Skocz do zawartości
Nerwica.com

pomocy!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!


pandemonium

Rekomendowane odpowiedzi

byłam u psychiatry, potem psychologa, wg. nich mam tzw. inne zaburzenia nerwicowe (F.48), ale psycholog mi powiedział, że nie kwalifikuję się do leczenia psychoterapeutycznego i że to "samo minie" , leki odradzał (dostałam od psychiatry Citabax po 15 min. wywiadu :/), u mnie bez zmian, co i rusz nowy objaw, dziś poczucie jakby odrealnienia, wrażenie, że moje ciało nie ma jakby prawa racji bytu, że to "dziwne", że ja żyjęn natręctwo myśli zaraz za tym poszło i atak paniki, ciągle płaczę, mam lęki, jak pomyślę, że muszę wykonać jakąś czynność, to się boję, pomóżcie, nie wiem co robić, czy to może mnie doprowadzić do czegoś gorszego czy - jak twierdzi psycholog - "samo minie" (trwa ten stan od 3 miesięcy..)....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

pandemonium, dokładnie to samo mówię, szkoda słów na tych lekarzy. Mówi się o tym że nerwice leczy się psychoterapią, a leki tylko służą do wspomagania tego. To jest chyba najzdrowsze podejście. Czy to byli państwowi lekarze? Czy psychiatra ci nie zaordynował psychoterapii? No i "inne zaburzenia" nie wiem co znaczy bo chyba masz podobne jak wielu z nas... Ten psycholog to sorry ale w ogóle *&^%$#*$ !! Niestety nerwica sama nie przechodzi co możesz zobaczyc czytając to forum... on po prostu nie umie ci pomóc więc od czego on jest ???!!! Za co mu płacą? To co ci dolega to najwyraźniej derealizacja, jest tu wątek na ten temat.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dokładnie jesteś w tym momencie zbyt roztrzęsiona i trwa to już 3 miesiące jak mówisz, więc musisz zacząć leczyć się na to konkretnie a nie czekać jak doradza psycholog. Pewnie nie wie jak pomóc, chociaż by terapię jakąś konkretną zaproponował....

W kazdym bądź razie uczucie odrealnienia i brak bytu swojego ciała jest przerażające, to pewne, ale nie prowadzi do niczego gorszego w nerwicy. A objawów to ona ma całą paletę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

byłam u psychiatry, potem psychologa, wg. nich mam tzw. inne zaburzenia nerwicowe (F.48), ale psycholog mi powiedział, że nie kwalifikuję się do leczenia psychoterapeutycznego i że to "samo minie" , leki odradzał (dostałam od psychiatry Citabax po 15 min. wywiadu :/), u mnie bez zmian, co i rusz nowy objaw, dziś poczucie jakby odrealnienia, wrażenie, że moje ciało nie ma jakby prawa racji bytu, że to "dziwne", że ja żyjęn natręctwo myśli zaraz za tym poszło i atak paniki, ciągle płaczę, mam lęki, jak pomyślę, że muszę wykonać jakąś czynność, to się boję, pomóżcie, nie wiem co robić, czy to może mnie doprowadzić do czegoś gorszego czy - jak twierdzi psycholog - "samo minie" (trwa ten stan od 3 miesięcy..)....

 

 

co poradzicie komus kto ma takie same objawy od jakis.... spokojnie 10 lat, wstydzi sie (a dokladniej czuje hańbe, urazona dume, ponizenie, przekleslony honor) chocby przyznac ze ma depresje i/lub nerwice i nie chce sie leczyc oficjalnie (ale ogolnie chce sie leczyc), moze jakies tabletki bez recepty (i tak bym przekladala do innego opakowania zeby nie bylo napisu na opakowaniu), o psychiatrze nie ma mowy (chyba ze przez telefon - nie chce zeby ktos kogo znam wiedzial o mnie takie... 'prywatne/intymne' rzeczy... [intymne - zwiazane z moimi myslami]). jak nawet czasami probowalam zagadac z mama ze 'moze' mam depresje, zawsze mnie wysmiewala ze to niemozliwe i zero pomocy. nikomu nie powiem - przyczyna jak wyzej. mam jazdy nawet po pare minut co pare minut. okreslenie czasu jest nie do specyzowania za bardzo. czas 'ataku' oscyluje pomiedzy 5minutami a 40godzinami. ostatnio doszłam juz do czynów, polknelam wszytkie tabletki jakie mialam w mieszkaniu ktore wywoluja zapasc czy co tam z sercem, a stal sie 'cud' i tylko jakies 25godzin zwijalam sie z bolu calej jamy brzusznej-nie wiem czego konkretnie, wszystko bolalo. i nic. zupelnie nic mi nie bylo. po tylu nowych pelnych opakowaniach zaczynam wierzyc ze nie da sie przedawkowac leków, chyba ze bym wziela okradla i zazyla cala apteke na raz. to nie pierwszy moj raz z proba przedawkowania. albo mam jakis extra dziwnie odporny organizm. za kazdym razem zero skutku docelowego. nic. dobra, ale ja nie o tym. bo chce z tego wyjsc, ale w zasadzie to nie mam pojecia jak mam sie opalic siedzac w domu z zaslonietymi zasłonami. - to przenosnia. stresow mam nie malo, ale nie mam mozliwosci ich zlikwidowac. jak sa tak beda(nie sa zalezne ode mnie, chyba ze bym byla całkowitym ignorantem i wszystko miala gdzies i niczym sie nie przejmowala/stresowala). a to nie wykonalne. chyba.

rady? pomysły?

diagnoza: nieuleczalne??

 

z Warszawy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dr.house, wszystko jest uleczalne, tyle, ze trzeba chciec. Chodzisz do zwyklego lekarza? dentysty? na poczte? do pracy? Tam wszedzie tez zdarza sie ze podajesz jakies swoje dane, prawda? Wiec nie przesadzajmy z tą intymnoscia, bo to jest bez sensu. Ale najtrudniej jest przebic sie przez mur "konspiracji". A wiec, zeby to bylo skuteczne, pomysl najpierw czy obcy, nieznajomi ludzie sa Ci potrzebni do zycia? Masz juz? Pomysl teraz jeszcze raz: chcesz reszte zycia spedzic w 4ech scianach z etykietka dziwaczki? Zeby do tego nie dopuscic potrzebujesz jednak reszty stada. A teraz nastepna sprawa: w Twoim otoczeniu na pewno sa jacys ludzie z ktorymi jestes w blizszych ukladach, mowicie sobie czesc, jak sie masz, gadacie czasem przy kawie o pogodzie i pierdolach, prawda? Jak uwazasz, czy w ich oczach juz teraz nie uchodzisz za odmienca? Mile perspektywy sie rysuja, prawda? A teraz nastepna rzecz, kolejna kluczowa: czego tak naprawde sie boisz w zwiazku ze swoim wyjsciem z szafy? Tego ze ludzie powiedza: "wariatka", "świruska", i ze oddala sie od Ciebie? Boisz sie izolacji? Przeciez prawie na pewno juz jestes wyizolowana. Takie wyjscie z szafy pelni wspaniala role filtra ludzi zyczliwych. Ale trzeba sie przelamac i uswiadomic sobie problem, a potem starac sie jakos go zaakceptowac - przeciez nikt nie mowi ze masz byc doskonala. Tylko tedy wiedzie droga do zerwania z 4ema scianami, wyjscia do ludzi, poznania kogos, wspolnej kawy czy kina, razem spedzanych wakacji, rodziny i dzieci, budowania czegos wiekszego na dluzej. Ale zeby to bylo mozliwe to trzeba sie przelamac i powiedziec sobie: skoro i tak sie izoluje, to dajmy juz spokoj temu ukrywaniu i zacznijmy cos z tym robic.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

c nie chce sie leczyc oficjalnie (ale ogolnie chce sie leczyc), moze jakies tabletki bez recepty (i tak bym przekladala do innego opakowania zeby nie bylo napisu na opakowaniu), o psychiatrze nie ma mowy (chyba ze przez telefon - nie chce zeby ktos kogo znam wiedzial o mnie takie... 'prywatne/intymne' rzeczy... [intymne - zwiazane z moimi myslami]). jak nawet czasami probowalam zagadac z mama ze 'moze' mam depresje, zawsze mnie wysmiewala ze to niemozliwe i zero pomocy. nikomu nie powiem - przyczyna jak wyzej.

Cześć ja też jestem z Warszawy. No cóż z jednej strony szukasz pomocy a z drugiej nie chcesz iść do lekarza. Jeśli się wstydzisz to może pójdź prywatnie? Ja mam takie szczęście że moja firma mi płaci prywatną opiekę medyczną. Ale nie chorowałam na depresję, tylko "lęk napadowy" co oznacza że po lekarzach jeździłam jak oszalała ;) wszelkich specjalności.

Wg mnie twoja mama powinna ci pomóc, jeśli człowiek sam na siłach nie może, ale wiele osób nie rozumie tematu "depresja". Więc musisz działać w pojedynkę, naprawdę cię na to namawiam! Z tym łykaniem pastylek to brzmi bardzo niedobrze! Gdybym była lekarzem to bałabym ci się przepisać leki ;)

No a co do mamy, to może zrozumie że coś jest z tobą nie tak gdy zobaczy diagnozę od lekarza na piśmie?

Powiem ci jeszcze, że psychiatry nie ma się co bać... to są w porzo ludzie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć ja też jestem z Warszawy. No cóż z jednej strony szukasz pomocy a z drugiej nie chcesz iść do lekarza. Jeśli się wstydzisz to może pójdź prywatnie? Ja mam takie szczęście że moja firma mi płaci prywatną opiekę medyczną. Ale nie chorowałam na depresję, tylko "lęk napadowy" co oznacza że po lekarzach jeździłam jak oszalała ;) wszelkich specjalności.

Wg mnie twoja mama powinna ci pomóc, jeśli człowiek sam na siłach nie może, ale wiele osób nie rozumie tematu "depresja". Więc musisz działać w pojedynkę, naprawdę cię na to namawiam! Z tym łykaniem pastylek to brzmi bardzo niedobrze! Gdybym była lekarzem to bałabym ci się przepisać leki ;)

No a co do mamy, to może zrozumie że coś jest z tobą nie tak gdy zobaczy diagnozę od lekarza na piśmie?

Powiem ci jeszcze, że psychiatry nie ma się co bać... to są w porzo ludzie.

 

z tymi tabletkami to i tak nie moge byc odseparowana, mam trzy przewlekle choroby ktore musze leczyc zeby zyc. wiec tabletki musze brac. generalnie cale zycie mialam prawie obsesje ze nienawidze brac lekow, zadnych tabletek, tylko ziolka, medycyna naturalna i takie tam. troche mi sie to zmieniło. matka niestety zyje jakby w swoim idealnym swiecie, nie przymuje niektorych rzeczy do wiadomosci jesli nie chce. nie chce zebym miala depresje to jak tylko zaczynam temat to wysmiewa, z innymi tematami podobnie. albo czaczyna sie smiac, albo panicznie zaprzeczac, albo wrzeszczec... nie ma sensu rozmowy z kims az tak zamknietym. nauczylam sie ze o sprawy nie materialne, uczuciowe czy psychiczne(wsparcie, pomoc etc) nie moge na nia liczyc. ale poza tym to kochana kobieta;* ale jesli chodzi o pomoc czy to materialna(we wszelakim rozumieniu) czy to jak chodzilam do szkoly to taką, czy to podwieżć czy cos to zawsze byla cudowna.

niestety cale zycie jakos wszystko to co zle to zapamietuje a co dobre niemal wcale. i troszke 'za duzo' sie nasluchalam o sobie negatywów jak dotad i bardzo siebie nienawidze co wcale mi nie pomaga. staram sie z tym walczyc, ale znacie zasade - na jedna zła rzecz powiedziana potrzeba 100 dobrych...

przypuszczam ze psychiatrzy jako ze sa ludzmi to sa i ci w porzo i ci nie w porzo... ale nie boje sie psychiatry, tylko nie lubie otwierac sie przed obcymi, a znajomi nie chce zeby cokolwiek wiedzieli... wiem... zaprzeczam sobie, widze to... mysle... ze pobiadole, pobiadole, w tym czasie bede sie przekonywac do lekarza i w koncu pojde...

Dzięki za odpowiedz i rade [polakita] ;*

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

pandemonium: Na pewno samo nie minie, sprobuj nie walczyc z tym co czujesz, to przynajmniej nie bedzie gorzej. Wizyta u (innego) psychologa/psychoterapeuty wskazana.

Co studiujesz, jesli moge zapytac?

 

co poradzicie komus kto ma takie same objawy od jakis.... spokojnie 10 lat, wstydzi sie (a dokladniej czuje hańbe, urazona dume, ponizenie, przekleslony honor) chocby przyznac ze ma depresje i/lub nerwice

Tak jakby znajome, sam jestem na etapie oswajania sie z mysla, ze nie bycie idealem wcale nie jest hanba, choc trudno to przyznac.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestescie kilka lata za mna, bez urazy. Dla mnie najgorszym, najtrudniejszym krokiem, ale tez i takim, ktory uwazam z perspektywy tych kilku lat za najwazniejszy w drodze do wolnosci bylo zaakceptowanie siebie i swojej choroby, zaprzestanie przejmowania sie co powiedza inni gdy sie dowiedza. Oczywiscie wyjscie z szafy nie bylo bezbolesne: okazalo sie ze 90% ludzi, łącznie z najblizsza rodzina odrzucilo "mnie chorego". Ale teraz ciesze sie z tego i uwazam, ze takie przefiltrowanie ludzi z ktorymi cos mnie kiedys laczylo bylo jak najbardziej korzystne. Jesli ktos nie wytrzymal tej weryfikacji tzn ze nie bylo warto i tyle. Do dzisiaj uwazam, ze takie odfiltrowanie metnych relacji jest bardzo korzystne bo w otoczeniu zostana ludzie w jakich mozna pozniej szukac wsparcia. Najciekawszą analogią jest slynne juz "coming out" (czyli wlasnie wyjscie z szafy) u mniejszosci seksualnych - wg mnie ujawnienie choroby psychicznej jest bardzo podobnym procesem bo wiąże sie z ryzykiem wykluczenia, podobnie chorzy psychicznie sa traktowani przez reszte jako gorszy material, ale w odroznieniu od homikow nie grupuja sie i nie łączą w jakichs klubach, grupach, zrzeszeniach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dla mnie najgorszym, najtrudniejszym krokiem, ale tez i takim, ktory uwazam z perspektywy tych kilku lat za najwazniejszy w drodze do wolnosci bylo zaakceptowanie siebie i swojej choroby, zaprzestanie przejmowania sie co powiedza inni gdy sie dowiedza.

Tego sie nie boje. Sam przed soba czuje sie zle, ze moja wizja siebie jest juz tylko wizja. Zreszta i tak nikogo nie obchodzi, czy mi cos dolega, wiec nie mam komu sie zalic, poza tym co by to zmienilo, nie potrzebuje wspolczucia, potrzebuje zdrowia.

Oczywiscie wyjscie z szafy nie bylo bezbolesne: okazalo sie ze 90% ludzi, łącznie z najblizsza rodzina odrzucilo "mnie chorego". Ale teraz ciesze sie z tego i uwazam, ze takie przefiltrowanie ludzi z ktorymi cos mnie kiedys laczylo bylo jak najbardziej korzystne. Jesli ktos nie wytrzymal tej weryfikacji tzn ze nie bylo warto i tyle.

Ludzie, ktorzy odrzucaja kogos z podowodu depresji sa nic nie warci. Skadindad w dziwnym srodowisku sie obracasz (a moze to kwestia pokolen, ludzie z pokolenia moich rodzicow sa bardziej konserwatywni - to znaczy bardziej uprzedzeni do wszelkich innosci), bo 90% ludzi, to troche duzo.

 

Do dzisiaj uwazam, ze takie odfiltrowanie metnych relacji jest bardzo korzystne bo w otoczeniu zostana ludzie w jakich mozna pozniej szukac wsparcia

Najgorzej, jesli nie zostanie nikt.

 

Najciekawszą analogią jest slynne juz "coming out" (czyli wlasnie wyjscie z szafy) u mniejszosci seksualnych - wg mnie ujawnienie choroby psychicznej jest bardzo podobnym procesem bo wiąże sie z ryzykiem wykluczenia, podobnie chorzy psychicznie sa traktowani przez reszte jako gorszy material,(...)

nerwica i depresja to nie choroby psychiczne, poza tym nie istnieje nic takiego, jak zdrowie psychiczne. Wielu ludzi zyje we wlasnym swiecie, jednak nie powoduje to, ze czuja sie zle ze soba, a tym samym sa uwazani za normalnych, jednak czesto normalni nie sa, czy to ze wzgledu na skrajne poglady (ktore uwazaja za jedyne sluszne), czy to z powodu nieradzenia sobie z wlasna agresja, itp., itd.

 

(...) ale w odroznieniu od homikow nie grupuja sie i nie łączą w jakichs klubach, grupach, zrzeszeniach.

Trzeba by pomyslec. Zartuje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nerwica i depresja to nie choroby psychiczne,
wg mnie są, ale to tylko kwestia nazewnictwa, ktore nie zmienia istoty problemu. Mimo to rozwine ten temat: co dla Ciebie jest chorobą a co nią nie jest? Czy autystyk (jak w innym wątku) jest chory? Mimo, ze jemu ze sobą jest OK i nie widzi potrzeby zmiany swojego swiata? A moze schizofrenik w kontakcie ze swoimi urojeniami, ale tez i w zgodzie z nimi? Czy dopiero psychopata napadający z nożem i mordujący za komórkę i 10zł? Czy deprecha ktora nie wie co sie dzieje za domem bo z niego nie wyszla od 3 lat? A moze ktos z nerwicą kto nie przesypia zadnej nocy spokojnie bo oczekuje upadku meteorytu albo zawału serca? Gdzie tu jest jakas wyrazna granica tego co jest chorobą a co nie jest? Otoz ja wiem gdzie ona istnieje: to my wyznaczamy tą granicę jako płot odgradzający nas od tych ktorych traktujemy jako cięższe przypadki, ktorych postrzegamy jako calkowicie wykluczonych, ktorymi sami nigdy nie chcielibysmy sie stac, ale jednak sie boimy ze to wcale nie jest takie niemozliwe. Tylko jako chorzy nie wiemy po ktorej stronie tego plotu jestesmy, a tylko jedna z tych stron uwazamy za lepsza, preferowaną. Ja najpierw myslalem, ze jestem po tej zdrowszej, ale bylem jednak chory. Przeskoczylem wiec sobie na druga i natychmiast (wzglednie po mierzalnym czasie) poczulem sie lepiej ;)
poza tym nie istnieje nic takiego, jak zdrowie psychiczne.

Czytaj siebie samego nizej a uznasz, ze jednak istnieje: ;)

Wielu ludzi zyje we wlasnym swiecie, jednak nie powoduje to, ze czuja sie zle ze soba, a tym samym sa uwazani za normalnych, jednak czesto normalni nie sa, czy to ze wzgledu na skrajne poglady (ktore uwazaja za jedyne sluszne), czy to z powodu nieradzenia sobie z wlasna agresja, itp., itd.

Zdrowie o jakim mowisz to wlasnie zycie w zgodzie ze samym soba i nieszkodzenie innym. Choroba bedzie to co przeszkadza nam lub otoczeniu i co chcemy zmienic (chociaz nie zawsze mozemy).

 

Apropo zrzeszania, oczywiscie tez półserio: wyobrazasz sobie grupe kilkunastu osob z deprechą na kawie? Po polgodzinie rozlezliby sie kazdy do siebie. Ja pamietam sprzed szpitala znajoma z pracy ktora wyjawila mi ze tez ma depreche, ale jakos nas to nie zblizylo, nie czulismy potrzeby rozwijania tego tematu. Kazde z nas gnilo sobie dalej we wlasnym sosie ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nerwica NIE JEST chorobą psychiczną, ale zaburzeniem !!! :evil:

 

''Prawdziwa choroba psychiczna, często określana jako psychoza, powoduje znaczącą dezorganizację zachowania i ogólnej sprawności umysłowej. Do tak rozumianych chorób należą m.in. schizofrenia, zaburzenie schizoafektywne, psychoza maniakalno-depresyjna czy zaburzenia psychiczne wynikające z organicznego uszkodzenia mózgu. ''

 

Radzę poczytać:

http://adonai.pl/zdrowie/?id=13

 

Pozdrawiam- nie chora psychicznie :evil:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pozdrawiam tryskającą zdrowiem (psychicznym oczywiście) ;)

 

No a jak chłopie ! :mrgreen:

Ja mam tylko zaburzenie bo mam złą chemię w mózgu, ale mój mózg jest dobrze zbudowany a ja nie zachowuję się jak czubek. Jak chcecie siebie określać mianem 'chorzy psychicznie' no to z Panem Bogiem, ja sie w to nie bawie ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pozdrawiam tryskającą zdrowiem (psychicznym oczywiście) ;)

 

No a jak chłopie ! :mrgreen:

Ja mam tylko zaburzenie bo mam złą chemię w mózgu, ale mój mózg jest dobrze zbudowany a ja nie zachowuję się jak czubek. Jak chcecie siebie określać mianem 'chorzy psychicznie' no to z Panem Bogiem, ja sie w to nie bawie ;)

Skoro nie jak czubek, to jak? Izolowanie sie w 4ech scianach jest wzorem normy? A tak w ogole kto to jest "czubek"? Ale to wolny kraj, kazdy ma prawo jesli umie i chce zyc w iluzji zdrowia jakie (o ile umie i chce) sobie wymarzy ... Rowniez z Panem Bogiem i szerokiej drogi ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jakiej znowu iluzji zdrowia? Zdaję sobie sprawę z tego, że mam narwicę ale nie jest to wg mnie choroba psychiczna. Chrobą psychiczną jest dla mnie np schizofrenia gdzie człowiek robi na maxa dziwne rzeczy czasami i nie ma o tym pojęcia. Ja mając nerwicę zachowuję się jak ludzie 'normalni' nie mówię nic głupiego, nie robię. I nie izoluję się. Wychodzę normalnie do sklepu, na dwór, jezdżę autem. Mam pewne lęki, problemy z pójsciem np do szkoły i nie uważam że to norma ale nie uważam aby to była choroba psychiczna.

 

Każdy ma wolną rękę i swoje poglądy. Jesli chcecie siebie nazywać chorymi psychicznie i utożsamiać sie z ludzmi naprawdę chorymi psychicznie to jest Wasza sprawa. Ja siebie za psychiczną nie mam bo nie robię NIC co by na chorobę psychiczną wskazywało.

 

[Dodane po edycji:]

 

Mi to już wielu lekarzy powtarzało jak mantrę Donkey :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×