Skocz do zawartości
Nerwica.com

Jak obniżyć zainteresowanie kobietami?


indianer

Rekomendowane odpowiedzi

Nie wiem czy wiecie, ale na przykład ukryta choroba psychiczna może być powodem do unieważnienia małżeństwa.

 

Zgadza się, tak jest. To jest powód dla którego można unieważnić nawet ślub kościelny, nie tylko cywilny.

Co do tego, że lepiej odejść niż krzywdzić... A co się przysięga przed Bogiem?

''Oraz że cię nie dopuszczę aż do śmierci''.

 

Tak?

 

[Dodane po edycji:]

 

Sorry, opuszczę miało być :mrgreen:;):pirate:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

:mrgreen:

 

No tak jest. Różne są na to poglądy, ale w nowoczesnym podejściu Kościoła to "się liczy" tylko jeśli jest przysięgane w pełni świadomie. Oczywiście można by się kłócić czy w ogóle można być w pełni świadomym co druga osoba ma w głowie. Ja tam specjalistką od tych spraw nie jestem ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rid, ok, załóżmy że jesteś w wieloletnim związku, kochasz ją, ona kocha Ciebie, ale Ty nagle zaczynasz chorować. Chcesz odejść, bo nie chcesz jej obciążać swoimi problemami- i co, i ona ot tak po prostu POZWALA Ci odejść ?

 

Ja bym nie pozwoliła. Umarłabym z żalu!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Madzia przeczytaj jeszcze raz post autora czy On jest w wiloletnim związku nie ,prawda ? więc teoretyzowanie w rożnych konfiguracjach bedzie miało zawsze inny przebieg i inna adekwatna ocene do sytuacji ja mowie o takiej w jakiej jest autor .

 

co do osobistego zdarzenia z mojego życia tak odeszlem ja ponieważ dość ,że miała wlasne problemy to jej dolożylem swoje widziałem jak się w tym pogrąża całkowicie i jak przestaje dawać rady z tym wszystkim mimo ,że czujesz wiele odchodzisz bo tak jest fair .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jakoś nie umiem tego ogarnąć, chyba mam za mały mózg :? Nie czaję jak można kogoś kochać i odejść. Jak można żyć bez tej osoby...?

 

p.s.

tak odeszlem

 

Błagam Cię, Wujku Moderatorze :pirate::mrgreen: hehe

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No tak bo według naszych użytkowniczek każdy facet MUSI mieć kobietę nawet jeśli jest totalnie beznadziejny. Najlepiej zmarnować życie przyszłej żonie, przyszłym dzieciom i samemu sobie wchodząc w związek, do którego ktoś kompletnie się nie nadaje.

 

Ja podobnie jak autor tematu i jeszcze kilka osób w tym temacie również dawno się poddałem choć nie przez nerwicę czy inną poważną chorobę, a przez inne problemy z samym sobą. Nie chciałbym, aby w przyszłości moja żona wiecznie się żaliła jaki to jestem beznadziejny, niezaradny i wogóle do d**y, a naprawdę taki jestem. Nie wspominam już nawet o sytuacji, kiedy mój syn będzie mówić jaki to jego ojciec jest do niczego, a tatuś jego kolegi jest super. Po co mi to wszystko?

Są osoby, które się nadają do płodzenia dzieci(dobre geny), są tacy, którzy się nadają do wychowywania a są również tacy jak ja, którzy nie powinni się rozmnażać ani zajmować wychowaniem.

 

[Dodane po edycji:]

 

Jakoś nie umiem tego ogarnąć, chyba mam za mały mózg :? Nie czaję jak można kogoś kochać i odejść. Jak można żyć bez tej osoby...?

 

Jak człowiek nie jest samolubny to rozumie takie rzeczy. W takiej sytuacji dana osoba się poświęca dla dobra partnera.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kurcze , nie generalizowałabym tak . Jedni będą w tym związku bo będą sie starac, mają na to siłe, inni wolą odejść od partnera bo kochaja go bardzo i nie chca zniszczyc drugiej osobie życia, ponieważ czują, że nie dadzą rady, ale to nie znaczy , ze nie zalezy im na tej drugiej osobie.

Każdy ma jakies swoje własne sumienie i robi to co czuje , ze jest najodpowiedniejsze. I rozumiem tu doskonale czesc, która woli pozostać sama bo nie chce zawalić i sobie życia i partnerowi, a w przyszłosci dzieciakowi. Sama czasem sie zastanawiam i zadaje pytanie mojemu partnerowi, ze moze lepiej by było nie, ze ja nie chce mu niszczyć zycia, nie chce aby moja choroba dobijała go, nie chce aby była dla niego jakims obciązeniem.... ale on stanowczo odpowiada, ze choćby sie waliło i paliło to itak damy rade, ze kiedy on był chory to ja go wspierałam i teraz on mi pomoże. Wiec ja napewno nie rozstałabym się, czuje że to jest to , że jestem na siłach , a miłość mnie utrzymuje tylko w tym przekonaniu.

Jednak tak jak mowie, rozumiem doskonale wątpliwosci niektórych. Ale to juz jest indywidualna sprawa. Kazdy musi zdecydować jak czuje, czy faktycznie wystopuje, i nie bedzie sie wiązał ze względu na swoje problemy, czy zdąbedzie siłę w sobie i pomimo wszystkiemu postara sie ułozyc życie tak jak oboje by chcieli.

Mam nadzieje, ze znajdziecie swoja miłość i siłę aby dać szczescie drugiej osobie, ale przedewszystkim sobie :) I pamiętajcie , ze w związku nie jestescie sami, oboje sie wspieracie , oboje radujecie i oboje smucicie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też jestem chora,neurotyczna,itd,itp...daleko mi do ideału o jakim marzą faceci,nie umiem i nie lubie gotować,nie jestem milusia i potulna,histeryzuje i często trzeba sie mną poprostu zaopiekować.Czy to oznacza ,że nie zasługuje na miłość,bliskość,na to by być istotną dla kogoś?Do tego jestem raczej biedna niż bogata-czy to,że prawdopodobnie ani w tym roku,ani za 3 kolejne nie kupie mojemu chłopakowi na urodziny pięknego rolexa,czyni mnie nie wartą go?
Myślę, że to jest obraz myślenia reprezentatywnego dla kobiet, jednak nie dla mężczyzn. A najlepiej, gdy prawda jest gdzieś pośrodku. ;)

W pewnym stopniu to jest generalizowanie, ale obie płcie mają inne role do wypełnienia. Nikogo nie dziwi, gdy kobieta zajmuje się domem, wychowywaniem dzieci, gdy jest "zorientowana" na konsolidację rodziny, pielęgnowanie uczuć. Nawet gdy te "zadania" są ograniczane z powodu choroby, to nadal jest to "akceptowalne", "nie rzucające się w oczy".

Natomiast wzbudza zaciekawienie, zdziwienie, gdy kobieta nie spełnia takiej roli (lub gdy wybiera inną), wtedy ma często doklejoną jakąś "łatkę". :roll:

Również "pod presją" są mężczyźni. Miarą społeczną mężczyzny jest to, jaki byt zapewnia rodzinie (zaradność życiowa), a w mniejszym stopniu to, jak potrafi wspierać partnerkę czynami (np. dokręcenie zwykłych "śrubek" w sprzętach domowych) i rozmowami. I znów, gdy taka rola nie jest spełniana, to otrzymuje "etykietki". :roll:

Dlatego mężczyzna, który z powodu choroby nie potrafi wyjść do pracy, praktycznie jest "zdegradowany", bo nie spełnia swojego "podstawowego i najważniejszego" (dostrzegalnego dla innych) obowiązku. :? Dodatkowo takie postrzeganie depresji u mężczyzn pogłębiane jest przez nieświadomość otoczenia, które prędzej "rozumie" alkoholizm, niż depresję i nerwicę. Nadal dla wielu ludzi te choroby są "czarną magią", "złem" przed którym trzeba uciekać. :?

 

Czy to się nam podoba, czy nie, obie płcie tkwią w stereotypach. I tak jak kobieta chcąca się spełniać zawodowo pewnie nieraz usłyszy krzywdzącą opinię, że jest "wyrodną matką zaniedbującą dziecko przez karierę" (lub "wyrodną żoną zaniedbującą dom"), tak mężczyzna chorujący na depresję, czy nerwicę pewnie nieraz usłyszy równie krzywdzące słowa, że jest "obibokiem, leniem, któremu nie chce się pracować" (lub "nie chce mu się zmienić pracy na lepszą"). :?

 

Oczywiście nie chcę sugerować opinii, jakoby choroby jednej płci były "lepsze" / "łatwiejsze" niż dla drugiej. Staram się wskazać, że żyjemy w tym samym świecie, ale m.in. z racji płci postrzegamy ten świat inaczej. :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wszyscy muszą myśleć tak samo jak Ty Magdo,nie każdy musi postępować tak jak Ty byś to zrobiła.

 

Oczywiście :smile: Po prostu staram się zrozumieć tok rozumowania inny niż mój, i nie bardzo umiem. Moja wina, jestem za głupia :P Ot, i cała filozofia :mrgreen:

 

[Dodane po edycji:]

 

Nikogo nie dziwi, gdy kobieta zajmuje się domem

 

Moją rodzinę dziwi, i rodzinę mojego chłopaka. Odkąd zamknęłam firmę i zajmuję się domem to ciągle słyszałam 'czemu nie pracujesz? kiedy wrócisz do pracy?' itd itp Aż w końcu huknęłam, żeby mi dali żyć tak jak ja chcę bo to moje życie. I dopiero teraz mam względny spokój... Jak widać, to nie jest takie normalne :? Dla nich normalnym jest to, że ludzie pracują 20h na dobę. :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nasuwa mi się taki wniosek, może przesadzam... Jak ktoś jest chory, to nie ma praw do tworzenia szczęśliwego związku?!

 

BTW... Ja tam nie mam zamiaru być całe życie chora... XDDDD A nawet jak będę (mam nadzieję) jeszcze jakiś czas, to nie uważam żebym moją chorobą miała niszczyć komuś życie.

 

JA - tak podsumowując - to nie TYLKO choroba - to wiele składających się na osobowość cech.

 

Przede wszystkim - JA - to nie nerwica! To tylko część mojego życia, która niestety nie przynosi radości.

 

Fajnie jakbyśmy się wspierali, w końcu jesteśmy chorowitkami. ;) Wzajemne dołowanie się... wybaczcie ale prowadzi do czarnej... XD :mrgreen:

 

Nie mówię, żeby sobie od czasu do czasu nie pojęczeć, ale nie warto popadać w permamentny stan rozpaczy i definitywnego przekreślania siebie i swoich szans.

 

:D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przeczytałam ten temat i tak myślę,ze to bardzo szlachetnie Panowie z Waszej strony ,ze nie chcecie obciążać swoją chorobą swoich partnerek. Tylko zastanawiam się , czy nie ma w tym jakichś przejawów autodestrukcji. W końcu to miłość nadaje naszemu życiu sens , jest motorem do działania, a więc także i do leczenia. Czy odmawiając sobie do niej prawa , nie zmniejszacie swoich szans na wyleczenie? No i jeszcze taki wniosek, że może warto decyzję pozostawić partnerom , a nie decydować z góry za nich, że jesteście dla kogoś zbyt dużym ciężarem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mysląc obiektywnie, masz rację Wiolu. Druga osoba sama zdecyduje czy chce z nami być.

Z drugiej jednak strony, tak jak napisał yans, nawet jeśli wiemy że ta druga osoba zdecydowała że nas nie zostawi to obserwujemy jej codzienną mękę z nami. Nie myślimy wtedy że ona robi to z miłości bo myślimy że tylko marnuje sobie życie. Pół biedy gdy jej starania polepszają nasze zdrowie - gorzej gdy jest tak jak opisałem powyżej i jak uprzednio opisał yans.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W końcu to miłość nadaje naszemu życiu sens , jest motorem do działania, a więc także i do leczenia.

Nie zgodze się z tym.Skoro miłość jest motorem do leczenia to dlaczego tak wielu ludzi chorych nie daje sobie rady będąc w związku i obciążają swoimi problemami partnera/partnerkę? :P

Po drugie,nie zgadzam sie również z tym,ze miłość nadaje naszemu życiu sens.Jaki sens?Zdefiniuj Wiolu jaki sens miłość nadaje naszemu życiu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Fajnie jest decydować za kogoś, prawda ?

 

Czy ja wiem czy fajnie... nie mniej jednak, pojawia się uczucie, że jesteśmy fair wobec tej drugiej osoby, że przynajmniej tyle możemy dla niej zrobić.

 

Podam prosty, nie wiem czy trafny, przykład który ilustruje nasz tok myślenia i sytuację:

Każdy rodzic gdy zobaczy swoje malutkie dziecko łapiące za gotujący się czajnik krzyknie "nie rób tego!!!" bo wie że dziecko się oparzy. Ani na chwilę nie pojawia się u rodzica myśl: "dam mu szansę... może uda mu się nie oparzyć - poczekamy, zobaczymy".

 

Tak samo działa ten mechanizm. Nie dopuszczamy myśli, że ta druga osoba nas kocha i że czuje sięw obowiązku poświęcić dla nas. Będziemy raczej dążyli do zakończenia związku, tak jak rodzic w ostatniej chwili zabierający dziecko z dala od czajnika aby oszczędzić mu cierpienia. Po prostu zakładamy najgorszy scenariusz, bo gdy nie daj Boże, dojdzie on do skutku - rezultaty będą opłakane a nam będzie żal osób które kochamy.

 

Angielskie przysłowie głosi: "If you love somebody, set them free"

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W końcu to miłość nadaje naszemu życiu sens , jest motorem do działania, a więc także i do leczenia.

Nie zgodze się z tym.Skoro miłość jest motorem do leczenia to dlaczego tak wielu ludzi chorych nie daje sobie rady będąc w związku i obciążają swoimi problemami partnera/partnerkę? :P

.

Są w związkach, to wcale nie znaczy ,że są szczęśliwi i naprawdę kochają i są kochani. A nawet jeśli tak , no cóż miłość na pewno pomaga ale nie wyleczy wszystkiego w cudowny sposób.

 

Po drugie,nie zgadzam sie również z tym,ze miłość nadaje naszemu życiu sens.Jaki sens?Zdefiniuj Wiolu jaki sens miłość nadaje naszemu życiu.

 

Trudne zadanie, na ten temat jest zapewne parę milinów książek :). Napiszę Ci jak ja to widzę.

Każdy z nas dąży do szczęścia. Zastanówmy się co tak naprawdę może uczynić nas szczęśliwymi? Zapewne zdrowie, zaspokojenie podstawowych potrzeb egzystencjalnych, ciekawe zajęcie, ale co jeszcze nam jest potrzebne? Czy każdy z nas nie potrzebuje kogoś z kogo widok nas tak zwyczajnie cieszy, przy kim dobrze się czujemy? Kto nas przytuli gdy jesteśmy w dołku, kto się o nas troszczy bardziej niż o siebie samego i dla kogo my jesteśmy gotowi zrobić więcej niż dla siebie? Ktoś, kogo bliskość fizyczna sprawia nam przyjemność, ktoś, za kim tęsknimy już minutę po rozstaniu? Jak nie ma go przy nas - to przytulamy się do jego rzeczy, żeby poczuć go choć odrobinę?

Ja tak widzę miłość i takie uczucie jest dla mnie ważniejsze od forsy., splendoru i wielu innych rzeczy i wiem ,że gdy tak się czuję to mam siłę walczyć ze wszystkimi przeciwnościami losu, bo to właśnie daje mi siłę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bo ludź to stadna istota jednak jest -mniejsza z tym czy monogamiczna, czy nie - ale dążymy do bliskości, czujemy się bezpieczniej jeśli zawsze jest ktoś kto poda nam łapkę w trudnej chwili, kto nie skrytykuje, nie odrzuci.........ja osobiście nie wierzę w szczęście Singli, możecie ze mną się nie zgadzać ale człowiek samotni nigdy (IMO) nie będzie szczęśliwy - co nie znaczy, ze trzeba szukać sobie kogoś na siłę i uwieszać się na kimś byleby nie być samemu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja podejrzewam że nikt tu nie wierzy w szczęście singli (no, widzę że Magda wierzy ;) ). Ale "uchylanie się" od związków przez kogoś kto nie jest w stanie sprostać potrzebom drugiego człowieka nie jest metodą na znalezienie szczęścia w samotności. To próba uniknięcia sytuacji, że się kogoś innego pozbawi szczęścia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×