Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica a nasze prawdziwe Ja


cookiemonster

Rekomendowane odpowiedzi

Hm, no tak, właściwie to teoretyzuję odczuwanie prawdziwego ja i być może tylko wydaje mi się że jest lekkie, ale bardziej chodziło mi o to że myśli i emocje w prawdziwym ja przepływają w naturalny sposób bez samokontroli.... Mnie osobiście kontrolowanie każdego słowa i gestu bardzo ciąży i chciałabym chociaż raz przeżyć coś bez tej analizy co ja w tej chwili robię i myślę. Czasem zdarza mi się popłynąć z jakimś wydarzeniem, na parę sekund i wtedy jest właśnie tak lekko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też rozumiem i też niestety. Nie wiem jak mam udźwignąć tę konfrontację ze swoim prawdziwym lękiem.

 

[Dodane po edycji:]

 

Mnie się wydaje że taki mam charakter ze skłonnościami do samoudręczania, ale czasem myślę, że żyje na pół gwizdka jakbym jednak nie była sobą. Zwariować można ;)

 

 

No właśnie na wczorajszej wizycie, na moje pytanie czemu to wszystko tak długo u mnie trwa (leczę się od ponad 20 lat) mój psychiatra odpowiedział mi, że taki mam charakter, że taka już jestem...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też rozumiem i też niestety. Nie wiem jak mam udźwignąć tę konfrontację ze swoim prawdziwym lękiem.

 

[Dodane po edycji:]

 

Mnie się wydaje że taki mam charakter ze skłonnościami do samoudręczania, ale czasem myślę, że żyje na pół gwizdka jakbym jednak nie była sobą. Zwariować można ;)

 

 

No właśnie na wczorajszej wizycie, na moje pytanie czemu to wszystko tak długo u mnie trwa (leczę się od ponad 20 lat) mój psychiatra odpowiedział mi, że taki mam charakter, że taka już jestem...

Może to jednak nie charakter ale bardzo głęboko zakotwiczone reakcje, do których trzeba dotrzeć i zmienić je. Ja jednak wierzę w wyzdrowienie. A nerwice lepiej leczyć u psychoterapeuty niż u psychiatry, to są w końcu zupełnie inne metody leczenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cookiemonster, w tym stawaniu się sobą jest jedna istotna rzecz: trzeba przestać się przejmować opinią innych ludzi, jesteś jaka jesteś i nic nikomu do tego. U mnie chyba coś drgnęło w dobrą stronę, lżej mi ze sobą :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przy okazji dzisiejszego farbowania włosów cos mi przyszło do głowy. Otóż farbuję się praktycznie co miesiąć na inny kolor, bo wydaje mi się, że kiedy zmieniam wygląd to też zmienia się "coś we mnie", tzn. staje się jakby kims innym, lepszym. Często mam nadzieję, że może dzięki temu ludzie mnie nie rozpoznają, może zavczną patrzeć, jak na kogoś innego, lepszego niż jestem. Wszyscy na mnie krzyczą, że jestem pokręcona i niedługo będę łysa przez to świrowanie, ale ja na prawdę ciągle liczę na to, że coś się zmieni, że ja się zmienię. No, ale to chyba mało pozytywne, bo często patrzę w lsutro i już nie wiem, kogo ja tam widzę - blondynka, brunetka, ruda, zielona, fioletowa - zakręcona po prostu. I chyba zagubiona strasznie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No właśnie to ciągłe zmienianie się, ciągle szukanie ideału, sposobu na siebie, a po krótkim czasie po kolejnej zmianie, okazuje się że znowu coś jest nie tak i znowu odczuwam potrzebę żebym była inna niż dotychczas. Ja zmieniam "osobowości" raz jestem wesoła, raz smutna, raz przebojowa, raz wycofana, ekstrawertyczka, introwertyczka, lubiąca sport, lubiąca sztukę, miałam już tyle wcieleń a wszystko to nie byłam ja. Ale ostatnio poczułam coś jakby na kształt miłości do siebie bez przejmowania się tym co ludzie powiedzą :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja tez miewam przerozne wcielenia raz kogos mega przebojowego , wiecznie usmiechnietego , ze sztuka tez mialam takie jazdy , z fotografia itp. i tez odczuwam ,ze to nie jest to i chyba na sile sie oszukuje ale kiedy na tej wycieczce poczulam to co Data czyli milosc do siebie , to wtedy czulam sie bosko jak w niebie... tylko teraz niestety mam za malo odwagi zeby wykonywac te cwiczenia...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj moje JA ktore doprowadzasz mnie do samodestrukcji!!! :( Nie wiem przypadkiem czy nie jestes puszka Pandory ale dzis wiem ze to TY

A ja dopiero kiedy siegnelam dna Zaczynam rozumiec o co w tym wszystkim chodzi. Jutro zapytam mego terapeute czy wyciagam zdrowe wnioski. Przez lata ktos mi mowil tak nie rob tak rob to jest dobre to zle Masz byc mila grzeczna kochajaca usmiechnieta ciepla ideal poprostu. A moje Ja chowalo sie tak do srodka a teraz wylazi na wierzch. Rozwalilo mnie i moje zycie bo powiedzialo a ja wylaze Nie chce juz siedziec w srodku schowane za waszym wyobrazeniem Nie chce juz byc tym kim nie jestem chce zebyscie zobaczyli jaka jestem naprawde i kochali mnie taka jaka jestem a nie jaka chcielibyscie widziec. Moj maz powtarza mi często nie myśl bo nie potrafisz Nie rob bo nie potrafisz Masz byc dobra matka gospodyni To znaczy jaka? Bo nie wiem a chce byc. Sprzatam piore gotuje wychowuje sama dzieci bo jego ciagle nie ma Nie wychodze do znajomych bo ludzie powiedza ze sie ciagam a maz chce miec idalna zone Nie zdradzam Nie dlatego ze mi zabraniaja ale dlatego ze kocham i jestem monogamistka. Rodzina mowi masz pomagac nam i nie patrzyc ze ktos ci krzywda odplaca ale musisz to robic A moje JA juz nie chce Miesiacami jestem idealem i nie mam dobrego slowa ale gdy zrobie blad O! to sa wyzwiska pretensje wyrzuty ze do niczego sie nie nadaje A te moje JA wzielo sie i zbuntowalo i wola kochaj mnie a nie "barbi" i "opieke spoleczną" Zbuntowalam sie jak nastolatka i zaczelam robic jak nastolatka. Zaczelam robic na przekor albo nie robic nic przestalam pomagac Ostatnio moje Ja sie upilo Choc tak naprawde nie lubi alkocholu Dlaczego? Mysle ze wola o pomoc. Wola zauwazcie mnie Ja tu jestem!

No i zauwazyli spakowali walizki i powiedzieli pa "Barbi" Moje Ja nie to chcialo osiagnać. Chcialo tylko by ktos powiedzial widze cie choc do mnie to cie wyslucham i przytule. Teraz trudno moje ja musi nauczyc sie z tym zyć Ale nie schowa sie do srodka niech wyjdzie do wierzchu i powie albo mnie pokochacie taka jaka jestem albo dajcie mi spokoj. A ja pokocham swoje JA Więc witaj moje JA

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zawsze kiedy chciałam określić kim tak naprawdę jestem, jakie mam uczucia, prawdziwe zainteresowania to nic mi nie przychodziło do głowy, widziałam tylko próżnię i te role jakie grałam.

A w ogóle to czuję się złym człowiekiem, chociaż miewam ostatnio przebłyski, że nie jestem odpowiedzialna za całe zło w którym kiedykolwiek uczestniczyłam. Jak pozbyć się tej niszczącej agresji żeby nikomu nie zaszkodzić?

Nocka współczuję i rozumiem. Nie jest łatwo zmienić układy między ludźmi, czasem wiąże się to z rozpadem rodziny kiedy jej członkowie nie umieją odnaleźć się w nowych rolach, Ty chcesz się zmienić ale bliscy wcale tego nie chcą, nie chcą zmienić siebie, tak im dobrze i wygodnie.

Ja zawsze byłam ofiarą, w domu, w szkole, w pracy, bałam się mieć swoje zdanie, walczyć o swoje racje, o swoje potrzeby, bałam się odszczeknąć kiedy ktoś był złośliwy. Kiedy zaczęłam łamać te schematy ludzie nie byli zadowoleni, chcieli z powrotem pokazać mi moje miejsce, a ja czułam się okropnie kiedy odważyłam się postawić na swoim jakbym robiła coś złego, ale zaczęli bardziej się ze mną liczyć. Najtrudniej jest mi zmienić relacje z mamą ale jest o wiele lepiej niż kilka lat temu. Modlę się codziennie o ich uzdrowienie, myślę że bez tego nie uda mi się osiągnąć swojego szczęścia. Jestem po nieudanym małżeństwie i nie umiem z nikim się związać.

Wczoraj odważyłam się zwrócić uwagę sąsiadowi o zastawione wejście do komórek i nawet się z nim posprzeczałam bez tego okropnego uczucia, że robię coś głupiego i złego :smile: To chyba znak, że jakaś cząstka mnie się uzdrowiła.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chciałabym umieć kogoś opieprzyć, tak zdrowo, np. w pracy kiedy widzę jak ktoś mnie wykorzystuje. Kiedy przybierałam pozę przebojowej to i opieprzałam, ale to nie było naturalne i nie rozładowywało złości.

Tylko jak taka opryskliwość zdarza się zbyt często to też niedobrze. Staraj się mówić o tym co Cię boli a nie opieprzać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja zawsze jakm kogos opieprze to mam straszne wyrzuty sumienia. I pozniej zaluje ze mnie ponioslo!

Bo jak sie zdenerwuje to jestem niemila, opryskliwa. Daje sie poniesc!

Niepotrzebnie!

 

Też tak mam, ale często się zdarza ze sie nalezy komus, a sie powstrzymuje bo zaraz mysle moze sie myle?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wczoraj chyba odkryłam kolejny pokład mojej nerwicy. Jest we mnie tyle złości, żalu i mroku i wszystko to staram się ujarzmić, trzymać na wodzy, oczywiście obwiniam siebie za zły charakter chociaż zintegrowałam już te złe emocje z awanturami w dzieciństwie, ale ta skłonność do mrocznych wyobrażeń została, boję się tego, że to jakieś psychopatyczne skłonności, że jestem potworem, że jak pozwolę temu mrokowi żyć swoim życiem to zacznę mordować ludzi albo coś w tym stylu.... ale obecnie nie mam siły już tamować emocji, to chyba też jest elementem zdrowienia że pozwalam ujść temu co najgorsze, nie umiem tego powstrzymać......no więc po kolejnej fali potwornego strachu i osłabienia, strachu przed tym mrokiem, powiedziałam sobie - trudno nie mam siły z tym walczyć, jestem mroczna, uwielbiam destrukcję, niech już się dzieje co chce, najwyżej wyjdę z karabinem na ulicę i zacznę strzelac do ludzi, zamienię się w psychopatkę, ludzie będą opowiadac o mnie potworne historie, niech już to sie ujawni. Przez kilka minut czułam się bardzo źle kiedy ta destrukcyna cześć mojej osobowoci wychodziła na swiatło dzienne, pozwoliłam jej istnieć, bałam się, ale pomału ten strach mijał, fala destrukcji przepłynęła sobie w nicość a ja z radością i uczuciem lekkości wzięłam się za sprzątanie i nie było mowy o tym że mam ochotę zrobić coś złego.

Cóż problemem wielu neurotyków jest to, że nie umieją sobie poradzić ze swoją ciemna stroną, każdy człowiek ma w sobie dobro i zło, a neurotycy byli w przeszłości zmuszani do tłumienia swojego gniewu, często byli niesłusznie krzywdzeni i jest w nich dużo żalu, gniew rozrósł się w podświadomości przez te wszystkie lata tłamszenia i straszy na każdym kroku swoim ogromem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ciekawy wątek. Ja mam wrażenie,że ciągle udajemy kogoś innego, niż jesteśmy. Choroba uświadomiła mi, jak różnie wygląda świat i ludzie w zależności od obrazu, jaki tworzymy w głowie. Kiedyś, przed chorobą czasem marzyłem, żeby wejść komuś do głowy i zobaczyć świat jego oczami. Teraz mam namiastkę tego, kiedy rzeczy potraciły swoje wartości. Tylko jak teraz odnaleźć te właściwe, kiedy organizm się buntuje i opór przed działaniem jest tak duży? Może to właśnie to, o czym pisałaś cookiemonster...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja spasowałam i poszłam do psychiatry po leki. Biorę Zoloft i teraz lęki pojawiają się rzadko a jeżeli już są to łatwiej mi się z nimi uporać.

Nie dałam rady z tym strachem, wcale się nie zmniejszał tylko pojawiał ciągle w nowych formach. Nie miałam już siły.

Jednak przeżycie kilku bardzo silnych ataków pomogło mi. Wybaczyłam mamie i przestałam ją nienawidzić, zrozumiałam że jej zachowanie nie było wymierzone przeciw mnie. Między nami było wzajemne obwinianie się o złe intencje, teraz zaczynamy sobie ufać.

Cookiemonster, a jak Twoja terapia, czy udało Ci się coś naprawić?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cóż problemem wielu neurotyków jest to, że nie umieją sobie poradzić ze swoją ciemna stroną, każdy człowiek ma w sobie dobro i zło, a neurotycy byli w przeszłości zmuszani do tłumienia swojego gniewu, często byli niesłusznie krzywdzeni i jest w nich dużo żalu, gniew rozrósł się w podświadomości przez te wszystkie lata tłamszenia i straszy na każdym kroku swoim ogromem.

zgadzam się z tym, ja mam podobnie jak Ty dużo żalu, gniewu i złości w sobie. Wybucham czasem tak bardzo... wychodzi to wszystko ze mnie. Po takim wyładowaniu czuję się lepiej, czuję jakby kamień spadł mi z serca ale to jest tylko na jakiś czas, bo potem to wraca i znów wybucham, wyrzucam, "wyrzyguję" wszystko z siebie. Teraz biorę leki i te emocje wychodzą ze mnie bardziej,jakby ze zdwojoną siłą, czyli może szybciej?... może szybciej wyzdrowieję właśnie dzięki lekom :?: Jak już powywalam to z siebie i dojdę do równowagi psychicznej dzięki lekom i psychoterapii, to będzie dobrze? Mam taką nadzieję i bardzo w to wierzę :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No, rozładowanie napięcia nie zawsze idzie w parze ze zdrowieniem. Zależy co wywalasz z siebie, czy prawdziwą przyczynę konfliktu czy tylko jej maskę, zewnętrzny niepokój. Wybuchy agresji nic nie dają, nakręcają tylko schemat odreagowywania nagromadzonej złości, ale nie likwidują jej przyczyny. Jeżeli odkrywasz to co sama przed sobą ukrywałaś to jest dobrze, nie powinno już więcej straszyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przyznam że czasem wybucham nieadekwatnie :roll: ale chyba za każdym razem po czymś takim zastanawiam się i szukam w sobie przyczyny tego wybuchu, także myślę, że właśnie odkrywam i rozmawiam z moim mężem o tym, staram się mu tłumaczyć co sie we mnie dzieje, odkrywam sie nie tylko przed sobą ale też przed nim i potem rozmawiamy razem i analizujemy sobie 8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zrobiłam to po raz pierwszy... Chyba po raz pierwszy w życiu. Zetknęłam się z zamrożonymi uczuciami wyniesionymi z młodości.

Zastanawia mnie czemu kiedy tylko cofam się do czasów wczesnej młodości, czuję często... samotność. Poczucie bycia opuszczoną i niezasługującą na miłość, bo niezbyt doskonałą. Czuję się tak potwornie samotna i niekochana... A także nierozumiana. Zostawiona sama. Jakbym na każdym kroku popełniała błędy... Niekończąca lista wymagań, którym nie mogę sprostać, a w zamian prawie nic. Tylko dobra materialne, by wynagrodzić mi częsty brak rodziców w domu. A ja ich potrzebowałam, nie tych gówien. Niechęć do życia i lęk przed nim. Dlaczego kiedy tylko staram się przywołać dawne uczucia, tak bardzo kuje wtedy w sercu, jakby wbito mi tam wielką szpilę? Jest mi duszno i czuję ogromny ból. Nerwica zaczęła się u mnie wcześnie, pierwsze lęki pamiętam za wczesnych lat, ale umiem też sobie przypomnieć czasy, kiedy jej nie odczuwałam wcale... bardzo odległe czasy.

Psycholog poleciła mi, żebym starała się zrozumieć matkę. Chociaż odznaczam się dużą empatią, to jej nie potrafiłam usprawiedliwić. Myślałam sobie: 'jak mam Cię zrozumieć, mamo, skoro Ty mnie nie rozumiesz?'. Czuję do niej niechęć i chcę czasem, by cierpiała tak samo, jak ja cierpiałam. Jak mam dorównać jej wygórowanym wymaganiom? Przecież nie jestem idealna, nikt nie jest. Czuję do niej uraz i myślę, że mnie skrzywdziła. A powinnam ją przecież kochać... Każde jej słowo mnie zabolało, każda godzina bez niej spowodowała u mnie samotność. Ale musiałam to stłumić, żeby jej nie stracić, a to stało się przykre w skutkach.

Do ojca też odczuwam dużą niechęć. Powinien mnie chronić, a nie zrobił tego. Nie czułam się bezpiecznie na tym świecie. I też zawsze bywał poza domem, zostawił mnie... Dla głupiej pracy.

Teraz? Dominujący perfekcjonizm, lęki, depresje, bezsenność, doszukiwanie się w sobie ciężkich chorób psychicznych, bardzo częste przeziębienia od małego, wybuchy agresji w domu [a po nich potok wylanych łez...] i żal, ciągle niekończący się żal. Do matki, ojca, do babci... Niekończący się potok urazów i niedokończonych spraw. Ogromna nienawiść, której się wstydzę i boję. Złość, którą próbowałam tłumić tysiące razy, ale nie starałam się dotrzeć do jej źródła. Bo się bałam z nią zetknąć. Z tym ogromnym bólem.

 

Właściwie to nie chcę z nimi mieszkać, chcę się wreszcie wyprowadzić. Nie chcę na nich patrzeć, ani ich znać. Zranili mnie bardzo. Nienawidzę ich, a muszę codziennie na nich patrzeć! Chcę uciec przed całym światem, schronić się i móc wypłakać cały nagromadzony we mnie ból, wyciągnąć wreszcie tą szpilę z serca, a nie wreszcie udawać, że tego wcale nie czuję. Mam wrażenie, że w tym domu ciągle mi ją wbijają mocniej i mocniej, a serce nie chce przestać mi krwawić!

Dlatego tak bardzo boję się mieszkać w tym domu...

 

Co dalej? Jak długo jeszcze potrwa ta droga? Ona jest tak bolesna i trudna...

 

PS. Po napisaniu tego posta poczułam się tak bardzo... wolna.

 

[Dodane po edycji:]

 

To życie mi się tak źle kojarzy, ten świat jest zły i ciągle mnie rani. Kogo mam za to winić? Czy rodzice nie są osobami, którzy powinni sprawić, że inaczej się to odbiera?

 

Jak to zmienić?...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak szczerze to jedyna droga jest wybaczenie... pogodzenie sie z tym losem i zaakceptowanie siebie... wiem wiem łatwo sie mowi ale Ty przynajmniej zmierzyłas sie z tymi lękami , Ja nie potrafie nawet tego zrobic , na sama mysl o tym mnie mdli :| nie chce tego przezywac ;( nie chce znow sie czuc tak beznadziejnie , wtedy mam wrazenie ,ze wszyscy dookola sa ode mnie o 100 razy lepsi , bystrzejsi czy nawet ladniejsi , a ja to tylko takie dziecko z choroba sieroca , opuszczone i niekochane. Jedynym plusem tej choroby jest to ,ze wreszcie mozna zobaczyc świat w prawdziwych barwach , zupelnie inaczej , odnosze nawet wrazenie ,ze poznam kto jest tak naprawde moim prawdziwym przyjacielem , a kto nie , bo dopoki ja sie sie smieje , ciesze to wszyscy sa ze mna , ciekawe co bedzie jak wyzdrowije i kto ze mna zostanie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

cookiemonster, ale ja próbowałam wybaczyć. Nie mogę. Czuję się, jak totalny psychol i walnięta terrorystka, bo przez swoją emocjonalną ranę krzywdzę domowników. Nie wiem co mam zrobić, żeby się zagoiła. Żebym zapomniała, wybaczyła i wreszcie mogła odetchnąć. Nie wiem i to mnie boli jeszcze bardziej, niż moja rana..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×