Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zakaz poddawania się! :)


ashley

Rekomendowane odpowiedzi

Stokrotko! tak trzymaj!!! Najwazniejsze to zajac sie czyms, robic cokolwiek, pomalutku, spokojnie...myslec tylko o tym co sie w danej chwili robi. Malymi kroczkami i do celu...mi to pomagalo bardzo.

Lezenie w lozku potwornie oslabia, wiem po sobie, poglebialo moje stany depresyjne. Chociaz czesto nie mialam sily aby sie z niego podniesc, a jesli juz sie udalo to mialam wielka ochote znowu tam wrocic. Unikaj tego! Wierze w Ciebie!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za zainteresowanie moją osobą. Naprawdę teraz potrzebuję wsparcia bo ciągle mam pod górkę...:(

Niestety ponad godzinę leżałam (tyle dobrego, że nie w piżamie i nie w pościeli i nie spalam). Pozbierałam się jakoś. Ja naprawdę chcę wyzdrowieć!!!

Piszcie jak wy sobie dajecie radę, chętnie skorzystam ze wszystkiego co pomaga.

Aqarel i Vanderlei - pozdrawiam was cieplutko, jesteście bardzo serdeczni:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

od 3 dni potwornie się czuję (pewnie to brak słońca, na które tak narzekam i nie tylko) od ok. roku tak mnie to wszystko nachodzi... Napisałam tu, może ktoś, coś pomoże w walczeniu z własnym "ja". jestem cholernie uparta, ale jak pomyślę że mam iść na tą uczelnię - niedobrze mi się robi... jak widzę ludzi ... nic traumatycznego nie przezyłam, może to efekt bycia w przeszłości najlepszym (a teraz z tym ciężko), spadek motywacji, zima, ciemno oj nie wiem czym jeszcze to można tłumaczyć?! Czy można czymś jeszcze to tłumaczyć?

Chcę do wolności i radości!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Joja ja byłam chora 2 miesiące, brałam 3 antybiotyki plus mase innych leków bo infekcja rzucała się pokolei na serce płuca itd. Chodziłam na uczelnię z gorączką, bólem, dreszczami, dołem. Na domiar złego byłam wyczerpana masą innych problemów a miałam ich wiele poważnych w ostnim okresie swojego życia. Nie miałam warunków do nauki a studia mam ciężkie. Miałam przykre przeżycia z kilkoma ludźmi na uczelni i teraz jak ich tam widze robi mi się niedobrze. Jak już wyzdrwiałam to miałam tak zszargane nerwy, że musiałam uważać i się mocno wysilać, żeby nie popaść w depresję, bo ogrom moich problemów mnie przytłaczał. Ponadto przez leki których zjadłąm mase przez chorobe do dzisiaj bolą mnie nerki tak mocno co jakiś czas że mam ochotę krzyczeć z bólu. Nie mówię już o zaległościach na uczelni. Przy tym wszystkim nie poddałam się i walczyłam każdego dnia. Chodziłam na uczelnię, starałam się zaliczać i zaliczałam. Uśmiechałam się czasem na siłę i starałam się walczyć o swoje życie i szczęście. Nadal uważasz,że nie jesteś wolna i radosna? Może nie doceniasz tego co masz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo trafne stwierdzenie. Czasem upadek kojarzy się nam z siarą przed innymi i wstydzimy się swojej słabości. A może lepiej by nam wyszło, gdybyśmy tak właśnie prosto i naturalnie do tego podchodzili. Bo dziwne by było jakbyśmy nie mieli upadków - wtedy coś byłoby z nami nie tak, każdemu się zdarza ;)

Swoją drogą, mam teraz ciężką sytuację i mam ochotę rozłożyć ręce, nie chce mi się walczyć i nie mam na to siły, jestem rozczarowana tym co mnie spotkało i czuję, że mnie to przerasta - tak się czuję. Ale pisałam wyżej co pisałam, a to zobowiązuje, hehe;) Więc chcąc nie chcąc ruszam do boju;) Pozdrawiam Was wszytskich!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

to normalne ,ze wzloty i upadki sa wpisane w nasza egzystencje. Kazdy je przechodzi chyba w kazdej dziedznie zycia.Ale problem polega na tym ,ze kazdy mierzy gdzie indziej. To co dla jednych jest najwiekszym zyciowym marzeniem ,dla drugich jest niczym.

Tu jest wlasnie neisprawiedliwosc.Bo czy jest sens walczyc o coś co wszyscy maja od zawsze?

czepac energie ,by chociaz zaistneic w tlumie.

zelezy od punktu widzenia.Ponoc takie wydarzenia wygrane daja nam sile ,sa dla nas sila napedowa przy dalszych zmaganiach.A przegrane? one tez ucza ..

Podobno czlowiek ,ktory bierze udzial w walce jest juz wygrany ...czerpie doswaidczenie.

. Ludzie zwykle nie doceniaja tego co daje im zycie ,chca zawsze więcej.Dooiero gdy straca to,zdaja sobei sprawe jaki skarb posiadali:czasem to zdrowie,miłosc ,przyjazn,poczucie bezpieczenstwa.

Ale nigdy sie nei poddawac?

ja mam tak ,ze mam dni sily,ale po nich zawsze nadchodza te ponure, bierne..Wiele razy rezygnowalam z celu,bo po zwaganiach nie mialam sił..Podobno kluczem do suksesu jest skupianie sie na przyszlosci i tylko tam mozna osoagnac sukces. Zapomniec o tym co bylo złe (moze nie zapomniec ale uznac ,ze to juz było) i isc przez siebie.

Z pozoru łatwe,ale w praktyce wszystko wyglada inaczej ,niestety.;(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po pierwsze chciałam pogratulować tematu , super :)

'Zakaz poddawania' się chorobie - pięknie brzmi.

Przyłączam się więc do tematu.

Nie wiem czy ktokolwiek z Was wie z czym się musi borykać bulimiczka , ale powiem wam jedno - naprawdę trudno jest wytrzymać z ciągłym napięciem , które towarzyszy chorobie.

Nie umiem Wam tego opisać , nie umiem dobrac odpowiednich słów.

Na szczęście mogę Wam powiedziec coś innego ^^ Zdrowieję , widzę to.

Nie poddałam się i z tego jestem bardzo , bardzo dumna.

Nie wierzę , że wkońcu przestałam miewać napady , że nie wymiotuję - co nie znaczy jednak , że bulimia ot tak odeszła.

Jest ciągle , czuję jej obecność , zwłaszcza podzcas posiłków.Ale to nic.

Mam nadzieję , że uda mi się chociaż 'uspić' ową bulimię.

Nie poddałam się jej przez taki okres czasu , a więc teraz tego też nie zrobię.

Będę szczęśliwa!! musze być :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Eh... czasem trudno jest żyć. Szczególnie jak się nie ma przyjaciół z którymi można pójśćdo kina, teatru lub gdzieś indziej, powiedzmy na piwo. :/ Ale trzeba żyć dalej. Trzeba godnie przeżyć swe życie z podniesionym czołem. I starać się w miare optymistycznie patrzeć na świat. ALe czasem człowiek człowiekowi moze nieźle dać w kość...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Prawda może. Ale musimy zrobić wszytsko, żeby uodpornić się na debili, a dużo ich na tym świecie. ALe też dużo super ludzi i z nimi trzeba trzymać i budować swój świat;)

 

[Dodane po edycji:]

 

Już miałam nadzieję, że się w moim życiu układa dobrze wszytsko a tu niespodzianka - tak wyszło, że będę się musiała ostro gimnastykować, żeby przetrwać pewne nadchodzące wydarzenia:/ Cudnie:/ Muszę się zmierzyć z tym czego najbardziej nie znoszę. Bezpośrednio... Na początku mnie zamórowało i miałam dosyć. Ale to trwało 15-20 minut. Odwalę dobrą robotę, choćbym miała iść przesz szkło na bosaka. Ja to rozwalę, nie pozwolę, żeby to rozwaliło mnie. O nie :twisted: Trzymajcie proszę kciuki, przyda się wsparcie ;)

 

[Dodane po edycji:]

 

Hym, okazało się, że mogłabym spróbować tak pozmieniać terminy, żeby uniknąć tego bezpośredniego starcia z tym, czego się boję. Tylko sie zastanawiam, czy jednak nie spróbować iść na żywioł. Czuję, że powinnam się odważyć wybrać "najgorszą opcję". Czasem myślę, że nie sztuką jest uciekanie od problemów tylko bezpośrednia konfrontacja. Co myślicie? Iść na spotkanie ze złem i spróbować z tym wygrać? Czy odpuścić :?:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widzę, że wątek mało oblegany, ale może ktoś niebawem zajrzy i będzie umiał mi pomóc :)

Mam lęki i natręctwa myślowe, radzę sobie z nimi całkiem nieźle, zważywszy na to że od dłuższego czasu nie byłam u psychologa i nie przyjmowałam nigdy żadnych leków. Znam teorię, wiem że negatywne myśli trzeba zaakceptować i jenocześnie nie reagować na nie. Po prostu pozwalam im przepłynąć, nie wyłapuję ich, by je analizować - staram się przynajmniej ;) Dość dobrze opanowałam tą sztukę, choć niestety w chwilach stresu, ogólnego osłabienia radzę sobie z tym znacznie gorzej, ale mimo wszystko jakoś powoli idę na przód. Zauważyłam jednak, że dość dużym problemem są dla mne wyrzuty sumienia, spowodowane moimi natrętnymi myślami, a skierowane w moich bliskich. Głównie są to wizje o podtekstach seksualnych (zwykle dewiacje), które to analizuję na wszystkie strony i dość trudno mi się ich pozbyć (z innymi radzę sobie lepiej). Co więcej natręctwa te generują wyrzuty sumienia wobec osoby, której dotyczyły - odczuwam niepokój gdy tą osobę spotkam i jakieś takie wewnętrzne uczucie, że może powinnam tej osobie ową myśl opowiedzieć i przeprosić za nią - czego nie robię, bo zwyczajnie odczuwam też wstyd i skrępowanie, często nawet trudno byłoby mi opowiedzieć te wizje :oops: Chyba uważam, że gdyby ta osoba wiedziała co myślę, napewno by mnie znienawidziła, a już napewno zmieniła o mnie zdanie na gorsze (czyli jakby teraz dopóki o tym nie wie, ma mój fałszywy obraz), ponadto może myślę że jak przeproszę poczuję się lepiej i myśl zniknie :roll::?: Już wielu sposobów próbowałam, ale nie mogę znaleźć antidotumm na te wyrzuty sumienia, one owszem mijają, ale po długim czasie, a zanim nie miną strasznie mnie męczą :evil: . Wyrzuty sumienia są dla mnie znacznie gorsze, bo sprawiają żę czuję się złą córką, przyjaciółką, żoną... bo jakże mogłam coś takiego wogóle pomyśleć. To pociąga za sobą kolejne konsekwencje, czyli spadek samooceny, a więc natłok lęków i myśli - to w dużym skrócie. Nie mam pomysłu jak sobie z tym radzić. Czy macie jakieś sposoby jak skutecznie wyeliminowac wyrzuty sumienia? Bo prawdę mówiąc metoda 'na przeczekanie' jest dla mnie dość męcząca - trwa to długo a ja w tym czasie wciąż czuję się zdołowana i beznadziejna. Ja już sie chyba poddaję w tej kwestii :bezradny:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej! To bez sensu, że Ty masz wyrzuty sumienia. Nie chcesz mieć tych myśli, sprawiają Ci cierpienie, nie są Twoje tylko poprostu same przychodzą i Cię wkurzają. To już jest niefajne, już Ci z tym źle a Ty chcesz jeszcze się dobijać wyrzutami sumienia? Nie powinnaś ich mieć. Nie ma w tym Twojej winy. Jak chcesz te myśli kontrolować lub zniszczyć to najgorsze jest walczenie z nimi, stawianie oporu. Bo się ich boisz, nienawidzisz ich i dałabyś wszytsko żeby zniknęły. Musisz rozluźnić swój umysł. Popatrz na to z dystansem, to jest tylko błąd w myśleniu, a nie Twoje realne myśli. Jak przychodzą nie walcz z nimi. Raz daj im się wyszaleć. Wyśmiej je. Myśl swoje, tzn wszystko ok z Tobą i to co akceptujesz i to co jest zgodne z Tobą - na to zwracaj uwage a te myśli czarne ignoruj ale nie daj się im wkurzyć. Luz. Wtedy jest duża szansa że problem zniknie za jakiś czas lub się zmniejszy. Głowa do góry, będzie dobrze ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzieki, bardzo pomagaja mi takie wypowiedzi jak twoja. Zastanawiam sie jednak nad jednym, czy nie powinnismy szukac przyczyny tych mysli, przeciez to niemozliwe by pojawialy sie bez powodu. Czy nie powinno sie dojsc do sedna problemu - co go powoduje? Ja wiele nad tym mysle, wciaz sie zastanawiam co jest przyczyna ze mnie to spotkalo i jaki jest tego sens.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli trudno Ci dotrzeć do przyczyn tych mysli, czy też problemów,zmartwień - które Cię nachodzą, nie szukaj ich, tylko niepotrzebnie się dalej zadręczasz a to nic nie daje.

 

Ale czy to nie jest tak, że aby skutecznie pozbyć się myśli należy dojsć do ich sedna? Tzn. że należy szukać przyczyny, a nie leczyć skutki, bo leczenie skutków przyniesie krótkotrwały efekt. Jak to jest przy nerwicy?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też zauważam, że jak nie próbuję dociekać przyczyn mojej nerwicy to jest OK, do momentu aż natręctwa czy lęki znów mnie nie odpadną. Ale zawsze gdy jest troszkę gorzej, gdy problemy wracają zaczynam się zastanawiać skąd to się bierze, może gdybym znalazła przyczynę pozbyłabym się ich na zawsze :bezradny:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

podoba mi sie twoj punkt patrzenia. wiesz ja tez taka bylam pomimo tylu przykrosci tkiego bolu zawsze brnelam do przodu, jestem tez bardzo schorowana przez rozne choroby mam czworke dzieci sa niestety w domu dziecka, bylam bardzo bita i poniewierana, potem skatowana, teraz sa tego efekty, niemoge dojsc do siebie ze zdrowiem noi psychicznie wysiadlam, bralam leki psychotropowe ale jak zachorowalam teraz na guza nerki i mam tam torbiela to kazali mi odstawic i teraz bez tych lekow powiem ci ze jest mi ciezko bardzo zyc, jestem tak naprawde samam, nie mam z kim pogadac nie mam zrozumienia i zalamalam sie. nie daje juz sama rady. przeszlam w osttnim okresie czasu bardzo duzo operacji w sumie juz 11. moje dzieci sa 100kl, odemnie ale jezdze do nich one do mnie jak tylko ja jestem w stanie zdrowotnym w miare. ale wysiadam. to co piszesz buduje naprawde, i widze w twoich slowach jaka ja kiedys bylam i zastanawiam sie co sie stalo ze ju taka nie jestem ? tak jeagbym sie wypalila i wiem ze sama nie dam rady. a pomocy niestety nie mam. to dobrze ze chociaz sa takie jeszcze osoby jak ty , ze trzymaja sie i potrafia o tym napisac. to moje gg jakbys chciala pogadac ze mna 6608291

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×