Skocz do zawartości
Nerwica.com

CHAD Choroba Afektywna Dwubiegunowa


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

hej

Biore Lit w ilości 4 X 250 mg ( to jedyny lek , ktory minimalnie bo minimalnie ale poprawil mój stan)

Oprócz tego clonazepam 2x 0,5 mg (bez niego lęk i napięcie osiągają poziom samobójczogenny )

W ciągu 3 lat wypróbowałem wszystkie SSRI (po kilku dniach brania doprowadzały mnie do stanu takiego ,że chodziłem po ścianach i wylem z lęku i napięcia-nawet benzo nie pomagały-zero snu, totalna akatyzja i odrealnienie), SNRI -reakcja taka sama jak po SSRI-nie do wytrzymania. Po SSRI 2 razy skończyłem w szpitalu gdyż bylem pewny że tym razem tego nie zniosę i skończę tą mękę...

Mianseryna dała jakąś ulgę na 2 tyg ,ale potem jej czar prysnął , poza tym zacząłem czuć kule w gardle

Próbowałem też wellbutrin ale powodował nasilenie lęków i bardzo silne odrealnienie

Przez pewien czas (jakies trzy miesiące ) działał fluanxol jako tako , w ilości 1 mg , lecz również przestał działać.....

Tydzień temu zapisano mi klopiraminę (anafranil) -bardzo liczyłem na jej działanie-niestety po kilku dniach zmiażdżyła mnie jak SSRI

Lekarzy miałem kilku-niestety widzę ich bezsilność

jedynym skutecznym "lekarstwem" jest stan manii , ktory u mnie niestety pojawia sie raz do roku i trwa okolo 2-3 tyg. Wtedy mam ułudę powrotu do zdrowia

Teraz jestem juz u kresu wytrzymałości-nie widzę wyjścia z sytuacji ...poza jednym....i tak długo wytrzymałem w takim stanie. czuje cały czas napięcie i lęk na poziomie odbierającym mi zmysły (często leżę pod kołdrą w pozycji embrionalnej i wyję po prostu ), totalne odrealnienie , zaniki pamięci. jedynie alkohol potrafi mnie sprowadzic na chwile do normalnego świata zdrowych , ale ostatnio po nim puszczają mi nerwy.....

Przestałem widzieć jakąkolwiek nadzieje i obawiam sie ,że nawet tych 40 lat co mój ojciec (powiesil sie z powodu choroby jak sie okazuje-wcześniej maskował objawy 5 letnim piciem )nie dożyję ( mam 38)

Może macie jakies sugestie moi Drodzy Przyjaciele???

Pomóżcie waszym doświadczeniem

Robert

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie jestem doświadczona w radzeniu innym, gdyż sama nie za bardzo sobie radzę i się znam

ale napiszę - zawalcz, nie musisz kończyć jak ojciec

jedno co to na pewno nie uciekaj w alkohol, nie wolno do leków, to tylko pogarsza!

pamiętaj, że Twój syn chce mieć ojca, nie ważne czy zdrowy czy chory, ważne, ze się go posiada, że jest... chcesz, zeby on będąc w Twoim wieku też się zastanawiał, czy ma skończyć jak dziadek czy tato? Nie, Ty mu pokaż, ze nie trzeba tak!

Wydaje mi sie, że to co możesz zrobić to iść na dłuższy pobyt do szpitala, dla dobra swojego i rodziny, by tam Cię wyleczyli i byś potem mógł do niej wrócić i cieszyć się z jej istnienia.

Trzymaj się!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Robert wiesz doskonale, że nie wolno łączyć alkoholu z takimi lekami! Możesz tym bardzo pogorszyć sytuację. Może dlatego leki nie działają, że pijesz? Posłuchaj musi być wyjście z tej sytuacji. Wątpisz w to, że lekarze mogą Ci pomóc, ale to nie znaczy że nie mogą. Musisz poszukać dobrego specjalisty, iść do niego opowiedzieć mu o wszytskim, o tym, że pijesz biorąc leki także. Może potrzebujesz jakiejś porządnej terapii, może innej metody leczenia. Nie zwlekaj z tym. Znajdź dobrego lekarza i idź do niego jak najszybciej. Może ktoś na forum poleci Ci kogoś z okolic, sprawdzonego. Poza tym sam możesz sobie pomóc kierując swoje myśli na inne tory. Skupiaj się na tym, że jest wyjście, że sytuacja się zmieni na lepsze. Już Ci pisałam, że Twoja psychika i tak ma już dosyć. Nie pogrążaj jej jeszcze bardziej negatywnymi myślami. Wyobrażaj sobie dobre rzeczy, np, że siedzisz z synkiem uśmiechnięty, że się razem bawicie. Takie obraz dodadzą Ci siły więc wyświetlaj je sobie w głowie jak najczęściej. Jak ogarnia Cię zły stan, nie ulegaj mu. Pomyśl o swojej rodzinie, o tym jak byłeś kiedyś zdrowy i jak dobrze się czułeś.Wspieraj swoją psychikę takimi pozytywnymi wrażeniami. Sam też poczujesz się lepiej jak skupisz się na czymś pozytywnym. I nawet jak to brzmi banalnie spróbuj zastosować, bo pomaga. Poza tym możesz stawiać sobie jakieś małe cele każdego dnia na miarę Twoich możliwości i starać się je realizować. To zawsze motywuje.

A może problem polega na tym, że za dużo leków bierzesz i skupiają się lekrze na lekach a brakuje wsparcia typu porządna psychoterapia? Leki nie rozwiązują przecież wszytskich problemów. Potrzebujesz wsparcia psychologa również. Wierzę w Ciebie i to, że dasz sobie z tym wszytskim radę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przeszedłem roczna psychoterapie-angażowałem sie ze wszystkich sil-niestety w tym schorzeniu nie ma ona najmniejszych szans powodzenia. Nie dala nic. Rownie dobrze moglem nia leczyc złamana nogę ....CHAD jest widocznie stricte chorobą ciała (mózgu) a nie emocji czy tez duszy.

Muszę spożywac alkohol-jedynie on pozwala mi nie odebrać sobie zycia.....po wszystkim innym jest jeszcze gorzej . A stan wyjściowy jest równiez nie do wytrzymania. Piekło na ziemi.

Dzięki za słowa wsparcia i rady. Doceniam Wasze zaangażowanie i rozważam Wasze sugestie

Robert

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W tej chorobie ważny jest regularny kontakt z lekarzem, bo dobór leków zalezy od stanu w którym się aktualnie znajdujesz. Są różne sposoby na to, jak nauczyć się żyć z tą chorobą, żeby to wszytsko było łatwiejsze. A może psychoterapia z innymi chorymi na ChAD? Wymiana doświadczeń i pomysłów na radzenie sobie z problemami może być pomocna. Czasem nie jesteśmy w stanie niektórych rzeczy zmienić, niestety. Ale można się nauczyć z tym żyć, do tego jakoś przystosować. I jakkolwiek by nie było, zawsze jest nadzieja na poprawę sytuacji, pamiętaj o tym. Próbuj każdego dnia się przełamywać i iść do przodu, robić więcej rzeczy, realizować swoje plany. A co do alkoholu, rozumiem że pijesz skoro to wg Ciebie jedyny sposób, ale to niebezpieczne. Ja się i tak upieram przy tym, żebyś bardziej zaangażował się w wizyty u specjalisty i mówił mu o wszytskim. I żebyście razem szukali lepszych sposobów na walkę z chorobą. I trzymaj się myśli, że one się znajdą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

....moja odpowiedzialność za Synka i nieopisana do Niego milośc jest moim błogosławieństwem a zarazem przekleństwem nie pozwalającym mi zafundować sobie ulgi w postaci samobójstwa.....niestety zona postanowila flirtować ze zdrowymi.....choroba zniszczyła mi życie , zniszczyła małżeństwo, ojcostwo, kariere i odebrała szanse na godziwe zycie

Nie jestem alkoholikiem-ja trudno sie uzalezniam......jak bylem zdrowy to nie pilem , nie palilem nie ćpałem-siłownia boks interesy dom rodzina dziecko-to moje priorytety były.

teraz .........brak mi słów aby opisac tą beznadzieję.

czemu Bóg odbiera gwałtownie często zycie zdrowym, młodym, a mi nie chce dać tej ulgi????

Robert

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

robert

Od jakiegoś czasu śledzę Twoje wpisy i przyznam ,że jestem nimi bardzo poruszona. Zdaję sobie sprawę ,że radzenie Ci psychoterapii i słowa masz dla kogo żyć nic nie wnoszą. Ale chcę Ci napisać, że nie próbowałeś jeszcze wszystkiego. Kiedyś trafiłam na taki artykuł:

http://dziennik.pl/wydarzenia/article295594/Sukces_lekarzy_czipem_uleczyli_z_depresji.html

 

Męcz swojego lekarza, niech szuka innych sposobów , skoro leki w żaden sposób nie przynoszą Ci ulgi. Niech Cię skierują do jakiegoś Instytutu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

cześć Amon

Ano tak jakby deczko lepiej

choćby już to , że jestem w stanie napisać posta , co ostatnio było niemożliwe...

Od kilku dni biorę ( na razie w minimalnej dawce ) Amitryptylinę. Jest to chyba ostatnia deska ratunku...Ponoć najmocniejszy ( obok anafranilu , którego nie toleruję-za mocny wychwyt serotoniny -akatyzja,oraz za mocna sedacja ) choć stary lek antydepresyjny

mam juz głęboko....skutki uboczne amitryptyliny w postaci kardiotoksyczności itd...wolę umrzeć za 10 lat na serce niz teraz na gałęzi,hehe

Jest deczko lepiej. Wprawdzie jestem lekko podminowany (noradrenalina) ale nie mam tak ostrych derealizacji i myśli samobójczych jak przed kilkoma dniami.

Zobaczymy jak lek sie rozkręci

Może będzie dobrze

Na razie nie funkcjonuje jeszcze zbytnio , ale nie odczuwam juz tak nieprzemożnej chęci odebrania sobie życia i taka jakby lekka nadzieja sie we mnie obudziła oraz dzięki noradrenalinie ukryty gdzieś, zagrzebany pod pokładami lęku i beznadziei wojownik

A jak u Ciebie??

Pozdrawiam

Robert

 

[Dodane po edycji:]

 

Aha

Przy amitryptylinie od razu udało mi sie zredukować o połowe benzo, co tez nie jest bez znaczenia....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki

Musze przyznac , że po amitryptylinie wczoraj czułem sie całkiem nieźle-tak nie czułem sie od okolo 2-3 miesięcy....nawet zwrócilem uwagę że wiosna jest,hehehe.Wcześniej ,w malignie derealizacji i lęku nie docierało do mnie to zbytnio....

Nie mam nawet tych wszystkich drastycznych skutków ubocznych . Może tylko suchość w ustach mi dokucza.

za to mam ochote cos robić, potrafie rozmawiać z ludźmi,nareszcie znów dociera co do mnie mówią.

mam nadzieje że ten lek to jest to....a jak tak , to szkoda że dopiero po 3 latach męki na niego trafilem

Robert

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika-to chyba Cud , że przetrwałem ostatni miesiąc.Tak źle było tylko raz w czasie mojej choroby i skończyło sie to psychiatrykiem ,gdyż chciałem skończyć ze sobą

dzięki za wsparcie Wam wszystkim

na

pewno jest to jeden z elementów pozwalających przetrwać najcięższe chwile-świadomośc że nie tylko ja zmagam sie z tym gó.wnem odbierającym chęc do życia, zdrowy rozsądek,nadzieję, pracę, rodzinę,przyjaciół i szacunek do samego siebie

Wiem że nie jestem sam

Nikt tak nie zrozumie tego cierpienia i chęci zakończenia tego jak Wy

Myślę , że teraz być może będzie choć trochę z górki...

Robert

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wszyscy trzymamy za Ciebie kciuki Robercie :smile: A myśl że nie Ty jedyny na świecie to masz na pewno może Ci pomóc. Musisz być silny a teraz jest nadzieja, leki trochę pomagają- pewnie się rozkręcą i będzie naprawdę dobrze- wreszcie! Musisz być cierpliwy i się nie poddawać tak łatwo. No kto jak nie Ty? :smile: I musisz wierzyć w to, że najgorsze już za Tobą, że już to przetrwałeś i nic Cię nie pokona.

 

Nie jesteś sam, pamiętaj.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

rober6666, śledzę ten wątek od dłuższego czasu.

 

Myślę , że teraz być może będzie choć trochę z górki...

no w końcu kiedyś ZAWSZE musi być przez chociażby chwilę, zeby było z górki.. chociaż fajnie by było, gdyby to nie była tylko chwila.. ;)

trzymam kciuki i kibicuję.

2dmbneq.gif

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Amon_Rah,

 

Przykro słyszeć,że terapia się nie sprawdza w przypadku CHAD.

A są jakieś statystyki, które mówią w jakim wieku można zachorować? I kto? I czy np. osoba z zaburzeniami lękowo -depresyjnymi kwalifikuje się do tej choroby? Oczywiscie mam na myśli siebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Amon_Rah,

 

Dziękuje za odpowiedź.

 

Jeszcze proszę zaspokoic moja ciekawośc jeśli oczywiście możesz........

Czy nacodzień odczuwasz leki? stany lękowe czy depresyjne?

Ja o tej chorobie wiem tylko tyle,że są jej dwa bieguny: depresja z lękiem oraz mania czy hipomania.

Czy takie okresy trwają długo? naprzemiennie? jak to właściwie jest.

I czy nacodzień funkcjonujesz bez zarzutów, chodzi mi o to czy sam ze sobą dobrze się czujesz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ka Po i Amon

Ja mam dokładnie tak samo jak Wy

Zawsze byłem pełen energii, pełen pomysłów, nie balem się życia i problemów z nim związanych-z wielką werwą i ochotą rozpieprzałem w pył problemy moje jak i najblizszych-byłem chętnie zapraszany na wszelkie imprezy i spotkania z racji tego ,że nie jęczałem , nie narzekałem ,tylko tryskałem dobrym humorem i uważałem ,że życie jest za krótkie żeby się zamartwiać.

Z perspektywy czasu widzę , że nie bylem tak do końca "normalny"-nie potrafiłem w żadnej szkole ( a naprawdę nie byłem głupi ) czy tez pracy dłużej zagrzać miejsca-po prostu nudziła mnie monotonia. Uwielbiałem adrenalinkę, stąd pewnie konflikty z prawem...

Miewałem od czasu do czasu chwile derealizacji ale były rzadkie i krótkotrwałe. Nie wiedziałem że to mogą być pierwsze oznaki zbliżającej się tragedii

Choroba wybuchła nagle-położyłem się spać zdrowy, pełen ochoty do życia ,a zbudził mnie o 5 rano potężny, potworny przejmujący lęk i odrealnienie. Nie wiedziałem co sie ze mną dzieje. Z godziny na godzinę i z dnia na dzień było coraz gorzej. Po jakimś miesiącu takiego stanu osiągnąłem dno , czeluść depresji i lęku. Nie wychodziłem z łóżka, wyłem , płakałem , nie jadłem....Zaczęto leczyć mnie typowo antydepresyjnie co tylko potęgowało objawy.Skończyło się psychiatrykiem, który nic nie pomógł.Wyszedłem na własne życzenie.Tak strasznie chciałem przestać żyć...zacząłem myśleć o ojcu, który odebrał sobie życie po 5 latach nieprzerwanego picia.Teraz już wiedziałem czemu to zrobił....dotarło do mnie że picie to był jedyny ratunek w chorobie. Jego siostra tez sobie życie odebrała......zrozumialem że to CHAD musiała ich do tego doprowadzić.Zacząłem podejrzewać że też to gó.wno mam-lekarze nie chcieli o tym nawet słyszeć i dalej ładowali mi SSRI , co tylko mnie znów do psychiatryka doprowadziło gdyż z linką udałem się do lasu (nie wiem co mnie powstrzymało-może ten prawdziwy , przekorny wojownik który zawsze mnie napędzał do działania wbrew problemom i światu )-cierpienie było juz nie do wytrzymania...dopiero po prawie 2 latach pierwsza mania -cudowny stan po tak długim okresie depresji-myślałem że wreszcie ozdrowialem . Niestety trwało to tylko 3 tygodnie i potem straszliwy upadek w ciągu 1 dnia....wtedy juz na poważnie chcialem sie zabić

Ostatnio bo okresie najcięższej depresji w życiu ktora trwała około 2 miesięcy jest troszke lepiej.

Jestem w stanie pisac tego posta, co nie dawno byłoby nie do pomyślenia

Nie mialem od 3 lat ani chwili remisji choroby-albo straszna depresja z potężnym lękiem albo krótkie okresy manii ( 3 w czasie całej choroby )

Po amitryptylinie w jakiś tam chemiczny sposób wrocilem troche do życia. czuje w sobie tą chemię, czuje że mój pojawiający sie o dziwo uśmiech jest chemiczny. Jestem spłycony emocjonalnie.Potrafię za to odczuwać gniew-co mnie cieszy-w jakis sposob jest to prawdziwe uczucie, takie krystaliczne, właściwe mojej osobowości nie wiem jak to opisać. Chcialbym jednak w takim samym stopniu odczuwać znów tez radość, miłośc oraz komfortowy stan wyluzowania...

Niestety ....

Rozpada mi się małżeństwo-żona nie wytrzymała tej próby, wolała kolegę z pracy podczas gdy ja byłem w sanatorium.......

ostatnio stracilem źródło dochodu-pozostała renta w wysokości 600 pln

Nie mam gdzie sie podziać-wszystkie pieniądze ładowałem w nasz wspólny dom i dziecko 6 letnie

nie jestem jeszcze w stanie podjąc pracy-to dopiero tydzien poprawy samopoczucia po prawie pól roku męki uniemożliwiającej mi normalna egzystencję

jestem w kropce

za dużo problemów na raz

czuje sie skrzywdzony

Nie wiem co będzie dalej

mam nadzieje że amitryptylina-ostatnia deska ratunku-obudzi we mnie tego fightera, da mi siłę i rozprawie sie ze swoimi problemami jak za dawnych czasów bywało.

Pozdrawiam

Robert

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak-my sie rozumiemy

W większości nienawidzę tych otaczających mnie debili, którzy GÓ.WNO wiedzą na temat tej choroby ale mają najwięcej do powiedzenia .....

Mój chrzestny mi kazał "wziąść się w garść i zmienić sposób myślenia ,bo mam przecież dziecko"- za te słowa wyprosilem go z domu i nie chce juz o nim słyszeć

...albo mój teść-debil "kiedy skończę z tym lenistwem i wezmę sie do roboty?? przecież mam rodzinę..."

...nie pamięta juz debil jak moja żona nie pracowała a ja zapierniczałem po 14 godzin na dobę.....

.....przerażające jest to że jak tak bardzo towarzyski kiedyś, zacząłem stronic od zdrowych teraz....

co im mam powiedzieć ,że jak sie czuję???oni za złe samopoczucie uważaja grypę albo kaca....

A Wy przynajmniej wiecie3 jak sie czuje pisząc , że mam ochote sie zabić, że nie wytrzymam juz tej męki....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"wziąść się w garść i zmienić sposób myślenia ,bo mam przecież dziecko"

"kiedy skończę z tym lenistwem i wezmę sie do roboty?? przecież mam rodzinę..."

rzeczywiście, motywujące hasła :roll:

no niestety tak jest już świat skonstruowany, że ludzi z problemami psychicznymi rozumieją najlepiej.. ludzie z podobnymi problemami.

cholera, ciężko jest właśnie z leczeniem, jeśli ma się pracę, bo tak naprawdę najlepiej byłoby się zamknąć w psychiatryku, a nie siedzieć na L4-nie ukrywajmy, pracodawcy tego strasznie nie lubią. a to nie jest grypa, ni przeziębienie, ze po tygodniu czy dwóch przejdzie... a za coś trzeba żyć.ehh

 

szkoda, że żona Cię nie rozumie... rozwodzić nad ideą małżeństwa się nie zamierzam, ale ślubuje się chyba "na dobre i na złe"...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niestety, ludzie tacy są że dopóty dopóki na własnej skórze nie przekonają się co tej jest ból psychiczny, ten zajebisty lęk, strach, dół, doprowadzający do tego, że chcesz skończyć swoje życie pomimo że je kochasz -to nie zrozumieją.

 

I tak jest nie tylko z CHAD'em itp Ja mam nerwicę lękową i też wiele razy słyszałam 'weż się w garść, w życiu trzeba wyluzować' i miałam ochotę w takich momentach sprzedać bombę w twarz temu, kto mi to mówił.

Czy ja jestem taka tępa że nie umiem wziąć się w garść? Przecież gdyby to było takie proste to nie było by psychiatrii itd.

 

Pamiętam moje pierwsze ataki paniki, chodziłam już po ścianach rycząc i gryząc tynk ze strachu, z derealizacji.. koszmar. Usłyszałam wtedy rady typu :'Może powinnaś znalezc sobie jakieś zajęcie, dziecko? Nie możesz się tak zamartwiać'...

NO CO TY?! :-|

Potem dostali diagnozę od psychiatry na papierze z pieczątką - powiedzieli, że ja konfabuluję i oszukałam psychiatrę bo mi się do szkoły chodzić nie chce.

Rodzina dopiero zaczęła rozumieć jak trafiłam na pogotowie w środku nocy, jak poczytali trochę o NL. I zobaczyli że to nie są moje pieprzone fanaberie tylko moje emocje poryło- cokolwiek to znaczy.

 

Też kiedyś byłam bardzo towarzyska, tak jak Ty Robercie. Dziś mam prawie wszystkich znajomych w dupie. A oni mnie. I jakoś nawet mnie to nie boli... A prawdziwi przyjaciele? Ich poznaje się w biedzie. I tylko tacy zostali, choć tak ich niewielu to są najważniejsi.

 

Więc nie ważne czy ma się CHAD, czy nerwicę, depresję, schizo, fobię... Jesteśmy jak jedna, wielka rodzina, towarzysze niedoli.

 

Najważniejsze to się nie poddawać, bo póki walczymy jesteśmy zwycięzcami.

 

Robert, nie poddawaj się, nie jesteś sam. I w dupie miej te durne rady.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję.......więcej współczucia i zrozumienia od obcych bądź co bądź , ale jakże mi bliskich Ludzi niż od tych którzy powinni być mi najbliżsi.....( żona )

Tym bardziej , że nie może narzekać-mimo tak ciężkich stanów jakimś cudem przynosiłem do domu niezłą kasę, opiekowałem sie dzieckiem i co pewnie bardzo ważne ,w strefie intymnej tez nie mogła narzekać-sprawność w tej materii to mój konik męskości i gdybym na tym polu poległ to straciłbym resztki szacunku dla siebie...

Dziś sie dowiedziałem że jej skok w bok to moja wina,hehehehe, bo w domu nie ma normalnie,hehehe

Niezła suka

Robert

 

[Dodane po edycji:]

 

...dobrze że mam zespół metalowy

..na próbach i koncertach udaje mi sie zapomnieć o bagnie mojego życia-jest tylko MUZYKA

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×