Skocz do zawartości
Nerwica.com

perfekcjonizm


Gość Szczęściara

Rekomendowane odpowiedzi

Jestem chora na ambicję.To mi dosłownie wiąże ręce.

Nie wystarczy mi nigdy,że zrobię coś dobrze.Muszę to zrobić najlepiej jak się da,lepiej od wszystkich.A ponieważ to niemożliwe,to ciągle jestem sfrustrowana.

Z tego powodu często nie staram sie w ogóle,bo strasznie się boję,ze moja praca nie przyniesie oczekiwanych efektów i że okaże się,że coś jest dla mnie nie do przeskoczenia.

Nie pomaga mi to niczego osiągnąć,a wręcz hamuje w każdej dziedzinie życia.

To teraz jedyny,ale gigantyczny problem,z którym muszę się uporać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

snaefridur, mogę podać Tobie rękę.

Ja zawsze śmiałam się z tej mojej choroby, bo nie czuję się jakoś szczególnie pokrzywdzona przez los i nie czuję, że w ogóle jestem czy kiedykolwiek byłam chora.

 

Bo tak nie jest.

Dlatego uważam, że każdy z nas ma coś z psychiką, każdy ma coś co wiele osób ma, pozornie zdrowych, ale o tym nie mówią, bo uważają się za normalnych.

 

Ja także jestem perfekcjonistką i lubię taka być.

Ale nie sprawia mi to trudności w życiu, jest wręcz rewelacyjnie ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja bym chętnie oddała parę uncji swojego nawet w niekoniecznie dobre ręce.Wpadłam w błędne koło i nie mogę znaleźć tego fragmentu,w którym da się je przerwać.Jeszcze trochę i zawalę studia,na ktorych mi zależy najbardziej na świecie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moja matka też taka jest.Pierwsze słowa jakie słyszę po wejściu do domu,w którym bywam rzadziej niż raz na miesiąc to "Ogarnij trochę."Dla niej jak mam sesję,to mam wolne i mogę w ramach przerwy przecież wypastować podłogi i skosić trawnik.Na prawde ku*wica człowieka bierze,jak zetrze kurze ,a potem matka 100 razy woła go,żeby poprawił i sprzątnął paprochy ,które widzi tylko ona.Ta kobieta nie rozumie,że można robić coś innego niż szorować wszystko wokół,ewentualnie leżeć plackiem po umyciu wszystkiego szczoteczką do zębów.Jak byłam mała każde wyjście rodziców z domu,to był sygnał,żeby zaczynać drobiazgowe czyszczenie wszystkiego.Ja rozumiem,że nerwica natręctw to straszna rzecz,ale niech ją leczy do cholery :/.Nie dopuszcza do siebie myśli,że jej postępowanie jest chore,twierdzi że to my jesteśmy beznadziejni , wykończymy ją i zejdzie na zawał.U siebie w ramach buntu miałam początkowo straszliwy syf,teraz ogarniam się troche.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też jej to mówiłam.Powiedziałam,że może powinna wybrać się do lekarza.Spokojnie,bez wyzywania od wariatek,ironii i wmawiania słabości.Z tym,że moja się nie obraziła,bo nie słucha tego co się do niej mówi :mrgreen: .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sama mam z tym problem. Głównie w pracy. Nie odpuszczę, jeśli czegoś nie zrobię od początku do końca. Jak się tego pozbyć? Nie mam bladego pojęcia...

 

Miałam tak przez wiele lat. Dokładnie - jakieś 7. Zylam tak, dopóki moje ciało i mój mózg nie zbuntowały się przeciwko mnie. W pewnym momencie po prostu wysiadłam psychicznie i wylądowałam na terapii. Razem z psycholożką wypracowuję nowe standardy, dostosowane do moich możliwości. Pozbywam się wyrzutów sumienia związanych z tym, że czegoś nie zrobię ,,na 10000%". Uswiadamiam sobie, że nawet w momencie, kiedy wydaje mi się, że ,,sobie odpuszczam", nadal jestem bardzo aktywna na wielu polach i nie mam powodów mieć do siebie pretensji. Czasem była to kwestia spisania różnych rzeczy na kartce, czasem wielu godzin rozmów na terapii.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Trudna sytuacja, jak ktoś nie czuje obowiązku wywiązywania się z obowiązków trudno go do tego nakłonić. Znowu poskarżenie do szefa też nie jest idealnym wyjściem, raz, że atmosfera w pracy siądzie a dwa nie wiadomo, co on z tym fantem zrobi. A próbowałaś rozmawiać ze swoimi kolegami z pracy, może delikatne zwrócenie uwagi coś by zmieniło?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie takie podejście do obowiązków też zawsze doprowadzało do szewskiej pasji. Jak coś robimy to robimy to dobrze (albo mniej idealistycznie - tak dobrze jak potrafimy) albo nie robimy tego wcale. Zwłaszcza jeżeli bierzemy za to pieniądze.

 

Takie podejście jest słuszne, zbawienne, ale… dla naszego szefostwa. I gastrologów którzy nam potem wrzody żołądka usuwają.

 

A może to ja od ludzi wymagam zbyt wiele? Może to "luźne" podejście do obowiązków to jest norma, a ja mam po prostu problem, że nie odpuszczam sobie i wkurzam się na innych?

 

Jeżeli wkurzasz się z pobudek idealistycznych („ja daje z siebie wszystko więc inni też powinni”) to tak, masz problem.

Ale - jeśli dobrze rozumiem - tu chodzi o co innego: o tą domniemaną zjebkę od szefostwa która właśnie na Ciebie spadnie to jest normalna reakcja obronna przed zrzucaniem na Ciebie obowiązków innych. Stawianie granic komuś kto Ci robi pod górkę dla własnej wygody nie jest „wymaganiem za wiele” ;) .

 

Pytanko: czy ta zjebka faktycznie spadnie na Ciebie? Pisałaś że szefostwo stosuje odpowiedzialność zbiorową. Czy znaczy to, że jest szansa że grożącym paluszekiem szefa zostanie potraktowany ktoś inny? Albo inaczej, czy ten bajzel który musisz sprzątać na początku pracy czasem musi sprzątać inna osoba? Czy zawsze pada na Ciebie?

Jeżeli zdarza się tak, że czasem ktoś inny zaczyna pracę i też jest w takiej sytuacji to masz już sprzymierzeńca.

 

magic wolf, rok temu na imprezie firmowej kolega dobrał się do komputera i do playlisty dorzucił to:

 

 

Polacy bawili się świetnie i śpiewali na głos a Holendrzy myśleli po prostu że to jakiś polski rodzimy hicior disco-polo i dlatego wszyscy znamy słowa :D .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Albo robimy coś na poważnie od A do Z i się szanujemy, albo ni robimy czegoś wcale. Nie ma zabawy na pół-gwizdka.

 

Heledore, to jest chyba największa pułapka perfekcjonizmu, przynajmniej ja tak to widzę. Albo robić coś perfect albo nie robić nic. A z racji tego że "perfect" jest nieosiągalne, zostaje druga opcja :? .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Więc tak, są kolejne świętą, a ja nie płaczę. Od 4 miesięcy leczę się na depresję, kiedy wreszcie pozwoliłam sobie uświadomić, co mi konkretnie dolega. Leki nie działały od razu, ale od nowego roku chociaż nie płaczę. Trochę się czuję jak warzywo, które pojawia się w pracy, przyjeżdża do rodziny, spotyka się czasem z przyjaciółmi, nawet ma siłę do kina iść. Progresu wielkiego nie widzę. W sumie długo się opierałam sama przed sobą przed wizytą u psychiatry, bo zawsze byłam (nad)wrażliwa, uzasadniałam sobie swoje samopoczucie, że to efekt innych chorób, ich leczenia, patologicznej sytuacji w pracy, różnych znajomości, chorych wymagań wobec samej siebie. Tym bardziej, że przecież "wszystkie osoby cierpiące na depresję mają myśli samobójcze", a ja nie miałam i nie mam nawet tyle odwagi, żeby coś takiego zrobić. To już chyba nie ma wielkiego znaczenia. Poszłam na wizytę, 1,5 godziny mojego płaczu i próby odpowiedzi na jakieś pytania (nie byłam w stanie się skupić na rozmowie, wtedy tak było wszędzie). Usłyszałam to słowo - depresja - które kiedyś wydawało mi się czymś tak zupełnie nieznanym i tragicznym (bo zaznajomiona z różnych powodów z zagadnieniem byłam wcześniej, ale wydawało mi się to takim kanałem, czymś tak bolesno-tragicznym, że nie byłam w stanie tego zrozumieć).

Paradoksalnie jest ogromna szansa, że ten stan został wywołany niezdiagnozowaną przyczyną anemii - niedokrwistość złośliwa - która rzeczywiście występuje w mojej rodzinie, a której nikt nie nazwał. Bo jakie znaczenie mają przyjmowane raz na jakiś czas zastrzyki z b12? :P Mimo diety pod anemię, suplementacji i przyjmowaniu leków, po 2 latach walki moje wyniki były tragiczne (i te miny pań z labu, które nie spodziewały się odbioru takich wyników przez kogoś takiego jak ja, a trzeba było zadzwonić, bo z takimi wynikami było ryzyko np. białaczki). Właśnie zakończyłam uderzeniową dawkę zastrzyków domięśniowo i tak strasznie się boję, że mimo leków na depresję i próby trwania w normalności, mojego nastawienia, nie będzie lepiej. Szczerze? Wydaje mi się, że te 3-4 miesiące temu czułam się lepiej, bo czułam się koszmarnie, ale coś czułam. Teraz czuję się zupełnie o b o j ę t n i e.

Rozpisuję się tak, jakby to miało znaczenie, a przecież w sumie nie lubię o tym rozmawiać. Do rzeczy. Robiąc 50590 rachunek sumienia z samą sobą, zapisując głupie myśli na kartkach, dochodzę do wniosku, że zabija mnie perfekcjonizm. I to jednocześnie wydaje mi się śmieszne, bo nigdy wcześniej nie byłam osobą, która żyła jak osoba potocznie uznawana za perfekcjonistę - owszem, jak sprzątam, to musi być sprzątnięte idealnie, ale nie przeszkadza mi specjalnie życie w większym syfie, nie mam żadnej manii sprzątania, nigdy nie było żadnego dążenia z mojej strony do bycia najlepszą na studiach czy teraz w pracy, wręcz przeciwnie, nie jara mnie to specjalnie i akceptowałam przeciętność; nikt nigdy nie stawiał wobec mnie dużych bądź nierealnych wymagań - pochodzę z "dobrego" domu, co jest podstawą, żeby sobie codziennie dowalać, bo przecież nie ma żadnej traumy. Natomiast spala mnie kilka innych cech, które wg mnie są zbieżne z chorym perfekcjonizmem:

- upór moralny w stosunku do samej siebie przy jednoczesnym odpuszczeniu innym - sztywność zasad, np. byłam wściekła na pracę w poprzednim miejscu pracy, gdzie jawnie mówiło się o wykorzystywaniu studentów zatrudnianych na umowach śmieciowych, za niską pensję (śmieciową jak na stołeczne warunki), zresztą w moim dziale nie było kolorowo - i to jest śmieszne, bo przecież to norma w wielu korpo, ale to mnie po prostu zabijało i jednocześnie nie znajdywałam zrozumienia takiego odczucia przeze mnie wśród innych; seks na jedną noc jest ok dopóki jest w trakcie albo niedługo po, bo aktualnie przypominają się wszystkie takie sytuacje i nie potrafię myśleć, że to jest normalne, obrażam się w głowie; jednocześnie nigdy nie oceniam innych, wręcz przeciwnie, im bardziej ktoś "odstaje" od norm społecznych tym bardziej wspieram taką osobę;

- konieczność bycia dobrym dla najbliższych, tj. rodziny, przyjaciół a nawet znajomych - i to stawiane ponad własny komfort psychiczny, nie umiem powiedzieć nie, może nie w pracy, bo tutaj jestem asertywna, ale widzę, że mam problem z byciem zwykłą córką, siostrą, ciocią, przyjaciółką, koleżanką - czuję, że zawalam na każdym polu; do tego dochodzi poczucie "nie funkcjonowania" jako żaden "priorytet społeczny" - ani jako członek rodziny, żadnego środowiska, mimo że ciągle wszyscy próbują mnie utwierdzić w przekonaniu, że jest inaczej;

- konieczność bycia DOBRYM człowiekiem i to takim do bólu - od kilku lat jestem wolontariuszką w fundacji pewnej grupy chorób, ale to głównie "praca" przez internet, wsparcie informacyjne i emocjonalne, raz na 2-3 miesiące fizyczna pomoc komuś - ale to za mało; później było wsparcie dziewczynki w nauce - starałam się bardzo i mamy dobry kontakt, ale to za mało; we wrześniu zostałam wolontariuszką w szpitalu - to coś, co było dla mnie megaturboważne i zupełnie mnie nie przytłaczało, czułam się tak niesamowicie potrzebna, że robiłam wszystko, żeby każda sobota była spędzona tam - ze względu na mój stan emocjonalny musiałam na jakiś czas to zawiesić, co trwa od listopada - no więc jestem totalnie beznadziejna, bardzo mocno ważąc słowa;

- pracoholizm - teraz ledwie wytrzymuję na etacie (i jest wreszcie ok, nowa praca, jestem zadowolona, bo jest przyjemne środowisko), ale pracowałam od samego początku studiów w sporym wymiarze godzin, łącząc to ze studiami dziennymi przez 5 lat, częstymi wyjazdami, spotkaniami z przyjaciółmi, nawet w 2 dłuższych związkach byłam), właściwie na sam koniec studiów zaczęłam pracę na etacie i od razu doszła do tego praca w domu, co powodowało, że nigdy nie byłam wolna i nawet w weekendy wiele się działo; w pracy etatowej jak to w pracy, nie musiałam się przykładać na 100%, bo "nie czułam jej", natomiast w tej dodatkowej wszystko musiało być perfekcyjnie zrobione, bo szły za tym (często trudne) historie rodzin.

To chyba w sumie na tyle, chociaż pewnie wieczorem mi się więcej rzeczy przypomni, bo muszę o tym teraz myśleć, zamiast cieszyć się chwilą i spokojem. Wiecie co jest najlepsze? Nie mam żadnej traumy z dzieciństwa, wręcz przeciwnie. Wychowywałam się w dosyć laickim, liberalnym, otwartym i przede wszystkim wspierającym w każdym aspekcie domu, wśród ludzi o różnych poglądach (moje dwie najbliższe przyjaciółki to lesbijka i bardzo wierząca katoliczka i obie są dla mnie równie bliskie i myślę, że miały na mnie duży wpływ i mają nadal). Mam świetnych rodziców, super siostrę i poprawne stosunki z bratem. Mam przyjaciół, na których mogę liczyć. Tak jeszcze 4-5 lat temu wyjazd gdzieś autostopem samej był spoko, to samo inne wyjazdy. Zawsze byłam spontaniczna, odważna, z łatwością adaptowałam się do nowego środowiska - wyjście np. na spotkanie z zupełnie obcymi osobami było takie super! Wiem, że nie jestem ani głupia, znam swoją wartość, jakkolwiek to brzmi. Uważam, że jestem całkiem ładna, nie czuję potrzeby zakładania worka na głowę. Wiem, że jestem wartościowym człowiekiem i czuję, że takim chyba niezłym, chociaż blisko mi do etykiety Najgorszego Człowieka Świata. Natomiast widzę, że to wszystko prowadzi mnie do ślepego zaułka. Jestem obojętna, nie mam potrzeby robienia czegokolwiek, wszystko mi wisi dorodnym kalafiorem, parafrazując klasyka. Mieszkam w stolicy, której z całego serca nienawidzę, a z drugiej strony nawet nie wiem, czy gdzieś w Polsce mogłabym mieszkać. Sama raczej nie, bo nie byłabym raczej niezależna finansowo (a teraz, po jakichś 2 miesiącach bycia na l4 i wydawaniu pieniędzy na leczenie szybko okazało się, jak bardzo niezależny jest singiel wynajmujący luksusowy pokój w luksusowej lokalizacji). Kilka miesięcy temu wymyśliłam sobie, że :lol: pies mnie uszczęśliwi :lol: ale zaraz znalazłam mnóstwo wymówek, że przy moim, nawet aktualnym, stylu życia, nie dam rady, a psa nie mogę porzucić na 1-2 dni czy 6, bo ktoś się musi nim zająć (a też chyba nie miałabym go komu podrzucić i nie chcę mieć takiego dylematu, bo tak jest wygodniej), a to, że będzie gubił sierść i będę płakać, sprzątając to, a to, że będzie smutny w domu, a ja muszę iść do pracy itd. Bardzo rozsądne argumenty ;/

I jednocześnie w tym wszystkim czuję się cholernie samotnie, bo niestety oczywiście super, że jestem komuś potrzebna, ale coraz częściej nie mam ochoty gdziekolwiek iść, wchodzić w interakcje, odbierać telefonu od przyjaciółki, odpisywać na sms (jakieś mesendżery w ogóle odcięłam, bo nie miałam siły odpowiadać na pytania innych, zaglądam raz na jakiś czas). Robię te wszystkie gunwiane rzeczy, które robią wszyscy dorośli, ale tylko z przekonaniem, że muszę.

Może wreszcie chciałabym kogoś poznać (niedługo dobiję do 3 lat od ostatniego, bardzokurvaważnego związku i nie wiem, czy jeszcze coś takiego będzie - tutaj też mam przekonanie, że nawaliłam, że byłam złą partnerką, bo chyba głównym powodem tego, że się rozstaliśmy był mój permanentny strach o niego i o to, jak będzie funkcjonował ze swoją chorobą, chociaż nie powiedziałam mu tego :-| mimo że teoretycznie oboje ustaliliśmy, że ja nie chcę wyjechać, a on nie widzi dla siebie miejsca w kraju) ale nie umiem teraz za bardzo rozmawiać, nie to, że nie mam o czym, ale rozmowy wydają mi się zupełnie obojętne. Nie wydaje się być kimś interesującym. Ochoty na seks brak, pewnie trochę przez leki, ale takich potrzeb nie ma. Może czasem chcę się przytulić, ale to da się załatwić mając szerokie grono bliskich osób, bo od kilku miesięcy lata mi w głowie przekonanie, że powinnam siedzieć na podłodze w każdym miejscu, w którym jestem. Najchętniej jeszcze podciągnąć nogi pod piersi albo leżeć w pozycji embrionalnej. Czasem przeglądam takie miejsce w internecie, gdzie są inne osoby z depresją i/lub zaburzeniami psychicznymi. Kobiety tam piszą, że chodzą notorycznie na randki, mimo że zazwyczaj wychodzi z tego nic. Podziwiam je. Nie wiem, czy leki mogą tak wiele zmienić? Ja się w sumie siebie teraz wstydzę.

Mam jeszcze taką małą przypadłość, śmiesznostkę do wyleczenia sterydem wg niektórych - łuszczyca we włosach, szczególnie widoczna na linii włosów (do tego oczywiście poprawiająca komfort kobiety w lokalizacji bardziej intymniej, coby wzmocnić pewność siebie 8) ). Leczę się sterydem, bo już nic innego nie działa, ale to dziadostwo odbija ponownie. Jak znowu wyrośnie przez kilkanaście godzin, bo za późno zauważyłam, to czuję się tak, jakby ktoś mi wybił zęby i kazał otwierać buzię. Jazda w komunikacji miejskiej, szczególnie w poprzedniej pracy, gdzie kilka przystanków trzeba było pokonać przyklejoną do innych ludzi, była koszmarem.

Trochę wpadłam w zaburzenia odżywiania, bo wiele lat miałam problemy z jedzeniem, mimo że byłam po prostu gruba. Schudłam przez kilka miesięcy duuuuużo, wyglądam wreszcie dobrze, ale muszę jeść zdrowo, bo boję się, że kiedyś poważnie zachoruję. Utrudnia to o tyle życie, że prawie nie jestem w stanie coś zjeść w mniejszym mieście, bo tam nie ma zdrowych rzeczy :-| i kończy się na braku jedzenia przez 10 godzin albo na jedzeniu banana. Wcześniej potrafiłam zjeść chociaż pszenną bułkę, ale przecież to ma tak wysoki indeks glikemiczny, że już od samego patrzenia mnie wszystko boli... W hipermarkecie (!) nie bardzo mam co kupić, bo większość rzeczy ma w składzie cukier, jakieś mniej lub bardziej zrozumiałe e, a przecież to jest niezdrowe, więc oprócz świeżych owoców/warzyw, mrożonych to nawet nie bardzo mam to kupić. Jedzenie jest mi obojętne, więc jem prawie codziennie to samo.

I jak, będzie lepiej? Muszę zmienić lek? Jeszcze umiem robić dla siebie coś dobrego, jakieś małe, pozytywne rzeczy każdego dnia, ale z takim życiem czuję, że codziennie staję na głowie i pracuję, a to nic nie daje. Myślicie że to chory perfekcjonizm, tak jak myślę ja? Czy po prostu depresja? Nie lubię się etykietować, bardziej chciałabym mieć świadomość, co mi konkretnie jest i co mogę robić (taka potrzeba racjonalizacji, jeśli chodzi o moją osobę, to mam w pakiecie ze swoim charakterem). A może tylko i wyłącznie terapia? Wiem, że mnie nie stać w tej chwili na terapię prywatną, a takowa raz na miesiąc chyba nie bardzo ma sens. Jak mi wyjątkowo przykro to dzwonię na linię "zaufania", ale szybko gani mnie myśl, że może zajmuję czas w sytuacji, kiedy ktoś chce zadzwonić i ma poważny problem, typu myśli samobójcze ;/

Jestem w domu rodziców, ale jutro wracam do swojego tymczasowego domu i w sumie łatwiej mi z tą myślą, bo jestem strasznie zmęczona, nawet fizycznie.

W piątek idę do psychiatry, godzina tylko dla nas, mam chyba całkiem dobrą dr. W sumie nie wiem, czego powinnam oczekiwać. Powiem jej oczywiście o tych odczuciach, ale już wcześniej miało być lepiej, a chyba nie bardzo jest.

Jak ktoś dotrwał do końca to wręczam medal zasłużonych temu światu i życzę spokoju :smile:

Ps. jak zobaczyłam na poglądzie, jak to wygląda, to aż mi słabo, nie wiem, czy powinnam pozwolić sobie na tyle prywaty, ale w sumie nie chcę niczego kasować ;/ Nie wiem, jakie macie tutaj zwyczaje, ale jak coś to nie bijcie.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

stworzonabyzyx, wiesz, perfekcjonizm z depresją nie wykluczają się. Sam perfekcjonizm i wysokie oczekiwania wobec siebie bardzo często mogą napędzać stany depresyjne. Warto, żebyś szczerze porozmawiała ze swoim lekarzem. No i najprawdopodobniej przydałaby Ci się jakaś terapia. Piszesz, że nie stać Cię prywatnie- może postaraj się znaleźć jakąś na NFZ w Twoim mieście? Wiem, że czeka się dość długo, ale zawsze lepiej tak, niż zostać zupełnie bez pomocy. A widać, że te sytuacje sprawiają Ci ból.

 

Ja wiem, że ten perfekcjonizm u mnie się rozwinął na długo przed depresją, natomiast dla mnie jest to straszne :( Nie wiem, czy potrafię powiedzieć, że sprawiają mi ból, raczej po prostu nie umiem z tym funkcjonować już. Mieszkam w stolicy, ruszę temat w przyszłym tygodniu, natomiast czasowo to przypuszczam, że trochę potrwa.

Martwi mnie moje leczenie, w sumie wiem, że inni mają gorzej, ale jakość mojego życia jest tak marna (właściwie żadna), że opadam z sił. Za każdym razem jestem szczera z moją dr (ok, byłam dwa razy, w tym 1 niezbyt fajne spotkanie, bo byłam rozbita), ale nie wiem, na ile mogę oczekiwać wsparcia. W necie nie szukam informacji stricte o przypadku, bo chyba ciężko coś dopasować, a u mnie się złożyło sporo takich życiowych problemów, o których nie będę tu pisała. :-|

I szczerze nie wiem, jak to jest z tymi lekami, to mnie w sumie najbardziej niepokoi. Gdyby nie histeryczne napady płaczu to uznałabym, że nie ma różnicy. No i nie ma takiego natłoku złych myśli, ale chore myśli są i gonią. Od wtorku do czwartku jestem na szkoleniu w innym mieście, więc to dobrze, bo zawsze to jakieś "wyzwanie", ale myśli mi tylko krążą wokół tego. Czy tak już będzie? :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ok 4 miesiące - 1 wizyta w połowie grudnia, druga na koniec stycznia. Efekty leków poczułam właśnie jakoś po sylwestrze (chociaż same święta były tragiczne), w sensie takim, że nie miałam już napadów płaczu codziennie i udawało mi się przespać noc. Wyciszyłam się, ale więcej efektów nie widzę, natomiast nie wiem, czego mogę oczekiwać (wiem, że tabletki tym bardziej nie rozwiążą moich problemów). Podczas drugiej wizyty właśnie wydawało mi się, że będzie jeszcze lepiej, ale od tego czasu jest taka stagnacja, nic się nie zmienia, a moja świadomość galopuje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

stworzonabyzyx, skoro leki niewiele dają, to moim zdaniem powinnaś o tym powiedzieć. Może lekarz zmieni dawkowanie, może skieruje Cię też na terapię? Myślę, że warto byłoby w Twoim przypadku. Żeby kiedy już pokonasz depresję, szkodliwe mechanizmy nie sprowadziły jej znowu.

 

Oczywiście, że o tym powiem. W sumie wiem, że na tę chwilę odstawienie leku nie wchodzi w rachubę, bo dzięki niemu śpię w miarę równo (a ostatnio po 8 godzin nawet, od 22 do 6, co wcześniej było niewykonalne - spałam po 3-4 godziny i leżałam kolejne 6-8 w łóżku) i nie płaczę, jestem wyciszona do cna. Jest dobrze, bo tylko dzięki temu zdołałam zmienić pracę (i odpowiadać na kurevsko durne pytania), przeprowadzić się, rozmawiać z obcymi osobami, jakkolwiek funkcjonowac. Nie znam się totalnie, może zmiana leku wchodzi w grę.

Na terapię może na pewno mnie skierować, ale to prywatny gabinet, więc mi to nic relatywnie nie da. Tak czy siak będę szukać, bo nie mam problemu z np. rozmową telefoniczną w takiej sprawie, osobiście pewnie gorzej, ale będę zmuszona to cóż. Najwyżej pojadę z przyjaciółką.

Jestem bardzo fizycznie zmęczona, bo tutaj dochodzi też wyczerpanie organizmu silną anemią i gunwożarciem (w sumie nie wiem, jak funkcjonowałam wcześniej). Idę, bo wiem, że dalej tak nie pociągnę i nie wiem, co będzie za tydzień. Cieszę się, jak wstanę i jest ok, mogę spojrzeć w lustro czy wyjść do pracy.

Ale ja w sumie nie o tym, bardziej chciałam pogadać z innymi osobami z takimi skłonnościami. Czytałam cały ten wątek i ten w podforum, w którym założyłam swój. Z wieloma rzeczami się zgadzałam i jestem ciekawa, czy i jak sobie ewentualnie ktoś z tym poradził. Na razie nie widzę żadnego wyjścia. W sumie szkoda, że nie połączyłaś z tamtym w tamtym podforum, nie wiem, czy to ma jakieś znaczenie czy nie ma nikogo z taką przypadłością?

Wyjeżdżam dziś z miejsca, w którym nic oprócz rodziny mnie trzyma i jadę do miejsca, w którym już totalnie nic mnie nie trzyma, mimo że oba miejsca nazywam domem. Jutro jadę na ciekawe szkolenie, ale wątpię, bym coś z niego wyniosła, bo myślenie idzie mi 5x wolniej i nie umiem się za bardzo skoncentrować. Ale spoko, spełnię kryterium w mojej turboambitnej pracy. Na szczęście moje stanowisko nie wymaga wysokiego iq ani specjalnego wysilania się, choć to coś więcej niż dotychczasowe klepanie formułek w excelu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×