Skocz do zawartości
Nerwica.com

Myśli samobójcze


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

"udupimy tego kolesia i dosypiemy mu do kodu genetycznego wszelkie możliwe dziadostwo, przez które będzie się rozsypywał, ale jednocześnie sam z siebie nie umrze"... mysle ze ktos cos podobnego zrobil ze mna. Najgorsze jest to ze to sie stalo tak nagle bez wyraznej przyczyny jakby jakas tragiczna i nierealna wrecz pomylka losu nie wiem jak mam to nazwac. Tez mialam wiele marzeń, planów zanim to wszystko sie zaczelo, milion zainteresowan muzyka, film, ksiazki, moda trenowalam taniec, duzo imprezowalam, wychodzilam spotykalam sie ciagle z przyjaciolmi, znajomymi, chcialam sie zapisac na rysunek, zeby zaczac od przyszlego roku 2 kierunek studiow - architekture wnetrz, teraz jestem na turystyce, ledwo zdalam sesje zreszta szczerze mowiac teraz mam te studia gdzies robie to tylko po to zeby zachowac jakies pozory dla rodzocow ze wszystko jest normalnie nie chce ich martwic. Wierzcie mi bylam najszczesliwsza osoba na swiecie akurat przed choroba zaczelo sie wszystko w moim zyciu ukladac nie bede sie rozpisywac ale bylam szczesliwa jak nigdy wczesniej i nagle praktycznie z dnia na dzien wszystko prysnelo cale moje zycie leglo w gruzach. Przez to co sie ze mna stalo odizolowalam sie od ludzi, stracilam milosc mojego zycia, wszelkie zainteresowania, plany, cele nie chce tak zyc nie ma po co. Mam dosyc tych wszystkich chorych mysli, ktore mnie wykanczaja, niszcza mi psychike. Ciagle zadaje sobie pytanie dlaczego? Przeciez nie zasluzylam na to przeciez wszystko mialo juz byc dobrze moje zycie bylo piekne a stalo sie nic nie warte przynajmniej tak czuje. Ciagly lek, lzy kazdego dnia, wychodzac z domu zakladam maske normalnosci nikt nie wie co mi jest. Smieje sie zartuje, nawet zaczelam troche wychodzic poza zajeciami ale to wszystko nie ma sensu, po prostu na sile wypelniam czas zeby nie siedziec samej w pustym pokoju z moja chora glowa bo wtedy wariuje. Gdybym sie teraz zabila wszyscy przezyliby szok wiem to. Kazdy by sie zastanawial ona? jak mogla? akurat ona? taka wesola troche zwariowana pelna zycia? Kazdy ale nie ona... Probowalam sie leczyc ale nie wierze juz w terapie lekow nie potrzebuje, moge w miare normalnie funkcjonowac, nawet spac ale czuje ze nie ma dla mnie pomocy ze to sytuacja bez wyjscia. Jeszcze pol roku temu nigdy bym nawet w najgorszych koszmarach nie podejrzewala ze cos takiego mnie spotka...Nie wiem nawet po co to pisze tutaj moze zeby wypelnic pusty czas, wylac zal, bezsilnosc, z ktorymi nie mam co zrobic... Najbardziej boli jak sobie przypominam przeszlosc bo to jest najgorsze ze pamietam wszystko jaka bylam szczesliwa "normalna" ale czuje ze to byla jakby jakas inna osoba a teraz jestem juz kims innym nie wiem kim ale kims kim byc nie chce. Chce to skonczyc bo coraz mniej sil juz mam marze tylko zeby zasnac i sie juz nie obudzic, zeby nie czuc, nie myslec, nie byc. Nie zabilam sie jeszcze chyba tylko dlatego ze nie wiem jak to zrobic. Boje sie ze zrobie to nieudolnie, ze mnie odratuja jaki to bylby wstyd... Pozniej, szpital, leki bez sensu kompletnie. Myslalam zeby skoczyc z wysokosci ale boje sie bolu... Czekam na taki impuls, na chwile, w ktorej strace resztki samokontroli, ktora jeszcze mam i bedzie mi juz wszystko jedno tak calkowicie... Tak na zakonczenie moze paradoksalnie zycze wam zdrowia, moze wasza sytuacja jest inna moze macie dosc sily gdzies glebokow sobie moze wam sie uda bo mnie chyba juz nie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Pain - odezwę się.

@Monika1974 - tak jak pisałem, mam 22 lata.

 

Nie śledzę tu wpisów, jak już wcześniej napisałem. Albo odstrasza mnie sztuczny optymizm, jaki sobie narzucamy, albo za dużo jęków na kolejne niedziałające lekarstwa.

@China, (oraz do wszystkich userów) Twój post odzwierciedla w pewnym stopniu mój stan. U mnie ten nagły strzał w mózgu zrobił się w momencie, gdy działo się najwięcej - zdałem dobrze maturę, nie wiedziałem, co dalej. Zdałem sobie sprawę, że najlepsze lata minęły i że stara dobra ekipa już się rozsypie. Jakoś sobie radziłem, ale zaczynała się pustka. Ucisk na głowie. Załatwiłem sobie szkołę, ale taką, której nie chciałem. Ale zrobiłem to. Co noc totalna melancholia - że znów jestem sam (wtedy miałem luz psychiczny, bo ojciec wyjechał); patrzyłem w księżyc, zasłuchany w ukochanej muzyce. Wyobrażałem sobie kogoś obok. Po godzinie miałem tego dość, szedłem i płakałem. Czarne scenariusze wiły mi się przed oczami. Cieszyły mnie - dziwne. Ale jednocześnie pogłębiały stan depresji i powodowały dalsze łzy. W ciągu dnia dla przykładu jakaś osoba powiedziała: "spadaj", w nocy urastało to do ranki problemu życiowego. Wyobrażałem sobie, jak przez to durne słowo kończę z sobą, a ta feralna osoba potem prycha ze śmiechu, że zginąłem przez taką głupotę. Na drugi dzień już nikt o mnie by nie pamiętał. Nawet rodzina. No, może najbliżsi wykonywaliby ten telewizyjny płacz - coś jak pokażą ''biedne Murzyniątka'', to zaraz wszyscy beczą, bo tak ma być, a po zakończeniu programu wracają do codzienności. Płakałem więc i włączałem bardziej depresyjną muzykę, która tylko całość nakręcała. Ale zauważyłem, że po takim wydarzeniu na drugi dzień czułem się znacznie lepiej.

Wakacje 2006 mijały, a ja wciąż nie wiedziałem, co mam robić. Kim jestem. Co, jak, gdzie, kiedy. Pytania mnożyły się. Nie pamiętam teraz, czy było to natręctwo - chyba normalnie funkcjonowałem. Pustka przerodziła się w ciekawość i chęć ucieczki w coś. Tym czymś było forum na literę "H". Chciałem zaimponować. Zacząłem się bawić tanimi specyfikami, ryjąc sobie czaszkę pierdołami. To nie było to. Ale zawsze to mogłem się komuś czymś pochwalić. Któregoś dnia, jak grom z jasnego nieba, spadła na mnie informacja, że już wkrótce na studia. I taka krótka analiza w łebku się zrobiła. Kolejna kołomyja. Kolejne g*wno. I pierwszy w życiu atak czegoś, czego boję się po dziś dzień. Boże, jakie to było straszne (po kilku miesiącach dowiedziałem się, że to atak lęku). Chciałem umrzeć, wyłem z bólu psychicznego, błagałem ściany o pomoc, gadałem sam do siebie. Wtedy był właśnie ten pierwszy raz. Mówią, że pamięta się go do końca życia. Zapamiętam zapewne. Od tego dnia nawet zieleń nie była już taka sama. Źrenice szerokie. Nikt się nie pytał, co mi jest. Nawet rodzina. Nawet matka. Za kilka dni kolejny atak. Szpital. Zwykły, nie psychiatryczny. Tachykardia - wypis. Męczarnia, bo nikt niczego mi nie podał na lęki. Chodziłem po placu i wyłem. Jak nie płakałem, to czułem, że nastała jakaś wielka zmiana. Że gdzieś w mózgu ktoś przekręcił śrubkę z napisem "wariat mode on". Nie poznawałem siebie. Nawet kolor PKSu, którym wracałem do domu, był inny. Do początku studiów jeden dzień. Jeszcze się oszukiwałem. A w nocy trzeci atak. W niedzielę decyzja o szpitalu. Matka płacze. Jej koleżanka też. Ja obojętny, uśmiechnięty. Cwaniak za dnia. Od tamtego pierwszego strzału i ataku lęku choroba postępuje. Ale wciąż czuję to odrealnienie. Nie sypiam po nocach. Włóczę się. Ciągnie mnie do używek. Ciągle sam. I ciągle natłok w głowie. I ciągle "śmierć, śmierć, śmierć". BOŻE! Ile ja radości czerpałem z jazdy pociągiem. A teraz? Ziewam. Chcę jak najszybciej wysiąść. Czy ludzie wokół mnie widzą zmiany, czy nie? Czy rodzina je widzi czy nie chce ich widzieć? Do dziś pamiętam, jak powiedział skrycie ciotce "mam F20". Ona współczuła. Potem wybuchnąłem śmiechem, a ona na to "i ty niby chory jesteś??". Więc z kim mam rozmawiać? Lekarz ziewa przy moich najprostszych wywodach. A wejście na temat filozofii, pochodzenia, segmentu wiary - od razu dostaję plakietkę F20. Czy ja nie mogę mieć odmiennego zdania? Prowadzę terminarz. Spisuję to, co się dzieje. Ale nie żalę się. A jak już, to rzadko. Chcę pamiętać nawet takie bzdury, jak pójście do kina. Ale gdyby te wszystkie notatki połączyć w jedność, powstało by słowo "POMOCY". Dlaczego jest tak, że zachowuję pełną świadomość tego, co się ze mną dzieje, a jednocześnie zupełnie nie potrafię tego nazwać? A tyle jeszcze rzeczy przede mną. Chciałbym choćby durnego buziaka od pewnej koleżanki, która na mnie nigdy zasługiwać nie będzie. A jak już gadam, to cykor mnie oblatuje. Matko, ile ja nocy spędziłem, patrząc z ławki na nocną panoramę miasta i słysząc w oddali kupę śmiechu, a w głowie mając tylko jedną myśl "szkoda, że nie siedzisz tu przy mnie". Uciska mnie w głowie. Noc. Przestaję być teraz cwaniakiem. Cwaniak jestem tylko gdy wypiję. Ale teraz tego nie robię. Śmierć, śmierć, śmierć. Do d*py z planami - wiecie co? Planowanie samobójstwa to największa bzdura, jaką słyszałem. Nie istnieje coś takiego. Kiedyś napisałem sobie, jak będzie wyglądała moja śmierć. Wiecie, liścik, odpowiedni klimat, muzyka na uszach - normalnie brakuje jeszcze kamery telewizyjnej, by to nadawała z różnych ujęć i to w HD. A tak naprawdę w życiu miałem kilka bardzo poważnych załamań i przy każdym z nich uciekałem się do najprostszych sposobów i myśli odnośnie pozbawienia siebie życia. No i dla kogo mam żyć? Jak nawet przy impulsie samobójczym mam pustkę w głowie? Wyobrażam sobie wieszającego się na oczach rodziny z dzikim uśmiechem na twarzy. To jest chore. A pośrednich sposób zabicia się nie liczę, bo były zazwyczaj pod wpływem. A tu jazda z góry rowerem 56km/h wprost na czteropasmówkę, a tu zadarcie z kibolami, a tu rzucenie się w dół, a tu poharatanie sobie ciała. Na drugi dzień (cwaniak) śmieję się z tego, ale wieczorem znów to powraca. Co ja bym dał, by teraz pojechać na nocną wyprawę rowerem na most kolejowy i przy wysokiej temperaturze, przy ukochanej muzyce, popatrzeć w księżyc? Ależ to śmieszne - nie mam halucynacji, urojeń też, mam power do życia, robię to co inni (a nawet więcej), dużo w głowie, dusza towarzystwa, a pod spodem jakieś przedziurawione i bez życia dziwadło. I to jest właśnie to - normalne funkcjonowanie, a jednak nienormalne. Moja babcia ma depresję, znajoma też - obie patrzą tylko w ścianę, ale o śmierci ani myśli. Więc co JA mam? I co mam robić? Ile jeszcze mam przetrwać? Kto mi pomoże? Co mi pomoże? Kurde, ale żenada, pytania retoryczne. Ludzie, drodzy userzy - do kogo się zwrócić? No przecież do nikogo. Do oczu mi łzy teraz napływają - ja NIE chcę umierać. Ale muszę. Czy to nie jest kuriozalne? To jest chore. I ja to wiem! Tylko przyjdzie taki dzień, że zamknie się moja księga z napisem "żywot jednego z 6.5 miliarda". Proszę nicość w tym momencie, bym w momencie śmierci obudził się ze snu i wrócił do normalnego życia. Dlaczego nicość? Nie chcę wchodzić na poletek wiary, bo mam ukształtowane poglądy (nie, nie jestem ateistą, bo tylko totalny debil byłby nim, ale bez urazy, wystarczy pomyśleć, że samo z siebie nigdy nic nie powstaje). Nie mam zamiaru zwracać się do wyższych sfer, bo wszystko chcę załatwić na poziomie swojego ciała psychicznego. Chcę, BŁAGAM o bratnią duszę. By porozmawiać. I podjąć sensowną decyzję. Ale jak można nazywać śmierć decyzją? Cholera, słysząc teraz śmiech domowników, dlaczego oni są tacy głupi? Tyle rzeczy można w głowie zataić. To jest piękne. Zabójczo piękne. Kurde, nawet kiedyś będąc w dole zrobiłem na telefonie serię rysunków, jak wiszę, jak się krew leje i przypadkiem to zobaczył członek rodziny. Skwitował to śmiechem. Ja też. Ale beka, ja nie mogę. Z jednej strony chcę śmierci, z drugiej nie chcę. Ale nie można mieć dwóch rzeczy na raz. Nieformalnie obiecałem sobie tę przyjemność 31.12.2009, ale stchórzyłem. Nawet nie przygotowałem się. To potwierdza regułę, że śmierć nastąpi nieoczekiwanie. Życie przez tyle lat z ciągle zapętlającą się myślą "śmierć" jest tak destrukcyjne, że... można sobie palnąć tylko w łeb (ha ha ha). Jak koleżanka wyżej pisze: chcę zasnąć. Naprawdę. Chcę spać. Odurzam się co jakiś czas jakimś g*wnem, które wycina mi sny i te 12 godzin mija jak za klaśnięciem dłoni. Tak właśnie bym chciał. Tylko że po takim obudzeniu się chciałbym, żeby wszystko było dobrze. Ludzie mówią, że brak nogi, brak ręki, brak piersi, brak oka, brak słuchu - że to jest najgorsze. A co oni mogą wiedzieć? Ja powiem, bo mogę, że najgorszy jest chory łeb. Co ci z braku oka, ucha, słuchu, jak i tak jesteś udupiony przez fizyczną ułomność. A ja mam wszystko na swoim miejscu i co? I co? I co, panowie mądralińscy? Śmierć. Śmierć. Śmierć. Kurde! A za kilka godzin znów będę się wiercił w łóżku, bo kolejna noc bez snu. I tak w kółko. Aż się dziwię, że tak wolno nabieram agresji przez tyle lat. Ale kto pomoże mi się odbić od dna? China, piszesz, że chciałabyś się rzucić z mostu. Bzdura. Nie zrobisz tego. Ja też chciałbym. Ale nie zrobię tego. Nie doczekamy się tego impulsu. Moja wizja śmierci a rzeczywistość, to zupełnie dwie różne rzeczy. Niestety. Albo i stety? Nie wiem. Nic nie wiem. Wracam do swojej codzienności - idę jakby nigdy nic, poczytać książkę z Empiku i posłuchać muzy. Może pogram w grę kupioną za naskładane 149zł. Poudaję, że się cieszę. A nóż widelec będzie to ostatnia noc w moim życiu.

Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja tez z jednej strony chce zyc bardzo chce ale nie tak jak teraz chce zyc normalnie zwyczajnie. Masz racje zycie z chorym łbem przy zachowywaniu trzezwego pogladu na ta sytuacje to jest najgorszy koszmar.. Ile ja razy marzylam zeby zamiast tego co sie ze mna stalo zachorowac na cos nawet bardzo powaznie ale cierpiec fizycznie miec normalny mozg bez tych chorych nie wiadomo skad wzietych skmin... Tyle rzeczy moglabym zrobic, pojechac w tyle miejsc ale czuje ze nic mi nie sprawi przyjemnosci...nie wiem... czekam... mimo wszystko daje sobie czas chociaz czasem jestem juz na skraju, jest tak zle ze nie da sie opisac słowami. Nie chce zranic rodziny, wiem, ze to by ich zniszczylo. Nie wiem jaka masz sytuacje rodzinna, ale nie wierze w to, ze Twoich rodzicow nie obchodzi Twoj los i, ze by sie nie przejeli. Pomysl o tym, ze Twoje patrzenie na swiat nie jest teraz normalne. Ludzie sa rozni, a ktos kto nigdy nie byl w takim stanie nie zrozumie, moze wg nich cos sobie wymysliles i to nie jest prawdziwy problem, a moze jesli spokojnie szczezre byscie pogadali zrozumieliby nie wiem. Bliskie osoby sa wazne ale powiem ci szczerze ze ja je mam mam oparcie w rodzicach glownie w mamie ale to mi nie pomaga za bardzo, nie rozwiazuje moich problemow rozmwa z nia czy jej przekonywania, ze wszystko sie ulozy. Moze faktycznie nie masz nikogo bliskiego kto wie moze akurat to by ci pomoglo, ale szczerze mowiac mysle, ze sam musisz sobie pomoc wsparcie ze strony innych chyba az tyle nie daje. Nie wiem jak masz sobie pomoc sama sobie nie potrafie kazdy musi do tego sam dojsc moze kiedys nam sie uda. Moglabym ci dac moj nr np gadu, sprobowac ci pomoc, pogadac skoro tak bardzo kogos potrzebujesz ale szzcerze mowiac nie wierze w to ze ci pomoge bo sama mam problem a po co ci taka pomoc? Nie przekonam Cie ze bedzie dobrze sama za czesto w to watpie. Ale moge Cie zapewnic, ze nie jestes sam takich ludzi jak my jest wiecej niz myslisz, wielu sie udaje wyjsc z tego stanu kto wie moze tez nam sie uda. Taki prawie pozytywny przekaz na zakonczenie. Mimo problemow ze snem zycze ci dobrej nocy kto wie moze sie uda

 

 

http://www.youtube.com/watch?v=LOESyEljmFE marze zeby kiedys moc szczerze zaspiewac to z nimi...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

SzaraCodzienność

 

Smutne to co napisałeśo swoim "wycinku" z życia.

Niemożliwe,że chłopak z takimi zainteresowaniami wciaż nie moze odnalesć się.

Piszesz o samobójstwie.Powstrzymuje Cię "coś" przed takim rodzajem ucieczki. Z drugiej strony chcesz tego.

Lęk spowodowal depresję, albo depresja lęk. Czytam to co napisałeś i tak sie zastanawiam......Czy Ty nie jesteś sfrustrowany do granic mozliwosci? Chciałbyś cos w życiu osiągnąć....boisz się. Oprócz leków i używek wcześniejszych podjąłeś jakieś inne metody,żeby wyjść z tej matni? Czytasz książki, sluchasz muzyki. POtrafiłbyś cos zmienic w swoim zcyiu na dzień dzisiejszy? Czy boisz się tego co nowe? Dlaczego nie zaczniesz malymi kroczkami pomagać sobie?

Jeśli to co masz teraz, nie zaspokaja Twojego wnętrza......dlaczego nie spróbujesz terapii?

MIałeś robione jakieś dodatowe badania? mam na myśli tomograf rezonans itp.

Napewno przyczyny Twojego stanu mają korzenie w dziecinstwie. Warto byłoby przypatrzyc się temu z bliska. Nie życ tym co było kiedyś.Wszystko przemija. Czas nie cofa się, biegnie, upływa......Już nigdy nie będziemy tacy sami.Nie będziesz już taki sam jak miesiac temu. Dlaczego? Bo doświadczałeś czegoś i funkcjonujac ....zmieniłeś się na podstawie wcześniejszego doswiadczenia.Mogłeś zmienic sie na lepsze-nie tkwiac w starych wzorcach zachowań, albo na gorsze-pogłębiając się w chorobie, tkwiac w błędnym kole z powodu tego,że narazie nie widzisz wyjścia z tej sytuacji.

Rozumiem,że to nie jest takie proste jak mogloby się wydawac. A co powiesz na terapię? Jaki masz do niej stosunek?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bylejaka byłas juz u lekarza na wizycie???

rozmawiałas na temat lerivonu??? bo uważam że skoro mirzaten (mirtazapina ) po 1,5 miesiąca nie działa/działa źle to jest lek nie trafiony...

Lerivon podniesie Ci poziom noradrenaliny, delikatnie serotoniny, zablokuje receptory Histaminowe h1 co spowoiduje normalny sen i uspokojenie.Lerivon najlepiej brac na noc, przed spaniem, żeby nie być zmulonym i żeby skorzystać z jego właściwości nasennych.

 

http://pl.wikipedia.org/wiki/Mianseryna

 

spróbuj z tym lekiem

 

po miesiącu sie przekonasz (lub wcześniej) czy jest dla Ciebie

potem będzie pora na SSRI SNRI może TLPD, masz jeszcze duży wybór i coś Cię na nogo postawi

Myśle o mianserynie dlatego , że pisalas iż mirtazapina na początku na Ciebie dobrze działala,a mianseryna jest lekiem podobnym lecz innym o troche innym profilu działania i moim zdaniem warto go wypróbować

Robert

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Robercie byłam i pani P zmniejszyła mirzaten do połowy na wieczór czyli 15 mg i zwiekszyła pernazyne do 100 mg na noc, 50 mg na rano i 50 mg w srodku dnia. Narazie biore jak brałam . Oczywiscie dostałam kolejne skierowanie do szpitala i teraz bede w sobote w Tworkach. :-(

Tak wogóle to nie chciało mi sie z nia gadac, spłakałam sie jak zwykle- jak ostatnia sierota. Nie radze sobie juz, w porywach dzis znów wyłupałam całe opakowanie relanium i znów sie spłakałam nad soba , nawet nie mam odwagi tego zrobic. Porazka. Porazka to cała ja i całe moje życie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam. nie wiem jak to napisac. weszlam na to forum poniewaz moj dobry kolega wczoraj popelnil samobojstwo i nie moge tego zrozumiec!!!mial 27 lat, dobry dom, prace, pelno znajomych, usmiechniety,przyjazny itp.cierpial na depresje, leczyl sie od niedawna.a mial ja dlugo..pare lat cierpial ale bylo to zmienne, miesiac w domy, a pozniej 3 miesiace dusza towazystwa.podobno tabletki zwiekszaly jego stany lekowe.w ostatnim tygodniu, po dluzszym siedzeniu w domu, w koncu zaczał wychodzic do ludzi.nawet nas odwiedzil, myslelismy ze nastapila poprawa. nie byl az tak rozmowny jak zawsze...ale staral sie, usmiechal. w dzien jego smierci tez rozmawial z ludzmi, umawial sie na sobote, a trzy godziny pozniej juz nie żyl.... to prawda ze zdrowy chorego nie zrozumie. rozmawialismy z nim,mowil ze nie wie co mu jest, nie rozwijal tej mysli.teraz go juz nie ma, sa wspomnienia, pelno zalamanych osob, bardzo cierpiaca rodzina i pytania bez odpowiedzi. chcialabym zeby osoby ktore byly o krok od zabicia sie, napisaly co do tego doprowadza, dlaczego nagle sie przelamal, odwiedzil znajomych, do ostatniej chwili byl z nim normalny kontakt a jednak to zrobil!!dlaczego?czy mogł to planować, czy byla to chwila?może moje pytania są szokujące, ale siedze i czytam w necie różne artykuły, dalej nie moge zrozumieć, czemu dal wszystkim do zrozumienia ze juz jest lepiej,a tu... i nie ma chlopaka. to boli

 

 

Ja też jestem uważana za duszę towarzystwa. Jestem na studiach ale już uczę w szkole i gdy prowadzę zajęcia nikt nie poznałby, że cierpię na depresję. Ktoś napisał, że strach przestaje być barierą... i wtedy kiedy to się dzieje myśli samobójcze przychodzą do głowy... Zrobił to bo nie miał siły... Na pewno długo z tym walczył. Ale świat ludzi w depresji jest zupełnie inny niż osób zdrowych. Jadąc autobusem opierają głowy o szybę i widzą tylko szarość... Smutek, który im towarzyszy czasami bywa tak ciężki, że nie pozwala wstać z miejsca... Przed podjęciem próby samobójczej jest okres "ciszy przed burzą". Człowiek myśli sobie tak: zobaczę, czy jeszcze potrafię żyć wśród ludzi, cieszyć się rozmową z nimi" Okazuje się jednak, że uśmiech kolejny raz jest wymuszony a spotkanie uśmierza ból tylko na chwilę. Potem znowu zostaje się samym z lękiem, smutkiem... Istnieje coś takiego jak zespół presuicidalny, w którym u chorego nasilają się tendencje samobójcze, ale często jest tak, że np. pod wpływem leków, które wzbudzają motywację, człowiek popełnia samobójstwo. Tak samo było z poetką Sylwią Plath - leki sprawiły, że czuła się na tyle silna, by móc podjąć jakąkolwiek decyzję (w głębokiej depresji jest to praktycznie niemożliwe). I podjęła... Widzisz, każdy dobry lekarz, który przepisuje leki osobie, mogącej się zabić, stara się widywać ją często, by nakierować chorego na działanie, ale konstruktywne. Tak było ze mną. Twój przyjaciel podjął zapewne pierwszą od długiego czasu decyzję... to bardzo bolesne, że akurat taką... Trzeba pamiętać, ze osoba w depresji to nie tylko "smutas" z rozczochranymi włosami i łzami w oczach. Takie osoby często się kamuflują, zakładając uśmiech na twarz... Nie chcą innych obarczać swoim bólem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

edyta21, tutaj praktycznie nikogo nie ruszaja takie teksty sam kidys tak pisalem i sie zastanawialem dlaczego nie reaguja, ktos mi odpowiedzial ze jak chcesz sie zabic to nie bedziesz o tym pisala.. ja nie do konca sie z tym zgodze.. udalo mi sie wtedy podniesc , tu jest sporo fajnych ludzi, ktorzy potrafia podniesc na duchu... Edyta ,bierzesz jakies leki, bylas u lekaza??jakas terapia , wsparcie z zewnatrz?? mozesz pisac tutaj , albo na gg nr jest ponizej pozdrawiam, glowa do ory wiele osob to mialo ma i niestety bedzie miec.. :cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ukrywanie objawów jest bardzo męczące, znam to z autopsji niestety.

Maskowanie objawów dużo nas kosztuje. Ja byłam tym zmęczona dlatego nie chodzilam do pracy, zrezygowałam z niej na 7 tygodni. Nie wiem czy to byla dobra decyzja. Wrocilam wtedy kiedy sie trochę lepiej poczułam.Nie chciałam,żeby moi pracownicy oglądali mnie w takim stanie.

 

Taki stan boli jeszcze bardziej, gdy myślimy co pomyslą inni o nas gdy sie tylko zorientują. To dodatkowo wzbudza w nas napiecie, czujemy sie jeszcze gorzej.

 

Zdesperowany........leki nie działają? A terapia?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Edyto

 

Czy Twoi rodzice wiedzą jak sieczujesz? Dlaczego z nimi nie porozmawiasz otwarcie.

Ja jak miałam stany, o których nie chcę nawet wspominać ....sama się przestraszyłam, uprzedziłam rodziców,że tak się czuje,ze mam problemy.

Usłyszałam od nich,że przesadzam,ze niejedna dziewczyna chciałaby mieć to co ja mam,że niczego mi nie brakuje itp.

Ale jak powiedzialam mamie,że muszę i chcę się leczyc, zobaczyła,że chodzę do psychiatry, na terapię....to zrozumiała.

Czesto się zastanawiam czy ona się zastanawia dlaczego ja popadam w takie cieżkie w moim odczuciu stany.

 

Ale napewno jedno jest pewne,że jak rodzina wie,że cierpimyjakoś reaguje.

Jakoś?????

 

Tak, jedni wyśmiewają się z naszego stanu, nie dowierzają, jedni są przelęknięci, inni wyciągają pomocną dłoń. Ci ostatni-tych jest najmniej, to nieliczni.

Zresztą ten kto nie doświadczył uczucia raka duszy.........nie zrozumie, moze najwyzej domyślać się jak mozemy sie czuć.

Jedno jest pewne......jak sobie sami nie pomożemy, to nikt inny nie zrobi tego za nas.

 

Byłas zdrowa.....pamietasz? Uwierz w to,że jeszcze powrócisz do tego stanu. Musisz tylko chcieć.Udaj się do specjalisty.Zażywaj leki, chodź na terapię, ...........musi upłynąć trochę czasu....to normalne.....ale jakze oplacalne!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

niby dzialaja ale efekty uboczne dają sie we znaki..;/ .Żeby nie one móglbym w spokoju prowadzic życie bedąc na lekach.Terapia była i wszystko czego można dowiedzieć sie na temat nerwicy natrectw zostalo powiedzianie więc nie sądze ze cos innego ,nowego moglbym wyciagnac z nowej sesjii terapeutycznej...Niestety ja choruję na nerwice natręctw a to nieco inne przekleństwo niz depresja czy nerwica lękowa...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No to mam recke na Werbutrin...lekarz całkiem całkim...dawno u niego nie byłem i zapomniałem jaki jest...

Mam trochę wahania, bo w końcu sam go sobie wydeukowałem....nie ufam sobie......ale i tak muszę odczekac po mocloxilu...

lekarz bardzo trafnie stwierdził że niewiele mi brakuje a wyczerpie wszystke leki psychiatryczne.......

Chciałbym podsumowac moję objawy na chwilę obecną bez leków,....może ktoś życzliwy połączy to w kupę i powie mi TO JUŻ WSZYSTKO JASNE...

Więc tak....wieczorem, kiedy jest czas spania....czuję się super...jestem rozbudzony, rześki, moja percepcja jest na wysokim poziomie....jednym słowem mogę iśc na miasto....pomijając fakt że jest to późna godzina w nocy.....jestem na tyle rozbudzony że o spaniu nie ma mowy.....oczywiście idę spac.....no bo co mam do roboty.....jakimś cudem zasypiam.......wstaję rano....wymięty, tępy, czuję się jak masło rozsmarowane na zbyt dużej kromce chleba i właściwie z rana moje możliwości na sen są znacznie wyższe......i sytuacja się wspina w górę by w godzinach nocnych znowu poczuc szczyt formy......czyli wszystko jest pojebane......

i to są takie objawy bez leków które zaobserwowałem na chwilę obecną..........

........generalnie tragicznie nie jest ale irytująco........

może coś tam poszło w góre od momentu w którym zacząłem się leczyc, chociaż leki, które przerabiam są nie trafione.... no nie są trafione.......

WŁAŚCIWIE JAK BYM ZACZĄŁ DZIEŃ WTEDY KIEDY ZACZYNA SIĘ NOC TO TAK SOBIĘ MYŚLE ŻE NIE CZUŁ BYM ŻADNEGO NAPIĘCIA NA WYJAZDACH, nie czuł bym się taki zmordowany wycieńczony i wyczerpany po wyjazdach na studia i chyba był by lajt...............................

może Werbutrin to ureguluję?

A może to jest jakiś inny aspekt, którego nie potrafię.... i nikt nie potrafii rozgryźc.....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

MAGDULQA może się Twój kolega naprawdę poczuł lepiej, jednak w pewnym momencie przestraszył się, że cała depresja może wrócić i wtedy nie będzie miał siły by przerwać życie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam leczę się od 2005 roku,jestem po trzech pobytach w szpitalu o różnej długości spowodowanych różną długością adaptacji na lek,jestem po dwóch próbach,od wczoraj mam nowe leki czy znacie je?{Paromerck.Depakina} jak na was działały?wcześniejsze nie działały na mój organizm.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bardzo dobre polączenie:) Paromerck to w mojej opini najpotezniejszy lek jezeli chodzi o wychwyt serotoniny a depakine ustablizuje Twoj nastroj:)

 

 

Powinnas w koncu odzyc i jestem tego święcie przekonany

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ból istnienia czasem jest straszny...sama tego sotatnio bardzo mocno doświadczam Edytko wiedz ze jestem..moze bardziej milcząc moze bardziej zdołowana niz zwykle ale jestem i zawsze mozesz sie odezwać czasem trzeba na siłe spróbowac odwrócic uwagę od myśli które chcą nami zawładnąć siły życzę

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Aneta -nie działały w ogóle, czy działały głównie w postaci skutków ubocznych??? Co brałaś dotychczas??

Moj kolega Zdesperowany ma rację -paroxetyna jest najpotężniejsza z SSRI więc jeśli dobrze tolerujesz leki z tej grupy to powinno chwycić

Robert

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

edyta21, ja dzisiaj zrezygnowałam ze studiów i pewnie ojciec, brat i cała rodzina pod nosem na mnie klną...

ale to nie ich życie.

 

dodam, że zrezygnowałam drugi raz!

za pierwszym razem byłam już na 2. roku..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×