Skocz do zawartości
Nerwica.com

"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!


magdasz

Rekomendowane odpowiedzi

Nigdy nie pisalam w tym watku chyba czas zaczac.... dzis mimo ze wyszlam z domu, bylam z G, to cos sie we mnie pojawilo..a moze zalamalo. Sama nie wiem. Mam takie odczucie coraz czesciej, ze wszyscy maja mnie w D***. Nikt mnie nawet nie lubi, bliscy...niby sa ale z tata kontakt kiepski (nowa rodzina i te sprawy) z mama trudny - jest z kategorii masz mnie sluchac, kontrolowania itp. Generalnie osoby bliskie w roznym aspekcie. Jakos nie moge sie porozumiec. Nie wiem czy ja juz jestem nie wartym smieciem, ktorego jak sie pozna moza walnac po tylku. Odzywaja sie znow nie fajne mysli, ze zwg.na fizyczne problemy zdrowotne. Chcialabym skonczyc z tym raz na zawsze, a poniewaz wiem, ze nie jest to mozliwe (narazie nie bede mowic na ten temat moze kiedys) znow pojawiaja sie mysli o S. - skrot wlasny do samoboja. Dobra koniec jekow, teraz i wy wywalicie mnie pewnie z forum i walnecie majka100 spadaj... bo pieprzysz glupoty. Moze tak jest ale nie mam komu sie wyzalic. Ps.do moderatorow pisze bez pl liter gdyz nie moge uzyskac ich na tym dziwacznym tablecie prosze o wyrozumialosc

 

 

Ja kiedyś nie zwracałem uwagi i nie przejmowałem się jak ktoś mnie zostawiał... Ale teraz się przywiązałem do mojej przyjaciółki ba chyba nawet się od niej uzależniłem. Nagle przestała z dnia na dzień ze mną gadać nawet telefonu nie odbierze i nawet nie poda przyczyny... Coś czuje, że pojawiają się u mnie początki depresji..... Brak apetytu, ciągle płacze, myślę o samobójstwach...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dobra. Napiszę sobie w jęczarni, bo podobno wyżalenie się pomaga. Pewnie wyjdzie przydługie oraz bez ładu i składu, bo w dupie mam redagowanie swoich wypocin. Zobaczymy...

Po około 7 latach pokładania nadziei w lekarzach, lekach, liczenia że cokolwiek się zmieni. Mam dość. Jestem cholernie zmęczony życiem, chociaż powinien to być jeden z jego lepszych etapów. Starałem się i nie wyszło. Nie mam ani pieniędzy, ani znajomych. Zwierzaka też. Wypaliłem się już kilka lat temu, teraz tylko jakoś egzystuję, sam nie wiem w jakim celu. Medycyna nie pomaga, psychologowie potrafią tylko powiedzieć "zajmij się czymś co lubisz, myśl pozytywnie, itp." Ja pierdole, tyle lat się uczą i wszystko idzie w jakieś truizmy! Psychiatra to przynajmniej zna te nazwy substanicji czynnych, receptorów i w ogóle wydaje się mądrzejszy, ale co z tego jak leki dobiera praktycznie losowo? Z drugiej strony, mają trochę godności i przekonania w słuszność swojego postępowania przepisując mi przede wszystkim neuroleptyki. A może trafiam na fanów tego typu leków. Nieistotne.

Kiedyś myślałem, że nie da się zostać samemu. Bez kolegów, dziewczyny (od biedy niech będzie chłopak), rodziny... Wszyscy zawsze kogoś mają. Na litość boską, nawet bezdomni mają swoje kółka miłośników taniego sponiewierania się. No dobra, rodzina jakaś tam jest (mimo, że rozbita), ale zapatrzeni są w swoje życie. W skrócie: matka histeryzuje i tylko użala się nad sobą; ojcu padło na mózg od tego picia i lewego tytoniu; siostrze odkąd urosły cycki i znalazła chłopaka (aktualnego męża), to już w ogóle ma mnie za nieudacznika totalnego. Tak naprawdę nigdy za sobą nie przepadaliśmy.

Nie jest też tak, że tylko siedzę sam i pielęgnuję swój beznadziejny stan. Starałem się wyjść z inicjatywą do ludzi; proponować spotkania, rozmawiać o głupotach i ważniejszych rzeczach. Czasami się nawet uda załapać jakiś kontakt, ale ten bardzo szybko się kończy. Góra kilka razy i nagle nie mają czasu na nic, nawet odpisać, że nie mają czasu. O przyczyny się nie pytajcie. Jakbym je znał, to bym naprawił.

Nawet psychiatra mnie olewa (nosz kurwa, facet powinien chociaż TROCHĘ udawać, mu zależy na twoim dobru, a nie 4 tydzień mnie spławiać, bo "dzisiaj miałem dużo pacjentów - może spróbujmy za tydzień"; a za tydzień go nie ma i tak w kółko). Czemu go nie zmienię? Jestem przekonany, że żaden z lekarzy nie jest w stanie mi pomóc. Znam już leki psychiatrów i gadki psychologów.

Straciłem zainteresowanie dosłownie wszystkim... Żeby chociaż gry zostały, alkohol, albo porno... Totalne zero. Jak można być tak zmęczonym nic nie robieniem?

Nie widzę jako-takich, większych nieprawidłowości w swoim zachowaniu. Inteligencją, poczuciem humoru, wyglądem, poruszanymi tematami, czy tam elokwencją się nie wybijam. Jak niektórych obserwuję, to zwyczajnie nie ograniam, jak tak puste i beznadziejne jednostki cieszą większym uznaniem.

Wiara w boga to dla mnie jakaś abstrakcja i totalnie pojechany pomysł. Nie rozumiem jak można w coś wierzyć bez najmniejszego dowodu, że chociażby kiedykolwiek istniało, ale nigdy się w te tematy nie wcinam. Właściwie to ich unikam. Zresztą i tak już wybrałem bezpieczny, neutralny agnostycyzm.

Więcej mi nie przychodzi do głowy. Może coś później skrobnę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dawno mnie tu nie było ale cóż czas powrócić. U mnie nie wiele się zmieniło poza tym ze mam śliczna córeczkę i wyprowadziłam się od mamy do chłopaka. A więc przez ostatni rok jak się nie odzywałam straciłam prawie wszystkich "przyjaciół" jeśli można ich tak nazwać. Moje życie wy wróciło się do góry nogami po urodzeniu dziecka. Znajomi uciekli, samoocena spadła bo zbędne kilogramy zostały ale cóż takie życie. Ostatnio moi jedyni przyjaciele mnie opuścili ponieważ jak stwierdzili nie mamy dla nich czasu. Na domiar złego wróciła sprawa z psem którego musiałam zabrać ze sobą bo mój brat go niechcial (chociaż sam go adoptowal) i który ugryźć moja wtedy 4 miesięczna córeczkę . Wiec oddałam psa do dziewczyn które miały się nim zaopiekować. Ale oczywiście teraz wypisują na fb ze chciałam uspic psa, że go zaniedbanałam. I teraz wszyscy po mnie jeżdżą jak po najgorszej i straszą więzieniem i karą grzywny. Nie wiem już co mam robić :( ech te moje wypociny ale musiałam się komuś wygadac a wiem ze tu może ktoś to przeczyta

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czuję, że między mną a innymi ludźmi jest mur nie do przebicia, przez który nigdy nie doczekam się szacunku ani własnej rodziny. Nawet tutaj na forum czuję, że nie potrafię się z nikim dogadać, piszę sama do siebie. Tak na prawdę gówno kogo obchodzi twoja wiedza, doświadczenie, prawda czy nie prawda, każdy bada tylko twoje granice, w jakim stopniu może ciebie zdeptać. Tylko to się dla innych liczy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czuję, że między mną a innymi ludźmi jest mur nie do przebicia, przez który nigdy nie doczekam się szacunku ani własnej rodziny. Nawet tutaj na forum czuję, że nie potrafię się z nikim dogadać, piszę sama do siebie. Tak na prawdę gówno kogo obchodzi twoja wiedza, doświadczenie, prawda czy nie prawda, każdy bada tylko twoje granice, w jakim stopniu może ciebie zdeptać. Tylko to się dla innych liczy.

Okazując swą słabość, dajesz ludziom przyzwolenie na takie traktowane. Nie oczekuj od innych szacunku i sympatii, jeśli sama ich do siebie nie czujesz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No to wybuchlam kurwa...nic mnie nie denerwuje...dobre sobie :evil:

I po co ja to wszystko tu pisze jakby mialo to cokolwiek pomoc, wyszlabym i najchetniej krzyczala ale pewnie wtedy by wszyscy pomysleli, ze jestem jeszcze bardziej popierdolona :evil::pirate:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

oblivion, Cos ciekawego hejtujesz hmm?
mam na myśli ogół mojej wirtualnej działalności - często piszę pod wpływem gniewu, nawet jeśli dobieram słowa tak, żeby to zakamuflować

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kurde, miałem sobie darować moją dzisiejszą "anegdotę" ale jakoś nie mam nic lepszego do roboty a nie pisuje tutaj jak co niektórzy. Mój znajomy wyświadczył mi przysługę (może niedziewdzią), załatwił mi praktycznie etat, problem polega na tym, że nie widzę się w tym miejscu i mówiłem to sobie od dawna, z kilku powodów-jeden z nich jest taki, że być może będę widywał co jakiś czas swoich byłych pracodawców. Praca w urzędzie, mniejsza o szczegóły. Miałem stawić się w piątek, spanikowałem i pomyślałem, że mnie oleją. Znajomy jednak nalegał, że oni chcą ze mną gadać, jakoś się zmusiłem. Poszedłem, wchodzę, patrze na tabliczkę a tam...zamurowało mnie...spotkałem osobę, której też nie chciał bym specjalnie widzieć. Okazało się, że matka mojego dawnego znajomego z klasy, którego nie widziałem z 12 lat pracuje w zastępstwie jako szef wydziału. Byłem pewien, że oni wyprowadzili się już dawno do innego miasta. Ten mój znajomy ukończył medycynę, zawsze był prymusem, teraz ma własną praktykę.

Zostałem przyjęty życzliwie, zarówno przez nią jak i jednego ze współpracowników, który jest nr 2. w tym wydziale. Jednak to co usłyszałem od niej utwierdziło mnie w przekonaniu, że zatrzymałem się w rozwoju psychoumysłowomentalnym, właśnie te 10-12 lat temu. Mniejsza o moje kompetencje i obawy co do tej pracy. Rozmawiała ze mną jak by mnie znała od dawna a ona kojarzyła mnie jedynie jeszcze jako młodzika, zapytała mnie wprost-czy jestem kawalerem i takie tam i mówi- no Andrzej to ma już dziecko i drugie w drodze a tutaj widzę jakieś opierdzielanie się...heheh...bardzo dziwnie się poczułem gdy to usłyszałem :-| , nigdy czegoś takiego nie czułem. Teraz druga strona medalu jest taka, jeśli dam plamę na tym stanowisku to chyba ze wstydu zapadnę się pod ziemie i spale się w jądrze..czy los może być bardziej przewrotny? czy nie szykuje na mnie jakiejś zemsty? :?

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przez pieprzony nawrót jestem w dołku finansowym-jestem przekonany że wyląduje na bruku (mimo faktu ze posiadam pracę)

Dziewczyna mówi ze nie może brać odpowiedzianości za moje życie (ma cholerną rację no ale cóż-bywam obrażonym dzieciakiem)

9 lat mija a specjalisci lekarze przybili mi już z 10 chorób psychicznych (Teza na ten okres w moim życiu ich zdaniem? CHAD)

Wróciłem do samookaleczania, mimo miłosci do życia coraz częsciej chcę przegrać batalie z mrokiem w środku i po prostu odejść tak o, po cichu.

Wkurwiam sie przez natrętne myśli które mówią mi jaki to okropny jestem, że gówno wyjdzie, ze dziewczyna mnie nie kocha.

 

No tak, WKURWIAM SIĘ.

 

Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przyzwyczaiłam się do tego , że "nie żyje", że mnie nie ma, nic nie ma, nic się nie dzieje, nic nowego.. że NIC i NIGDY. I obecnie nie mam już ochoty tego zmieniać.. ochoty, siły, niczego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam dosyc wszystkiego!!! zasranych proszkow i pierniczonego niedosypiania, przewalania sie z boku na bok i tego jebanego smutku i lęku. pierdole caly ten swiat... zamkne sie gdzies na odludizu i bede sobie narkotyki produkowal zeby miec z czego zyc >:( Jestem jebanym egoista i mam chujowy charakter i nie akceptuje siebie, chce sie uwolnic od tego "chorego" ciala bo ono mnie ogranicza. Jebac zycie po smierci bo napewno jes zjebane :x

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×