Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica Natręctw - Moja historia, objawy, co zrobić...


madeline20

Rekomendowane odpowiedzi

witajcie to znowu ja... zmagam sie juz z tym cholerstwem od jakiegos czasu.. blagam was o pomoc bo nie wiem co mam zrobic juz..

 

Bylo kilka gorszych dni i lepszych... az do dzis gdy znowu do mojej głowy zawiatala krzywda...

nie wiem dlaczego tak sie dzieje ale sa chwile ze widze noz, niekoniecznie robie nim komus, cos ale widze, nawet kiedy cos z nim sie dzieje to nie widze krwi no chyba ze sam sobie juz to wmowie,sa tez chwile ze przez moja glowe przebiega mysl o zrobieniu komus krzywdy,nie zdefiniowanej jak i komu , zadko sie zadaza zebym widzial albo myslal o konkretnej osobie.. przeraza mnie to

 

mialem taki mały napad myslalem ze mogl bym zrobic cos czego nigdy wczesniej nie przypuszczal bym,,, poczułem ogromne goraco , pieczenie w klatce piersiowej, czy ja juz zwariowalem??boje sie cholera ze moze byc jeszcze gorzej:((

 

biore cital 10mg , od 6 dni 20mg pomocy prosze :((

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

gregory21

 

Rozumiem,ze leki dopiero bierzesz przez tydzien czasu? To napewno reakcja organizmu na te leki.Organizm "przyzwyczaja " sie do nich. Leki teraz nasilaja Twoje objawy.Nie wiem ile ten stan moze u Ciebie trwac, ale pelne dzialanie leku przypisuje sie na 3-6 tygodni brania medykamentow. Niektorzy twierdza,ze okres 3 miesiecy to okres optymalny, wtedy wiadomo czy lek wlasciwie dziala. Jesli objawy Cie bardzo niepokoja mysle,ze powinienes pojsc do psychiatry i powiedziec mu o tym.

Szósty dzien brania lekow........poczekaj jeszcze pare dni, moze te objawy sie zminimalizuja. Zycze tego Tobie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziekuje monia za rozmowe,,, bardzo mi pomogła mam nadzieje ze ta noc minie jakos, ...

 

pyt za 100 pkt , ... czy wziecie xanax-u spowoduje ze sie uspokoje???czy moze sie pogłebic taki stan...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam.Historia dość długa,więc życzę przyjemnej lektury :smile:

 

Postanowiłam podzielić się moją historią.Mam na imię Magda,23 lata.U mnie historia z chorobą zaczęła się w gimnazjum.Wtedy jeszcze nie wiedziałam,że cierpię na tą dolegliwość i nie była ona dla mnie uciążliwa.Dlatego też spokojnie z nią funkcjonowałam w życiu codziennym.Zaczęło się od tego,że od najmłodszych lat byłam straszną pedantką.Nie daj Boże brudne rajstopki czy cokolwiek innego.Zawsze lubiłam dużą ilość biżuterii na sobie,więc nosiłam a to bransoletki,a to pierścionki,kolczyki i inne.W którymś momencie zaczęłam ciągle,ale to ciągle sprawdzać czy jakiś gadżet zwyczajnie mi się nie zgubił.Więc rytuał cały polegał na tym,że łapałam się za ucho,za dłoń sprawdzając czy to jest.Po takim sprawdzeniu chwila przerwy i mimo,że sprawdzałam dokładnie chwilę temu,robiłam to po raz kolejny.Wtedy,a było to w gimnazjum myślałam,że taka ot właśnie jestem,nie mając pojęcia,że coś jest nie tak.Nie miałam większych problemów z koncentracją.Moment krytyczny zaczął się w liceum.Nauczyciele wymagający,dużo nauki,strach i przerażenie zaczęły mnie paraliżować i zastanawiałam się czy dam radę.Uciekałam z lekcji,bałam się dostać złą ocenę.Choroba się nasilała.Sprawdzałam wszystko wyłączając się przy tym.Zamykałam oczy,liczyłam czy mam wszystko,czy coś mi się nie zgubiło.Zawieszałam się.Siostra coś zauważyła.Po lekcjach,wracając do domu ściągałam wszystko co miałam na sobie,spodnie,bluzę,koszulkę-wszystko.Dokładnie prałam to w ręku.Potem doszło oprócz sprawdzania czy"coś się nie zgubiło",prania,jakiś straszny niepokój przed każdą najmniejszą plamką.W adidasach nie mogłam mieć białych sznurówek,bo jak zobaczyłam,że nie są takie śnieżnobiałe jak wcześniej,nie skupiałam się na lekcji a na tych właśnie przybrudzonych sznurowadłach.Dlatego przerzuciłam się na czarne.Wszystko dokładnie sprzątałam,nie mogłam znieść śladów palców na blacie,nie mogłam znieść grama kurzu,nie lubiłam jak ktoś sprząta w moim pokoju,wszystko musiało być po mojemu.Wszystko musiało stać w tym samym miejscu.W łazience,wszystko poustawiane od najwyższego,do najniższego-napisami w moją stronę...Nie mogłam się uczyć,nic mi nie wchodziło,czytałam trzy słowa i zapominałam.Nie dawałam rady,w szkole też nie za bardzo mnie wspierano.Jedna z nauczycielek była do tego stopnia bezczelna,że stwierdziła,że mama pielęgniarka uroiła mi jakaś chorobę :D Do tej pory nie mówię jej dzień dobry.Nie rozumiała tej choroby i nie chciała zrozumieć,mało tego-robiła mi zwyczajnie pod górkę.Chwała,że wychowawczyni była normalną kobietą,która starała się zrozumieć.Poszłam do psychiatry,zapytała od razu o to,czy nie powtarzam jakiś czynności.Nie wiem skąd wiedziała,nikt jej nie mówił...Zaczęłam płakać.Stanęłam przed faktem,że jest coś ze mną nie tak.Dotąd myślałam,że wszystko jest ok,że jestem po prostu cholerną i dokładną pedantką.Chodziłam raz w tygodniu.Pomagało mi.Przepisano mi leki i tabletki nasenne.Miałam problemy ze spaniem,budziłam się w nocy.Chodząc do szkoły,czułam,że nie pasuję.Koleżanki miały problemy typu pierdu pierdu,a ja zastanawiałam się dlaczego ja?Czułam,że nie wytrzymam z tymi ludźmi,czułam,że oni też nie rozumieją.Męczyłam się,zwyczajnie męczyłam się w szkole średniej.Na szczęście zdałam maturę,szkoła w końcu się skończyła.

Dziś mam 23 lata,odstawiłam leki zaraz po ogólniaku,zwyczajnie przestałam je brać i postanowiłam,że sama sobie poradzę.Wiedziałam czym to grozi.Wiedziałam,że wszystko może wrócić i będzie gorzej.Mimo to zaryzykowałam.Oczywiście było gorzej,ale się nie poddawałam.Było ciężko,poszłam do pracy jako barmanka i znowu...Czyszczenie blatów,dokładność,sprawdzanie czystości.Czułam się podle!!!Skóra z rąk schodziła,byłam wykończona,wycieńczona i nagle.Jakiś moment.Powiedziałam-nie jestem jakimś cholernym robotem.Nie mam tak czysto we własnym domu jak tu,w miejscu pracy.Zaczęłam olewać,olewać wszystko co do tej pory mi przeszkadzało,czasem było ciężko,ale ja też byłam zdeterminowana.Zmieniłam się,zawsze byłam osobą komunikatywną,ale wtedy gdy choroba była w stadium,że tak się wyrażę zaawansowanym,czułam się taka smutna,taka nijaka,taka szara.Coraz bardziej udawało mi się olać wszystko,co kiedyś tak bardzo nie dawało spokoju.Walczyłam z dwa lata.Nie chciałam iść na studia,bo bałam się,że pod wpływem stresu wszystko wróci.Ale..

Po trzech latach od zakończenia szkoły średniej zdecydowałam się na studia.W tej przerwie trzyletniej pracowałam w różnych miejscach,uczyłam się życia,prawdziwego życia.Dziś studiuję,prowadzę własny interes,nie skupiam się na pierdołach i wiem,że są rzeczy ważne i ważniejsze.Byłam pedantką i nią zostałam.Lubię porządek,lubię czystość,ale nie za cenę swojego zdrowia psychicznego.Jestem szczęśliwą kobietą,znam swoją wartość i jestem szczęściarą,bo udało mi się przezwyciężyć coś co mnie zabijało.Dzięki sile,dzięki wierze w to,że mogę wszystko,jeśli tylko chcę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak pisałam z nerwicą żyłam dość długo,nie zdając sobie z niej sprawy.Dopiero w liceum,to była klasa maturalna zaczęłam leczenie farmakologiczne.Wtedy dowiedziałam się od swojego psychiatry,że cierpię właśnie na nerwicę natręctw.Brałam Anafranil.Miałam przyjmować lek 1,5 roku,jakoś tak.Nie wiem co moja pani psychiatra po 1,5 roku by powiedziała.Może trułabym się do tej pory.Wiecie co powiem.Wiem,że wtedy gdy chodziłam do szkoły nie miałam innego wyjścia,leki były jedynym rozwiązaniem.Inaczej nie dałabym rady,nie było możliwości.Wszystko pod wpływem cholernego stresu.Ale gdy tylko szkołę zakończyłam,a była to dla mnie męczarnia,rzuciłam leki,przestałam je przyjmować i na dzień dzisiejszy wiem,że było to najlepsze rozwiązanie.Mój problem pojawił się pod wpływem stresu,nacisku-w szkole.Kiedy stres związany z nauką zakończył się mogłam na własne ryzyko leki odstawić.Przestałam odwiedzać psychiatrę,nie przyjmowałam leków i byłam innym człowiekiem.W końcu uśmiechniętą,pogodną dziewczyną.A tak?Wiecznie zmęczona,ospała,przygaszona...Uważam,że leki są ostatecznością.Psychika,nastawienie,podejście i chęć podjęcia walki pomagają.

 

[Dodane po edycji:]

 

Dodam,że zaraz po szkole poszłam do pracy(na produkcji,chyba nie ma nic gorszego,mogłam liczyć i liczyć aż przez 8h),mimo to było lepiej niż w szkole.Później wyjechałam,chciałam się uwolnić od miasta,od ludzi.Wyjechałam z chłopakiem który w tym"obcym" mieście mieszkał :smile: Znalazłam pracę,mieszkaliśmy razem,zaczęłam żyć na własny rachunek.Miałam 19 lat i chciałam odpowiadać za siebie.To właśnie w kolejnej pracy powiedziałam dość.Pracowałam w barze,szefowa-przewrażliwiona na punkcie czystości,potrafiła palcem po lampie przejechać :mrgreen: Ja nerwica natręctw,jeszcze wtedy nie do końca wyleczona,więc czułam się cudownieee.Sprzątałam,robiłam szefowej przyjemność,było boskoo(nie wiem dla kogo).Nawet żadnego śladu odcisku palców nigdy na blacie barowym nie było.Praca a to po 10,a to po 19 h,zaniedbywanie faceta,męczenie się ze swoją nn.Któregoś dnia patrząc na skórę swych rąk powiedziałam dość,nie jestem ROBOTEM.Nawet we własnym domu nie mam tak czysto.I momentalnie zmieniłam nastawienie.Mój facet trochę mnie nauczył,zawsze mówił i bardziej masz wyjeba** tym lepiej dla Ciebie :D Nie powiem,praca po 19h zrobiła swoje.Już nie było czasu,żeby ciągle odprawiać poranne rytuały,tylko trzeba było zapieprzać do roboty.I ot taka szkoła życia,mimo tego,że z tamtym facetem już nie jestem :smile: mi pomogła :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hej jestem tu nowa, czy ktoś z Was miał takie dziwne myśli jak ja? Ja od kilku lat boję się panicznie odkurzać bo mam okropną ochotę przyłożyć sobie rurę odkurzacza do ust i wydaje mi się że wtedy bym umarła...tak myślę. Parę razy próbowała odkurzać to wpadłam w panikę...

Na szczęście mój mąż za mnie odkurza.

I jeszcze ostatnio boję się że zrobię komuś krzywdę... to jest okropne..

 

[Dodane po edycji:]

 

Hej.... i jeszcze obsesyjnie boję się raka... tata mi kiedyś powiedział, że jak p czymś się bardzo myśli i czegoś się boi to to się w końcu stanie...od tego czasu nie mogę przestać o tym myśleć:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mysle , ze jestem wrazliwa osoba , zachwycam sie pieknem swiata i boleje nad biada i niesparwiedliwoscia.. szkoda tylko , ze to moja postrzeganie swiata kiedys tak swierze i niewinne teraz zostalo przytepione...

Bol i strach odbieraja mi sily , netrectwa karza ciagle sie kontrolowac , nie ufam nikomu( poza moim chlopakiem) nie potrafie sie do nikogo zblizyc, a najgorsze jest to , ze ciagle udaje kogos, kim nie jestem:( , juz dawno nalozylam maske i teraz ona mi towarzyszy nieustannie, innym wydaje sie , ze jestem wesloa, usmiedhnieta, pogodna , ale to tylko pozory...niestety..chyba potrfaie sie dobrze maskowac ..nie wiem czy jest to powod do dumy(?)

czy wy tez macie wrazenie , ze zycie ucieka wam przez palce , a swiat zyje gdzies obiok was??

czesc ja mam jeszcze gorszy problem tez nie ufam nikomu ale nawet nie udaje ze jestem z zycia zadowolona zycie ucieka dzien za dniem a ja co dziennie nie mam checi do zycia mam leki strach przed wysciem na miasto wogule jestem na tym swiecie a odczucie mam jagby mnie jusz tu nie było i nik nie wie jak mnie z tego wyleczyc

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć a ja mam tak że się wszystkim przejmuje codziennie mam doła wszystko analizuje rozmyślam wszystko muszę mieć idealnie np jak ćwiczę biceps to cały czas mi się wydaje że zle ćwiczę cały czas coś wyszukuje i sie dołuje ze zle ćwiczyłem i zmarnowałem ten czas i muszę zaczynać od początku albo że za długo śpie i przespałem młodość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam nerwice natręctw od czasów podstawówki/gimnazjum, obecnie mam 21 lat. W latach gimnazjalnych choroba ta nasiliła się nie miłosiernie, co niesamowicie utrudniało mi normalne codzienne życie. Większość tych natręctw nie znikły do dziś jednak mniej więcej umie już je kontrolować. Jednak pomimo tego nadal ta choroba rujnuje mi życie. Od czasów podstawówki do dziś miałem/mam następujące natręctwa:

 

1) Lęk o wszystko co się dzieje wokół mnie. Martwiłem się ciągle jak byłem młody, że umrą mi rodzice albo brat (nie mam pojęcia skąd te myśli się wzięły). Nie potrafiłem się opanować zeby o tym nie myśleć.

 

2) Ten punkt jest powiązany z 1) ponieważ w związku z ciągłym nie pokojem o najbliższą rodzinę zacząłem sprawdzać całe mieszkanie przed spaniem. Bałem się nie zakręconego gazu, nie zakręconej wody, nie zamkniętych drzwi oczywisćie tworzyłem sobie w głowie głupie historie (wybuchniemy, zaczadzimy się, okradną nas, zaleje dom). To zostało mi do tej pory. Przed pójściem spać sprawdzenie wszystkiego zajmuje mi od 20-30 minut. (czas zależy od licznych wyliczanek ale o tym w innym punkcie)

 

3) Następnie był okres gdzie dodawałem sobie nowych natręctw (sam nie wiem skąd one się mogły wziąć w mojej głowie bo były po prostu głupkowate) takie jak: niesamowita ilość wyliczanek głownie związanych z liczbami. Wyliczanki te wszystkie mówiłem sobie w głowie gdy sprawdzałem różne rzeczy np drzwi. Przykładowy tekst wyliczanki to "1 2 3 4 5 6 7 8 7 8 4 4 koniec" lub "4 koniec 4 4 4 koniec". Spora ilość wyliczanek była powiązana z liczbą 4 8 lub czasem 9.

Oczywiście wraz z wyliczanką odpowiednie dotykanie zamka od drzwi lub innych przedmiotów. I tak wszystkie po kolei "punkty kontrolne".

 

4) Bardzo męczące natręctwo które nigdy nie znikło i się nasiliło to jak już wszystko posprawdzam i się położę, nie potrafię jak większość ludzi zamknąć oczy i zasnąć tylko myślę o całym dniu lub głupie jakieś historyjki sobie układam. Kładąc się spać przeważnie o 23-24 zasypiam o 2-3.

 

Te punkty które przedstawiłem to są najbardziej powszechne jeśli chodzi o mnie, niestety jest jeszcze sporo rzeczy i różnorakich natręctw które nie dają mi spokoju i wpływają niekorzystnie na życie codzienne jak i towarzyskie. Reszty natręctw nie ma sensu wypisywać bo po pierwsze nie ma czym się chwalić a po drugie za dużo by pisania było. Mam tylko prośbę do osób które korzystały z usług specjalistów aby mi poradziły do kogo mam się zgłosić psychologa czy psychiatry? Chce spróbować ograniczyć te natręctwa do minimum. Za wszelkie odpowiedzi i rady z góry dziękuję. Pozdrawiam! :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam, choruję na nerwicę od około 9 lat..

Początkowo były to jakieś nietypowe rytuały, które wykonać musiałam bo inaczej zostawały 'wyrzuty sumienia', dołączyły się jakieś dziwne myśli, z którymi próbuję walczyć od jakiś dwóch lat, próbuję je ignorować lecz często jest tak, że po prostu mnie dręczą. Od około trzech miesięcy zaczęła towarzyszyć mi dość napięta sytuacja osobista, od tego czasu chwilami wybucham bez powodu, denerwuję się przez błahe rzeczy,krzyczę, a zaraz po całej sytuacji jestem strasznie przygnębiona, że zraniłam tym kogoś, czuję się podle. Mam dość silny charakter i nie przypuściłabym, że momentami jestem zdolna do tego typu załamań. Próbuję się powstrzymywać od niektórych zachowań(przeważnie rytuałów), lekceważę je i to pomaga. Jednak ostatnie miesiące są dla mnie porażką.. Maskuję się ze swoją odmiennością, mimo to że jestem osobą towarzyską i dość aktywną, spełniam się w swoich pasjach, realizuję zaplanowane rzeczy. Ale momentami naprawdę brak mi nadziei, czuję się strasznie..

Na forum zaczęłam zaglądać od paru miesięcy, świadomość że nie ja jedna mam tego typu problem naprawdę podniosła mnie na duchu.

Wszystkim forumowiczom życzę sukcesów ; )

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiem, że zabrzmi to jak banał, i nieraz było mówione, ale uważam to na tyle istotne, że napiszę

 

- nerwica się pojawia, gdy mamy jakiś konflikt wewnętrzy, gdy tłumimy w sobie jakieś emocje, których sobie nie uświadamiamy/ nie chcemy uświadamiać, bo kłócą się one z tym co naszym zdaniem powinniśmy czuć. Te stłumione emocje wywołują tak silne napięcie w środku, że aby je rozładować uciekamy w rytuały... które może raz zaskutkowały, ale z czasem już raz nie wystarczy.... więc drugi, piąty.... to jeszcze coś na dodatek...

 

Moim demonem jest strach, że COŚ zapomnę, zaniedbam, niedopilnuję - skutkiem tego było przez lata powtarzanie w myślach tego co się zdarzyło, planowanie dnia, wykonywanie wg. planu i sprawdzanie tego co wykonałam... sprzątanie i cofanie się aby sprawdzić punkt po punkcie czy na pewno wszystko zrobiłam...

 

po wielu latach i przebytej psychoterapii zrozumiałam, że wskutek moich decyzji życiowych i wyjazdu za granicę "dla własnej korzyści" "skrzywdziłam mamę" (płakała i tęskniła non-stop) /poczucie winy/ pojawiło się napięcie (niepokój) - aby o niej NIE ZAPOMNIEĆ, NIE ZANIEDBAĆ (i nie skrzywdzić) Musiałam /przymus, który wywoływał u mnie niepokój/ stale o czymś pamiętać, sprawdzać i kontrolować.

Oczywiście teraz to postrzegam w taki świadomy sposób, wtedy myślałam, że naprawdę chodzi o plan dnia czy porządek w mieszkaniu... Z tym przymusem to tak, że ona chciała abym dzwoniła codziennie o określonej porze i stale przyjeżdżała, ja bym może z własnej inicjatywy robiła to rzadziej. Na pewno nie zapomniałabym całkowicie, ale te mechanizmy co się uruchomiły na bazie bodźców pt. poczucie winy + przymus, lęk, że wskutek mojego zapomnienia ją skrzywdzę, wywoływały silne napięcie i niepokój, a one z kolei rytuały....

 

W jakimś stopniu nadal to napięcie pozostało, nadal chodzę na terapię, natręctwa natomiast zniknęły!!! Przekłada się natomiast teraz ten lęk często na dzieci - że mogłabym o czymś (???) ważnym zapomnieć i to będzie źle dla nich (???).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie wiem do kogo sie zwrocic z tym pytaniem choc 2 lata chodze na psychoterapie nadal nie wiem co to jest dopiero teraz mysle ze moze jest to nerwica natręctw wyglada to tak

 

mam partnera jak wiekszosc ludzi ale problem polega na tym ze ciagle kolacza sie gdzies w glowie mysli o nim ciagle i nieustannie w sumie nawet nie wracaja bo ciagle sa nawet jka cos ogladam czytam robie cokolwiek innego ciagle mi towarzysza sa bardzo meczace potrafie zamkanc sie w pokoju i myslec o tym jak sie uwolnic od niego i od tych mysli to chore, bledne kolo do tego zamknelam sie w domu bo wydaje mi sie choc to tez paranoja ze jestem wtedy blizej niego jak go nie ma

jka nie dzwoni lub nie okazuje mi zainteresowania nie potwierdza ze mnie kocha pojawia sie wlasnie napiecie i panika ze go trace ze to nie ja o tym decyduje itd

czy myslicie ze to nerwica natręctw ????????????

pytalam terapeutki na sesji ale jak zwykle nic sie nie dowiedzialam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie wiem do kogo sie zwrocic z tym pytaniem choc 2 lata chodze na psychoterapie nadal nie wiem co to jest dopiero teraz mysle ze moze jest to nerwica natręctw wyglada to tak

 

mam partnera jak wiekszosc ludzi ale problem polega na tym ze ciagle kolacza sie gdzies w glowie mysli o nim ciagle i nieustannie w sumie nawet nie wracaja bo ciagle sa nawet jka cos ogladam czytam robie cokolwiek innego ciagle mi towarzysza sa bardzo meczace potrafie zamkanc sie w pokoju i myslec o tym jak sie uwolnic od niego i od tych mysli to chore, bledne kolo do tego zamknelam sie w domu bo wydaje mi sie choc to tez paranoja ze jestem wtedy blizej niego jak go nie ma

jka nie dzwoni lub nie okazuje mi zainteresowania nie potwierdza ze mnie kocha pojawia sie wlasnie napiecie i panika ze go trace ze to nie ja o tym decyduje itd

czy myslicie ze to nerwica natręctw ????????????

pytalam terapeutki na sesji ale jak zwykle nic sie nie dowiedzialam

 

Anka - psychoterapeutka nie była w stanie zdefiniować Twojego problemu? Bardzo dziwne... Skoro to uporczywe myśli - to mogą to być natręctwa.

 

Mam do Ciebie pytanie - czy Ty w jakiś sposób kontrolujesz swojego chłopaka, sprawdzasz go. Bo widzę, że jak nie dzwoni, to obawiasz się, że stracił Tobą zainteresowanie i chce od Ciebie odejść...

 

Pozdrawiam. :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie wiem do kogo sie zwrocic z tym pytaniem choc 2 lata chodze na psychoterapie nadal nie wiem co to jest dopiero teraz mysle ze moze jest to nerwica natręctw wyglada to tak

 

mam partnera jak wiekszosc ludzi ale problem polega na tym ze ciagle kolacza sie gdzies w glowie mysli o nim ciagle i nieustannie w sumie nawet nie wracaja bo ciagle sa nawet jka cos ogladam czytam robie cokolwiek innego ciagle mi towarzysza sa bardzo meczace potrafie zamkanc sie w pokoju i myslec o tym jak sie uwolnic od niego i od tych mysli to chore, bledne kolo do tego zamknelam sie w domu bo wydaje mi sie choc to tez paranoja ze jestem wtedy blizej niego jak go nie ma

jka nie dzwoni lub nie okazuje mi zainteresowania nie potwierdza ze mnie kocha pojawia sie wlasnie napiecie i panika ze go trace ze to nie ja o tym decyduje itd

czy myslicie ze to nerwica natręctw ????????????

pytalam terapeutki na sesji ale jak zwykle nic sie nie dowiedzialam

 

Anka - psychoterapeutka nie była w stanie zdefiniować Twojego problemu? Bardzo dziwne... Skoro to uporczywe myśli - to mogą to być natręctwa.

 

Mam do Ciebie pytanie - czy Ty w jakiś sposób kontrolujesz swojego chłopaka, sprawdzasz go. Bo widzę, że jak nie dzwoni, to obawiasz się, że stracił Tobą zainteresowanie i chce od Ciebie odejść...

 

Pozdrawiam. :)

psychoterapeutka na terapi psychodynamicznej innej nie mialam nic Ci nie powie niestety oni sa bardzo powściągliwi co do sprawdzania tak to tez chore wiem

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

z reguły terapeuci nie odpowiadają na pytania, nie dają rad, nie chcą nazywać zaburzeń, moja 1 terapeutka wprost mi mówiła, że "postawienie diagnozy może wywołać chorobę" i że nie potrzebuję tego wiedzieć, obecnej jeszcze nie pytałam, ale spytam na próbę jak będę w czwartek ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I odwrotnie:odwołanie własnych urojeń o chorobie-ją cofnąć.Moja matka w młodości cierpiała(rzekomo)na nerwicę serca.Nie potrafiła podobno wejść nawet na niewielkie wzniesienie.Jakaś mądra lekarka zorientowała się co jest,nakrzyczała na nią:"tobie nic nie jest!,jesteś zdrowa jak ryba!".Choroba("choroba"!) ustąpiła jak ręką odjął.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja przeszlam depresje maniakalno-urojeniowa w ktorej mialam roxdwojenie jazni i widzialam obca osobe po tym zdarzeniu przysazla mi doo glowy mysl ,ze jestem oetana przez szatana ja wiem,ze tak nie jest ze wierze w Boga ale im bardziej probuje oderwac sie od tej mysli tym bardziej ona mnie atakuje im bardziej probuje myslec pozytywnie tym bardziej to do mnie wraca ciagle tylko ze jestewm oetana przez szatana,zez wszystko mi sie miesza z opetaniem nie moge skyupic sie [przez to na niczym ani na filmie nauce czy normalnie funkcjonbowac jak sobie pomoc bo ja juz nie mam pomysloww na siebie wiem,ze mnie leczy praca bo pracowalam i przez 3 miesiace mialam spokoj ale terax jestem bezrobotna i to wszystko wrocilo ze zdwojona sila juz nie wiem co robic moze ktos mial podobny problemn i z tego wyszedl

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam Was wszystkich.

Jestem tu nowa a to jest moj pierwszy post, w ktorym chciałabym opisac swoja historie.

Mam 25 lat a moje problemy i przygoda z nerwica zaczeła sie w wieku 4 lat. Do tej pory, czyli przez 21 lat, myslałam dosłownie, ze jestem albo opentana, albo, ze jestem jakas "wybrana", medium lub cos w tym stylu. Dopiero gdy zajazałam na to forum, bo szukałam odpowiedzi na pytanie co mi jest, odetchnełam z ulga i zaczełam patrzec troche inaczej na swiat.

Jak juz wspomnialam jak mialam 4 lata zaczeła sie moja "przygoda", a wygladało to tak, ze z poczatku terroryzowałam rodziców o powtarzanie jakis czynnosci, czyli np odłozenie kubka i tak po kilka razy bo w moich oczach zrobili to "niewłasciwie", potem sama zaczełam tak robic, albo patrzenie miedzy dwoma punktamipo kilka razy, bo "niewłasciwie" to zrobiłam poprzednim razem. Z wiekem natrectwa byly silniejsze, coraz czestsze powtarzania czynności, bo jak czegos nie zrobie to cos sie komuś z moich bliskich stanie, problemy w szkole bo np na sprawdziane musiałam po 10 razy czytac jedna linijke i czasu brakowało na dokonczenie zadania. Cofanie w gowie mysli, czasem nie mogłam spac pol nocy, zeby "wrócic" mysli i dopiero jak je wrociłamnadchodziła ulga i mogłam zasnąć. W wieku 15 - 17 lat, odpoczełam od nerwicy, tak jakby zupełnie znikneła, zaczełam uprawiac czynnie sport i jakos tak przzeszło, polepszyły sie wyniki w nauce a w szkole mowili na mnie kujon. Niestety w klasie maturalnej jak na złosc wszystko powrociło i matura nie poszła najlepiej, ale na szczesnie zdana. Im bardziej chciałam sie tego pozbyc tym było gorzej, omijanie łączenia płytek chodnikowych, koniecznie musiałam wracac ta sama droga co przyszłam, zawsze musialam sie czesac w jedna fryzure, bo inaczej komus cos sie stanie i tak samo powtarzanie jakis czynnosci. Uczucie jakby ktos mi kazał było okropne, nie chciałam, ale musiałam. Ile razy wychodziłam ze znajomymi, szlismy jakas droga, a ja nagle musiałam sie wrocic, no poprostu musiałam i tak kilka razy. Miałam takie głupie przeswiadczenie, nie wiem czy ktos z Was to miał, ze np musicie cos powtorzyc jakas czynnos, bo znow coś Wam kaze, bo inaczej cos sie stanie, ale w pewnym momencie przychodzi taka ulga, ze nie musicie wykonywac tej czynnosci, ale dobrze wiecie, ze powinniście, w koncu odchodzicie od jej robienia, a za kilka dni dzieje sie dokładnie to co ten "wewnetrzny głos" Wam mowił "powtorz ta czynnosc, wroc sie itp, bo inaczej dostaniesz pałe z matmy" a za kilka dni sie to sprawdza. Miałam tak kilka razy, ze jeslinie wykonałam jakiejs czynnosci to działo sie to co mowila mi tak podswiadomosc...Dzis wydaje mi sie, ze to byla tylko autosugestia, takie rozpaczliwe doszukiwanie sie problemow zwiazanych z niewykonaniem czegoś.

Dzis mam swoja rodzine i jest mi czasem glupio gdy powtarzam jakas czynnosc, ale no poprostu cos mi kaze, nikt nie jest w stanie tego zrozumiec, bo nie byl w mojej sytuacji, jednak walcze z tym i staram sie olewac te natrectwa, tylko najgorsze jest to, ze im czesniej je olewam, tym bardziej jestem jakas dobita, mam poczucie winy, ze nie wykonałam czegoś, nie powtorzyłam jakiejs czynnosci i przez to wszystko sie wali. Mamzmienne nastroje, raz jestem przybita, ze głód na swiecie, ze ludzie sa biedni, ze powinnam sie cieszyc, ze zyje w Polsce i ze mam dach nad głową, a raz nadaje na Polske, ze niema pracy, ze nie ma przyszłosci, ale jak znow pomysle o dzieciach w Etiopii to doceniam to co mam... i ble ble ble, i takie mysli mnie ogarniaja, za duzo rozpaczam i nie mam czasu, zeby sie zajac swoimi pasjami, a to ze bedzie wojna, a to ze koniec swiata, nie chche o tym myslec, a to samo przychodzi i mnie wkurza.

Tez tak macie?? Chcecie sie czyms zajac, macie na to ochote, a tu nagle przychodza mysli o np wojnie i kiszka trzeba siedziec i pomyslec i sie pouzalac:)

A tak pozatym to walcze ciegle, walcze, teraz jak wiem co mi jest to troche łatwiej i jak wiem, ze jest wiecej takich osob i nie jestem jedyna, duzo jest jeszcze rzeczy ktore mogłabym opowiedziec, ale za duzo pisania, czasem siedze i sie smieje z siebie, a czasem płacze pod kołdrą bonie moge juz wytrzymac, a tak poza choroba to jestem optymistycznie nastawiona do swiata i mam mnostwo pomysłów...gdyby nie to drugie ja...]:->

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak czytam to co piszesz,i próbuję czytać między wierszami.Masz z jednej strony ogromny i niezaspokojony(z powodu samokontroli) apetyt na życie,a z drugiej-lęk przed utratą dobrej jakości życia(więc strasznie je kontrolujesz)I kółko się zamyka.

Boisz się tych wszystkich pechowych sytuacji,które mogą się zdarzyć i strasznie chcesz kontrolować życie,żeby one się nie zdarzyły.

A czy może wtedy,w wieku czterech lat zdarzyła się jakaś sytuacja nagła,jakaś rodzinna tragedia,śmierć kogoś,czy coś takiego,że otrzymałaś sygnał:"Życie jest takie nieprzewidywalne,trzeba je kontrolować,żeby tych sytuacji w przyszłości uniknąć!"

Im bardziej "bierzesz to życie w swoje ręce",tym bardziej Ci się ono wymyka.

Ja na odtrutkę,gdy się zbyt zamartwiam,czytam sobie bloga:kapelan68.net

Zwłaszcza,dla zatrutych ciężkimi myślami,polecam wpisy z 2002 roku,ze stycznia,18-go i 22-giego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest można powiedzieć dokładnie tak jak napisałeś. Dążenie do życia "idealnego", bez żadnych przeszkód i właśnie to mnie ogranicza, za bardzo się przejmuje tym co będzie. W wieku czterech lat nie zdarzyło się nic niezwykłego, jedynie miałam mały wypadek, po którym straciłam na chwile przytomność, ale czy to od tego zaczęły się moje problemy to nie pamiętam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W tytule jest "co robić..." Są dwie postawy wobec życia,nerwicogenna i ta druga- życie w wolności.Żeby się wyzwolić z tej pierwszej człowiekowi musi przestać na czymkolwiek zależeć.Czy żyjesz długo czy krótko,czy masz życie udane czy nie,czy masz zdrowie czy nie masz,czy otacza cię życzliwość i szacunek czy doświadczasz pogardy i odrzucenia-powinno być ci wszystko jedno.Wiem,dla niektórych to brzmi kosmicznie "no jak może mi nie zależeć na życiu!" ale tak właśnie jest.Nie twierdzę że ja to osiągnąłem.Takie jest przesłanie każdej religii.

Po co mi gonić za ludzką akceptacją i życzliwością przez bycie miłym,grzecznym,uległym,"pokornym"-skoro te starania dają taką reakcję:obrzydliwe,obrażliwe myśli,obsesyjne myślenie "porzuci mnie!" itd.

Ja staram się tak myśleć:Bóg mnie kocha naprawdę,nie gorszy się mną,wszystko inne(ludzka aprobata) to śmieci,przelotne,przemijające sytuacje.

Albo dajmy na to ktoś boi się śmierci,śmiertelnej choroby,życia przegranego,marnego,niespełnionego itd.Spojrzeć na życie w wymiarze wieczności,że to się nie kończy.Nie ganiać nerwicowo do lekarza i na badania ale odwiedzić np.hospicjum,ludzi chorych w szpitalu-ten kierunek.

Trzeba nabrać dystansu przez skoncentrowanie się na wartości najwyższej,nieprzemijającej,a zostawić za sobą gonitwę za sprawami tego świata-wartościami przemijającymi.I nerwicogennymi.

Dobra,powymądrzałem się,było pytanie "co robić..."-rzekłem swoje.Koniec.

 

[Dodane po edycji:]

 

Hej,piece of sky,akurat też stukałem w klawiaturę,ten mały wypadek to może być ważna wskazówka dla terapeuty.Co znaczy dla małego dziecka nagła utrata przytomności(i pewnie potem jeszcze opowiadania dorosłych o tym).Na pewno trauma,nie ma wątpliwości.Pozdrowienia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć, doszedłem do wniosku że może jak i ja opisze swoją historie to poczuję sie lepiej.

Mam 24 lata mam umysłową pracę i choruje na nerwicę natrect nawet niewiem od kiedy....(sądze że to ta nerwica, nigdy nie byłem u lekarza, potrafi ukryć swoje zachowania, otwieram się tylko przed najbliższymi których niemam za dużo).

A więc z tego co pamiętam to w 3,4 klasa podstawowki miałem problemy z odychaniem - łapałem powietrze jak ryba, przechodziłem jakieś testy wydolnościowe płuc na których wynikało że wszystko jest ok, problem utrzymywał się ponad 1 rok.

Następnie pamiętam zabawe z myciem rąk i zakręcaniem kurków od wody, następnie były kurki od gazów i sprawdzanie czy drzwi wejściowe są zamknięte. Potem chyba była przerwa, bo nawet nie pamiętam tego okresu z mojego życia, ogólnie pamiętam wszystko jak przez mgłe.

Potem w liceum poznałem moją przyszłą żone i byłem tak zajęty, że niczego nie dotykałem, nie sprawdzałem poprostu byłem w końcu szcześliwy.

Potem na studiach przestałem macać kurki od gazu, a zacząłem na nie patrzeć czy są zakreconę, potem szturchąc lodówke czy jest zamknięta i czy drzwi od mojego studenckiego pokoju są zamknięte i to trwa do teraz, choc już skończyłem studia to nadal to zostało..... a nawet doszedł ból serca i wogule uczucie że umieram(choć wszystkie wyniki są ok)......

Jedynie gdzie nie sprawadzam czy wszystko jest OK, to praca, przychodzę do niej i ciesze się że mam dużo pracy i nie będe miał czasu na te głupoty.

Czego się boje? boje się ze komuś z moich bliskich coś się stanie lub mnie i zostawie ich samych.

 

Najgorsze w tym wszystkim jest tom że od kilku lat wiem, że źle robie, mówie sobie nie sprawdzaj tych drzwi idz spać, ale się nie da, nie zasne i po jakimś czasie wstane i będe je sprawdzał 10 razy....

 

Kim jestem? ponoć osobą która nie potrafi się cieszyć z własnego życia, nie jestem zwariowany, długo zabiera mi zapoznanie kontaktu z ludźmi.

A jaki jestem przy innych? Ponoć bardzo miłą osobą o dużej kulturze bycia i pnąca sie po szczeblach kariery... Ponadto osoby które dłużej mnie znają uważaja, że za dużo myśle(nie potrafię się bawić)...

Czasem wolałbym, aby było na odwrót, aby rozum był ok a praca gorsza.. chyba wszysto bym odał za chwile nie myślenia, szaleństwa.

 

Mam marzenia nawet wiele, ale po chwili dochodzę do wniosku, że marzenia jeść nie da, że powinienem jednak robić coś innego, nawet jak coś zaczne to się skupić nie mogę...

 

I nawet niewiem co ze sobą zrobić, gdzie się ratować.....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

goffy, Ratunku powinieneś szukac u specjalisty. Najpierw zaczac od terapii. Moze Tobie będzie trudno otworzyc się przed obcą osobą, ale niestety powinieneś się zdecydować podjać ten krok. Masz jakieś zaburzenie, które powoduje,że Twoje natręctwa utrudniają Ci funkcjonowanie. Nie wiesz dlaczego tak jest bo jesteś tego nieświadomy. Terapia uswiadamia. Człowiek zbiera sie w sobie i zaczyna nad soba pracować. To jest bardzo trudne, cieżkie, mozolne...bo to praca nad soba ,moze własnymi słabosciami.

Dobry terapeuta.......zacznij juz szukać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×