Skocz do zawartości
Nerwica.com

Wasze pytania |depresja|, czyli '' CO ZROBIć?''


anita27

Rekomendowane odpowiedzi

kaŚkA1992, Spróbuj z nią szczerze porozmawiać, powiedzieć, że się o nią martwisz...

Ciężko powiedzieć co jej jest a co dopiero jak pomóc, najlepsza jest szczera rozmowa...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

MI też się wydaje, ze twoja kolezanka ma depresje. Sproboj z nia porozmawiac o jej uczuciach, co teraz czuje, nie mow ''głowa do góry'' albo cos podobnego, bo to jej nie pomoze. Powiec jej ze ja rozumiesz i ze zawsze moze sie do ciebie zwrocic z karzdym problemem. Jesli sytuacja sie nie zmieni porozmawiaj z jejj rodzicami, ale dyskretnie zeby ona o tym nie wiedziała.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bo to jest gorzej niż u księdza u spowiedzi. Dziś dla wielu grzech nie jest motywem cierpień i coraz rzadziej ludzie się ich wstydzą. Nie mają problemów z mówieniem o nich, a czasem nawet się nimi chwalą. A u psychologa to coś innego... to tak jakbym gadała o tym co jest intymne, co za wszelką cenę próbuje się ukryć. A idąc do psychologa czy psychiatry nie ma mowy o anonimowości. W związku z tym ciężko jest choć trochę powiedzieć co jest nie tak. Za wszelką cenę próbuje się ukryć swoje przeżycia przy użyciu kamiennej twarzy, lub uśmiechu od ucha do ucha, grzecznie odpowiadając lub opowiadając, jakie to życie jest bezsensu. A jak się się przychodzi do domu, to wcale to tak nie wygląda Wchodzisz w ciemny kont, albo przykrywasz się kołdrą i ryczysz nad swoją niedolą.

A broń Boże...jeszcze mi powie, że jest ze mną wszystko w porządku, a tego usłyszeć bym nie chciała. Byłoby mi głupio...że przyszłam bo sobie coś ubzdurałam. Dla mnie jest to nie do pokonania. Tyle...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bo to jest gorzej niż u księdza u spowiedzi. Dziś dla wielu grzech nie jest motywem cierpień i coraz rzadziej ludzie się ich wstydzą. Nie mają problemów z mówieniem o nich, a czasem nawet się nimi chwalą. A u psychologa to coś innego... to tak jakbym gadała o tym co jest intymne, co za wszelką cenę próbuje się ukryć. A idąc do psychologa czy psychiatry nie ma mowy o anonimowości. W związku z tym ciężko jest choć trochę powiedzieć co jest nie tak. Za wszelką cenę próbuje się ukryć swoje przeżycia przy użyciu kamiennej twarzy, lub uśmiechu od ucha do ucha, grzecznie odpowiadając lub opowiadając, jakie to życie jest bezsensu. A jak się się przychodzi do domu, to wcale to tak nie wygląda Wchodzisz w ciemny kont, albo przykrywasz się kołdrą i ryczysz nad swoją niedolą.

A broń Boże...jeszcze mi powie, że jest ze mną wszystko w porządku, a tego usłyszeć bym nie chciała. Byłoby mi głupio...że przyszłam bo sobie coś ubzdurałam. Dla mnie jest to nie do pokonania. Tyle...

a skąd wiesz próbowałaś ? z takim podejściem to napewno się nic nie zmieni. I to zależy tylko od Ciebie czy coś z tym zrobisz. Naprawdę uwierz mi że żaden psycholog Cię nie wyśmieje o ile przy konfesjonale może się to zdarzyć :mrgreen: to u psychologa napewno nie. Można iść za darmo z NFZ co prawda trochę się czeka ale przynajmniej nie powiesz że szkoda Ci pieniędzy albo coś.

Pozdrawiam

G

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

joanna5 Wiesz co bardzo cię przepraszam ale rozbawił mnie ten tekst, zkoro twierdzisz że on choruje bo chce być chory to po jaką cholerę się tu logowałaś?

Z tego co piszesz wychodzi na to że wszyscy ci którzy korzystają z tego forum o niczym innym nie marzą jak tylko o tym żeby stać się p............i a jeszcze lepiej wylądować w psychiatryku i sami dążymy do tego nie?

Oczywiście jest trochę tak że się człowiek czasami sam nakręca i przez to też nasilają się objawy, ale jak można je sobie wyreżyserować to nie bardzo rozumię?

Jeśli jesteś taka zdrrowa to jesteś farciarą, myślę jednak że się poprostu oszukujesz a tak naprawdę cierpisz tak samo jak my wszyscy tutaj.

Naprawdę masz tylu znajomych i masz z kim pogadać? Czy tak naprawdę jesteś tylko ty i twoje kompleksy i przytłaczające cię życie a poprostu dobrze grasz? :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Joanna5 przeszła wiele w swoim życiu. Nie wiem czy ktokolwiek z nas przetrwałby to wszystko tak jak Ona.

Joanna5 ma dystans do choroby, opisuje ją jako "coś na własne życzenie".

Nie mozemy wymagać od kogoś,żeby ktoś nas głaskal ciągle po głowce i mówił "Tak, jesteś chory, biedactwo, połóż się i pogrązaj się dalej w swojej chorobie".

Bo nawet jak chorujemy na gardło czy zapalenie płuc to siegamy po leki, robimy inhalacje, odpowiednio dbamy,żeby się wyleczyc.

A jak chorujemy na duszę.............to co robimy? Odpowiedzmy sobie sami na to pytanie.................

Jeśli już się pojawilo w nas to poczucie choroby....trudno, mamy pecha. Albo............szczęście?

 

Zeby nie było,że sie wymądrzam. Też szukam sposobu by uleczyć swoją duszę. Czasami warto posłuchać uwag innych, zwłąszcza tych, którzy naprawdę w życiu wiele przeszli. I potrafią powiedziec,że zachorowali pośrednio na własne życzenie.

"Bezposrednio" też można zachorować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak choroba duszy jest dość specyficzna. Gdy dusza staje się chora to sama przestaje funkcjonować prawidłowo i nie dba o siebie wystarczająco. To można tak w przenośni powiedzieć, że chora dusza nie potrafi zadbać o siebie więc niejako życzy sobie chorować stąd choruje dalej. Może jeszcze bardziej. Rozumiem, że NOBODY4444 tutaj zabolało słowo, że na własne życzenie - bo wiadomo, że to tylko przenośnia. Nikt chyba tu obecny nie chce chorować.

 

To podobnie jak np. zapalenie płuc. By wyzdrowieć trzeba przyjmować lekarstwa ale i mieć silny organizm. Ale nie ma się silnego bo mając zapalenie organizm słabnie. Więc to też taka w sensie Joanny choroba "na własne życzenie" skoro organizm "nie chce", a tak naprawdę nie może chorego narządu włączyć na pełne obroty by ten sam chory narząd wyleczyć, gdyż to właśnie jest ten sam narząd.

Tu masz nieścisłość bo same leki i inhalacje przy mocnej chorobie nie starczą. Gdyż organizm jest słaby, gdyż nie ma jak oddychać. Często trzeba drastyczniejszych kroków. A często się to kończy tragicznie. Trzeba szybko przeskoczyć w stronę zdrowych lub umarłych, nie da się tkwić w tym latami. Z depresją czy podobnymi zaburzeniami jest inaczej. One nie zabijają wprost. Ktoś może tak żyć wiele lat i stać się prawdziwą udręką dla innych. A ci inni myślą czemu? Przecież gołym okiem nie widać na ciele by coś było źle. A nawet mogą występować chwile lub nawet długie okresy szczęścia. Więc czują się manipulowani, podważają dobre intencje. Uważają, że ktoś to robi celowo.

 

Więc powiedzmy, że to tylko takie sformułowanie, którego nie można traktować dosłownie. Aczkolwiek niefartem jest, że są osoby którym się wydaje, że ktoś kogo znają a choruje to tak robi bo mu np. wygodnie, bo dostaje wtedy rentę, ma wolne w pracy albo dla innej korzyści.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam Was:)

Odkąd pamiętam mam wiele problemów osobistych i rodzinnych. Przez to wszystko nabawiłam się kompleksów, nerwicy i lęków, o których można by było napisać książkę. Teraz stoję przed kolejnym problemem i w związku z tym szukam jakiejś konkretnej porady, mianowicie: chodzę do tzw elitarnego liceum, dzięki któremu nabawiłam się wielu stresów. Moje oceny spadły, nie mam siły uczyć się do różnych zaliczeń, co niestety skutkuje częstym unikaniem zajęć. Nie mam już siły, zaległości narastają, a poza tym brakuje mi tłumaczeń dlaczego mnie znów nie było w szkole i czegoś tam nie napisałam. Chciałam nawet zmienić szkołę, ale jednak po rozmowie z mamą, wychowawcą i dyrektorem placówki postanowiłam zostać. Bardzo nie chciałabym ich wszystkich zawieść, bo obiecałam poprawę, ale moje problemy wciąż narastają i wcale nie jest lepiej. Teraz narodził się w mojej głowie pomysł, żeby przenieść się do liceum wieczorowego lub zaocznego, gdzie mogłabym spokojnie uczyć się do matury (z samodzielną nauką nie ma w moim przypadku kłopotu, gorzej wpływa na mnie presja szkolna), dzięki czemu uniknęłabym wszystkich stresów, pogłębiającej się nerwicy i fobii szkolnej. Na prawdę zależy mi na dobrych wynikach (przede wszystkim z matury), ale myślę, że lepiej, jeżeli uczyłabym się sama, absolutnie nie przeszkadza mi mała ilość zajęć w liceum zaocznym, gdyż do nauki WOSu czy historii potrzebna jest dobra książka, nie koniecznie nauczyciel z renomowanej szkoły. Poza tym teraz, kiedy mam na głowie wiele przedmiotów i zajęć, po powrocie ze szkoły jestem bardzo zmęczona i nie mam ochoty na naukę, nie wiem za co się zabrać i nie dość, że nie uczę się z tzw "niepotrzebnych przedmiotów", to jeszcze zawalam sobie te ulubione. Sęk w tym, że obawiam się, że moja mam się na mnie zawiedzie, bo jej zależy, żebym uczęszczała do tego LO, w którym aktualnie się uczę. Poza tym naraziłabym się na wyśmiewanie ze strony niektórych znajomych z klasy, pomyślą, że sobie z czymś nie poradziłam i się przenoszę. Dla nich liceum zaoczne pewnie kojarzy się z poziomem zawodówki. Niestety nie mają pojęcia o tym co czuję. Na szczęście jednak mimo wszystko mam wielu przyjaciół, czy to w klasie, czy tez poza szkołą, więc na wsparcie mogę liczyć. A szkoła sama w sobie tez nie jest najgorsza, ciekawe wykłady, spotkania, wycieczki. Szkoda by mi było z tego wszystkiego rezygnować.

 

Teraz muszę więc podjąć jakąś decyzję. I w związku z tym moje pytanie do Was: co Wy zrobilibyście na moim miejscu?

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niereformowalna,

z tego, co tu napisałaś mam wrażenie, że bardziej niż całej sytuacji w szkole boisz się tego, że zawiedziesz rodzicielkę.

Ale z drugiej strony, byłam w trochę podobnej sytuacji - poszłam do najlepszego LO w mieście i nie dawałam sobie rady.. Wcześniej bardzo dobrze się uczyłam, nie miałam problemów z żadnymi przedmiotami, średnia na koniec gimnazjum 5,2.. W LO jednak stwierdziłam, ze nie musze mieć samych 5 - ocena nie zawsze jest adekwatna do Twojego stanu wiedzy. Niestety, doszłam do tego wniosku w ostatniej klasie i przez 2 wcześniejsze lata trochę się pomęczyłam...

Poza tym - "to moje życie i mam prawo dostać 2 lub 3".

Widocznie wywierasz na sobie za dużo presji... Rada: przystopuj, ochłoń trochę. Może nie będziesz musiała zmieniać szkoły.

Ja z kolei jednak żałuję, że poszłam do tamtej szkoły i jeśli mogłabym wybierać znowu to bym poszła gdzieś indziej.

Zrobisz oczywiście jak uważasz, ale rozważ tę decyzję dobrze.

Trzymam kciuki :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czesc .

Napisze o sobie , o tym jak pewna substancja psychoaktywna pokazala jakie mam problemy ze soba , jak ranie wszystkich dookola i co najwazniejsze siebie ...

 

Potrafie lezec , lezec na lozku , patrzec na moje nogi i nie czuc ich , jakby nie byly moje ... Jakbym lezal obok , zaden ruch , zadna mysl , nic - juz nic nie jest moje .

boje sie nastepnego dnia .. Albo nie , nie boje sie , przeciez wiem co bedzie - znow ciarki , gesia skorka , Przerazliwy strach gdy samochod przejedzie ulica , gdy ptak zatrzepocze skrzydlami , gdy moj brat spyta czy ide na autobus , gdy dziewczyna zacznie mówic - nie , nie moge wsluchiwac sie w ich glos bo znów czuje sie jak we snie ... nie moge na nich za dlugo patrzec bo znowu twarz wykrzywi sie ze strachu ...

 

Nienawidze luster - nie lubie w nie patrzec - nie poznaje swojego odbicia ...

Nienawidze snu - budze sie w nocy sparalizowany i widze zjawy i dziwne rzeczy .

Niecierpie siebie - Dlaczego ? Bo w ciagu 10 minut Jestem szczesliwy - pozniej smutny , nastepnie zrozpaczony , przytloczony , pozniej mam napady smiechu - tysiac stanow na minute , ciagle wahania nastroju ... Tak ! Postawie sobie cel - by za 5 minut bylo mi glupio ze wogole pomyslalem ze mi sie uda .. ale dlaczego ? Przeciez jestem wartosciowy .. Podobno kazdy czlowiek taki jest .

 

Juz niepotrafie sie skupic , mam swiatlowstręt , wszystko robie automatycznie , ciągle wyobrazam sobie cos .. ciągle Sceny , dlugie monologi ...

I Te mysli , ta pewnosc ze za moment umre a tu rozczarowanie , gdybym tylko mial odwage , albo nie , gdybym tylko byl tak glupi i zabil sie ... poczulbym ta ulge ..

 

Od pewnej pory mam nadcisnienie .. Caly czas boli mnie glowa , dretwieja mi rece , czasami nie czuje ciala , zawieszam sie ...

Boje sie nawet wlasnego glosu , boje sie zostac sam ..

Zapominam ludzi ktorych znam cale zycie , z dnia na dzien coraz mniej ich znam ..

Czekam za neurologiem , psychiatrta mnie nie zdiagnozuje jezeli najpierw nie pojawie sie u neurologa ..

Psycholog mowi ze pierwszy raz widzi kogos tak zachwianego emocjonalnie ...

 

Nikt mi nie wierzy , wszyscy mysla ze zartuje , ze zwracam na sebie uwage ...

Mam wziasc sie w garsc ..

Mam dosyc ..

 

Pomozcie ..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Stany depresyjne mam od 7lat, pomimo tego iż sam mam dopiero 17. Brzmi to dziwnie, nawet dla mnie.

Moja 'walka' z depresją polegała na całkowitym unikaniu sytuacji, które mogą ją wywołać. W szkole wszyscy myslą, że jestem pociesznym chłopcem, niektórzy nawet się dziwią jak można się tak cieszyć jak ja. Ale to są stany jedynie chwilowe, potem znów przygnębienie i nie moc. Zazwyczaj takie stany miałem tylko w domu, po kontakcie z rodzicami, problemach, czy to z dziewczyną czy z własnym życiem, ale wszystko odwlekałem, na tym polegała moja 'walka'.

 

Szkoła (gimnazjum) była dla mnie ostoją, trafiłem na fajnych ludzi, czułem sie lepiej. A w tym roku jestem już w Liceum i trafiłem na strasznie małotowarzyską klase: nie mam bliższego kontaktu z nikim, z większością nawet nie gadam, ostoją tutaj są dobsi kumple z innych klas i gdyby nie oni... wole nie myśleć co by się stało. Większośc moich kumpli jest w innej klasie i podobnym profilu, chciałem się przenieść... dyrektor mnie stłumił, a przez depresje nie potrafiłem nawet o to zawalczyć. Codzien myslę o tym co by się stało gdyby jednak mnie przeniósł, a i tak czuje wstyd gdy mam tam znów wejśc i zacząć z nim rozmawiac.

 

Nic nie potrafie. Nie mam żadnych konkretnych talentów. Nie potrafie się bić, czy zwyczajnie walczyć o swoje racje. Nie potrafie rozmawiać z rodzicami, nie potrafie zdefiniować własnych problemów, nie czuje już nic. W domu ciągle ktoś na mnie narzeka, jestem w cieniu starszego brata.

Nie potrafię sie do niczego zmotywować, wszystko mnie wykańcza.

 

Straciłem całkowicie wole nauki. W szkole czekam tylko na dzwonek, zamartwiam się. Nie staram się w ogóle o oceny, wszystko jest mi obojętne. Nie mogę się w ogóle zabrac do uczenia. Jutro pisze dwa ważne testy, jest godzina 22, a ja jeszcze niczego się nie pouczyłem, nic. Wiem, że jest ze mną coraz gorzej, czuje to.

 

Złożyłem wniosek do poradni psychologiczno-pedagogicznej, w środe mija miesiąc odkąd to zrobiłem... powinni niedługo zadzwonić ale i tak wątpie, żęby mogło mi to jakoś pomóc, tam, pewnie jak i wszędzie, mają ludzi w dupie.

 

Nie daje rady, pomóżcie, powiedzcie cokolwiek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć nie wiem czy umiem dobrze opisać to co sie ze mną dzieje ale spróbuje.

Od dłuższego czasu w moim codziennym życiu gości smutek pojawia sie nie wiadomo skąd i trwa czasem dzień czasem dwa czasem kilka miesięcy. Od 3 miesięcy to jest nie do zniesienia nie chce mi sie nic nawet wstać z łóżka zrobić czegokolwiek w kółko płacze z byle powodu albo i bez powodu, jestem na takim etapie ze mam wszystkiego dosyć chociaż mam kochającego chłopaka który sie o mnie troszczy i pełną rodzine to życie straciło sens nie umiem sie z niczego cieszyć myśle o śmierci. Takie doły zdarzały mi sie już częściej ale nie były tak intensywne chodziłąm już na terapie i po 2 miesiacach przerwałam ją wydawało mi sie że było już ok jednak po miesiacu zaczeło sie to co właśnie opisałam nie weim co zrobić co to jest . Nie mam już siły wiem ze sama sobie z tym nie poradzę.Powiedzcie co sie dzieje co mam zrobić?Boje sie ze znudze swojego chłopaka takimi stanami:(((

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a ja nie mam juz sil, zreszta zawsze (raczej) slaby psychicznie bylem. od tygodnia nic tylko hustawka, a to z rana ok to pozniej dolina i to drzenie rak, fale goraca, pocenie sie, w brzuchu spiecie, bole plecow, leki przed tym co jest i przed samotnoscia, fakt ze bliska mi osoba taka nie byla - zero woli zrozumienia? a od tygodnia to juz nic zero slowa nawet totalnie mnie rozwalilo na maksa. nie mam do kogo sie odezwac, swiruje i doslownie opadam z sil. siedze lub leze w domu czasem tylko na 5-10 minut wyjde na osiedle kupic wode;

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Biorę leki od dłuższego czasu, bywało lepiej i bywało gorzej.

Teraz jest gorzej, bo znowu zaćpałem dziadostwo z Dopalaczy, czułem się

po tym trochę lepiej - no bo na fazie - 4 dni codziennie to zażywałem (paliłem),

ale niestety minęło 4 dni na trzeźwo i nadal się źle czuje, mimo że biorę Wenlafaksyne - 75mg,

od ponad miesiąca, to ciągle bym tylko leżał i nic mi się nie chce, nie wiem kiedy to minie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pustka

 

Mam 29 lat i nie chce mieć więcej . Czy ktoś jest w stanie zrozumieć ból ? Czym jest ból jakie przybiera formy czym się objawia jak boli i gdzie ? Ironia sprawiła że to właśnie w mój ulubiony miesiąc jakim jest październik pierwszy raz w życiu i po dziś dzień dowiedziałem się jakie życie jest beznadziejne . Październik 2006 roku od tamtej pory rozpoczął się powolny proces mojej agonii

Na początku doradcy życiowi czyli mama której nie było i tato który ma wszystko w dupie zwalili to na zbyt wczesne założenie rodziny i cyt „ życie cię przerosło” No tak ale moje życie w tym czasie to już nie tylko ja ale moja żona i dwójka cudownych dzieci którym nic nie dałem w tej pierdolonej agonii . Mój najbliższy doradca który był obok mnie w dzień i w nocy prosił mnie bym przestał bo zaczynam go denerwować i że nie takiego faceta sobie wyobrażała ( mowa o mojej żonie ) Każdego dnia za przykład podawała mężów swoich koleżanek . Oni nie narzekają nie chorują pracują całą dobę zarabiają kupę forsy prowadzą własne firmy a ja ? No właśnie a ja jak mawiała moja mama jestem nikim , tylko że z ust żony dosłownie nigdy to nie padło . Pół roku różnych badań okres pobytu w szpitalu , żadnych zmian stan zdrowia zamiast się polepszać to się pogarszał a na mojej głowie pojawiała się coraz to większa liczba siwych włosów na co moi doradcy mieli wytłumaczenie tym razem genetyczne . Zaczynają się pojawiać w moim życiu epizody spotkań z psychologiem , psychiatrą . Z tym ostatnim nie miałem pojęcia że każda wizyta będzie bez sensu bo jak się okazało boję się panicznie zażywania leków . Przeraża mnie wizja nagłego zatrzymania akcji serca , arytmii , spadku ciśnienia itd .... Ktoś spyta dlaczego a no dlatego że od początku moje objawy skupiły się na sercu . Na początku było to tylko szybkie bicie serca dziś to już skurcze dodatkowe , powiększona lewa komora serca , nadciśnienie ale tylko poza domem , zawroty głowy , duszności , zatykanie w klatce , bóle ramion pleców . W tym też czasie nabawiłem się kamicy woreczka żółciowego którego już nie mam metodą laparoskopową . Biegunki , bóle głowy , szybkie męczenie się . Każda najmniejsza czynność wprawia mnie w lęk że zaraz umrę bo organizm tego nie wytrzyma . Serce bije jak chce , ciągle się potyka . Nikt nie wie jak się czuje i nikt nie wie jak mnie boli . Zresztą nie piszę o tym zbyt wiele bo mi nie wolno mówić gdzie i co mnie boli mam zakaz od rodziców i żony . Nawet jak się pojawiam u rodziców i chce im powiedzieć jak mi źle i gdzie mnie boli i jak bardzo boje się że umrę to słyszę .. cyt „ jak masz przyjechać i mówić jaki jesteś chory i gdzie cie boli to lepiej zostań w domu nie potrzebujemy się denerwować twoim gadaniem „ W domu jest podobnie z tym wyjątkiem że żonę to zwyczajnie wali bo jej życie ogranicza się do jej towarzystwa i koleżanek bo jak twierdzi cyt „ przez to że taki jesteś i nigdzie nie pójdziesz ze mną to spotykam się z dziewczynami bo ja muszę mięć znajomych nie wyobrażam sobie życia bez przyjaciół ..” Więc ja zostaje w domu a moja żona wychodzi na pół nocy czasami na całą z domu a ja .. Ja np w tym czasie zabieram wszystkie noże jakie mam w domu do łazienki i sprawdzam na ile są ostre tnąc się po rękach . Cztery lata w bez szans na lepsze jutro z wieloma próbami pomocy dla siebie wieloma moimi próbami chodząc na terapie regularnie i zawsze . W końcu kiedy już nie miałem sił na nic kiedy już chciałem umrzeć pojechałem do profesora psychiatrii zabrałem żonę z nadzieją że ta wizyta pozwoli jej zrozumieć moją chorobę . Profesor natychmiast chciał mnie zabrać do szpitala powiedział że jestem w ciężkiej depresji i że mi pomoże . Przepisał mi leki kazał zadzwonić żonie za tydzień bo wtedy zwolni się miejsce . Recepty leżą do dziś w domu leki z racji na lęk nie wykupione a żona zapytała ? Jedziesz tam czy nie jedziesz ? Dla niej tam dla mnie szpital których panicznie się boję . Dziś jest jak jest nie pracowałem ostatnie 2 tyg . Nie mam na nic sił każdego dnia boli mnie serce rano w nocy podczas snu po prostu zawsze . Każdego poranka mam wrażenie że to ten dzień właśnie , siadam na poranną toaletę i zaczynam płakać nie macie pojęcia co czuje nie znacie tego bólu tego bez sensu tej agonii . Piszę to i płaczę tak bardzo nienawidzę swojego życia . Każdego dnia kiedy się budzę nawet nie chce tego pisać co myślę bo mam dwoje małych dzieci . Nie widzę dla siebie żadnej szansy już dlatego chcę zamanifestować swoją śmierć . Nie ma znaczenia czy zrobię to sam czy zwyczajnie wyjdę z domu i padnę na zawał na ulicy tak czy tak śmierć jest mi pisana . Chce swoją osobą zaznaczyć że depresja wymaga wsparcia którego nie dostałem że w czasie kiedy płakałem żona albo zamykała mnie w pokoju albo mówiła ...nie przytulę cię bo jeszcze bardziej się rozkleisz .... Kiedy ryczałem mamie do telefonu to mówiła uspokój się i przestań w ten sposób się zachowywać pytała mnie wtedy ile ty masz lat ... Kiedy wychodziłem do pracy i mówiłem żonie że dziś już nie wrócę umrę przewrócę się na chodniku i dostane zawału ona na to odpowiadała ... mam nadzieje że w końcu umrzesz i nie wrócisz bo wtedy będę mieć spokój i nie będę musiała słuchać twojego gadania .... Nie macie pojęcia jak mi jest przykro jak to pisze . Kocham swoje dzieci i wiem że moja śmierć nie pozwoli mi poznać ich bliżej wiem że nie pokaże im jako ojciec tego co chciałem ale w tej sytuacji i tak już nie mogę nic więcej zrobić . Każdy dzień jest taki sam nie mogę przestać się bać . Wybaczam tym co w szkole przezywali mnie gruby , wybaczam chłopakowi który na oczach wszystkich napluł mi w twarz , wybaczam rodzicom że mnie bili , wybaczam żonie że nie byłem tak rozrywkowy jak chciała żebym był że nie wybudowałem jej domu że nie zeszczuplałem . Wybaczam każdemu kogo spotkałem na swojej drodze a sprawił mi że mnie w środku bolało . Ja z kolei przepraszam za to że jako dziecko nie słuchałem rodziców , że nie miałem ochoty na naukę , przepraszam za wszystkie kłamstwa . Przepraszam żonę że jej tylu rzeczy nie dałem które ona chciała , przepraszam za moją wybuchowość agresje i brak powstrzymania się wtedy kiedy sytuacja tego wymagała . Przepraszam swoje dzieci Kocham was bardzo moje rozrabiaki Kocham was bardzo bardzo ale tak będzie lepiej kiedyś zrozumiecie . Sobie nie wybaczam że byłem gruby , że jako dziecko potrafiłem się zsikać w szkole co inni widzieli nie wybaczam sobie że zawsze marzyłem że chciałem żyć jak w bajce . Nienawidzę się za tchórzostwo za bycie chłopcem do bicia za ciągły lęk czekanie na coś co się ma wydarzyć na wszystko co złe na ciągłe zagrożenie . Moja mama mawiała jesteś Nikim i wiem że miała racje . Nikim zerem pionkiem wrakiem czubkiem . Chciałem żyć a nie istnieć !!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Plugins, Twoja żona powinna bez gadania wsadzić Cię do samochodu i zawieźć do szpitala.

Jeśli znajdziesz w sobie choć trochę siły sam tam pojedź. Bardzo Ci współczuję.

Odzywaj się!

 

A ja mam z kolei takie pytanie odnośnie siebie samej... Czy jak depresja sezonowa pojawia się co kilka - kilkanaście miesięcy w różnych sezonach oprócz lata - to czy to jest jeszcze depresja sezonowa???

 

I czy to jest w ogóle normalne, żeby mieć depresję sezonową co roku? Czy jest coś takiego jak "osobowość depresyjna" i czy tak już będzie zawsze? Ja wierzę, że nie, ale... Sama nie wiem. Nie jest to koniec świata, ale też to nie jest fajne mieć co roku miesiąc-dwa wyjęte z życia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×