Skocz do zawartości
Nerwica.com

Po prostu nie pasuje do tego świata


Randle

Rekomendowane odpowiedzi

Randle, nawet nie wiesz,jak dobrze Cie rozumiem :( też jestem bardzo wrażliwa, też starałam się zawsze pomagać ludziom i nigdy nie robiłam niczego złego, boli mnie to, że świat,w którym żyjemy jest taki zły,zniszczony i zepsuty. Ostatnio zszokował mnie i wzruszył film Avatar,pokazuje on, jaki jest świat, jacy są ludzie|(w większości) i jak tu życ, gdy tak jest? gdy kazdemu zalezy tylko na wykorzystaniu drugiej osoby, na forsie, nie ma glebokich uczuc miedzy ludzmi, wszystko jest plytkie. Od 5 lat cierpie na bezsennosc chyba spowodowana nerwica i okresami depresji. i ta choroba zmusila mnie do myslenia i po czesci jestem jej wdzieczna, bo pozwala mi dostrzec jaka naprawde jestem, mimo że cierpię, czesto placze i wzruszam sie byle czym to wiem, ze jestem dobra osoba i nawet to, ze znalazlam Twoj post mnie pociesza, bo wiem, ze nie jestem sama, ze nie tylko ja w tym swiecie mam jescze uczucia, ze sa tez inni ludzie, ktorzy maja w sobie dobro :) pozdrawiam Cie serdecznie i proszę, nie przejmuj sie tak swiatem, musimy szukac bratnich dusz i zyc dobrze chociaz w swoich malych swiatach tak dlugo jak sie da, bo zycie chyba moze byc jescze kiedys lepsze i piekniejsze. 3maj sie :)

 

ps. przepraszam za bledy ale mam popsuta klawiature\(ehh brat tak ja super wyczyscil :/)

 

[Dodane po edycji:]

 

Przeczytałam reszte postow w tym temacie i zastanawiam sie, co jest zlego w autopsychoanalizie. |To sprawia faktycznie ze cierpimy ale dzieki temu mozna tez poznac siebie. Bylam u 2 psychologow w swoim zyciu i wiem, ze obaj nastawili sie tylko na branie ode mnie kasy. |Zreszta pomyslcie, czego my oczekujemy? zeby obcy ludzi wyciagneli nas z choroby, nauczyli nas myslec \"poprawnymi schematami|", zeby dzieki nim nasze zycie stalo sie lepsze? zebysmy mniej cierpieli? jesli juz jestesmy wrazliwi to moze to jakos wykorzystajmy,do rozwoju? zaciekawil mnie ostatnio temat dezintegracji pozytywnej wg kazimierza dabrowskiego. wszystko dzis skupia sie na tym by zmniejszyc cierpienie, bol, ale moze to jednak ma jakis sens? \(pisze tak dzis a z racji tego ze mam zmienne nastroje zwlaszcza teraz,zima kiedy depresje mam wieksza,moge miec odrobine mniej silne te poglady w inny dzien ale ogolnie tak wlasnie mysle,kiedy czuje sie silna)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

joanna5, ostrzezenie to nie koniec swiata, widocznie napisalas cos, co nie jest tu mile widziane, w przyszlosci tego pewnie nie zrobisz. a dlaczego nie pasujesz do tego swiata? to, ze nie zgadzasz sie z jakims uzytkownikiem nie znaczy, ze tu nie pasujesz. ile osób, tyle zdań, proste.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kazdy ma swoj sposob wyrazania swojego zdania i mysli. Kazdy ma swoj sposob bycia. POwinnismy byc asertywni i tolerancyjni. To,ze ktos akurat trafi na nasz czuly punkt moze wywolac u nas rozne reakcje. Warto sie nad tym zastanowic.Swiadomoscs, swiadomosc, swiadomosc.......

 

[Dodane po edycji:]

 

Musimy zrozumiec,ze negatywne emocje istnieja wewnatrz nas. I my jestesmy za nie odpowiedzialni, nikt inny. Ktos inny na naszym miejscu zachowalby calkowity spokoj, pelny luz wobec tej osoby. Nie dzialalaby ona w najmniejszym stopniu na niego. Na nas. na innych jednak dziala. Musimy zroumiec jakas rzecz, a mianowicie,ze czegos zadamy. Mamy pewne oczekiwania wobec tej osoby.Czy potrafimy to sobie uzmyslowic? Moglibysmy powiedziec do tej osoby: "Nie mam prawa od Ciebie niczego zadac".

Teraz powinnismy zauwazyc co sie z nami dzieje, kiedy to mowimy.Napewno wyczuwamy opor w sobie przed wypowiedzeniem tych slow. Jesli tak...to znaczy,ze jeszcze duzo tajemnic bedziemy musieli odkryc, ktore dotycza naszego "mnie".

Myslimy,ze jestesmy potulnymi barankami. A tak naprawde to powinnismy pozwolic wyjsc na jaw temu malemu dyktatorowi, tyranowi, ktory w nas siedzi.

Jesli ktos zyje swoim zyciem nie jest egoista. Egoizm zawiera sie w zadaniu by ktos zyl zgodnie z naszymi upodobaniami, zyl dla naszej proznosci, dla naszego zysku i naszej przyjemnosci. To jest samolubstwo.

Tak naprawde to nie musimy byc zobligowani do bycia z kims, nie musimy czuc sie zobligowani do przytakiwania czyims gustom.Jesli czyjes towarzystwo bedzie mile to powinnismy sie nim cieszyc-nie uzalezniajac sie od niego. Mozemy unikac kogos z powodu jakichkolwiek negatywnych uczuc, ktore ktos w nas wzbudza, bez zadnego szwanku dla nas, na naszej psychice, ale tylko wtedy......kiedy jestesmy naprawde wolni, zdrowi.Wtedy czyjes zdanie w jakims temacie nie wzbudzi w nas zlych , negatywnych emocji. Jesli jest odwrotnie.....daleka droga przed nami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

joanna5, zostałas nie zrozumiana, ludzie upierają się przy swoich zaburzeniach, tak nauczyli się z nimi żyć tak one wrosły w ich zycie że prawda wypowiedziana o nich tak ich dogłębnie dotyka że bronią się rękami i nogami bo przecież są chorzy, a chory to człowiek nad którym trzeba się użalać, wspierać jego samoużalanie i współużalać się z nim. W ten sposób będą brali leki latami a być może gdyby otworzyli oczy zobaczyliby, że czasem sprawa jest banalnie prosta do rozwiązania. Myślę że ty to wiesz najlepiej. Niech cię ludzie atakują za twoje posty a ty się tym nie przejmuj, może kiedyś wyciągną właściwe wnioski a może nie. Sam chodzę na psychoterapię i pani psycholog mnie nie oszczędza wali mi prawdę w oczy, które otwierają się coraz szerzej, nie głaszcze mnie po plecka i nie klepie po pupci tylko mną trzęsie, zmusza do myślenia a nie tkwienia w objawach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1507

 

Qrde...........terapia wstrząsowa ;-)

 

A swoją drogą to masz rację.Nie podoba nam sie jak nam ktos prawde wali w twarz. Często nie chcemy uslyszeć prawdy o sobie. Boli nas gdy ktś nie jest delikatny w slowach. Analizujemy i jesteśmy niezadowoleni.I zamiast wziąść się w przyslowiową garść nie mamy pomysłu na życie. Wciaż skupiamy się na sobie. Wiem o tym, znam to z autopsji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sam chodzę na psychoterapię i pani psycholog mnie nie oszczędza wali mi prawdę w oczy, które otwierają się coraz szerzej, nie głaszcze mnie po plecka i nie klepie po pupci tylko mną trzęsie, zmusza do myślenia a nie tkwienia w objawach.
Właśnie między innymi na tym polega terapia. Na oswajaniu się z prawdą o sobie. Bolesne jest słyszenie prawdy o sobie z ust kogoś innego, a jeszcze bardziej boleśniejsze jest uświadomienie sobie tej prawdy samemu. Jednocześnie nie ma nic bardziej uzdrawiającego ..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Amon_Rah, tekst mozna odebrac na kilka sposobów,i nie widziałem w tym temacie tego tekstu, może przeoczyłem, ale widziałem jak ludzie reagują nerwowo na panią doktor.

A co do terapii i tkwieniu w chorobie, zróbcie sobie przerwę od forum na miesiąc, jesli potraficie, przestańcie szukać w necie haseł:depresja, nerwica, schizo.. psychoza jesli potraficie, zajmijcie się pracą, rodziną studiami czy czym kolwiek co kiedyś wypełniało wasze zycie, a przekonacie się że jest nagle duża różnica w samopoczuciu. Prawie 100% nerwicowców itp. ludzi żyje w kręgu objawów i choroby, to wypełnia ich zycie, więc jak ma się im poprawić, skoro cięgle to roztrząsają, a jak jest już poprawa to odczuwają pustkę bo stracili coś co ich wypełniało po brzegi i wracają znów w chorobę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiem,że to co teraz napisze będzie wyglądac na banalną wypowiedź sfrustrowanego 6 latka,ale nic na to nie poradze.

Od momentu napisania tutaj pierwszego postu postanowiłem spróbować byc szczęśliwym.Nie na niby-tylko tak naprawdę.Przestałem unikac ludzi,próbowałem(z niezłym skutkiem) wyłączyc obsesje analizy wszystkich i generalnie byc sobą. I wiecie co?Pierwszy raz od nie pamiętam kiedy szczerze się zaśmiałem.Pierwszy raz od nie pamiętam kiedy zacząłem wychodzic z ludźmi do kina,kawiarni itp nie dlatego,że "muszę"(zawsze to traktowałem jak element gry),ale dlatego że chcę.Zacząłem normalnie rozmawiac z dziewczynami.Ba! Jedna nawet zaczęła mną manipulowac,tak bardzo,że w zasadzie godzę się na wszystko na co ona chce.Przez ostatni tydzień byłem tak szczęśliwy,jak przez całe 3 lata razem wzięte.Mimo,że kosztowało mnie to naprawdę gigantycznego wysiłku.

I dzisiaj po powrocie do domu(po kinie) wpadłem w histerię.Zaniosłem sie po prostu takim płaczem,że potrzebowałem godziny na uspokojenie się(mimo,że w 100% potrafię panowac nad emocjami).

Uzmysłowiłem sobie,że mimo moich największych starań wszystko i wszystkich miałem pod pełną kontrolną.I grałem-tyle,że podświadomie...Grałem tak,żeby byc szczęśliwym.To moje szczęście było jedną wielką iluzją jaką sam sobie stworzyłem.Nie potrafię życ bez grania,pierwszy raz w życiu zrobiłem wszystko o w mojej mocy,ale nie potrafię byc prawdziwie szczęśliwym.A czym jest życie bez tego uczucia?

Przepraszam,ale musiałem sie gdzieś wyżalic.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Randle!

 

Dlaczego myślisz,że wszystko robiłeś w formie gry? Spróbowałeś raz od niepamiętnyc czasów. Żeby to wszystko byłona porządku dziennym....trzeba niestety podjąc pewne wysiłki, a to nam się nie podoba. Tyle czasu tkwiliśmy w swojej chorobie zchowani, wypełnieni nią po brzegi,że teraz w jeden dzień nie odwócimy wszystkiego. Dlatego moze wydawaćsieTobie ,że grałeś. A poza tym.....to dlatego tak jest bo ciągle siebie obserwowałeś.Niby na zewnątrz było wszystko w porządku, ale.....

No właśnie te "ale".Znów stary wzorzec zachowania sie ujawnił. Czyli sam sobie niejako projektujesz,że to bez sensu. Słuchaj....Ty przyzwyczaiłeś swój umysł do takiego wzorca, chciałeś, ale podświadomośc jest górą teraz. Tyle czasu bombardowałeś ją czarnymi, negatywnymi myślami,że ona teraz bierze górę nad Tobą. Musisz ją pomału przyzwyczajać do Twoich nowych pomysłów, do nowych wzorców zachowania. Jej się to teraz nie podoba bo ona wcześniej rządziła Tobą. Stąd Twoje myślenie.

Nie rezygnuj, próbuj i pracuj nad sobą.

MI też nie jest łatwo.Chyba lepiej zacząć zapełniać obszar wypełniony po brzegi chorobą nowymi pomysłami, niż cofac się do tyłu pogrązając się w czarnym myśleniu.

Jest wątek założony przez montechristo. Dotyczy zniekształceń poznawczych. Warty uwagi.

Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziekuję za odpowiedz.

 

Myślałem nad tym i to może byc trafne spostrzeżenie.Chociaż analizując to wszystko wydaje mi się,że grałem,tyle że w mniejszym stopniu.

Najbardziej żałosne jest to,że wogle takie "głupie" rzeczy dodały mi na ten krótki czas prawdziwych skrzydeł.Ale jak zawsze szybko sprowadziłem siebie na ziemię-i muszę przyznac,że świadomośc tego,że to wszystko było tylko moją grą zabolała mnie strasznie(nie pamiętam aż tak histerycznej reakcji u siebie).Cały dzisiejszy dzień analizowałem poprzednie 2 tyg i mam setki przemyśleń.Chciałem się rozpisac,wyrzucic to wszystko z siebie,ale nie wiem jak bo mam jeszcze za duży mętlik w głowie i chyba jeszcze nie doszedlem w 100% do siebie.Jestem już tym wszystkim zmęczony.Wczoraj byłem na tyle,że zacząłem na poważnie rozmyślac o moim planie awaryjnym(który oczywiście mam ułożony-jak wszystko w tym swoim głupim życiu),ale jak widac nawet tego nie zrobiłem.I tak na dobrą sprawę wiem,że sie na to nie odważę,mimo że to rozwiązanie wydaje się byc najlogiczniejsze.

Musze się jakoś pozbierac,bo w poniedziałek jade na narty(boże,jak ja nienawidzę wyjeżdżac z domu) i muszę udawac,że to mi sprawia przyjemnośc.Ale tym jak mi to wyjdzie sie nie martwię,bo nauczyłem się udawac perfekcyjnie...Mimo,że będe odliczac dni do powrotu(czasem odliczam nawet godziny).

Przepraszam za chaos,za styl(wiem że jest okropny) i za to,że wogle pisze,ale to w zasadzie jedyne miejsce gdzie mogę to komuś powiedziec.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W całym swoim 18-letnim życiu miałem 2 przyjaciół przed którymi się troche bardziej otworzyłem.Pierwszy przestał sie do mnie odzywac(ot tak,po prostu),drugi najpierw mnie oszukał,później zaczął mi robic docinki i też sie przestał do mnie odzywac( a może to ja do niego?).

Jakbym czytała o sobie. Kiedyś wydawało mi się, że mam przyjaciół. Sztuk dwie, podobnie jak Ty. Nie zagłębiając się w szczegóły, przyjaźnie wygasły, bo pojawili się jacyś inni ludzie, widocznie bardziej atrakcyjni ode mnie. Nie mogę powiedzieć, że zostałam odrzucona - wręcz przeciwnie, wielką przyjemność sprawiało im dzielenie się ze mną swoimi nowymi przeżyciami, opowiadanie o jakże cudownych znajomościach. Nie pozostało mi więc nic innego, jak tylko się wycofać - rola obserwatora / słuchacza raczej mnie nie zadowalała...

Zawsze miałem średnią powyżej 4 czyli całkiem nieźle.Przez ostatnie 3 lata ledwo zdaje(nawet teraz-w klasie maturalnej nie wiem czy zostane dopuszczony do matury z matmy) i praktycznie sie nie uczyłem.

Ze mną było dokładnie tak samo. Ukończyłam gimnazjum z wyróżnieniem, a w liceum ledwo przechodziłam z klasy do klasy. Przestałam się uczyć, do matury przygotowywałam się może z miesiąc - zdałam, ale żeby myśleć o jakichkolwiek studiach stacjonarnych, muszę poprawiać wyniki.

I tak jest zawsze jak mi na kimś zależy-robie dla niego po prostu wszystko.Wszystko też na serio dosłownie.Nie potrafię np.trochę kochac ,z kimś trochę się przyjaźnić.Tylko co z tego?

No właśnie, co z tego - robisz wszystko, poświęcasz się, poniżasz i nie dostajesz nic w zamian. Skąd ja to znam...

Zacząłem analizowac plusy i minusy mojego samobójstwa.I wiecie co mi wyszło?Jedynym minusem byłaby rozpacz moich rodziców którzy mnie bardzo kochają.Tylko z drugiej strony zaoszczędzę im wielu zawodów które im sprawie mimo,że nie chce(np.jeśli wogle zdam to bardzo kiepsko maturę).Chociaż z drugiej strony i tak im sprawiam ciągły zawód tym jak sie uczę,jedyny plus to to,że udaje mi się żeby myśleli,że nie uczę się bo wole siedziec przy komputerze i "obijac się".Wole to,niż zamartwianie się o mnie.

Zapewne nigdy nie odważyłabym się na żadną próbę samobójczą, ale też zdarzało mi się zastanawiać nad tym, że moi rodzice mają ze mną ciężki los. Same zawody, porażki, niepowodzenia. A tak bardzo bym chciała, żeby choć przez chwilę mogli być ze mnie dumni.

 

Jeśli mogę Ci coś doradzić, to powinieneś w miarę możliwości jak najlepiej przygotować się do matury. Wiem, że to trudne, bo sama doświadczyłam tej niemocy i zniechęcenia. Gdybym jednak mogła cofnąć czas o rok, na pewno postąpiłabym inaczej, wbrew wszystkim swoim słabościom. Nie dostałam się na wymarzony kierunek studiów, bo zabrakło mi kilku punktów. To było bardzo przykre przeżycie. Dlatego w najbliższym czasie postaram się to wszystko naprawić, szkoda tylko, że z rocznym opóźnieniem...

Mimo wszystko, matura naprawdę jest do zdania i da się ją przeżyć. Mówi Ci to osoba, która na ustnych egzaminach trzęsła się jak galareta i myślała, że padnie. :P

Weź się do pracy, póki zostało jeszcze trochę czasu, bo potem może być za późno i pojawi się strach, że w ogóle nie zdasz. Przeszłam przez to i absolutnie nie polecam.

 

Powodzenia! ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Za pewien czas zawali sie mój cały świat.Świat który można porównac do domku z kart-tak samo ciężko go wybudowalem i tak samo w ciągu chwili go tak łatwo strace,kolejny raz zresztą. Musze przyznac że przez ostatnie pół roku byłem szczęśliwy,a przynajmniej wydawalo mi sie że jestem.Teraz,po analizie wiem że byłem tylko dzięki pewnej osobie.Można powiedziec,że sie od tej osoby uzależniłem-czułem sie w pewien sposób...potrzebny?doceniony,że ktoś taki wogle chce ze mną czasami spędzic troche czasu?A,może chodzi(ło) o to,że jest(była) moim całkowitym przeciwieństwem-pełna optymizmu,śmiechu i marzeń w które wierzy że sie spełnią?I zobaczyłem(a może nawet uwierzyłem),że rzeczywiście tak można życ? Sam nie wiem,pewnie troche wszystkiego po trochu.Nie przeszkadza(ło) mi nawet to,że dla tej osoby w zasadzie nic nie znaczy(łem),bo takich jak ja może miec pewnie na pęczki,chociaż przez pewien czas łudziłem sie że jest inaczej .To nic,że rozmawiałem głównie tylko o tej osobie i jej problemach.To nic,że chciała ze mną rozmawiac pewnie tylko wtedy gdy było jej smutno-jak była szczęśliwa to ktoś taki jak ja jest zbędny.Ja zawsze lubiłem słuchac i byc swego rodzaju psychologiem dla innych.Zawsze lubiłem pomagac i sprawiało mi to radośc(mimo,że nigdy nic z tego nie miałem).Ale wiem,że nawet tą osobe za troche strace-przynajmniej spełni swoje marzenie,a to że zapewne odstawi mnie jak niepotrzebną zabawke?Przyzwyczaiłem sie...

 

 

Kiedyś stwierdziłem,że nie dopuszcze do tego żeby życ z poczuciem ciągłej klęski.Wiem niestety,że tak sie stanie i jest tylko jeden sposób by temu zapobiec.Jestem Johnem Singerem-z tą różnicą że słysze.Naprawde,nigdy nie myślałem że z fikcyjną osobą bedzie mnie tyle łączyc.Najgorsze jest to,że mimo świadomości tego co się wydarzy samobójstwa raczej nie popełnie.Mimo,że to jest rzecz której najbardziej pragne.I będe tak sobie "życ",a raczej wegetowac z poczuciem życiowej porażki.I stracenia nawet iluzji bycia szczęśliwym...

 

Jesli ktoś napisze(w co wątpie),to wiem,że poznam inne osoby.Wiem,że życie jest zaskakujące i wiele sie może zdarzyc.Wiem,że trzeba sie starac(co cały czas robie).Ale ja sie poddaje.Jedyne czego bym chciał to osiągnąc dno na tyle głębokie żebym sie w końcu na to co John Singer zdecydowal...Chociaż pewnie nawet na to mi nie starczy "jaj".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj cały dzień wszystko przeanalizowałem,a ponieważ wszystkie moje posty tutaj to bełkot,napisze podsumowanie.

 

Przez większą cześć swojego życia byłem smutny.Byłem smutny,bo zdawałem sobie sprawe,że tu nie pasuje.Nie potrafie godzinami rozmawiac o niczym,nie potrafie miec płytkich relacji jak 90% ludzi-po prostu zbyt sie w nie angażuje(co często daje odwrotny skutek).Za bardzo lubie pomagac.Jako facet jestem zbyt wrażliwy i zbyt poważnie odbieram niektóre rzeczy jak na swój wiek.Jestem strasznie nieśmiały i mam mase kompleksów(mimo,że podobno jestem przystojny).Potwornie ciężko sie aklimatyzuje w nowym otoczeniu.Jednak,jak już wiecie udawałem kogoś innego,żeby miec przynajmniej do kogo sie odezwac.Zacząłem wszystkich trzymac na dystans,przestałem sie uczyc(mimo,że kiedyś uczyłem sie naprawde b.dobrze).Mówiłem,że umiem perfekcyjnie analizowac ludzi(w tym siebie).Dla mnie każdy kogo znam jest przewidywalny,potrafie kierowac i prowokowac rozmowę tak jak chce-mimo,że drugiej osobie daje poczucie panowania nad sytuacją.Męczy mnie to,ale inaczej nie potrafie,bo boje sie kolejnego zranienia.W końcu pół roku temu stwierdziłem,że nie mam nic do stracenia, i zacząłem życ tak jakbym chciał-bez kompleksów,zacząłem byc szczery próbowalem nie grac i wreszcie wydawac pieniądze.Poznałem bliżej pewną osobe,która nauczyła mnie marzyc,przy której czułem sie swobodnie i potrzebny.Troche sie od niej uzależniłem,ale zawsze jak z nią byłem,byłem szczęśliwy-nie wiem czy prawdziwie,wole myślec że tak.Jednak zdawałem sprawę,że to nie ta "półka",że nie potrafie jej w żadnym stopniu dorównac pod żadnym względem,bo ona ma tak na dobrą sprawe wszystko,a ja nic.Ja dla niej jestem jednym z kilkunastu/dziesięciu,a ona dla mnie w zasadzie wszystkim.Chociaż czasem myślałem,że moge byc dla niej przyjacielem.I nie nie chodzi o to,że sie zakochalem-na taki luksus nie moge sobie pozwolic.Tu chodzi o coś znacznie więcej...

 

Mam marzenia które wiem,że sie nigdy nie spełnią.Wiem,jak bedzie wyglądac moje życie-i wiem,że takie życie mnie nie interesuje,a wręcz przeraża.Wiem,że za kilka tygodni/miesięcy cały mój mini-świat runie,a nie mam siły budowac go od nowa-zresztą to i tak bezsensu.Stracę jedyną osobę na której mi zależy,jak nie teraz to za pół roku.Zawiodę swoich najbliższych.Po prostu wiem,że będe nieszczęśliwy,tyle że bardziej.

 

To jest zimna kalkulacja-wiem,że osiągne dno.Doskonale sobie z tego zdaje sprawę,więc nie uważacie,że ew.samobójstwo to najlogiczniejsze wyjście? I nie,nie jest to mój chwilowy kaprys czy załamanie.To siedzi we mnie od dawna tylko czekam na odpowiedni moment...A myślę,że bardziej odpowiedniego już nie bedzie,bo nie chce byc postrzegany jako ktoś kto popełnił samobójstwo np.z powodu słabej matury czy jakiejś innej błahostki-to by było zbyt żałosne nawet jak na mnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

polubiłam cię. gdybym zaczęła cię teraz odwodzić od twojego planu byłabym hipokrytką, bo... doszłam do tych samych wniosków. teraz... tylko dotykam życia. matura? ludzie? z tej nowej perspektywy wszystko zdaje się tak śmieszne i głupio małe. tylko niebezpiecznie jest o tym pisać, rozumiesz? pozdrawiam :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Randle, czytam to wszystko co napisałeś i dochodzę do wniosku że piszesz dokładnie o mnie. jak się z Tobą skontaktowac? musimy porozmawiac. Ja potrzebuję takiego człowieka i Ty również. Jeśli to przeczytasz to proszę Cię odezwij się, chociaż tutaj na forum.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niemożliwe, by ktoś myślał dokładnie to samo, co ja.. Wszystkie Twoje słowa pasują do moich. Myślę dokładnie to samo! Staram się walczyć, chodzę jeszcze do szkoły, czasem gdzieś, ale nie czuję żadnej potrzeby, to dla mnie takie..małe. Gdzie nie spojrzę czuję, że nie pasuję. Nawet w domu nie czuję się okey. Chodzę do psychiatry, ale tak naprawdę, niewiele, bardzo niewiele daję.. A ja się zastanawiam dlaczego jestem taka 'ułomna' i pomimo myśli, by wziąć się w garść, nie robię tego. Także nikomu o tym już nie mówię, przestałam. Myślę sobie, jakoś dotrwam do końca dnia. Czekam tylko aż zasnę.. Ale potem pojawia się dzień, i wszystko sprawia i trudność. To co dawniej zniknęło.. Mam paru przyjaciół, ale teraz coś mnie od nich odpycha, jak od wszystkiego, i ich unikam.. Staram się cały czas coś robić, jednak to tylko odwracanie uwagi od problemu.. Czasem działa. Nie chcę nikomu o tym mówić, często sama do siebie nie chcę dopuścić, że moje życie przed parę miesięcy tak bardzo się zmieniło.

Ja często sobie z tym już nie radzę..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To jest CRAP... Kiedys myslalem ze analizuje ludzi, wszystko o nich wiem myslalem ze jestem inteligentny przez moje glebokie refleksje do swiata, sensu bytu i ludzkich emocji, ale nie to nie to, rozgryzasz ludzi bo patrzysz z trzeciej osoby, z boku, nie grasz z nimi, mozliwe ze jest tam ktos kto rozgryzl Ciebie ale nie ma powodu zeby Ci o tym mowic, sa ludzie prosci ktorych latwo przejrzec, sa zlozeni ktorzy udaja prostych, ja przekonalem sie kiedy poszedlem do pracy w UK, doroslych duzo ciezej jest rozgryzc niz dzieciakow, tu jest juz swiat dzialajacy nie na mlodzienczych zasadach, to juz nie jest to i czasem tesknie za wolnym czasem i rozmyslaniem o wszechswiecie.

Do czego zmierzam - przejdzie ci, to taki efekt nudy nie masz na czym skupic mysli , tak rodzili sie filozofowie, wiekszosc z nich bezrobotna ;)

 

Glebokie refleksje zmieniaja sie w plan - co zrobic zeby miec dobra prace, byc lepszym niz sie jest, strategia dzialania bo kazdy rok jest cenny, starosc nie radosc tam juz nie ma rozwoju, skupcie sie lepiej na tym, zly wybor studiow, szkoly laczy sie ze zmarnowanym czasem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zwykle mam gdzieś rozpisywanie się na forach. Zwłaszcza jak temat został założony ponad 2 lata temu. Cieszę się, że jest więcej takich ludzi jak Randle, bo nie czuję się sam, w sumie to pocieszenie się zainspirowało mnie do czytania tematu. Rada dla młodszych, ogarnijcie się póki możecie, miałem to samo w liceum, strasznie chlałem brałem różne dragi. Nie myślcie, że nie może być gorzej, bo zawsze może być. Ja przykładowo, pomijając rozbrajanie ludzkich osobowości i użalanie się nad sobą, miałem okres w życiu, który był jakby odwróceniem tego co się działo wcześniej. Studia i kobieta rok temu zniszczyły mi psychikę, zacząłem mieć ataki paniki, miałem coś takiego, że jednocześnie odczuwałem mega radość i mega smutek, tak jakby coś napełniało mi płuca dziwnym powietrzem. Zacząłem mieć gdzieś cały świat. Wróciłem do alkoholu, nawet miałem epizod z kokainą. W konsekwencji wyrzucili mnie ze studiów na które ciężko pracowałem, gdyby mnie nie wyrzucili pół roku temu zrobili by to teraz. Obecnie 22 lata, bez kobiety, bez pracy, bez studiów. Zakładam powoli mały sklepik internetowy wstaje o 12.30 codziennie, kładę się spać o 3-4. Czuję się jak ciężar dla innych, dlatego gram, że wszystko jest ok, że daje sobie radę. Zbieram na terapię, tylko najpierw muszę opłacić wszystkie mandaty, długi i karę w sądzie z mojego okresu "mam wyjebane". Randal, chyba nawet jesteś w moim wieku, trzymaj się i dla własnego dobra idź na terapię, zanim się na prawdę twoja psychika nie złamie i pod pozorem dobrego samopoczucia zniszczy Ci życie na długi czas.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×