Skocz do zawartości
Nerwica.com

Medytacja - nasza forumowa GRUPA WSPARCIA


Prometeus

Rekomendowane odpowiedzi

O widzisz, neon.

Dlatego lubię Eckiego. Nie siedzi gdzieś w ukryciu, tylko jest zawsze na widoku. Do tego "namaszczony" przez władze czy media. To daje poczucie, że pójdziesz z innymi, a nie że otworzysz jakąś moc z innej galaktyki. :P Nic gorszego niż samotność. Dlatego jest taki motyw, że jak coś lub ktoś ginie, to osoba której jest to bliskie również umiera. Np. mój ulubiony Petroniusz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Natla_Miness, tolle jest sympatyczną istotą, ale sposób nauczania "idz tam, to cie uwolni, tu masz moją książeczkę albo dvd za 5 dolców, może postawie świątynie, niech bóg będzie z tobą", bez supportu jest karygodne. Nie oznacza to, że to komuś nie pomoże, chodzi o to że dla wielu zaszkodzi. To nie jest zabawa poprostu, czasem jak to mówił osho to spacer po ostrzu noża, a ten chce 5 dolców i pcha cie na ten nóż. można to okrasić terminem "cel uświęca środki" ale czy to przystoi takiej "światłej" istocie? jak to mówią dobrymi chęciami piekło wyburkowane.

 

optymalny sposób, to według tych dawnych tradycji z dalekigo wschodu, czyli mistrz czy człowiek który już to przeszedł i wie jak to ugryźć, paru uczniów, nauczanie przy ognisku i ciągły dostęp do supportu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ok. Też myślę, że będzie błędnie interpretowane to. Ale w każdej religii prawie tak jest, że pojawia się jakiś mistrz. Nie minie trochę czasu, a powstaje 500 sekt i odłamów.

 

Zapytam tutaj i to poważnie. Czemu na opakowaniu z lekami o przedłużonym uwalnianiu, jest napisane po angielsku retard. Czyli debil. Coś mi tu nie gra. Oświeci ktoś?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nvm, Dokładnie tak. Ale jest w tym paradoks, że człowiek który medytuje ma znacznie silniejsze emocje, jeżeli oczywiście sie z nimi utożsami i ego go "opęta". Dlatego ci co naprawde chcą dotrzeć na mete tego wyiścigu zachowują ciągłą czujność. Zresztą uwaga wpłukuje treści z świadomosci, a gdy to zrobi, nieświadomość rychło zacznie uwalniać swoje treści, siły psychiczne, które po integracji w świadomości ciągną nas dalej ku zjednoczeniu. niektóre z nich są bardzo pociągające, posiadają one aspekty mądrość, ale także treści magiczne, dzięki którym możemy np. wróżyć czy wprowadzać ludzi w stan hipnozy, leczyć(oczywiscie tylko w pewnym zakresie), a także w pewnym zakresie wpływać na rzeczywistość poprzez zabiegi czarodziejskie, wystarczy je tylko zacząć rozwijać ; -) ale to są brudne siły, w które lepiej sie nie mieszać.
A czy takie poszukiwanie "oświecenia" to nie jest jakaś obsesja, której podłożem jest agresja?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

myśle że benito używa za dużo słów strasznie komplikując ten cały przekaz. ja swoje przebudzenie pamętam doskonale, jest to analogia do pukania w drzwi z nadzieją że zostaną otworzone, a gdy wszelka nadzieja znika, umysł sie wycofuje i rozpoznajesz że pukałeś od środka, że zawsze tu byłeś, tylko umysł to zasłaniał. było to bardzo intensywne doświadczenie, które silne ślady zostawiało na mnie prze tydzień a konsekwencje na całe życie. nie byłem człowiekem, byłem wewnątrz i na zewnątrz ciała,a ciało było pojemnikiem w którym pojawiały sie myśli, emocje, ale już nie było nikogo do kogo mogłby one należeć, poprostu przelatywały sobie frywolnie nie mając już punktu zaczepienia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dobrze, że piszemy o medytacji na tym forum. Niektórzy odrzucają ten ten temat mając wszelkich buddystów za darmozjadów. A teraz są potrzebni, bo świat się zbyt rozbujał. Polacy w latach 80 śpiewali o szarówie.

Na początku 90 pojawiły się kolorowe reklamy w TV. :D

 

No i na wzór zachodu, Prozac i jego pochodne również święcą triumfy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Natla, Eckhart zaleca, by naszą podstawową praktyką było zwykłe, codzienne życie, a medytacja co najwyżej pomocniczą.

neon, no niby tak, są takie fajne stany "zooming outu", w których wszystko lub prawie wszystko zdaje się po prostu przez Ciebie przepływać, itd.... ale czy na pewno chodzi o to, by do takich stanów dążyć? Czy może jednak lepiej zastanowić się, jak najlepiej przeżywać każdą chwilę swojego życia, a tego typu "mistyczne"/samo-świadomościowe doświadczenia traktować jako miły dodatek, prezent?

 

Zresztą przecież obaj dobrze wiemy, że ten ludzik na ekranie telewizora, który dąży do tego by znów "stać się ekranem telewizora", nigdy swojego celu nie osiągnie, bo jest tylko ludzikiem na ekranie telewizora, jeśli wiesz o co mi chodzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a tego nikt nie wiem kto wchodzi w tą ścieżkę, wiesz są różne motywacje. ja jestem po tej stronie wewnetrznego pragnienie lub nawet przymusu,o którym wspomina benitho. jest te wewnętrzne pragnienie, ale jest i umysł, który wyobraża sobie ten stan uwolnienia od samego siebie(czyli na ogół mylne ywobrażenia). i pęd ku temu, i wtedy gdy nastąpi ten przełom i rozpoznanie, to oczywiście, wtedy to już nawet nie trzeba medytować, albo robić to sporadczynie albo jak jogini wynieść sie do lasu i tam robić to 24/7 szukając oświecenia.ale przed przebudzeniem, gdy ten pęd ku przebudzeniu jest na pełnych obrotach, tam są rozważania o spokoju, ale umysł jest niespokojny, on jest na granicy, bo ten cały pęd własnie ma na celu go zdetronizować, rozbić.

 

oczywiście te wszystkie rzeczy, wielkie przebudzenie, siły siddhi, a nawet w jakiejś czesci szczescie,to są tylko skutki uboczne tej całej historii. ale sam zdajesz sobie sprawę jak tolle osho czy ci młodzi opowiadają o tym pierwszy zderzeniu, "jakie to niesamowite świat sie stał taki i taki bla bla" i ludzie lgną do tych mitów, które trwają tylko krótką chwilę, a liczą sie przecież skutki z którymi trzeba potem żyć, świadoma obecność, twoja natura, która staje sie coraz częsciej świadkiem gry umysłu, a nie jego narzędziem.

 

myśle że prostota tego czego doświadcza sie w takim przebudzeniu dla wielu współczesnych ludzi musi być rozczarowująca. wielu jest niedojrzałych, nieprzygotowanych, szukają przygody lewitacji, nirwany i wielu innych bzdur.

 

ludzik nie może stać sie ekranem telewizora bo już nim jest. w tym ta cała mycyja, że nie ma żadnego ludzika. gdy znika umysł znika identyfikacja, nie możesz sie już utożsamić z żadną myślą, a to ciąg nietrwałych mysli tworzy całą tą bajkę. gdy znikają myśli znika ludzik, pozostaje tylko obecnosć, twoja prawdziwa natura.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ludzik nie może stać sie ekranem telewizora bo już nim jest. w tym ta cała mycyja, że nie ma żadnego ludzika. gdy znika umysł znika identyfikacja, nie możesz sie już utożsamić z żadną myślą, a to ciąg nietrwałych mysli tworzy całą tą bajkę. gdy znikają myśli znika ludzik, pozostaje tylko obecnosć, twoja prawdziwa natura.
Hmm...chodzi mi o to, że ta impulso-myślo-emocja, która nas napędza, to jest pewne zjawisko, pewna siła, pewna energia. A to, czego ta "energia" zdaje się "szukać" jest tym, w czym ta nerwowa "energia" się pojawia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dobrze, że piszemy o medytacji na tym forum. Niektórzy odrzucają ten ten temat mając wszelkich buddystów za darmozjadów.
W sumie to ja podobnie uważam. Moim zdaniem buddyści przeholowują w drugą stronę. Trzeba znać umiar, złoty środek ;-)

 

Osobiście uważam, że odpuszczanie (letting go) i kierowanie się swoją radością (follow your joy) to są 2 strony tej samej monety.

 

Podoba mi się wywiad sprzed lat z księdzem Czendlikiem (pogrubienia moje):

 

Aleksandra Klich, Beata Żurek: Coraz więcej Polaków, szczególnie młodych, ma kłopot z odnalezieniem się w Kościele. Jak kryzys polskiego Kościoła wygląda z perspektywy Czech, gdzie ksiądz mieszka od 17 lat?

 

Ks. Zbigniew Czendlik: Nie jestem od tego, by kogokolwiek pouczać, ale skoro pytacie, odpowiem. Ja bym nie płakał nad kryzysem, ale potraktował tę sytuację jak wyzwanie. Komuś może otworzą się oczy, że pełne kościoły to nie jest norma, że trzeba się postarać, by ludzie chcieli do nich przyjść.

 

W Czechach wiedzą, że Kościół to aktywni świeccy, nie księża. W Polsce ta świadomość nie jest powszechna. Panuje raczej przekonanie, że Kościół to pociąg, w którym wszyscy grzecznie siedzą. W parafiach jest jak w fabryce. Przychodzi ksiądz i bez względu na to, co potrafi, dostaje obowiązki poprzednika: katecheza w szkole, nawet gdy nie ma zdolności pedagogicznych, prowadzenie chóru, nawet gdy nie cierpi śpiewać. Robota jak na taśmie. Efekt? Rutyna, a potem znudzenie.

 

A co Ksiądz by zrobił?

 

- Mniej sformalizowania, więcej spontaniczności. W Czechach każdy ksiądz szuka własnych sposobów docierania do ludzi. W swojej parafii jestem - mówiąc oczywiście metaforycznie - papieżem, biskupem, proboszczem. Robię to, co potrafię, lubię i co jest moim zdaniem powołaniem księdza - tworzę przestrzeń, w której ludzie mogą się realizować.

 

W Polsce problemem jest to, że ludzie przychodzą na gotowe. Są bierni, sami nawet nie potrafią się nakarmić. Hostię przyjmują wprost do ust, co jest symbolem skrajnego infantylizmu religijnego. Taki jest właśnie polski Kościół - czekamy, aż ktoś nas nakarmi. Sami nie jesteśmy w stanie tego zrobić.

 

Jak organizuje Ksiądz tę przestrzeń?

 

- Tu, w mojej parafii w czeskiej Lanckoronie, mamy razem - wierzący i niewierzący, katolicy i ewangelicy - mnóstwo spraw do załatwienia: remonty kościołów, wybudowaliśmy dom dla rodzin zastępczych. Wozimy dzieci upośledzone z całego miasta do szkoły specjalnej. Pieniądze na ten samochód zdobyliśmy od sponsorów i reklamodawców, organizując turnieje golfowe. No i razem chodzimy na kręgle, pijemy piwo, wino.

 

To kiedy się modlicie?

 

- Jak to kiedy? Ciągle. Modlę się, jak z wami rozmawiam, jak idę do kogoś z wizytą, gram w kręgle. Prymitywne wyobrażenie modlitwy to składanie rąk i modlenie się "Ojcze nasz", "Zdrowaś Mario". A przecież modlitwa to wszystko, co robię. Świeccy w Polsce nie mają swojego modelu religijności, więc przyjmują model religijności zakonnej, co jest błędem, bo czym innym jest życie w zakonie, a czym innym w świecie.

 

Pojechał Ksiądz do Czech jako misjonarz ewangelizować ateistyczne społeczeństwo. Udało się?

 

- Mówienie, że Czesi są ateistami, traktowanie ich z góry jest bardzo krzywdzące. To ludzie, którzy duchowo są bardzo aktywni, szukają swojej drogi. Ja nie jestem od robienia z nich katolików, ale od asystowania w ich życiowej drodze.

 

Wychodzę z założenia, że posłaniem każdego - wierzącego czy nie - jest być dobrym. To jest najważniejsze. Niektórzy mają jeszcze to szczęście, że otrzymali dar wiary. Ale to nie oznacza, że są lepsi od niewierzących. Poznałem w Czechach ateistów, od których wiele się nauczyłem. Oni też szukają prawdy, nikt nie ma patentu na obraz Boga. Gratulowałem niedawno Petrowi Jandzie, frontmanowi czeskiej grupy rockowej Olympic, że grają razem już 40 lat. A on, niewierzący, mówi do mnie: - Ty mi, głupku, gratulujesz, a sam grasz w kapeli, która ma dwa tysiące lat. Otwarły mi się oczy na coś, z czego do tej pory nie zdawałem sobie sprawy.

 

Tu, gdzie siedzimy, w jadalni na plebanii, wisi obraz przedstawiający uczniów idących do Emaus. Dzięki niemu zrozumiałem, że z każdym idzie Jezus, ale nie każdy go widzi. To pewnie błąd teologiczny, niemniej ja wierzę, że na końcu tej drogi wszystkim otworzą się oczy. Ale czy to się stanie wcześniej, czy później, to już sprawa Ducha Świętego, nie księdza.

 

W Polsce ciągle najważniejszym kryterium siły Kościoła jest ilość. W Czechach katolików jest niewielu, czy to znaczy, że Kościół jest słaby?

 

- Z moich doświadczeń wynika, że w przypadku wiary ilość nie ma żadnego znaczenia. Jeśli my, katolicy, mamy być solą ziemi, wystarczy nas szczypta, prawda? W Polsce jest przesolone albo nawet przepieprzone...

 

Ojciec Ludwik Wiśniewski mówi, że błędem polskiego Kościoła jest klerykalizm - przeświadczenie, że ksiądz jest alfą i omegą, który z poziomu ambony mówi ludziom, co mają robić.

 

- I kontroluje...Te wszystkie kartki ze spowiedzi, pierwsze piątki... Ktoś napisał, że nie może być świadkiem Boga ten, który nie wierzy drugiemu człowiekowi. To największe nieszczęście, że zrobiliśmy z Kościoła fabrykę. Ludzie idą do Kościoła jak do pracy, wsadzają kartę w kontrolkę, wbija im się pieczątkę, że przyszli, odeszli. To jest ta taśma, ten uniformizm, bez żadnej spontaniczności.

 

Młodzi ludzie stają się obojętni na religię nie tylko z powodu - jak to ujmują polscy biskupi - wpływów zsekularyzowanej Europy, ale i z powodu samego Kościoła. Zraża ich rygoryzm szkolnej katechezy, wliczanie ocen religii do średniej...

 

- Rozumiem ich. Gdybym dziś dorastał w Polsce, to może nie byłbym księdzem. Ale mam to szczęście, że jestem rocznik 64 i chodziliśmy na religię do salek przy kościele. Jednak i na tej katechezie, i w polskim seminarium uczyłem się głównie definicji, bezmyślnie wbijając je sobie do głowy. A definicja to nie odpowiedź. Więc gdy moi czescy parafianie pytali mnie, kim jest Jezus, czym jest piekło, musiałem się na nowo uczyć teologii. Jak krowa przeżuwałem na nowo całą swoją wiedzę.

 

Po seminarium uczyłem religii w Chorzowie i pamiętam, jak strasznie się męczyłem. A co dopiero te dzieci? Taka szkolna katecheza z odpytywaniem i ocenami to najlepszy sposób na zniechęcenie maluchów do wiary.

 

Do nas młodzież przychodzi sama. To głównie skauci, chrześcijańskie harcerstwo, mają tutaj bardzo silne tradycje, wielu z nich chodzi też do szkoły muzycznej. Fajni, aktywni ludzie. Mamy scholę, zespół rockowy, organizujemy turnieje siatkówki.

 

Dla nas najważniejsze jest duszpasterstwo rodzin - ludzie raz w tygodniu spotykają się w domach. Odmawiają różaniec, czytają teksty na niedzielę. Jedzą, coś wypiją. Ja też chodzę na te spotkania, choć nie zawsze. Czasem nie mogę, a czasem specjalnie nie idę, żeby nie było tak, że jak mnie nie ma, to nic się nie dzieje. Im mniej aktywny proboszcz, tym bardziej aktywni parafianie. Jak się wszystko robi za ludzi, to się przyzwyczają i nic nie będą robić.

 

Jak długo trwają kazania Księdza?

 

- Maksymalnie pięć minut. Nie mogę znudzić słuchaczy, zresztą jestem za młody, nie mam o czym opowiadać, jak będę stary, to ich będę nudził.

 

Chodzi Ksiądz do kina?

 

- Jasne, ostatnio byłem na "Butelkach zwrotnych" Sveraka. Lubię czeskie komedie.

 

Wypada, żeby Ksiądz chodził do kina?

 

- No, jeśli Kościół katolicki w Polsce wygląda jak pytania pań, to rzeczywiście jest problem...

 

Czy w Kościele - z natury hierarchicznym - jest miejsce na demokrację?

 

- Kościół ze swojej natury jest demokratyczny, w końcu pierwszym prawdziwym demokratą był Jezus. To my hierarchiczną strukturą usprawiedliwiamy swoje lenistwo, brak odpowiedzialności. Świeccy nie zrobią nic, jeśli nie każe im proboszcz, księża nie zrobią nic, jak nie wyda zgody biskup, biskup czeka na papieża. To brak odpowiedzialności. Pewne rzeczy trzeba odważnie wziąć na swoje barki i robić, a nie czekać na decyzje z góry.

 

W Polsce biskupi mówią, że in vitro jest "niegodziwe i niemoralne" i nie godzi się, żeby katolicka rodzina tak poczęła dziecko...

 

- W Czechach wiele rodzin ma dziecko w wyniku poczęcia in vitro.

 

Jednak według polskich biskupów to jest grzeszny czyn...

 

- Powiem tak: o tym, że aborcja jest grzechem, mówię młodym ludziom, ale nigdy na ten temat nie powiedziałem ani nie powiem kazania. Zbyt wielu wysłuchałem spowiedzi, podczas których słyszałem, jak kobiety cierpią z tego powodu. Nie mam sumienia, żeby rozdrapywać te rany jeszcze z ambony. Z in vitro jest podobnie.

 

Czy można za pomocą regulacji prawnych wprowadzać zasady katolickie? Wymuszać moralność sankcjami?

 

- Podoba mi się system czeski. Państwo się nie angażuje w życie Kościoła, Kościół się nie wtrąca w sprawy państwa. Fundamentem wiary jest nasze sumienie. Wprowadzanie wiary za pomocą przepisów budzi w ludziach opór, więc efekt jest odwrotny do zamierzonego. Może problem polega na tym, że to my, księża, nie umiemy formować sumień ludzi, więc chcemy, by prawo to zrobiło za nas? Jak rodzice, którzy nie potrafili wychować swoich dzieci, oczekują, by zrobiła to za nich szkoła. Ale to zdejmowanie z siebie odpowiedzialności.

 

Czy myślał Ksiądz o tym, jaki jest sens bycia dziś księdzem w liberalnej, pluralistycznej Europie?

 

- Ksiądz jest właśnie po to, żeby Europa była pluralistyczna. Czeski filozof Erasim Kohak, ewangelik, tak ładnie pisze, że chrześcijaństwo jest jak wiosenna łąka, na której rośnie tysiąc różnych kwiatów. Jak jest jeden kwiat, to jest nieciekawie, piękno pluralizmu polega właśnie na tym, że są i zieloni, i czarni, i niebiescy.

 

Inna sprawa, że im więcej liberalizmu, tym twardszy konserwatyzm. Po '89 roku w Czechach wielu katolików myślało, że nagle życie religijne ożyje. Gdy tak się nie stało, zrzucili winę na Sobór Watykański II. Teraz, gdy papież Benedykt pozwolił wrócić do mszy trydenckiej, to złapali wiatr w żagle. Mnie konserwatyści nie przeszkadzają, tylko żeby nie narzucali swojej wizji jako jedynej prawdy. Takie Radio Maryja to przykład tego, co się dzieje się, gdy ktoś poczuje, że jest posiadaczem prawdy. Ks. Rydzyka Bóg już pokarał: dał pieniądze i odebrał rozum.

 

Moim zdaniem w Kościele jesteśmy zbyt wielkopiątkowi. Stoimy pod krzyżem, patrzymy w dół, w ziemię, gdzieś umyka nam fakt, że Jezus zmartwychwstał i czas za nim ruszyć w świat, w stronę słońca. Że wiara to nie staw hodowlany, w którym pływają tłuste karpie, ale górski potok. My, księża, musimy być w ruchu, podróżować, poznawać nowych ludzi, nowe światy. Otwierać się na nie.

 

Tak jak Unia Europejska obrosła tłuszczem biurokracji, a rządy tłuszczem władzy, tak i nasza wiara jest otyła rutyną i przyzwyczajeniami. Zamiast zmieniać świat wokół nas, budujemy twierdze, w których się zamykamy.

 

Wróciłby Ksiądz do Polski i objął jakąś parafię w kraju?

 

- Byłoby mi trudno. Jestem chyba zbyt zdemoralizowany (śmiech).

 

To niech przynajmniej Ksiądz poradzi polskim kolegom, co robić, by ratować Kościół z kryzysu...

 

- Znacie tę opowieść o orle, który wychował się wśród kur? On o sobie myślał jak o kurze, wielu ludzi też tak o sobie myśli. Ale w Bożych oczach jesteśmy orłami. Trzeba uwierzyć, że potrafimy wzlecieć. Oczywiście, im wyżej się wzbijemy, tym będziemy bardziej samotni. Ale w ostatecznym rozrachunku opłaci się porzucić stado.

 

ks. Zbigniew Czendlik pochodzi z Cieszyna, jest absolwentem Śląskiego Seminarium Duchownego w Katowicach. Od 17 lat pracuje w Czechach - jest jednym z 200 tamtejszych polskich księży. Najdłużej - w parafii katolickiej w Lanckoronie niedaleko Pardubic w północnych Morawach, gdzie ostatnio decyzją czeskiego biskupa został dziekanem. Jak twierdzą jego świeccy współpracownicy, podczas jego pobytu parafii przybyło ok. stu wiernych, ich liczba wzrosła z ok. 250 do 350.

 

Znany ksiądz, społecznik, gazeta "Denik" umieściła go wśród dziesięciu najbardziej wpływowych Czechów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hmm...chodzi mi o to, że ta impulso-myślo-emocja, która nas napędza, to jest pewne zjawisko, pewna siła, pewna energia. A to, czego ta "energia" zdaje się "szukać" jest tym, w czym ta nerwowa "energia" się pojawia.

 

mniej wiecej tak to wygląda ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moją dzisiejszą praktyką "medytacyjną" było wstanie z łóżka (bo chciałem), mimo wątpliwości, które kazały mi jeszcze się upewnić, czy może nie chciałbym jednak dłużej w łóżku poleżeć i bardziej wypocząć, żeby mieć bardziej jasny umysł.

 

Czyli zaufanie prostym, naturalnym wyborom, podszytym radością i entuzjazmem, a nie swoim "wątpliwościom".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nvm, ten koles z filmiku zwykle rozluznienie puszczenie umyslu przezywa i dorabia do tego ideologie...ty z kolei dorabiasz ideologie do tego ze wstales z lozka. owszem byc moze takie proste podejscie jest dobre tylko po co dorabiac do tego otoczke duchowosci? :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

choc moze tym wlasnie jest dla ciebie duchowosc podejsciem do zycia. mozna to tak w sumie okreslac. wtedy pewnie otwartosc na zycie to uduchowienie a medytacja jest cwiczeniem w otwieraniu sie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dorabianie do praktyki otoczki duchowości jest czymś naturalnym i wcale nie jest "widzi misiem" praktykującego. Przebudzony umysł który jest ciągle zanurzany w tej "substancji" w końcu nim nasiąka. to tak jakby informatyk który pracuje 12h przed komputerem nie używał analogii i słownictwa związanego z komputerami. i nie przesadzajmy z tym nauczaniem, taki benith nie żyje nauczaniem, a robi to tylko dla ludzi którzy tego potrzebują i proszą o to, jestem pewien że oprócz tego żyje "normalnie" w normach oczywiscie "umysły przebudzonego" bo to są troche inne życia tego "przebudzonego" od "zwykłego zjadacza chleba". i mówi on wiele mądrych rzeczy tylko dla początkującego im więce tym może być gorzej, bo bedzie sie skupiał na tych mylnych wyobrażeniach, które sobie wyrobił po takim nauczaniu.

 

nawet ramana maharishi, niedościgniony, po tym jak sie wycofał by kontemplować swoją naturę, wrócił i nauczał.

 

 

nvm, ten koles z filmiku zwykle rozluznienie puszczenie umyslu przezywa i dorabia do tego ideologie...

 

naturalna medytacja nie jest relaksacją, chociaż organizm w tym stanie jest odprężony. prawdziwa medytacja nie ma nic związanego z umysłem,ani jego obserwacją. w ogóle z niczym nie jest związana,bo nie jest "z tego świata", czyli świata stworzonego z ludzkich wyobrażeń

 

no i znowu znalazł sie jakiś nauczuciel i naucza :<img src=:'> jak tu żyć :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×