Skocz do zawartości
Nerwica.com

Powołanie...?


maniek102

Rekomendowane odpowiedzi

Tak, dużo rozmawiałam ze znajomym księdzem i on starał sie mi pomoc. Mówił ze to raczej tak nie wygląda i ze póki co nie ma przesłanek o tym zeby tak sadzić w sensie ze mam powołanie i ze mam odkładać te myśli bo to jest tylko w mojej głowie. Tak samo taki pan który bardzo sie udziela przy kościele mi powiedział ze na tyle ile zna mnie i Boga to uważa ze to nie pochodzi od niego, bo Bóg nikogo nie chce tak męczyć. Byłam u pani psycholog raz ale jakoś nie przypadła mi do gustu. Powiedziała ze wg niej sama sobie odbieram radość z życia i ze te myśli o zakonie są tylko oznaka moich wewnętrznych innych problemów. Ale ja chyba oczekiwałam od niej ze powie mi na sto procent ze nie mam powołania... Tak samo od tego księdza. Ale oni oboje powiedzieli mi ze nikt za mnie nie odpowie na to pytanie. Oni mogą tylko pomoc no i mówią co o tym sadza ale mnie meczy to ze nie odpowiedzą na sto procent ze nie mam powołania. Chociaż z drugiej strony tez cieżko po 1 wizycie cos stwierdzić i brać taka odpowiedzialność. Ja we wszystkim sie doszukuje tego ze moze jednak... Tak samo razem z tym znajomym księdzem pojechałam do sióstr zakonnych bo on powiedział ze moze mnie to przekona ze jednak nie i wgl. Ale miałam tylko większy mętlik w głowie bo w sumie nie czułam nic takiego mega odpychającego ale tez nie byłam zadowolona ze tam jestem. No i teraz jak o tym pisze to juz mam 'zawal' ze skoro tak zle sie tam nie czułam to moze jednak cos w tym jest i juz mam płacz na koncu nosa i ze wgl tam poszłam to moze cos znaczy...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, dużo rozmawiałam ze znajomym księdzem i on starał sie mi pomoc. Mówił ze to raczej tak nie wygląda i ze póki co nie ma przesłanek o tym zeby tak sadzić w sensie ze mam powołanie i ze mam odkładać te myśli bo to jest tylko w mojej głowie. Tak samo taki pan który bardzo sie udziela przy kościele mi powiedział ze na tyle ile zna mnie i Boga to uważa ze to nie pochodzi od niego, bo Bóg nikogo nie chce tak męczyć. Byłam u pani psycholog raz ale jakoś nie przypadła mi do gustu. Powiedziała ze wg niej sama sobie odbieram radość z życia i ze te myśli o zakonie są tylko oznaka moich wewnętrznych innych problemów. Ale ja chyba oczekiwałam od niej ze powie mi na sto procent ze nie mam powołania... Tak samo od tego księdza. Ale oni oboje powiedzieli mi ze nikt za mnie nie odpowie na to pytanie. Oni mogą tylko pomoc no i mówią co o tym sadza ale mnie meczy to ze nie odpowiedzą na sto procent ze nie mam powołania. Chociaż z drugiej strony tez cieżko po 1 wizycie cos stwierdzić i brać taka odpowiedzialność. Ja we wszystkim sie doszukuje tego ze moze jednak... Tak samo razem z tym znajomym księdzem pojechałam do sióstr zakonnych bo on powiedział ze moze mnie to przekona ze jednak nie i wgl. Ale miałam tylko większy mętlik w głowie bo w sumie nie czułam nic takiego mega odpychającego ale tez nie byłam zadowolona ze tam jestem. No i teraz jak o tym pisze to juz mam 'zawal' ze skoro tak zle sie tam nie czułam to moze jednak cos w tym jest i juz mam płacz na koncu nosa i ze wgl tam poszłam to moze cos znaczy...

 

Nerwica pragnie konkretów i tego, że ktoś nam powie coś na 100%...a niestety nikt nie może Ci powiedzieć co Ty masz robić w życiu bo to jest Twoja decyzja. Jest wiele dróg i to my decydujemy, którą pójdziemy. Nikt nas do niczego nie zmusi. Myślę, że kierowanie się uczuciami to jest zły pomysł, bo jeśli powołanie miałoby składać się tylko z myśli i uczuć....to troche kiepsko by to było. Tak na prawdę czyny są najważniejsze, to jaka jesteś teraz, to co robisz, w czym się dobrze czujesz, kogo kochasz - to jest TERAZ i na tym trzeba się skupić. To forum trwa już jakiś czas i sporo ludzi przeżywało i pewnie przeżywa to co my, ale nie spotkałam osoby, która przez tą nerwicę, obsesyjne czy natrętne myśli poszła do zakonu czy na księdza. Tu jednak potrzeba troche czasu, poukładania sobie troche myśli, swoich stereotypów i zniekształconego obrazu życia :) Trzymam za Ciebie kciuki i mam nadzieję, że będzie co raz lepiej :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I szczerze mam nadzieję, że zmęczysz się w końcu tym tematem, materiałami, stronami internetowymi! :) Pewnie dziwnie to brzmi, ale mnie dopiero opuściły te myśli, kiedy po prostu dałam sobie z tym spokój, powiedziałam kategoryczne NIE i byłam tak zmęczona dręczeniem tego tematu. Postanowiłam cieszyć się tym co jest teraz, co mam teraz - a mam cudownego chłopaka, na którym się skupiłam i nie wyobrażam sobie innego życia niż z nim :) Także głowa do góry - bo wszystkie góry da się pokonać!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Do tego dochodzą jeszcze jakieś głupie myśli np jak jem głupie lody, albo słucham mojej ulubionej piosenkarki która przecież jest ILUMINATI to mam wyrzuty sumienia, ze przecież jak bede zakonnica to nie bede miała takich przyjemności i ze nie powinnam tego robić. Mniej więcej tak to wyglada z każda rzeczą która lubię robic/jeść/oglądać/itd.

Był kiedyś taki film "Obóz Jezusa" o protestanckim obozie dla dzieci. Oni tam wszystko robili dla Boga. Mała dziewczynka czuła się winna, że tańczy, bo lubi, a powinna tańczyć dla Boga. Tak mi się to skojarzyło z tym, co napisałaś. Bóg stworzył człowieka i dał mu możliwość odczuwania przyjemności. O ile nie czerpiemy jej z niemoralnych rzeczy i nie stawiamy jej na pierwszym miejscu w naszym życiu, to jest ok. Ty to oczywiście wiesz, tylko nerwica to podważa.

 

Nawet dziewczyny z pracy które nie są swietoszkami i je lubię. A przez to ze je lubie to robię zle.

Hah, też to miałam. No bo przecież nie powinno się lubić ateuszy i heretyków, bo to oznacza, że popieramy ich poglądy. Albo jeszcze lepiej - przebywanie z nimi sprawi, że nasiąkniemy ich poglądami albo stylem życia, wręcz się zarazimy! (to mam do tej pory :? )

 

Ale miałam tylko większy mętlik w głowie bo w sumie nie czułam nic takiego mega odpychającego ale tez nie byłam zadowolona ze tam jestem. No i teraz jak o tym pisze to juz mam 'zawal' ze skoro tak zle sie tam nie czułam to moze jednak cos w tym jest i juz mam płacz na koncu nosa i ze wgl tam poszłam to moze cos znaczy...

Nie czułaś nic odpychającego, bo bycie zakonnicą nie jest nienormalne. Gdybym tam poszła też pewnie nic negatywnego bym nie poczuła, mimo że nie mam prawdziwego powołania. Niektóre aspekty takiego życia mogą się nawet wydawać interesujące, ale to nie znaczy, że od razu chcesz tak żyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ten weekend to jakaś jedna wielka masakra. Juz totalnie nie wiem czego chce. Czytałam te wszystkie fora chrześcijańskie o powołaniu, ze kiedyś ktos nie chciał ale potem sie zdecydował i jest szczęśliwy. Wpadłam w takie otępienie ze wydaje mi sie ze juz nie umiem z niego wyjsć. Moj chłopak powiedział mi ze chce mi sie oświadczyć w przyszłym roku a ja sie tego tak boje, ze nie bede w stanie powiedziec tak przez te myśli, ze go zawiodę i kiedyś pójdę do tego zakonu, bo teraz nie jestem niczego pewna. Zaczęłam myślec o tym co by było gdybym zaczęła robic sobie krzywdę.... Sama sie siebie przestraszyłam, bo zaczęłam sie drapać i szczypać po ręce sprawdzając jak na to zareaguje i gdzie jest moj limit wytrzymałości bólu i potem jakbym sie ocknęła... To było straszne. Z jednej strony myśle ze przecież powołanie na tym nie polega na pewno a z drugiej sobie myśle ze te myśli o robieniu sobie krzywdy to tylko moja chęć ucieczki przed powołaniem a i tak je mam... Boje sie ze Pan Bóg mi nie da spokoju dopóki sie nie zdecyduje na ten zakon. Chociaż raczej z próba robienia sobie krzywdy do żadnego zakonu mnie nie przyjmą tak i tak. Chce robic zle rzeczy byle tylko mu pokazać ze nie chce isc do zakonu i zeby dał mi spokój... To jest chore.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czytałam te wszystkie fora chrześcijańskie o powołaniu, ze kiedyś ktos nie chciał ale potem sie zdecydował i jest szczęśliwy.

 

Nie czytaj tego. Na razie Ci to nie służy, unikaj, bo będziesz łapać zjazdy.

 

Moj chłopak powiedział mi ze chce mi sie oświadczyć w przyszłym roku a ja sie tego tak boje, ze nie bede w stanie powiedziec tak przez te myśli, ze go zawiodę i kiedyś pójdę do tego zakonu, bo teraz nie jestem niczego pewna.

 

Myśli obsesyjne nie zabiorą Ci zdolności zachowania się w ten czy inny sposób. Myśli, emocje mogą się wymykać spod kontroli, ale jeśli idziesz do sklepu kupić chleb, to nie zmuszą Cię do kupienia ogórków.

 

Boje sie ze Pan Bóg mi nie da spokoju dopóki sie nie zdecyduje na ten zakon.

 

Nie bój się. Nie będzie tak.

 

Chce robic zle rzeczy byle tylko mu pokazać ze nie chce isc do zakonu i zeby dał mi spokój... To jest chore.

 

To nie Bóg Cię męczy, tylko zaburzenie, które się u Ciebie rozwinęło. Chodzisz na terapię? Bierzesz leki? To pomaga wyjść z objawów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nikt nie zrozumie nerwicowca jak inni nerwicowcy dlatego piszę tutaj, żeby ktoś to ocenił na chłodno.

 

Z nerwica i okresowo z derealizacja mam doczynienia od kilku dobrych lat, przeszlam przez etapy wmawiania sobie rakow, bialaczek, sm, ostatni rok to bylo wmawianie schizofrenii i urojen, mysli, ze moze jestem lesbijka (bo ktoś mi tak zasugerował, może i w żartach, bo nie mam partnera i to wystarczyło żeby przez kolejne miesiace żyć w strachu, ze może w głębi mi sie podobają kobiety - koszmar to był) - czyli można powiedzieć klasyk nerwicy. Teraz dopadła mnie myśl o zakonie. Mam prawie 26 lat, jestem sama (glownie ze swojej winy, gdy kolezanki wychodziły za mąż ja latałam po lekarzach wykluczając nowe to choroby). Zostałam kiedyś mocno oszukana przez bliską osobe, zamkłam się na kontakty zewnętrzne w obawie przed ponownym oszukaniem, przestałam ufać ludziom i wpadłam w hipochodnrie to byl moj swiat - studia i choroby z google. Właśnie teraz się 'obudzilam', ze już mam tyle lat, nie chcę być sama a jeśli nikogo nie mam i nie zanosi się narazie to pewnie będę mieć powołanie do zakonu i ogromny lęk, że nie chce tak, ale moze w głębi serca chce tylko tego nie dopuszczam. Tyle, czytałam, ze ludzie nie chcieli na początku a potem przyjęli powołanie i byli szczęśliwi i tak te myśli się nakręcają. Ulge przynosi, że przeczytałam, iż nie przejmuje sie osob z zaburzeniami i sie uspokajam, ze nawet jak będę musiała iść to mnie nie przyjmią.To naprawde daje mi dużą ulge.

 

Uwielbiam podróżować, jestem introwertykiem więc koniec końców mogłabym być sama, ale nie w zakonie. Strasznie cenie sobie wolność, jak ktoś chce ułożyć za mnie życie, mną kierować zaczynam sie buntować. Dlatego też jak miałam 20 lat nie chciałam z nikim być, nie byłam wtedy dojrzała do związku i też myśl, że moze to 'objaw' powołania do zakonu.

 

Te myśli o zakonie opierają sie tez na tym, że nie mam chęci posiadania dzieci, mam paniczny lęk przed ciążą z powodu hipochondri, dzieci też mnie nie ruszają, moze źle to zabrzmi, ale mam większą empatie w stosunku do zwierząt (co nie znaczy, ze nie znosze dzieci poprostu sa mi jakby obojętne, nie rozczulam sie nad nimi gdy je widze, od dziecka np chcialam byc weterynarzem albo pomagac gdzies na wolontariacie przy zwierzętach na drugim końcu świata - takie głupie marzenia) i myśli, że skoro nie chce dzieci to pewnie moje miejsce jest w zakonie. Ostatnio byłam na ślubie i poczułam taki żal i smutek, że ja też bym tak chciała, znaleźć tą drugą połówkę, ale tyle czasu zmarnowałam, przez nerwice, nie umie rozmawiac z obcymi. W ostatnich dniach doszłam nawet do wniosku, że mogę mięć dzieci tylko nie zakon, co ja bym tam miała robić?

 

Moja mama ostatnio mi powiedziała, że gdyby nie wyszła za mąż to poszlaby do zakonu, jest bardzo wierząca, dużo się modli, uczestniczy w pielgrzymkach, i po pewnym czasie to co mi powiedziała wybuchło we mnie, że może moje miejsce to zakon i standardowo skret w żołądku.

 

Przez całe życie, jak pisalam, nie przeszkadzała mi samotność wręcz przeciwnie, było mi dobrze, nie chciałam sie z nikim wiązać na stałe z obawy, że teraz to tylko ślub i dzieci a mnie to wtedy nie interesowało. Cieszyłam sie z bycia singlem. Jednak w tym roku gdy miałam silne ataki paniki, mocną nerwice coś we mnie pękło, że nie można unikać ludzi, że nie chce już być sama. Chęć znalezienia sobie kogoś lub chociaz mieć możliwość przebywania w grupie, i tu kolejna myśl i przerażenie, że pewnie w głębi chce zakon bo chęć bycia w grupie.

 

Nie sądziłam, że to mnie spotka takie myśli ja nawet nie jestem mocno wierzącą, ale zaraz w glowie, że to moze jakieś znaki, po coś to i też przerażenie. Wręcz krzycze w środku, że ja nie chcę. Czy można mieć powołanie do samotności ale nie w zakonie? Poprostu żyć sobie spokojnie, być singlem jeśli nikogo nie znajdę? Czym się charakteryzuje powołanie do zakonu? Nie wiem czy ja się do związku nadam jak ja sie boję życia i ludzi, że znowu ktoś mnie wykorzysta.

 

Kiedyś dawno przed nerwicą miałam taką lękową myśl jak ktoś opowiadał o powołaniu do zakonu, że ''Boże co ja zrobie jak zostane powołana do zakonu, ja nie chce'. Szybko przeszło i teraz znowu wróciło ze zdwojoną siłą. Ponoć niektórzy tak mieli przy powołaniu ;(

 

Ze tak powiem, moje serce sie raduje gdy mogę gdzieś wyjechać, podróżować, być w ciągłym ruchu, pomagac zwierzętom, uczyć się języków (takie mało katolickie te pasje chyba), gdy patrze na inne pary odczuwam taką tęsknotę, myśli typu 'ale im fajnie', że też chce tylko czy sie nadam, że jakbym kogoś pokochała to kto wie może i nawet mogłabym mieć dziecko. Te myśli mnie nie przerażają. Nie wiem więc skąd te przerażające mysli o zakonie. Wszędzie ostatnio napotykam się na zakonnice na ulicy .... jak sobie pomyśle, ze miałabym chodzić w habicie to zaraz wyobrażam sobie siebie w habicie i głupie myśli 'ale byłby wstyd, co by inni pomyśleli o mnie, moi znajomi, ale to może taka przykrywka tylko a naprawde to ja chce do zakonu' i zawsze scisk w zoladku z nerwów.. ze jak nikogo nie znajde, nie będę mieć dzieci to Bóg da mi to powołanie do zakonu a ja nie chce ...

 

Koncze studia, będę szukać pracy, nie wiem gdzie trafie czy znajde prace, jak będzie, to tez mnie stresuje a tu jeszcze te myśli o zakonie. Może to przez brak pomysłu na siebie, niepewna przyszłość sie tak mnie uczepily kolejne natrety?

 

Przepraszam za chaotyczny post, ale sama juz nie wiem co ja mysle. Myśli, ze może ja w głębi jednak chce mnie dobijają

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie odważyłbym się czegoś definitywnie podpowiedzieć. Może warto jednak pojechać na jakieś dni skupienia i zobaczyć, jak się odnajdujesz w ogóle w takich klimatach, bo to też trochę mówi. Dla mnie małżeństwo bez dzieci nie ma sensu, ale kobiety chyba czasem łapią bakcyla macierzyństwa właśnie dopiero po urodzeniu dziecka. Jest ponoć nawet jakieś wytłumaczenie tego pewnym hormonem (mówią na niego chyba też hormon miłości), który wytwarza się w ciąży i po po porodzie, ale i bez biologii jest to zrozumiałe. Jesteś relatywnie młoda, więc jeszcze możesz trochę się zastanowić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Spodziewałam sie innej odpowiedzi, że to kolejna wkrętka ....

 

Ja sie kompletnje nie widze jako zakonnica, nie wiem ta mysl mnie przeraża wrecz. Naczytalam sie jednak, że czesto ludzie powołani buntowali sie, odrzucali aż w końcu ulegli i sa teraz szczesliwi. I stad taki lęk i milion myśli a co jesli ze mna bedzie tak samo, bo ja nie chce zakonu, ale mam takie wlasnie nerwicowe odczucie a co jesli jednak chce albo Bog zrobi tak, ze pojde jednak do zakonu a ja nie chce. Przez te lata pogodziłam sie z samotnością,z nerwicą, że z tymi moimi lękami to ja się nie nadaję do zwiazku choc jakas tam nadzieja jest, ze moze jeszcze kogos spotkam, jak nie to trudno, jakos sie z tym pogodze, choc zal pozostanie, ze nie udalo mi sie, wizja samotności mnie przeraza jednak. Obecnie che tylko żyć w spokoju, wyjsc z nerwicy, ułożyć sobie życie nawet i sama to teraz te natrectwa z zakonem, ze Bog ma inny plan na mnie niz ja mam dla siebie.... Jedno przechodzi zaraz drugie sie znajdzie ...

 

Co do tych spotkan to nawet mnie nie ciagnie. Nie jestem na tym etapie. Nie jestem osoba w 100% wierzaca, czasem sie zastanawiam czy Bog istnieje, mam pelno ale. Chodze do kosciola, spowiedzi, ale nic wiecej poza tym. Jestem za bardzo zmeczona nerwicą zeby myslec o czyms wiecej, mecze sie aama ze soba mam wrazenie czasami ...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nie chce a lęk mowi co innego ''a co jeśli chcesz''. Absurd. Przeczytalam caly watek i moge sie podpisac pod wszystkim co pisala Adziulka.

 

Nie wiem co mi do glowy wpadlo, ze jak nie znajde nikogo to musze isc do zakonu a ja wcale nie chce mam inne plany na przyszlosc. Przeciez tak nie wyglada powolanie. Niedowno udalo mi sie jakos uporac z lekiem przed schizofrenia, byl spokoj przez krotki czas to zaczelo sie od nowa teraz z zakonem. Tak sie nie da zyc ... co jedna wkretka to gorsza.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Te myśli o zakonie opierają sie tez na tym, że nie mam chęci posiadania dzieci, mam paniczny lęk przed ciążą z powodu hipochondri, dzieci też mnie nie ruszają, moze źle to zabrzmi, ale mam większą empatie w stosunku do zwierząt (co nie znaczy, ze nie znosze dzieci poprostu sa mi jakby obojętne, nie rozczulam sie nad nimi gdy je widze, od dziecka np chcialam byc weterynarzem albo pomagac gdzies na wolontariacie przy zwierzętach na drugim końcu świata - takie głupie marzenia) i myśli, że skoro nie chce dzieci to pewnie moje miejsce jest w zakonie. Ostatnio byłam na ślubie i poczułam taki żal i smutek, że ja też bym tak chciała, znaleźć tą drugą połówkę, ale tyle czasu zmarnowałam, przez nerwice, nie umie rozmawiac z obcymi. W ostatnich dniach doszłam nawet do wniosku, że mogę mięć dzieci tylko nie zakon, co ja bym tam miała robić?

 

To nie jest zbyt budująca motywacja, zakon to nie jest miejsce, gdzie powinny trafiać osoby, którym nie wyszło nic innego, nie wiedzą czy chcą mieć dzieci itp. To nie jest przechowalnia, zakon wymaga determinacji, zaangażowania, głębokiej relacji z Bogiem. Osoba nie wystarczająco zmotywowana wewnętrznie raczej nie wytrzyma różnych uciążliwości.

 

Spodziewałam sie innej odpowiedzi, że to kolejna wkrętka ....

 

Dla mnie nerwica to zaburzenie podmiotowości, skoro wiesz jakiej odpowiedzi potrzebujesz, to po co pytać innych? Czy ktoś zna Ciebie tak jak Ty sama, siedzi w Twoim wnętrzu? Po co czekać na odpowiedzi innych jak na wyrok? (Wiem, że na tym polega to zaburzenie i że pytasz z powodu silnych lęków, tylko staram się pokazać istotę tego problemu). Osoby rozważające jakąś możliwość w sposób zdrowy (np. wstąpienia do zakonu) nie są uwiązane przez lęk. Większość wpisów osób z natręctwami zaczyna się tak samo, najpierw piszą o swoich problemach z przeszłości, innych "wkrętkach", żeby zabezpieczyć się przed zbyt pochopnymi wnioskami innych na temat powołania. Dają przekaz "mam skłonności do natręctw, więc to nie powołanie". Dla mnie na samej tej podstawie można już stwierdzić nerwicę. Do zakonu nie mogą iść osoby ze skłonnością do nerwicy. Ktoś tu na forum kiedyś cytował odpowiedź, jaką dostał od zakonnicy na maila z opisem swojego problemu i tam było, że osoby pragnące wstąpić do zakonu muszą mieć większą odporność na stres egzystencjalny nawet od osób wstępujących w małżeństwo. A jeśli występują takie problemy lękowe, to znaczy, że się jej nie ma.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

co czekać na odpowiedzi innych jak na wyrok? (Wiem, że na tym polega to zaburzenie i że pytasz z powodu silnych lęków, tylko staram się pokazać istotę tego problemu).

 

Wiem, mimo, ze to zaburzenie mam od kilku lat to zawsze jak zlapie mnie mysl i lek to mam taki straszny impuls, ze musze sie kogos spytac, zeby mi powiedzial, ze to nerwica i nieprawda nawet jesli gdzies wiem, ze to moze byc nerwice to to A CO JEŚLI TYM RAZEM NIE jest o wiele silniejsze.

Czasami radze innym z nerwica na forach a jak przychodzi kolej na mnie to nic wtedy nie dziala. Innym umie wytlumaczyc a sobie nigdy nie.

 

Jak pisalam jestem pogodza, ze moge nikogo nie znalezc, ze przez zaburzenie nie nadaje sie do zycia z innymi. To wpadla mi mysl " to jak tak to tylko zakon nie ma, ze nie chcesz, albo malzenstwo albo zakon - takie powolanie czlowieka, nie ma zadnego bycia singlem". A ja w sumie nie bede rozpaczac jak nie zaloze rodziny, ja sie juz z tym poprostu pogodziłam i przestałam wyczekiwac, ze kogos spotkam to przyplatalo sie do mnie, ze to powolanie do zakonu bo moge zyc sama, nie bede rozpaczac z tego powodu jak nie znajde nikogo. Gdzie tu logika, chyba nie o to chodzi w powolaniu.... Moge zyc sama, ale z bliskimi, pracować, rozwijac pasje, cieszyc sie z zycia na wolnosci ale nie w zakonie - to zaraz mysli, ze to bunt bo tak mialy niektore osoby powolane do zakonow a potem, choc zle to brzmi, "Bog ich urobil" i sie zgodzili na zakon ... i znowu milion mysli i lek.

 

W obliczu wizji o zakonie juz nawet przestalam bac sie panicznie schizofreni, gdzie przez rok zylam tylko wyszukiwaniem objawow i co a jesli ja to mam. A wczesniej to byl sm, rak itd. No naprawde paranoja. Nagle mysli o urojeniach odlecialy gdzies w sekunde.

 

Mam wrazenie, ze zaburzenie zabralo mi moje wlasne zdanie o tym co ja chce, to zaburzenie mi dyktuje a ja za tym lece. Tak jak teraz a co jesli to powolanie - i cala somatyka z nerwow wraca tak, ze koniec koncow ja nic nie wiem co ja chce, co mysle.

 

Poza tym nie dziwne, ze nikogo nie mam skoro zamklam sie na wszystkie mozliwosci, wzgledem i potencjalnych partnerow jak i znajomych, "oddalam" sie w calosci nerwicy, stracilam wiekszosc kontaktow. Zostala mi w sumie jedna bliska znajoma. Nie chce sie uzalac, tylko wyrzucic to z siebie. Dobrze, ze chociaz to wkoncu zauwazylam...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To nie jest zbyt budująca motywacja, zakon to nie jest miejsce, gdzie powinny trafiać osoby, którym nie wyszło nic innego, nie wiedzą czy chcą mieć dzieci itp.

Kurcze, a już planowałam, że jak nie znajdę męża, to pójdę do zakonu :mrgreen:

 

Czasami radze innym z nerwica na forach a jak przychodzi kolej na mnie to nic wtedy nie dziala. Innym umie wytlumaczyc a sobie nigdy nie.

To tak jak ja :-|

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czasem sie zastanawiam czy Bog istnieje,

 

Świetna kandydatka do zakonu :mrgreen:

 

No wlasnie, czytalam, ze zakon to nie rekolekcje, to nie miejsce na szukanie/umacnianie wiary a mimo to mnie bombarduja mysli, ze to jakis znak do nawrocenie glebszego itd. itp.

 

Najbardziej sie boje, ze ja nie chce, ale Bog sobie mnie np upatrzyl i tak poprowadzi/zrobi/wplynie na mnie, ze pojde chociaz nie chce to potem bede chciala ... nie wiem czy to ma sens wogole.

 

Ani spac, ani jesc jesc z nerwów nie moge .... do tego mysli, ze takim zachowaniem moge obrazac Boga. Juz nawet boje sie modlić, mam chec uciec od wiary, zeby mnie nie "zlapalo" ... no bezsens

 

Jak nie mam miec meza, rodziny, nie wiem czy sie nadaje do tego wgl, to moge zyc sama, kiedys sobie pomyslalam, ze koniec koncow zycie samemu nie bedzie zle bo sie przeciez nie powiesze, ze nikogo nie mam, jest pelno ludzi samotnych, zawsze pozostaja sfera marzen o byciu z kims, sa hobby, rodzina, jakos to bedzie to nagle jakby spadl na mnie przymus, ze co jesli mam isc do zakonu. Przeciez mozna byc, jak wyczytalam - osoba bezżenną NIE konsekrowana (?)

 

Nie wiem co mnie "uderzylo" tak nagle. Pewnie dla osob z boku to sie wydaje smieszne a ja sie wrecz koncze z nerwow ...

 

Z nerwica nie przyjmuja a co jak kiedys wyjde z nerwicy i mi sie wtedy zachce isc .... eh te mysli mnie wykoncza, bo ja chce byc z kims a co jesli Bog ma np inny plan. Niepotrzebnie czytalam swiadectwa osob powolanych, ze tez mialy okres buntu itd. to juz wogole mam panike, na niczym innym sie nie moge skupic .... ze ze mna tez tak bedzie jak z nimi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co jeszcze dodam, jak tak sobie mysle.

Ze moze zakon wydal mi sie jako takie miejsce azylu, gdzie za mnie zorganizuja wszystko, ja sie niczym nie bede martwic, swiety spokoj bede miec. Nie bede musiala szukac pracy, starac sie wyjsc z nerwicy, zmienic charakter, postarac sie kogos znalezc, zalozyc rodzine, zarobic na siebie, wyjsc na przeciw lekom, itd.Taka ucieczka przed zyciem, zobowiazaniami. Tylko, ze nie ma tu zadnej religijnosci a paradoksalnie strach, ze jakas sila wyzsza mnie tam zamknie a ja poprostu w glebi serca nie chce tam isc, ze stwierdzi, ze tak dla mnie najlepiej, a ja nie chce i tylko sie teraz buntuje, ale bede musiala ulec. Chce normalnie zyc w swiecie, w domu, jak inni. Moze ja sie do terapi jakies nadaje ...

 

Przepraszam, ze tyle pisze ...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Słuchaj laska!

Ja jestem świeżo po/w trakcie radzenia sobie z tym natręctwem. Są gorsze i lepsze dni, jak jest dobrze to wydaje sie tak absurdalnie śmieszne ze wiem ze to nie możliwe tymbardziej ze ksiądz do którego ostatnio napisałam sam zapytał sie czy nie mam przypadkiem jakiejś nerwicy obsesyjnej bo Bóg ludzi nie dobija tylko dźwiga z opresji, stawia na nogi i daje im szczęście. Musisz to zrozumieć! Ja sama z tym walczę i teraz tak pisze a za jakiś czas znowu bede leżeć w łożku i płakać, ale za każdym razem ten strach jest mniejszy i moja załamka tez. Trzeba walczyć, dosłownie. To jest nieustanna walka o to zeby nie myślec o tym natręctwie. Te moje chwilowe załamki tylko potwierdzają ze to nie jest powołanie. Jesli bedziesz czuła sie spokojna to nie panikuj, bo ja miałam tak ze ta myśl była i ja ja starałam sie ignorować wiec w pewnym momencie przestała być taka ważna i zwyczajnie do niej przywykłam, ale potem zaczęło sie myślenie, ze skoro juz mi to nie przeszkadza to moze JEDNAK mam powołanie bo juz sie jej tak nie boje. Jak bedziesz miała taki etap to nie panikuj, jakoś trzeba z tego w koncu wyjsć ;)

Co do Twojej chęci bycia sama... Jest powołanie do zakonu, do małżeństwa i do życia samotnego. Serio cos takiego jest. Wtedy oddajesz sie bliskim, masz dzieci swoich bliskich i traktujesz jak swoje. Jestes takim troche aniołem stróżem. Choćby taki Szymon Cholownia. Nie wiem czy przez ch czy h ale niewazne. Jest sam, był w seminarium a robi tyle wspaniałych rzeczy mimo ze w nim nie został, bo nie chcial i Bóg go za to nie bije - w przenośni oczywiście. Koleś ma swoją fundacje, jeździ do Afryki i wcale nie musi być księdzem. Mówił ze po prostu nie spotkał jeszcze odpowiedniej osoby i wg mnie to jest bardzo fajny przykład tego, ze życie samotne, nie w zakonie, jest bardzo dużo warte! I w tym momencie dostaje zawału serca w związku z tym, ze tak dobrze komuś radę, to moze powinnam isc na zakonnice haha. Pamiętaj tylko o tym, ze nie jestes sama z ta nerwica. Serio wierzysz ze Pan Bóg powołuje w 'ten sam sposob' tyle osób? To byłoby absurdalne. No chyba ze mamy otworzyć swój własny zakon dla nerwicowcow. Sami siebie wykończymy :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Adziulka, dzieki!

Wystraszylam sie, ze skoro nie czuje jakiegos smutku, ze moglabym byc w zyciu sama to jednak potwierdza to powolanie do zakonu :roll: a Bog tak zrobi wkoncu, ze tam trafie. Dawno nie czulam takiego leku ....

 

A wlasnie nie poznalam nikogo, jak narazie, odpowiedniego. I to tez nie tak, ze mam chec bycia sama. Jak kogos spotkam to super a jak nie, to tez swiat sie nie zawali, mowi sie trudno. To tez wynika z moich doswiadczen i nerwicy. Brak zaufania do ludzi itd

 

Duzo dal mi przyklad z Holownia haha :D dzieki :) Narazie lek opadl, mysli o zakonie nie bombarduja. Ciekawe na jak dlugo ;) choc" a co jesli" gdzies tam jest. Ale trzeba walczyc jakos.

 

Az dziwne,ze az tyle osob ma natrety na tym samym tle i objawiaja sie identycznie ...

 

Najgorsze, ze sie naczytalam tych for chrzescijanskich jak ludzie mieli powolanie, ze tez byl bunt na poczatku itd i teraz to wglowie siedzi i straszy a co jesli ze mna bedzie tak samo .... Ja zawsze sie naczytam czegos, jak nie o chorobach to teraz cos takiego. Swietnie :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja tez sie mnóstwo naczytałam o rożnych 'znakach', o tym tez ze czasem znakiem powołania mogą być natrętne myśli, ale jak sie człowiek zgodzi to jest szczęśliwy i tez miałam przez to ogromny problem i tez było ciagle 'a co jesli'. Zreszta nie ukrywam, ze to mam cały czas tylko to ignoruje. Pomogły mi bardzo zwykle tabletki uspokajające. Takie ziołowe za pare złotych w aptece. Nie wiem czy to efekt placebo, ale nawet jesli to mi sie podoba :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak pisalam jestem pogodza, ze moge nikogo nie znalezc, ze przez zaburzenie nie nadaje sie do zycia z innymi. To wpadla mi mysl " to jak tak to tylko zakon nie ma, ze nie chcesz, albo malzenstwo albo zakon - takie powolanie czlowieka, nie ma zadnego bycia singlem".

 

Chodziłam do poradni katolickiej na terapię i kilka bardzo wierzących psycholożek to ...hmm... stare panny (singielka jest młoda), przewijałam się przez różne szpitale i tam też widziałam wierzące panie psycholog niezamężne, może powinnaś zostać psychologiem? ;) Znam też sporo osób (kobiet), które założyły rodzinę po 30-tce, a także takie, które mają ponad 30 lat i mają nadal nadzieję. Średnia wieku w Polsce dla kobiety wychodzenia za mąż to 28 lat, a Ty masz dopiero 26! Jeszcze masę rzeczy Cię czeka. A że nie jesteś desperatką i nie szukasz na siłę, umiesz być sama, tym bardziej nadajesz się do związku. Choć jest też dużo osób samotnych, wierzących, nie w zakonie i pogodzonych z samotnością.

Podsumowując, Ty się dziecko nie denerwuj, ciesz się życiem i obserwuj. :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzieki dziewczyny, troche mnie ponioslo przez ten lek nagle :D ze co jak zostane powolana albo co gorsza w glebi chce, ale jeszcze o tym nie wiem albo nie chce sie przyznac.. za duzo sie naczytalam ...

 

Wiem, ze 26 lat to nie koniec swiata, wrecz przeciwnie :D tylko u mnie juz wiekszosc z rodziny w wieku 20 cos lat miala huczne wesele. Ja nigdy takiego parcia nie mialam na wesele, wgl "nadajemy na innych falach", czasem jest sie zmeczonym jak wszyscy sie dopytuja o jednym a tu jeszcze nerwica, i te mysli. I tak mi wyszlo, ze co jesli moje przeznaczenie to zakon ... mysle, ze te mysli mogly sie pojawic jako skojarzenie zakon -azyl, ucieczka przed problemami i zyciem a, ze tego nie chce to wyszedl natret i takie nerwicowe wymuszone uczucie chcenia, ze co jesli tego chce, taki przymus.

 

mogą być natrętne myśli, ale jak sie człowiek zgodzi to jest szczęśliwy i tez miałam przez to ogromny problem i tez było ciagle 'a co jesli'.

 

Dokladnie caly czas mnie to przesladuje, tez to wyczytalam, te "znaki". Mam nadzieje, ze uda mi sie to zignorwac ... tylko mnie jak zlapie natret to potrafi trzymac nawet z rok dopoki nie zamieni go inny gorszy ...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja postanowiłam, ze ide do psychologa, bo sama z tym nie dam rady. Byłam u jednej Pani, ale mi nie pomogła niestety, nie trafiła w moje gusta i czułam sie u niej jak w psychiatryku, tworzyła straszna przestrzeń pacjent-lekarz, wiec próbuje gdzie indziej, ale dotarło do mnie, ze potrzebuje czyjejś pomocy. Jeszcze teraz te światowe dni młodzieży, wszędzie zakonnice... Nie pomaga to ani troche.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pomyślcie sobie, czy jak byście miały w tym momencie definitywnie wybrać, to zdecydowałybyście się pójść do zakonu? Myślę, że nie. Chwilowy impuls, pomysł, przypływ pozytywnych uczuć względem"zawodu" zakonnicy, czy księdza nie jest powołaniem. Ono zresztą nie jest niezależne od woli człowieka, Bóg do niczego nie zmusza.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×