Skocz do zawartości
Nerwica.com

Strach przed schizofrenią


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Ostatnio byłem w kinie na "Obecność 2". Nie to, żeby mi się nie podobał, tylko polecam wszystkim . Po obejrzeniu tego filmu zdałem sobie sprawę, co to jest "lęk"/"fobia/strach" w porównaniu do treści fabuły filmu.

Nie choruję na schizofrenię, tylko na nerwicę lękową, ale schemat prawdopodobnie jest porównywalny.

Nerwica lękowa, schizofrenia, oraz depresja i wszystkie inne choroby pokrewne, są chorobami psychicznymi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja swojego czasu obawiałem się, że mam predyspozycję do schizofrenii. Bywam ambiwalentny, a raczej zerowalentny wobec wielu rzeczy w których ludzie miewają jasne i silne poglądy, raczej drążyłem, a czasem zapętlałem się w myślach. Zintensyfikowało mi się to o czym zaraz powiem po pierwszych doświadczeniach z zielonymi oparami kannaboidalnymi (mówienie wprost jest nudne) miewałem stany kompletnego rozszczepienia, a przynajmniej tak bym je określił (nie mówię tutaj nawet o fazie na tzw haju, chociaż miałem po zielonym, ale mówię o zwykłym siedzeniu sobie tygodnie, miesiące później).

 

Opisałbym to tak, że w pewnym momencie byłem w stanie wyobrazić sobie w jak różny sposób mógłbym się właśnie zachować. Że mógłbym teraz np wstać, bo np za ciepło i trzeba się schłodzić, a jak się schłodzić to czymś tam, albo czymś innym, a może jednak siedzieć, tylko się powachlować. Ba, w sumie to mógłbym stwierdzić że fajnie jest tak jak teraz, a nie że muszę się schłodzić. A może bym się odwrócił, bo coś tam, albo tak ruszył ręką, palcem, spojrzał tylko, albo spojrzał gdzieś indziej albo nigdzie nie spojrzał, albo nie, może powinienem się teraz zdenerwować, w sumie znalazłbym powód, ale równie dobrze właśnie na odwrót, jest super. Źle, dobrze, tak, nijak, wszystko i nic, a gdyby ktoś spytał o cokolwiek to nie umiałbym określić niczego, ani nawet powiedzieć z pewnością, że nie mogę określić niczego, rekurencja jak sam skur**syn.

 

Ostatecznie nie robiłem nic, albo może coś, nawet nie wiem, czułem się tak jakbym już prawie o czymś pomyślał, ale jednak nie, bo jednocześnie coś innego przychodziło.

A to wszystko na tle problemów z samym sobą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Schizofrenia jest paskudna. To fakt.

 

Ale ja znalazłem parę pozytywów we własnej chorobie.

-dezintegracja ego, będąca często poruszanym tematem w kontekście altruizmu

-zrozumienie, że relacja szczęście-smutek nie jest najważniejsza

 

Ale głównie to poukładanie w głowie problemów o tematyce religijnej. Generalnie, rozwój psychiatrii przyczynił się do lepszego poznania człowieka.

To co kiedyś przypisywano siłą nadprzyrodzonym dziś tłumaczy się z użyciem tego samego sposobu co działanie silnika w samochodzie. Wiadomo, że słyszenie głosów

to zmienione działanie mózgu.

 

Nie mogłem zdzierżyć religii, która wbrew jakimkolwiek dowodom każe wierzyć w zbiór wyszukanych zasad, tak po prostu z czapy.

No ale wychowanie i lęk przed nieznanym robi swoje. Ostatecznie popadłem w pseudomistyczną psychozę, z której wnioski wystarczą mi na wiele lat.

 

Reasumując:

-schiozfrenia, jako drastyczny problem od zarania dziejów dotykający względnie sporą część każdej populacji. Zmusza do refleksji nad człowiekiem i burzy zastany, iluzoryczny spokój.

Iluzoryczny, bo jest tylko tymczasowy status quo. Wcześniej czy później ludzie umierają, dla niektórych to zaskoczenie.

Jako neurotyczna osoba myślę o śmierci codziennie, niektórym tego brakuje. Wydaje im się, że to jakiś błąd w systemie. Przecież sobie spokojnie żyli, chodzili do pracy i codziennie oglądali Klan.

Czekali na święta, zbierali na nowy samochód, plotkowali ze znajomymi.

 

Nie mówię, że psychoza to coś pożądanego. Raczej chcę znaleźć jakiekolwiek jej racjonalne miejsce w tym świecie.

 

Poza tym nawet dominująca w Europie religia, czyli chrześcijaństwo uznaje cierpienie Jezusa za grzechy świata za podstawowy dogmat.

Potem się tylko dziwić jak w szpitalach siedzą ludzie, którym się wydaje że są kolejnymi apostołami.

 

Nie lubię optymizmu, lepszy jest realizm. :-)

 

A więc niech w nowym roku, schizofrenia wytyka błędy irracjonalności, odsłania człowieka bez otoczki tabu (cichego ignorowania tego co niewygodne), pcha ludzi do rozwijania psychiatrii oraz rozpracowywania sekretów pracy mózgu. Tego życzę wszystkim z zagrożonym i tym którzy już poznali jak to jest słyszeć głos z nieba który każe się powiesić. ;-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak się żyje ze schizofrenikiem? Pewnie ciężko- mówi osoba chora na schizofrenię paranoidalną. U mnie choroba wzięła się od omamów że jestem podsłuchiwana, podglądana i potem do tego doszły głosy. Obecnie nie mam podejrzeń że mam w domu kamery czy podsłuchy ani też nie słyszę głosów. Myślę że u mnie choroba w dużej mierze wzięła się z atmosfery panującej w domu- ciągłe podnoszenie głosu, darcie się czy wyzwiska. Niestety głosy ale też atmosfera domowa doprowadziły do tego że uciekłam z domu. Jestem strasznym wrażliwcem. Boli mnie to ,ze rodzina wstydzi się że choruję na schizofrenie do tego stopnia że nawet nikomu o mojej chorobie z rodziny nie powiedzieli. Gdyby to ode mnie zależało to cała rodzina by wiedziała że jestem chora a tak wiedzą tylko 2 osoby- choć może wieści drogą pantoflową się rozeszły. Nie chce informować więcej członków mojej rodziny o chorobie bo wiem co by to znaczyło dla atmosfery w domu. To byłaby tragedia! Rodzicom przeszkadza to ze jak siedzę to się kiwam czy tez nie mogę usiedzieć w jednym miejscu. Brak wyrozumiałości dla mojej choroby doprowadza mnie do szału. Jedyne co zaakceptowali to to że nie nadaję się póki co do pracy- jestem na rencie ale nawet do tego wstydzą się przyznać przed rodziną. Żałosne. Chciałabym poznać kogoś kto mnie akceptuje taką jaką jestem bo tylko tą droga można mi pomóc. Musi to być osoba typu żartowniś, rozgadana, pogodna ;-) która absolutnie nie jest znerwicowana. Pozdrawiam i życzę wszystkim schizofrenikom szybkiego dochodzenia do siebie i wyrozumiałości wśród najbliższych!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Strach przed schizofrenią nie jest nieuzasadniony. Schizofrenia to ciężka choroba. Mnie doprowadziła nawet do ucieczki z domu. Wynajmowałam najpierw pokoje ale potem głosy kazały mi stać się bezdomną i tak wyrzuciłam 3/4 ciuchów, laptopa i telefon do śmietnika a sama zamieszkałam na ulicy tj spałam po klatkach schodowych poza 1 nocą gdzie całą noc spacerowałam po mieście ;-/ a było dość zimno a ja ubrana na krótki rękaw bo jak wspomniałam głosy kazały mi wyrzucić ciuchy. Słyszenie głosów to wg mnie najgorsze co może się osobie chorej przytrafić. Najgorszą rzeczą jaką w tamtym okresie bezdomności zrobiłam to napiłam się wody z brudnej kałuży bo tak kazały mi głosy i żebrałam po domach bo tak kazały mi głosy;-/ A tak poza tym nie mam sobie nic do zarzucenia w tamtym okresie. Byłam bardzo grzeczna. Żyłam z renty ale głosy kazały mi przy wyprowadzce z ostatniej stancji i zapłacić właścicielce mieszkania kilka stówek więcej niż jej się należało i tak zostałam bez pieniędzy. Dlatego broń Boże nie należy przerywać brania leków bo można skończyć jak ja albo gorzej.Patologia. Teraz można powiedzieć ze jest super bo nie słyszę już głosów ale mogą wrócić z nawrotem choroby czy depresji. Uważam że jestem teraz w dobrym stanie, gdyby tylko mieć większą motywacje do zaktywizowania się ;-/ ale to już przypadłość schizofreników- tak przynajmniej wynika z forum. Doceniam stan w którym obecnie jestem mimo że pozostawia wiele do życzenia a na pewno to tylko 20 procent mnie sprzed choroby.Nie ma tej wesołej, pogodnej, uśmiechniętej dziewczyny jaką byłam kiedys, ale nie od razu Rzym zbudowano. Buziaki. Walczcie schizofrenicy!!! Do boju!!! Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam. Jestem pierwszy raz na tym forum, od 13 lat choruję na F20. Co do tematu to rzeczywiście jest czasami strach przed psychozą, jednak po to są leki żeby wspomóc chorego w walce z chorobą. Moje zdanie jest tez takie że też trzeba dużo dać od siebie, czyli odsunąć od siebie wszystko co złe i sprzyjające chorobie, to tak w wielkim skrócie, jednak chorujący na schizofrenię będą wiedzieć o co chodzi. Tak jak post przede mną, też jestem tego samego zdania, nie wolno odstawiać leków, bo skończy się to źle. W swoim życiu miałem około 8 psychoz, dlatego tak dużo bo lek który brałem nie działał na mnie i choroba brała górę. Mam to jednak już za sobą, lek dobrany, odsunięte problemy na bok, również te rodzinne. Obecnie mieszkam sam, zagranicą, jestem ubezpieczony, objęty opieką i świadczeniami. Zagranicę wyjechałem jak byłem chory, ponieważ w Polsce nie dostałem nawet renty i żyłem z zasiłku stałego który wynosił około 530 zł na miesiąc. Bez mieszkania, mieszkałem z rodzicami alkoholikami co już wystarczy aby regularnie co trzy miesiące trafiać do szpitala. Jednak nie o tym chce pisać bo to już przeszłość. Obecnie jestem w ponad trzy letniej remisji z dobrym stanem zdrowia i dobranymi lekami. Lekarstwa i dobrane leczenie zawdzięczam lekarzom tu na miejscu którzy za pierwszym razem trafili w lek który okazał się skuteczny. To może na tyle jak na mój pierwszy post, postaram się odwiedzać forum regularnie i pisać w dziale schizofrenia. Dziękuje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Inaczej - jeżeli ktoś chce już odstawiać leki - to niech to robi /zawsze/ pod kontrolą lekarza.

Bóli głowy, zdrętwień w czole, a nawet niektórych objawów nie miałem dopóki nie odstawiłem Zolafrenu nagle. Nawet dobrze spałem (12-14h) - i bezsenność wystąpiła po roku od odstawienia, więc naprawdę nie wiem o co chodziło, no ale było minęło.

Jeżeli jest jakiś problem - bez wątpliwości zadawać pytanie np. "chcę się szybciej leczyć" - można zmienić lek na inny.

W przypadku zaburzeń lękowych można wziąć benzo/hydro.

Zaufać swojemu psychiatrze bo to może uratować sporo. Komunikacja to słowo klucz.

Co do jeszcze jednego - schizofrenik nie ma wglądu w swoją chorobę, bo to co opisuje wikipedia/DSM-V/ICD-10 ma się ni jak do tego w jaki schizo odbiera świat. Dopiero jak ma przejściowe nawroty normalnej świadomości może kontrolować lub starać się poprzez np. autoterapię zmniejszać objawy.

W przypadku depresji poschizofrenicznej poprosić o np. SSRI.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czasami zastanawiam się, czy aby na pewno mam poprostu ciężką nerwicę, a nie początki długiego rozwoju schizofrenii. Mimo, że jestem w wieku dojrzewania, to w internecie nie znalazłem nikogo, kto miałby taki chaos emocjonalny. Czuję się, jakbym czuł jednocześnie wszystkie emocje i jakbym nie miał z nimi kontaktu. Jakby nie były częścią mnie. Jak czytam o przygnębiających rzeczach (np. chęć samobójstwa i środkowy palec od życia) to po cichu bez kontroli zaczynam się bezdźwięcznie śmiać. Gdy w emocjonalnym chaosie przebija się uczucie przygnębienia, to nie umiem się wypłakać i również zaczynam bez kontroli jakby wyduszać śmiech. Unikam coraz bardziej ludzi, a w tym rodziny, ponieważ boję się ich emocji i tego, że pogłebią u mnie to wewnętrzne rozdarcie. Mimika prawie cały czas to pokerface nie licząc tików twarzy. Nie umiem się skupić, często się zawieszam, zastanawiam się nad głupotami w stylu, czy ruszyć daną częścią ciała jak jestem w kościele czy nie ruszyć. Wszędzie widzę równie silne za i przeciw. Nie mam motywacji do niczego, olewam naukę i czuję się, jakby się u mnie jakieś otępienie rozwijało. Niepokoję się, że to początek upadku mojego "ja" i że już nigdy nie poczuję ulgi. Mimo wielu pragnień nie umiem się zmusić do próby ich realizacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie będę się rozpisywał, bo nikomu nie będzie się chciało tego czytać. Więc w jak największym skrócie: mam nerwicę lękową, natręctw, fobię społeczną. Kiedyś psycholog podejrzewał u mnie zaburzenia schizotypowe/schizoidalne.

 

Leczyłem się sertraliną, sertraliną z olanzapiną i paroksetyną. Sama sertralina słabo działała, a w połączeniu z olanzapiną (pewnie zasługa tej drugiej) miałem w końcu spokój od natrętnych myśli. Paroksetyna też dobrze działa.

 

Mam 21 lat, od 3 lat nie wychodzę z domu na żadne imprezy, spotkania z ludźmi itd. Nie mam żadnego znajomego, 99% swojego wolnego czasu spędzam w domu. Nigdy nie byłem w żadnym związku. Z miesiąca na miesiąc odczuwam coraz mniejszą potrzebę kontaktu z ludźmi. Nawet nie tyle co boję się ludzi, co po prostu nie potrafię z nimi rozmawiać. Nie mam mimiki twarzy, nie sprawia mi przyjemności przebywanie z ludźmi.

 

Zdaję sobie sprawę z niedorzeczności własnego myślenia, ale z miesiąca na miesiąc wszystko wydaje mi się coraz bardziej dziwne i nierealne. W głowie tworzy mi się chaos. Jestem wewnętrznie sprzeczny. Kłócę się sam ze sobą. Często coraz mniej rzeczy do mnie dociera, bo po prostu zanurzam się w świecie własnych myśli. Jak się nakręcę, to przestaję myśleć racjonalnie, zdrowy rozsądek mi się zaciera. Ludzie z otoczenia reagują czasem strachem/drwiną/niezrozumieniem. Jak nie biorę antydepresantów to bywam wybuchowy (ale głównie wewnątrz - z zewnątrz jestem spokojny). W takich atakach czuję agresję do świata i do wszystkich ludzi. Nie potrafię określić swojej osobowości. Mam problemy z pamięcią i koncentracją. Praktycznie nie potrafię wyrazić swojego zdania w rozmowie z drugim człowiekiem. Mam problemy ze snem. Często boję się zasnąć, bo czuję obecność jakiś demonów/umarłych. Czasem mam uczucie jakby sama kostucha dotykała mnie swoją kościstą ręką. Czasem boję się czegoś zjeść, bo mam wrażenie, że ktoś to zatruł. Chodzi mi o takie rzeczy, które nie są szczelnie zapakowane i faktycznie ktoś mógł coś z tym zrobić. Napluć chociażby. Rzadko pamiętam swoje sny, ale jak już je mam to często są bardzo chaotyczne, głównie w formie koszmaru. Do tego czuję nieskończone zmęczenie, senność (mimo, że nie mogę usnąć), obniżony humor, bezradność, bezsilność i tak dalej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Apek, może masz depresję. Również może powodować takie objawy.

 

Nie mam depresji. Miewam gorsze chwile, ale depresją bym tego nie nazwał. Nie mam jakoś szczególnie niskiego nastroju, nie łapię zbytnio dołów. Często wręcz odwrotnie, tam gdzie inni panikują - ja jestem spokojny. Mam ogólnie obniżony nastrój, ale tylko trochę, co jest dla mnie normalne przy problemach z psychiką. A to pojawiające się uczucie pustki jest dla mnie naturalne. W sumie nikt u mnie depresji nigdy nie podejrzewał. W łóżku też spędzam tyle tylko czasu ile muszę - często mam takie wewnętrzne uczucie by już w ogóle nie spać, nie kłaść się tylko próbować się czymś zająć. Nadać jakiś sens temu wszystkiemu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Apek, ale chyba jednak świadomość tego, że masz problemy raczej rokuje dobrze. Czy w te wszystkie myśli typu "to jest zatrute" tak naprawdę wierzysz? Jednak piszesz o tym na forum, a więc widzisz, że jest coś nie tak. Przez internet nikt Cię nie zdiagnozuje, ale raczej wątpię, żeby miała to być schizofrenia. Chyba najbardziej prawdopodobne są schizoidia/schizotypia, co podejrzewała Twoja psycholog.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czasem zdarza mi się właśnie "tego czegoś" nie zjeść z takich powodów, jednak występuje to sporadycznie. Raczej innych objawów prześladowczych nie mam. Ewentualnie czuję się wyśmiewany jak przebywam w towarzystwie innych ludzi, ale to raczej fobia społeczna się odzywa.

 

W sumie martwi mnie też to spłycenie emocji. Nie mam znajomych, nigdzie nie wychodzę. Mam 21 lat, a nawet nigdy dziewczyny nie miałem. I w sumie coraz mniejszą potrzebę bycia w związku odczuwam. Najlepiej czuję się we własnym towarzystwie, ale czasem towarzystwo własnych myśli doprowadza mnie do obłędu. Coraz mniejszą wagę przywiązuję też do wyglądu. Przy ludziach nawet nie staram się zrobić dobrego wrażenia - bo mi to zwisa. Nie mówię już o tym, że te wszystkie międzyludzkie relacje są mi całkowicie obce i niezrozumiałe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moje diagnozy były następujące: 2007 - zespół leku napadowego w przebiegu nerwicy, 2008-2012 depresja, w tym 2011-2012 psychoterapia psycho-dynamiczna odstawienie leków bez lekarza, no i w newralgicznym punkcie, po 13 miesiącach terapii pojawił się epizod psychotyczny, terapie przerwałem, doszło do samookaleczenia, trafiłem do doświadczonej lekarki po 80-tce, która zdiagnozowała zespół depresyjno - urojeniowy. Szybko mnie z niego wyciągnęła, zacząłem blogować i odnosić z tego powodu sukcesy. Od 2013 roku jestem na rencie psychiatrycznej. Ale z czasem lekarka zaczęła każde gorsze moje samopoczucie bombardować takimi ilościami leków, że zmieniłem lekarza, diagnoza brzmiała :CHAD. Potem w 2017 roku zmieniłem lekarkę na tą z 2007 roku i diagnoza była następująca: zaburzenia osobowości i depresja nawracająca. W końcu doszło do czegoś dziwnego, i wybyłem z domu na kilka dni. W końcu trafiłem na oddział psychiatryczny jednego z krakowskich szpitalu, gdzie byłem od 18 października do 6 grudnia. Diagnoza: schizofrenia paranoidalna. Teraz wiem, że najważniejsze jest regularne przyjmowanaie leków. Powróciłem do blogowania, bo był czas, że doktorek od CHADU przepisywał takie leki, że tylko całymi dniami przeglądałem bezmyślnie komputer. A teraz mam silę by coś tworzyć, pisać, chociaż lęk przed wychodzeniem z domu pozostał, zwłaszcza w biały dzień. Wizyty mam średnio co dwa miesiące, jeszcze mam wahania nastrojów. Ale powoli się w sobie zbieram. Pomaga mi Lorafen 1 mg. Najważniejsze to regularnie brać leki. Biorę zolafren swift dwa razy dziennie, haloperidol na noc i Lorafen 1 mg rano i wieczór. Wróciła chęć do życia, chociaż agorafobia pozostała. Pozdrawiam wszystkich z tą diagnozą. Pamietacie być może te moje wpisy o doktorce, co faszerowała mnie Decaldolem. Najważniejsze to brać regularnie leki i znależć sobie jakąś aktywność. Mysię o blogu autoterapeutycznym, chociaż ciągnę jeszcze cztery blogi. Pozdrawiam. Ps. mam swoje małe przyjemności - astrologia, pisanie ręczne, fotografowanie, pisanie fantastyki. Czyli to oznacza mam nadzieję, że można z tą diagnozą jakoś funkcjonować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czyli to oznacza mam nadzieję, że można z tą diagnozą jakoś funkcjonować.
według mnie chorzy radzą sobie normalnie. są: wykładowcami akademickimi itp. nie ma co generalizować że choroba przekreśla życie. robi to raczej błędny sposób myślenia o sobie w takiej sytuacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czyli to oznacza mam nadzieję, że można z tą diagnozą jakoś funkcjonować.

 

Kluczem są zdolności rekompensacyjne, zrozumienie choroby i nauczenie się z nią żyć.

To że jesteś chory nie znaczy że nie możesz się np. uczyć czy pracować umysłowo...

Mi np. jak odwala po kofeinie to staram się ogarniać wszystko po trochu i gówno wychodzi, bo jestem w manii, ale myślę że z dużym samozaparciem i cierpliwością nawet będąc mocno w psychozie idzie takie rzeczy ogarnąć. Ja wolę uczyć się na spokojnie, może do tego Coca Cola i jakoś wytrzymuję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×