Skocz do zawartości
Nerwica.com

jesteście na rencie czy pracujecie ?


staram się

Rekomendowane odpowiedzi

Ja tam nie wiem nerwica czy nie - ale co ma zrobić ktoś kto bardzo chce pracować i jak pracuje to raz jest dobrze a raz źle. Przecież nikt nie będzie chciał takiego pracownika?

 

Nie wiem jak z rentą. Osobiście sądzę, że dawanie renty na cokolwiek jest w pewnym sensie złe. Bo ten z nerwicą uwierzy, że nie poradzi sobie w pracy. Ten bez nogi też. A przecież nie są bez wartości prawda? A więc renta to dość deprymujące. Ale... Ale z drugiej strony za co ma ktoś żyć z nerwicą czy jakąkolwiek inną chorobą/zaburzeniem jeżeli przeszkadza mu to w normalnym zarabianiu pieniędzy? Nawet własna działalność gospodarcza w PL odpada - bo nie możesz mając dwa tygodnie w plecy nie płacić składek przez ten czas. Pozostaje praca na czarno. Albo szukanie kogoś dla kogo pracownik który pracuje tylko co któryś dzień jest ok.

 

Nie mówię o przypadkach lżejszych. Gdzie ktoś jest w stanie wyjść rano z domu. Pójść do pracy i lepiej lub gorzej przepracować ten dzień nie rozp....jąc przy okazji firmy w strzępy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Namiestniku- pracując u siebie jest zupełnie inaczej, wierz mi, już to sprawdziłam. Wcześniej próbowałam pracować u kogoś i były to dziesiątki miejsc. Nie zagrzałam nigdzie miejsca choćby na tydzień....bo uciekałam, przez nerwicę. Ze swoim biznesem jest inaczej, bo często ma sie nienormowany czas pracy, w każdym momencie można na chwilę zamknąć i odsapnąć, uspokoić sie. Serio, tak da sie pracować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Popatrzcie też porównawczo, że jednak renty są. I ktoś kto nie ma ręki przecież może pracować. Podobnie jak ten bez nogi, czy z epilepsją, albo niewidzący. Każdy jakoś - raz lepiej raz gorzej może sobie poradzić.

 

W przypadku osób z zaburzeniami psychicznymi, albo chorobami (poza otępieniami) problem jest w tym, że często są nieprzewidywalni. Ktoś chodzący o kulach zrobi coś wolniej, albo będzie trudniej się przemieszczał po firmie. Ale zawsze tak samo. Ktoś kto ma np. cyklofrenię (podaję nieco tendencyjnie by przykład był ostry) może przez jakiś czas pracować jak każdy inny pracownik, a nawet lepiej od wielu z nich. A może mieć takie okresy, że będzie to dużo gorzej albo wcale. Nieprzewidywalność jest tu różnicą.

 

 

To zdanie do tych co nie czują się niepełnosprawni. Bardzo dobrze. I nikt przecież Wam nie każe rezygnować z pracy i zamykać się w 4 ścianach. A wręcz przeciwnie. I to super, że pomimo problemów umiecie sobie radzić. Ale co mają począć osoby które nie dają rady? To chodzi po części o względy terapeutyczny (renta jest złem - bo to kwalifikacja do tych gorszych) jak i poprostu możliwość przeżycia. A tu już znacznie gorzej. Bo jak napisałem w innym wątku - wiele rzeczy można ukraść. Choć sumienie boli, a stres powoduje dodatkowe objawy. Możemy też żyć na koszt bliskich. Jednak nie zawsze mamy na koszt kogo żyć i nie wszystko w życiu da się ukraść. Taka jest bardzo szczera i smutna prawda.

 

[Dodane po edycji:]

 

Namiestniku- pracując u siebie jest zupełnie inaczej, wierz mi, już to sprawdziłam. Wcześniej próbowałam pracować u kogoś i były to dziesiątki miejsc. Nie zagrzałam nigdzie miejsca choćby na tydzień....bo uciekałam, przez nerwicę. Ze swoim biznesem jest inaczej, bo często ma sie nienormowany czas pracy, w każdym momencie można na chwilę zamknąć i odsapnąć, uspokoić sie. Serio, tak da sie pracować.

 

 

Madzia - Ty jesteś lżejszym przypadkiem. Radzisz sobie. Ale to nie znaczy, że każdy tak ma. A z ciekawości spytam co ze składkami na ZUS? Czy zdarzało Ci się, że jakiś czas nie byłaś w stanie pracować? I co wtedy ze składkami - płaciłaś mimo to?

 

No i osobna kwestia - mieszkasz w swoim mieszkaniu, które utrzymujesz. Sama na siebie zarabiasz. Jesteś uzależniona tylko od tego co sama na siebie zarobisz i jest to jak topór nad głową gdy nie jesteś w stanie? Czy tylko dorabiałaś sobie, a mieszkasz u rodziców?

 

Ja też pracowałem na swoim. I jeden z wniosków do którego doszedłem, to, że lepiej by było mi pracować na czarno. No i jakoś staram się coś robić. Ale jestem na równi w dół. Jak ktoś ma pomysł jak na siebie zarobić by móc normalnie żyć to proszę o rady. Jednocześnie zaznaczam, że kiedyś było inaczej. Miałem kredyt na mieszkanie który błyskawicznie spłaciłem. Dużo kasy. Moja praca była ceniona i nie miałem problemów by się utrzymać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja natomiast zastanawiam siè caly czas co roboà ludzie ktorzy:nie uczà siè ,nie pracujà,i narzekajà caly czas??a co za 20 lat zrobià?jaka emerytura?renta?za co? za narzekanie? rodzicow kiedys zabraknie;i co wtedy?a swojà drogà biedni ci rodzice.;; ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A to już osobna sprawa. Jak ktoś świadomie nie chce to jest to tylko problem dla społeczeństwa później.

 

Choć niestety podobnie wygląda sprawa z kimś ciężko kalekim który szarpie się, chce całymi siłami coś zrobić i nic... ktoś powie - co ja za bzdury piszę, że podobnie. No cóż.. podobnie z punktu widzenia społeczeństwa. Bo co z tego, że ten ktoś coś robi, skoro efektów brak.

 

No jest iskierka nadzieji - bo z różnych chorób można wyjść albo nauczyć się z nimi żyć. Będąc głuchym można nauczyć się migowego. Niewidomy też może znaleźć swoje miejsce w którym będzie mógł żyć pracować. A człowiek kadłubek bez kończyn może nawet malować obrazy. Choroby psychiczne mają to do siebie, że można z nich wyzdrowieć i potem żyć jak każdy inny. A kończyny nie odrastają.

Gorzej gdy to trwałe otępienie umysłowe czy coś podobnego. Wtedy często do końca życia ktoś jest skazany na wegetację, albo co dużo lepsze jakąś pracę która tak naprawdę jest głównie terapeutyczna - gdyż często nawet nie pokrywa kosztów jej samej, a już zazwyczaj kosztów życia, egzystencji.

 

Temat trudny.

 

 

W sumie łatwo zrozumieć, że ktoś kto ma problem pomimo którego jest w stanie pracować ma problem ze zrozumieniem tego kto już nie może. Szczególnie jak na pierwszy rzut oka nic po nim nie widać. A będzie tak zawsze gdy znamy kogoś tylko wtedy gdy ma swe dobre dni.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

Madzia - Ty jesteś lżejszym przypadkiem. Radzisz sobie. Ale to nie znaczy, że każdy tak ma. A z ciekawości spytam co ze składkami na ZUS? Czy zdarzało Ci się, że jakiś czas nie byłaś w stanie pracować? I co wtedy ze składkami - płaciłaś mimo to?

 

No i osobna kwestia - mieszkasz w swoim mieszkaniu, które utrzymujesz. Sama na siebie zarabiasz. Jesteś uzależniona tylko od tego co sama na siebie zarobisz i jest to jak topór nad głową gdy nie jesteś w stanie? Czy tylko dorabiałaś sobie, a mieszkasz u rodziców?

 

.

 

Pracowałam codziennie, nawet jeśli miałam gorszy dzień, ale jeśli żle sie czułam w trakcie pracy (nerwica) to mogłam sobie zamknąć firmę i iść do domu na godzinę, wziąść coś na uspokojenie, poleżeć i wrócić. Składki płaciłam za cały miesiąc do dnia zawieszenia firmy, bo jak zawieszasz np w połowie miesiąca to płacisz tylko za pół miesiąca. Ale jeśli chodzi o normlane funkcjonowanie to pracowałam codziennie, ale w różnych godzinach i było lajtowo. A przypadkiem takim lekkim nie jestem, mam jakąś formę socjofobii...i był czas że bałam sie swojego cienia, teraz jest lepiej.

 

Mieszkanie mam swoje, więc muszę mieć kasę tylko na rachunki (i to i tak nie duże). Rodzice płacą mi czynsz i płacą za szkołę. Od września nie pracuję, zostało mi sie troche kasy z wakacji, trochę pożyczyła mi mama. Teraz mój facet szuka pracy, mi nie karze pracować ze względu na chorobę. Chcemy trochę kasy odłożyć i otworzyć naszą firmę tu, w mieście. Więc toporu nad głową nie mam, ja sie raczej wymiguję od pracy i liczę na to, że mój facet mnie utrzyma do czasu aż znowu będę na swoim...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A gdyby nie rodzice to z czego byś się teraz i wcześniej utrzymywała? Masz na opłaty za mieszkanie i szkołę. Pozostaje zarobić na ciuchy i jedzenie + jakieś ekstrawagancje i już. A to co innego niż utrzymać siebie. Masz faceta który na Ciebie zapewne zarobi.

 

Czyli ogólnie gdyby nie pomoc z zewnątrz to lipa by była?

 

 

 

 

No i ile razy zawieszałaś w ZUS działalność? Bo widzisz - przynajmniej mój oddział (podobnie jak ogólnie orzecznictwo ZUS) nie dopuszcza innego niż sezonowe plus przypadki nadzwyczajne (nie ze względu na chorobę). Zresztą jak zawieszasz to nie masz wtedy ubezpieczenia więc....

 

[Dodane po edycji:]

 

Nie chce Cię tu Madzia ganić. Ale to pytanie jak rozumiem do osób które mają naprawdę ciężko i nie są w stanie codziennie chodzić do pracy. Albo w niej pracować. Przy czym jednocześnie MUSZĄ się jakoś utrzymać. A praca to nie dorobienie na swoje wydatki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

namiestnik, a z czego utrzymujà siè ludzie ktorzy nie majà bliskich?czy nerwica -tylko o niej tu piszè,nie o innych schorzeniach-moze tak powalic ze nie mozna szukac pracy?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może dodam tu o swoim przypadku. Miałem firmę. Niestety w końcu było tak źle, że byłem na minus w wyniku jej pracy a nie na plus. I to nie w wyniku złego prosperowania a z tego powodu, że nie byłem w stanie funkcjonować. Ciągle przekładałem spotkania z klientami, nawet jak miałem nóż na gardle i wiszące od dawna rachunki. Każda rzecz której się podejmowałem wydawała się nie do zrobienia. Zresztą mocno mnie dobiło, że wspólnik mnie wy...ł i kosi niezłą kasę na moich projektach (a ch... mu w d.). I to też takie deprymujące, że jak było dobrze z kasą to się dałem wydymać, a potem jak padłem to... ehh.

 

No więc na własną rękę nie szło. Bo jak żyć gdy czasami przez miesiąc realnie pracowałem kilka dni a co miesiąc składka na ZUS do zapłacenia. I ciągle stres, że ktoś coś będzie węszył (a jak trzeba to wiadomo - w pl na każdego paragraf się znajdzie).

 

Zawiesiłem - by nie płacić składki. To nie miałem się jak leczyć. Dzięki pomocy z zewnątrz dostałem ubezpieczenie i leczę się teraz. Ale już nie założę tu działalności.

 

Myślę o założeniu firmy w UK. Jak mogę pracować to pracuję, a jak nie to nie. Tam ogólnie obciążenia finansowe są proporcjonalne do zarobków. Więc jak mniej zarobię to mniej muszę odprowadzić do urzędów. Więc nie ma obawy, że zarobię mniej niż muszę składki zapłacić. To duży ciężar z głowy.

 

Ale jest wtedy kolejny problem. Leczenie. Poradzę sobie z przelotami do PL i opłatami za transport. No w każdym razie muszę. Ew. zawsze mogę polecieć na kredyt. Ale nie będę miał tu ubezpieczenia innego niż EKUZ na nagłe wypadki. I co wtedy? Nie czuje się na tyle z angielskim by tam chodzić do psychiatry i psychologa i w tym języku wypowiadać niuanse swojego życia, skoro nawet w moim natywnym polskim nie jestem w stanie. A na prywatne leczenie to nie będzie mnie stać.

 

Czuje się trochę jak jakiś wybryk natury. Wyrzutek społeczeństwa. Może dlatego nie widzę sensu dbania o siebie. Może dlatego niespecjalnie uważam co robię. Bo może byłoby lepiej gdybym zginął niż wegetował i szarpał się jak teraz po to tylko by myśleć na co mi starczy a na co nie.

 

Co z tego, że nie muszę wynajmować. Że mam własne mieszkanie. Opłaty muszę płacić. Wiem... że mógłbym sprzedać i wziąć coś mniejszego, albo mały domek na wsi. I na jakiś czas starczy - ale co potem? Nie chce zresztą roztrwonić tego co uzyskałem wtedy gdy mogłem normalnie pracować i dużo zarabiać.

 

[Dodane po edycji:]

 

namiestnik, a z czego utrzymujà siè ludzie ktorzy nie majà bliskich?czy nerwica -tylko o niej tu piszè,nie o innych schorzeniach-moze tak powalic ze nie mozna szukac pracy?

 

Ja się utrzymuję sam. O ile to można nazwać utrzymywaniem się. Szarpię się okropnie. Od miesięcy nie miałem zaplanowanego dnia wolnego. Pracuję nawet dziś. Choć czuję się fatalnie. By zrobić coś co kiedyś robiłem w dwa dni to teraz czasami pół miesiąca nie starczy.

 

Jasne, że można szukać pracy. Szczególnie teraz gdy można robić to przez neta. Łatwo wysyłać daleka. Trudniej gdy musisz wyjść i spotkać się z kimś osobiście a masz jeden z tych dni w których jest to niewykonalne. Albo pracować akurat w danym dniu w którym idąc do kuchni nie pamiętasz po co tam poszłaś prawie za każdym razem. Każdemu wydaje się, że jego przypadek jest ciężki. Jednak jak widać po forum jeden normalnie żyje, co najwyżej ma niekomfortowo w jakichś sytuacjach, a inny nie umie wstać z łóżka. I to wcale nie z lenistwa. Oczywiście najwięcej przypadków jest pośrodku. Mi się wydaje, że mój przypadek wcale nie jest najgorszy. Jednak widzę po swoim życiu, że kiedyś brałem projekt i robiłem. A teraz .... wszystko zależy od przypadku. Bo nawet nie umiem zawsze przewidzieć jakie będą kolejne dni.

 

Reasumując - człowiek bez nogi może szukać pracy jako listonosz. Tylko może się nie udać znaleźć. A jak zacznie na własną rękę (bo to może zawsze) to się okaże, że to co inni osiągają z łatwością przez pierwsze dwie godziny pracy, to on osiąga od rana do późnej nocy, zostawiając część pracy na niedzielę i słuchając od swoich klientów jak bardzo źle pracuje.

A potem okazuje się, że pensja za te dwie godziny po potrąceniu tego co zawalił nie starcza prawie na nic. I musi ze wszystkim kombinować przeżyć.

 

 

Więc stąd pytanie - jak sobie radzicie - do osób tych który muszą SAMI siebie utrzymać oraz bardzo wyraźnie spadła ich możliwość zarabiania? A jednocześnie nie są zatrudnieni u stryjków, cioci, znajomych, na posadce gdzie ktoś wykaże pozytywną odpowiedź na roszczeniową postawę typu - kiedyś to był najlepszy pracownik, a teraz ma problemy, więc nie zwalniajmy go - niech robi ile może. Bo to wyjątki.... I to nie tak powinno wyglądać.

 

[Dodane po edycji:]

 

czarnulek19, to nie za bardzo dobry dział. Anyway witamy. Przejrzyj forum i napisz tam gdzie się pisze o podobnych problemach.

 

Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A gdyby nie rodzice to z czego byś się teraz i wcześniej utrzymywała? Masz na opłaty za mieszkanie i szkołę. Pozostaje zarobić na ciuchy i jedzenie + jakieś ekstrawagancje i już. A to co innego niż utrzymać siebie. Masz faceta który na Ciebie zapewne zarobi.

 

Czyli ogólnie gdyby nie pomoc z zewnątrz to lipa by była?

 

 

 

 

No i ile razy zawieszałaś w ZUS działalność? Bo widzisz - przynajmniej mój oddział (podobnie jak ogólnie orzecznictwo ZUS) nie dopuszcza innego niż sezonowe plus przypadki nadzwyczajne (nie ze względu na chorobę). Zresztą jak zawieszasz to nie masz wtedy ubezpieczenia więc....

 

[Dodane po edycji:]

 

Nie chce Cię tu Madzia ganić. Ale to pytanie jak rozumiem do osób które mają naprawdę ciężko i nie są w stanie codziennie chodzić do pracy. Albo w niej pracować. Przy czym jednocześnie MUSZĄ się jakoś utrzymać. A praca to nie dorobienie na swoje wydatki.

 

 

Ale rodzice mi do ręki nie dają żadnych pieniędzy. Teraz mi POŻYCZYLI do czasu, aż mój facet jakąś wypłatę zarobi. Ogólnie sama musze sie utrzymać jakoś, mam faktycznie z moim chłopakiem wspólne pieniądze ale przecież on nie pracuje narazie, szuka...

Także jestem w temacie bo nie jestem na utrzymaniu mamusi i muszę znalesc jednak kase na jedzenie, na benzynę, na żarcie dla kota i na opłacanie rachunków (no powiedzmy okolo 200, 300zl miesiecznie na rachunki wychodzi). Więc wcale tak różowo nie jest.

 

W zeszłym roku przez długi czas żyliśmy za 400zł miesięcznie na dwie osoby. To jest 200zł na osobę, na miesiąc. Ledwo na jedzenie starczało, schudłam 7kg. Ja przez nerwicę nie byłam w stanie iść do pracy stałej, dorabiałam tylko gdzieś jako hostessa czy na zdjęciach czasem, ale to marne pieniądze. A mój facet studiował jeszcze dziennie i zwyczajnie brakowało czasu na pracę, zresztą nikt nie chciał zatrudnić studenta który masz szkołe po 8-10h dziennie i to w przeroznych godzinach.

 

Więc nie oceniaj mnie tak łatwo, mi też jest ciężko teraz. I nie dostaję pieniędzy od mamy a też jakoś MUSZĘ sie utrzymać.

 

A działalność zawiesiłam raz, po sezonie letnim.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To ja chyba jestem ciężki przypadek,bo dla mnie droga do pracy i praca to codzienny koszmar. Rano jadąc autobusem jest mi niedobrze,mam odruch wymiotny i nie wymiotuję tylko dlatego,że jestem bez śniadania. W autobusie jest mi duszno,słabo,zimno,gorąco,puls-120,trzęsę się jak galareta i mam ochotę wysiąść z niego na najbliższym przystanku.W pracy zaczyna się jazda z sercem,później słobości,nudności,trzęsawka i lęki. Ale siedzę,bo to tylko nerwica-tylko że jeden Bóg wie ile mnie to kosztuje.Normalny człowiek mając takie dolegliwości dzwoniłby natychmiast po pogotowie-ja się morduję bo to tylko nerwica.Gdybym wiedziała,że dostanę rente nie wahałabym się ani chwili,bo w domu czuję się normalnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tunia- ja jak mam gdzies jechac czy nawet isc do szkoly to mam te same objawy co Ty. A w domu tez sie dobrze czuje.

 

Ale pomysl, czy za tą rente, powiedzmy 400zl wyżywisz rodzine albo chociaz siebie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tunia- ja jak mam gdzies jechac czy nawet isc do szkoly to mam te same objawy co Ty. A w domu tez sie dobrze czuje.

 

Ale pomysl, czy za tą rente, powiedzmy 400zl wyżywisz rodzine albo chociaz siebie?

 

Nie wyżyję-ale mój mąż jest zdrowy jak tur więc niech on pracuje na mnie.Ja już mam serdecznie dość!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No to podchodzisz jak ja do sprawy. Narazie będę na utrzymaniu faceta, potem jak on mi zarobi troche kasy to będę zarabiac na siebie i u siebie. Wszystko powoli.

Bo za tą rente ciężko by było, wiem co mówię już żyłam za tyle...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No to podchodzisz jak ja do sprawy. Narazie będę na utrzymaniu faceta, potem jak on mi zarobi troche kasy to będę zarabiac na siebie i u siebie. Wszystko powoli.

Bo za tą rente ciężko by było, wiem co mówię już żyłam za tyle...

 

Reanta plus swoja dzialalnosć bez obciążeń typu ZUS - wiadomo od zarobku podatek trzeba by płacić itp itd, ale że w razie draki jak nie masz sił robić to Cie żaden urząd nie ściga - bo w dzisiejszych czasach to lepiej miec porachunki z mafią - mają większe serca...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Aldik- ja z prawem chce być na czysto i wszystkie zusy płaciłam. A jak juz pisalam -nie pracuję od wrzesnia. Więc w moim wypadku na dzien dzisiejszy bylaby to tylko ta renta na utrzymanie mnie, kota, mieszkania i jeszcze mojego chlopaka dopoki pracy nie znajdzie. Troche cienko. Za tyle zylismy jakis czas, ale pieprze to bo bylo nam ciezko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chcialam zapytac ,jak w nerwicy, w lęku napadowym, w panice- egzystujecie na co dzień? Czy mieszkacie sami? czy z rodzicami? Czy macie orzecznictwo o stopniu niepelnosprawnosci i np.pracujecie w zakladzie pracy chronionej? A moze macie rente z ZUSu? To dla mnie ważne i cenne informacje-gdyż nie znam takiej osoby w moim otoczeniu-która by miala 35 lat,mieszkala z rodzicami,nie pracowala-leczyla sie od 15 lat-i nadal nic. Gdybym miala odwage-bujnęła bym się na galezi.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Misiek-nie mozna uzywac pogrubionej czcionki? Czy jest tu ktoś powyzej sredniej forumowej wieku:18 lat???

 

[Dodane po edycji:]

 

Darmowe audiobooki?czemu klamiesz?

 

[Dodane po edycji:]

 

 

 

W zadnym z postow nie ma odpowiedzi na moje pytania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×