Skocz do zawartości
Nerwica.com

Jak obniżyć zainteresowanie kobietami?


indianer

Rekomendowane odpowiedzi

yans, jesteś pewien, że Tylko chronisz tą osobę przed nieszczęściem a nie pozbawiasz jej szans na takie szczęście? W końcu nawet związek z osobą z zaburzeniami ma te piękne i te popaprane chwile..... :roll:.

 

Ja cię kocham, ty kochasz mnie, ale nie możemy być razem, nie chcę cię skrzywdzić.....yhhhh.........a może by tak ta druga osoba zadecydowała sama, czy woli być szczęśliwa u boku np. miłości jej życia, cierpieć razem z nią, być przy niej w tych dobrych i złych chwilach......a nie zostać odcięta, pozbawiona miłosci...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

. Ale "uchylanie się" od związków przez kogoś kto nie jest w stanie sprostać potrzebom drugiego człowieka nie jest metodą na znalezienie szczęścia w samotności. To próba uniknięcia sytuacji, że się kogoś innego pozbawi szczęścia.

Tak jak napisałam, może to oznaka dojrzałości. Niemniej uważam,że jednak panowie przesadzają. Do cholery nie jesteśmy całkowitymi wariatami , którzy zupełnie nie panują nad swoimi czynami. Pewnie ,że czasem jest bardzo ciężko, ale z drugiej strony jesteśmy o wiele wrażliwsi od ludzi zdrowych, potrafimy więcej zrozumieć. Szukajmy w sobie pozytywów, patrzmy co mamy do zaoferowania, a nie szukajmy tego czego dać nie potrafimy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Yans- a czy ja to jestem nikt? :evil: Poza tym nie napisałam że wierzę w szczęście singli, tylko napisałam że jak są obrotni to aż takiej samotności (fizycznej przynajmniej) nie cierpią. Singiel może być szczęśliwy, a jak, jeśli tylko to bycie samemu nie trwa za długo. Pamiętajcie, że bycie singlem oznacza często imprezy, szybki seks, alkohol itd a to jest fajne na dość krótką metę.

 

Ogólnie myślę tak jak Linka, też mi się wydaje że każdy powinien za siebie decydować, a nie za partnera. Bo może nie chroni go przed nieszczęściem odchodząc, a odcina od szczęścia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nadal nie zgadzam sie z Waszym zdaniem,uważam,że człowiek bez miłości,jest w stanie być szczęśliwy.

Bardziej niż miłość damsko-męską cenię przyjażń.To o wiele prostsze uczucie...i moim zdaniem mające większy sens od wcześniej wymienionego rodzaju miłości.

Miłość damsko-męska(czy też męsko-damska,jak kto woli :smile: )jest dla mnie ciągłym użeraniem sie z drugą osobą,ciągłą próbą sprostowania wymaganiom tej drugiej osoby,ciągłym martwieniem się o przyszłość,przymusem wychodzenia na spacer za rękęKojarzy mi się z codziennym myśleniem co ta druga osoba robi,z radzeniem sobie z fochami tej drugiej osoby,Kojarzy mi się z myśłeniem życzeniowym typu:jak teraz jest nam taaak dobrze,to za tydzien,2 tygodnie,3 lata tez będzie ok,z posiadaniem pracy żeby móc utrzymać w przyszłości rodzine,z ciągłym martwieniem się o pieniądze i przyszłość.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej! przecież dopisałem w nawiasie że widzę że Magda wierzy :)

 

Jak zwykle Magda pisze zagadkowo i pokrętnie, gubiąc gdzieś logikę albo może stosując jej kobiecą odmianę w której nam mężczyznom zdarza się pogubić ;) No przeczytałem parę razy - to chyba ja zamulam - masz rację, zdrowy, młody człowiek może czerpać zadowolenie z imprez, seksu bez zobowiązań i hulaszczego trybu życia. Tak się rozumie to słowo "singiel". Ale my tu przecież rozmawiamy o prawdziwej samotności, braku bliskości, czułości, zrozumienia a wręcz obecności drugiego człowieka w życiu. A coś takiego nawet na krótko nie jest zbyt fajne. I "singlom" tego też brakuje. Dlatego jak sama piszesz - jest fajnie, dopóki nie trwa to za długo.

 

A dalej w temacie. Drogie panie - ja tu bronię postawy autora tematu, który uchyla się od ewentualnych przyszłych związków, nie od bieżącego. To mi się wydaje dojrzałe i sam tak postępuję w tej chwili. Macie absolutną rację że sprawa wygląda inaczej gdy zaburzenia psychiczne itp. kłopoty pojawiają się w trakcie związku. Jest wtedy trochę tak że odepchnięcie ukochanej osoby jest podejmowaniem decyzji za nią i wbrew niej. W tym miejscu dodam jeszcze (bo czuję że mogłyście odnieść inne wrażenie) że właśnie dlatego ja nie zdobyłem się na taki krok (mój związek rozpadł się nieco później, kiedy wyszedłem z nerwicy, ale to zagmatwana historia). Mimo to nadal potrafię zrozumieć intencje tych, którzy decydują się na coś takiego. Dostrzegam w ich zachowaniu pewną logikę, poświęcenie, odwagę i - choć wiem że to brzmi dość absurdalnie - dowód ogromnej miłości wobec drugiego człowieka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Powiedzmy,że mogło coś z tego być,ale to ja odpuściłem,bo jakoś nie "widziałem" dalszej przyszłości tego związku.

 

 

No właśnie... A skąd to mogłeś wiedzieć? Masz szklaną kulę w domu czy jak? :mrgreen:

Wszędzie te Wasze przypuszczenia... Przypuszczam, że nam się nie powiedzie więc nawet nie zacznę... Przypuszczam, że z moją chorobą nie będziesz szczęśliwa, więc ją opuszczę...

 

 

Halo?! Mamy na forum facetów jasnowidzów? Czy mi się tak tylko wydaje? :shock::?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie mówię, żeby sobie od czasu do czasu nie pojęczeć, ale nie warto popadać w permamentny stan rozpaczy i definitywnego przekreślania siebie i swoich szans.

Podsumujmy więc tą nad wyraz interesującą dyskusję o to tym powyższym cytatem. ;) Czasem kobieta wesprze faceta w nerwicy/depresji pod warunkiem, że nie będzie to trwało całymi latami, że świadomie podejmie leczenie i przy odrobinie wsparcia zechce się zmieniać. Wszystko zależy od danej osoby czy to kobiety czy mężczyzny. Dla jednego tolerancja będzie miała bardzo wąski margines a dla innego/innej ta granica tolerancji czyjejś choroby będzie posunięta bardzo daleko. (wykluczę tu jednak alkoholizm bo niestety tutaj w większości przypadków żadna kobieta nie zasługuje na poniżenie wynikające z agresywnych zachowań napitego, pijanego faceta). Więc wszystko zależy od czyjegoś podejścia i zrozumienia i cierpliwości lub jej braku. Tak mi się wydaje, że na dłuższą metę żadna kobieta tego nie wytrzyma (alkoholizm swojego faceta) a jeśli to uczyni to ze względu na dzieci albo bo np nie ma dokąd pójść? To tyle ode mnie, nom. Musiałem się wypowiedzieć bo bardzo ciekawy temat. :105:

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

-odległość:mieszkała dość daleko ode mnie -- zaden powód, idzie to przełamac, znam z autopsji, miłosc nie zna granic.

-nerwica -- to tylko choroba, idzie przełamac i wyj...c s..ke za okno.

-strach przed związkiem i jego konsekwencjami o których mówiłem już wcześniej(ten post o postrzeganiu miłości,związku) -- bingo, to jest jedyny problem, i jezeli nie wyzbedziesz sie takiego spatrzonego przekonania , nigdy albo z ogromnym trudem , nie zalozysz zwiazku. Darek, tu mowie zupełnie szczerze, Ty to musisz przerobic na terapi, bo albo ktos Cie skrzywdzil albo rodzice wpoili takie przekonanie.

I chłopie daj sobie powiedziec, ze zwiazek, to nie jest uzeranie sie ( no czasem jest :P ), i wieczne problemy i zamartwianie sie.

 

[Dodane po edycji:]

 

linka, a trumny wyłozone aksamitem?? takie exclusive miejscówki? bo jak tak to ja zaklepuje jedna , obok Ciebie of course :105:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No to tak jest, ja się napatrzyłam na małżeństwo moich rodziców i czuję ogromny, paniczny lęk przez zawarciem związku małżeńskiego. Związek, narzeczeństwo, wspólne mieszkanie, dzieci - ok, ale ślub - never. Dla mnie to zapędzanie się w miejsce z którego nie ma wyjścia - jestem spaczona, wiem to, pracuję nad tym na terapii i jest coraz lepiej.

 

Ps. Przez niemal 4 lata swojego związku byłam o 230 km od mojego chłopaka, przeżywał ze mną najgorsze rzuty choroby, nie rozumiał jej, ja go uczyłam co to, jak to, czemu tak a nie inaczej, było mi bardzo bardzo ciężko, nie miałam wsparcia dopiero po uświadomieniu go, że nerwica to nie wkręcanie sobie, były wspaniałe chwile i były okropne, takie gdy chciałam umrzeć .....czasem związek zamiast pomagać ściąga w dół - trzeba wiele pracy. Z perspektywy lat - wolałabym przeżywać to samo jeszcze raz niż nigdy z nim nie być.

 

Jeśli zaś idzie o dzieci to w pełni rozumiem decyzję osoby chorej, że nie chce mieć potomstwa, tylko z powodu nerwicy.

 

[Dodane po edycji:]

 

ALEKS*OLO, ja to bym se szczeliła jaką hamerykańską , wiesz......np w kształcie czaszki Elvisa....alboooo w kształcie ....o ! Butelki wódki :twisted:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

Jeśli zaś idzie o dzieci to w pełni rozumiem decyzję osoby chorej, że nie chce mieć potomstwa, tylko z powodu nerwicy.

 

 

Linka : los czasem bywa bardzo przewrotny. Ponieważ mam te problemy ze sobą, zawsze się bałam ,że moje dziecko je odziedziczy. Jak była nastolatką była powiedzmy dość " pulchna". Przyglądałam się więc bacznie czy nie wpadnie w jakąś anoreksję, bulimię itp . Na szczęście odpukać nic takiego się nie zadziało. Oczywiście nie iem jak życie dalej się potoczy.. Ale o ironio w tym roku okazało się ,że ma cukrzycę , gdzie nie ma żadnych obciążeń genetycznych.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja myślę że miłość nie ma żadnych granic :smile: I tak naprawdę ...

 

-strach przed związkiem i jego konsekwencjami o których mówiłem już wcześniej(ten post o postrzeganiu miłości,związku)

 

... to jest jedyny problem i na nim trzeba się skupić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Do powodów dolączam:

-niezaradność życiową- nie chciałem jej zepsuć życia przez to jaki jestem.I w tej chwili nie marudzę, żeby była jasność,po prostu pewnych rzeczy w sobie na razie nie potrafię nadal zmienić,pewnych zachowań...

-bałem się odpowiedzialności za drugą osobę..zresztą to już wcześniej wymieniłem w poście o postrzeganiu miłości,fuck powtarzam się :mrgreen:

Aleks

Odległość z pewnych powodów była dla mnie problemem.......no ale to nie temat o pokonywaniu odległości przez faceta chorego na nerwice.

Co do postrzegania miłości...być może na to jak to postrzegam wpłynął związek moich rodziców....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×