Skocz do zawartości
Nerwica.com

"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!


magdasz

Rekomendowane odpowiedzi

pomóżcie..!! ciągle nie mogę podjąć decyzji, żeby zgłosić się do psychiatry i zacząć się leczyć.. niszczę się sama z dnia na dzień bardziej.. czasem myślę, że już się nie obudzę, że zrobię coś, aby się nie obudzić! aby już nie czuć nic.. siły nie mam już od dawna.. to wszystko trwa tak długo.. i jestem z tym sama.. co zrobić, żeby się uwolnić? jak zdecydować się na leczenie..?? co musi się stać, żebym w końcu zrozumiała?! bo nie wierzę w nic.. wszystko przez tą samotność.. nie mam komu opowiedzieć o swoim cierpieniu.. od tylu lat zakopana we łzach, w złości, żalu, samotności.. w nienawiści do siebie..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj źle się czuję, bardzo samotnie, pełna niewiary w poprawę swojego samopoczucia, ciągnie sie to i ciągnie a końca nie widać.

Dziejszy dzień jest dla mnie duzym cierpieniem:(

 

[Dodane po edycji:]

 

pomóżcie..!! ciągle nie mogę podjąć decyzji, żeby zgłosić się do psychiatry i zacząć się leczyć.. niszczę się sama z dnia na dzień bardziej.. czasem myślę, że już się nie obudzę, że zrobię coś, aby się nie obudzić! aby już nie czuć nic.. siły nie mam już od dawna.. to wszystko trwa tak długo.. i jestem z tym sama.. co zrobić, żeby się uwolnić? jak zdecydować się na leczenie..?? co musi się stać, żebym w końcu zrozumiała?! bo nie wierzę w nic.. wszystko przez tą samotność.. nie mam komu opowiedzieć o swoim cierpieniu.. od tylu lat zakopana we łzach, w złości, żalu, samotności.. w nienawiści do siebie..

 

Aga musisz znaleśc jakąś siłę by jednak udac sie do lekarza, spokojnie możesz iść na kase chorych,ta wizyta nie jest niczym strasznym, choć może sie tak wydawac na początku, a psychiatra zajmuje sie takimi dolegliwościami i napewno możesz liczyc na pomoc i zrozumienie.

Ja sie czuje podobnie jak Ty. Też meczy mnie depresja oprócz nerwicy i każdy dzień wydaje mi sie kolejnym pasmem cierpień psychicznych. Jesli chcesz pogadać to pisz do mnie na priw

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czesc wszystkim . jestem tu 1szy raz ,musze sie komus wyzalic, a ze ostatnio stracilam przyjaciolke co bylo jednym z powodow tego w jakim stanie sie znajduje. padlo na Was. ;( . powiedzcie czy to jest normalne . ze stale potrrzebuje z kims przebywac bo inaczej czuje sie nie akceptowana i nie lubiana . pozatym co chwile sie ciesze lub placze. mam tez rozne paranoje w glowie :| co robic?!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nana91, to fakt,dobrze trafilas,ale pamiètaj ,ze jest tu duzo roznych ciekawych tematow,nie tylko,,Jèczrnia,,zajrzyj do,, Krokow do wolnosci,,itp.pozdrawiam :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Śmierć. Wszędzie widzę i czuję śmierć. Niechby była moja...

 

Wczoraj przeanalizowałam sobie dokładnie, co by się ze mną stało, gdyby mój ukochany popełnił samobójstwo. Nie wiem nawet, czy on zdaje sobie sprawę z tego jak mnie to przeraża, jak mnie to boli i że czasami boję się wstać, bo nie wiem, czy mi uwierzył, kiedy powtarzałam mu, że TAK, jest wspaniałym człowiekiem, i TAK, że kocham go ponad życie. Że go nigdy nie opuszczę i zrobię wszystko, aby pomóc mu powrócić do zdrowia. Ale wróćmy do mojego gdybania. Wyobraziłam sobie najpierw, że dzwonię, ale nie mogę się dodzwonić. Za dziesiątym telefonem bez odpowiedzi i dwudziestym sms-em bez żadnego odzewu dzwonię do jego matki lub ojca. Dowiaduję się, że nie żyje. Co potem? Czarna rozpacz, płacz, krzyki, autoagresja. W niewyobrażalnym bólu i cierpieniu wiję się po podłodze. Drapię panele aż do krwi. Matka wzywa pogotowie, usypiają mnie. Budzę się i dalej to samo. Kilka dni później jadę na pogrzeb. Niepojęty płacz i rozpacz nad grobem. Krzyki, wyzywanie rodziców ukochanego, że nigdy mu nie pomagali. A przede wszystkim obwinianie siebie, bo ja przecież wiedziałam o myślach samobójczych. Nie ignorowałam depresji tak jak matka, której coraz bardziej nienawidzę, że nie robi nic, aby ukochanemu pomóc. Obwiniam siebie, wyzywam od najgorszych, wołam go, chociaż już mnie nie usłyszy. Po powrocie do domu płacz, krzyki, koszmary. Przerażająca pustka. Rozdzierający ból w sercu i niemoc. Zniechęcenie do czegokolwiek. Głodzę się, udręczam najgorszymi myślami. Wracam na grób, leżę na kopcu ziemi godzinami i wołam. Kilka następnych dni spędzam na torturowaniu samej siebie - igły, żyletki, nożyczki, cyrkle, wszystko, co ostre i sprawiające ból. Chciałabym cierpieć męki. I cierpiałabym męki. Walenie głową w ścianę, wizyty u psychiatry, w szpitalu po zastrzyki uspokajające. Nic, tylko rozpacz, żal i pustka. A potem umieram. Nie mogę przecież żyć bez niego. Nie mogę znieść świadomości, że on leży zakopany pod ziemią i już go nie ma. Nie pocałuje mnie, nie przytuli. Nie będzie się ze mną kochał. Nie zobaczę jego uśmiechu. Nie usłyszę jak się śmieje. Stracę wszystko, co miało dla mnie sens. Życie staje się udręką. Wreszcie nie wytrzymuję, podcinam sobie żyły, chociaż uważam ten sposób za ohydny. Biorę wszystkie tabletki jakie mam pod ręką. I umieram, powoli, w bólach, mękach i rozpaczy. Przecież potem już mnie nic nie obchodzi. Moim ostatnim życzeniem? Pochowanie w tym samym grobie co ukochany. W tej samej trumnie. Jak w starożytności, kiedy kochankowie zasypiali na zawsze razem.

 

Te wszystkie myśli są przerażające. Sama analiza sprawiła mi wiele bólu, ale teraz wiem, że nie mogę bez niego żyć. Że gdyby stało się coś złego, to sobie i jego rodzicom przede wszystkim bym nie wybaczyła. A żeby do tego nie doszło, muszę cierpieć za nas dwoje i walczyć za nas dwoje. Pojęcia nie macie, co ja robię. Załatwiam mu lekarza, który nie powinien go przyjmować. Jestem z nim i dla niego ZAWSZE, o każdej porze. Jestem gotowa zabrać go do siebie, załatwić mu inną szkołę. Moi rodzice traktowaliby go jak drugiego syna. Nie zaznałby tutaj więcej cierpienia. Konsultuję się z innymi co do doboru leków, rozmawiam ze znajomym psychiatrą z forum, obecnie rozważam konsultacje z psychologiem. Tak bardzo chcę mu pomóc...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Siedzę w domu i się uczę. To znaczy próbuję się uczyć. A ciężko jest się skupić, kiedy po głowie chodzą różne niewesołe myśli. Niedługo miną cztery lata, odkąd się w Nim zakochałam. Łudziłam się, że może wreszcie o nim zapomnę, ale to chyba niemożliwe. Wystarczy byle bzdura, jedno skojarzenie, nawet jakaś piosenka w radiu, by wróciły wszystkie wspomnienia. Ostatnio robiąc porządki natrafiłam na stary pamiętnik; po krótkiej lekturze ryczałam chyba z pół dnia. Tak, kiedyś byłam szczęśliwa. To, co dzisiaj jest odległe o całe lata świetlne, dawniej miałam wręcz na wyciągnięcie ręki. Czułam się ładna i mądra. Wydawało mi się nawet, że podobam się chłopakom, a to już przecież zupełny nonsens. Nie znałam paraliżującego uczucia strachu, wstydu czy zażenowania. Nie wiedziałam, co to znaczy czuć się niepotrzebną, zbyteczną, przezroczystą. Nie musiałam się zastanawiać, komu i dlaczego wiedzie się lepiej ode mnie.

 

A teraz koczuję w samotności nad książkami. W celu poprawy humoru czasem słucham muzyki, ale to działa tylko chwilowo. Wiem, że nie przestanę myśleć o tym chłopaku, dopóki nie poznam kogoś nowego. Sprawy jednak potoczyły się tak, że przez najbliższe pół roku na pewno nikogo nie poznam. Zresztą nawet, gdyby nadarzyła się okazja zawarcia jakichś znajomości, to pewnie i tak tradycyjnie zmyłabym się do domu najwcześniej ze wszystkich.

I niby czekam na wiosnę, bo to zawsze jest jakaś namiastka nadziei, zieleń, ciepło i dłuższe dni... Tylko co ja u licha będę tej wiosny robić? Po raz pierwszy jestem w takiej sytuacji - zostałam zupełnie sama, nie będę miała nawet z kim wyjść na głupi spacer. No cóż, pozostają samotne wędrówki, właściwie to już moja specjalność... :(

 

PS. Uwaga, po raz pierwszy od dłuższego czasu dostałam SMSa.

Nadawcą jest nie kto inny, jak sam operator. :shock:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niewidzialna - wydaje mi się, że mimo wszystko da się jeszcze z tym coś zrobić.

Kiedy masz ten lepszy nastrój to wiesz co zrób ? Włącz właśnie te piosenki, które przypominają Ci o nim, ale postaraj się myśleć o samych pozytywnych rzeczach związanych z tą znajomością. Nie wiem jaka jest Twoja historia, ale na pewno są chwile, które warto bardziej pamiętać niż te smutne!

Pewnie, że łatwiej byłoby zapomnieć gdybyś poznała kogoś nowego, ale to też nie jest sposób. Ważne żebyś zaczęła żyć dla siebie. Dokładnie tak. Nie wiem w jakim wieku jesteś, ale możesz mi uwierzyć na słowo, że znajomi zawsze się znajdą, zawsze jeśli będziesz chciała. Ja nie mówię tu o przyjaźniach na całe wieki - bo to już sama musisz odpowiednich ludzi wyodrębnić z całej grupy, ale na pewno będzie ktoś z kim warto pójść ot chociażby na ten głupi spacer.

Ale przed wszystkim MUSISZ - nie lubię używać tego słowa, ale to konieczne - nauczyć się przebywać sama ze sobą. Cieszyć się z chwil kiedy inwestujesz w siebie, naukę, przyszłość, swoje ciało i ducha. To czy dzisiaj, czy jutro na pewno będzie bardzo potrzebne. Nie bój się samotności, nie walcz z nią na siłę, bo znajdziesz się wśród ludzi, gdzie będziesz czuła się jeszcze gorzej, bo jak ufoludek.

 

Nie zastanawiaj się dalej komu i dlaczego wiedzie się lepiej od Ciebie. To jest bez sensu.

Jesteś mądra i jesteś ładna, dopóki Ty w to nie uwierzysz to ... nikt inny tego nie zrobi.

 

Pozdrawiam serdecznie, K.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Znam ten ból. Zawalilem studia parę lat temu. Nie był to kierunek który mnie interesował. Czulem się fatalnie. Teraz patrząc z perspektywy lat była to jedna z moich lepszych decyzji. Może podejme się czegoś zaocznie ale sam jeszcze nie jestem w 100 % pewien co bym chciał. Narazie pracuję i jest ok;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mam tyle nauki i rzeczy do zrobienia że chwilowo nic nie czuje, ale moja mama miała wypadek godzine temu..pojechała na zakupy i samochód prawie w nią wjechał, ktoś zdążył ją odepchnąć i ma rozciątą głowę. Od dawna tego nie czułam to chyba było takie jakby zmartwienie, że mogłoby się coś jej stać..Może jednak aż tak bardzo jej nie nienawidze..

 

Koszmarny ten wieczur!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a ja mam tak, że nie czuję nic. Nie mam na nic ochoty, niczego mi się nie chce, wszystko mi obojętne. Leżę, tulę się do ogromnego pluszowego lwa i płaczę. o.

Nie chce mi się jeść, nie chce mi się wyjść, nic, kompletnie nic. Wszystko wydaje mi się takie beznadziejne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam , ostatnio malo mnie tu staram sie odciac troszke od forum.. ile mozna w sobie znajdowac coraz to nowsze choroby..dzis mam znowu gorszy dzien..wstalem rano czulem sie jakos dziwnie, w sumie nie powinno mnie to dziwic kazdy dzien jest dziwny... ale od kilku dni bardzo zredukowaly sie u mnie nn.. za to nasililo nl.. juz sam nie pamietam czego sie dzis balem , prosciej bylo by czego nie.. sprawdzilem pogode..zimno , snieg i juz sie zaczyna.. mega mysli.. strach przed niznanymi uczuciami... zastanawiam sie nad osobami z ktorymi rozmawiam na gg czy aby sa prawdziwe??a moze to tak jak w pieknym umysle tylko moje wyobrazenia??to mnie doprowadza niemal do obledu jak dodam do ego strach przed wszystkim.. to sam juz nie wiem.. poprostu wariowac mozna... najgorsze ze nie wiem jak to zatrzymac... biore ten cital od 8 tygodni ale to chyba typowy antydepresant... mam nowy lek przepisany PREFIXINE <37,5 WENLAFAKSYNA O PRZEDLUZONYM UWALNIANIU>tyle ze psych. powiedziala ze lęki moga sie nasilic a do tego wazna informacje zawiera ulotka ze moze powodowac proby okaleczenia sie i nasilic proby samobojcze.. kolo macieje.. sam nie wiem czy ten lek bedzie dzialal na lęki..chwilami kiedy mam ataki zaczyna mnie jakby trzas..juz myslalem ze to moze padaczka :shock: jezu ,jak prosto by bylo poprostu przestac myslec...myslicie ze moze byc gorzej??

pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

myślę, że po pierwsze nie musiałes nowego tematu zakładac...

 

a po drugie, że te leki rzeczywiście najpierw wzmacniają objawy choroby, dopiero po 2-3 tygodniach zaczynają właściwie działac... chyba większośc tak działa, niestety.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Doxy czy Ty nie masz deprsji?? co do tematu forum dziala na zasdzie pytaj , znajdz , zrozum , uspokoj sie.. kazdy ma prawo zakladac tematy ... apropo Twoje avtary sa coraz gosze.. co bedzie nastpne??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×