Skocz do zawartości
Nerwica.com

Samotność...


Saturn

Rekomendowane odpowiedzi

tez sie izoluje od otoczenia w gorszych momentach ale to trzeba przelamywac, wymyslac sobie jakies zadania, a przede wszystkim leczyc sie (psycholog, psychoterapeuta). i cala reszta sie ulozy jak wyjdziesz, milosc, praca itd;) powodzenia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moi drodzy witam was po raz kolejny na forum..chcę zapytać jak wy radzicie sobie z osamotnieniem i brakiem kontaktu z ludźmi....czy znacie na to jakąś radę bo mnie okropnie męczy mój stan nie potrafię się otworzyć nigdzie wyjść, jestem chorobliwie nieśmiała..mam duże problemy w kontaktach z ludźmi, łatwo wpadam w histerię jestem nadwrażliwa z byle powodu płaczę... czuję się okropnie samotna i ciężko mi z tym żyć...rezygnuję z wielu rzeczy... siedzę zamknięta w domu i wciąż się tylko coraz bardziej dołuję tym stanem..moimi komplekasami, bezwartościowością, złością, zazdrością te uczucia siedzą w e mnie na codzień gdy tylko przebywam ze zdrowymi ludźmi dołuje mnie to coraz bardziej i nie wiem co mam zrobić... :(

 

[ Dodano: Pią Cze 09, 2006 7:31 pm ]

a szkoła doluje mnie najbardziej..czuje się tam okropnie i nie ma na to sposobu...w takiej grupie ludzi moje napięcie się nasila..czuję się okropnie gdy mam tam siedzieć trześe się, muszę izolować..i nuikt mnie nie rozumie...niestety :?:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam. Długo sie zastanawiałam aby tutaj cokolwiek napisać być może z obawy że przyznam sie publicznie iż ze mną jest 'coś nie taK". Z nerwicą borykam sie od kilkunastu lat. Ogranicza mnie w każdej sferze mojego życia, okresowo zmienia sie i łagodnieje bywa jednak że nie pozwala mi sie skupić i normalnie żyć. Wsłuchuje sie w każdy szmer mojego organizmu. Zatracam zdolnośc normalnego reagowania na niektóre sytuacje. To co dla innych jest banalne dla mnie staje sie problemem nie do przekroczenia. Powinnam być szczęśliwa z kilku powodów. Mam wspaniałą rodzine męża i dzieci. Od nie dawna mam dobrą prace i zawsze wokół siebie przyjazne mi osoby. Staram sie wszystkim pomagac bo wiem jak to jest gdy sie kogoś potrzebuje..kogoś kto wesprze i powie coś co podniesie na duchu. Wiem że w napadzie paniki nie dociera nic do świadomości miotam sie i czekam aż samo minie. I mija...potem tylko czuje sie tak bardzo wykończona, wstydze sie przed sobą żę nie potrafie tego kontrolować, wstydze sie przed mężem że widzi moje słabości które zmieniają mnie tak drastycznie. Chciałabym aby mnie rozumiał...wymagam chyba zbyt wiele...nie mam nikogo komu mogłabym sie pożalić. Z reguły to ja pomagam znajomym sama nie odwżyłabym sie prosić o pomoc. Pewnie dlatego iż nie wierze że da sie coś z tym zrobić. Moje życie nie jest "szare" ta nerwica to tylko kilka napadów w ciągu roku. Nigdy nie wiem kiedy to sie stanie i kiedy znowu poczuje sie tak jak teraz. Wierze że nadejdzie dzień iż pogodze sie z tym żę "ją' mam. naucze sie ją akceptować i przyjmować jako część mojego życia. Na razie to trudne...ale wierze że mi sie uda. Pozdrawiam wszystkich...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam. Długo sie zastanawiałam aby tutaj cokolwiek napisać być może z obawy że przyznam sie publicznie iż ze mną jest 'coś nie taK". Z nerwicą borykam sie od kilkunastu lat. Ogranicza mnie w każdej sferze mojego życia, okresowo zmienia sie i łagodnieje bywa jednak że nie pozwala mi sie skupić i normalnie żyć. Wsłuchuje sie w każdy szmer mojego organizmu. Zatracam zdolnośc normalnego reagowania na niektóre sytuacje. To co dla innych jest banalne dla mnie staje sie problemem nie do przekroczenia. Powinnam być szczęśliwa z kilku powodów. Mam wspaniałą rodzine męża i dzieci. Od nie dawna mam dobrą prace i zawsze wokół siebie przyjazne mi osoby. Staram sie wszystkim pomagac bo wiem jak to jest gdy sie kogoś potrzebuje..kogoś kto wesprze i powie coś co podniesie na duchu. Wiem że w napadzie paniki nie dociera nic do świadomości miotam sie i czekam aż samo minie. I mija...potem tylko czuje sie tak bardzo wykończona, wstydze sie przed sobą żę nie potrafie tego kontrolować, wstydze sie przed mężem że widzi moje słabości które zmieniają mnie tak drastycznie. Chciałabym aby mnie rozumiał...wymagam chyba zbyt wiele...nie mam nikogo komu mogłabym sie pożalić. Z reguły to ja pomagam znajomym sama nie odwżyłabym sie prosić o pomoc. Pewnie dlatego iż nie wierze że da sie coś z tym zrobić. Moje życie nie jest "szare" ta nerwica to tylko kilka napadów w ciągu roku. Nigdy nie wiem kiedy to sie stanie i kiedy znowu poczuje sie tak jak teraz. Wierze że nadejdzie dzień iż pogodze sie z tym żę "ją' mam. naucze sie ją akceptować i przyjmować jako część mojego życia. Na razie to trudne...ale wierze że mi sie uda. Pozdrawiam wszystkich...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj na forum :D

 

Nie obawiaj się, nie jesteś osamotniona w tym, co odczuwasz. Jest nas wiecej. Niestety :(

To, że oczekujesz od mężą zrozumienia jest całkowicie naturalne. Nie wiem, czy w przypadku Twojego męża tak jest, ale możliwe, że Twój mąż sam gubi się w tym i nie wie jak okazać Ci wsparcie. Może po prostu mu tego nie potrafisz (lub obawiasz się) powiedzieć w nadziei, że"skoro kocha, to się sam domysli". Spróbuj mu powiedzieć co czujesz, czego oczekujesz, jakie masz potrzeby. Nie ma w tym nic złego, a wręcz przeciwnie, może wiele pomóc. Nie staraj się sama "dźwigać" tej choroby.

Podobnie postaraj się postępować w relacjach ze znajomymi. To dobrze, że starsz się im pomagać, ale akcentuj również to, że i Ty potrzebujesz pomocy, wsparcia i zrozumienia.

Wiem, że to może okazać się niełatwe - sam to znam, staram się pomagać, jednocześnie nie odważając się prosić o pomoc. I sam nie wiem dlaczego: czy dlatego, że nie widzę nikogo, kto mógłby mnie wesprzeć, czy dlatego, że moja ambicja sama chce "skręcić kark" tej chorobie... :?

Ale Ty z takim wsparciem na pewno dasz radę. :D Powodzenia !

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj na forum :D

 

Nie obawiaj się, nie jesteś osamotniona w tym, co odczuwasz. Jest nas wiecej. Niestety :(

To, że oczekujesz od mężą zrozumienia jest całkowicie naturalne. Nie wiem, czy w przypadku Twojego męża tak jest, ale możliwe, że Twój mąż sam gubi się w tym i nie wie jak okazać Ci wsparcie. Może po prostu mu tego nie potrafisz (lub obawiasz się) powiedzieć w nadziei, że"skoro kocha, to się sam domysli". Spróbuj mu powiedzieć co czujesz, czego oczekujesz, jakie masz potrzeby. Nie ma w tym nic złego, a wręcz przeciwnie, może wiele pomóc. Nie staraj się sama "dźwigać" tej choroby.

Podobnie postaraj się postępować w relacjach ze znajomymi. To dobrze, że starsz się im pomagać, ale akcentuj również to, że i Ty potrzebujesz pomocy, wsparcia i zrozumienia.

Wiem, że to może okazać się niełatwe - sam to znam, staram się pomagać, jednocześnie nie odważając się prosić o pomoc. I sam nie wiem dlaczego: czy dlatego, że nie widzę nikogo, kto mógłby mnie wesprzeć, czy dlatego, że moja ambicja sama chce "skręcić kark" tej chorobie... :?

Ale Ty z takim wsparciem na pewno dasz radę. :D Powodzenia !

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki wielkie za odpowiedź God's Top 10 :) Jestem ci wdzięczna za wsparcie którego teraz bardzo potrzebuje...Dlaczego ciągle zastanawiam sie nad tym czy nie jestem poważnie chora? dobija mnie to bo nie pozwala normalnie żyć. Mój mąż jest kochanym człowiekiem ale niestety nie rozumie mnie prawie w ogóle:(...czuje sie bezradna bo tak bardzo chciałabym usłyszeć to że wszystko co wymyślam to nerwica. Paradoksalne to jest bo z jednej strony tak bardzo chce od niej uciec a z drugiej strony chce o "niej" rozmawiać. Czasami mam już dośc..siebie..tych wymyślonych problemów..i objawów chorób których naprawde sie boje...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki wielkie za odpowiedź God's Top 10 :) Jestem ci wdzięczna za wsparcie którego teraz bardzo potrzebuje...Dlaczego ciągle zastanawiam sie nad tym czy nie jestem poważnie chora? dobija mnie to bo nie pozwala normalnie żyć. Mój mąż jest kochanym człowiekiem ale niestety nie rozumie mnie prawie w ogóle:(...czuje sie bezradna bo tak bardzo chciałabym usłyszeć to że wszystko co wymyślam to nerwica. Paradoksalne to jest bo z jednej strony tak bardzo chce od niej uciec a z drugiej strony chce o "niej" rozmawiać. Czasami mam już dośc..siebie..tych wymyślonych problemów..i objawów chorób których naprawde sie boje...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dlaczego ciągle zastanawiam sie nad tym czy nie jestem poważnie chora?
[Chodzi Ci o doszukiwanie się chorób w każdym "szmerze organizmu", jak to sama określiłaś ?] Odpowiedź na to pytanie jest chyba warta Nobla. ;) Wykonaj badania dla pewności, ze faktycznie nic Ci nie dolega. A jestem przekonany, że to dolegliwości wyłącznie o podłożu nerwicowym.

Myślę, że to jeden z podstępów tej choroby - choroba chce się "rozgościć" w naszej psychice, "podpuszcza nas" do samodzielnego nakręcania się, do dołowania się.

Ja przez jakiś czas nie potrafiłem zaakceptować swojej choroby. Wynikało to chyba z presji, którą sobie sam narzuciłem (po części też środowisko), że "facet musi być silny pod każdym względem".

Na szczęście zaakceptowałem to. Mam depresję. Ale niemal w tym samym momencie, kiedy sobie to uzmysłowiłem, pojawiła się druga myśl (jeśli wierzyć żartom, dwie myśli na raz u facetów są śmiertelne :lol: ), że to nie depresja ma kierować moim życiem, tylko ja ! Niedoczekanie, żebym się poddał tej chorobie :!:

I chyba dzięki tej chorobie odkrywam pokłady "swojej siły". Staram się zmienić postrzeganie świata i jest lepiej. A będzie jeszcze lepiej ;)

Nie jestem specjalistą, ale możliwe, że u Ciebie ta nerwica trwa właśnie dlatego kilkanaście lat, że boisz się zaakceptować chorobę. Nie męcz się juz dłużej, powiedz nerwicy DOŚĆ, wyzwól w sobie siłę (dla swojej wspaniałej rodziny i dla siebie) - podejmij leczenie (a może juz się leczysz, a ja nie dostrzegłem tego w tym, co napisałaś).

Co do Twojego męża: często to jednak jest tak, że "zdrowy nie zrozumie chorego", a często też i tak, że boimy się dzielić z kimś bliskim tego, co przerasta nas samych.

Ja wierzę, że można wygrać z nerwicą i depresją. Ale i sama osoba dotknięta taką chorobą musi w to uwierzyć.

Będzie dobrze, będzie dobrze, będzie dobrze !

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dlaczego ciągle zastanawiam sie nad tym czy nie jestem poważnie chora?
[Chodzi Ci o doszukiwanie się chorób w każdym "szmerze organizmu", jak to sama określiłaś ?] Odpowiedź na to pytanie jest chyba warta Nobla. ;) Wykonaj badania dla pewności, ze faktycznie nic Ci nie dolega. A jestem przekonany, że to dolegliwości wyłącznie o podłożu nerwicowym.

Myślę, że to jeden z podstępów tej choroby - choroba chce się "rozgościć" w naszej psychice, "podpuszcza nas" do samodzielnego nakręcania się, do dołowania się.

Ja przez jakiś czas nie potrafiłem zaakceptować swojej choroby. Wynikało to chyba z presji, którą sobie sam narzuciłem (po części też środowisko), że "facet musi być silny pod każdym względem".

Na szczęście zaakceptowałem to. Mam depresję. Ale niemal w tym samym momencie, kiedy sobie to uzmysłowiłem, pojawiła się druga myśl (jeśli wierzyć żartom, dwie myśli na raz u facetów są śmiertelne :lol: ), że to nie depresja ma kierować moim życiem, tylko ja ! Niedoczekanie, żebym się poddał tej chorobie :!:

I chyba dzięki tej chorobie odkrywam pokłady "swojej siły". Staram się zmienić postrzeganie świata i jest lepiej. A będzie jeszcze lepiej ;)

Nie jestem specjalistą, ale możliwe, że u Ciebie ta nerwica trwa właśnie dlatego kilkanaście lat, że boisz się zaakceptować chorobę. Nie męcz się juz dłużej, powiedz nerwicy DOŚĆ, wyzwól w sobie siłę (dla swojej wspaniałej rodziny i dla siebie) - podejmij leczenie (a może juz się leczysz, a ja nie dostrzegłem tego w tym, co napisałaś).

Co do Twojego męża: często to jednak jest tak, że "zdrowy nie zrozumie chorego", a często też i tak, że boimy się dzielić z kimś bliskim tego, co przerasta nas samych.

Ja wierzę, że można wygrać z nerwicą i depresją. Ale i sama osoba dotknięta taką chorobą musi w to uwierzyć.

Będzie dobrze, będzie dobrze, będzie dobrze !

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witaj God'Top 10:)) Twoje wypowiedzi są dla mnie bardzo cenne. Bardzo sie ciesze że podejmujesz ze mną tak trudne zagadnienia jak nerwica. powiem ci szczerze żę nie do końca chce zaakceptować istniejący we mnie fakt iż jestem "chora". Dla mnie to wciąż temat mojego wewnętrznego "tabu" Naprawde trudne do określenia jest to co czuje. to ciągla wewnętrzna walka jaką prowadze każdego dnia. Walcze o swoje wyzwolenie a nagrodą ma być moje lepsze samopoczucie i dowartościowanie sie. Nie wierze w siebie chociaż sama nie wiem dlaczego tak jest. Myśle że to główne podłoże mojej nerwicy..ten nadmiar krytycyzmu i samoniszczenie sie:( smutne to bo kiedyś ktoś bliski mi powiedział żę umartwiam sie nawet wtedy gdy nie musze. Wtedy gdy powinnam sie cieszyć ja jestem smutna. Ogólnie jestem uśmiechniętą osobą ( o dziwo jak świetnie sie maskuje przed otoczeniem:) ) natomiast wewnątrz chce mi sie płakać z bezsilności. Nie lecze sie , nie chce wole "walczyć" sama z pomocą takich ludzi jak TY. Zapomniałam dodać że nawrót choroby nastapił około 10 lat temu gdy zmarła mi najbliższa i jedyna osoba jaką miałam mój Tata. Świat mi runął w krótkim czasie..boje sie śmierci bo tak blisko niej stałam. nie moge zapomnieć i dlatego cierpie. Pozdrawiam Cie gorąco i oczekuje Twojej kolejnej odpowiedzi:)) pozdrowionka

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witaj God'Top 10:)) Twoje wypowiedzi są dla mnie bardzo cenne. Bardzo sie ciesze że podejmujesz ze mną tak trudne zagadnienia jak nerwica. powiem ci szczerze żę nie do końca chce zaakceptować istniejący we mnie fakt iż jestem "chora". Dla mnie to wciąż temat mojego wewnętrznego "tabu" Naprawde trudne do określenia jest to co czuje. to ciągla wewnętrzna walka jaką prowadze każdego dnia. Walcze o swoje wyzwolenie a nagrodą ma być moje lepsze samopoczucie i dowartościowanie sie. Nie wierze w siebie chociaż sama nie wiem dlaczego tak jest. Myśle że to główne podłoże mojej nerwicy..ten nadmiar krytycyzmu i samoniszczenie sie:( smutne to bo kiedyś ktoś bliski mi powiedział żę umartwiam sie nawet wtedy gdy nie musze. Wtedy gdy powinnam sie cieszyć ja jestem smutna. Ogólnie jestem uśmiechniętą osobą ( o dziwo jak świetnie sie maskuje przed otoczeniem:) ) natomiast wewnątrz chce mi sie płakać z bezsilności. Nie lecze sie , nie chce wole "walczyć" sama z pomocą takich ludzi jak TY. Zapomniałam dodać że nawrót choroby nastapił około 10 lat temu gdy zmarła mi najbliższa i jedyna osoba jaką miałam mój Tata. Świat mi runął w krótkim czasie..boje sie śmierci bo tak blisko niej stałam. nie moge zapomnieć i dlatego cierpie. Pozdrawiam Cie gorąco i oczekuje Twojej kolejnej odpowiedzi:)) pozdrowionka

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja cieszę się, że to co piszę w jakiś sposób Ci pomaga.

Jakie masz opory przed akceptacją swojej choroby ? Postaraj się znaleść je i rozpraw się z nimi. Niech nerwica nie będzie dla Ciebie problemem, który chciałabyś zmieść "pod dywan świadomości". Łatwiej walczyć z chorobą, którą akceptujesz i której podstępne mechanizmy znasz.

Jesteś wartościową kobietą, te wartości dostrzegł w Tobie Twój mąż i dlatego Cię poślubił. Masz w sobie spory potencjał, skoro dostałaś szansę pracy w czasie, kiedy o pracę nie jest łatwo. Twoje zalety dostrzegają inni, skoro masz wokół siebie (jak sama piszesz) przyjazne osoby. A jednocześnie te wszystkie przyjazne dusze, które skupiasz wokół siebie akceptują Cię taką, jaka jesteś razem z Twoimi wadami. Masz zastrzeżenia do swojej urody ? Twój mąż ich nie ma, kocha Cię tak piękną, jaka jesteś (tak jest skoro według Twoich słów jest wspaniały). Więc dlaczego Ty siebie nie akceptujesz, skoro wszystkie argumenty wskazują na to, że jesteś kobietą wartościową ?

Myślę, że ta bliska Ci osoba ma rację co do tego, że umartwiasz się niepotrzebnie. Twój krytycyzm jest niepotrzebny aż w takim stopniu. Krytycyzm powinien nam towarzyszyć co najwyżej do takiego stopnia, by zapamiętać jaki błąd się popełniło i z tej nauki wyciągać wnioski na przyszłość. I to wszystko. Gnebienie siebie za błędy nie pomoże w niczym, bo ze strachu przed błędami, będziemy je popełniac jeszcze częściej na zasadzie "przyciągania tego, czego chciałoby się uniknąć".

Dlaczego uważasz, że jesteś bezsilna ? Wcale nie jesteś, to Ty głównie masz wpływ na swoje życie, Ty nim kierujesz. I z tego co widzę potrafisz nim kierować mądrze. Kieruj więc życiem tak, by nie było w nim miejsca na doszukiwanie się krytyki tam, gdzie jest zbyteczna.

Przynam się, że mnie szczerze zmartwiłaś tym, że chcesz walczyć z nerwicą bez pomocy specjalistów. Oni po to są, żeby nam pomagać. Na pewno mają większe doświadczenie i wiedzę w tej dziedzinie, niż ja.

Oni pomogą Ci uporać się z tą ogromna traumą po stracie Twojego Taty, z uporządkowaniem samooceny, z poszukiwaniem powodów do tego, by być z siebie zadowoloną. A jak to wyżej wykazałem, masz powody do zadowolenia z siebie.

Ojej ale się rozpisałem :shock: , obyś nie zasnęła przy tym ;)

Głowa do góry !

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja cieszę się, że to co piszę w jakiś sposób Ci pomaga.

Jakie masz opory przed akceptacją swojej choroby ? Postaraj się znaleść je i rozpraw się z nimi. Niech nerwica nie będzie dla Ciebie problemem, który chciałabyś zmieść "pod dywan świadomości". Łatwiej walczyć z chorobą, którą akceptujesz i której podstępne mechanizmy znasz.

Jesteś wartościową kobietą, te wartości dostrzegł w Tobie Twój mąż i dlatego Cię poślubił. Masz w sobie spory potencjał, skoro dostałaś szansę pracy w czasie, kiedy o pracę nie jest łatwo. Twoje zalety dostrzegają inni, skoro masz wokół siebie (jak sama piszesz) przyjazne osoby. A jednocześnie te wszystkie przyjazne dusze, które skupiasz wokół siebie akceptują Cię taką, jaka jesteś razem z Twoimi wadami. Masz zastrzeżenia do swojej urody ? Twój mąż ich nie ma, kocha Cię tak piękną, jaka jesteś (tak jest skoro według Twoich słów jest wspaniały). Więc dlaczego Ty siebie nie akceptujesz, skoro wszystkie argumenty wskazują na to, że jesteś kobietą wartościową ?

Myślę, że ta bliska Ci osoba ma rację co do tego, że umartwiasz się niepotrzebnie. Twój krytycyzm jest niepotrzebny aż w takim stopniu. Krytycyzm powinien nam towarzyszyć co najwyżej do takiego stopnia, by zapamiętać jaki błąd się popełniło i z tej nauki wyciągać wnioski na przyszłość. I to wszystko. Gnebienie siebie za błędy nie pomoże w niczym, bo ze strachu przed błędami, będziemy je popełniac jeszcze częściej na zasadzie "przyciągania tego, czego chciałoby się uniknąć".

Dlaczego uważasz, że jesteś bezsilna ? Wcale nie jesteś, to Ty głównie masz wpływ na swoje życie, Ty nim kierujesz. I z tego co widzę potrafisz nim kierować mądrze. Kieruj więc życiem tak, by nie było w nim miejsca na doszukiwanie się krytyki tam, gdzie jest zbyteczna.

Przynam się, że mnie szczerze zmartwiłaś tym, że chcesz walczyć z nerwicą bez pomocy specjalistów. Oni po to są, żeby nam pomagać. Na pewno mają większe doświadczenie i wiedzę w tej dziedzinie, niż ja.

Oni pomogą Ci uporać się z tą ogromna traumą po stracie Twojego Taty, z uporządkowaniem samooceny, z poszukiwaniem powodów do tego, by być z siebie zadowoloną. A jak to wyżej wykazałem, masz powody do zadowolenia z siebie.

Ojej ale się rozpisałem :shock: , obyś nie zasnęła przy tym ;)

Głowa do góry !

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj God"s Top 10 :)..ponownie dziękuje za słowa otuchy..czekam na nie wciąż zaglądając czy napisałeś znowu coś co pomogłoby mi przetrwac kolejny dzień w przekonaniu że będzie dobrze. Widzisz po śmierci taty próbowałam zwrócić sie o pomoc do specjalistów..niestety nie rozumieli mnie miałam wrażenie że to co mówie nie ma dla nich znaczenia. Byłam u pani psycholog która usilnie próbowała zakończyc tamat "mieszcząc" sie w czasie za który 'zapłaciłam". Dostać sie do dobrego psychologa to loteria porównywana do wygranej na loterii.Pod wpływem mojego kolejnego podłamania udałam sie do psychiatry który przepisał mi cudowne leki..prowadzące do totalnego wyłączenia mnie ze świata ludzi myślących..spałam i czułam sie jak w kolejnym transie w którym nie moge nic zrobić. Po kilkunastu miesiącach spróbowałam jeszcze raz..tym razem udałam sie do psychologa który traktował mój problem jak "jeden z wielu' nie wspierając ani nie pocieszająć w żaden sposób. Czułam sie źle bo pomyślałam sobie przez chwilke "Boże co ja tutaj robie skoro mam tylu przyjaciół" wyszlam i więcej nie wróciłam. Moja nerwica nie pozwala mi sie otworzyć przed ludźmi faktycznie zdrowy chorego nie zrozumie bo nie ma ku temu podstawy. Boje sie że mi nie wypada na "to" chorować. Mam odpowiedzialną prace, ucze dzieci i obawiam sie chyba najbardziej tego że ktoś może mi zarzucić iż 'jestem " nienormalna" i że nie moge pracować w swoim zawodzie. Obawiam sie tego bo kocham swoją prace i pomimo wielu trudnych i nerwowych chwil jakie w niej przeżywam ciesze sie każdą chwilą spędzoną z dzieciakami. To moja blokada. Jeżeli chodzi o swoje dowartościowanie a raczej o jego brak to wynika on z faktu że czuje sie "niepotrzebna". Jak już wspomniałam posiadam wielu wspaniałch ludzi wokół siebie, podobno uchodze za miłą, ładną i skromną dziewczyne (chociaż nie mnie to oceniać aż sie dziwie że to napisałam), jestem otwarta na cudze problemy i przeżywam je jak swoje własne ( co w moim przypadku nie jest porządane) ogólnie często sie uśmiecham i myśle sobie teraz że wszystkie osoby które mnie znają nigdy nie "wpadłyby" na to że jestem tutaj na tym forum i że moge mieć "takie" problemy. Potrzebuje osoby która przemówi do mnie w taki sposób w jaki Ty to robisz..wtedy wiem że dam rade..naprawde chce w to wierzyć:) Dziękuje Ci God's i do usłyszenia..mam nadzieje:)..pozdrawiam serdecznie..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj God"s Top 10 :)..ponownie dziękuje za słowa otuchy..czekam na nie wciąż zaglądając czy napisałeś znowu coś co pomogłoby mi przetrwac kolejny dzień w przekonaniu że będzie dobrze. Widzisz po śmierci taty próbowałam zwrócić sie o pomoc do specjalistów..niestety nie rozumieli mnie miałam wrażenie że to co mówie nie ma dla nich znaczenia. Byłam u pani psycholog która usilnie próbowała zakończyc tamat "mieszcząc" sie w czasie za który 'zapłaciłam". Dostać sie do dobrego psychologa to loteria porównywana do wygranej na loterii.Pod wpływem mojego kolejnego podłamania udałam sie do psychiatry który przepisał mi cudowne leki..prowadzące do totalnego wyłączenia mnie ze świata ludzi myślących..spałam i czułam sie jak w kolejnym transie w którym nie moge nic zrobić. Po kilkunastu miesiącach spróbowałam jeszcze raz..tym razem udałam sie do psychologa który traktował mój problem jak "jeden z wielu' nie wspierając ani nie pocieszająć w żaden sposób. Czułam sie źle bo pomyślałam sobie przez chwilke "Boże co ja tutaj robie skoro mam tylu przyjaciół" wyszlam i więcej nie wróciłam. Moja nerwica nie pozwala mi sie otworzyć przed ludźmi faktycznie zdrowy chorego nie zrozumie bo nie ma ku temu podstawy. Boje sie że mi nie wypada na "to" chorować. Mam odpowiedzialną prace, ucze dzieci i obawiam sie chyba najbardziej tego że ktoś może mi zarzucić iż 'jestem " nienormalna" i że nie moge pracować w swoim zawodzie. Obawiam sie tego bo kocham swoją prace i pomimo wielu trudnych i nerwowych chwil jakie w niej przeżywam ciesze sie każdą chwilą spędzoną z dzieciakami. To moja blokada. Jeżeli chodzi o swoje dowartościowanie a raczej o jego brak to wynika on z faktu że czuje sie "niepotrzebna". Jak już wspomniałam posiadam wielu wspaniałch ludzi wokół siebie, podobno uchodze za miłą, ładną i skromną dziewczyne (chociaż nie mnie to oceniać aż sie dziwie że to napisałam), jestem otwarta na cudze problemy i przeżywam je jak swoje własne ( co w moim przypadku nie jest porządane) ogólnie często sie uśmiecham i myśle sobie teraz że wszystkie osoby które mnie znają nigdy nie "wpadłyby" na to że jestem tutaj na tym forum i że moge mieć "takie" problemy. Potrzebuje osoby która przemówi do mnie w taki sposób w jaki Ty to robisz..wtedy wiem że dam rade..naprawde chce w to wierzyć:) Dziękuje Ci God's i do usłyszenia..mam nadzieje:)..pozdrawiam serdecznie..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj ponownie :D

Na podstawie tego, co napisałaś o psychologach, przypomniała mi się anegdota o nich. Jak dzieli się absolwentów psychologii ? - Są ludzie po psychologii i psychologowie ;)

Nie ustawaj w poszukiwaniach, że znajdziesz psychologów, a tych "po psychologii" będziesz omijała.

Możliwe, że Twoje doświadczenia w dziedzinie psychologów w jakimś stopniu wynikają z tego, co sama opisałaś wcześniej: nie chcesz mówić innym o tym, co czujesz. Nie chcesz zaprzątać ich uwagi "swoją skromną osobą". I tym sposobem dusisz wszystko w sobie. Sam wiem po sobie, że nie łatwo zmienić takie nastawienie. Ale stopniowo, powolutku da się.

Ktoś na forum (już nie pamiętam kto) jako wyjście z takiej sytuacji podał prostą i chyba skuteczną metodę. Kiedy trudno powiedzieć co się czuje, lepiej to napisać i zostawić do przeczytania bliskiej osobie.

Chorować wogóle "nie wypada" ;) , ale to choroby nas sobie upatrują jako "cele". Depresja czy nerwica to też choroby, tyle tylko, że dotykają naszej delikatnej psychiki. Ale też jak i inne choroby, są uleczalne.

Rozumiem Twoje obawy co do pracy, która tak wiele Ci daje.

Nie przywołuj lęków ! Nie zamartwiaj się tym, że ktoś zobaczy, że "jesteś nienormalna", bo przywołujesz takie lęki. Sama się tymi obawami nakręcasz, a nerwica tylko czycha na takie okazje :evil: Zmierz się z tymi lękami - powtarzaj sobie prawdę, że nie masz powodów do obaw, bo dzieciaki Cię uwielbiają. Dla wielu na pewno jesteś ich "ulubioną Panią".

Czujesz się niepotrzebna ? Nie masz ku temu podstaw. Mało razy nauczane przez Ciebie dziecko przyszło zapytać się czy dobrze "coś" zrobiło ? Dzieci potrzebują Cię, potrzebują pochwalenia, kiedy coś zrobią dobrze i potrzebują, żeby ktoś im wskazał co zrobiły źle. Wtedy potrzebują wsparcia słowami "tym razem się nie udało, ale nstępnym razem zrobisz to lepiej". Potrzebują Ciebie.

Tak samo Twoja rodzina potrzebuje Cię, na tych samych zasadach potrzebują Cię Twoje dzieci. Potrzebują potwierdzenia, gdy coś robią dobrze i wsparcia, gdy błądzą. Potrzebują Twojego ciepła i troski, czego jak widzę, masz w sobie bardzo dużo.

Potrzebuje Cię Twój mąż, by dzięki Twojej pomocy zmierzyć się z jakimś kłopotem i potrzebuje Cię, by cieszyć się z Tobą swoimi sukcesami.

Nie jesteś "niepotrzebna".

Jestem pewien, że świetnie sobie z tym wszystkim radzisz.

Masz za to kłopoty z powiedzeniem innym tego, czego Ty potrzebujesz. I to jest źródłem Twoich lęków. Niestety ludzie się przyzwyczaili "brać" od Ciebie Twoje zainteresowanie ich problemami. I stąd odnosisz mylne wrażenie, że jesteś "niepotrzebna, bo nie dostrzegają Ciebie i Twoich trosk". Stopniowo ucz ich tego. Ucz siebie mówić "tak czuję i oczekuję od innych, że inni to uszanują". Ucz siebie oczekiwać czegoś od innych. Nie ma w tym nic złego. A to jest kluczem do Twojego zdrowia, do akceptacji siebie taką, jaką jesteś, a nie taką do jakiej się przywyczili inni. Ty jesteś ważna. Niektórym osobom powinnaś to uzmysłowić "terapią szokową", innym stopniowo dawać do zrozumienia, że też oczekujesz od innych.

Takie hipotetyczne rozwiązanie przyszło mi do głowy: kiedy ktoś chce porozmawiać z Tobą o swoich problemach, delikatnie powiedz mu: "wiesz, teraz akurat nie mam głowy do tego, by nad tym myśleć, mam własne zmartwienia, jak się z nimi uporam, możemy pogadać". Takimi słowami w miarę delikatnie można sprowokować innych do tego, by to oni zaproponowali rozmowę o tym, co Ciebie trapi.

Zacznij stawiać siebie na wyższym miejscu w hiererchii ważności.

hehe coraz dluższe moje wykłady ;)

Będzie dobrze. :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj ponownie :D

Na podstawie tego, co napisałaś o psychologach, przypomniała mi się anegdota o nich. Jak dzieli się absolwentów psychologii ? - Są ludzie po psychologii i psychologowie ;)

Nie ustawaj w poszukiwaniach, że znajdziesz psychologów, a tych "po psychologii" będziesz omijała.

Możliwe, że Twoje doświadczenia w dziedzinie psychologów w jakimś stopniu wynikają z tego, co sama opisałaś wcześniej: nie chcesz mówić innym o tym, co czujesz. Nie chcesz zaprzątać ich uwagi "swoją skromną osobą". I tym sposobem dusisz wszystko w sobie. Sam wiem po sobie, że nie łatwo zmienić takie nastawienie. Ale stopniowo, powolutku da się.

Ktoś na forum (już nie pamiętam kto) jako wyjście z takiej sytuacji podał prostą i chyba skuteczną metodę. Kiedy trudno powiedzieć co się czuje, lepiej to napisać i zostawić do przeczytania bliskiej osobie.

Chorować wogóle "nie wypada" ;) , ale to choroby nas sobie upatrują jako "cele". Depresja czy nerwica to też choroby, tyle tylko, że dotykają naszej delikatnej psychiki. Ale też jak i inne choroby, są uleczalne.

Rozumiem Twoje obawy co do pracy, która tak wiele Ci daje.

Nie przywołuj lęków ! Nie zamartwiaj się tym, że ktoś zobaczy, że "jesteś nienormalna", bo przywołujesz takie lęki. Sama się tymi obawami nakręcasz, a nerwica tylko czycha na takie okazje :evil: Zmierz się z tymi lękami - powtarzaj sobie prawdę, że nie masz powodów do obaw, bo dzieciaki Cię uwielbiają. Dla wielu na pewno jesteś ich "ulubioną Panią".

Czujesz się niepotrzebna ? Nie masz ku temu podstaw. Mało razy nauczane przez Ciebie dziecko przyszło zapytać się czy dobrze "coś" zrobiło ? Dzieci potrzebują Cię, potrzebują pochwalenia, kiedy coś zrobią dobrze i potrzebują, żeby ktoś im wskazał co zrobiły źle. Wtedy potrzebują wsparcia słowami "tym razem się nie udało, ale nstępnym razem zrobisz to lepiej". Potrzebują Ciebie.

Tak samo Twoja rodzina potrzebuje Cię, na tych samych zasadach potrzebują Cię Twoje dzieci. Potrzebują potwierdzenia, gdy coś robią dobrze i wsparcia, gdy błądzą. Potrzebują Twojego ciepła i troski, czego jak widzę, masz w sobie bardzo dużo.

Potrzebuje Cię Twój mąż, by dzięki Twojej pomocy zmierzyć się z jakimś kłopotem i potrzebuje Cię, by cieszyć się z Tobą swoimi sukcesami.

Nie jesteś "niepotrzebna".

Jestem pewien, że świetnie sobie z tym wszystkim radzisz.

Masz za to kłopoty z powiedzeniem innym tego, czego Ty potrzebujesz. I to jest źródłem Twoich lęków. Niestety ludzie się przyzwyczaili "brać" od Ciebie Twoje zainteresowanie ich problemami. I stąd odnosisz mylne wrażenie, że jesteś "niepotrzebna, bo nie dostrzegają Ciebie i Twoich trosk". Stopniowo ucz ich tego. Ucz siebie mówić "tak czuję i oczekuję od innych, że inni to uszanują". Ucz siebie oczekiwać czegoś od innych. Nie ma w tym nic złego. A to jest kluczem do Twojego zdrowia, do akceptacji siebie taką, jaką jesteś, a nie taką do jakiej się przywyczili inni. Ty jesteś ważna. Niektórym osobom powinnaś to uzmysłowić "terapią szokową", innym stopniowo dawać do zrozumienia, że też oczekujesz od innych.

Takie hipotetyczne rozwiązanie przyszło mi do głowy: kiedy ktoś chce porozmawiać z Tobą o swoich problemach, delikatnie powiedz mu: "wiesz, teraz akurat nie mam głowy do tego, by nad tym myśleć, mam własne zmartwienia, jak się z nimi uporam, możemy pogadać". Takimi słowami w miarę delikatnie można sprowokować innych do tego, by to oni zaproponowali rozmowę o tym, co Ciebie trapi.

Zacznij stawiać siebie na wyższym miejscu w hiererchii ważności.

hehe coraz dluższe moje wykłady ;)

Będzie dobrze. :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam Cie serdecznie God's Top 10 :) To co piszesz ma dla mnie ogromne znaczenie. Jesteś chyba najlepszym psychologiem jakiego spotkałam. Wczoraj w nocy znowu miałam "mały odlocik". Wiesz najgorsze jest to że ta nerwica wybiera najmniej oczekiwane "punkty" mojego ciała. Obudził mnie ogromny strach i paraliżujący ból mięśni. Nigdy jeszcze nie miałam takiego uczucia. Przeważnie miotam sie dopóki nie uświadomie sobie że moge nad sobą zapanować. Wczoraj było na odwrót leżałam spokojnie bałam sie tylko tego że to koniec. Wiesz co chciałam zrobić? w pierwszej kolejności napisać do ciebie:)..wiem że to paradoksalne..nie znam cie prawie w ogóle a jednak wyzwalasz we mnie taki wewnętrzny spokój...błogi stan wiary w to że potrafie coś zrobić. Dzisiaj jest już lepiej..uspokoiłam sie i wyciszyłam..Coraz częściej myśle jednak o tym że moge sobie nie poradzić. Że nadejdzie w końcu dzień że mój organizm sie podda i co będzie dalej? czytając niektóre posty tutaj na forum uzświadomiłam sobie że przechodziłam przez prawie wszystkie " fazy" nerwicy. Począwszy od "zdołowań" psychicznych aż po silne "niedomagania" wegetatywne. Zastanawiam sie co będzie dalej i jak wygląda ten "ostatni" atak paniki i strachu. Czy potem jest coś dalej czy wylecze sie tak nagle jak zachorowałam...a może to już będzie koniec wszystkiego?...God's Top jesteś wyjątkową osobą w moim życiu...nie znam cie a potrafisz sparawić że czuje sie dobrze. Dziękuje Ci bardzo:)..czekam na odpowiedź..

Apropos "wsłuchiwania" się we własne potrzeby..hm to mój problem..wiesz to fakt że znajomi nauczyli sie brać...jestem od "wysłuchiwania" ich, próbowałam uwierz mi , powiedzieć że nie mam czasu. Taki ktoś dzwoni wtedy do mnie dopóki mnie nie złamie i nie "zmusi' do wysłuchania lub pomocy. a ja mam problem z odmawianiem. Już nie raz było mi przykro z tego powodu a jednak nadal w tym tkwie. Trudno mówić mi o swoich potrzebach..mam wrażenie że "moje" problemy są nudne. Czasami jestem tym poprostu zmęczona. Nikt nie pyta mnie czy mi jest źle..każy wychodzi z założenia że ja na pewno jestem szczęśliwa...a jednak..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam Cie serdecznie God's Top 10 :) To co piszesz ma dla mnie ogromne znaczenie. Jesteś chyba najlepszym psychologiem jakiego spotkałam. Wczoraj w nocy znowu miałam "mały odlocik". Wiesz najgorsze jest to że ta nerwica wybiera najmniej oczekiwane "punkty" mojego ciała. Obudził mnie ogromny strach i paraliżujący ból mięśni. Nigdy jeszcze nie miałam takiego uczucia. Przeważnie miotam sie dopóki nie uświadomie sobie że moge nad sobą zapanować. Wczoraj było na odwrót leżałam spokojnie bałam sie tylko tego że to koniec. Wiesz co chciałam zrobić? w pierwszej kolejności napisać do ciebie:)..wiem że to paradoksalne..nie znam cie prawie w ogóle a jednak wyzwalasz we mnie taki wewnętrzny spokój...błogi stan wiary w to że potrafie coś zrobić. Dzisiaj jest już lepiej..uspokoiłam sie i wyciszyłam..Coraz częściej myśle jednak o tym że moge sobie nie poradzić. Że nadejdzie w końcu dzień że mój organizm sie podda i co będzie dalej? czytając niektóre posty tutaj na forum uzświadomiłam sobie że przechodziłam przez prawie wszystkie " fazy" nerwicy. Począwszy od "zdołowań" psychicznych aż po silne "niedomagania" wegetatywne. Zastanawiam sie co będzie dalej i jak wygląda ten "ostatni" atak paniki i strachu. Czy potem jest coś dalej czy wylecze sie tak nagle jak zachorowałam...a może to już będzie koniec wszystkiego?...God's Top jesteś wyjątkową osobą w moim życiu...nie znam cie a potrafisz sparawić że czuje sie dobrze. Dziękuje Ci bardzo:)..czekam na odpowiedź..

Apropos "wsłuchiwania" się we własne potrzeby..hm to mój problem..wiesz to fakt że znajomi nauczyli sie brać...jestem od "wysłuchiwania" ich, próbowałam uwierz mi , powiedzieć że nie mam czasu. Taki ktoś dzwoni wtedy do mnie dopóki mnie nie złamie i nie "zmusi' do wysłuchania lub pomocy. a ja mam problem z odmawianiem. Już nie raz było mi przykro z tego powodu a jednak nadal w tym tkwie. Trudno mówić mi o swoich potrzebach..mam wrażenie że "moje" problemy są nudne. Czasami jestem tym poprostu zmęczona. Nikt nie pyta mnie czy mi jest źle..każy wychodzi z założenia że ja na pewno jestem szczęśliwa...a jednak..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj :D

Psychologiem nie jestem i dlatego nie powinnaś ustawać w posuzkiwaniach profesjonalnego psychologa.

Nerwicy ma to do siebie, że nie pozwalają o sobie zapominać. Dlatego co jakiś czas atakuje tam, gdzie może "zasiać" obawy. I tak, kiedy pojawiają się jakieś utajone obawy o serce, to serce zacznie boleć na tle nerwicowym. Warto poznać ten mechanizm i nie rozmyślać zbyt wiele o własnym zdrowiu.

Skąd u Ciebie obawy, że sobie nie poradzisz ze zwalczeniem choroby ? Twoja psychika poradziła sobie "wymyślając" sobie objawy nerwicy, to poradzi sobie i z nerwicą. Potrzeba do tego zmiany myślenia, w czym pomocne są leki i pomoc psychologów, terapeutów.

Potrafisz pokonać chorobę, wielu osobom się to udało, uda się i Tobie.

Do tego trzeba czasu, ale to jest cel będący w Twoim zasięgu.

To prawda, że niekiedy czytając forum mozna się "nakręcić", nerwica lubi korzystac z mechanizmów hipohondrii. Dlatego powiedz sama sobie, że i u nich te "bóle" nie są realne, tylko choroba im je "podsuwa", żeby wywołać lęki i stres, a więc i u Ciebie jest tak samo.

Co będzie dalej ? Dalej będziesz zdrowiała :D Ten wczorajszy atak, to chyba znak, że nerwica zaczyna się "niepokoić" tym, że zaczynasz wierzyć w jej porażkę, a w swoją wygraną. Utrzymuj swoją chorobę w tym przekonaniu, że u Ciebie koniec już "gościny" dla niej ;)

Nie przeceniaj mnie ! Cieszę się, że mogę Ci pomóc, ale to właśnie jest pomoc - ja za Ciebie nie pokonam Twojej choroby.

Nie przestawaj akcentować swoich potrzeb. Przez długie lata Twoi znajomi i bliscy przyzwyczaili się do Ciebie-słuchaczki, więc od razu też nie da się oduczyć ich tego. Nie tylko oni i ich problemy są ważne, ale Ty i Twoje kłopoty też ! Bądź konsekwentna w tym !

Jeśli telefon natarczywie dzwoni, wyłącz go. Jeśli ktoś chce Cię "złamać", powiedz stanowczo NIE. Część z nich może i się obrazi, a część może zacznie nareszcie myśleć dlaczego im odmówiłaś. Niekiedy terapia szokowa jest najskuteczniejsza. I nie powinnas mieć z tego powodu wyrzutów sumienia: przez lata oni byli ważni Twoim kosztem, teraz jest czas zweryfikować te relacje tak, by wszyscy byli równie ważni.

Poza tym, co to za znajomi, którzy są natarczywi i nie respektują Twojego zdania ? :?

Głowa do góry ! :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×