Skocz do zawartości
Nerwica.com

"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!


magdasz

Rekomendowane odpowiedzi

Doxy,dlaczego akurat do jęczarni??? :mrgreen: Przecież akurat w przełożonych postach nie ma ani grama jęczenia ;) (brakuje posta Gregorego)

 

powiem Ci Darek czemu jak sie kiedys spotkamy:) nie przejmuj sie:) dzieki za wsparcie:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj w nocy zamieściłem posta w temacie "Nerwica, moja historia, objawy, co robić", ale coś mi mówi, że to jednak był zły wybór, i powinienem przenieść go tutaj. Dodatkowo, pognębił mnie nieoczekiwany brak możliwości edycji tegoż posta. Ze dwie godziny nie mogłem przeboleć, że zablokowano mi możliwość poprawienia i doprecyzowania paru drobnych w sumie rzeczy. Jako że postanowiłem wprowadzić się z żalami tutaj, kopiuję ten wczorajszy post, już mniej więcej doprowadzony do porządku:

"Witajcie wszyscy,

Nikogo z Was nie zaskoczę, kiedy napiszę, że kiepskawo się czuję. Tym razem nie z powodu nerwicy - po prostu jakieś wiosenne choróbsko mnie dopadło, katar przepotężny, piecze w nosie jak diabli, no i mam gorączkę.

Od siedmiu (ośmiu?, zależy jak liczyć) lat cierpię na zaburzenia obsesyjne i rozmaicie nasilającą się depresję. Wygląda to wszystko standardowo. Ostatnio na przykład składam sobie podanie o staż w gimnazjum... Przerastało mnie, po prostu przerastało wejście do pokoju dyrekcji. Wiłem się pod drzwiami jak piskorz, chodziłem w tę i nazad, przysiadałem na ławce, cały czas usiłowałem zapanować nad napięciem poprzez uświęcone od lat, rytualne formułki myślowe. Zajęło mi to jakieś... dwie godziny. Zanim w ogóle przestąpiłem progi rzeczonego gimnazjum, także musiałem się uspokoić. Oparłem się o drzewo przy budynku szkoły i jazda z formułkami. Przechodnie gapili się na obcego, aż wyciągnąłem telefon i coś tam sobie klikałem, że niby sms. Często tak robię by jakoś "wytłumaczyć" przed patrzącymi wyraz mojej twarzy, skupiony, napięty i nieobecny podczas odtwarzania w myślach formułek, zająć czymś ręce i wzrok. Nieraz mam wrażenie, że przez ten wyraz twarzy mniej lub bardziej kompromituję się przed patrzącymi. I przede wszystkim, skompromituję się, kiedy zapytany: "co tam słychać Krzychu ciekawego", "nad czym tak myślisz", "przepraszam, nie wie pan która godzina?" zacznę coś tam sobie mamrotać, faflunić czy bełkotać pod nosem. Miedzy ludźmi myślę w większości kategoriami "kompromitacja/brak kompromitacji".

I tak jest zawsze. Zawsze kiedy mam do zrobienia coś między ludźmi; ostatnio jest to głownie dostarczanie i wyciąganie dokumentów po rożnych urzędach. Kiedyś, gdy jeszcze studiowałem, przerastało mnie wejście do sali wykładowej "po dzwonku". Na ćwiczeniach nie mogłem usiedzieć w obawie, że prowadzący o coś zapyta, że będę musiał wypowiadać się przy całej grupie. Przerastały mnie zupełnie kontakty z ludźmi na tych studiach, uciekłem stamtąd gdzie pieprz rośnie po dwóch tygodniach. Zacząłem grać w World of Warcraft, błyskawicznie się uzależniłem, tak było dwa lata, po kilku zakrętach udało mi się zerwać. Od mniej więcej roku nie gram, próbuję się jakoś na nowo odnaleźć w rzeczywistości. Jest to kurewsko trudne.

Na razie nie mam pojęcia, co ze sobą zrobię. W ciągu wspomnianego roku odbyłem staż w miejscowej szkole podstawowej, kroi mi się następny w przywoływanym gimnazjum... Ale co dalej? Myślę sporo o studiowaniu psychologii. Mam bardzo nikłe szanse dostać się na dzienne, są bardzo oblegane, a ja tylko jeden przedmiot zdawałem poziomie rozszerzonym. Rozważam powrót na dzienną informatykę, niedawno jeszcze myślałem nad filologią rosyjska... Nie wiem kompletnie, mam mętlik w głowie, nawet szkoda rozwijać tematu. Na zaoczne studia psychologiczne musiałbym zarobić sam, wyjechać za granicę albo coś, a mam poważne obawy, że takie przedsięwzięcie by mnie po prostu zabiło...

Olbrzymi problem stanowią te nieszczęsne kontakty z ludźmi. Eksploatują mnie do granic możliwości, wysysają energię życiową do cna. Wystarczyło parę godzin przy wspomnianym załatwianiu stażu, i cały dzień koszmarnie /cenzura/. Tępy, pulsujący ból w udach, ciało jak z ołowiu, krańcowe wycieńczenie. Nie miałem sił, ochoty NA NIC. Tylko położyć się i umrzeć.

W ostatnich miesiącach nie było źle, jako że siedziałem cały czas w domu. Zostało mi jeszcze parę tygodni względnej radości życia, a co będzie kiedy znowu zacznę pracować?

Ech... zmęczyło mnie to siedzenie przy komputerze, mam gorączkę, jutro może coś więcej napiszę. A dzisiaj jeszcze tak w miarę krótko - myślę intensywnie czym by się tu zająć, jakie studia, jaki zawód. W moich zainteresowaniach i uzdolnieniach występuje duży rozstrzał, życia mi to absolutnie nie ułatwia. Odwlekam i odwlekam próby przekonania się, co zostało z moich dawniejszych pasji, próbowanie czegoś nowego... Jak pisałem, myślę dużo o psychologii, zdaję sobie sprawę z trudności z zatrudnieniem i niskich zarobków w branży, ale jednak marzy mi się dość często, być może jak temu głupiemu, że kiedyś, kiedy już sobie poradzę z problemami, będę mógł pomóc innym, tak aby nie musieli przechodzić takiej traumy jak ja.

Prawdopodobnie jutro będę powoli dopisywać więcej, a trochę się tego nazbierało..."

A dzisiaj ciąg dalszy. Nie wiem, czy to widać z tego co dotąd napisałem, ale mam też pewne zapędy narcystyczne. Łapię się na tym już od dosyć dawna, a i moja terapeutka to stwierdziła. Ale może kiedy indziej rozwinę tę myśl, bo jakoś straciłem wątek.

Teraz powiem tyle - doskwiera mi samotność. Nie mam praktycznie żadnych przyjaciół, z dawnymi znajomymi w ogóle nie utrzymuję kontaktów. Tylko z bratem sobie mogę pogadać od serca, ale brat to dla mnie za mało. Chciałbym stworzyć związek z kobietą, marzę często o bliskości i czułości, ale jakoś czarno widzę praktyczną realizację. Chciałbym poznać ładną i przede wszystkim, wrażliwą kobietę, ideałem byłoby, gdyby miała... nerwicę natręctw. Chyba tylko wtedy mógłbym się z nią naprawdę dogadać, czułbym że nie muszę się jej krępować, udawać, prężyć, puszyć i napinać. I vice versa. Niestety, nasza kultura, i przede wszystkim uwarunkowania biologiczne są takie, że niełatwo, oj nie łatwo będzie kogoś takiego znaleźć...Obym się mylił.

Wystarczy na razie. Coś nie mogę złapać odpowiedniej weny na na tym forum, jakoś się jeszcze nie zaaklimatyzowałem. Dzięki wielkie za uwagę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czuje się, jakby coś wewnątrz miało mnie rozjebać... Jakbym miała trochę rozumu... Wiedziałam, że w końcu dopadną mnie wyrzuty sumienia. Tak sobie znowu myślę, że wszystko wokół jest gówno warte... Bo wszystko zniszczyłam, zawaliłam - kurwa cały czas poczucie winy, że nie robię tego, co do mnie należy... Nie będę pisała, że się zabije, bo i tak nie zrobiłabym tego... odwagi tak jakoś brak. Najgorsze jest, to że ja się wcale nie uczę na błędach. Ciągle popełniam te same... Nie umiem żyć, choć wmawiam sobie, że dam radę... Ale wiem, że zasługuję na to, żeby być szczęśliwym człowiekiem... Choć ciągle się autodestruuję... Perpetum mobile zniszczenia siebie samej. :(:(:(:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czuję jakiś nieokreślony niepokój....

 

wczoraj pobili mojego brata jak szedł do pracy :? tak, że wylądował w szpitalu.

no, to się kur*a w pale nie mieści... :!::!::!:

jestem wściekła i jednocześnie boję się coraz bardziej o bliskich.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cholera, dzisiaj to już wszystko przechodzi jakieś moje najbardziej abstrakcyjne pojęcie... Nie dość że ogólnie nastrój jest nieciekawy a w tv moja mama ogląda śmierć śmierć śmierć, to jeszcze ja mam całe ciało w wysypce, znowu, nie wiem dlaczego i co to za cholerna alergia i już mam dosyć chodzenia po lekarzach, boli mnie głowa, boli mnie brzuch, jestem wściekła i już mi się naprawdę nie chce bo jestem z tym wszystkim zawsze sama. Ile można walczyć o siebie samemu. Ile i po co. Ile można czekać aż czegoś się dowiem o sobie. Nie mam siły, ratunku :cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam was !!!

jestem tu po raz pierwszy (w koncu musze cos ze soba zrobic), albo znalezc takich ludzi , którzy mi jakos pomogą. wiem ze tak moze byc i licze na to. Jeżeli mój wpis będzie dość długi, absorbujący to z góry przepraszam.nie ukrywam jednak, że liczę na jakiś pozytywny odzew.

Mam niespełna 22 lata. zaraz po maturze zmarła mi mama. Przeszla przez długą i ciężką chorobę jaka jest nowotwór trzustki. ostatni rok szkoły średniej byl dla mnie bardzo trudny, cudem jednak udalo mi sie dostac na studia i to bylo moje wybawienie. Poznalam mnóstwo fantastycznych osób w tym mojego chłopaka, który pomógł mi wrócić do "żywych" otworzył mi oczy na sztukę, kulturę, zachęcał do uprawiania sportu i podrózowania. Zawsze powtatrzał, że mogę wszystko ,muszę tylko tego chcieć i do tego dążyc. dzieki niemu bardzo uwierzylam w siebie, zaprzyjaźniłam się z pozytywnymi osobami. Takich osób zawsze mi brakowało. Bylam osobą bardzo lubianą i pozytywnie nastawioną do świata. śmierć mamy sprawila, ze sporo ludzi sie ode mnie odsunęlo, także nowe znajomości byly na wagę złota.dwa lata studiów mineły pod znakiem szalonych imprez , mnóstwa przygód podrózy i milości. Ale takie szczęscie nie mogło trwać zbyt długo. Los znów mnie zaskoczył. w sposób nieoczekwiany i nagły zabrał mi tatę. moje życie wywrócilo się do góry nogami. Mój chłopak bardzo zawiódl w obliczu tak trudnej dla mnie sytuacji. Bylam na wakacjach kiedy dowiedzialam sie, iż mój tato wylądował w szpitalu. moja druga polowa niewahajac sie wrocila ze mna do polski. następnego dnia jednak powrócila na szlak wakacyjny( który mieliśmy spedzić oboje- długo na to pracowalismy).

straciłam matkę ojca, i czlowieka ktorego na prawdę kochalam. Ale co to dla mnie? zawsze sobie powtarzalam ze zyc trzeba dalej,

dzwigać cięzary , które niosą za sobą kolejne dni, a kiedyś pojawi się znowu to szczescie, które nawiedza mnie falami.

przyjaciele ze studiów i z dziecinstwa , nie zawiedli, byli przy mnie i spelniali swoje zadnia rewelacyjnie.

Zaczełam ogarniac sprawy zwiazane z domem( wynajecie pokoju) sprawy spadkowe itd. na poczatku szlo mi dobrze ale teraz jestem w rozsypce. malo która sprawe doprowadzilam do konca. stalo sie tak gdyz, zakochalam sie w bardzo dobrym czlowieku. Stwierdzilam ze Bog daje mi kogos kogo bede mogla znowu kochac i kto pokocha mnie. Pech chciał ze to byl najlepszy przyjaciel mojej najlepszej kumpeli ze studiów. Bardzo je na nim zalezalo. Zaczela pragnac czegos wiecej, JA motywowałam ja do tego by spróbowala swoich sił w tym ukladzie( chcialam dla niej jak najlepiiej) ale ten zwiazek nie mial szans gyz inicjatywa wychodzila tylko z jej strony. A potem jakos tak juz poszlo ze moja samotnosć i jego uczucie do mnie połaczyły sie w parze. stracilam najlepsza kumpele ze studiów, wraz z tym posypały sie inne znajomości. Znowu życie dalo m kopa. nie jestem szczesliwa, potrzebuje ludzi, ktorzy dadza mi sile aby rano wstac i dalej zmagac sie z kolejnym dniem, takich wsrod których bede sie czuć akceptowana ze wszystkimi moimi problemami( finansowymi , emocjonalnymi). Chce znaleźć przyjaciól, trudno jest jednak w obliczu tak wielu problemów zainteresować sobą innych. A jak widać wielkie przyjaźnie czesto koncza sie wraz z niewygodnymi sytuacjami. Wiele innych problemow( domowych, brak pracy i dochodów) przytłacza mnie, a samotność wcale mi w tym nie pomaga.

Liczę na to, że choć kilka osób przeczyta moje wypociny, w których jest mnóstwo niewygodnych literówek i powie mi w koncu cos

co da mi jakas nadzieje. Pozdrawiam was wszystkich.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najgorsze jest to, że moja choroba wszystko niszczy, mój związek, relacje z najbliższymi... Ataki furri, agresji, wybuchy złości... takie irracjonalne, niepotrzebne. Wieczny smutek, izolowanie się od ludzi, głupie myśli, bezsens życia. Boję się, że stracę wszystko i po co będzie mi to leczenie? Nie umiem żyć tylko dla siebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam was !!!

jestem tu po raz pierwszy (w koncu musze cos ze soba zrobic), albo znalezc takich ludzi , którzy mi jakos pomogą. wiem ze tak moze byc i licze na to. Jeżeli mój wpis będzie dość długi, absorbujący to z góry przepraszam.nie ukrywam jednak, że liczę na jakiś pozytywny odzew.

Mam niespełna 22 lata. zaraz po maturze zmarła mi mama. Przeszla przez długą i ciężką chorobę jaka jest nowotwór trzustki. ostatni rok szkoły średniej byl dla mnie bardzo trudny, cudem jednak udalo mi sie dostac na studia i to bylo moje wybawienie. Poznalam mnóstwo fantastycznych osób w tym mojego chłopaka, który pomógł mi wrócić do "żywych" otworzył mi oczy na sztukę, kulturę, zachęcał do uprawiania sportu i podrózowania. Zawsze powtatrzał, że mogę wszystko ,muszę tylko tego chcieć i do tego dążyc. dzieki niemu bardzo uwierzylam w siebie, zaprzyjaźniłam się z pozytywnymi osobami. Takich osób zawsze mi brakowało. Bylam osobą bardzo lubianą i pozytywnie nastawioną do świata. śmierć mamy sprawila, ze sporo ludzi sie ode mnie odsunęlo, także nowe znajomości byly na wagę złota.dwa lata studiów mineły pod znakiem szalonych imprez , mnóstwa przygód podrózy i milości. Ale takie szczęscie nie mogło trwać zbyt długo. Los znów mnie zaskoczył. w sposób nieoczekwiany i nagły zabrał mi tatę. moje życie wywrócilo się do góry nogami. Mój chłopak bardzo zawiódl w obliczu tak trudnej dla mnie sytuacji. Bylam na wakacjach kiedy dowiedzialam sie, iż mój tato wylądował w szpitalu. moja druga polowa niewahajac sie wrocila ze mna do polski. następnego dnia jednak powrócila na szlak wakacyjny( który mieliśmy spedzić oboje- długo na to pracowalismy).

straciłam matkę ojca, i czlowieka ktorego na prawdę kochalam. Ale co to dla mnie? zawsze sobie powtarzalam ze zyc trzeba dalej,

dzwigać cięzary , które niosą za sobą kolejne dni, a kiedyś pojawi się znowu to szczescie, które nawiedza mnie falami.

przyjaciele ze studiów i z dziecinstwa , nie zawiedli, byli przy mnie i spelniali swoje zadnia rewelacyjnie.

Zaczełam ogarniac sprawy zwiazane z domem( wynajecie pokoju) sprawy spadkowe itd. na poczatku szlo mi dobrze ale teraz jestem w rozsypce. malo która sprawe doprowadzilam do konca. stalo sie tak gdyz, zakochalam sie w bardzo dobrym czlowieku. Stwierdzilam ze Bog daje mi kogos kogo bede mogla znowu kochac i kto pokocha mnie. Pech chciał ze to byl najlepszy przyjaciel mojej najlepszej kumpeli ze studiów. Bardzo je na nim zalezalo. Zaczela pragnac czegos wiecej, JA motywowałam ja do tego by spróbowala swoich sił w tym ukladzie( chcialam dla niej jak najlepiiej) ale ten zwiazek nie mial szans gyz inicjatywa wychodzila tylko z jej strony. A potem jakos tak juz poszlo ze moja samotnosć i jego uczucie do mnie połaczyły sie w parze. stracilam najlepsza kumpele ze studiów, wraz z tym posypały sie inne znajomości. Znowu życie dalo m kopa. nie jestem szczesliwa, potrzebuje ludzi, ktorzy dadza mi sile aby rano wstac i dalej zmagac sie z kolejnym dniem, takich wsrod których bede sie czuć akceptowana ze wszystkimi moimi problemami( finansowymi , emocjonalnymi). Chce znaleźć przyjaciól, trudno jest jednak w obliczu tak wielu problemów zainteresować sobą innych. A jak widać wielkie przyjaźnie czesto koncza sie wraz z niewygodnymi sytuacjami. Wiele innych problemow( domowych, brak pracy i dochodów) przytłacza mnie, a samotność wcale mi w tym nie pomaga.

Liczę na to, że choć kilka osób przeczyta moje wypociny, w których jest mnóstwo niewygodnych literówek i powie mi w koncu cos

co da mi jakas nadzieje. Pozdrawiam was wszystkich.

 

Zacznę od tego, że miło Cię powitać na forum. :) To musi być straszne, kiedy w tak niewielkim odstępie czasu traci się rodziców... :( Nie wiem nawet, co powinnam napisać, bo na takie sytuacje brakuje po prostu słów.

 

Układasz sobie życie na nowo, choć na pewno jest Ci bardzo ciężko. Rozstanie z chłopakiem, zerwanie więzi z przyjaciółmi i znajomymi. To, na pewno nie sprzyja zagojeniu się wcześniej powstałych ran...

 

Jednak, z tego, co piszesz - nie poddajesz się i stale idziesz do przodu. :) Szczerze podziwiam Cię za to.

 

Praktycznie nic nie napisałaś o swojej chorobie, a skoro zarejestrowałaś się, na takim a nie innym forum, przypuszczam że coś jest na rzeczy.

 

Pozdrawiam. :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj jest dzień bezsilności, mam wrażenie że jutro to już chyba nawet nie będę miała siły na odpalenie komputera albo umycie zębów. Sesja się zbliża na uczelni, termin oddania pracy licencjackiej minął, a ja utknęłam w dupie. Chyba pisać mi się też nie chce :why:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

:hide: ratunku,moje plany szlak trafil...jestem takl zestresowana ,ze nie moge sie skupic na niczym :( mialam do 13,do 15 sie wyrobic z polskim a jest ktora? a ja w polowie moze jestem:(((!zalamka

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

:hide: ratunku,moje plany szlak trafil...jestem takl zestresowana ,ze nie moge sie skupic na niczym :( mialam do 13,do 15 sie wyrobic z polskim a jest ktora? a ja w polowie moze jestem:(((!zalamka

Powtórzę swoje pytanie delikatnie zmienione 8) :

"Czytając niektóre twoje posty takajakaś18 nasuwa mi się pytanie czy robisz coś w kierunku poprawy swojego stanu. Bo twój nastrój jest jak kolejka górska i zmienia się z dnia na dzień a przynajmniej taki obraz wyłania się z twoich wypowiedzi. Nie wiem może pisałaś o tym i mi umknęło, zresztą nie śledzę forum tak dokładnie. Także wracając czy korzystasz z fachowej pomocy, psychologa na przykład ??"

Pozdrawiam

G

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

pisalam o problemach z motywacja i koncentracja do nauki:( jet mi ciezko caly dzien siedze nad 1 zeszytem;((oglupiec mozna ,jestem tak zestresowana ,ze wytrzymac juz nie moge w 1 miejscu ,nosi mnie z kata w kąt:(( :(( mam do zalatwienia jutro pare spraw;( slabo mi na ta mysl...wszystko mnie przerasta,odkladam wszystka na ost chwile a pozniej jest zle..Nie lecze sie ani u psychologa,nie biore lekow.Czekam chyba na cud.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Podły wieczór...

Nie wiem co się stało dzisiaj. Ale wiem, że muszę się jakoś wyżalić komuś. Więc wróciłem na stare śmieci z powrotem. Mam nadzieję, że nie na długo... Bez obrazy dla Was...

Czuję się dzisiaj fatalnie. Fizycznie mi nic nie jest... Znaczy się zdrowie w normie... Za to psychicznie... Szkoda gadać... :(:(:( Nie wiem co się dzieje... Jakiś taki dziwny jestem dzisiaj... Błazen zamienił się w płaczka... Więc HERE I AM ONCE MORE... Może ma ktoś jakiś pomysł jak się pozbyć uczucia pustki w sercu... Wszyscy na około mają już swoich mężów/żony albo przynajmniej bardzo bliskich przyjaciół... A Ja sam jak palec ciągle... I nic nie wskazuje na to by miało się to zmienić... :cry::cry::cry: Nie wiem ile dam rady jeszcze tak pociągnąć...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

pisalam o problemach z motywacja i koncentracja do nauki:( jet mi ciezko caly dzien siedze nad 1 zeszytem;((oglupiec mozna ,jestem tak zestresowana ,ze wytrzymac juz nie moge w 1 miejscu ,nosi mnie z kata w kąt:((

 

Mi w takich sytuacjach pomaga wyjście z domu. Idę się uczyć do biblioteki. Jedna moja kumpela cały miesiąc przed maturą przesiedziała w bibliotece :) A poza tym... na stresy pomaga mi forum :) Siedzę, uczę się, a jak mam dość to robię sobie 5 min przerwy i zaglądam :) Bardzo Ci współczuję, bo ja też mocno się przejmuję 'edukacją' i czasem stres muszę odchorować fizycznie. Nie czekaj na cud, staraj się sobie pomóc, nie poddawaj się, masz w sobie więcej siły niż Ci się wydaje, każdy z nas ma :*

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No dobrze nie jest , chyba niepotrzebnie kawe wypilam .Dodatkowo to mnie rozdraznilo,tez sie przejmuje edukacją. Jutro pol dnia nie bedzie mnie w domu ,musze zaltwic pare spraw -ale nie mam wyjscia musze sie zmobilizowac, bo bedzie bardzo zle.na szczescie do szkoly juz nie musze chodzic po radzie bede miec cale dnie wolne;( boje sie tylko,ze zabraknie mi wytrwalosci,sily, wiary w swoje mozliwosci.. Ja mam tak ,ze kazdy sukces pcha mnie do przodu ,a porazki dolują ..Wiem ,ze powinno byc odwrotnie ale tak mam ,zarowno jesli chodzi o szkole jak i o wszystko.. Wszystko albo nic.ZWariowac mozna;(

Nie moge dopuszczac czarnych mysli ,a dzisiejszy dzien to tylko epizod,mam nadzieje ze mnie to czegos nauczy ..:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oszaleje ;(

zdecydowałam wreszcie wybrać się do jakiegoś lekarza. Zapisałam się do psychiatry, ale na wizytę muszę czekać jeszcze 19 dni. Mam wrażenie, że nie wytrzymam. Potrzebuje wsparcia i pomocy już teraz, gdyż mam mnóstwo obowiązków...a ja jak zwykle nie mogę nic. Myślę, że jestem nienormalna... bo nic nie robię. Użalam się tylko cały czas nad sobą, a niewielkie zrywy do walki po 5 minutach wygasają.

Jakieś wskazówki dajcie! Jak przetrwać te 19 dni i nie spartolić sobie życia przez ten czas. Muszę napisać referat w dwa dni! Nic nie mam, żadnych książek, pomysłu... Masakra! Co się ze mną porobiło???????????????????????? Już nie chcę tak dłużej!!!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Just, -skoro nie chcesz tak dłużej, myśl na odwrót - dam radę, to tylko 19 dniXD i staraj się robić jak najwięcej dla siebie - obowiązki nie zając, rozłóż sobie je na 19 dni i powolutku dzień po dniu wykonuj. Nie staraj się robić wszystkiego na raz..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lęk mnie męczy od praktycznie samego poranka... Wzięłam lorafen... Nadal nie jest okey, czuję wewnętrzne napięcie, ręce mi się trzęsą... Staram się czymś zająć, ale tu znowu ADHD - np. prasując, myślałam już o praniu, o tym że muszę zrobić porządki... Kiedyś latałabym, po całym domu i pewnie robiłabym kilka rzeczy naraz... Ale wiem, że muszę to skontrolować i skupić się na jednej rzeczy. :(

 

Czuję się źle, i nie wiem, co z tym począć... Wiem, że nie mogę leżeć w łóżku, bo mam już doświadczenie z "pościelową wegetacją". :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lęk mnie męczy od praktycznie samego poranka... Wzięłam lorafen... Nadal nie jest okey, czuję wewnętrzne napięcie, ręce mi się trzęsą... Staram się czymś zająć, ale tu znowu ADHD - np. prasując, myślałam już o praniu, o tym że muszę zrobić porządki... Kiedyś latałabym, po całym domu i pewnie robiłabym kilka rzeczy naraz... Ale wiem, że muszę to skontrolować i skupić się na jednej rzeczy. :(

 

Czuję się źle, i nie wiem, co z tym począć... Wiem, że nie mogę leżeć w łóżku, bo mam już doświadczenie z "pościelową wegetacją". :?

wiesz gdzie mieszkam, jak Ci źle to możesz wpaść:)

 

a ja mam totalnego lenia.. dobrze, że dzisiaj w ogóle z łóżka wstałam :-|

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×