Skocz do zawartości
Nerwica.com

Powiedzieliście?


Abradab

Rekomendowane odpowiedzi

Trudności w mówieniu o tym wynikają nie tylko ze strachu. Również ciężko wyjaśniać co się dzieje tym bardziej, że sami często nie rozumiemy tych mechanizmów. Mi bardzo pomogło ich zrozumienie. I trzeba się pozbyć poczucia winy, bo niczemu winni nie jesteśmy (nikt Nas nie pytał jaki los sobie życzymy - to moja manta - powtarzam ją co rano, prowadzi mnie do światła... ble ble jeszcze w to nie wierzę ale chce uwierzyć), często też żalu, że to Nas właśnie dotknęło (najpierw jest skierowany ogólnie gdzieś w kosmos ;) z nawet czasem niestety może przerodzić się w nienawiść do konkretnej osoby - osób). Warto nad tym pracować bo przełamanie tematu - dla Nas - tabu - to krok do przodu w walce z chorobą. Za bardzo sugerujemy się opinią z zewnątrz :!: W ten sposób nie pomożemy odbudować swojej wartości. Najczęściej osoby, których opinia jest dla Nas tak sugestywna wcale nie są warte brania ich słów do serca. Bo co świadczy o kimś obojętność, brak wyrozumiałości i zwykłego ludzkiego podejścia do drugiego człowieka?... Gorzej z nie przejmowaniem się rodzicami - wiem. Ale w ich przypadku trzeba najpierw im okazać wyrozumiałość - w ich przypadku to zwykłe chowanie głowy w piasek. Nie rozumieją i nie chcą rozumieć ale przychodzi taki czas, że będą musieli. Szukamy wsparcia u innych, oczekujemy, że Nam pomogą - ale może lepiej zacząć od siebie samego - pooczekiwać od siebie, stać się samym w sobie wsparciem...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja taką sprzecznością jestem

niby nie chce żeby ktoś wiedział (ja wiem że psychiatra to nie ujma ale wielu ludzi jest jednak ograniczonych i dla nich psychiatra=wariat)

 

a z drugiej strony przez swoje "cechy" jestem gadatliwa i moglabym powiedziec wszem i wobec... jakbym sie chciala "chwalic".... ze wkońcu coś "ciekawego" sie dzieje w moim życiu...

narazie wie 3 znajomych (o psychiatrze i o moich domysłach o depresji nerwicy adhd itp) 1 podeszla do tego raczej obojętnie, bez oceniania ale też bez większego "entuzjazmu" czy zainteresowania. Druga kolezanka wie chyba od dawna, od kiedy jako młode mamy rozmawialysmy o monotonii dnia codziennego, a ona po porodzie wpadła w okropną depresje poporodową i wypchnęłam ją do lekarza. więc z nią mogę o tym normalnie pogadac. Druga też przeszła chwilowe załamanie (1.5roku) ale nie było okazji zeby pogadac "szczegółowo"

 

moja matka wie... bo siłą rzeczy zostaje z dziecmi jak chodze po lekarzach... ja od dziecka bylam nerwowa, nadpobudliwa, buntownicza, płaczliwa itp itd.... a ona jest okropną wiedźmą, która uprzykrza mi życie odkąd pamiętam (wraz ze smiercią taty straciłam sojusznika)

(ps. bardzo podobało mi sie w jednej z książek takie stwierdzenie że to z reguły najsłabsza jednostka idzie do lekarza bo nie wytrzymuje presji, a najbardziej nerwicorodna osoba nigdy nie idzie sie leczyc..... czyt. moja mama)

 

mój mąż.... tyle razy to powtarzałam że te pojęcia chyba przestały dla niego miec znaczenie, no i chyba myśli że zasłaniam się i usprawiedliwiam swoim stanem... wg jego teorii wystarczyloby gdybym "sie wzięła i ogarneła".... (uwielbiam tą teorię u ludzi.... "e tam, nie gadaj głupot, tylko weź się w garśc)

narazie cieszy sie że wkońcu przestałam o tym gadac i poszłam do psychologa i chcę coś z tym zrobic a nie tylko siedziec i użalac się nad sobą...

 

jedyne czego się boję to że jakoś się może dowiedziec mój EX (któy jest ojcem mojego starszego syna), mamy calkiem dobry kontakt, ale boję się, że gdyby się dowiedział mógłby to wykorzystac przeciwko mnie i spróbowac zabrac mi syna.... to juz podchodzi pod natrętne myśli i lęki (bo ta myśl często wraca i nie chce się odczepic)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pierwszy dowiedział się mój chłopiec (w zasadzie teraz już raczej nie jest mój...), który mnie tak bodźcował, by "brać się w garść" - tak, standardowe, rzucone, łatwo powiedzieć, choć w tym przypadku on miał z tym jakąś styczność i nie było to totalne pustosłowie. Jego mobilizacja dotarła do mnie i zaczęłam próbować coś z tym robić. Dowiedział się przyjaciel i jego dziewczyna, z którą również jestem bardzo blisko. Chociaż oni mają inne teorie odnośnie mojej choroby, co trudno mi jest zrozumieć, jednakowoż zawsze mam w nich wsparcie.

A poza tym nie wie nikt. Rodzinie nie chciałabym mówić i mam nadzieję, że się nie wyda.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, ja powiedziałam.

Najpierw dowiedział się mąż. Bo musiał zostać z dzieckiem jak jechałam na wizytę.

Zrobił wielkie oczy, zabrakło mu słów. Nie potrafił przetrawic tej informacji. Zresztą nie rozmawiamy o tym. Nic na siłę.

Potem powiedziałam siostrze (jest po psychologii). Ale, nie stanęła na wysokości zadania. Zaczęła opowiadać jak to znajoma też miała depresję. Tak trochę to przedstawiła ją w niekorzystnym świetle. O mnie nie wspomniała nic. Więcej do tego tematu nie wracałam. Bo po co?

To było w 2007. Czyli nie ma co liczyć nawet na rodzinkę. :cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jak chorowałam to gadałam wszystkim naokoło. wszystkimi wszystko bo miałam ogromną potrzebę wygadania się. ale niestety w wielu przypadkach obróciło się to przeciwko mnie-ludzie często nie rozumieją. dlatego jak miałam nawrót to już byłam ostrożniejsza i mówiłam już tylko o objawach i leczeniu-bardziej fachowo i posługując się książkami.

chcę,żeby ludzie wiedzieli,że depresja istnieje,jest realna i wymaga wsparcia i zrozumienia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Intryguje mnie jedna, dość istotna rzecz. Dużo na forum widziałem postów z opisem chorób, stanów emocjonalnych, a także zmagania się z różnymi chorobami. Ciekaw jestem, czy swoim najbliższym powiedzieliście o swojej chorobie, czy też unikacie tego tematu, bądź kłamiecie, że to 'coś z sercem', albo 'migrena'. Bardzo jestem ciekaw ile osób powiedziało najbliższym (mam tu na myśli raczej przyjaciół niż rodzinę), że jestem chory na nerwicę, bądź depresję, a jaki procent osób chorych ukrywa swoją chorobę przed innymi.

Pozdro.

 

U mnie tylko żona wie / wiedziała ( dodałem, w czasie przeszłym, z nadzieją że najgorsze już za mną). Reszta nie. Po prostu chciałem uniknąć zbędnych pytań. Nie ze wstydu, tylko na zasadzie" A co kogo obchodzą moje problemy.?"

 

pozdr

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wie o tym moja rodzina, rodzice, potem rodzeństwo które domyśliło się wszystkiego bo dziwne żeby tego nie zauważyć. Wie Ukochany.

Choć gdy wybieram się do psychiatry tata mówi: "Nie mów mu gdzie idziesz". Nie wyobrażam sobie że mogłabym mu o tym nie powiedzieć, On mnie rozumie, a po rozmowie z lekarzem, rozmowa z nim jest dla mnie ważna.

Znajomi nie wiedzą, czasem mówię im że po egzaminach nie najlepiej się czułam, a wszystko przez stres. Moi przyjaciele nie są aż tak zaufanymi ludźmi, że mogłabym im mówić o wizytach u psychiatry.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

najblizsza rodzina wie, ale nie wierzy, ze takie choroby jak depresja i bulimia istnieja. sa przerazeni moimi planami co do szpitala psych. Czesc przyjaciol wie. Przy reszcie znajomych azakladam maske i jestem swietna w udawaniu ze wszystko jest ok. Jak juz totalnie nie mam sily na klamanie to uciekam tzn izoluje sie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

verdemia, moi rodzice też byli tym przerażeni... Tylko jak sie tam znalazłam, to zaczęłam być sama przerażona i nie dało rady tam wysiedzieć. Jak już sie bedziesz wybierać do szpitala to zastanów sie, a jak sie zastanowisz, to postaraj sie wybrać szpital bardzo dobry... Bo mi sie nie poszczęściło, niestety...

 

Co do wiedzy znajomych o mojej chorobie, to owszem, wiedzą, Ci co chcą wiedzeć, co pytaja... Nie ma sensu ukrywać, bo jak przyjdzie co do czego, do ataku w ich obecności, to sie przecież mogą przestraszyć, w gorszych sytuacjach również zniechęcić do człowieka - bo nie zrozumieją...

 

dziś pierwszy raz wyjdę z kumpelą z domu (atak pewnie niewykluczony)...

Powiem szczerze że jestem ciekawa reakcji kumpeli :twisted: ... bo ja juz sie zaczynam przyzwyczajać i no wiadomo wątpić w poprawę...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

u mnie wie rodzina , przyjaciółka i chłopak :roll: na początku siostra mi mówiła, ze sobie wmawiam, ze nic mi nie jest itp. w koncu sie wkurzyłam i poszłam do psychiatry, nie chciałam isc, ale moze i dobrze sie stało, bo dzieki temu, ze chciałam im wszystkim udowodnic ze nie zmyslam, podjęłam w koncu leczenie :D:mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak miałam pierwszy atak to wezwałam karetkę, odebrał mnie brat z żoną i mama, u której mieszkam od tamtej pory. Więc muszą wiedzieć. Zresztą było to dla mnie na początku tak nieprawdopodobne że mam problemy nerwowe że mówiłam o wszystkim.

 

Generalnie jak mam pogorszenie to zamęczam mojego chłopaka opowieściami ale on chyba już ma dosyć... nie chce w kółko o tym samym słuchać. Jak mu mówię o problemach, to mówi żebym poszła to powiedzieć psychologowi a nie jemu bo on mi nie może pomóc. Czuję się nie całkiem zrozumiana.

 

Oczywiście pozostałym osobom, w pracy itp nie mówię. ALe niektórym znajomym tak, tym bardziej że mamy w naszym gronie koleżankę która zapadła na depresję ( w ogóle nie wstawała z łóżka) więc ona przetarła szlaki;) a poza tym wielu moich znajomych ma jakieś zaburzenia... jakoś tak zawsze było, widocznie takie sztuki przyciągałam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×