Skocz do zawartości
Nerwica.com

Powołanie...?


maniek102

Rekomendowane odpowiedzi

Dziękuje za odpowiedz ;) ten artykuł troche mi pomógł, ale dalej myśli nie ustają. Juz nie wiem co jest moimi uczuciami co nie, czego chce a czego nie. Jedno jest pewne, ze jak myśle o moim ślubie z tym wlasnie chłopakiem z którym jestem i te wszystkie natrętne myśli odejdą to czuje szczęście i to jest jedyna myśl która sprawia, ze czuje sie w pełni szczęśliwa bez żadnych watpliwości. Myśle ze powinnam isc ta droga ale pójdę mimo wszystko do specjalisty bo czasem to pomaga niektórym, może wlasnie mi pomoże :) zauważyłam tez ze najgorzej jest przed 'kobiecymi dniami' kiedy hormony buzują i zwykle kobieta wtedy nie wie o co jej chodzi tak z zasady :P

 

Od razu niestety pewnie tak nie miną, ale z czasem jak przestaniesz się nimi tak bardzo interesować (tak i to naprawde działa) to bedziesz czuła się lepiej, pewniej i będziesz szczęśliwsza :) Zaznaczam Ci że czasami jak mijam osobę zakonną na ulicy to czuje się nie swojo i pojawia się jakiś mały lęk, ale to ju,ż nie jest to co kiedyś i potrafie spokojnie się od tego oderwać :) Także powodzenia! Daj znać jak tam się trzymasz! :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuje za odpowiedz ;) ten artykuł troche mi pomógł, ale dalej myśli nie ustają. Juz nie wiem co jest moimi uczuciami co nie, czego chce a czego nie. Jedno jest pewne, ze jak myśle o moim ślubie z tym wlasnie chłopakiem z którym jestem i te wszystkie natrętne myśli odejdą to czuje szczęście i to jest jedyna myśl która sprawia, ze czuje sie w pełni szczęśliwa bez żadnych watpliwości. Myśle ze powinnam isc ta droga ale pójdę mimo wszystko do specjalisty bo czasem to pomaga niektórym, może wlasnie mi pomoże :)

Skoro masz brać ślub, to życie w zakonie nie jest Twoim powołaniem.

 

zauważyłam tez ze najgorzej jest przed 'kobiecymi dniami' kiedy hormony buzują i zwykle kobieta wtedy nie wie o co jej chodzi tak z zasady :P

O tak, i w trakcie też. Zwykłe poirytowanie natrętnymi myślami i lekka niepewność zmieniają się w histerię :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Boje sie ze dopoki nie zdecyduje sie na wstąpienie do zakonu to te myśli nie znikną. Mimo, ze rozmawiałam z bliskim mi księdzem który twierdzi, ze to nie jest powołanie tylko moje wkrętki ja sie cholernie boje. Włącza mi sie myślenie ze pewnie tak tylko mowi, żeby przekonać mnie do Boga a on wtedy sprawi, ze mi sie 'zachce'. On powiedział, ze póki co nie ma podstaw żeby myślec ze to powołanie i ja oczywiście czego sie czepiam? Tego 'póki co' i myśle ze co jak kiedyś mi to powołanie jednak przyjdzie, ze ja je odkryje i jednak sie okaże ze mam powołanie.

 

To jest najgorsze zakręcenie i znam to. Też się bałam, że dopóki nie zrobię tego, czego chce moje natręctwo, to myśli nie znikną, ale tak nie było, zniknęły jak zrozumiałam do głębi, że są absurdalne, dotarłam do "jądra ciemności" (rozłożyłam je na czynniki pierwsze)- ale najpierw dystans dały mi leki. I życie potoczyło się dalej.

Kiedy się jest w lęku, różne rzeczy można interpretować tak, żeby ten lęk w sobie potwierdzać. Mogłabym dać wiele przykładów, jak to było u mnie. Z tym co piszesz, skojarzyło mi się to: trafiłam w Ewangelii na taki fragment:

 

Teraz zaś idę do Tego, który Mnie posłał, a nikt z was nie pyta Mnie: "Dokąd idziesz?" 6 Ale ponieważ to wam powiedziałem, smutek napełnił wam serce. 7 Jednakże mówię wam prawdę: Pożyteczne jest dla was moje odejście. Bo jeżeli nie odejdę, Pocieszyciel nie przyjdzie do was. A jeżeli odejdę, poślę Go do was1. 8 2 On zaś, gdy przyjdzie, przekona świat o grzechu, o sprawiedliwości i o sądzie. 9 O grzechu - bo nie wierzą we Mnie; 10 o sprawiedliwości zaś - bo idę do Ojca i już Mnie nie ujrzycie; 11 wreszcie o sądzie - bo władca tego świata został osądzony. 12 Jeszcze wiele mam wam do powiedzenia, ale teraz [jeszcze] znieść nie możecie. 13 Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy. Bo nie będzie mówił od siebie, ale powie wszystko, cokolwiek usłyszy, i oznajmi wam rzeczy przyszłe. 14 On Mnie otoczy chwałą, ponieważ z mojego weźmie i wam objawi. 15 Wszystko, co ma Ojciec, jest moje. Dlatego powiedziałem, że z mojego weźmie i wam objawi.

 

No i wyciągnęłam sobie z tego zdanie "Jeszcze wiele mam wam do powiedzenia, ale teraz jeszcze znieść nie możecie" i zinterpretowałam sobie, że teraz "te myśli" budzą we mnie lęk, bo nie jestem gotowa, ale z czasem okaże się, że są słuszne i nie będę już mogła temu zaprzeczyć/różne doświadczenia tak mnie zmienią, że się z nimi zgodzę.

Taki bulshit.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Powiem szczerze ze ja tez wszystko interpretuje pod moja myśl o zakonie. Dosłownie wszystko. Jeśli ktos powie cos głupiego, zboczonego co dla mnie nie jest śmieszne to ja to odbieram jako znak ze ja jestem taka porządna i mnie takie rzeczy nie śmiesza to powinnam isc do zakonu. Absurdalne. Ale dzięki wam wszystkim bo bardzo mi pomaga to co piszecie ;) mam rożne głupie akcje, np jak siedzę ze złożonymi rekami bo po prostu mi tak wygodnie to myśle ze mam ręce złożone do modlitwy i to jest znak. Ale tego ze dostałam propozycje pracy w dwóch miejscach i obie propozycje sie uzupełniają i spełniają moje marzenia nie widzę i wydaje mi sie to bez sensu i nie mam ochoty nawet tam isc bo myśl o zakonie mnie zniechęca. Dramat co psychika robi z ludźmi.... Ale staram sie nie poddawać i walczę z tymi myślami i jest dużo lepiej :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Znowu mnie łapie dół. Było dobrze przez kilka dni i znowu jest masakra.... Wstaje rano i stres na dzień dobry. Bo przecież Pan Bóg mnie lepiej zna i powinnam mu zaufać i isc do zakonu mimo moich pragnień. To ze chce męża nie znaczy ze to bedzie dla mnie najlepsza droga bo Pan Bóg wie lepiej i chce mnie jako zakonnice. Mam takie myślenie... Zwariuje od tego. Oczywiście ze stresu juz zdążyłam zwymiotować (przepraszam za bezpośredniość). Jeszcze na dodatek jestem w trakcie kobiecych dni wiec może to dlatego mam taki zjazd formy, ale boje sie, chce mi sie płakać, krzyczeć na Boga ze jest taki bez serca, jak on może pozwalać na cos takiego. Juz mi przychodzą takie myśli ze go nienawidzę. To wszystko jest takie okropne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Edward a Ty kiedy masz ślub? Ciekawa jestem czy po ślubie Ci przejdzie. W koncu wtedy juz nie bedzie takiej opcji. Dzięki za pomoc i serio cholernie dużo mi to daje :) najgorsze jest to ze ja sie boje ze bede nieszczęśliwa w życiu jeśli nie wybiorę drogi Boga, ze albo pójdę tam gdzie on chce albo bede przeklęta i bedzie nade mna jakieś fatum nieszczęścia czy cos.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

najgorsze jest to ze ja sie boje ze bede nieszczęśliwa w życiu jeśli nie wybiorę drogi Boga, ze albo pójdę tam gdzie on chce albo bede przeklęta i bedzie nade mna jakieś fatum nieszczęścia czy cos.

 

Nie masz pewności, że Bóg tego od Ciebie oczekuje, raczej masz całą masę przesłanek, by sądzić że tak nie jest. Wybór tej drogi w Twoim przypadku byłby zupełnie nieracjonalny i można się spodziewać, że nie doprowadziłby do niczego dobrego. Bóg nie oczekuje tego, aby sobie szkodzić i żeby działać w sposób niedojrzały i absurdalny. To poczucie fatum to

ślepa uliczka, z której trzeba wyjść.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najgorsze jest to ze jak ta myśl sie pojawia i ja nie wpadam w panikę itd to sobie myśle ze może jednak to jest to i mam powołanie bo w sumie ta myśl mnie juz nie przeraża... I wtedy mnie zaczyna przerażać. Troche to nielogiczne... Zastanawiam sie tylko nad tym ze przecież nie tylko ja mam takie myśli i to nie możliwe ze wszyscy tutaj mamy powołanie. A wtedy pojawia sie myśl ze może to ja ze wszystkich tutaj mam jednak powołanie . Albo jak cos przeczytam na stronach o powołaniu bo oczywiście noe moge sie powstrzymać od przegladania ich to zaraz zauważam 'oznaki' powołania u siebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie masz powołania do zakonu. Jak ktoś je ma, to nie postrzega go jako ciężaru.

 

Najgorsze jest to ze jak ta myśl sie pojawia i ja nie wpadam w panikę itd to sobie myśle ze może jednak to jest to i mam powołanie bo w sumie ta myśl mnie juz nie przeraża... I wtedy mnie zaczyna przerażać.

Ja też tak mam. Ze wszystkim. Tylko, że mnie już nawet nie zaczyna potem przerażać. Po prostu mój organizm ma dość bania się. Przez to jakby uwierzyłam natrętnym myślom, nie wykonuję kompulsji, ale nadal pamiętam o tych myślach i czuję się jak g*wno.

 

Boje sie ze dopoki nie zdecyduje sie na wstąpienie do zakonu to te myśli nie znikną.

To też jest mi znane. Tylko z natrętnych myśli dotyczących zabicia kogoś :/

 

mam rożne głupie akcje, np jak siedzę ze złożonymi rekami bo po prostu mi tak wygodnie to myśle ze mam ręce złożone do modlitwy i to jest znak.

Mam coś podobnego. Tylko wtedy wydaje mi się, że naśmiewam się z wiary...

 

Jeśli ktos powie cos głupiego, zboczonego co dla mnie nie jest śmieszne to ja to odbieram jako znak ze ja jestem taka porządna i mnie takie rzeczy nie śmiesza to powinnam isc do zakonu.

A ja mam, że jestem nienormalna, bo innych śmieszy, a mnie nie. Jak widzisz NN jest w stanie wymyśleć wszystko...

 

Jeszcze na dodatek jestem w trakcie kobiecych dni wiec może to dlatego mam taki zjazd formy, ale boje sie, chce mi sie płakać, krzyczeć na Boga ze jest taki bez serca, jak on może pozwalać na cos takiego. Juz mi przychodzą takie myśli ze go nienawidzę. To wszystko jest takie okropne.

W trakcie okresu jest koniec świata. Myśl, która by Cię normalnie nie ruszyła, wtedy urasta do rangi katastrofy. Zresztą przed bywa podobnie, tylko zamiast rozpaczy jest złość. Takie jest przynajmniej moje doświadczenie. Ale inne kobiety też mają wtedy gorzej, nawet kiedyś był taki wątek na reddicie o OCD.

A jeśli chodzi o te myśli, że Bóg jest bez serca, to nie przejmuj się nimi, bo jeszcze bardziej Cię to nakręci. Wiem z doświadczenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wydaje mi się, że jeżeli coś budzi strach, niepokój, zamieszanie, to nie pochodzi od Boga. Jeśli Bóg chce do kogoś dotrzeć z powołaniem, to przychodzi w doświadczeniu, które jest budujące, w którym człowiek jest zgodny sam ze sobą i z etapem, na jakim jest w życiu, które wzbudza radość nie lęk.

Jeżeli w związku z "powołaniem"ktoś odczuwa lęk, zamieszanie, to znaczy, że nie jest uzasadnione, żeby się tym kierował. Jeśli coś jest dla kogoś dobre, to do mnie prędzej czy później przyjdzie i tak jako dobro. Jeśli Bóg ma jakiś plan wobec kogoś, to da mu wiele pozytywnych doświadczeń potwierdzających to. Więc jeśli doświadczenie jest niejasne, to można spokojnie odłożyć, odpuścić temat Nie mamy obowiązku kierować się czymś niejasnym, budzącym niepokój, irracjonalnym. Bóg i tak pokieruje naszą drogą tak, jak będzie chciał i prawdziwe powołanie (niekoniecznie do zakonu czy kapłaństwa) do nas na pewno prędzej czy później przyjdzie. Bóg ma nieskończoną ilość możliwości, by kogoś do czegoś przekonać, więc możemy spokojnie sobie żyć odrzucając/zawieszając to, co nas niepokoi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najgorsze jest to ze w niektórych momentach juz sobie myśle ze pójdę do tego zakonu i wtedy to minie i bede szczęśliwa. Ale myśl ze miałabym zostawić mojego chłopaka, rodzine i wszystko doprowadza mnie do szału. Zreszta chyba z takim myśleniem i tak nie przyjęli by mnie do zakonu bo gdzies czytałam ze jak ktos tam idzie zeby rozwiązać swoje problemy to ze to nie jest powołanie i nic z tego nie bedzie, wiec w sumie to tylko potwierdza to ze to nie jest powołanie bo nie chciałabym tam isc dla Boga i dla siebie tylko po to zeby pozbyć sie tych chorych myśli.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak tam czytam po raz setny ten temat na forum to mam wrażenie, że my wszyscy (chodzi mi o tych, którzy przeżywają nerwicę) mamy kompletnie zniekształcony obraz Boga i powołania. NIe wiem jak Wy ale na samo słowo "powołanie" już normalnie mam ochotę krzyczeć. Mam dość samego tego słowa. Bierzemy powołanie za coś magicznego, coś co jest prawie jak na śmierć i życie. Kurczę, też się zmagam z tym lękiem, może juz nie tak bardzo jak kiedyś ale tego czego jestem pewna to tego, że nie zrobie tego czego chce ode mnie lęk. Plan Boży to jest przede wszystkim to Zbawienie człowieka, życie wieczne. A droga którą dojdziemy do tego, droga miłości to już nasza totalna inwencja twórcza. I jeśli ona nie bęzie przeczyć naszemu sumieniu, pragnieniu, 10 przykazaniom to jak ma się Bogu nie podobać? Boga myśli nie są nad myślami naszymi, a drogi nasze, drogami Bożymi! Ja np. bardzo często mówię, że jestem z powołania kelnerką. Bo tak czuję i w tym czuje się dobrze, choć mega nie wdzięczna praca ale cieszy mnie to w cholere. Jak mówimy o powołaniu to często od razu myślimy zakon, ksiądz itp, A tak naprawdę każdy stan w naszym życiu można nazwać powołaniem: lekarz, nauczyciel, księgowy itd. I kto z was wybiera zawód w którym pracuje, bądź kierunek studiów? Bóg czy Ty? To kto tym bardziej ma wybrać to jakie życie będziesz prowadził? Bóg czy Ty? Wybór należy do Ciebie. Bóg daje tylko możliwosći. POdaje plan A - Ty wybierasz bądź odrzucasz. Podaje wtedy plan B itd......jeśli dojdzie do odstatniej literki alfabetu a Ty nadal nie umiesz wybrać to wymyśli nową żeby Cię doprowadzić do Zbawienia. Jeśli nie jest to oczywiście grzech, czy coś co kompletnie ma Cię nie prowadzić do Zbawienia i nie jest przepełnione miłością to Bóg w tym pobłogosławi. Tyle razy tu już było pisane, że chce być mężem, żoną itd. Zresztą ja też to pisałam. No to kurcze każdy z nas wie co chce i zna swoje myśli i może do tego dążyć. A powstrzymuje nas jedynie psychika i błędne koło myślenia. Nie mówię, że jest idealnie i że lęki minęły na stałe i nie wracają, są momenty w którym gdzieś to do mnie wraca ale staram się tym nie przejmować. Zawsze chciałam być w Małżeństwie i nigdy mnie ta myśl nie przerażała a wręcz przeciwnie - cieszyła i nadal cieszy! Czuję, że jak będę mieć dzieci i męża i będe miała o kogo się troszczyć to będę spełniona jako ja i jako kobieta. I to jest coś do czego dążę i jestem w stanie zaryzykować swoje życie, poświęcić siebie dla kogoś, uszczęśliwiać kogoś i walczyć o to czego pragnę. A co najważniejsze, żę wiem, że własnie wtedy będę mogła dopiero tak naprawdę Kochać Bożą Miłością. Mam nadzieję, że żadnych cherezji/ herezji (nie chce mi się sprawdzać poprawności tego słowa) tutaj nie piszę, to jest to co myśle, wnioski z kilku miesięcy, godzinnych przemyśleń.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najgorsze jest to ze jak juz jest lepiej i w miarę sie trzymam to potem przychodzi jakaś rzecz która totalnie wybija mnie z równowagi. Pracuje w centrum miasta przy samej ulicy gdzie jeżdżą tramwaje i jak zobacze tam jakaś zakonnice to mnie rozwala. A widzę ich dosyć dużo i sobie przybieram ze to jest znak mojego powołania. Mam dość juz tego wiecznego stresu, ze jak włączę telewizje to bedzie tam zakonnica, ze pójdę na zakupy i tam tez jakaś spotkam. I często je widzę przyznaje. Ale tak samo często widzę kobiety w ciąży, pary i małżeństwa. Z jednej strony wiem ze jak sie zwraca na cos uwagę to sie to widzi wszędzie i ja np widzę panią w długiej spodnicy i sie oglądam za nia czy to przypadkiem nie jest zakonnica. Brzmi to komicznie ale wydaje mi sie ze przez to częste widywanie zakonnic Pan Bóg chce mi cos powiedziec.... Ze mnie chce do zakonu. A ja tego cholernie nie chce... Jedyne co mnie trzyma to to ze nie tylko ja mam taki problem. Niemożliwe zeby Pan Bóg nas wszystkich w ten sam chory sposob powoływał. Nie wierze ze to tak działa ale jednocześnie sie boje. Mimo wszystko jakoś lepiej sobie radzę i są dni kiedy jest juz prawie idealnie ale potem przychodzi taki dzień kiedy mam wrażenie wszystko wraca do stanu pierwotnego i znowu musze zaczynać swoją walkę od początku. Tez tak macie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najgorsze jest to ze jak juz jest lepiej i w miarę sie trzymam to potem przychodzi jakaś rzecz która totalnie wybija mnie z równowagi. Pracuje w centrum miasta przy samej ulicy gdzie jeżdżą tramwaje i jak zobacze tam jakaś zakonnice to mnie rozwala. A widzę ich dosyć dużo i sobie przybieram ze to jest znak mojego powołania. Mam dość juz tego wiecznego stresu, ze jak włączę telewizje to bedzie tam zakonnica, ze pójdę na zakupy i tam tez jakaś spotkam. I często je widzę przyznaje. Ale tak samo często widzę kobiety w ciąży, pary i małżeństwa. Z jednej strony wiem ze jak sie zwraca na cos uwagę to sie to widzi wszędzie i ja np widzę panią w długiej spodnicy i sie oglądam za nia czy to przypadkiem nie jest zakonnica. Brzmi to komicznie ale wydaje mi sie ze przez to częste widywanie zakonnic Pan Bóg chce mi cos powiedziec.... Ze mnie chce do zakonu. A ja tego cholernie nie chce... Jedyne co mnie trzyma to to ze nie tylko ja mam taki problem. Niemożliwe zeby Pan Bóg nas wszystkich w ten sam chory sposob powoływał. Nie wierze ze to tak działa ale jednocześnie sie boje. Mimo wszystko jakoś lepiej sobie radzę i są dni kiedy jest juz prawie idealnie ale potem przychodzi taki dzień kiedy mam wrażenie wszystko wraca do stanu pierwotnego i znowu musze zaczynać swoją walkę od początku. Tez tak macie?

 

Andziulka ja również mijam codziennie dużo zakonnic bo też mieszkam w dużym mieście, i uwierz mi ale wszyscy spotykamy te osoby tylko Ty żyjąc w nerwicy i tkwiąc ciągle w tym samym temacie po prostu bardziej zwracasz uwagę na otoczeniu, a tym bardziej właśnie na takich osobach. Nie bierz tego do siebie, bo serio każdy tak ma :) I dobrze, że zauważyłaś, że również widujesz Małżeństwa :D A może to jest znak? I tu właśnie jest troche ironiczna sytuacja, bo w takim razie co jest "znakiem"? Po raz kolejny, powołanie jest WYBOREM. I nie ma tutaj żadnej autosugestii. Też tak miałam możesz nmi wierzyć, z resztą cały czas mam dziwne uczucie mijając takie osoby na ulicy. Także na spokojnie :) To nie jest znak :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja jestem jakaś nienormalna... Teraz mam fazę ze wydaje mi sie ze tego chce, ze oszukuje siebie i wszystkich dookoła a tak na prawdę tego chce i nawet ta myśl mnie tak bardzo nie przeraża nie wiem dlaczego. Moze dlatego ze gdzies w głębi serca wiem ze to tylko nerwica? Czy po prostu jednak odkrywam powołanie? Mam taki mętlik w głowie ze mam dość juz tego wszystkiego. Czuje sie nie fair w stosunku do mojego chlopaka. On tak walczy o mnie a ja co? Mam go zostawić? To jest takie popieprzone. Juz wolałam etap rozpaczy i załamania bo przynajmniej wiedziałam czego chce. Zmienność moich odczuć mnie doprowadza do szału. Zastanawiam sie nad tym czy nie zrobic sobie takiej terapi wstrząsowej i isc do jakiegoś zakonu tak bez zobowiązań na tydzień/dwa zeby sie przekonać jak one żyją i sprawdzić co wtedy bedzie. Z drugiej strony w moim stanie emocjonalnym powinnam sie nawet nad tym nie zastanawiać bo i tak mnie nie przyjmą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najgorsze jest to ze w niektórych momentach juz sobie myśle ze pójdę do tego zakonu i wtedy to minie i bede szczęśliwa.

 

To tak nie działa. W momencie udręczenia czasem się myśli "zrobię już wszystko, byle tylko to minęło". Tylko że (na szczęście) nie jest się w stanie zrobić tego czegoś absurdalnego, bo to nie jest autentyczne i gdy tylko minąłby "przymus" w postaci lęku, to znowu tego nie będziemy chcieć. Nie da się zrobić czegoś wbrew sobie. Nawet jak się na to coś niby zgadzasz, to wiesz, że to nie jest autentyczne i że jak tylko się da, to znowu będziesz chciała od tego uciec i też nie ma spokoju.

Przy mojej pierwszej obsesji mocno odjechałam i w końcu próbowałam zrobić to, do czego odczuwałam przymus. Wyszły z tego tylko gorsze komplikacje i zaostrzenie objawów. W dodatku wplątałam w to drugą osobę, której zrobiłam krzywdę. Nie można być odpowiedzialnym działając nieracjonalnie, to przynosi tylko szkody.

 

Mi pomaga zasada: jeśli coś budzi niepokój, odkładam. Bo od razu widać, że coś idzie nie tak. To co dobre i ma sens i tak do mnie powróci, tylko że będę to odczuwała jako dobre i mające sens. Stan niepokoju, przymusu narusza moją wolność, zaburza, do niczego nie prowadzi, więc jest zły i nie można go pogłębiać. Nie tak człowiek został stworzony, by budować sens na bezsensie i przymusie, ale tak, żeby żyć w sposób wolny i autentyczny - i wtedy jest zdrowy, bo to naturalny dla niego stan. Więc trzeba do tego stanu wrócić, odrzucając zamieszanie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Teraz mam fazę ze wydaje mi sie ze tego chce, ze oszukuje siebie i wszystkich dookoła a tak na prawdę tego chce i nawet ta myśl mnie tak bardzo nie przeraża nie wiem dlaczego.

Też tak miałam.

 

Zastanawiam sie nad tym czy nie zrobic sobie takiej terapi wstrząsowej i isc do jakiegoś zakonu tak bez zobowiązań na tydzień/dwa zeby sie przekonać jak one żyją i sprawdzić co wtedy bedzie. Z drugiej strony w moim stanie emocjonalnym powinnam sie nawet nad tym nie zastanawiać bo i tak mnie nie przyjmą.

Nie rób tego, bo tylko sobie nakręcisz bardziej ten lęk.

 

Mi pomaga zasada: jeśli coś budzi niepokój, odkładam. Bo od razu widać, że coś idzie nie tak.

A jaką zasadę przyjąć w przypadku gdy kiedyś coś budziło niepokój (nawet na granicy paniki), a teraz zero niepokoju, tylko poczucie, że te myśli są złe?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dla mnie najgorsze jest to ze jak juz zaczynam ignorować te myśli i jak one przychodzą to nie tworzą takiego strachu paniki itd to ja zaczynam to rozkminiac ze skoro juz tego nie ma to moze jednak to jest powołanie, ale gdzies z tylu głowy odzywa sie ciagle głos ze nie, ze nie ma takiej opcji. Gdzie zakon i ja potem sie nakręcam i wracam do punktu wyjścia. I mnie rozwala myśl ze myśl o zakonie mnie nie przeraża bo przecież powinna a jeśli nie to mam powołanie. Tak sie przyzwyczaiłam do tego strachu przed powołaniem ze teraz jak sie tego nie boje to mam myśl ze moze jednak to jest powołanie skoro przestaje sie bać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak to jest. A potem chcesz się bać. Jak już zaczniesz to znowu chcesz żyć bez strachu. Ile ja się namęczyłam takimi rozkminami dlaczego się nie boję. Zresztą nadal się czasem męczę. Może dlatego, że wydaje mi się, że gdy się boję to jestem lepszą osobą :/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Andziulka...masz totalne zagmatwanie w myślach....ja w nich wogóle nie widzę Twojego wyboru. Nie musisz się przecież na nic decydować już teraz., a zwałszcza jeśli masz właśnie takie myśli. Za powołaniem idzie konkret. Tak ja np. Ja chce być w Małżeństwie, mam chłopaka, kocham go i chce założyć z nim rodzinę, planujemy to i dążymy do tego. To jest konkret. Za powołaniem do zakonu też na pewno idzie konkret, związany z głęboką modlitwą, pragnieniem oddania się Bogu itd. Same myśli to naprawdę nic nie znaczą! Nie zawsze robimy to co pomyślimy. Po za tym kurcze, Bóg Cię kocha i nie ważne co wybierzesz, czy co bęziesz robić w życiu (o ile to jest dobre) to Bóg będzie z tym okey. Zajęło mi naprawdę sporo czasu żeby do tego dojść, ale zrozumiałam, że to jest moja decyzja i wiara (Bóg) kompletnie nie przeszkadza mi w tym, żebym była w Małżeństwie, ba - Bóg w tym błogosławi. Najważniejsze jest być dobrym człowiekiem, kochać, pomagać. Gdzieś tam czasem ten lęk jest i myśli wracają, ale nie boję się już ich i żyje dalej. Także na prawdę, więcej luzu, jak przestaniesz tak obsesyjnie nad tym myśleć to na prawdę inaczej na to spojrzysz. Zaznaczam, że większość rzeczy o których pisałam też przechodziłam i na prawdę da się z tego wyjść - jeśli się chce :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ogólnie to wyglada w 99% tak jak napisałeś Edward. Do tego dochodzą jeszcze jakieś głupie myśli np jak jem głupie lody, albo słucham mojej ulubionej piosenkarki która przecież jest ILUMINATI to mam wyrzuty sumienia, ze przecież jak bede zakonnica to nie bede miała takich przyjemności i ze nie powinnam tego robić. Mniej więcej tak to wyglada z każda rzeczą która lubię robic/jeść/oglądać/itd. Wydaje mi sie jakby każda przyjemność która sobie chce sprawić była karcona przez Boga, bo przecież moja ulubiona muzyka jest szatanska, imprezy i alkohol są zle i wszystko dookoła jest zle. Nawet dziewczyny z pracy które nie są swietoszkami i je lubię. A przez to ze je lubie to robię zle.

Mimo wszystko czasem jak sie uspokoję i zobacze jak to wszystko wyglada z boku.... To normalnie pożal sie Boże. Nie wierze ze tak wyglada powołanie. Tylko potem znowu mam myślenie, ze gdybym była związana z Bogiem bardziej i byłabym lepszym chrześcijaninem to polecialabym na palcach do niego i ze sama sobie funduje to wszystko bo jestem nie pokorna wobec niego i tak na prawdę mam powołanie ale go nie przyjmuje i przez to grzeszę. Tylko tutaj znowu mam obraz powołania jako jakiejś super mocy która jest niezależnie od nas i my nie mamy na nia wpływu i w tym wszystkim sie nie liczymy. Pisał juz tutaj ktos o tym, wydaje mi sie nawet ze Ty Edward, ale nie jestem pewna. Ale przecież powołanie polega na tym (podobno) ze sie chce cos robic i robi to z zamiłowaniem wiec jedno wyklucza drugie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

[q[*]uote="Edward27"]Kasiula musisz zrozumieć Adziulke bo tak jak pisałem lęk może nieźle namieszać w emocjach i odczuciach. Prawie każdy tak się zachowuje jak lęk zaczyna działać. Człowiek zaczyna się zachowywać jak sarna postrzelona w dupe. Sorry za porównanie, ale coś w tym jest. :) To nie są nawet moje słowa, ale kilku specjalistów do których chodziłem. Ty, ja, Adziulka i reszta ludzi tutaj przeżywali podobnie te straszne myśli. Ja od tych myśli, impulsów (niby przymusowe chcenie, ale tak naprawdę niechcenie, czyli to co Ty przeżywasz) przekręciłbym się, bo bardzo schudłem oraz chciałem (poważnie rozmyślałem) nad samobójstwem bo stwierdziłem, że jeśli coś mi jest pisane na siłę to bardziej wolę skończyć ze sobą niż służyć jakiemuś "Bogu". Dodatkowo te myśli odsunęły mnie całkowicie od kościoła i Boga. Kiedyś wierzyłem teraz w 100% nie wierzę bo w co? W coś co mnie zmusza na siłę do czegoś? Głupie myślenie, ale tak mam i wiem czego chce (małżeństwa), a to czasowe przymusowe chcenie to tylko wynik stanu lękowego i nic więcej.

 

Edward27 no oczywiście, że rozumiem Andziulkę. W końcu sama przez to przechodziłam i na prawdę nikomu nie życzę takiej nerwicy. Teraz te wszystkie myśli, całe to zagmatwanie wydaje mi się być straszną abstrakcją. Ty piszesz bardziej ze strony psychologicznej, ponieważ masz wiedzę od psychologów, którą Ci dali, ja jednak nie poszłam do żadnego i pisze z własnego doświadczenia i tego jak z tego wyszłam, a właściwie jakim myśleniem z tego wyszłam :) Także jeśli moje wypowiedzi nie wydają się empatyczne to zupełnie nie miałam takiego zamiaru.

 

Andziulka to co piszesz o różnych zachowaniach, to że np. idziesz na impreze, pijesz alkohol i czujesz się z tym źle bo przecież nie powinnaś....miałam to samo ;/ jakbym czytała siebie na prawdę! A to jest jeden z przykładów tak na prawdę, bo cały dzień można się zadręczać w przeróżnych (normalnych) sytuacjach. Najgorsze chyba jest to, że myśląc w kółko o jednym i tym samym, obsesyjnie można by powiedzieć, to zapomina się o wszystkim innym i dzień w dzień przeżywać tą samą mantrę ;/ Andziulka a czy rozmawiałaś z kimś o tym? Z jakimś księdzem? Byłaś u psychologa? Co do Księży to oczywiście wiem, że trzeba uważać i iść do rzeczywiście zaufanego, bo niestety nie każdy jest w stanie zrozumieć nerwicę ;/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×