Cię odbierają, i tak nie można tego w pełni kontrolować, a to tylko blokuje.

Nie jestem oczywiście specjalistą, napisałam to na podstawie własnego (też pozytywnego) doświadczenia, mogę nie trafiać dokładnie w Twoje potrzeby, ale warto o siebie walczyć, wszystko w Twoich rękach.

 

Dziękuję bardzo za twój post. Dał mi w sumie dużo do myślenia głównie o tym, żebym nie myślała o tym jak inni mnie odbierają. Bo w sumie to faktycznie wiele blokuje.

Co do stresu to w sumie bardzo dużo stresuję się w szkole i to jest naprawdę bardzo dużo stresu. Głównie z powodu jak inni mnie odbierają. Idę korytarzem np. i wydaje mi się, że ktoś o mnie mówi... Mimo , że wiem, że to nierealne to i tak po prostu zawsze mnie to przerasta.

 

A co do psychologa/psychiatry/lekarza to jeśli nie jestem osobą pełnoletnią to rozumiem, że muszę mieć zgodę osoby dorosłej?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej wszystkim, jestem tu nowa. U mnie zaczęło się najbardziej około rok temu. Zaczęłam mieć lęki przed brudem, zarazkami itp. Bardzo często myłam i myje ręce :(. Myję je kilkadziesiąt razy dziennie. Jak czegoś dotknę to od razu idę umyć ręce. Jest tak, że minutę temu myłam ręce i znowu idę je umyć. Ciągle myślę czy dobrze umyłam, czy znowu powinnam iść je umyć. Ciągle mam, że wolę czegoś nie dotykać, bo później to przeniosę i coś będzie brudne. Zaczęłam chodzić do psychologa i psychiatry. Psycholog stwierdził u mnie zaburzenia obsesyjno-kompulsywne i depresję. Na razie nic mi to za dużo nie daje, chodzenie do psychologa. A z powodu choroby, też prawie w ogóle nie ma dla mnie leków, które by mi pomogły :(. Często się zastanawiam i myślę czy dobrze coś zrobiłam, czy zamknęłam drzwi itp. Przez to wszystko zamknęłam się w sobie. Straciłam kontakt ze znajomymi, stałam się aspołeczna, nie chciałam z domu wychodzić :(. Chciałabym, aby było tak jak dawniej - abym nie miała nerwicy natręctw i ciągle nie myła rąk. Czasami mam dosyć życia i tego co chwila mycia rąk i niedotykania rzeczy bo mogę się czymś zarazić. Mam nadzieje, że dzięki temu forum uda mi się z tym walczyć i to przezwyciężyć, bo już mam tego dosyć. Pozdrawiam :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam moja historia jest dosyc absurdalna i pewnie dla wielu smieszna. Jestem Adam, studiuje polonistyke na UW , mam 22 lata i mieszkam z rodzicami. wszystko zaczelo sie w poprzednie wakacje od glupiuch zartow z serii "masz malego" zaczalem sie analizowac i wkrecac sobie jakies choroby, impotencje itd. wpadlem w straszna depresje, przez 4 miesiace codzioennie plakalem, mialem problemy na stufdiach, pojawilo sie ogromne nerwicowe napiecie i bezsennosc, w koncu psycholog skierowal mnie do psychiatry. powiedzial ,ze mam ZOK , ktory m,oze byc ciezki do wyleczenia bo przypomina anoreksje. zapisal asentre, ktorej balem sie brac wiec dal coaxil. do byly 4 najgorsdze tygodnie mojego zycia w glowie ciagle jedna mysl " myslalem ,ze wszystko sie zmieni ,ale tak nie bedzie" powtarzana okolo kilku tysiecy razy dziennie.w chili obecnej biore juz pol roku asentre 150 mg odstawilem tranxene i na noc biore 0,25 zolafranu. depresja minela, ale napiecie jest nadal. jest chec dzialania, spotkan, wyjazdow wakacyjnych, aczkolwiek ciagle robi mi sie goraco i caly sie poce, rozmazany obraz itd. pytanie czego moge sie spodzirewac po tych lekach bo w sumie troche poglebiaja moj problem,. nie mam praktycznie orgazmu, wczesniej nie mialem wogole wezwodow teraz sie polepszylo ,ale dlugo musze walczyc, zeby dojsc do wytrysku, cieszze sie ,ze bede mogl jednak miec dzieci. nie mam dziewcxzyny ,ale ciagle sdzukam choc mi trudno. natrre twa mialem w dziecinstwie, ale bez napiecia i dawalem sobie z nimi rade. pozniej w gimnazjum i liceum nic. teraz masakra.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×