Skocz do zawartości
Nerwica.com

Co by było gdybym przestał/a ją/jego kochać....?


pikpokis

Rekomendowane odpowiedzi

Zagubiona mam tak samo.....identycznie.....wiem jedno, bo borykam sie z tym od 4 lat....kiedy wpadniesz w wir mysli one zmieniaja nasze uczucia a potem nasze zachowania i tak, kiedy pojawia sie mysl ze nie kocham/nie chce na niego patrzec- w chwile zmienia nasze uczucia: usztywnienie/odczuwalna pustka/smutek/wewnętrzny niepokój, a zaraz po tym pojawia sie zachowanie: odsunięcie fizyczne, izolacja, niechęć do pzytulania. najgorsze jest to ze to błędne koło sie szybko nakręca, bo kiedy jestes w takim schemacie zaczynającym się od myśli i go w odpowiednim momencie nie przerwiesz to kiedy juz zmieni się Twoje zachowanie na skutek złych myśli, to do głowy ponownie wraca efekt Twojego działania, zaczynasz myśleć, skoro czuje te przykre rzeczy i nie mam ochoty na niego patrzec to chyba zasadne są moje pierwotne myśli i ponownie koło się uruchamia ale już z cięższym kalibrem myśli: "odejsc czy nie"...

 

ja dzis dla przykladu doznałam oświecenie....kiedy uspokajam sie ze chce z nim być na miejsce pytania kocham czy nie/lub/ czy chcę z nim byc czy nie, pojawło się dokładnie takie samo pytanie ale inaczej sformułowane:boje się ze to nie to.....

 

to wszystko jest jakim absurdem.....umiem wyobrazić sobie jak stoje z Nim przed ołtarzem a nie umiem odpowiedziec sobie na pytanie czy chcę z nim być :(

 

czy jest tu ktoś z Wrocławia?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ana i jak Ty sobie z tym radzisz? Jak się tak zblokujesz, to nie masz realnej chęci ucieczki? Ja już byłam jedną nogą u matki, ale zostałam bo nie mogłam skreślić tych 12 lat... Na drugi dzień mialam ochotę się kochać, kolejnego znów nie mogłam patrzeć...Jest we mnie wielka blokada teraz... czy to ma wogóle sens? Chciałabym zajść w ciążę znowu- wtedy nie myślałam o głupoach i byłam naprawde szcześliwa. Byliśmy ze sobą tak blisko jak nigdy...

 

W tym co piszesz może być dużo racji...Teraz kiedy go nie ma...kiedy się uspokoiłam, znów cieszą mnie jego sms-y do mnie...Jak bylam taka nakręcona, to im bardziej się starał, tym bardziej mnie denerwował! Tylko jak się teraz przełamać. Wcześniej CZUŁAM że chcę z nim być, teraz- nie...i nie wiem jak to zmienić CHCIAŁABYM CHCIEĆ!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Właśnie problem w tym ze sobie z tym nie radze! znam mechanizmy, rozumiem bezsens wątpliwości, mam przeogramną satysfakcje ze jestem z tak cudownym człowiekiem a mimo to pozwalam by to gó....... się nakręcało....

boli mnie fakt ze on cierpi i traci radość przebywania ze mną....boi się ze jutro moze mnie juz nie byc....a ja nie umiem zaprzeczyć.......

znam parę ćwiczeń na blokowania myśli ale to tylko tłumi i wypiera a wtedy mam poczucie ze się tymi ćwiczeniami oszukuje....ale spróbuj może Tobie pomoże "grafik"

Wyznacz sobie 10 minut czasu dla siebie codziennie o ten samej porze na myśli np. 11.00 rano...jeśli zapomnisz o tym czasie na myslenie bo zajmiesz się np praniem musisz sobie powiedzieć ze mój dzisiejszy czas na mysli minal wiec jak mysli same zaczną przychodzi niestety nie możesz poświecić im czasu bo jest on wyznaczony tylko na 11,00 rano. ja mam 19.00 bardzo czesto o tym zapominam a w ciagu dnia niestety tysiące razy mowie nie ma teraz dla Was czasu, do jutra!

to jest typowe behawioralne ćwiczenie, które nie rozwiązuje problemu ale pozwala zminimalizować nakręcanie błędnego kola!

jest jeszcze tzw twoje dziecko jest na dywaniku.....czyli utożsamiasz swoje zachowanie z trudnym dzieckiem, którego sadzasz na dywaniku i dajesz mu reprymendę precyzując na czym polegają Twoje frustracje związane z jego trudnym zachowaniem cyt" W tym celu znajdź spokojny czas i miejsce, wyłącz telefon i postaw przed sobą puste krzesło. wyobraź swoje zachowanie jako niesforne dziecko siedzące na krześle. wyobraź sobie siebie jako kochającego ale stanowczego rodzica. Dziecko dokonało prawdziwego spustoszenia, a Ty juz masz tego dosyć. Co byś temu dziecku powiedziała?"dzięki temu :twoje zachowanie usłyszy czego już nie bedzie tolerować "gdy głośno wypowiadasz słowa, wyrażone w nich intencje znacznie głębiej wnikają w twój wewnętrzny świat niż samo myślenie o nich" S.ForwardToksyczne namiętności.

To wszystko wydaje się śmieszne i bez sensu ale sprawdź być może zadziała.....

pamiętaj i wierze, ze wszystko co się dzieje wokół nas jest następstwem naszego nastawienia....poczytaj o samospełniającej się przepowiedni.....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie teraz nic nie cieszy. Wydaje mi się, że to takie sztuczne :/

 

Ostatnio pisałem jej takie opowiadanie to jak zapomniałem o myślach to pisało mi się super, była wena, leciało jak z płatka i przyjemnie po tym mi się o niej myślało, cieszyłem się, że ją mam i było super. Wiedziałem, że ją kocham. A wczoraj już nie ;/

Brakuje mi tej właśnie mojej obsesyjności, bo tak to mogę nazwać ehh. Ale to jest zupełne niepotrzebne, tylko jak to sobie do rozumu wbić.

Jak myślę tak głębiej o rozstaniu ( głównie o tym, że nasze ścieżki by się rozeszły i żylibyśmy bez wiedzy o sobie ), przy jakiejś muzyce lub, że mogłaby umrzeć czy coś to płakać mi się chce...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I znów się nakręciłam. Przeczytałam artykuł o zwiastunach rozpadu związku...W skrócie:

"1- coraz mniej Was łączy, nie spedzacie już czasu tak chętnie razem"

2- drażnią Cię jego zachowania

3- nie masz ochoty się z nim kochać

4- masz romans"

 

Za wyjątkiem 4 u mnie z róznym nasileniem są pozostałe 3! Masakra! Tylko zanim myśli o "niechceniu" się nie wkręciły, to nie było u nas żadnego z podpunktów... I co było pierwsze- myśl czy realna chęć odejścia... Już mam naprawde tego dość...

Coraz mniej nas łączy...hmmm...mimo tego że jest jak jest -nigdy nie żałowałam że wyszłam za męża chciałabym znów mieć ochotę na spędzanie z nim każdej wolnej chwili. Może to wróci?

Drażnią Cię jego zachowania...owszem drażnią...a kiedyś nie drażniły...Ale potrafię też spojrzeć na nego po tych 12 latach i stwierdzić...JAKI ON CUDNY

Nie masz ochoty się z nim kochać...- czasem nie mam...a czasem mam ale czuję że takie to wszystko sztuczne

Masz romans- nie mam i nie będę miala!

 

Żeby mi się chciało jak mi się nie chce! Żeby wszystko było jak jeszcze 4 miesiące temu...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dziękuję Ci agacisz... ja wlasnie przez lata rozumowałam jak Ty- miałam wątpliwości, ale wiedziałam że go nie zostawię...A teraz mam ochotę uciec...I nie mogę na niego patrzeć...Nie wiem skąd to się wzięło...Może to zmęczenie tym ciągłym zadręczaniem samej siebie... Takie myśli pojawiły mi się kiedy nie było go w domu-był miesiąc w pracy...Kiedy wrócił...już wszystko było inaczej.. Jak siebie samą przekonać, że ucieczka nie ma sensu? Jak przywrócić patrzenie na niego z radością, chęć przytulenia, pewność że chcę z nim być!? Jeszcze 4 miesiące temu nic mnie w nim nie denerwowało, nic nie przeszkadzało, chcialam być blisko, spedzać z nim czas, starałam się, gotowałam obiadki, głaskałam i zabiegałam o jego względy...Chcęby znów tak było... Kiedy wróci i znow mnie będzie tak mocno drażnił, to co ja mam wtedy robić? Zmuszać się do chcenia? czy to wogóle możliwe? pozdrawiam Cię agacisz, czytałam wiele Twoich postów. pięknie sobie radzisz!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U was to się zaczęło po jakimś czasie, a u mnie tak wcześnie, bo jesteśmy razem pół roku dopiero, no gadamy od jakichs 8 miesięcy.

Widzicie ja mam jak taka Marta co tu pisała podstawy do tego, aby myśleć, że zauroczenie nie przeszło w zakochanie i to mnie strasznie dołuję... :(

Mimo wszystko chcę PRADZWIWEJ miłości z moim kochaniem :)

Czekam na jej reakcję na to co jej napisałem :D:D boli mnie tylko, że nie jestem aż tak strasznie ciekaw jak 2 dni temu, zanim jeszcze skończyłem to pisać :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

carlos, w moim pierwszym powaznym zwiazku takie myslenie zaczelo sie po 3 mc:)Zadowolony?:) Meczylam sie z tym jak Ty,a nie mialam pomocy i wsparcia bo to byl rok 1999 i nawet neta nie mialam sprawdzic co ze mna jest nie tak.Pozniej bylam z Nim 6 lat! Wzielismy slub.Bylo fajnie,ale pozniej zaczelo sie psuc z roznych przyczyn.Byla wina Jego i Moja.Zdarza sie nawet po 20 latach.

Nie zalowalam,nie zauje tego rozpadu,bo wkoncu znalazlam prawdziwa swoja polowke.Juz 4 lata razem i chce tak do konca.Musze wierzyc,ze tym razem bedzie NA ZAWSZE:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hmm no ale Isabela, gdyby nie te nieporozumienia to byłaby szansa na to, że byście byli razem ? Mi się wydaje, że tak. ;)

 

Ja teraz ehh pokłóciłem się obsesyjnie o bzdurę ze swoją dziewczyną, byłem tak zły, brzydko się do niej odnosiłem ( nie przeklinałem, chociaż jak się zdenerwuje to prawie zawsze to robie, tylko nie do niej ). Zraniłem ją, powiedziała "Czemu mi to robisz?" Byłem zazdrosny o bzdurę z przeszłości taką... Przeprosiłem i jestem po tym wypompowany, nie wiem jak mogłem to zrobić.

 

Dodatkowo przy muzyce jak patrzę na jej zdjęcia, to chce mi się płakać, jak sobie wyobrażam, że nie moglibyśmy być razem przez te moje mysli i odczucia :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

carlos, nie ,to byly sytuacje nie do pogodzenia i innej natury.Dzieki B...czy tam losowi,ze mam obecnie cudowna ostoje u boku.

Dzis mam spotkac kolege z dawnej pracy,idziemy na grilla i juz sobie wmawiam glupoty.Ja pierdo....!Nic tylko w Seksmisji sie znalezc gdzie nie ma facetow i jest jeden samiec ,ktorego to mam ja i o ktorego bede musiala cale zycie zabiegac.Bo konkurencja nie spi.Marzenie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziewczyny a płakała ktoraś z was już przez ten problem? Ja wczoraj... Tylko wiecie co? Doszedłem do wniosku, że płaczę itp, ale czasami sam nie wiem czemu. Po prostu nie umiem tego opisać i wytłumaczyć dlaczego. Wczoraj płakałem i mówiłem, że czemu jest tak daleko. Rozpłakałem się przy muzyce jak sobie wyobrażałem jej wyjazd. Potem wyobrażałem sobie co by było, jakby odeszła/umarła... Płakałem bardziej. Za chwilę dlatego, że chciałbym się odblokować. Myślę, że na tle wcześniejszych związków, gdy zostałem nie raz zraniony, nie umiem jej do końca zaufać mimo, że chcę i jestem przed nią zablokowany podświadomie dlatego, bo umysł chce mnie uchronić przed zdradą ( którą w głowie widziałem bezpodstawnie i niefortunnie wiele razy ). Tak sobie myślę, że to ma OGROMNY wpływ na mnie.

I wiecie co ? Mam iść na zakupy, a boję się wyjść z domu, najchętniej bym tego nie robił... Wiem, że jak wyjdę, to będę oglądał się za innymi dziewczynami i wtedy mnie ściska w brzuchu, źle się czuję. Ponad to jestem w stanie fantazjować o innych dziewczynach seksualnie, co mnie całkiem dobija, ale staram się tego nie robić. Czuję się jak bym ją zdradził...

Wcześniej tak nie miałem, może się nakręciłem? Po prostu nawet jak wejdzie na mnie jakaś dziewczyna na n-k i chcę ją podejrzeć, to mówię sobie nie, bo jeszcze mi się spodoba, zaczynam się źle czuć i wtedy zaczyna się pokusa. Im większa ona, tym bardziej mnie to boli.

Za to jak ona mnie podejrzy czy coś no to hmm, czuję taki spokój jakby. Wiem, że jest.

Boje się, że kiedyś dojdzie do zdrady.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

carlos, to masz przerypane;/ Nie mozesz przestac sie ogladac za babami?Ja ne ogladam sie za facetami na ulicy ,wisi mi to i powiewa.Martwi mnie dopiero jak mam poznac kogos nowego osobiscie;/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiesz pewnie świadomść tego, że robię źle jeszcze bardziej mnie kusi :( niby to norma czytałem, że faceci się oglądają ale ja nie chce! kur*** boje się, że faktycznei jej mogę nie kochać :(( A jak pomyślę, że serio mógłbym coś ten teges to unikam tej osoby jak diabli.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie miałam ostatnio dostępu do internetu i sporo mnie ominęło, więc cofnęłam się kilka stron i natknęłam się na wypracowanie carlosa (godne podziwu, naprawdę. a przy okazji widziałam, że agucha mnie o coś pytała i zastanawiam się czy jest sens odpisywać-jak pamiętasz o co chodzi to napisz,chętnie odpowiem) i uznałam ,że wykorzystam to, żeby tak w skrócie opowiedzieć moja historię, może ktoś mi powie czy to może mieć wpływ na moje zachowanie czy nie. bo myślę, że, niestety,poprzednie związki mają olbrzymi wpływ, ale tez czasem zaczynam w to wątpić, no ale. W każdym razie ja mam na koncie 2 związki (nie liczę jakichś tam zakochań w podstawówce i gimnazjum, kiedy to albo ktoś mnie nie chciał, albo chciał mnie nie w porę itp). mojego pierwszego chłopaka miałam w 6 klasie podstawówki i wiem, że może się wydawać, że byłam taka młoda to nie mogłam kochać, samej mnie wydaje to się głupie ale jednak go kochałam. i byłam strasznie szczęśliwa, ciągle przeżywałam, że zaraz mnie rzuci, bo dziwne że w ogóle TAKI chłopak chce MNIE. tak czy siak w końcu mnie rzucił, w wakacje. przeżywałam to strasznie, ryczałam jak nie wiadomo co. po tygodniu mi przeszło, uznałam ze w sumie chyba nic nie czuje, wręcz zaczęłam się tym martwic. no i się ułożyło i dopiero jak zaczęła się szkoła, wypatrywałam go na basenie (bo trenowałam pływanie,tak jak on) to wróciło z cala siła i ryczałam 2 lata po tym idiocie. następnego poznałam w zasadzie przez internet,to był były mojej koleżanki. fajnie nam się gadało ale jak się spotkaliśmy to byłam przerażona. obrzydzał mnie,nie mogłam na niego patrzeć. ale mówiłam sobie, że wygląd nie ma znaczenia, że jest fajny. i tak próbowałam sobie wmówić, że coś do niego czuję, dosłownie wmówić. próbowałam zachowywać się jak osoba zakochana, choćby wklejałam do pamiętnika bilety z kina i podpisywałam: 'miejsce michałka ;*', chore, wiem, ale to był mój sposób na przekonanie samej siebie, ze go kocham,bo przecież zakochani ludzie tak robią, nie? jak się z nim całowałam to nie mogłam patrzeć (a to był w sumie pierwszy chłopak, z którym naprawdę się całowałam),najlepiej pod poduszka. do teraz wzdrygam się na wspomnienie jego obleśnej twarzy zblizajacej sie do mnie. i tak cierpialam,oszukiwalam sie, w koncu wyszlo ze z charakteru tez jest beznadziejny, w ogole nie mielismy o czym gadac,robil mnostwo razących bledow ortograficznych, ktoryc nie moglam zdzierzyc. w dodatku spotkalam ktoregos razu mojego bylego jak bylam z nim i tak mi bylo wstyd, ze on go widzi i wtedy patrzylam za tamtym,myslac 'matko,mialam takiego faceta a teraz mam takiego beznadziejego'.az w koncu,o ironio,on zaczal sie wahac. poczulam sie wtedy bardzo zle: ja sie tyle mecze a teraz on mnie rzuci? no i niby mielismy cos przemyslec,ja wrecz plakalam przy tej 'powaznej rozmowie', chyba bardziej z ponizenia. a potem sie rozstalismy i odetchnelam i tak jakos samo wyszlo ze zerwalismy. odetchnelam, w miedzyczasie bylo wiele takich zauroczen,prob,ale, stety badz nietety, zadna nieudana. Az w koncu przeprowadzilam sie do nowego domu a na angielskim poznalam kolege, ktoremu sie podobalam i dzieki temu bardzo sie z nim zakumplowalam. On mi sie nie podobal i chociaz bardzo go lubilam, nie chcialam sie w nic pakowac bo po ostatnim doswiadczeniu powiedzialam sobie, ze jak sa watpliwosci to trzeba skonczyc. Ale ten kolega przyjaznil sie z moim obecnym chlopakiem. Duzo mi o nim opowiadal i bardzo spodobal mi sie z charakteru a potem jeszcze dowiedzialam się, że mieszkal w australii ( aja mam obsesje na punkcie tego kraju i bardzo chcialabym tam wyjechac,on zreszta tez) i pomyslalam ze to na pewno przeznaczenie. no i wkrotce sie poznalismy i wiele razy sie spotykalismy, spacerowalismy po 1,5 godziny i jeszcze nie moglismy sie nagadać. bylam w stanie,który z pewnościa mozna okreslic zauroczeniem i co do tego nie mam zadnych watpliwosci. bo i przystojny, i super sie dogadujemy, i w ogole tyle nas laczy a jeszcze dowiedzialam się, że jak sie nie znalismy to mnie widzial i go zaintrygowalam i chcial mnie poznac i w ogole. mimo wszystko, przez to ze wiele razy bylam odrzucana,balam sie, ze mnie nie będzie chciał. Problem zaczął się w zasadzie wtedy, gdy dowiedziałam sie, że ja równiez mu sie podobam. Zaczęłam przejmować się głupotami, jak chocby że nie bardzo lubi czytać, czy robi jakies drobne błędy ortograficzne. I dalej w sumie jak u was. tylko martwię się, że nie jest tak jak z moim pierwszym chłopakiem. Boję się, że popełniam znowu ten sam błąd, choć przyrzekłam sobie, że juz go nie popełnię. I niby wiem, że tak nie jest ale to nie pomaga. Czasami wręcz czuję, że to przez tego drugiego chłopaka. I czasem jestem pełna szcześcia, aptrze się na mojego chłopaka i śmieje się nie wiem z czego a czasami nie moge patrzeć. Ciągle jest mi niedobrze z nerwów, nie moge jeść, bardzo duzo schudłam. Czasem mam wrazęnie, że na myśl o całowaniu czy innych rzeczach, jest mi niedobrze a w sumie to chyba po prostu cały czas jest mi niedobrze, bo się denerwuję. mam dośc. A tak btw to zastanawiam się czy jakbym chciała wybrać się do lekarza to lepiej do psychologa czy psychiatry? Ale troche boje sie isc do jakiegokolwiek. Nie chce,zeby mi pwoiedziala ze powinnam zerwac i ze to nie zadna choroba.

mam nadzieje, ze przeczytacie i odpowiecie :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sycylia, , ufffff przeczytałem. :D

No wszystko wydaje się w miarę spoko - takie miłostki młodej dziewczyny.

Ale właściwie w czym tkwi Twój problem? Przepraszam, bo może nie wychwyciłem.

Co do psychologa czy psychiatry - na pewno nie zaszkodzi pójść. A i nie powinien Ci mówić, że masz rzucić chłopaka. :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cieszę się ;) a problem... w sumie racja, nie do końca opisałam. Za bardzo się skupiłam na przedstawieniu, moim zdaniem, przyczyn problemu, a nie chciałam zbytnio przedłużać, a mam problem ze zwięzłym pisaniem :D

Więc mój problem... przede wszystkim to ja chyba nie rozumiem pojęcia "miłość". Wydaje mi się, że powinnam być wiecznie szczęśliwa, a nawet jeśli nie, jeśli coś mi w chłopaku przeszkadza to nie przejmować się tym, wiedząc, że i tak go kocham i to niczego nie zmienia. I tak faktycznie miałam kiedy byłam z moim pierwszym chłopakiem. Poza tym ciągle doszukuje się wad. Zamiast cieszyć się, że jest przy mnie to ja wpatruję się w niego uporczywie, lustruje od góry do dołu, próbując znaleźć jakąś "usterkę", chcę sprawdzić czy aby na pewno mi się podoba i chcę to dalej ciągnąć, a to jest takie błędne koło, bo ja CHCĘ to ciągnąć, tylko nie chcę aby były rozkminy. A rozkminiam to czy chcę. Bez sensu... I zwykle jak tak doszukuję się tych wad to jakąą idiotyczną znajduję. Jak choćby, jak pisałam, nieczytanie książek czy jakieś drobne błędy ortograficzne, jakby to w ogóle miało jakieś znaczenie! Przecież mnie samej nie zawsze chce się czytać, a życie przecież nie na tym polega, prawda? A ja mam wrażenie, że dla mnie właśnie na tym. I nie mogę pojąć,jak ludzie (ogólnie ludzie, niekoniecznie mój chłopak)mogą w ogóle mieć jakieś pasje, no nie wiem, rysować, uprawiać sport, uczyć się, pracować, cokolwiek. To jest naprawdę idiotyczne, ja to wiem, ale i tak jak zacznę o tym myśleć to aż mnie coś ściska w żołądku. Ale wracając do tych książek to nawet ostatnio coś tam czytał i co? Poprawiło mi się? Skąd. Bo to w zasadzie nie ma dla mnie większego znaczenia (zastanawiam się czy nie ma tu wpływu mojej mamy, która jak byłam mała wiecznie mi ględziła, abym czytała i nie była analfabetką i w sumie od tego czasu sama nazywałam tak ludzi,którzy za książkami nie przepadali, uważałam wręcz takich ludzi za ograniczonych). Tak samo błędy ortograficzne, które sama nie raz popełniam i jakoś z tym żyję. I wiele tego typu rzeczy, rzeczy które są bezsensowne i tak na dobra sprawę to jakby ktoś mnie zapytał co mi w moim chłopaku nie pasuje to nic nie mogłabym powiedzieć. Bo na dobrą sprawę nie ma nic takiego, ja sobie to wymyślam, żeby sobie uprzykszyć życie. Mam taką potrzebę ciągłego myślenia. Jak jakiś palacz nie może wytrzymać bez papierosa to ja nie mogę bez myślenia,bo jak czuję, że już tam w głowie kłębią mi się myśli to muszę zacząć myśleć, rozkminić co mnie martwi, bo początkowo tego nie wiem, mam wrażenie, że jak się dowiem i wszystko sobie wytłumaczę to będzie lepiej, ale to taka pułapka,bo jedna myśl ciągnie za sobą kolejną i kolejną...

Ja mam takie fazy. Jest wspaniale, patrzę się na chłopaka i śmieję się głośno, przytulam się i puścić nie mogę, taka jestem szczęśliwa. W te dni myślę sobie jaka to ze mnie idiotka i że wszystko zepsuję jak będę tak robić itd. Potem zaczynam trochę myśleć, ale wciąż jest ok. Potem coraz więcej i więcej aż doprowadzam się do takiego stanu, że patrzeć na niego nie mogę, wszystko wydaje mi się bez sensu, mam ochotę uciec, bo czuję że nie ma innego wyjścia. I zwykle on już mówi, że nie trzyma mnie na siłę,choć wie że to nie jest brak uczucia i mam problem ze sobą, ale jeśli chcę to żebym powiedziała i on sobie pójdzie. I zwykle kończy się tak, że przytulam się z płaczem i mówię, że nie chcę go stracić, ale mam już po prostu dość. I przez dzień jeszcze czuję taką przepaść między nami, totalną pustkę, a potem znowu przychodzi euforia.

I na koniec jeszcze, to co wcześniej pisałam już, za bardzo wierzę w jakieś przeznaczenia itp (a najlepsze jest to, że niby jestem ateistką,więc powinnam z takich rzeczy się śmiać a nie wierzyć) i ciągle wymyślam, że pewnie jestem przeznaczona komuś innemu a mój chłopak ma mnie z daną osobą zapoznać i dlatego wciąż jesteśmy razem, choć jest źle. Albo wymyślam, że on jest jakiejś tam dziewczynie przeznaczony i mówię mu o tym. A on albo się z tego nabija albo wręcz wkurza i mówi, że może i dużo jest ładnych i fajnych dziewczyn na świecie, ale on kocha mnie i chce być ze mną a nie z jakąś Józią czy Genowefą. Ta...

W każdym razie mam wrażenie, że to w dużym stopniu wina tego, że tak bardzo samą siebie zraniłam pakując się w poprzedni związek. Ale już sama nie wiem...

Chyba tyle. A przynajmniej tyle teraz pamiętam. W razie czego jeszcze dopiszę, ale w sumie moje dolegliwości są praktycznie identyczne do tych,jakie ludzie tu mają. Zwłaszcza uderzyły mnie początkowe posty na tym forum i czytając je widziałam siebie. Przepraszam za te wypracowania, ale ja serio nie potrafię krócej...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a ja kochani znalazlam artykul, ktowy mnie rozwalil wczoraj... doszukalam sie w tym tekscie powodu dla którego jestem w zwiazku.......

boje sie ze moge byc z moim partnerem tylko dlatego bo tego porzebuje moja osobowośc....

 

cyt:"Osobowość zależna

 

(ang. dependent personality disorder);

 

inna nazwa: asteniczne zaburzenie osobowości - ang. asthenic personality disorder , zaburzenie osobowości typu C, zaburzenie obawowo - lękowe,

 

Występuje przesadna potrzeba bycia pod opieką, prowadząca do zachowań nacechowanych uległością oraz strachem przed opuszczeniem. Osoba dotknięta tym problemem zdrowotnym charakteryzuje się unikaniem podejmowania ważnych decyzji dotyczących swojego życia, wykazuje chęć przekazania odpowiedzialności za nie swojemu otoczeniu. Towarzyszy temu ciągła obawa przed popełnieniem błędu i związana z nią bierność.

 

Osoby z osobowością zależną bardzo mocno uzależniają się od innych i odczuwają silną potrzebę oddania się pod czyjąś opiekę, co prowadzi do zachowań natrętnych i uległych. Perspektywa rozstania lub nawet chwilowa samotność wywołuje w nich poczucie silnego lęku, niepokoju, a nawet silnej paniki. Osoby z zaburzeniem osobowości- osobowość zależna, budują swoje życie wokół innych i aby utrzymać ich przy sobie, podporządkują im swoje potrzeby lub poglądy, co często prowadzi do nieprzemyślanego wyboru partnera. Zdarza się, że często w obawie przed utratą wsparcia ze strony partnera tłumią swój gniew i trwają w związku, znosząc fizyczne lub psychiczne znęcanie się. Podjęcie nawet prostych codziennych decyzji bez zasięgnięcia rady i uzyskania poparcia jest dla nich bardzo trudne, być może dlatego że brak im wiary w siebie, z poczucia bezradności. Funkcjonują dobrze do chwili , kiedy nie muszą zostać sami. Osoby te najczęściej wydają się być “pozbawione charakteru” i nijakie, uważają, iż nie mają prawa nawet do odrobiny indywidualności. Przepełnia je obawa, że mogą zostać same, a kiedy jeden związek się kończy szukają pośpiesznie następnego partnera. Bardzo często zdarza się, że osoby te jednocześnie cierpią z powodu unikania kontaktów z innymi ludźmi, lub fobii społecznej, napadów paniki lub uogólnionego lęku. Są nadwrażliwe i mają poczucie nieprzystosowania.

 

Zaburzenie osobowości zależnej objawia się, w dużym skrócie, przesadnie dużą wagą do relacji interpersonalnych i chęcią podtrzymania ich często za wszelką cenę. Dotyczy to także rezygnacji z własnych pragnień i potrzeb, jeżeli kolidowałyby z potrzebami innych osób. W skrajnych wypadkach osoba dotknięta zaburzeniem jest w stanie tolerować poniżające traktowanie, a nawet przemoc fizyczną otoczenia.

Charakterystyczne cechy:

 

* dramatyczne przeżywanie rozstań

* złe samopoczucie w samotności

* potrzeba ciągłej opieki

* podporządkowanie własnych potrzeb na rzecz związku

* trudności w zerwaniu kontaktu

* częste choroby somatyczne- żeby zatrzymać kogoś przy sobie

 

Kryteria diagnostyczne ICD-10

 

1. pozwalanie innym na przejmowanie odpowiedzialności za swoje decyzje

 

2. podporządkowywanie potrzeb potrzebom innych

 

3. niechęć do stawiania wymagań osobom, od których jest się zależnym

 

4. obawa przed niezdolnością do zatroszczenia się o siebie wynikająca z osamotnienia, powodujące dyskomfort

 

5. obawa przed opuszczeniem

 

6. ograniczona zdolność podejmowania decyzji bez radzenia się innych

Kryteria diagnostyczne DSM-IV

 

1. trudność podejmowania codziennych decyzji bez ciągłych rad i wsparcia ze strony innych

 

2. potrzeba, żeby inni brali na siebie odpowiedzialność za większość istotnych sfer naszego życia

 

3. trudności w wyrażaniu niezadowolenia z innych spowodowane obawą przed utratą wsparcia lub aprobaty

 

4. trudności w inicjowaniu projektów lub robieniu czegoś samemu, wynikające raczej z braku zaufania do własnych sądów lub zdolności, niż z braku motywacji czy energii

 

5. nadmierne starania w celu uzyskania wsparcia psychicznego ze strony innych, prowadzące do ofiar polegających na robieniu rzeczy nieprzyjemnych

 

6. poczucie niewygody lub bezradności, kiedy jest się samemu, wynikające z wyolbrzymionych obaw co do bycia zdolnym do zaopiekowania się samym sobą

 

7. gwałtowne poszukiwanie nowych związków jako źródeł opieki i wsparcia, gdy bliskie związki się kończą

 

8. nierealistyczne zaabsorbowanie lękami przed byciem pozbawionym opieki (of being left to take care of himself or herself)"

 

mgr Justyna Ryszewska

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mialem okropny sen, że zdradziłem swoją dziewczynę. Niby nie chciałem,ale chciałem i dla chwili "przyjemności" to zrobiłem, po czym zaraz odrazu dopadły mnie wyrzuty sumienia i już się pytałem jakiegoś dorosłego/dojrzałego faceta jak z tym żyć. Pewnie temu, że czytałem o zdradzie i się jej boję.

Rano się przez to obudziłem, strasznie zdołowany, zły. Przez chwilę myślałem, że to prawda, ale dopiero po chwili dotarło do mnie, że jest to zwyczajny sen. Mimo wszystko nawet, że to był sen, czuje się podle. Miałem wcześniej podobny, jednak udało mi się tam odeprzeć pociag fizyczny do ciała innej kobiety. Ach ta natura, ach ten łeb i mam nadzieję, że ach ta nerwica...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Forum odświeżam raz co jakis czas. A fakt, że piszę takie posty no to... No ja nie umiem zwięźle. Jak opisuję, to staram się jak najwięcej. Gdybym nieco podrasował stylistykę, to miałbym całkiem niezłe predyspozycje do tego, aby zostać redaktorem. :P

E tam nie piję. Jutro ostatni dzień mnie posłuchasz na forum bo przyjeźdża do mnie moja dziewczyna. Później, jeżeli mi nie wypali praca, to jadę do niej, więc trochę mnie nie będzie, ale dzięki za słowa otuchy. :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W ramach desperacji kopiuje mój post z innego forum. dodam, że jestem osobowością zależną, chociaż mniej niż bardziej. To dopiero mój drugi związek? nie związek?

 

Odległość: 500km Dwa miesiące kontaktu przez maile, telefony, skype. Spotkanie. Wszystko super. No, może pierwsze wrażenie wyglądowe nie teges, ale potem ok. 3 czy 4 fantastyczne dni razem w zasadzie całe dnie - też super. Bardzo dobrze się dogadywaliśmy. Bliskość emocjonalna, intektualnie ok, naprawdę miło. Pocałunki, delikatny dotyk. choć obiektywnie może wydawać się mało atrakcyjny - bardzo mnie kręcił. 600km wspólny wyjazd, spanie w namiocie (do niczego nie doszło - żeby było jasne) Wszystko super. Byłam przekonana że jestem zauroczona/zakochana. Wstępne rozmowy, że w sumie to już jesteśmy razem... On bardzo ciepły, czuły i w ogóle.

A mi się nagle odwidziało. Zaczęło mnie wiele rzeczy w nim drażnić, nawet jego ruchy, niektóre cechy. To okropne - zaczął mi się nawet fizycznie nie podobać, czułam irytację, niechęć czy nawet (wstyd mi to pisać) obrzydzenie Fizycznie też mi się odpodobał. Panika, histeria, smutek, dlaczego to czuję? To co to było wtedy? czy można się w 3,4 dni odkochać? to absurd.

Owszem, to było tempo w wersji ekstrem, szalone itd... Może rzeczywiście poczułam się przytłoczona nadmiarem uczuć czy jego obecności.

Czasem jestem pewna, że nic z tego nie będzie, że to tylko chwilowy poryw. Ale chcę kogoś takiego jak on - jest wspaniały, choć może zbyt ciepły? mam dosyć zakochiwania się w samych sku**** a on jest inny...

Niczego na razie nie przekreślam, ale szkoda mi go tracić, a chyba do tego dążę... On się bardzo zaangażował...

 

Czy któraś z was miała może podobne doświadczenia - że w tak ekstermalnym tempie wszystko się zmieniło?

Tak wie, wyobrażenia i te sprawy, może zbyt chciałam się zakochać, ale ciekawa jestem czy ktoś z was przeżył coś takiego...

 

do psychoterapeuty 4 sierpnia idę

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie, dawno mnie tu nie było. Widzę, że pojawiły się nowe osoby borykające się z problemem miłości i jej braku.

Własciwie nie wiem czy to forum jest jeszcze dla mnie właściwym miejscem, czy powinnam tu zaglądać i pisać. Nie będe przypominac mojej historii, kto zechce ten ja przeczyta(opisywałam ją na wcześniejszych stronach).

U mnie nic się nie zmieniło, nadal czuję ogromną obojętność do męża. Myśl ze go nie kocham nie sprawia mi bólu, a jednocześnie wiem ze chce z nim być, ale dlaczego tego chcę?czy dlatego że pragnę mieć rodzinę?czy boję się samotności?Nie mam pojęcia.teraz na tydzien pojechałam do mamay w odwiedziny, mąż musiał pracowac i dojechał dopiero na weekend. chciałam sprawdzic czy bede tęsknic, owszem niby tęskniłam ale nie aż tak bardzo jak uważam ze powinnam. Poza tym znowu wpadłam w system analizowania wszelkich moich uczuc i zachowan wzgledem niego. nawet jesi pomysle ze mi go brakuje to zaraz pojawia sie mysl ze udaje sama przed sobą ze to sztuczne. w sobote kiedy mąż przyjechał po mnie do mojej mamy był dziwny, jakis zimny, nerwowy, zły, wiem ze miał problemy i nie dziwie się ze taki był jednak ten stan na mnie wpłynął negatywnie. zaczęłam myslec ze moze on juz mnie nie kocha? i ta mysl mnie nie przeraziła w ogole-moze w głębi duszy wiedzialam ze to nie prawda, a jednocześnie ciągle o tym myslalam ze cos jest nie tak. do tego stopnia ze w nocy przysniło mi sie ze on jest z inna kobietą i mnie nie chce i co gorsze we snie ta sytuacja mną nie wstrząsnęła, analizowałam ją przez sen, analizowałam własne odczucia w trakcie snu. nie wiem co się dzieje ze mną, dlaczego tak mam. czuje sie z tym zle, nie mam lęków ale nie odczuwam tez zadnych gwałtownych uczuć. jestem strasznie obojętna na wszystko.

ostatnio zaczęłam myslec ze moze przez te ataki lęków, poczucia niekochania narzeczonego/męża , które były tak straszne dla mnie gdy moje uczucia były tak karykaturalnie wyolbrzymione i przerysowane przestałam, zapomniałam jak to jest odczuwac i myslec normalnie?

ale czy to jest mozliwe ze az do tego stopnia wyparłam z siebie mozliwosc odczuwania? Wiem ze nasz związek nie ma realnego zagrozenia w postaci innej kobiety moze dlatego ten sen z inna kobietą mnie nie przeraził? myslę ze podswiadomie chciałam sprawdzic swoja reakcje na taką ewentualnosc a przeciez wiem ze byłabym w takiej sytuacji zazdrosna nawet o byłych facetów z ktorymi sie kiedys spotykalam wiec dlaczego nie byłam zazdrosna o męza?

Przeraszam ze tak chaotycznie pisze o tym wszystkim ale nie umiem wyrazic tego co bym chciała a jednoczesnie chce to z siebie wyrzucic.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×