Skocz do zawartości
Nerwica.com

Czy nie pociągam swojego męża?


Gość iiwaa

Rekomendowane odpowiedzi

mam do dziś spore kompleksy. Że nigdy nie dorównam mężowi, że na niego nie zasługuję, że on ma przecież wyższy stopień naukowy, że lepiej radzi sobie w pracy (choć mamy takie same stanowiska), że jest inteligentniejszy i ma większą wiedzę (kompleksy dotyczą zwłaszcza tego ostatniego). Mogłabym wyliczać bez końca.

Byłam na terapii, ale niewiele pomogła. I tak się z tym borykam dzień w dzień.

Chciałabyś rywalizować z mężem na polu zawodowym? Oczekiwał tego od Ciebie, poślubiając Cię dwie dekady temu i/lub oczekuje tego teraz?

 

Może kompleksy przedstaw w formie komplementów pod jego adresem. A nuż sprawisz mu przyjemność, poczuje się doceniony. Powtórzę po innych, że najlepszym rozwiązaniem byłaby szczera rozmowa z mężem, szczególnie odnośnie Twoich potrzeb w relacji. Wprowadzanie niepewności to ryzykowna gra, ba - toksyczna gierka.

 

odnoszę wrażenie, że ten wątek to trollerka, ale jestem z tych, co miewają objawy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może kompleksy przedstaw w formie komplementów pod jego adresem. A nuż sprawisz mu przyjemność, poczuje się doceniony.

Sądzę, że komplementów i doceniania akurat mu nie brakuje :)

 

Wprowadzanie niepewności to ryzykowna gra, ba - toksyczna gierka.

Nie zgadzam się, to zależy od formy i wyczucia (delikatności).

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może kompleksy przedstaw w formie komplementów pod jego adresem. A nuż sprawisz mu przyjemność, poczuje się doceniony.

 

Przecież to iiwaa ma kompleksy, a nie jej mąż :D.

i te kompleksy brzmią mniej więcej tak: mąż jest inteligentniejszy i mądrzejszy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może kompleksy przedstaw w formie komplementów pod jego adresem. A nuż sprawisz mu przyjemność, poczuje się doceniony.

Sądzę, że komplementów i doceniania akurat mu nie brakuje :)

 

Wprowadzanie niepewności to ryzykowna gra, ba - toksyczna gierka.

Nie zgadzam się, to zależy od formy i wyczucia (delikatności).

Okej, ale pod warunkiem, że to broń ostateczna. o s t a t e c z n a

kiedy zawiodły rozmowy, wspólny wypad za miasto, przytulanko i aromatyczny masaż plecków

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może kompleksy przedstaw w formie komplementów pod jego adresem. A nuż sprawisz mu przyjemność, poczuje się doceniony.

 

Przecież to iiwaa ma kompleksy, a nie jej mąż :D.

i te kompleksy brzmią mniej więcej tak: mąż jest inteligentniejszy i mądrzejszy

 

I myślisz, że jeśli jemu to powie, wtedy on spojrzy na nią z większym pożądaniem?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kotek em, albo z pożądaniem :great: , albo śmiechem, albo zdziwieniem i podejrzeniem, że coś przeskrobała

edytka: zapytajmy panów, jak reagują na podobne komplementy 8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kiedy w dobry związek wkrada się nuda i rutyna - trzeba działać. Metody są różne w zależności od specyfiki związku. Odrobina niepewności zwykle poprawia sytuację, chyba, że związek od dawna się sypie i któraś (lub obie) z osób już znalazła sobie alternatywę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kiedy w dobry związek wkrada się nuda i rutyna - trzeba działać. Metody są różne w zależności od specyfiki związku. Odrobina niepewności zwykle poprawia sytuację, chyba, że związek od dawna się sypie i któraś (lub obie) z osób już znalazła sobie alternatywę.

Przecież nie wiesz, jak jest ze strony męża - czy przypadkiem od dawna nie czuje się niepewny u boku młodszej, zadbanej i ambitnej kobiety.

 

 

trollerka jak nic - 20 lat bez kryzysu i nagle się żonce gierek zachciewa!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przecież nie wiesz, jak jest ze strony męża - czy przypadkiem od dawna nie czuje się niepewny u boku młodszej, zadbanej i ambitnej kobiety.

Masz rację, mamy tylko jeden punkt widzenia, ale raczej innego mieć nie będziemy.

 

trollerka jak nic - 20 lat bez kryzysu i nagle się żonce gierek zachciewa!

Możesz mieć rację, ale możesz też nie mieć...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kiedy w dobry związek wkrada się nuda i rutyna - trzeba działać. Metody są różne w zależności od specyfiki związku.

 

Kupić bilety na dobry spektakl i jakiś wykwintny lodzik w przerwie :P

Myślę, że "Panu profesorowi" mogłaby się spodobać taka odmiana :) Albo i nie, bardzo wskazane dobre wyczucie :oops:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A w dodatku dojrzały mężczyzna może być pociągający, a kobieta...... szkoda gadać :(

 

Chyba za dużo NN4V się naczytałaś :P

Nie znam (na szczęście chyba :D ) jego poglądów na ten temat :)

Ach - wielbicielki przypisują mi osiągnięcia naukowe z zakresu psychologii ewolucyjnej. Wystarczy przepisywać, co się czyta, a niektóre panny majty przez głowę. :lol:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

iiwaa, ja tam zawsze mowie prosto do facetow, obcuje z nimi, mam wiekszosc znajomych facetow, wiek tez zaawansowany i nie chce mi sie bawic w ecie i plecie towarzyskie. Oczywiscie bez chamstwa itd, ale i bez potrzebnego krygowania sie damskiego. Jakos to im nie przeszkadza mimo ze to ludzie tez na wysokich stanowiskach typu sedziowie itd. Tyle jest w ludziach obłudy i hipokryzmu ze wydaje mi sie głownie faceci wola jasne stawianie sprawy niz te damskie bablanie i krecenie włoskami w rozmowie ;) Wiem ze czesciowo wyzsze sfery haha wymagaja zachowania pewnej etykiety ale to tylko pozory :mrgreen::mrgreen::lol:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Agusiaww, prosto a zbyt obcesowo to dla mnie różnica.

No, nie powiedziałabym mężowi (ani nikomu), że ma "nie zaglądać do studni sąsiadki, bo go zabiję, a potem ucieknę za granicę". Ani to dla mnie śmieszne, ani konieczne, ani właściwe. Zwłaszcza, że ktoś nawet nie ma takich zamiarów. A i ujęcie tego wydaje mi się dość niefortunne.

Sędziowie = wyższe sfery? No dobrze, nic nie mówię, ale mamy inną opinię na ten temat.

Wyższych sfer nie definiuje ani wykonywany zawód, ani zarobki (zresztą w przypadku sędziów niezbyt wysokie - na tyle niewysokie, że żaden dobrze radzący sobie na rynku adwokat/radca prawny nie tęskni do fioletowego żabotu i łańcucha z orzełkiem).

Jasne stawianie sprawy, a pewna wulgarność to różnica. I wulgarność to nie tylko przysłowiowe "rzucanie mięsem".

Ani ja, ani tym bardziej mąż, nie przepadamy za wulgarnością.

Zresztą - co Ty nazywasz wyższymi sferami? Na dwór Windsorów się tutaj ktoś wybiera?

Mhm, wiesz, może im (niezależnie od "sfery") to nie przeszkadza, a może tylko nie pokazują, że im coś przeszkadza, jak niejednokrotnie zdarza się mnie samej i ludziom, których znam, robić. Cóż - dorosłych się już nie wychowa, a kultury nauczyć trudno. I nie ma to nic wspólnego z jakimiś "wyższymi sferami". bo niejednokrotnie przekonałam się, że ludzie "na stanowiskach" potrafią aż ociekać brakiem ogłady. To raczej kwestia pewnej... kindersztuby? Mój mąż nie rzuca mięsem, a inny profesor (chwała Bogu w innej katedrze) jest rubaszny i dość obleśny - stanowisko i wykształcenie nie definiują charakteru człowieka.

 

Stop. Druid, muszę sprostować kilka rzeczy.

Co do "braku kryzysów" - miałam na myśli poważne kryzysy w związku, a nie kłótnie o sprawy mniej istotne.

Kryzys w związku to dla mnie romans, zdrada (fizyczna czy też emocjonalna), planowanie rozwodu, planowanie podziału majątku, spanie osobno, wyprowadzki (i ich planowanie). Nie kłótnie czy jakieś "ciche dni".

Owszem, kłóciliśmy się, jak w każdej relacji międzyludzkiej, nie tylko w małżeństwie. Ale ustaliliśmy (to był pomysł męża) na początku, jeszcze zanim się pobraliśmy (mieszkaliśmy razem przed ślubem), że nigdy nie będziemy zasypiać skłóceni i obrażeni. Jakoś się udało, czasami jakaś tam złość zostawała, ale i tak przytulenie czy nawet tylko odezwanie się do siebie przed zaśnięciem - nawet trochę "na siłę" dawało zawsze dobry efekt.

Nie ma cudów, kłóciliśmy się.

Ale z racji tego, że mąż jest opanowany, to wiele kłótni udało się ograniczyć, często do mojego gadania :) Nie było też nigdy jakiś patologicznych zachowań - nikt nikogo nie obrażał, nikt do nikogo mięsem nie rzucał (mamy zasadę - nie przeklinamy nigdy w rozmowach ze sobą), nie tłukł talerzy, nie wypominał niczego, nie ranił celowo.

Co do chęci gierek - nie ja o nich pisałam...

Nie wiem, co rozumiecie przez wprowadzenie odrobiny niepewności, bo można to rozumieć dwojako, albo nawet na więcej sposobów. Dla mnie wprowadzaniem niepewności nie jest nawiązywanie ani nawet symulowanie nawiązywania relacji z innym mężczyzną, na pewno nie zamierzam flirtować z innymi, nie zamierzam też stwarzać pozorów, że chciałabym odejść od męża. Myślałam raczej o próbie uwodzenia męża "od niechcenia", np. od rana, jak jedziemy do pracy na cały dzień. Coś takiego mi przyszło do głowy. Nie wiem, czy można nazwać to gierką i czy jest w tym coś złego. Wydaje mi się, że nie.

Może się nie zrozumieliśmy :)

 

Co do kompleksów - mąż jest bardzo pewny siebie i ma silne poczucie własnej wartości. Nie wiem więc, skąd się nagle wzięła mowa o jego kompleksach :) Mąż czuje się doceniany, śmiem twierdzić, że nie tylko przeze mnie.

Co do tego, że jestem młodsza i dbam o siebie (fizycznie i intelektualnie) - robię to na pewno nie tylko dla siebie (chociaż dla siebie też, bo po prostu chcę czuć się dobrze sama ze sobą, to sobie postanowiłam - że nie pozwolę sobie samej wpędzać się w jakieś dołki), ale też dla męża. Poza tym mąż jest atrakcyjny. I fizycznie, i intelektualnie. Ja mogę go słuchać godzinami - naprawdę. Zwłaszcza w niedzielę rano, jak nigdzie się nie musimy spieszyć.

Dalece upraszczając (ulubione słowa mojego męża :D ) - mąż jest niepewny siebie chyba tylko na fotelu dentystycznym :D

Albo jeszcze rok temu, jak mu szyli głowę, bo huśtał się na krześle i rąbnął głową o kant metalowej szafki...

Tak, wtedy był zdecydowanie niepewny siebie ;)

 

Druid, gwoli wytłumaczenia - nie pisałam o tym, bo to temat szeroki i nie chciałam "mieszać".

Jestem świadoma tego, że idealizuję męża. Obecnie i tak w mniejszym stopniu niż kiedyś, wszystko uświadomiłam sobie na terapii.

Wiem też jakie są tego powody - pochodzę z "niezbyt sympatycznej" (co i tak jest znacznym eufemizmem) rodziny. Mój ojciec był (a właściwie jest nadal - chyba - nie utrzymujemy kontaktów) alkoholikiem. I nie był spokojnym alkoholikiem, chociaż bić nigdy nikogo nie bił. Ale wiem, jak traktował moją ś.p. mamę. Jako dzieciak widziałam, jak zmuszał ją do stosunku, widziałam, że przychodził do domu i krzyczał, bo obiad nie był jeszcze gotowy, obrażał ją, jak miała okres (ja byłam już nastolatką), to mówił, że się jej brzydzi, groził, że wyrzuci nas z domu itd., nam obu mówił, że jesteśmy nikim, mnie, że jestem głupia (pamiętam do dzisiaj - w liceum cieszyłam się razem z mamą, że będę miała stypendium, ojciec skwitował "i tak jesteś k... głupia") itd. Nie chciałam zbyt dużo tym pisać, bo przypominanie sobie tego wszystkiego po prostu nie jest przyjemne i chcę raz na zawsze zamknąć ten rozdział w swoim życiu - również we własnej głowie.

Kilkanaście razy, ostatni raz w dniu wyprowadzki (miałam wtedy 19 lat) powiedziałam ojcu, że nigdy nikomu nie pozwolę się tak traktować. Odpowiedział jak zwykle: "poczekaj aż będziesz miała męża".

A to zostaje w człowieku, podświadomie uważałam, że nie zasłużyłam na nic lepszego niż na takie życie, jakie wiodła moja mama z moim ojcem. Podświadomie unikałam mężczyzn - zwłaszcza rówieśników, bo bałam się "co z nich wyrośnie".

Paradoksalnie na zewnątrz zawsze byłam silna, zaradna i pewna siebie. Jedyne czego nie potrafiłam, to patrzenie w oczy, kiedy do kogoś mówiłam. Niby byłam dość wygadana, ale w środku zawsze czułam się gorsza od innych, bałam się braku akceptacji itp.

Wracając do męża - jest totalnym przeciwieństwem mojego ojca i pierwszą osobą, która mnie naprawdę pokochała i którą ja naprawdę pokochałam (mama miała problemy, nerwicę, depresję, więc między nami też nie było idealnie). Pokazał mi, jak może wyglądać normalny związek i że mężczyzna może szanować kobietę.

Na początku miałam setki wątpliwości, ale jakoś pomógł mi z nich wyjść. Nie gadaniem - tym co robił (albo również tym, czego nie robił).

Ciężko mi więc nie być "zapatrzoną", chociaż wady męża naprawdę dostrzegłam po kilku latach małżeństwa. Ale nie mają one wpływu na moje postrzeganie jego osoby ani na nasze życie. Nie zmieni się to, że jest dla mnie najważniejszy, że na niego przelewam całe swoje uczucia i że dla mnie jest idealny. Nie jest idealny w ogóle, ale jest idealny dla mnie (to różnica ;) ).

 

Co ja mogłam przeskrobać? ;) Nie przeczytać tego co napisał? Mąż wie, że nic bym nie przeskrobała, bo sobie ufamy :)

Nikt sobie też nigdy nie szukał żadnej alternatywy.

 

Ale Wy jesteście zboczone :D

Szczerze mówiąc - ja (pewnie z racji przeszłości) nie jestem jakaś specjalnie pewna siebie w łóżku. Mam wrażenie że moje koleżanki są o wiele bardziej "biegłe" jeśli chodzi o te sprawy. No i nie krępują się gadać o seksie - ja tak.

Np. zwykle wolę coś mężowi delikatnie zasugerować (niekoniecznie słowem), ale ostateczną inicjatywę pozostawić po jego stronie.

I ciężko mi sobie wyobrazić tę akcję ze spektaklem (i nie chodzi o sam seks oralny, tylko raczej o sytuację i miejsce publiczne - bądź co bądź).

Przychodzi mi czasami do głowy, co mogłabym zrobić, ale zwykle kończy się na "to głupie" albo "pewnie mu się nie spodoba". Jeżeli mąż coś wymyśli to świetnie, ale sama z siebie - krępuję się.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

....

Nie wiem, co rozumiecie przez wprowadzenie odrobiny niepewności, bo można to rozumieć dwojako, albo nawet na więcej sposobów. Dla mnie wprowadzaniem niepewności nie jest nawiązywanie ani nawet symulowanie nawiązywania relacji z innym mężczyzną, na pewno nie zamierzam flirtować z innymi, nie zamierzam też stwarzać pozorów, że chciałabym odejść od męża. Myślałam raczej o próbie uwodzenia męża "od niechcenia", np. od rana, jak jedziemy do pracy na cały dzień. Coś takiego mi przyszło do głowy. Nie wiem, czy można nazwać to gierką i czy jest w tym coś złego. Wydaje mi się, że nie.

Może się nie zrozumieliśmy :)

Jak dla mnie celowe wprowadzanie jakiejkolwiek niepewności do relacji jest uderzeniem w jego podstawy. Nie po to latami buduje się zaufanie i stabilizację, żeby je później poddawać rozmaitym wstrząsom. Kończy się to zazwyczaj źle dla inicjatorki onej "niepewności" i wywołuje świątobliwe zdziwienie. Nie tędy droga.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×