Skocz do zawartości
Nerwica.com

Wasze pytania |depresja|, czyli '' CO ZROBIć?''


anita27

Rekomendowane odpowiedzi

potylica

 

Czytając to co piszesz trochę rozumiem co wynika z czego. U mnie czasami występuje objaw głodzenia się, a raczej zaspokajania różnych potrzeb innymi bodźcami np. czytaniem, jak jestem czyms zajeta zapominam o jedzeniu, poswiecam sie jakims sprawom calkowicie lub wegetuje. mysle, ze u mnie wynika to z chaosu u ciebie może być podobnie jezeli ktos jest niepogodzony z samym sobą nie kontroluje pewnych rzeczy, w pewnym sensie objawia sie to buntem. Mam tez tendencje do balaganiarstwa,im jestem szczesliwsza i w zgodzie z sama sobą bardziej dbam o swoje potrzeby (nie mowie o tych zewnetrznych typu higiena czy wyglad) chodzi o potrzeby wewnetrzne, ktore sa zwiazane z szacunkiem do wlasniej osoby, jezeli nie pozwalasz sobie na swoje zdanie nie szanujesz siebie to ten system nawala.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj Lulinasky, dziękuję za odpowiedź. Jeśli wiesz z czego to wynika to może jesteś w stanie doradzić mi w jaki sposób można sobie z tym poradzić. Jestem osobą, która potrzebuje być świadoma pewnych rzeczy, dużo czytam i testuję na sobie ale mimo, że wiem o tylu rzeczach, nie działają te sposoby na mnie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Praca dzień za dniem. Ja też ciągle zaczynam od nowa z każdym dniem. Ostatnio zaczynam dzień rano zmuszam się żaby wstać, a później jest już coraz lepiej i nie żałuje, że tak wcześnie wstałam albo żałuje jak przespałam do 9-10. Ważne też jest mówienie swojego zdania na głos, wtedy nabiera znaczenia na zewnątrz i wewnątrz.

A samo czytanie i wiedza teoretyczna nic Ci nie da na dłuższą mete. Życie wszystko weryfikuje. Żyjemy w czasach , gdzie internet wszystko spłyca, kultura obrazkowa, estetyzacja. Żyjemy troche samą formą. Trzeba się pogodzić, że czasami coś może nam nie wyjść, ale się nie poddawać i działać. Trzymam kciuki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nad wypowiadaniem swojego zdania na głos pracuję sama i to jest jedna z ważniejszych rzeczy. Natomiast odważyłam się w końcu odwiedzić psychiatrę. Przepisał mi lek, powiedział, że jest konieczny, i zalecił terapię. Czy po 40 minutach spędzonych ze mną faktycznie mógł od razu wypisać receptę? Mógł oczywiście, ale czy to rozsądne. Byłam w rozsypce, a nie uzyskałam pomocy, na którą liczyłam. Czytałam już i wiem od znajomego, że ciężko znaleźć dobrego psychiatrę, czasem trzeba po drodze odwiedzić kilku. Chciałabym, żeby ktoś pomógł mi naprowadzić mnie samą i powiedzieć jak sobie z tym radzić, bo na pewno się da. W kryzysowych sytuacjach dzwoniłam po telefonach zaufania, i juz wiem, ze nigdy tego nie powtórzę. Szukalam pomocnych ludzi, ci pomagali, ale nie bezinteresownie, i zawsze zostawiali. Pomyślałam więc cóż innego pozostaje mi wypróbować. Chce w końcu sama być dla siebie psychiatrą i wsparciem. Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

potylica, wiesz, w życiu byłam już u kilu psychiatrów i większość raczej taśmowo przepisuje na początek wszystkim to samo. Dopiero kiedy Ci ten pierwszy lek nie pomoże czy wręcz pogorszy stan to starają się bardziej indywidualnie dobierać. Nie ma znaczenia czy idziesz prywatnie. Ja zawsze dostawałam leki, które mi w niczym nie pomagały, dopiero odkąd trafiłam na panią psychiatrę, która przepiała mi Oriven poczułam poprawę, chociaż po roku przyjmowania robi się jakby znowu gorzej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Psychiatra może tylko wypisać lek i pogadać. Psycholog może pogadać. Terapeuta może pogadać. Gadaniem jeszcze nikt nikomu nie pomógł. Jeśli ktoś od 20 lat cierpi to nic nie można zrobić. Nic się nie da. Nic nie pomoże. Oskarżajcie mnie o defetyzm, lenistwo i czarnowidztwo, o to że tak mi wygodnie a mnie k*rwa nie jest wcale wygodnie tylko po sprawdzeniu każdego dostępnego leku i wieloletnim psychiatryzowaniu się mogę powtórzyć to co wyżej napisałem: nie da się. Są sytuacje beznadziejne, nie poprzez swoją wyjątkowość w rozumieniu "lepsze", bo "gorsze". Nie da się bo mózg nie jest tak plastyczny jak chcielibyśmy wierzyć czytając artykuły popularnonaukowe. Można przez kilkanaście lat z rzędu, czytać dzień w dzień i nic nie pamiętać, nadal mieć pustkę w głowie. Nie można mieć nadziei na jakąkolwiek poprawę, nie można liczyć na ratunek bo lekarze i tak gardzą słabymi ludźmi, tak samo jak każdy inny człowiek. Robią to podświadomie, eliminując ze stada słabą jednostkę.

Każdy dzień taki sam. Wszystkie myśli takie same. Wszystkie zachowania takie same. Pustka wciąż taka sama. I nie ma już o co walczyć, nie ma o co się starać, bo wszystko pochłonęła zmarnowana młodość. Ludzie mawiają, że starość jest straszna. Ja mówię, że starość to koszmar, gdy nigdy nie było się młodym. Nikt kto tego nie doświadczył - nie pojmie rozpaczliwej sytuacji kogoś, kto wiecznie podróżuje w czasie. Kto jest nastolatkiem, którego maszyna czasu wciąż i wciąż wysyła o dekadę naprzód. Zmienia się wiek, zmienia się ciało, reszta pozostaje na tym samym poziomie. Nic się nie dzieje. Pustka. Kompletna, zupełna, druzgocąca pustka.

Nastrój można poprawić lekiem, alkoholem, czym innym. Dobry nastrój nie wypełni pustki, on ją na chwilę zasłoni. Tylko na chwilę a potem, po opadnięciu tej tłustej, gnijącej zasłony, pojawia się Ona.

Z perspektywy starca - pieniądze nic nie są warte. Ile można kupować? Po co? Kobiety nic nie są warte. Bo to już nie to samo, nie to spojrzenie, nie te uczucia, nie te emocje, nie ten urok, nie ta fascynacja. Marzenia nic nie są warte. Życie nie jest nic warte.

Być młodym człowiekiem, chociaż przez tydzień i doświadczyć tego wszystkiego, czego doświadczają normalni, przeciętni ludzie. Sprzedam duszę za tydzień życia. To dobra cena.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Psychiatra może tylko wypisać lek i pogadać. Psycholog może pogadać. Terapeuta może pogadać. Gadaniem jeszcze nikt nikomu nie pomógł. Jeśli ktoś od 20 lat cierpi to nic nie można zrobić. Nic się nie da. Nic nie pomoże. Oskarżajcie mnie o defetyzm, lenistwo i czarnowidztwo, o to że tak mi wygodnie a mnie k*rwa nie jest wcale wygodnie tylko po sprawdzeniu każdego dostępnego leku i wieloletnim psychiatryzowaniu się mogę powtórzyć to co wyżej napisałem: nie da się. Są sytuacje beznadziejne, nie poprzez swoją wyjątkowość w rozumieniu "lepsze", bo "gorsze". Nie da się bo mózg nie jest tak plastyczny jak chcielibyśmy wierzyć czytając artykuły popularnonaukowe. Można przez kilkanaście lat z rzędu, czytać dzień w dzień i nic nie pamiętać, nadal mieć pustkę w głowie. Nie można mieć nadziei na jakąkolwiek poprawę, nie można liczyć na ratunek bo lekarze i tak gardzą słabymi ludźmi, tak samo jak każdy inny człowiek. Robią to podświadomie, eliminując ze stada słabą jednostkę.

Każdy dzień taki sam. Wszystkie myśli takie same. Wszystkie zachowania takie same. Pustka wciąż taka sama. I nie ma już o co walczyć, nie ma o co się starać, bo wszystko pochłonęła zmarnowana młodość. Ludzie mawiają, że starość jest straszna. Ja mówię, że starość to koszmar, gdy nigdy nie było się młodym. Nikt kto tego nie doświadczył - nie pojmie rozpaczliwej sytuacji kogoś, kto wiecznie podróżuje w czasie. Kto jest nastolatkiem, którego maszyna czasu wciąż i wciąż wysyła o dekadę naprzód. Zmienia się wiek, zmienia się ciało, reszta pozostaje na tym samym poziomie. Nic się nie dzieje. Pustka. Kompletna, zupełna, druzgocąca pustka.

Nastrój można poprawić lekiem, alkoholem, czym innym. Dobry nastrój nie wypełni pustki, on ją na chwilę zasłoni. Tylko na chwilę a potem, po opadnięciu tej tłustej, gnijącej zasłony, pojawia się Ona.

Z perspektywy starca - pieniądze nic nie są warte. Ile można kupować? Po co? Kobiety nic nie są warte. Bo to już nie to samo, nie to spojrzenie, nie te uczucia, nie te emocje, nie ten urok, nie ta fascynacja. Marzenia nic nie są warte. Życie nie jest nic warte.

Być młodym człowiekiem, chociaż przez tydzień i doświadczyć tego wszystkiego, czego doświadczają normalni, przeciętni ludzie. Sprzedam duszę za tydzień życia. To dobra cena.

 

Kiepsko. Jeśli tak czujesz, przeżyłeś to wszystko, doświadczyłeś tych rzeczy, masz prawo tak sądzić. Ja jeszcze wszystkiego nie wypróbowałam, w tych wszystkich miejscach nie byłam. Testuję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Psychiatra może tylko wypisać lek i pogadać. Psycholog może pogadać. Terapeuta może pogadać. Gadaniem jeszcze nikt nikomu nie pomógł. Jeśli ktoś od 20 lat cierpi to nic nie można zrobić. Nic się nie da. Nic nie pomoże. Oskarżajcie mnie o defetyzm, lenistwo i czarnowidztwo, o to że tak mi wygodnie a mnie k*rwa nie jest wcale wygodnie tylko po sprawdzeniu każdego dostępnego leku i wieloletnim psychiatryzowaniu się mogę powtórzyć to co wyżej napisałem: nie da się. Są sytuacje beznadziejne, nie poprzez swoją wyjątkowość w rozumieniu "lepsze", bo "gorsze". Nie da się bo mózg nie jest tak plastyczny jak chcielibyśmy wierzyć czytając artykuły popularnonaukowe. Można przez kilkanaście lat z rzędu, czytać dzień w dzień i nic nie pamiętać, nadal mieć pustkę w głowie. Nie można mieć nadziei na jakąkolwiek poprawę, nie można liczyć na ratunek bo lekarze i tak gardzą słabymi ludźmi, tak samo jak każdy inny człowiek. Robią to podświadomie, eliminując ze stada słabą jednostkę.

Każdy dzień taki sam. Wszystkie myśli takie same. Wszystkie zachowania takie same. Pustka wciąż taka sama. I nie ma już o co walczyć, nie ma o co się starać, bo wszystko pochłonęła zmarnowana młodość. Ludzie mawiają, że starość jest straszna. Ja mówię, że starość to koszmar, gdy nigdy nie było się młodym. Nikt kto tego nie doświadczył - nie pojmie rozpaczliwej sytuacji kogoś, kto wiecznie podróżuje w czasie. Kto jest nastolatkiem, którego maszyna czasu wciąż i wciąż wysyła o dekadę naprzód. Zmienia się wiek, zmienia się ciało, reszta pozostaje na tym samym poziomie. Nic się nie dzieje. Pustka. Kompletna, zupełna, druzgocąca pustka.

Nastrój można poprawić lekiem, alkoholem, czym innym. Dobry nastrój nie wypełni pustki, on ją na chwilę zasłoni. Tylko na chwilę a potem, po opadnięciu tej tłustej, gnijącej zasłony, pojawia się Ona.

Z perspektywy starca - pieniądze nic nie są warte. Ile można kupować? Po co? Kobiety nic nie są warte. Bo to już nie to samo, nie to spojrzenie, nie te uczucia, nie te emocje, nie ten urok, nie ta fascynacja. Marzenia nic nie są warte. Życie nie jest nic warte.

Być młodym człowiekiem, chociaż przez tydzień i doświadczyć tego wszystkiego, czego doświadczają normalni, przeciętni ludzie. Sprzedam duszę za tydzień życia. To dobra cena.

jak te slowa dobrze oddaja moje myslenie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co robić ???

 

Walczyc , działać, nie poddawać się, wstawać i do walki ...Ale z konkretnym planem działania !

Co chce się osiągnąć ( konkretnie ) , czego nauczyć, co boli, co nie ...

Zadawać sobie co dzień uczciwie po 2- 3 zadania do wykonania ! NP. Przeczytać książkę , wyjść na impreze , zagadać kogoś . I po tygodniu w niedziele sprawdzacie listę i jesteście w szoku około 12-15 zadań wykonanych, wtedy zadajcie pytanie co zrobiłem dobrze z czego mogę być dumny ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam. Mam pytanie. Od dawna zmagam się z nerwicą. Kilka miesiecy temu lekarz stwierdził u mnie stan depresyjny ( zreszta nie po raz pierwszy ). Brałem leki. Obecie nie mam pracy, mam problemy finansowe i trochę długów. chcialbym wyjechac do pracy za granicę jako opiekun osób starszych. Niestety nie czuję sie dobrze. Czy taki wyjazd i taka praca może mi pomóc. mam obawy ? Jeżeli możecie to odpwiedzcie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

olin, moim zdaniem powinieneś najpierw się podleczyć, dojść do ładu sam ze sobą i dopiero myśleć o jakiejkolwiek pracy, zwłaszcza z dala od domu, bez bliskich osób. Samemu za granicą nie będzie Ci łatwo i to może tylko pogorszyć Twój stan.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam. Mam pytanie. Od dawna zmagam się z nerwicą. Kilka miesiecy temu lekarz stwierdził u mnie stan depresyjny ( zreszta nie po raz pierwszy ). Brałem leki. Obecie nie mam pracy, mam problemy finansowe i trochę długów. chcialbym wyjechac do pracy za granicę jako opiekun osób starszych. Niestety nie czuję sie dobrze. Czy taki wyjazd i taka praca może mi pomóc. mam obawy ? Jeżeli możecie to odpwiedzcie.

 

A jakiego rodzaju są Twoje obawy?

Nie jest powiedziane, że wyjazd zaszkodzi, zwłaszcza jeśli bierzesz leki. Zmiana środowiska i poczucie, że robi się coś pożytecznego może Ci pomóc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co robić ???

 

Walczyc , działać, nie poddawać się, wstawać i do walki ...Ale z konkretnym planem działania !

Co chce się osiągnąć ( konkretnie ) , czego nauczyć, co boli, co nie ...

Zadawać sobie co dzień uczciwie po 2- 3 zadania do wykonania ! NP. Przeczytać książkę , wyjść na impreze , zagadać kogoś . I po tygodniu w niedziele sprawdzacie listę i jesteście w szoku około 12-15 zadań wykonanych, wtedy zadajcie pytanie co zrobiłem dobrze z czego mogę być dumny ?

I to ma być życie??? :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hej, a jak reagujecie na "inni mają gorzej". Ostatnio dostałam poradę "idź do hospicjum, spotkaj się z kimś chorym na HIv odrazu poczujesz się lepiej". Nie chcę tu opisywać swojego stanu, ale mnie na mnie, takie coś nie działa. Nie krzyczę "O kurczę ale ze mnie idiotka", raczej wpędza mnie to w poczucie winy. A może właśnie powinnam czuć się lepiej?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, też słyszałam takie rady :hide: Nie wiem jak można poczuć się lepiej widząc cudze nieszczęście.

Poza tym kiedy ja cierpię, to nie obchodzi mnie wcale czy innym jest gorzej.

Ponadto można by dyskutować, czy choroby psychiczne nie są największym nieszczęściem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Białoczarna ja już dawno się przekonałam, że z większością zdrowych ludzi nie mam sensu rozmawiać o depresji ani się do niej przyznawać. Oni nie są wstanie pojąć tego, co czuje taka osoba i nie ma co się temu dziwić. Bagatelizują, oskarżają o lenistwo i wyolbrzymianie problemów - a to bardzo boli, wiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Białoczarna ja już dawno się przekonałam, że z większością zdrowych ludzi nie mam sensu rozmawiać o depresji ani się do niej przyznawać. Oni nie są wstanie pojąć tego, co czuje taka osoba i nie ma co się temu dziwić. Bagatelizują, oskarżają o lenistwo i wyolbrzymianie problemów - a to bardzo boli, wiem.

 

Nie sa w stanie tego pojąc. Ostatnio usłyszałam od osoby -ona nie wie ze ja choruje, ze takich ludzi to powinno sie kopa w dupe zasunac to by zobaczyli co to zycie, albo ze to nieudacznicy zyciowi itp.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Białoczarna ja już dawno się przekonałam, że z większością zdrowych ludzi nie mam sensu rozmawiać o depresji ani się do niej przyznawać. Oni nie są wstanie pojąć tego, co czuje taka osoba i nie ma co się temu dziwić. Bagatelizują, oskarżają o lenistwo i wyolbrzymianie problemów - a to bardzo boli, wiem.

nie ma zdrowych, są tylko niezdiagnozowani :twisted:

 

Nie sa w stanie tego pojąc. Ostatnio usłyszałam od osoby -ona nie wie ze ja choruje, ze takich ludzi to powinno sie kopa w dupe zasunac to by zobaczyli co to zycie, albo ze to nieudacznicy zyciowi itp.

może takim osobom przydałby się taki "kop w dupe" od życia to by zamilkli na amen? ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Relacje zdrowi ludzie - chorzy sa bardzo trudne. Bo nie macie tak ze jednak my jako chorzy dokonujemy selekcji komu co mowimy i jak sie zachowujemy wzgledem obcych i bliskich osob, sasiadow, znajomych, znajomych w internecie, itd. Patrzac na moj przypadek ogolnie ukrywam swoje problemy, i bardzo je uzewnetrzniam tym najbardziej bliskim. A ze Ci najblizsi mowia "wez sie w garsc", to tak naprawde nie ma do kogo sie zwrocic o pomoc, bo inni nie wiedza (domyslaja sie - a to roznica) a blisci w skrocie "maja Ciebie w dupie" (to tez skomplikowane, nie umiem tego teraz opisac).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Białoczarna ja już dawno się przekonałam, że z większością zdrowych ludzi nie mam sensu rozmawiać o depresji ani się do niej przyznawać. Oni nie są wstanie pojąć tego, co czuje taka osoba i nie ma co się temu dziwić. Bagatelizują, oskarżają o lenistwo i wyolbrzymianie problemów - a to bardzo boli, wiem.

 

To prawda

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

potylica w moim przypadku w pewnym sensie tak - wybieram to szaleństwo. Nie dzielę się swymi emocjami już z nikim poza psychiatrą i ludźmi na forum. Przekonałam się, że nikt oprócz specjalisty i innych podobnie doświadczonych nie jest wstanie pojąć tego, co przeżywamy. Nie ma sensu opowiadać o tym ludziom zdrowym, bo to jest poza ich możliwościami pojmowania. A jeśli trafi się na osobę szczególnie wrażliwą, to ona przejmie się tak bardzo, że zamiast nas wesprzeć sama się załamie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×