Skocz do zawartości
Nerwica.com

"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!


magdasz

Rekomendowane odpowiedzi

ostatnio moje glupie mysli z "kamer z pokoju" przerzucily sie na to, ze jestem w truman show i caly swiat jest tak naprawde rezyserowany dla mnie - Jezu, po co ja czytalem o objawach schizofrenii... ale wierze, ze przejdziebo musi;

 

a w ogole, to dobili mnie na forum "schizofrenia" gdzie napisali ze jestem na skraju psychozy co najmniej i ze w ogole nie ma juz dla mnie ratunku...

 

rodzice wspieraja - to najwazniejsze!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tak, tylko ze moi rodzice twierdza, ze to nerwica... hm... no dobra - byc moze to jest nerwica, bo najpierw bylo wkrecanie sobie objawow, wiec nie przyszly one od tak sobie; ale kiedy to wraca - i to po tak dlugim okresie czasu, no rok spokoju: wakacje w Norwegii z bratem, II klasa liceum, zdana matura, a tu nagle - dzien dobry, glupie mysli wracaja!

 

czemu tak musi byc ze jedni ciesza sie zyciem od tak, a innym co rok czy co pol roku cos przypomina, ze nie sa tak zupelnie uwolnieni...

 

dobra- mowie pesymistycznie, ale w koncu nie jest tak xle... powtarzam sobie: retro, to nie jest smiertelne, nawet ta schiza, ktorej sie tak boisz!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Helvetti - po poradę u psychiatry nigdy nie byłem; wiem, że to niepoprawne zachowanie, ale głównie to dlatego, że te stany przechodziły bardzo szybko i zawsze myślałem, że nie wrócą (szczególnie, że ostatni taki epizod miałem dokładnie rok temu, ap otem były natrętne myśli, ale szybko je odganiałem, bo miałem zajęcie)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moja deprecha też przychodzi i odchodzi, ale nawet jak jest ok, wiem, że czai się i czeka na okazję, żeby zaatakowac (najczęściej w stresujących sytuacjach). Wiem, że sama sobie nie poradzę, dlatego leczę się (leki + psychiatra) i każdemu to polecam, ważna też jest diagnoza - może dolega nam coś innego niż nam się wydaje. Więc retro do psychiatry marsz, może znacznie poprawic jakośc Twojego życia. :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam się z love_caffeine... tego typu choroby mają to do siebie że lubią wracać i to wtedy kiedy najmniej ich potrzebujemy... o ile wogóle można mówić ze ich potrzebujemy...

U mnie też było już lepiej, a wręcz dobrze... myślałam że wychodzę z tego a tu zonk... znowu jakiś nawrót...

A co do zrozumienia to cóż, myślę że tylko inna chora osoba jest w stanie nas zrozumieć... u mnie niby mi wierza że jestem chora, ale często słyszę że sobie po prostu znalazłam dobrą wymówkę i jestem zwykłym leniem...przykre ale co poradzić takie jest społeczeństwo... nawet najbliżsi... A ciągłe udawanie jest na dłuższą metę bez sensu... ja udawałam pare lat, nawet sama przed sobą tylko to i tak wyszło... a efektem udawania jest właśnie teraz brak zrozumienia i wiary w moją chorobę ze strony otoczenia... jak powiedziałam znajomym że mam depresje ale nie taką potoczną co to ją wielu ludzi u siebie stwierdza, gdy ma 3-dniowego doła tylko taką poważną, że się leczę u psychiatry itp to powiedzieli mi "no co Ty?? Ty?? Niemożliwe!! przecież Ty się ciągle uśmiechasz..." rodzina mówi że wierzy ale w przypływie emocji i w jakiejś kłótni nie raz usłyszałam że nie wierzą, że sobie wmawiam...

 

Alem się rozpisałam... ups...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moi znajomi uwierzyli, jak im pokazałam blizny na nadgarstkach. Do szału doprowadza mnie chwilowego obniżenia nastroju (chandry) depresją, to prowadzi do wielu nieporozumień. My chorzy często dobrze się maskujemy, potem zadziwiamy wszystkich pokazując co się naprawdę kryje pod tym "uśmiechem"...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moi znajomi uwierzyli, jak im pokazałam blizny na nadgarstkach. Do szału doprowadza mnie chwilowego obniżenia nastroju (chandry) depresją, to prowadzi do wielu nieporozumień. My chorzy często dobrze się maskujemy, potem zadziwiamy wszystkich pokazując co się naprawdę kryje pod tym "uśmiechem"...

 

Dokładnie tak, irytuje mnie kiedy ktoś ma zły dzień i mówi "mam depresje"... ja nawet po otrzymaniu diagnozy od lekarza wolałam w to nie wierzyć bo wiedziałam że to będzie ciężka walka z tą chorobą, a ludzie tak po prostu sami ją sobie chcą wmówić...

Ja nawet jak pokazalam znajomym blizny to też niewiele zmieniło... to było coś na zasadzie "no tak, wierzymy Ci, ale weź już się w garść, uśmiechnij się i chodź z nami na pizze naprawde nie ma się czym przejmować..." takie głupie gadanie...

Mam też taka bliższą koleżanke, to ona namówiła mnie na wizyte u psychologa i psychiatry bo znala mnie na tyle dobrze że zauważyła że mimo uśmiechu jest ze mną źle... wydawało mi się wtedy że ona to zrozumie, przed wizytą sama mi powtarzała że na pewno mam depresje... po wizycie jak powiedziałam że rzeczywiście stwierdzono u mnie depresje to powiedziała nagle że niemożliwe bo ja sie tyle uśmiecham, po czym dodała że to nic takiego, że co druga osoba ma i żebym się nie przejmowała... a później udzielała mi rady w stylu chodźmy na impreze albo gdzieś na miasto poszaleć to mi na pewno pomoże, muszę się rozerwać itp...

Nie wiem czy ktoś kto nie miał do czynienia z tą chorobą jest w stanie ją zrozumieć...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moi znajomi uwierzyli, jak im pokazałam blizny na nadgarstkach. Do szału doprowadza mnie chwilowego obniżenia nastroju (chandry) depresją, to prowadzi do wielu nieporozumień. My chorzy często dobrze się maskujemy, potem zadziwiamy wszystkich pokazując co się naprawdę kryje pod tym "uśmiechem"...

Dobrze to ujęłaś. Pamiętam jak sam razu pewnego natknąłem się w mieście na osobę, którą miałem okazję poznać kilka miesięcy wcześniej w okolicznościach dających jej pewne pojęcie odnośnie problemów z jakimi się zmagam. Po wymianie typowych dla tego rodzaju spotkań uprzejmości, kobieta ta stwierdziła, że muszę być w świetnej formie, co widać już z daleka. Chyba już wtedy zmagałem się z ciężkim epizodem depresyjnym zakończonym niedługo później próbą samobójczą. To samo można w zasadzie powiedzieć o środowisku ludzi z pracy. Zdarzają się chwile kiedy naprawdę nie wiem czy będę w stanie przetrwać kolejny weekend. Nikt jednak z mojego otoczenia niczego kompletnie nie podejrzewa i jak przypuszczam gdyby przyszło co do czego, rozdziawiliby zapewne jedynie gęby w niedowierzaniu próbując być może poskładać do kupy jakieś szczątkowe informacje dotyczące mojego życia prywatnego, które zdarza mi się niekiedy pod tą powierzchnią opanowania i dobrego nastroju przemycać...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moi znajomi uwierzyli, jak im pokazałam blizny na nadgarstkach. Do szału doprowadza mnie chwilowego obniżenia nastroju (chandry) depresją, to prowadzi do wielu nieporozumień. My chorzy często dobrze się maskujemy, potem zadziwiamy wszystkich pokazując co się naprawdę kryje pod tym "uśmiechem"...

Moi też się dziwią. "Jej, co masz na rękach?"

Ogólnie to staram się nie pokazywać blizn, ale teraz jak jest tak gorąco to naprawdę nie da rady chodzić z długimi rękawami. Dobrze, że nie chodzę do normalnej szkoły bo bym chyba zwariowała od tysiąca pytań...

Już w gimnazjum było dużo pytań "A nie gorąco Ci?" "Czemu nie ćwiczysz na w-f?" Ehh, ja bym chyba nie dała rady w klasie gdzie jest 35 uczniów...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja uważana byłam za wesołą, aktywną osobę, pełną pasji (i taka jestem w chwilach gdy deprecha odpuszcza), ale po tym jak próbowałam się zabic opowiedziałam bliskim o mojej Mrocznej Stronie, nie miałam siły udawac, że jest ok...

Wiem, że i tak nie zrozumieja, ale liczę, że zaakceptują mnie z całą moją ciemnością.

Już od paru dni się nie tnę, ale kusi straszliwie, chyba tylko próżnośc mnie powstrzymuje.

galazka_jabloni bądźmy twarde i nie dajmy się żyletce. :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najbardziej dobijające słowa: ,,Ale ty nie zachowujesz się jak osoba z depresją!" (pikanterii dodaje fakt, że od osoby o podobnych przejściach). W nocy było ze mną tak źle, że leżałam w łóżku płacząc/szlochając i modliłam się o wyrwanie z tego stanu, albo przynajmniej o atak derealizacji. Kiedy mam derealizację to nie boli tak bardzo, wtedy mi się wydaje, że jestem w prawdziwym świecie, w którym nie ma bólu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mi się wydaje, że nie ma świata w którym nie istnieje ból...Niektórzy twierdzą, że istnieje w snach, ale ja mam głównie koszmary...Jakaś epidemia smutku panuje. Myślałam nawet żeby zacząc palic trawkę, ale nie wiem czy to dobry pomysł, bo jak spotęguje lęki to nie odpowiadam za siebie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moi nauczyciele mnie nienawidzili. Teraz kocham ich zawistny wzrok, kiedy widzą mnie na ulicy jako osobie, której się udało (mówię tutaj o ,,zawodowej i naukowej" stronie mojego życia). Dziwne, że czerpię z tego satysfakcję, ale za te chwile poniżeń z ich strony pozwalam sobie. Pomyśl, że za jakiś czas będziesz w stanie prychnąć z wyższością na swoją szefową :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×