Skocz do zawartości
Nerwica.com

Samotność w związku. Jak sobie radzić?


Rekomendowane odpowiedzi

dziekuje za taka szybka opowiedz:) ja go naprawde kocham i chce z nim byc tylko boje sie ze ten jego brak zrozumienia bedzie mi coraz bardziej dokuczal i takie negatywne emocje beda sie gromadzic miesiacami latami az wkoncu bedzie koniec:( tak probowalam z nim rozmawiac.nie mowilam ze mam watpliwosci tylko ze nieraz brakuje mi wsparcia i zrozumienia z jego strony. powiedzial ze przesadzam bo przeciez zawsze moge na niego liczyc.no to ja juz nie wiem co myslec:(oj ciezki miesiac przede mna!to jest naprawde najtrudniejsza decyzja w moim zyciu chociaz z jednej strony boje sie ze jestem za slaba zeby ten zwiazek zakonczyc!wiem ze nawet jesli by sie tak stalo to bede sie zadreczac ze moze nie mialam racji, bylam przewrazliwiona itp

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ślub tuż tuż więc może udziela się Tobie zdenerwowanie.

Szykuje sie duża zmiana w Twoim życiu co na pewno jest mocno stresująca sytuacja.

 

Pamietaj ze to jest bardzo wazna decyzja i musisz być przekonana o jej slusznosci.

Zycie ma sie tylko jedno i od Ciebie zalezy jak je przezyjesz.

 

Moze np. wybralibyscie sie do psychologa?

Na taka terapie dla par!

 

Skoro kochasz to walcz bo warto!

Lecz jak z wlasnego doswiadczenia wiem ze gdy tylko jednej osobie zaezy zeby bylo dobrze to niesttety ale nie bedzie dobrze :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dziekuje wszystkim:)nie mialam internetu wiec dopiero przeczytalam:)slub sie odbedzie, raczej nie odwaze sie tego przerwac! to jest dziwne do wytlumaczenia moze glupio napisze ale ja czuje ze mu tez zalezy!tylko ze wychowalismy sie w dwoch roznych swiatachnp u niego w domu to mama musiala wszystko robic a kase oczywiscie ojciec trzyma, u mnie tata zawsze pomagal!no i to mnie teraz wkurza ze jak jest zmywanie czy sprzatanie itp to on zawsze czeka ze ja to zrobie!czasami jest to ok ale czasami ja tez jestem zmeczona i chce sie po prostu polozyc!tlumaczylam mu to ale jakos popraw nie widze.pewnie ze jak juz poprosze to zrobi ale nigdy sam z siebie.jest duzo wiecej takich szczegolow ale tak sobie mysle ze po slubie tez mozemy nad tym popracowac?ehhhh obym sie nie mylila:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć Czytam od niedawna wasze historie i czuję się trochę tak jakbym czytała o swoim związku.Tylko, że on jest znacznie dłuższy i są dzieci. Dwoje.Przez 5 lat było fajnie, rodzinnie, wesoło.Potem zaczęło się wszystko psuć, nie chciał spędzać z nami wakacji.Ja non stop z dziećmi. on sobie jeździł na ryby .Ja wdług niego mam siedzieć w domu i pilnowa dzieci.Chciałam trochę odpocząć, gdziłamał bo przecież każdy ma prawo do urlopueś pojechać, ale on musiał pracować- kłamał, bo przecież każdy ma prawo do urlopu, ale on nie chciał kłopotów bo dzieci niestety czasami marudzą.Nieraz miałam ochotę spakować walizkę i wyjechać sama, ale bałam się o dzieci bo on jest nieodpowiedzialny- nieraz sie przekonałam.Nie polubił moich znajomych, więc o nich nie dbałam, bo przecież miałam przyjaciela - męża. Okazało się że tylko w narzeczeństwie - wtedy bardzo mnie potrzebował.Teraz jestem sama, dzieci są nastolatkami- mają okres buntu widzą nasze relacje i się uczą .Kilka lat próbuję to zmienić, ale dla niego ważny jest on sam i jego choroba. Pewnego razu zasłabł i od tego czasu ma lęki.Starałam się mu pomóc, załatwiałam wizyty u psychiatrów, niestety uznał że leczenie farmakologiczne jest najlepsze. Przez kilka lat faszerował si e psychotropami, nie chciał mnie słuchać i ciągle powtarzał że go nie rozumiem / miałam małe dzieci, chorych rodziców i chorego męża/ Musiałam pracować .Zachęcałam do rozmów, chciałam, żeby spędzał ze mną czas, żeby zajął się czymś, był z nami będzie mu łatwiej. Dzisiaj wraca z pracy i ogląda TV lub siedzi przy komputerze. Ja idzieci - jesteśmy niepotrzebni. Zwłszcza ja. Tkwiła w takim związku dla dzieci czy warto???????? Żeby miały ojca, który też ich nie szanuje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy ktoś wie jak nazwać moje uczucia :?: Bo dziś jakby świat się załamał ... jak ja zdołałam odejść ... chyba w większości wbrew sobie ... czy postąpiłam dobrze ... czy racjonalnie ... a teraz nawet niebo smutnieje ... tak po prostu pozwolił mi odejść ... nie ja nigdy nie pozwoliłam mu odejść za łatwo ... pozytywny upór czy poniżenie ... a teraz gdzieś w środku wypalona więc pusta ... nie chcę wierzyć i chcę w coś co być może nie zaistnieje już nigdy ... tyle planów ... tyle marzeń ... tyle wyobrażeń ... tyle mocnych intensywnych uczuć ... tyle ciepła ... tyle złości ... tyle upokorzenia ... tyle miłości ... wielki brak godności i szacunku ile razy :?: ... tyle nadziei ... tyle szczęścia ... tyle zagrożenia ... tyle strachu i lęku ... tyle zainteresowania i jego wielki wręcz gigantyczny brak ... tyle uśmiechu i łez ... i wiele wiele innych ... podpowiedzcie mi ... proszę ... chcę poczuć to do granic możliwości ... może właśnie wtedy przejdzie ...:cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiem, ze ostatnie wpisy są sprzed miesiąca, ale dopiero teraz trafiłam na to forum.

petunia, czyli jeśli dobrze rozumiem odeszłaś od niego? Gratuluje odwagi, ja niestety tyle odwagi nie mam i dalej trwam gdzieś zawieszona... nawet nie wiem jak nazwać ten stan. Czytałam Wasze wszystkie wypowiedzi Dziewczyny i mam wrażenie jakbym czytała o samej sobie, o swoim związku. Ostatnio jestem w takim dołku, że ani jeść nie mogę, ani spać. Jeszcze w pracy jakoś się ogarniam, ale gdy wracam do domu to jakby mi ktoś kurek z łzami odkręcił.... i tak aż do wieczora wegetuje, póki wreszcie uda mi się usnąć. Nie wiem co robić, z tego wszystkiego w ciągu 2 tygodni schudłam ponad 9kg. Nie czuję już nic- ani głodu, ani radości, smutek też już mnie nie boli, po prostu łzy sobie płyną, a ja myślę tylko "jak to się stało" skoro wszystko tak pięknie się zaczynało, tyle planów, tyle obietnic, tyle nadziei... a teraz tyle rozczarowań. Zawsze byłam ta dobra, starałam się go zrozumieć, wysłuchać, być obok, ale teraz dzban się przepełnił i pękłam... Teraz ja potrzebuje oparcia, pomocy, ale zostałam sama. Jest mi bardzo źle ;(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

polecam książkę Tadeusza Niwińskiego - MY, w tym przypadku, bo wszystskie jego książki i portal są dobre. czego sie nauczyłem że budowanie związku składa sie tyulko z dwóch rzeczy:

 

1. Znalezienie odpowiedniego partnera

2. Budowanie związku

 

Niby takie proste

 

pozdro

 

Ps. Ja jestem wolny, heh

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

marda czytałam twój post i mam podobna sytuacje :( jestem już w związku kilka lat, mamy ślicznego synka ale niewiem gdzie "my" jesteśmy :( do czasu ciązy wszystko było ok:) dziecko było planowane i troche na maluszka czekaliśmy a gdy tylko okazało sie że jestem w ciąży to jakby zły duch wstapił w mojego partnera:( zaczął balowac a ja zostałam sama :( wyprowadziłam sie ze swojego miasta na drugi koniec polski, z przyjaciół zrezygnowałam bo po co mi znajomości z mojego rodzinnego miasta przez całą ciąże walczyłam o ten związek krzyczałam, płakałam, próbowałam rozmowy, kompromisów ale nic to nie dało :( potem myślałam "dziecko urodzi sie to otrzeźwieje" i synek urodził sie... ma teraz prawie dwa latka a ja nadal jestem sama :( w zeszłym roku poszłam do szkoły to chociaż co drugi weekend zapominam na kilka godzin a potem wszystko wraca:( teraz "on" jest zagranicą i jak ma przyjechać to najpierw sie ciesze a potem mysle ciekawe kiedy zabaluje??? myślałam żeby wrócić do mojego miasta rodzinnego ale to mała mieścina i wiem co byłoby gadane "o wróciła a była taka dumna jak wyjeżdzala" i jest mi najzwyczajniej WSTYD!! za moja głupote i łatwowierność że tak dałam nabrać sie na piekne słowa a ja chciałam tylko rodziny i miłości a jestem samotna pocieszam sie że mam cudownego synka dla którego wszystko bym zrobiła:) moja wyprowadzka to był mój największy błąd w życiu i wogóle ten związek:( jechałam tu pełna marzeń, uczuć w pełni szczęśliwa kobieta a po kilku latach tego związku jestem wypalona, ciągle płacze... nikomu nie żale sie bo i po co??? mamy i rodzeństwa nie chce obarczać swoimi problemami :( jedynie przyjaciółka wie część tego co tu pisze i nienawidzi mojego partnera za to co ze mnie zrobił:( chce to przerwać ale narazie nie potrafie:( przepraszam że tak wyżaliłam sie jak nie chcecie to nie czytajcie tego.. trafiłam na to forum i postanowiłam wygadać sie bo już nie wytrzymuje od kilku lat dusze to wszystko w sobie :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

iskierko! bardzo dobrze,że tu trafiłaś. życie w takim związku wypala. sama to przeżyłam.9 lat u mnie to trwało. zabiło moją psychikę.popadłam w głęboką depresje. i wtedy powiedziałam DOŚĆ.odeszłam od męża. postarałam się o prawną separację. w moim wypadku podziałało to trzeżwiąco na męża.to znaczy wrócił skruszony i gotowy na zmiany. dopiero kiedy mnie stracił to uświadomił sobie,że nie chce żyć beze mnie,że mnie kocha i chce walczyć.poszedł ze mną na terapie małżeńską. mieszkamy razem na nowo od roku i 2miesięcy i jest super. mój mąż dokonał naprawdę niesamowitych zmian w sobie i w sposobie traktowania mnie. stworzyliśmy jakby nowy związek.

nie mam dzieci,więc było mi łatwiej. ale taka chora sytuacja w domu tak naprawdę wpływa tylko zle na dzieci i one gdy dorastają to pózniej wchodzą w kolejne chore związki. więc myślę,że trzeba taką pętlę po prostu przerwać. facet czasem musi stracić kobietę,żeby sobie uswiadomić ze ją kocha i mu zależy.

oczywiście nie ma żadnej gwarancji,że się zmieni. ale ja wiem ,że tak czy inaczej warto spróbować i stanąć samodzielnie na nogi.

pamiętam jakie miałam uczucie po rozprawie w sądzie. byłam dumna,że tego dokonałam i czułam wielką ulgę,wreszcie zaczęłam oddychać i się bawić.

 

[Dodane po edycji:]

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć Wam Wszystkim moja historia podobna jest do Waszych tyle że jestem mężatką i nie wiem co mam zrobić,duszę się w związku ktorym jestem zdominowana przez męża,on wybiera mi znajomych,mowi jak się czesac,ubierac.Gdy z nim chodzilam nie zauwazalam tego,zerwalam kontakty z przyjaciolkami,caly czas poswiecalam jemu,a on nade mna zapanowal,zawladnal,mna moimi myslami,czesto jak sie wypowiadam to mowi ze i tak na niczym sie nie znam,nic nie wiem.Czuje sie okropnie,nawet prace chce mi wybierac,nie umie tak zyc,bardzo go kocham ale gdy postawie na swoim grozi rozwodem co mam robic.POMOZCIE!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To się rozwiedź! Co to za życie? Czyje to życie w ogóle? jego czy Twoje? Dziewczyno ratuj siebie, póki nie macie dzieci.

On Cię stłamsi, zniszczy, nie będziesz miała własnej osobowości. Nie pozwól na to, żeby Tobą kierowano. Idź na psychoterapię, to na pewno Ci pomoże stanąć na własne nogi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

w moim wypadku podziałało to trzeźwiąco na męża.to znaczy wrócił skruszony i gotowy na zmiany. dopiero kiedy mnie stracił to uświadomił sobie,że nie chce żyć beze mnie,że mnie kocha i chce walczyć.poszedł ze mną na terapie małżeńską. mieszkamy razem na nowo od roku i 2miesięcy i jest super. mój mąż dokonał naprawdę niesamowitych zmian w sobie i w sposobie traktowania mnie. stworzyliśmy jakby nowy związek.

 

Szczerze zazdroszczę ... na mojego moja decyzja tak nie podziałała ... Usłyszałam wtedy od niego, że nie będzie robił z siebie idioty i pokazywał, że mu zależy. Skoro tego nie dostrzegłam to już tego nie dostrzegę :cry: Pamiętam jak bardzo mnie to zabolało i jak to przeżyłam, wyrzucił wtedy tyle zjadliwych słów w moją stronę. A ja nie odeszłam bo przestałam go kochać !!! Odeszłam bo wykańczałam się psychicznie, bo osiągnęłam dno, bo jak inaczej można nazwać odurzenie się tabletkami uspokajającymi czy urządzenie neurotycznej sceny ... w pewnym momencie nie mogłam się już kontrolować, moje ciało samo mówiło poprzez zablokowane od dłuższego czasu emocje dołączając tragiczne z skutkach lęki ...

Pomimo, że od dłuższego czasu nie czułam się przy Nim bezpieczna a decyzję o rozstaniu w tamtym momencie uważam za rozsądną to moje serce wciąż woła do niego ...

 

Gdyby tylko wykazał chęć jakiejkolwiek zmiany w sobie ... uwierzcie mi nie obejrzałabym się ... Przeczytałam na pewnym forum, że ludzie się nie zmieniają ale mamy dowód wyżej, że jednak jeśli się chce i widzi w tym sens to jest to możliwe i Ja jestem takim przykładem, tez się zmieniłam pod wpływem tego związku, On otworzył mi oczy na pewne sprawy, jestem mu za to wdzięczna. Nigdy nie miałam pretensji o "zawartość" jedynie o "opakowanie". Bolał mnie sposób w jaki przekazywał czy mówił a nie co przekazywał.

WCIACIA naprawdę szczerze zazdroszczę ...

 

Patra82 po pierwszym rozstaniu zeszliśmy się na nowo nie byłam w stanie być konsekwentna ... chyba jeszcze wierzyłam, że może Nam się udać ... Dwa m-ce później rozstałam się drugi raz ... tym razem konsekwentnie

 

Teraz? Teraz go wypatruję bojąc się jednocześnie jego widoku. Etap I pt. "Przeżywanie" zaczęty ...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przeczytałam Wasze wszystkie tu posty i niestety u mnie też jest coś takiego jak samotność w związku...

Facet z którym jestem od ponad 5 lat nie rozumie całkowicie moich uczuć.

Jeżeli mówię mu że mnie coś boli to odbiera to jako atak, wyrzuty i zrzędzenie. Dodatkowo jest człowiekiem upartym, zawziętym, często musi być tak jak o chce, i jak powiesz że nie, to się obraża, potrafi nie odzywać miesiąc, albo nawet dwa...( ma to po swojej mamie)

I właśnie teraz mamy ten okres nieodzywania się bo on sobie tak właśnie życzy... Mało tego kazał mi to uszanować jeśli mamy się kiedykolwiek porozumieć. I właśnie ten brak możliwości dojścia do niego i natychmiastowego z nim porozumienia się mnie przygnębia bardzo, często tracę całkowitą witalność do życia, spada mi poziom radości... A najgorsze są dni kiedy jesteś sama w domu wtedy potrafię płakać kilka godzin, aż zasypiam zmęczona z płaczu.

Dlaczego czuję się samotna? Bo nie potrafię przekazać swojemu facetowi co mnie np. rani czy co mi się nie podoba. Każde moje nie on nie przyjmuje do siebie. Mało tego jeśli ja mu powiem nie to on potrafi być bardzo oburzony i zdegustowany, ale on swoje nie może mi powiedzieć o każdej porze. Czuje się czasem jak jego kukiełka sterowana jego myśleniem. Ponad to zawsze co robiłam robiłam dla niego, często zatracając siebie w tym. Wiem że to mój błąd bo za bardzo go nauczyłam tego że z mojej miłości ma ode mnie wszystko. Ale to przez moje głupie myślenie, że jak będę się starała to będziemy szczęśliwi. A on w ostatnim czasie paskudnie zaczął wykorzystywać moje uczucia. W tamtym roku mieliśmy kryzys, rozstaliśmy się.. Ton on do mnie wrócił, całkowicie zmieniony wręcz idealny, chyba za szybko go przyjęłam... Ponad pół roku było idealnie. Był w każdym momencie mojego życia, troszczył się... Czułam się jak w bajce. Nasze rozstanie głównie spowodowane było jego kolegami, dla których mógł by zrobić wszystko... Po pół roku, znów przyszło to samo, znów mnie zaczął zostawiać dla kolegów, przestał, dzwonić, pisać, coraz mniej przychodzić do mnie, by spędzać czas z kolegami.. Ja czekałam spokojnie a on w tym czasie szalał z nimi. Nigdy nie chciałam mu zabierać kolegów, nigdy nic mu nie zabraniałam, ale jak już poczułam że całkowicie niknie pękło coś we mnie... Zaczęłam znów mu mówić co mnie boli, pytać czemu tak jest....Wiecie co on zrobił? Nie nie zmienił się, tylko właśnie powiedział że ciągle mam wyrzuty i ciągle mi coś nie pasuje... Jest całkowicie głuchy i ślepy na moje uczucia. A ja czasami nie mogę w to wszystko uwierzyć, że osoba którą tak kocham ma dwie twarze. Czasami twarz jest idealna pełna poświęcenia mi, a czasami ślepa na to co ja czuję. Tak to się po prostu nazywa egoizm. Ponad to jest właśnie jeszcze jeden problem ostatnio mi powiedział że ma we mnie 100% pewności, bo ja tak na prawdę nigdy nie odeszłam... Wiem że jest w tym dużo mojej winy bo to ja musiałam nauczyć go tej pewności. Teraz zastanawiam się co ja mam zrobić? Niby już ponad tydzień się ze sobą nie odzywamy, ale kusi mnie cokolwiek do niego napisać.. Nienawidzę tego jego milczenia, tego braku dojścia do porozumienia i zakończenia tego. By życia dalej szczęśliwie.... Myślicie że jest coś w stanie to zmienić? Wiem że dobrym rozwiązaniem jest też po prostu pokazanie mu że nie ma we mnie 100% pewności.. Dla tego obiecywałam sobie że jak odezwie się to ja też będę obojętna, tylko to też jest taka zabawa w kotka i myszkę... Powiem Wa coś jeszcze, że nie tylko traktuje mnie czasami traktuje jak wroga, ale też tak traktuje swoich rodziców. Jak sie ktoś o niego martwi, i zwraca mu uwagę, to on się obraża i traktuje to jako atak. Wiem że to jest dziwne strasznie dziwne.. I właśnie tak zostałam z tym wszystkim sama... Pomagają mi jego rodzice, ale przecież z nimi nie będę żyła tylko z nim. ? Myślicie że jest coś w stanie to zmienić.....? :(

 

[Dodane po edycji:]

 

Petunia a jak Tobie się życie ułożyło? Minęło już sporo czasu od kiedy tu pisałaś...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przeczytałam Wasze wszystkie tu posty i niestety u mnie też jest coś takiego jak samotność w związku...

Facet z którym jestem od ponad 5 lat zachowuje się często tak jak by nie rozumiał całkowicie moich uczuć.

Jeżeli mówię mu że mnie coś boli to odbiera to jako atak, wyrzuty i zrzędzenie. Dodatkowo jest człowiekiem upartym, zawziętym, często musi być tak jak o chce, i jak powiesz że nie, to się obraża, potrafi nie odzywać miesiąc, albo nawet dwa...( ma to po swojej mamie)

I właśnie teraz mamy ten okres nieodzywania się bo on sobie tak właśnie życzy... Mało tego kazał mi to uszanować jeśli mamy się kiedykolwiek porozumieć. I właśnie ten brak możliwości dojścia do niego i natychmiastowego z nim porozumienia się mnie przygnębia bardzo, często tracę całkowitą witalność do życia, spada mi poziom radości... A najgorsze są dni kiedy jesteś sama w domu wtedy potrafię płakać kilka godzin, aż zasypiam zmęczona z płaczu.

Dlaczego czuję się samotna? Bo nie potrafię przekazać swojemu facetowi co mnie np. rani czy co mi się nie podoba. Każde moje nie on nie przyjmuje do siebie. Mało tego jeśli ja mu powiem nie to on potrafi być bardzo oburzony i zdegustowany, ale on swoje nie może mi powiedzieć o każdej porze. Czuje się czasem jak jego kukiełka sterowana jego myśleniem. Ponad to zawsze co robiłam robiłam dla niego, często zatracając siebie w tym. Wiem że to mój błąd bo za bardzo go nauczyłam tego że z mojej miłości ma ode mnie wszystko. Ale to przez moje głupie myślenie, że jak będę się starała to będziemy szczęśliwi. A on w ostatnim czasie paskudnie zaczął wykorzystywać moje uczucia. W tamtym roku mieliśmy kryzys, rozstaliśmy się.. Ton on do mnie wrócił, całkowicie zmieniony wręcz idealny, chyba za szybko go przyjęłam... Ponad pół roku było idealnie. Był w każdym momencie mojego życia, troszczył się... Czułam się jak w bajce. Nasze rozstanie głównie spowodowane było jego kolegami, dla których mógł by zrobić wszystko... Po pół roku, znów przyszło to samo, znów mnie zaczął zostawiać dla kolegów, przestał, dzwonić, pisać, coraz mniej przychodzić do mnie, by spędzać czas z kolegami.. Ja czekałam spokojnie a on w tym czasie szalał z nimi. Nigdy nie chciałam mu zabierać kolegów, nigdy nic mu nie zabraniałam, ale jak już poczułam że całkowicie niknie pękło coś we mnie... Zaczęłam znów mu mówić co mnie boli, pytać czemu tak jest....Wiecie co on zrobił? Nie nie zmienił się, tylko właśnie powiedział że ciągle mam wyrzuty i ciągle mi coś nie pasuje... Jest całkowicie głuchy i ślepy na moje uczucia. A ja czasami nie mogę w to wszystko uwierzyć, że osoba którą tak kocham ma dwie twarze. Czasami twarz jest idealna pełna poświęcenia mi, a czasami ślepa na to co ja czuję. Tak to się po prostu nazywa egoizm. Ponad to jest właśnie jeszcze jeden problem ostatnio mi powiedział że ma we mnie 100% pewności, bo ja tak na prawdę nigdy nie odeszłam... Wiem że jest w tym dużo mojej winy bo to ja musiałam nauczyć go tej pewności. Teraz zastanawiam się co ja mam zrobić? Niby już ponad tydzień się ze sobą nie odzywamy, ale kusi mnie cokolwiek do niego napisać.. Nienawidzę tego jego milczenia, tego braku dojścia do porozumienia i zakończenia tego. By życia dalej szczęśliwie.... Myślicie że jest coś w stanie to zmienić? Wiem że dobrym rozwiązaniem jest też po prostu pokazanie mu że nie ma we mnie 100% pewności.. Dla tego obiecywałam sobie że jak odezwie się to ja też będę obojętna, tylko to też jest taka zabawa w kotka i myszkę... Powiem Wa coś jeszcze, że nie tylko traktuje mnie czasami traktuje jak wroga, ale też tak traktuje swoich rodziców. Jak sie ktoś o niego martwi, i zwraca mu uwagę, to on się obraża i traktuje to jako atak. Wiem że to jest dziwne strasznie dziwne.. I właśnie tak zostałam z tym wszystkim sama... Pomagają mi jego rodzice, ale przecież z nimi nie będę żyła tylko z nim. ? Myślicie że jest coś w stanie to zmienić.....? :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hortensjo

 

Mowi sie,ze wina zawsze lezy posrodku. Tylko faktem jest,ze Ty sobie zaczynasz zdawac sprawe z niektorch rzeczy, zachowan w zwiazku, widzisz swoje bledy i umiesz sie do nich przyznac. W przeciwienstwie do swojego chlopaka martwisz sie.

Nie wiem co Ci doradzic. Mowisz,ze go kochasz. Milosc polega na czyms innym w jego odczuciu najwyrazniej. Napewno chodzi tu o kompromis. On mowi "nie", i Ty sie musisz dostosowac. Dlaczego to robisz? Lekasz sie,ze jeśli on nie bedzie zadowolony to co? zostawi Cie? Zadaj sobie prosze to pytanie.......umialabys bez niego zyc? do czego on Ci jest potrzebny?Czy czujesz sie komfortowo w tym zwiazku? A moze jestes uzalezniona od niego?

Jemu jest wygodnie ...ma 100% pewnosc. A Ty? Masz 100% pewnosc,ze on sie zmieni?w stosunku do Ciebie?

Moja rada...zadbaj o siebie, o nic sie nie obwiniaj, czlowiek ma prawo do bledu. Bedzie to trudne, ale musisz byc stanowcza. Nie rob pierwszego kroku.Nie uzalezniaj sie od niego

 

Nie wiem ile masz lat........

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam 23 lata On też.

Może u nas chodzi też o to że ja już dojrzałam a on jeszcze czasami się gubi z ta dojrzałością.. ? Zwłaszcza że ma strasznie niestabilnych jeszcze kolegów, którzy mam wrażenie że mu mówią że jest ze mną ograniczony...

Dziękuję Ci za odpowiedź Moniko... Tez mi już klik osób radziło bym zbadała o siebie, właśnie to robię :)

Jeśli chodzi o życie z nim szczerze, nie chodzi o Uzależnienie, bo ja go naprawdę strasznie kocham. Jak jest między nami idealnie po prostu zachowujemy się jak byśmy się co dopiero poznali, mogę mieć napisane na czole że strasznie go kocham.. Z jego strony jest to samo. Tylko chodzi właśnie o to niknięcie jego.. wtedy ja staram się wytłumaczyć że mnie to boli a on... jak by nic nie rozumiał... Szczerze ostatnio jak się pokłóciliśmy, napisał mi że strasznie chce naszej stabilizacji... wtedy ja mu napisałam co musi zrozumieć i co mnie boli, on to odebrał jako wyrzuty i powiedział że chce ciszy...

Myślicie że to może kwestia dojrzałości? Że kiedyś zrozumie wszystko... ? Właśnie nie mam tych 100% że się zmieni.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hortensja, to co opisujesz brzmi jak jednostronny związek, jakby jaśnie pan był z Tobą dla łaski :roll: co to za związek, kiedy ktoś nie potrafi pójść na kompromis, kiedy się wiecznie obraża, a Ty przez niego płaczesz? nie wiem jak można z taką osobą 5 lat wytrzymać :shock: przecież Ty się dziewczyno przez niego tylko ciągle męczysz i zadręczasz!

zastanów się dobrze, jakie są plusy i minusy waszego 'związku' (sorry, ale to dla mnie związek nie jest, tylko jednostronne przywiązanie, a z drugiej strony właśnie pewność, że zawsze ma gdzie wrócić, bo będziesz czekać na niego z otwartymi ramionami).

i tu nie chodzi o samą nerwicę, ten facet jest jakiś niepoważny.. chyba nie zdaje sobie sprawy co to związek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No właśnie też mam wrażenie że On sobie nie zdaje sprawy czym tak na prawdę jest związek. Czasami wydaje mi się że chce mieć mnie ale też chce mieć wiele innych rzeczy których nie da się ze sobą pogodzić.

Myślicie że jak po prostu odejdę on może coś pojąć ?

Ja nie widzę innego rozwiązania. Jego własny Tata kazał mi odejść bo widzi jak jest ciężko z nim...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkim!!

 

Powiem szczerze, jestem zdziwiona, że tyle osób ma podobne problemy w związku co ja. Myślałam cały czas, że jestem jakimś dziwolągiem który nie umie docenić tego co ma.. Piszę tu do Was bo tak naprawde nie mam się komu wygadać. Nie powiem przecież mojej młodszej siostrze co się dzieje w jej związku.. Nie chce żeby ona straciła szacunek do mnie a boje się, że tak by bylo gdyby poznała prawdę.

 

Jestem razem z moim chłopakiem już 7.5 roku.. Sama nie moge uwierzyć, że to już tak długo. Poznaliśmy się oboje jak mieliśmy po 18 lat i od tego czasu jesteśmy nierozłączni. Pierwszą próbę przeszliśmy jak zaraz po wakacjach mój chłopak pojechał na studia.. Szybko jednak wrócił bo mu się nie powiodło i od tego casu mijały spokojnie lata pełne mile spędzonych chwil. Oczywiście kłócilismy się okazjonalnie. Ja miałam nawyk wybiegania z domu po kłotni i jeżdżenia sobie autobusem po mieście.. Tak bez celu, żeby przemyśleć. Strasznie mu to przeszkadzało więc przestałam sobie tak radzić z kłótnią. Można powiedzieć, że bylo nam razem dobrze dopóki nie zamieszkaliśmy razem, i to za granicą zdala od rodziny. Pół roku po przeprowadze uderzył mnie pierwszy raz. Już nawet nie pamiętam o co chodziło. Wiem, że ja go spoliczkowałam a on mi oddał.. Ni mówie w ty momencie, że jestem bez winy i strasznie wstydze się tego co zrobiłam, ale nigdy nie myślałam, że on mi odda. Później kłótnie były praktycznie co weekend. Ja jestem skorpionem i on też więc oboje próbowaliśmy postawić na soim. Aż w końcu doszło do mnie, że przecież życie nie polega na złośliwości i że może ja będąc podczas kłótni złośliwa go prowokuje do tego wszystkiego.. Więc przestalam.. CD

 

[Dodane po edycji:]

 

Ale on zaczął.. I tak od wariatek aż do mniej przychylnych rzeczy. Nasłuchalam sie jaka jestem leniwa, że nic nie umiem i wogóle.. Luz.. Jak zwykle dochodziło do rękoczynów i to z dwóch stron. A poźniej się godzilismy..

 

W zeszłym tygodniu znowu się pokłócilismy.. Bo on jest chory a ja chcialam go przytulic. Wiec powiedzialam "nie odzywaj sie do mnie" bo wiedzialam, ze jak sie odezwie to zacznie mnie obrazac i poszlam spac. Na drugi dzien uslyszalam, ze nawet sie nie umiem nim zaopiekowac, i skoro tak mi przeszkadza to jak on jest chory to zebym lepiej kupila sobie bilet i poleciala odwiedzic rodzinke.. ZAaolalo, bo to byl akurat pierwszy weekend od 2 tygodni kiedy nie musialam sie ani uczyc ani leciec do polski i chcialam mu pomoc. Po godzinie przyszedl przeprosic.. Pozniej sie okazalo, ze zle mieso rozmrozil i to wszystko moja wina, bo nie sprawdzilam co wyjal z lodowki. Ja nie gotuje, bo on zawsze lubil gotowac wiec po co mialabym sprawdzic co rozmrozil.. Znowu cisza.. Walentynki, wstal rano, powiedzial "przepraszam" zapytalam sie czy wie za co przeprasza, a on stwierdzil, ze jak zwykle sie czepiam, sama chcialam popsuc sobie ten dzien, mnie nic nigdy nie zadowoli, on ma juz dosyc wszystkiego, a jak zaczelam sie bronic to nazwal mnie k***a i takimi tam..

 

U nas w zwiazku on gotuje, prasuje i sprzata lazienke a ja robie reszte. NIgdy nie mowil, ze mu sie nie podoba, nigdy nie narzekal.. A nagle sie dowiaduje, ze ma dosyc ogladania babskiej telewizji i ze to wszystko przeze mnie.. Czasami mysle sobie ze ma racje.. Ze ja jestem nikim.. Moj tata jest alkoholikiem i zawsze mowil, ze ja jestem temu winna, a teraz on jest zly i to tez moja wina. Nie chce juz plakac bo to mi nie pomoze. CD

 

[Dodane po edycji:]

 

Chcialabym, zeby kiedys cos nie bylo moja wina.. Mysle sobie, ze ja wszystko popsulam kiedy kiedys uderzylam go w twarz.. Ze nie zasluguje, na zadnego chlopaka, ze powinnam sie ukryc gdzies i nikomu nie pokazywac bo jestem zlym czlowiekiem.. Chcialabym wymazac te wszystkie przykre rzeczy.. Czasami mysle, ze chcialabym zebysmy sie wogole nie poznali, bo wtedy nie cierpialabym tak bardzo i nie wstydzilabym sie samej siebie.. Nie mam tutaj nikogo.. Moja rodzinka jest daleko.. Mamuska ostatnio sama leczy sie z depresji.. A ja tak naprawde od tygodnia nic tylko czytam ksiazki.. Bo przeciez nie odzywamy sie do siebie.. A on robi wszystko na zlosc.. Halasuje w nocy, pozostawia po sobie balagan.. Widac ewidentnie ze wszystko tylko po to zeby mi zrobic przykrosc..

 

Przepraszam Was wszystkich za to moje wyzalanie sie.. Nie daje juz sobie z tym wszystkim rady.. Nie umiem sie wyprowdzic.. NIe umiem wrocic do kraju.. I nie umiem sama spojrzec prawdzie w oczy.. Ze nasz zwiazek jest nie zdrowy dla obojga, ze to moze byc moja wina.. I ze powinnam go zakonczyc.. :( I wtedy zostane sama..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

smutna26 - Twój związek jest destrukcyjny ale to nie Twoja wina, tzn. nie tylko Twoja jeśli już. Wina jest zawsze po obu stronach.

Zastanowiło mnie to zdanie: "Moj tata jest alkoholikiem i zawsze mowil, ze ja jestem temu winna, a teraz on jest zly i to tez moja wina" - wygląda na to że w swoim związku powtarzasz ten mechanizm jak z ojcem. Twój facet również Ciebie obwinia o wszystko.

NIe daj sobie tego wmówić, zadbaj o siebie, zacznij wierzyć w to że jesteś wartościową kobietą - na pewno tak jest.

Może wizyta u psychologa by coś Ci pomogła?

Ewentualnie książki polecam pt. "Toksyczne związki" Susan Forward, na początek, żeby zrozumieć siebie i mechanizmy toksycznych związków.

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×