Skocz do zawartości
Nerwica.com

AGORAFOBIA - lęk przed opuszczaniem "czterech ścian".


Picasso

Rekomendowane odpowiedzi

Dopadła mnie do tego wszystkiego straszna depresja. Nie mam siły na wykonywanie prac domowych, prawie cały dzień leżę albo śpię. Czuję okropny jakby "ból życia" nie wiem jak to inaczej określić. Mieliście coś takiego? Czy to mija?

Ja na siłę się przezwyciężam i wstaję i robię coś pożytecznego. Chciałabym aby cokolwiek sprawiałoby mi przyjemność ale nic mnie nie cieszy. Nawet nie mogę usiedzieć przy telewizorze. Czuję się osamotniona. Mój partner się ode mnie odsunął, moje dziecko zrobiło się aroganckie. Jak widzi, że płaczę to "przewraca oczami " ze zniecierpliwienia. Rozmawiałam z nimi na temat mojego samopoczucia nie jeden raz ale o ile lęk przed wychodzeniem z domu zaakceptowali , o tyle w depresji wydaję im się, że się zmieniłam na gorsze, że się czepiam no i... nie jestem atrakcyjna towarzysko.

Ja o sobie myślę też bardzo źle. Nawet nie potrafię nazwać moich zalet bo wydaje mi się że ich po prostu nie mam...

Mówię wam, depresja jest o wiele gorsza od lęku. Ja wiem, że to nie lista przebojów co lepsze, co gorsze ale ja się tak bardzo męczę. Zażywam leki przepisane mi przez psychiatrę i mimo to tak bardzo się męczę.

Dobija mnie brak pieniędzy. Ubóstwo. Mój partner nie ma pracy i żyjemy na granicy nędzy. Mam do niego o to żal i chyba ogromną złość. Odkąd mu powiedziałam co o tym myślę, obraził się i zaczął mnie unikać i zrobił się oziębły. Nawet wyprowadził się z naszego pokoju do pokoju dzieci bo twierdzi, że przy mnie źle się czuje.

Powiedzcie mi, jak on szuka tej pracy? Bo ja już nie wiem co myśleć... Jak to? NIKT go nie chce??? Ręce mi opadają...

Dobrze, że tu u was mogę się wyżalić. Dziękuję tym, którzy to czytają.

Widzicie chyba, że ta moja depresja jest spowodowana sytuacją materialną i domową i myślę, że na to żadne lekarstwo nie pomoże...

A może znacie jakieś? Ludzie tu na forum bardzo chwalą sobie Seroxat.

Pozdrawiam was i proszę o wsparcie bo mi naprawdę ciężko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie nieco się poprawiło. Psychiatra przepisał mi paromerck, niebawem udam się na psychoterapię bo psycholog zaoferował mi wczoraj pomoc w tej kwestii.

 

Po miesiącu brania paromercku jest znacznie lepiej. Kiedy utknę w korku to nie wpadam w panikę - ot, te leki antydepresyjne w moim odczuciu zmieniają myślenie na bardziej optymistyczne. I wtedy myślę sobie - "co to za różnica gdzie jestem - czy w domu czy gdzieś dalej - skoro w domu mogę się uspokoić to tutaj też". To mnie uspokaja.

 

Nawet tydzień temu pierwszy raz od 5 lat wziąłem udział w imprezie tramwajowej - przejechaliśmy tramwajem z kolegami kółeczko po mieście i strach był, musiałem wziąć połowę tabletki Zomiren ale arytmia mnie w ogóle nie męczyła a po imprezie czułem się jak nowo narodzony. Wróciłem na rowerze do domu - ponad 6 km, co było dla mnie nie lada wyczynem i poczułem się przez chwilę tak jak dawniej kiedy byłem normalny... Zupełnie nie myslałem o strachu.

 

ALE. Ta pier..$%ona arytmia znów ciągnie mnie do tej zasranej agorafobii. Jednego dnia jest dobrze - innego masakra. Co chwilę to wypadanie serca z rytmu i kiedy wiem że już się psychicznie czuję coraz lepiej to parę godzin takiej czkawki serca znów mnie kieruje w stronę agorafobii. Wczoraj pojeździłem na rowerze, nieco zestresowany a po powrocie do domu aż do samej nocy co chwilę te CHOLERNE skurcze dodatkowe.

 

Nie mam już siły... wiem że gdyby nie to GÓWNO to bym z tego wyszedł. Coraz bardziej to olewam ale nawet niewielki stres powoduje w niektóre dni występowanie tych skurczy... Jest lepiej bo rok temu po jednym takim skurczu w pracy wpadałem w panikę - teraz mogę jakoś z tym funkcjonować aczkolwiek nieco zestresowany... W zasadzie mam zawsze Zomiren pod ręką ale nie mogę go brać codziennie więc jakoś się przemęczam bez tego no chyba, że jest źle ale w panikę nie wpadłem już od miesiąca.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam. A ja jak bumerang wracam ciagle na forum. Nie zeby mi tu bylo zle, jednak wolalabym nie miec tych wszystkich problemow, ktore sprowadzaja mnie tutaj :(

Od kilku juz lat lecze sie na depresje, nerwice, a ostatnio dowiedzialam sie, ze mam zaburzenia osobowosci...

teraz jednak dobija mnie wlasnie sprawa z tematu watku, wychodzenie z domu. Jest coraz gorzej. Ciezko mi sie gdziekolwiek ruszyc, powinnam znalezc nowa prace, ale poki co to nie potrafie wyjsc z domu nawet na chwile do sklepu. Chyba ze musze, wtedy ide, ale po chwili wracam "zmeczona" jakbym caly dzien fizycznie pracowala... Jeszcze teraz, jak jest taka pogoda, to mam wiecej "przeszkod" na prostej drodze gdziekolwiek. Jak przewaznie przeszkadzaja mi tylko ludzie, tak teraz snieg, bloto, ktore trzeba omijac, a ja idac gdzies musze skupiac sie tylko na drodze, patrzec przed siebie, bo kazda potrzeba rozejrzenia sie nawet na boki rozprasza mnie na tyle, ze mam wrazenie jakbym za chwile miala stracic rownowage, zaczyna mi sie krecic w glowie, robi sie slabo i inne wrazenia ktore sami dobrze znacie.

Chce sie z tym wybrac do lekarza, ale juz u kilku bylam, mozna powiedziec ze zrezygnowali z leczenia mnie z przyczyn tylko sobie znanych. Juz wiele lekow probowalam, nawet ostatni lekarz juz wzruszal ramionami, jak kazde na dluzsza mete okazywaly sie niewypalem - nie wiedzial juz, co jeszcze moze mi przepisac. Poza tym leki jeszcze bardziej mi szkodzily, na poczatku pomagaly, a z czasem mialam po nich nawet mysli samobojcze, ktorych wczesniej nie bylo.

Czasami jest poprawa na jakis czas, sama z siebie, ale widze ze kazdy kolejny "atak" jest gorszy od poprzedniego, a to zaczyna mnie przerastac :(

Powoli juz sama nie wiem co mam robic, boje sie, ze bede na to skazana do konca zycia, nawet leczac sie, bo jak kiedys uslyszalam od lekarza, pod wzgledem leczenia psychiatrycznego jestem bardzo "zaniedbana". Wiem, ze takie leczenie powinnam rozpoczac jeszcze w liceum, ale wtedy latwiej mi sie zylo ze wszystkimi moimi doleglowosciami.

Przepraszam, ze tak tu przynudzam, ale chyba musialam sie w koncu komus wygadac, a przede wszystkim ludziom, ktorzy sami przechodza to co ja :(

Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie tez czasem sa momenty, w których gdy juz zdecyduje sie i odwazę wyjść z domu, to musze patrzec przed siebie, bo gdy tylko odwróce wzrok w którąś inna stronę to tak jakbym miala zaraz sie przewrócic albo wpasc do jakiejs dziury w ziemi głęboko, z której nie dałabym rady wyjść a jesli unikam spojrzeń innym ludzi to nikt by nie zauwazyl nawet jak wpadam w ta dziure i nikt nie moglby mi pomoc sie z niej wydostac... Czasem, gdy zdobede sie na to by spokjrzec przechodniowi w oczy lub zrobie to przez przypadek, to czuję, jakby on czytał mi w myslach albo chcial jakos przez spojrzenie odebrac mi moje wnętrze, moje wszystkie wspomnienia, mysli, chwile, w ktorych kiedys byłam szczesliwa... Boje sie coraz bardziej wychodzenia z domu a jak juz wychodze to z narzeczonym albo jego mamą (bo od niedawna mieszkam u nich ale gdy mieszkałam ze swoimi rodzicami to tez balam sie wychodzenia z domu i unikalam tego jak tylko sie dalo) Lecze sie na dystymię, ale obawiam sie ze tez dopadła mnie agorafobia :( Pomóżcie, prosze....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zgadza się. To jest cholernie trudne ale zauważyłem, że te leki antydepresyjnie niesamowicie pomagają - w przypadku mojej osoby. Jeszcze miesiąc temu miałem ogromny problem z jazdą do pracy - oczywiście samochodem. Jeździłem bocznymi uliczkami żeby nie utknąć w korku, próbowałem jechać tramwajem - przejechałem 1 przystanek i byłem cały "rozdygotany", każdy skurcz dodatkowy serca wywoływał u mnie strach, kiedy wjeżdżałem w korek to wpadałem w panikę... a teraz...

 

Teraz widzę jaka to jest głupota. Zawsze obawiałem się tego, że jedyne miejsce w którym mogę się uspokoić w razie ataku paniki to dom. Teraz zauważam, że to jest zupełnie bezsensowne. Co to za różnica, czy mnie coś złapie w domu, w pracy czy na ulicy w korku? Skurcze dodatkowe są już dla mnie niczym burczenie brzucha - staram się to olewać co wychodzi na dobre. Do pracy i z pracy jadę normalną trasą - stojąc w korkach jak inni i czasem specjalnie "trenuję" wybierając się gdzieś na drugi koniec miasta w godzinach szczytu. Ostatnio trochę się zagalopowałem, wjechałem w półgodzinny korek ale przeżyłem i czuję się silniejszy. ALE - widzę bezsens lęków. W niedzielę przejechałem tramwajem całą trasę - pierwsze minuty były stresujące ale później - pełen komfort.

 

Nagle - po wielu latach zacząłem żyć prawie normalnie. Zacząłem robić to co lubię, co do tej pory było niemożliwe... Do wyzdrowienia jeszcze kawał drogi ale grunt to robić to co się lubi - z tym, że bez tych leków antydepresyjnych to tak daleko bym nie zaszedł.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chcialabym umiec leczyc ten lek poprzez wlasnie wychodzenie z domu. Jednak kazde wyjscie, kiedy jestem w takim stanie oslabia mnie coraz bardziej. Oprocz nerwicy mam jeszcze zaburzenia osobowosci (prawdopodobnie osobowosc borderline) i to dodatkowo nie ulatwia mi sprawy. Wydaje mi sie, ze kazda osoba ktora mijam dziwnie na mnie patrzy, jak slysze skads smiech, to wydaje mi sie, ze smieja sie ze mnie. Do tego ciagle niezadowolenie z siebie i swojej osoby, dab o swoj wyglad na tyle na ile daje rade, jednak nie mam w zwyczaju przesadnego strojenia sie itp i czasem czuje sie jakbym nie byla kobieta, nie czuje sie atrakcyjna, po prostu nie potrafie. Mysle, ze to ma duze znaczenie w tym problemie. Do tej pory mieszkalam w duzym miescie, gdzie bylam anonimowa, teraz wrocilam na jakis czas do rodzinnego miasta i fakt, ze znam tu wielu ludzi przynajmniej z widzenia nie pomaga w niczym, boje sie spotkac kogos znajomego, zaraz zaczna sie pytania co slychac itp... Z drugiej strony duze miasto, wszedzie pelno ludzi, to tez mnie przytlacza... :/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wydaje mi sie, ze kazda osoba ktora mijam dziwnie na mnie patrzy, jak slysze skads smiech, to wydaje mi sie, ze smieja sie ze mnie. Do tego ciagle niezadowolenie z siebie i swojej osoby, dab o swoj wyglad na tyle na ile daje rade, jednak nie mam w zwyczaju przesadnego strojenia sie itp

 

Ja mam / miałem podobnie ale niestety to jest związane z tym, że wiele osób na ulicy mnie wyśmiewało w przeszłości - nie tylko na ulicy - w szkole, w domu, w rodzinie. Dosłownie na każdym kroku byłem wyszydzany, opluwany za to, że ważyłem znacznie mniej niż moi rówieśnicy. Mało osób wie o tym, że nie tylko osoby puszyste mają problemy z chamskimi odzywkami. Wystarczy być facetem o szczupłej budowie ciała i to jest już powód do tego, żeby stać się pośmiewiskiem na każdym kroku. Doszło do tego, że każdy śmiech na ulicy traktowałem jako wyśmiewanie się ze mnie - czasem to faktycznie miało miejsce kiedy udawało mi się usłyszeć rozmowy ale na szczęście było to sporadyczne.

 

W zasadzie w 90% przestałem się przejmować tym, że nie ważę tyle ile waży większość moich kolegów bo to nie jest mój problem tylko problem innych osób. Zupełnie nie przejmuję się uwagami dotyczącymi mojego wyglądu jeśli są wypowiadane przez ludzi którzy mnie nie znają bo to ile kto waży czy jaki ma kolor skóry - nie ma dla mnie najmniejszego znaczenia a jeśli dla kogoś ma to znaczenie to nie jest wart tego, żeby z nim wdawać się w jakąkolwiek dyskusję. Ot, człowiek innej kategorii. Dla mnie wartość mają ludzie, którzy mają swoje pasje, nie szkodzą innym - myślę, że wiele osób prędzej czy później dochodzi do takich wniosków. Tak więc - głowa do góry - znajdź piękno w sobie a okaże się, że jesteś piękna i na zewnątrz. Grunt to zaakceptować siebie takiego jakim się jest - wtedy ludzie na nas inaczej patrzą :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ad2008 ehh moj chłopak miał podobny problem do Twojego, ale mi podoba się chudość i głównie dlatego zwróciłam na niego uwage, że jest chudy :) udowodnilam mu, że ta jego chudosc jest dla mnie sexy i teraz cieszy sie swoją chudoscią hi... wiec to wszystko tak naprawde kwestia gustu i choc calkiem mozliwe, że jest niewielu ludzi, którym podoba si chudosc to moze nawet wiekszosc sie do tego nie przyznaje by nie zostac tez wyśmianym przez "reszte"...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moj brat jest chudy, nie szczuply, tylko wrecz suchy, wiec wiem, ze z tego powodu tez mozna miec kompleksy.

A jezeli chodzi o wysmiewanie, w dziecinstwie, juz wiem przynajmniej skad wziela sie czesc moich lekow zwiazanych z wychodzeniem z domu. Tylko jak wytlumaczyc reszte? Teoretycznie sa miejsca, nawet na zewnatrz w ktorym ludziom nic nie zagraza, a jednak jak widac, wiele osob boi sie przekroczyc prog wlasnego domu... :/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja również to przerabiam na okrągło. Sama nigdy nie wychodze, nawet do sklepu nie pójde bo się boję, zaraz na samą myśl czuje w żoładku mrowienie i stres. Jak wychodzę to z kimś znajomym, wtedy tak. Jeden raz w życiu kiedy wyszłam gdzies dalej sama i to w nocy to było jakies 2 lata temu, jak byłam w tragicznym stanie psychicznym i na lekach. Pamiętam że szłam bez celu, płakałam i sama z soba dyskutowałam. Mój stan sie nie zmienił, nadal jest beznadziejny, na dodatek depresja nie pozwala mi nic robić. Czuję do wszystkiego niechęć, obojętność, stres i nic mnie już nie interesuje. Potrafie przesiedziec w jednym miejscu cały dzień nic nie robiąc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też tak czasami czuję. Boję się wyjść z domu, bo wydaje mi się, że czuję się tak źle, że mogłabym zasłabnąć na ulicy. Boję się, że kogoś spotkam i będę musiała z nim rozmawiać z uśmiechem na ustach, a wcale nie mam na to ochoty. Czasem robi mi się słabo w kościele, albo w markecie. Rano wstaję do pracy, szykuję się i w myślach pocieszam sama siebie: "Nie martw się, praca szybko minie, a potem wrócisz do domu, położysz się pod kocykiem i będziesz już miała spokój". Czasem mam taką ochotę odizolować się od wszystkich i wszystkiego i tylko poprostu poleżeć albo pospać... i żeby nikt nic ode mnie nie chciał i nie pytał.

Normalne?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam tez mam to swinstwo-agorafobie. czemu temat nieaktywny od ponad roku ?wszyscy wyleczeni? ja akurat mam to "szczescie" ze moge wyjsc z domu na jakas mala odleglosc ale im dalej tym gorzej i objawy sie nasilaja poce sie ,jest mi zimno i goraco na przemian, czuje dretwienie i ucisk w brzuchu i zaczynam sie bac ze zemdleje czy cos, jak probuje przelamac strach i isc dalej to moja agorafobia daje mi sie we znaki w inny sposob cwaniara poprostu musze leciec na wuceta. duzo latwiej mi gdzies wyjsc gdy ja tego chce niz np.gdy musze bo jestem umowiony a jak juz mam zalatwic cos gdzies np. w urzedzie to masakra jest jakas , dowod wymienilem pol roku po terminie chyba bo tyle sie przymierzalem do tego. za to na rowerze jak jezdze mam mniejsze leki i moge troszke dalej jechac bo wiem ze jak co to w kazdej chwili moge zawrocic. nienawidze sytuacji z ktorych nie ma ucieczki jak jazda autobusem .to tyle na poczatej jak sa jeszcze jacys agorafobicy to chetnie popisze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No kto się nie czuje lepiej w domku... ;) ja też ale...

stwierdziłem,że trzeba wychodzić bo to jest bezsensu... choćby na siłę! Moja mama ma stwierdzoną

Agorafobię! Tak ma wpisane w karcie od psychiatry! :roll: całe życie widziałem po niej jak się męczy i nie może wyjść z domu...

była na rencie ale jej stan z biegiem czasu się poprawił chodzi do pracy...

ale wcześniej? Szkoda gadać... bierze ogrom leków i powoli staje na nogi!

Zanim ja zachorowałem na NL i wychodziłem z nią to spoko ale teraz sam czuję się gorzej od niej!

ona wyjdzie z domu ale nie sama... takie ma przyzwyczajenie! :-|

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam, cierpię na agorafobię od 1,5 roku. Przez ten czas musiałam zrezygnować kolejno ze studiów oraz pracy.

 

Przez ten czas tylko jeden sposób opatentowałam na zmniejszenie lęków - jazda taksówką w miejsca takie jak np. urzędy. Inaczej nie ma rady bym cokolwiek mogła samodzielnie załatwić ;) Od mieszkania jestem w stanie oddalić się jedynie tyle co do pobliskich sklepów.

 

Jedyne co mi pomogło to ludziowie, którzy byli przy mnie i nagminnie wychodzili ze mną na dwór. Żadne leki, psychoterapie. Jednak każdy ma też swoje życie i moja "terapia wychodzenia" zmniejszyła się do minimum a lęki zwiększyły przez to.

 

Nawet wpadłam na pomysł psa przewodnika heh Taki wielki wyszkolony owczarek niemiecki? Ciekawe hm I mam pytanie do tych którzy posiadają prawo jazdy - czy boicie się sami jeździć autkiem?

 

Pozdrawiam ciepło ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja tak samo męczę sie z ta chorobą :( jak mam gdzies wyjsc mam ogromny lęk nie wychodze nigdzie czasami uda mi sie wyjsc ale tylko z moim chlopakiem...nie bylam przez to u lekarza bo nie dosc ze ciezko jest mi wyjsc to jeszcze jak bym miala o tm wszystkim mowic ;/niewiem juz sama co mam robic jak zyc wyjsc nie wyjde...a do lekarza musze wiec niewiem jak ja to zrobie bo przeciez lekarz sam do mnie nie przyjdzie:(

 

niektorym latwo jest powiedziec musisz probowac a tak naprawde nie jest to wcale latwe jak niektorym sie wydaje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam, podejrzewam u siebie agorafobię. Nerwicę mam odkąd pamiętam, natomiast nigdy nie ingerowałam w ten temat głębiej, gdyż był on dla mnie bardzo przykry.

Od paru lat jest mi ciągle słabo wychodząc z domu. Chodziłam od lekarza do lekarza - morfologia dobra, serce zdrowe, wszystko z założenia jest ok. Ja jednak nadal czułam się strasznie słabo, bałam się omdlenia. Zaczęłam zgłębiać problem szukając w Internecie sposobów na powstrzymanie omdleń. Przekierowało mnie od strony do strony do wyniku "agorafobia".

No i cóż, moim zdaniem tu jest pies pogrzebany. Od kilku lat robi mi się słabo w autobusach. Stąd jestem niemalże w stu procentach pewna, co mi dolega. Wchodzę do autobusu - od razu napad. Wychodzę - od razu robi mi się lepiej.

Na uczelni często wkręcam sobie, że w sali jest duszno, że czeka mnie daleka droga do domu... Często wychodzę w połowie zajęć pod byle pretekstem, a tak naprawdę jestem ledwa, bo znowu dostałam ataku i dopadł mnie strach przed daleką podróżą do domu. Tego się boję najbardziej - że zemdleję będąc daleko od domu. Potrafię przejść połowę trasy autobusu na piechotę, byle tylko nie znaleźć się w zatłoczonym miejscu, w którym mogę zemdleć ( chociaż oczywiście taka sytuacja nigdy nie miała miejsca.)

Zemdlałam 6 lat temu podczas bardzo męczącej wycieczki, w moim domu odkąd pamiętam panowała bardzo niezdrowa sytuacja ( jestem DDA + parę innych problemów ) i nie wiem, czy problem leży w owym dawnym omdleniu, czy wszystkie nerwy mojego życiorysu przechodzą do podświadomości i tak na mnie działają.

Wstydzę się iść do neurologa czy psychologa. Ba, wstydzę się iść do internisty po skierowanie do neuro....

Staram się normalnie funkcjonować, ale ostatnio jest coraz gorzej. Są upały, które są sprzyjające omdleniom i naprawdę boję się nadchodzącego lata.

Często też musiałam wychodzić z pracy, bo zaczynało mi być słabo, bo bałam się tego, że poza domem mogę zemdleć i stanie mi się coś złego.

Wypowiedź trochę chaotyczna, ale zapewne wiele osób tutaj mnie zrozumie. Czytając Wasze wypowiedzi nadal nie wierzę, że istnieją ludzie, którzy mają podobny problem.

Podrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×