Skocz do zawartości
Nerwica.com

"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!


magdasz

Rekomendowane odpowiedzi

boję się że nigdy nie wrócę do normalnego życia :( że żadne z moich marzeń się nie spełni :( nie mam przyjaciół :( jest mi ciężko. tutaj potrafię napisać ale z bliskimi osobami się boję..nie chcę żeby się martwili..nie chcę do tego wszystkiego martwić się że oni się martwią :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiem co czujesz, ja też nie mam normalnego życia, ostatnio wszystko się jeszcze bardziej posypało.

Jestem załamany ale chodzę na terapię i wieżę.

Nic innego mi nie pozostało.!

Też nie mam znajomych...

To forum jest dużą częścią mojego życia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

boję się że nigdy nie wrócę do normalnego życia :(
Nieprawda.
że żadne z moich marzeń się nie spełni :(
Nieprawda.
nie mam przyjaciół :(
Jeszcze nauczysz się ich zdobywać.
tutaj potrafię napisać
To dobry znak. Jeszcze nauczysz się rozmawiać z innymi ludźmi.

 

Opanowały Cię czarne myśli. Jednak będzie dobrze. Jesteś młodą osobą. Masz ogromne szanse ułożyć jeszcze sobie życie według własnych pragnień i marzeń. Samo z siebie to jednak prawdopodobnie się nie stanie. Dlatego spróbuj odwiedzić psychologa, by ocenił, czy jakaś psychoterapia nie przyniosłaby Tobie korzyści i pozytywnych zmian w życiu.

 

Wszystkiego dobrego!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Źle się czuję. Wszystko mnie boli. Najchętniej leżałbym w łóżku. Jestem słaby. Płakać mi się chce. Mam wrażenie, że już nic dobrego mnie w życiu nie spotka a już o spełnianiu marzeń mogę zapomnieć. Jeść mi się nie chce. itp. itd. I CO Z TYM ROBIĆ??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kamilos na szczescie masz tylko takie wrazenie ,jestem pewna ,ze to sie zmieni .Nikt nie jest skazany na nieszczescie..uwierz w to.Gorsze okresy sa wpisane w egzystencje kazdego czlowieka ale trzeba sobie jakos z nimi radzic..Najwazniejsze jest by nie zostawac z problemami samotnym.

..Rozmawiaj z ludzmi ,ze znajomymi ,na forum czasem sama rozmowa pomaga:) nie jestes sam

 

a ja czuje sie samotnie,siedze juz 2 dzien w domu....nawet nie bylam zobaczyc wiosny:(

nie chce mi sie wychodzic do ludzi ,a jutro bede musiała ,zla jestem o to;(

chociaz w domu czuje sie dziwnie ...mam wrazenie ,ze zle postepuje ..tak izolujac sie..ehh

Wogóle zmartwiona jestem o cos,czuje taki niepokoj w sobie ..eh ciezko mi na duszy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Źle się czuję. Wszystko mnie boli. Najchętniej leżałbym w łóżku. Jestem słaby. Płakać mi się chce. Mam wrażenie, że już nic dobrego mnie w życiu nie spotka a już o spełnianiu marzeń mogę zapomnieć. Jeść mi się nie chce. itp. itd. I CO Z TYM ROBIĆ??

kamilos

Witaj

Jak długo trwa taki stan ? Czy stało się coś co mogło go spowodować czy to tak samo przyszło ?

Pozdrawiam

G

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ojoj.czuje sei rozdarta wewenetrznie,mam ochore gdzies wyjsc ...cos robic nie chce mi sie siedziec ale z 2strony kompleksy nie pozwalaja mi wyjsc....czuje sie brzydka..i nieatrakcyjna...mam ochote unikac ludzi..Z reszta nawet nie mam z kim wyjśc...:(

przytłacza mnie to wszystko

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

//nie lubię "piesków" wolę koty, chodziło w przenośni o uczucie słodkiej utopi i zapomnienia.

 

Trace juz cierpliwosc do tego zycia, jest ono puste i bez sensu, nie interesuja mnie wirtualne pocieszenia, z reszta

to taki zart by wymagac cos takiego od kogos tu czy w realu wiec jeden ch*. Jedyne co mi chodzi po głowie to uciec

od tego choc na kilka dni, raz mi sie udalo cpajac rowno rok co skonczylem 3 miesiace temu ale nie mam wyjscia

musze chyba wrocic bo to nie daje mi zyc dalej, to jest jak demon, nie daje zyc w spokoju, cos co mnie pozera zywcem

kazdego dnia, takie cwane zaburzenie myslenia i postrzegania swiata w sposob skrajnie neurotyczny, odczuwam niemal

zawsze źle, wczoraj nawciagalem sie trujacego gazu i na 5h poczulem ulge, zalosne co o_O jeszcze w miare pomaga mi wziecie doraznie Xanaxu ale nie moge go brac nonstop bo sie niby uzaleznie, z reszta on hamuje lęk ale jak i tak go zahamuje to pojawi się głód egzystencjalny a wtedy się chce coś, tylko mnie juz nie ciagnie do dobrego, nie potafie wyjsc na rower, patrzyc na przyrode i sie cieszyc, nie potrafie wyjsc na spacer i pobiegac, nie potrafie wyjsc na fotki i je robic (a mam spoko sprzet), bo nie dostrzegam piekna wiec nie widze tematu do fotek, taka totalna zawieszka umysłowa, pustka na 100 mil i koniec pieśni.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zaqzax,

 

Widzę ,że na wszystko masz usprawiedliwienie.

 

Wpadłeś jak śliwka w kompot. Smutne to,że nie chcez próbować mierzyć się z trudnosciami dnia codziennego. Chcesz zyc samym pseudo-szczęsciem aplikując sobie to "cos".

 

Nigdy nie byłeś z siebie zadowolony? Nic Tobie nigdy nie przynosiło satysfakcji?

Najłatwiej jest wziaść coś,żeby załatwić sprawę.

Nie wiem co Ci doradzić, pewnie i tak zrobisz co będziesz uważał za słuszne.

 

Nie szkoda Tobie tej 3-miesięcznej Twojej próby?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wczoraj nawciagalem sie trujacego gazu i na 5h poczulem ulge, zalosne co o_O

hmmm, nie bardziej żałosne od tego, że wiesz, że jest coś z Tobą nie tak (bo nie ukrywasz tego) a nie chcesz za bardzo nic z tym robić.. samo się nie rozwiąże, a używki to tylko ucieczka na chwilę...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

po prostu nie wytrzymuje i uciekam, bo nie jestem w stanie tkwic w dziadostwie caly czas a nic

w sposob naturalny mnie nie zadowala lub nie wywoluje stanu spokoju i zadowolenia, nawet alkohol nie daje

mi wiekszej ulgi wiec rzadko go pije, moja recepta to robic tak by nie myslec bo to myslenie mnie zabija.

a trudnosci dnia codziennego mnie przerazaja i nie jestem w stanie sobie z nimi poradzic, w sensie

ze wymagaja ode mnie kosmicznego wysilku nie wartego takich nakladow, dla mnie proste obowiazki to katorga.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam

Jestem nowa na tym forum. Mam problem z depresją od dawna i nikt nigdy nie potrafił a nawet sądzę,że nie chciał mi pomóc.Cały czas jestem z tym sama,nikt mnie nie rozumie.Moja mama kiedy przy niej rozpaczałam z bezsilności kazała mi samej z tym coś zrobić zresztą nigdy nie mogłam na nią liczyć w sprawach wsparcia duchowego.Mieszkałam wcześniej w małym mieście i nie miałam możliwości pójścia do dobrego lekarza.Od lipca mieszkam we Wrocławiu z moim nowym partnerem i moją córeczką od września zaczęłam chodzić do psychologa i tam potwierdziło się,że mam depresję,mój partner też chodził razem ze mną i osobno też.Niestety nasza sytuacja finansowa się pogorszyła i przestaliśmy chodzić bo nas na to nie stać.Moja depresja się pogłębia jestem nieznośna,a mój partner traci cierpliwość do mnie,on mnie w ogóle nie rozumie,wpędza mnie w poczucie winy,że ja rozkręcam zadymy.Wczoraj miałam straszny dzień.Płakałam i nic mnie nie cieszyło on chciał się kochać,a ja nie miałam najmniejszej ochoty,bo jak się żyć nie chce to jak można mieć ochotę na sex.I zaczęła się kłótnia i w pewnym momencie poczułam uderzenie w twarz.Uderzył mnie i w tedy już całkiem się załamałam.Wiem,że często wyprowadzam go z równowagi,ale z drugiej strony mam do niego straszny żal o to co zrobił.Wiem,że mnie kocha i ja go kocham.Nie wiem co mam robić.Jestem z tym zupełnie sama.Znikąd pomocy ani zrozumienia.Każdy mnie tylko ocenia.Podpowiedzcie coś proszę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No faktycznie depresja to powazny problem.Nie powinno sie go bagatelizowac,nie czujesz jakiejs poprawy po wizytach u psychologa?długo trwa ten stan? Skoro partner ma depresje ,ciezko od niego wymagac wsparcia ,chociaz razem powinno byc Wam lzej walczyc z chorobą, niz indywidualnie. A co do uderzenia-to pierwszy raz sie mu to zdarzylo?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zaczęło się jakieś cztery lata temu,później było dobrze i dwa lata temu wróciło ze zdwojoną siłą,ale znikąd nie mogłam uzyskać pomocy.Udało mi się jakoś pozbierać na rok i od września znowu to samo.Jeśli chodzi o poprawę po wizytach,to nie czuję poprawy ponieważ za mało ich było.Czuję jak mi się pogłębia ta depresja.Co to uderzenia to w twarz dostałam pierwszy raz ,bo wcześniej raz w tyłek jak dziecko.Obiecał mi ,że nie zrobi już tego ,a on dotrzymuje słowa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na początek, witam wszystkich.

Podejrzewam, że jestem jedną z najmłodszych 'forumowiczów' i może niektórzy będą myśleć " a co, taka jak ona, może wiedzieć o depresji" ? Niecałe 2 m-ce stwierdzono u mnie stan 'subdepresyjny' ale teraz czuję, że jest gorzej. Właściwie, żeby opowiedzieć całą historię i to, na czym polega mój 'kłopot' nie wiem jak długo musiałabym pisać...

Wszystko zaczęło się z chwilą odejścia z tego świata mojego taty. Po rocznej walce z nowotworem, przegrał. Był pogrzeb, łzy a potem ta pustka i nieustanna myśl, że wyjechgał tylko na kilka dni i na pewno wróci. Miałam wtedy niecałe 15 lat. Została mi mama, bo niestety rodzeństwa nie mam. Niestety nie mam też tego szczęścia i nie mieszkam sama z mamą. Mieszkają z nami rodzice taty i jego siostra z dwójką dzieci (dziewczyny starsze ode mnie, jedna o rok, druga o 2 lata). Jakieś pół roku po śmierci jakos się wspieraliśmy, oni nas. Potem zaczęło się psuć. Dlaczego? Jeżeli nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze, a konkretnie o majątek. Zaczęły się kłótnie (a araczej monologi z ich strony) ponieważ my nie umiemy się bronić i odpowiadac na ich ataki słowne.

Kłótni było coraz więcej, dochodziły wyzwiska, groźby. Wyzwiska padały zarówno pod mamy jak i moim adresem.

Jest pół roku od poważnej kłótni, gdzie bardzo dużo usłyszałam. Nie potrafię im przebaczyć,odezwać się, zagadać. Oni myślą, że nic mi nie zrobili. Wszystko kumuluje się w mojej głowie. Nie widzę dla siebie przyszłości. Najlepiej to chciałabym skończyć ze sobą, miałabym spokój, a oni może ucieszyliby się, że 'czarna owca' zniknęła z rodziny. Jedyne co trzyma mnie przy życiu, przez co nie odbiorę go sobie, to mama. wiem, że nie mogłaby przeżyć tego. Troszczy się o mnie jak tylko może. Pociesza mnie. Nie mogę jej tego zrobić.

Wiem, że osoba, która to czyta może pomyśleć ale gdzie tu mowa o depresji?

Mimo to, że nie lubię tej rodziny to nie wiem czemu ale ciągle zależy mi na ich opinii. Przejmuję się tym, co powiedzą o mnie, co reszta rodziny o mnie pomyśli. Jestem typem człowieka, który bardzo wszystko przeżywa. Miewam teraz częste bóle głowy gdy tylko na chwilę o tym wszystkm zaczne myśleć. Nie potrafię sie skupić na nauce. Uczę się uczę, a na drugi dzień i tak nic nie pamiętam.

Chciałabym uwolnic sie od tych wszystkich myśli.

Jutro jadę do psychologa, później na początku kwietnia mam następną umówioną wizytę. Bardzo bym chciała aby pokazali mi mój 'problem' (jeśli moge tak to nazwać) z innej strony. Dużo słyszałam, że jestem w wieku dojrzewania psychicznego i gdybym miała np. 25 lat widziałabym te sprawy inaczej.

A tak muszę się męczyć. :cry:

Przepraszam za wszystkie błędy w pisowni.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ellte44

Witaj

To bardzo dobrze że idziesz z tym do psychologa i bardzo dobrze to o Tobie świadczy, że mimo młodego wieku zdecydowałaś się skorzystać z pomocy specjalisty. Co do sytuacji rodzinnej to trudno coś sensownego poradzić no bo niestety sprawa jest nieciekawa. Rozumiem że nie możecie i nie planujecie się wyprowadzić ?? Jak układały się wasze relacje wcześniej tzn. kiedy jeszcze żył twój Tata ?? I jak układają się twoje relacje z rówieśnikami tak na marginesie ?? No i podstawowa sprawa to nie możesz się obwiniać za to co się stało/dzieje bo to nie jest twoja wina. Wiem że taka bezsilność jest okropna ale musisz to jakoś wytrzymać. Pisałaś że Mama trzyma Cię przy życiu i że możesz na Nią liczyć więc nie poddawaj się.

 

A co do błędów w pisowni to nie masz za co przepraszać ;)

Pozdrawiam

G

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Boli mnie, że moje życie, które zbudowałam przechodząc przez koszmar, szczęśliwe, piękne i wartościowe runęło po części. Nic nie zrobiłam. Poprostu tak wyszło. Ludzie. Żal mi jest każdej chwili, w której rujnujący stan psychiki ogarnia mnie i nie pozwala żyć normalnie. Mam ochotę zapłakać nad każdą taką chwilą. Boli. Zabija. Mam wrażenie, że nie mam siły na to patrzeć ponownie. Źle się czuję. Cały czas walczę o to, żeby wrócić do "siebie". Chciałabym, żeby ktoś mnie przytulił, powiedział, że sobie poradzę, będzie dobrze, żebym się o nic nie martwiła. Bo czuję, że coś we mnie umiera... Widząć po raz drugi w swoim życiu bezsensowność tych schorzeń psychiki, zamieram. Wiem, że powinnam być z siebie dumna za to że wygrałam z tym, że wygrałam szczęście. Ale czuję się jak śmieć z każdym razem kiedy muszę walczyć. Śmieć, który nie może dostać tego na co zasługuje. Który musi walczyć o oczywiste rzeczy. Który nie ma dużych wymagań a jednak aby je osiagnąć nieraz zacharowuje się na umór. I tu nie chodzi o poczucie własnej wartości, mam je, chodzi o poniżenie sytuacją. Jakie to przykre. Tak, użalam się nad tym, że TO w ogóle istnieje, ścina nas z nóg, zabija. Nienawidzę tego jak tylko można nienawidzić.

Owszem można z tym walczyć, wygrać, może być pięknie. Ale dzisiaj użalam się nad bezsensem tego dna.

Co do ludzi którzy lubią niszczyć innym życie celowo - nienawidzę was i chciałabym, żeby to dno, w którym tkwi część z nas właśnie przez was - dotknęło was.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Boli mnie, że moje życie, które zbudowałam przechodząc przez koszmar, szczęśliwe, piękne i wartościowe runęło po części. Nic nie zrobiłam. Poprostu tak wyszło. Ludzie. Żal mi jest każdej chwili, w której rujnujący stan psychiki ogarnia mnie i nie pozwala żyć normalnie. Mam ochotę zapłakać nad każdą taką chwilą. Boli. Zabija. Mam wrażenie, że nie mam siły na to patrzeć ponownie. Źle się czuję. Cały czas walczę o to, żeby wrócić do "siebie". Chciałabym, żeby ktoś mnie przytulił, powiedział, że sobie poradzę, będzie dobrze, żebym się o nic nie martwiła. Bo czuję, że coś we mnie umiera... Widząć po raz drugi w swoim życiu bezsensowność tych schorzeń psychiki, zamieram. Wiem, że powinnam być z siebie dumna za to że wygrałam z tym, że wygrałam szczęście. Ale czuję się jak śmieć z każdym razem kiedy muszę walczyć. Śmieć, który nie może dostać tego na co zasługuje. Który musi walczyć o oczywiste rzeczy. Który nie ma dużych wymagań a jednak aby je osiagnąć nieraz zacharowuje się na umór. I tu nie chodzi o poczucie własnej wartości, mam je, chodzi o poniżenie sytuacją. Jakie to przykre. Tak, użalam się nad tym, że TO w ogóle istnieje, ścina nas z nóg, zabija. Nienawidzę tego jak tylko można nienawidzić.

Owszem można z tym walczyć, wygrać, może być pięknie. Ale dzisiaj użalam się nad bezsensem tego dna.

Co do ludzi którzy lubią niszczyć innym życie celowo - nienawidzę was i chciałabym, żeby to dno, w którym tkwi część z nas właśnie przez was - dotknęło was.

 

Jaka to sytuacja - która powoduje u Ciebie uczucie poniżenia? O jakich ludzi chodzi? Może warto, żebyś się wygadała. No i nie jesteś żadnym śmieciem, tylko wartościową dziewczyną. :)

 

PS: Byłaś pierwszą osobą, która napisała do mnie, po mojej rejestracji na forum (2008 rok). Wtedy miałam inny nick niż obecnie. Bardzo mi wtedy pomogłaś. Dzięki. :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No proszę;) Miło mi, jeśli wtedy udało mi się pomóc:) Napisz mi jaki miałaś nick chociaż na PW, jestem bardzo ciekawa;)

Czasem jak pewne rzeczy mnie zabijają, Wy dodajecie mi nadzieji, ogromnej nadzieji. Jak widzę, że tyle z nas się czasem z tym pieprzy to myślę sobie że poprostu tak jak niektórzy mają raka, inni stracili kogoś blizkiego, są biedni, itd tak my mamy swoje problemy. Nabieram wtedy dystansu i nie wkurzam się. Dzisiaj ścięło mnie z nóg. Próbuje zrealizować swoje marzenie - które nie jest wygórowane, zwykłe przyziemne coś. I uruchamiają się rezerwy tego co złe. No ale cóż, nie będę żyć inaczej bo nie zamierzam rezygnować z marzeń. Więc przejdę przez to i osiągnę swój cel. Czasem mnie wkurza mój charakter. Czemu musze być taka twarda, że nie poddaję się, że idę do przodu choćby na boso po szkle. Czemu nie wymiękam i odpuszczam tylko walczę tak zacięcie. Mam już fajne życie ale wiem, że chcę osiągnąć więcej i bez tego nie będę szczęśliwa. Więc idę spełniać swoje marzenia, walczyć o swoje życie. Z drugiej strony dzięki temu żyłam jak człowiek, miałam fajne życie przez 3 lata, moje życie nie było idealne ale piękne i szczęśliwe. Nadal jest, tylko parę błędów trzeba jeszcze wyeliminować. czasem chciałabym poprostu odpocząć. A jak się wkurzę dzisiaj to podeptam to z premedytacją i śmiało zmienię to co chcę. Dosyć irytacji na dzisiaj, teraz pora na sukces.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ashley - wysłałam ci na pw wiadomość z poufnymi informacjami, na temat mojego poprzedniego nicka. ;):D

 

Mam nadzieję, że kiedyś moje posty będą pisane w stylu podobnym do Twojego. Jesteś twardą sztuką, zdeterminowaną w dążeniu do swoich celów. Bije od Ciebie pozytywna energia. I tak sobie pomyślałam, po przeczytaniu Twojego tekstu, że warto być szczęśliwym człowiekiem, na przekór wszystkiemu dookoła. Ja na razie staram się zbudować swoją pozytywną samoocenę, bo chyba nigdy jej nie miałam. Pozdrawiam :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×