Skocz do zawartości
Nerwica.com

WYLECZENIE Z NERWICY LĘKOWEJ


pocieszna

Rekomendowane odpowiedzi

Czy jest ono możliwe? Osobiście choruję od 15 roku życia, czyli już 4 lata. Ta choroba mnie wyniszcza. Można powiedzieć, że po 2 latach leczenia (psychoterapia+leki) udało mi się powrócić do normalnego życia, jednak tylko na 3 miesiące. Miałam odstawione psychotropy, myślałam, że potencjalne źródło mojej nerwicy zostało odkryte i będzie mi łatwiej. Była to sytuacja rodzina, niestety rodzice pomimo mojego wysiłku nic z nią nie zrobili. Teraz jestem po maturze, a myśl o opuszczeniu domu strasznie mnie przeraża. Boję się, że coś mi się stanie. Do tego jestem jedynaczką, ogromnie przywiązaną do Mamy. Nerwica wróciła po 3 miesiącach. Z dnia na dzień było coraz gorzej. Żyłam w półświadomości, nie byłam w stanie siedzieć sama w domu, tym bardziej z niego wyjść. Najgorszemu wrogowi nie życzę tego, przez co przechodzę, choć wiem, że wielu ma gorzej ode mnie. Czy komuś, kto ma chociaż częściowo taką sytuację jak ja udało się pokonać nerwicę?

 

 

Naprawdę nie wiem już co robić :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć - nerwica lękowa - podłoże hipochondryczne - czyli lęk przed śmiercią, lęk o zdrowie - cały wachlarz objawów - nieustanne napady paniki, arytmie serca, epizody derealizacji i depersonalizacji, natrętne myśli, mnóstwo jakiś dziwnych pojedynczych rzeczy - np. raz oślepłem na krótki czas (ostatnio odkryłem tu temat, że inni też tak mają - pamiętam jak się bałem że oślepnę), no ogólnie jazda bez trzymanki - aktualnie 100% wolny od wszystkich tych objawów, zdrowy, bez nawrotów, mogę swobodnie o tym rozmawiać (tzn. mogę sobie żartować o zawałach, widzieć ludzi na filmie co umierają na serce, czytać o lękach i nie boję się że mi wróci - jak tego dygasz, to pewnie nadal się zmagasz z lękową - moim zdaniem). Rada którą da się zawrzeć w jednym zdaniu? Leczyć przyczynę, a nie skutek.

Mam nadzieję że przywróciłem nadzieję koleżance.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mozna jedynie ja zaleczyc.Nawet na okres paru lat,ale nie wyleczyc.Niestety...

 

[Dodane po edycji:]

 

Nie wyobrazam sobie tego,abym mogla wyleczyc sie z natretnych mysli,nerwicy natrectw.Dla mnie to nierealne.Od objawow somatycznych moze tak.To co tkwi w naszym umysle pozostanie na zawsze.Nie wyleczysz schizofrenii,mozesz zaleczyc lekami;/ podobnie jest z kazda choroba emocjonalna,psychiczna,zaburzeniami nerwicoowymi.Nie przeskoczy sie tego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Stawianie znaku równości pomiędzy nerwicą lękową a schizofrenią jest błędem. W pierwszym przypadku mamy do czynienia z zaburzeniem wywołanym zwykle jakimś traumatycznym przeżyciem, spychaniem w podświadomość konfliktów wewnętrznych itp w drugim zaś chodzi o poważną chorobę psychiczną, nadal nie do końca zbadaną, o prawdopodobnym podłożu genetycznym, charakteryzującą się zmianami w biochemii mózgu. Wzmożony lęk, odczuwany w nerwicy lękowej (i wszystkie jego konsekwencje) są stanem fizycznie normalnym, jedynie nieadekwatnym do warunków. Przywrócenie równowagi wymaga przede wszystkim usunięcia przyczyn które wywołują nerwicę, zaś w schizofrenii - nie dość że nie da się owych przyczyn wskazać to choroba jest ich następstwem i dlatego póki co współczesna nauka jest w stanie tylko minimalizować jej skutki.

Nerwicy lękowej nie powoduje nic co "tkwi w naszym umyśle" i nie daje się usunąć. Niemożność wyjścia niektórych ludzi z nerwicy lękowej nie dowodzi jej "nieuleczalności". Dowodzi jedynie, że przerwanie błędnego koła lęku, dojście do prawdziwych źródeł jego powstawania i niejednokrotnie wprowadzenie ogromnych zmian w życiu, w celu ich usunięcia - jest zadaniem bardzo trudnym, czaso- i pracochłonnym. I nie każdy posiada odpowiednie warunki i możliwości by temu sprostać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie, nie udało, mam tylko nadzieję, że "jeszcze nie", że wyjdę z tego dziadostwa.

Miałam odstawione psychotropy, myślałam, że potencjalne źródło mojej nerwicy zostało odkryte i będzie mi łatwiej.

Wierzę w to, że szukanie przyczyn jest bezcelowe, może i znajdziesz wszystkie przyczyny, ale niczego to nie zmieni. To tak jak ze ściętym drzewem w lesie, jeśli nawet znajdziemy przyczynę tego dlaczego jest ścięte - ktoś wziął siekierę i je sciął, to co to zmienia, drzewo leży i już nie wstanie. Myślę, że z nerwicą jest podobnie, w jakimś okresie, przeszłaś przez duży stres i to w Tobie tkwi, teraz, dzisiaj, to co się stało nie ma już znaczenia, trauma jest w Tobie właśnie w tej chwili, nie wczoraj. Ja widzę rozwiązanie w metodach uwalniających tą negatywną energię stesu. Na czym polegają takie metody?, to już bardziej złożona sprawa, przede wszystkim trzeba zauważyć, że żyjemy zawsze TERAZ, nie wczoraj, nie jutro, nie pojutrze. Niby prosta i jasna sprawa, ale w nerwicy wcale nie oczywista. W nerwicy żyjemy we własnych głowach, każda myśl sprawia, że w ciele pojawiają się silne emocje, lęk, napięcie, co dalej powoduje, że zaczynamy rzutować te emocje i myśli, które dzieją się zawsze TERAZ w przyszłość. Pamiętaj, że czujesz tylko to co jest teraz, myślisz myśli, które są teraz, przestań widzieć w tych myślach o przeszłości i przyszłości rzeczywistość, to tylko myśli. To nie pomoże od razu, lęk będzie trwał nadal, wszystko będzie tak, jak jest, ale nie będziesz już twożyć nowego cierpienia, ważne jest aby poddać się temu co jest, przestać analizować, wybiegać w przyszłość, tylko obserwować to co jest. Nie można wysiłkiem osiąnąć stanu, w którym czujesz luz, brak wysiłku i relaks, to niemożliwe.

 

Tylko w sytuacjach kiedy naprawdę rezygnowałem z walki (nie z walki w ogóle tylko z oporu, sprzeciwu i ucieczki przed emocjami) czułem prawdziwe rozluźnienie, wtedy zazwyczaj uruchamia się reakcja nerwicowa, która "mówi mi": muszę to mieć, złapać ten stan wyluzowania i nerwica wraca. Właśnie teraz kiedy to piszę przyszedł stan relaksu, a przez ostatni tydzień nie mogłem wytrzymać..... zaraz przejdzie ;-) Ważne jest żeby oduczyć się tego co robisz teraz, a co powoduje nerwicę, czyli właśnie oporu, uciekania, walki i poddać się temu wszystkiemu (ale nie staraj się robić tego w myślach, niczego nie rób, bo sobie zaszkodzisz(jak ja nie raz i dwa), po prostu czekaj i wiedz, że nie ma metody na nerwicę, każda "metoda" to walka, a walka to nerwica).

 

Ale się teraz dobrze czuję, cud ;-) Jakby co to ja te komentarze tu na forum piszę głównie dla siebie, to moje chwilowe przemyślenia.

 

Przyzwyczaj się do tego, że w leczeniu będziesz robiła 2 kroki do przodu 1 w tył, 3 kroki do tyłu 2 w przód, trzeba czasu i cierpliwości i zrozumienia procesów jakie w Tobie zachodzą, to już twoja broszka, nikt za Ciebie tego nie zrobi, nawet najlepszy sztab specjalistów może jedynie wskazać "drogę", reszta należy do Ciebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pozwolę sobie się z Tobą nie zgodzić Gringo.

 

Zacznę może od ogólnego spostrzeżenia - że jednak argumenty osoby która wyszła z nerwicy lękowej powinny mieć większą wagę od tych pochodzących od osób, które z nerwicą żyją cały czas. Jeśli w tym stwierdzeniu brak logiki - prosiłbym o wytłumaczenie. To już oczywiście indywidualny wybór pociesznej, czy woli kierować się wskazówkami tych, co mają nerwicę za sobą, czy tych którzy nadal mają "przygody z panem Lękiem".

Przykład ze ściętym drzewem jest nietrafiony, ponieważ nie oddaje natury powstawania zaburzeń lękowych. To nie jest (w większości wypadków) tak, że jesteśmy zdrowi i nagle, za jakąś (najlepiej niezależną od nas) przyczyną wpadamy w lęk i teraz musimy coś z nim zrobić. Tak naprawdę źle się dzieje już wcześniej - ale z różnych powodów tego nie zauważamy. Stłumione emocje, zduszone własne potrzeby itp mogą długo tkwić w podświadomości niewidoczne, ale przychodzi moment, gdy dają o sobie znać. Manifestują się wówczas poprzez objawy somatyczne oraz przez zastępcze "problemy". Dlatego właśnie prawdziwym problemem nie jest choroba serca - której nie ma, czy brak powietrza w centrum handlowym - które jest. Ani tym bardziej lęk, który im towarzyszy.

Zatem dopóki ten proces zachodzi czyli dopóki czynniki które wywołały nerwicę nadal trwają, dopóty człowiek z gorszym lub lepszym skutkiem tkwi z lękiem w sytuacji pozornie bez wyjścia. To nie jest tak, że ktoś drzewo kiedyś ściął jak pisze Gringo. Drzewo stoi, tylko cały czas gryzą je korniki. Znikną korniki - znikną "zastępcze problemy" i towarzyszący im lęk.

Lęk jest przecież reakcją na "coś". Tak naprawdę w nerwicy lękowej nie jest on wcale taki irracjonalny - bierze się z oceny pewnych faktów, które nasza podświadomość odbiera jako zagrożenie. Problem w tym, że my te fakty od dawna ignorowaliśmy. I nie mamy o nich pojęcia. Ewolucja wyposażyła nas w mechanizm reakcji na zagrożenie - które w przeszłości było zagrożeniem z zewnątrz. Nas tymczasem gnębi zagrożenie z wewnątrz, z nas samych - dlatego ten "ewolucyjny odruch" sobie z nim nie radzi. Na dodatek robi z naszym ciałem rewolucję, nie pozwala funkcjonować i w efekcie pogarsza nasz stan. Metody behawioralne, uczące nas radzić sobie z samymi objawami lękowymi nie są głupie - bo ułatwiają życie. Być może - w niektórych przypadkach - pozwalają nawet funkcjonować bez lęków (czyli prowadzą do wyleczenia). Wymagają jednak ogromnej dyscypliny i skazane są na ciągłe porażki - bo skoro "korniki nadal drążą tunele" w podświadomości, to pień drzewa robi się coraz słabszy. Podobnie czysta farmakologia. Posługując się dalej bardzo obrazowym porównaniem - usypia korniki, ale ich nie zabija. A dodatkowo, potrafi sprawić, że spadną wszystkie liście (eh te efekty uboczne). Ja właśnie usilne trzymanie się tylko tych dwóch metod obarczam winą za tyle ciągnących się w nieskończoność epizodów nerwicy lękowej. Żeby w pełni wyjść z tego "szamba" trzeba dowiedzieć się, co leży u podłoża nerwicy. Czego boi się moje wewnętrzne ja? Czego obawiam się od wielu lat? Jakim sprawom nie potrafię stawić czoła do tego stopnia, że zbudowałem mur zza którego mogę udawać, że ich wcale nie ma? Na ogromną masę tego typu pytań musimy sobie odpowiedzieć. Odpowiedzieć szczerze, co się wiąże z odrzuceniem wszystkich "chyba", "może", "powinienem". Dlatego tak ważna jest terapia - bo ktoś musi pomóc nam odrzucać te błędne odpowiedzi. I dlatego, w tym często długim, żmudnym procesie, można korzystać z dobrodziejstw farmakologii i metod oswajających nas z lękiem. Ale nie mogą one być celem, a jedynie środkiem do celu.

Czytam tu czasem, że walka z nerwicą lękową jest bezcelowa, że trzeba się jej "poddać", to może pójdzie. Są to zwykle słowa tych, co już długo się z lękiem zmagają, ale ciągle się go nie pozbyli. Nie potrafię się z tym zgodzić - moim zdaniem z nerwicą trzeba walczyć, i to brutalnie, do ostatniej kropli krwi. Tyle że nie jest to walka z szybko bijącym sercem czy zdrętwiałymi dłońmi. To jest walka ze sobą, ze swoimi wadami, z otoczeniem, z bliskimi, walka o siebie, walka o nasze potrzeby, o nasz komfort psychiczny. Batalia o wolność wyboru, o przestrzeń życiową, o własną interpretację wspomnień, o prawo do błędu. Zwycięstwa na tych polach - zaświadczam własnym osobistym doświadczeniem - prowadzą w prostej drodze do życia bez lęku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pozwolę sobie się z Tobą nie zgodzić Gringo.
Bardzo dobrze, interesuję mnie zdanie innych, zawsze dobrze spojrzeć z innego punktu widzenia na problem.
Zacznę może od ogólnego spostrzeżenia - że jednak argumenty osoby która wyszła z nerwicy lękowej powinny mieć większą wagę od tych pochodzących od osób, które z nerwicą żyją cały czas.
Tak
Tak naprawdę źle się dzieje już wcześniej - ale z różnych powodów tego nie zauważamy. Stłumione emocje, zduszone własne potrzeby itp mogą długo tkwić w podświadomości niewidoczne, ale przychodzi moment, gdy dają o sobie znać. Manifestują się wówczas poprzez objawy somatyczne oraz przez zastępcze "problemy".
U mnie źle się działo przez wiele lat, do pewnego momentu dało się udawać, że jest dobrze i starać się zmienić, prawdziwa jazda zaczęła się gdy w ciągu krótkiego okresu, tygodnia, dwóch stłumiłem (świadomie) to wszystko co mi przeszkadzało, nie wiedziałem jak inaczej to rozwiązać i wtedy wybuchło.
Dlatego właśnie prawdziwym problemem nie jest choroba serca - której nie ma, czy brak powietrza w centrum handlowym - które jest. Ani tym bardziej lęk, który im towarzyszy.
A skąd ten lęk i objawy się biorą i dlaczego nawet jeśli na moment jesteś zrelaksowany, to one wracają? U mnie na raz 50% objawów znikła 2 lata temu, jednego dnia i niczego w psychice nie naprawiałem, nie uświadamiałem sobie przeszłych konfliktów i przyczyn.
Drzewo stoi, tylko cały czas gryzą je korniki. Znikną korniki - znikną "zastępcze problemy" i towarzyszący im lęk.
Mogą być korniki, ale moim zdaniem to nie są "zastępcze problemy" tylko stres stłumiony w ciele, konflikty psychiczne mogą trwać nadal, lub może ich już nie być, a objawy wciąż są. Czuję, że u mnie tak jest.
Czytam tu czasem, że walka z nerwicą lękową jest bezcelowa, że trzeba się jej "poddać", to może pójdzie. Są to zwykle słowa tych, co już długo się z lękiem zmagają, ale ciągle się go nie pozbyli.
Słuchaj, poddanie się nerwicy nie ejst tym co przez to rozumiesz, mam raczej na myśli coś takiego jak gdy pierwszy raz uczysz się pływać, jeśli walczysz z wodą, to zaczynasz tonąć, kiedy to widzisz walczysz jeszcze mocniej, a twoja sytuacja wciąż sie pogarsza, żeby się uspokoiło musisz poddać się wodzie, zanurzyć w bólu, lęku i nie próbować tego rozwiązywać na siłę. Mi gdy raz tak postąpiłem, do samego końca poddałem się temu co jest, skutkiem tego było uwolnienie większej części objawów, w tym ataków paniki, ale nie wiem, jak to zrobić ponownie. O takim poddaniu mówię. Moim głównym problemem dzisiaj nie jest już lęk, tylko dobijające mnie napięcie i bóle głowy(a tym samym problemy z koncentracją, zawroty głowy, problemy z pamięcią).

To tylko moje przemyślenia, nie jestem specjalistą, może pisze tu w złym tonie, jakbym wszystko wiedział lepiej, muszę to zmienić, albo wogóle przestać pisać. Ciężko mi zmienić ten nawyk, najlepiej będzie, jak znowu pożegnam się z forum, tym razem na dłużej niż 2 tygodnie.

Nie potrafię się z tym zgodzić - moim zdaniem z nerwicą trzeba walczyć, i to brutalnie, do ostatniej kropli krwi.
Ale nerwica to ty, to tylko twój wewnętrzny mechanizm, walka i opór wobec nieprzyjemnych emocji, myśli. Kiedy piszesz, żeby ludzie walczyli, to wielu może pomyśleć, że mowa o jeszcze większym oporze, jeszcze większej ucieczce od emocji, nie wiem, czy to prawidłowe podejście.

Jak widać mam jakieś tam swoje przemyślenia na temat nerwicy i jej leczenia, weź tylko pod uwagę jedno, zawsze piszę w oprciu o swoje własne doświadczenie, nie wiem, jak czuje się inna osoba z nerwicą, może są 10 rodzajów nerwic i do każdej trzeba podejść w inny sposób, piszę, co uważam za słuszne i rozsądne, a każdy już sam musi roztrzygnąć, czy ma to sens.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po pierwsze mam nadzieję że nie "uciekasz" z forum z mojej winy. Nie dostrzegam w Twoim tonie żadnego zuchwalstwa i mam nadzieję, że i z moich wypowiedzi nie płynie przemądrzalstwo.

Jako mechanizm wyszukiwania "zastępczego problemu" mam na myśli fakt powstania obaw, lęków np. o własne zdrowie. Jest to problem namacalny, z którym można w jakiś sposób walczyć (za pomocą lekarstw, badań itd.) Taki "zastępczy problem zdrowotny" jest doskonałą odskocznią, świetnym usprawiedliwieniem dla udręczonej psychiki, która chce odejść od problemów którym nie jest w stanie podołać. Jeśli się bowiem zastanowić nad samym źródłem powstawania myśli lękowych, to nie przychodzą one przecież z naszej świadomości. Zdroworozsądkowa analiza naszej sytuacji (np. wyników badań lekarskich) nie daje nam realnych powodów do obaw o własne zdrowie. Podobnie z lękami społecznymi, jak obawa przed wyjściem z domu (wszak nie ma się czego bać!). To podświadomość szepcze nam że zagrożenie istnieje, że ryzyko jest ogromne - i zaczynamy się lękać. Nie jest to jednak szept ubrany w jakąś logiczną całość - z podświadomością nie pogadasz jak z sąsiadem z naprzeciwka. Język podświadomości to silne emocje, uczucia - a skoro kłębią się tam od dawna setki obaw, ból zdeptanego 'ja' itp - to nie dziwota że ten szept brzmi "bój się, bój się! Twoje życie jest zagrożone!".

Moim zdaniem, to nasza świadomość winna jest umiejscowienia naszych lęków w takich irracjonalnych obawach, jak np. nagła śmierć. Logika świadomego umysłu musi coś znaleźć, coś czym będzie tłumaczyć te niespodziewane emocje, które nagle wypłynęły z podświadomości. Od indywidualnych warunków zależy zapewne, czy będzie to lęk przed śmiercią, innymi ludźmi czy coś jeszcze innego (np. lęk przed sobą, który chyba jest w jakimś sensie towarzyszem nerwicy natręctw - ale to już tylko tak sobie dywaguję, co ja tam wiem o nn).

Chyba warto tu jednak zaznaczyć - że zdaję sobie sprawę, że w niektórych przypadkach podłoże lęków może być częściowo lub w całości odmienne. Zapewne osoby, które zmagają się z masą innych zaburzeń, czy nawet chorób psychicznych, stoją przed dużo bardziej skomplikowanym procesem wracania do zdrowia. Tam zaś, gdy na psychikę ma wpływ zaburzona chorobowo równowaga w biologiczna mózgu, to już zupełnie inna historia. Niemniej jednak lwią część przypadków nerwicy lękowej tłumaczyć można jako reakcję organizmu na pewne wydarzenia lub schematy myślowe, które można zmieniać. Ergo - jest to zaburzenie uleczalne i to - w sprzyjających warunkach - całkowicie.

I takiego wyleczenia wszystkim lękowcom życzę. Także Tobie Gringo! :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moim zdaniem, to nasza świadomość winna jest umiejscowienia naszych lęków w takich irracjonalnych obawach, jak np. nagła śmierć. Logika świadomego umysłu musi coś znaleźć, coś czym będzie tłumaczyć te niespodziewane emocje, które nagle wypłynęły z podświadomości. Od indywidualnych warunków zależy zapewne, czy będzie to lęk przed śmiercią, innymi ludźmi czy coś jeszcze innego (np. lęk przed sobą, który chyba jest w jakimś sensie towarzyszem nerwicy natręctw - ale to już tylko tak sobie dywaguję, co ja tam wiem o nn).

Zgadzam się, że tak jest.

 

A z forum ucieknę na jakiś czas, bo właśnie tego czasu mi trzeba.

 

O radości iskro Bogów, kwiecie Elizejskich pól, święta na twym świętym progu, staje nasz natchniony chór. :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika1974, Z autopsji.Ja walcze z tym od 12 lat bez skutkow,dlatego nie miesci mi sie w glowie,aby wyleczyc se z fobii,natrectw.Szczerze latwiej u mnie jest z objawami somatycznymi.Mam jej ostatnio bardzo rzadko.Nauczylam sie z nimi walczyc.Da sie z tym zyc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Siema mnie również udało się wyleczyć z nerwicy lękowej ale SAMEMU! mój problem polegał na lęku przed śmiercią codziennie mnie prześladował nie mogłem być samemu w domu, ciągle musiał albo z kimś rozmawiać albo coś robić żeby tylko o tym nie myśleć. A jak z tego wyszedłem? Ta nerwica na tyle mnie ograniczyła że za nic nie mogłem się wziąść ciągle tylko chlałem zero jakieś organizacji w życiu. Postanowiłem wziąść się za siebie zaczołem chodzić na siłownie przestałem pić znalazłem sens życia i przeciwstawiałem się moim lękom za każdym razem kiedy chciały one wyjść ze mnie. Po jakimś czasie one kompletnie ustąpiły i mogę śmiało o nich rozmawiać, bez żadnych lęków, ba wręcz czuje się teraz silniejszy przez to przez co przeszedłem.

Ale jest jeszcze druga strona medalu;-/ Nie tak dawno przeżyłem bardzo ciężką sytuację do ogarnięcia z którą przez dłuższy czas nie mogłem sobie poradzić nie będę się tu rozpisywał na ten temat w każdym bądź razie mam ogromne kłopoty z sobą i ledwo co żyje, tak więc mimo wszystko jeśli chcesz się z tego wyleczyć owszem można ale najlepiej pod nadzorem psychoterapeuty, żeby nie wpaść w kolejne g.wno. Ja wybieram się w przyszłym tygodniu z moim ,,czymś" nowym.

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam

 

Można wyleczyć się całkowicie z nerwicy lękowej.....nie będę się rozpisywać. jak ktoś chce namiar na dobrego specjalistę psychiatrę podaję mój e-mail karolin-a1@wp.pl. Nie męczcie się nie warto. Ja męczyłam się 2 lata byłam u dwóch psychiatrów aż w końcu trafiłam na porządnego fachowca... Użalanie na forum nie pomoże wam

POZDRAWIAM

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

isabella_28, witaj w klubie, ja walcze 10 lat, zrobiłam wiele - 10 lat terapii, multum podręczników, desperacja w terapii, wiele poświęcałam, byłam zdesperowana i walczyłam. Po 8 latach padłam. Zaczęłam brać leki walka dalej trwała. Wiele sukcesów. Ale z nerwicy nie wyszłam. Czuję się złamana, mam połamane serce w znaczeniu siły życiowej - straciłam nadzieję, raczej godzę się, że to na całe życie. Kiedyś nie pozwalałam sobie tak myśleć. Dziś już nie mam siły...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

więc ją odzyskaj ;) wierz w to :) wiara Ci pomoże, nie tylko w tej częsci Twojego życia:) czy to zycie bez wiary, marzeń , celów miałoby jakiś sens? wyjscie z tego daj sobie jak cel. Konieczny do zrealizowania, ale wymagający czasu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×