Skocz do zawartości
Nerwica.com

CHAD- Choroba Afektywna Dwubiegunowa cz.III


Amon_Rah

Rekomendowane odpowiedzi

W ogóle mam wrażenie że tak mało się tu dzieje, że zostały przeanalizowane dogłębnie wszystkie moje posty od początku... każdy pisany w innym stanie psychiki, z innym spojrzeniem na bierzące wydarzenia. Początkowo jak pisałam, że wstyd mi za górkę dostałam od was porady żeby zostawić to w tyle, że rozpaczanie nic nie da i żebym wyciągneła lekcje na przyszłość. Jednak nawet tutaj nie mogę zapomnieć o górce którą nieświadomie przeszłam, w końcu nie mam prawa do marzeń skoro trochę nawywijałam w górce. Wiecie co powiedział mi mój lekarz jak mu dokładnie opowiadałam co i jak... że nie robi to na nim wrażenia bo ludzie zdrowi robią dużo gorsze rzeczy. Przez wasze uwagi wstyd mi jeszcze bardziej, choć pewnie większość z Was ma więcej na sumieniu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ogólnie mam takie podejście, że dopóki jest w kimś życie warto o niego walczyć do końca. Gorzej jeżeli ktoś sam przestaje walczyć o siebie... Gdzie jest granica pomiędzy chorobą, a zdrowiem, człowieczeństwem a potworem...

 

"Tylko nie martw się przez cały dzień. Wyznacz sobie na to godzinę, a potem ciesz się życiem...." Ks. Jan Kaczkowski

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kiedyś zapytano Karola Wojtyłę o najstraszniejsze słowo dla człowieka.

"Za późno" padła odpowiedź

 

Kiedyś się tak spóźniłam do kościoła, że weszłam na kazanie. Ksiądz właśnie mówił "w życiu chrześcijanina nigdy nie jest za późno". Przekonał mnie ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja na dziecko bym się nie decydował przy takiej chorobie, ale wiadomo każdy decyduje za siebie i nie możemy oceniać przez pryzmat siebie decyzji innych. Wiadomo ,że każdy kij ma dwa końce będą i plusy i minusy takiej decyzji dla zdiagnozowanej.

Ja ogólnie nie jestem zwolennikiem życia w takim modelu: małżeństwo przed 30-stką, dwójka dzieci,powrót z pracy żona gotuje obiad itd. Wolę zdecydowanie życie "singla". Mieć "luzik" i niezależność. Stanowczo na taką drogę się zdecydowałem i konsekwentnie ją realizuje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzień Dobry.

Ostatnio pisałam tu u Was ponad 1,56 roku temu. Prosiła o radę w sprawie mojego męża. Bardzo go kochałam i chciałam mu pomóc. Niestety, nie dałam rady. Zniszczył nas, siebie... 9 m-cy temu wyprowadziłam się z dzieckiem. Nie miałam już siły na to wszystko patrzeć. Narkotyki, alkohol, znikanie z domu na całe dnie i noce, dziwne typy dzwoniące do domofonu, poniżanie mnie, wydawanie pieniędzy. Nie leczył się i chyba dalej nie leczy. Nie dał sobie pomóc, więc odeszłam. Tak, zostawiłam chorą osobę. Pewnie większość z was potępi mnie za to. Cóż. Przynajmniej dziecko i ja mamy święty spokój, możemy normalnie żyć! Zdiagnozowana, to trochę tak pod Ciebie napisałam. Też byłam pewna, że damy radę. Byłam z Nim i jego chorobą prawie 10 lat!!!!! Miało być tak pięknie, bo przecież z chad można normalnie żyć. Tylko trzeba brać leki i trzeba je mieć dobrze dobrane. A to już nie jest takie proste. W depresji, która go rzadko dopadała, leki brał, a jakże! Ale tylko nadchodziła hipo! Ojjjjjjj! Się działo. Dziecko i ja WCALE go nie obchodziliśmy!!!!!!!!!!! Gdybym 12 lat temu wiedziałam, że On jest chory, NIE zdecydowała bym się na dziecko. Nie z nim.

 

K.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzień Dobry.

Ostatnio pisałam tu u Was ponad 1,56 roku temu. Prosiła o radę w sprawie mojego męża. Bardzo go kochałam i chciałam mu pomóc. Niestety, nie dałam rady. Zniszczył nas, siebie... 9 m-cy temu wyprowadziłam się z dzieckiem. Nie miałam już siły na to wszystko patrzeć. Narkotyki, alkohol, znikanie z domu na całe dnie i noce, dziwne typy dzwoniące do domofonu, poniżanie mnie, wydawanie pieniędzy. Nie leczył się i chyba dalej nie leczy. Nie dał sobie pomóc, więc odeszłam. Tak, zostawiłam chorą osobę. Pewnie większość z was potępi mnie za to. Cóż. Przynajmniej dziecko i ja mamy święty spokój, możemy normalnie żyć! Zdiagnozowana, to trochę tak pod Ciebie napisałam. Też byłam pewna, że damy radę. Byłam z Nim i jego chorobą prawie 10 lat!!!!! Miało być tak pięknie, bo przecież z chad można normalnie żyć. Tylko trzeba brać leki i trzeba je mieć dobrze dobrane. A to już nie jest takie proste. W depresji, która go rzadko dopadała, leki brał, a jakże! Ale tylko nadchodziła hipo! Ojjjjjjj! Się działo. Dziecko i ja WCALE go nie obchodziliśmy!!!!!!!!!!! Gdybym 12 lat temu wiedziałam, że On jest chory, NIE zdecydowała bym się na dziecko. Nie z nim.

 

K.

 

Gdyby człowiek wiedział, że się przewróci i złamie nogę to by stanął w miejscu. Wiem, że ta choroba jest straszna, niszczy wszystko, ale świadomość choroby dużo daje, odkąd zachorowałam poznałam wiele osób zmagających się z chorobą, wiele z nich zmarnowało sobie życie, rodziny się ich wręcz wyparły, ale poznałam też osoby które mimo choroby założyły rodziny, mają dzieci i tak już lata. Nie jest im łatwo wcale, ale biorą leki i walczą. Nie potrzebnie radzę się kogokolwiek w takiej kwestii, każdy choruje inaczej, innym jest też człowiekiem. Wiem jedno CHAD to wyrok na całe życie, ale nie oznacza, że nie mam prawa marzyć i starać się ułożyć życie po swojemu, jestem świadoma choroby i tego jak niszczy. Nie znam twojej historii i nie mam prawa oceniać, ale może byłoby inaczej gdyby twój mąż systematycznie się leczył. Ja wyciągnełam jeden wniosek w górce w której traci się panowanie nad sobą lepiej iść do szpitala i tam przeczekać niż skrzywdzić bliskich. Wolałabym być ubezwłasnowolniona, niż świadomie krzywdzić najbliższe mi osoby. Życie Ci dużo siły!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wrzesień, Nie zawsze kończy się tak jak mówisz,nie jest to regułą,według Ciebie chyba każdy chory na Chad jest skazany automatycznie na porażkę.........

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiesz, pewnie gdybym nie miała dziecka dalej bym z nim była. Próbowała, namawiała, bo wierzę, że można. Ale musiałam coś zrobić, strasznie mi jest źle z tą świadomością, że przeze mnie dziecko nie ma ojca. Mimo, że słyszę co chwilę, mamo jak tu jest spokojnie, cicho, razem nam tak dobrze! Mąż nie ma kontaktu z dzieckiem, bo nie chce! Widuje go czasem jak idzie do szkoły. Mieszkamy parę bloków dalej...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wrzesień, Nie jest zawsze różowo ,wiadomo-z różnych powodów człowieka rozwala też choroba-to nie jest tak że to ,,my,, jesteśmy tylko żli.

U mnie choroba wybuchła bardzo póżno i nigdy bym się jej nie spodziewał,nawet w najczarniejszych snach.....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wrzesień jak czytam to co piszesz o mężu mam wrażenie, że ma chyba słabą świadomość czym jest ta choroba i jakie szkody powoduję. Choruje wiele lat i powinien wyciągnąć już pewne wnioski na życie. Wiesz ja mam koleżankę też choruje na CHAD, znamy się jeszcze z czasów kiedy obie byłyśmy w 100% zdrowe. Ma dość silne hipomanie, czy manie, zawsze pod wpływem antydepresantu, nigdy same tak po prostu. Narobiła sobie już w górkach niezłych problemów, długi, imprezowanie, przypadkowy sex, naprawdę widać na kilometr jej chorobę. Jednak ona za każdym razem gdy zbliża się górka nie zmniejsza dawki antydepresantu, nie słucha, przestaje chodzić na wizyty do lekarza. Leczy się tylko w depresji, wtedy pokornie wraca do lekarza. Znam ją wiele lat i jest mi bardzo bliska, jednak widzę, że jej podstawowym problemem jest brak akceptacji choroby i brak świadomości jakie szkody powoduje owa choroba w jej życiu. W górce gdy jej tłumaczymy że źle się dzieję reaguje agresją i mówi, że ona nie jest chora. Wypiera tą chorobę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wenla działa na mnie świetnie, bo aktywizuje i pomaga na fobię społeczną (+likwiduje kaca :mrgreen:). Problem tylko w tym, że wspomaga (hipo)manię, więc trzeba uważać. Trochę zabójca libido, ale mogło być gorzej. Aktualnie odstawiam, ale optymalna dawka wynosiła u mnie 112.5 mg.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po nowym antydepresancie i zmniejszeniu kwety, jest lepiej, czuję że idę w górę, byle nie za mocno, ale zbytnio się tym nie zamartwiam bo trzeba kiedyś wyjść z tych stanów depresyjnych i zacząć żyć.

 

Właśnie z moich doświadczeń mi wychodzi, że musi być dobra proporcja między antydepem a kwetą, bo jak jest za dużo kwety, to tak jakby tłumi działanie antydepresanta i wpadam w depresję. Lekarz mi mówi, że tak nie jest, bo kwetiapina działa antydepresyjnie, co najwyżej zamula.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Carica Milica, u mnie nie było żadnych zmian.

 

Skopiuję post z wątku o topiramacie:

"wielki update:

+najważniejsza sprawa: cały czas zero objawów ChAD

+moja "właściwa" lekarka zgodziła się na leczenie topamaxem

+topiramat wzmacnia działanie kodeiny (sprawdzone) :mrgreen:

+jem, żeby żyć, a nie na odwrót

-mrowienie w kończynach zaczyna mi trochę przeszkadzać

-chyba łysieję

-moje libido przestało istnieć (moja "dieta" mogła się do tego przyczynić)

 

Jest dobrze. Bardzo dobrze."

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monster6, Sporo prawdy w tym co piszesz i nie jest to głupie...

Niestety wraz z wybuchem choroby ,,normalność,,staje się historią,nic nie jest już takie jak przed,nawet pomimo działania leków,sam fakt świadomości że mamy w sobie ten ,,dar,, od losu skutecznie sprowadza człowieka na ziemię....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć wszystkim! Nie cieszę się ze swojej obecności tutaj, nie spodziewałam się nigdy, że życie postawi mnie w takim miejscu. Chyba nikt się nie spodziewa. Szukając konkretów na temat tej choroby trafiłam na forum, najpierw na ten temat. Przeczytałam ciągiem kilkadziesiąt stron będąc pod niesamowitym wrażeniem, jak ogromne wsparcie dają sobie niektóre osoby. Dużo jest tutaj wypowiedzi osób, które czytam i mam wrażenie, że to zapis moich własnych myśli i przeżyć. Przede wszystkim jednak, im więcej zagłębiam się w to forum, tym bardziej tracę nadzieję.

 

Nie mam zdiagnozowanego ChaD, dwa tygodnie temu w końcu dojrzałam, aby umówić pierwszą wizytę. Ten post jest przede wszystkim próbą poukładania sobie chociaż części myśli; jeżeli ktoś posłuży jakąkolwiek radą będzie mi bardzo miło.

 

Wydaje mi się, że trwa to już koło trzech lat, zaczynając od stanów depresyjnych. Wszystkie były zawsze w jakiś sposób usprawiedliwiane, szczególnie, że nie były to jakieś strasznie ciężkie stany. Zaryzykowalabym stwierdzeniem, że moje ostatnie trzy lata to amplituda większych i mniejszych smutków. Gdzieś w międzyczasie było kilka stanów lękowych (w stylu: 'nie chcę wyjść, czuję, że coś się stanie') i straszne wahania nastrojów. Godzinne, dzienne, kilkudniowe, różnie. Zawsze sobie tłumaczyłam 'uroki bycia kobietą', dla mnie nie było to nic strasznego. Partner i znajomi sądzą do dzisiaj inaczej, zaczynając od 'ty to taki borderek chyba jesteś?', teraz już tylko 'jesteś chora i powinnaś się leczyć' krzyczane w kłótniach. Klotniach o byle pierdoly, o śniadanie, o mleko, o cokolwiek. Partner określ, że wygląda to tak, jakby siedziały we mnie dwie osoby, ta normalna jaką poznał (wiecznie pesymistyczna i smutna) i wiedzma.

 

Przez 3 lata idzie przywyknąć, podchodząc do tego ze śmiechem i raz za razem zbierać związek do kupy po awanturach. Jednak niecały miesiąc temu przydarzyło mi się coś, co każe mi całkowicie zastanowić się nad sobą i swoim zdrowiem, zwłaszcza, że widzę już w tym pewną prawidłowość.

Pewnego dnia ot tak, nagle, straciłam kontrolę. Olalam studia, olalam ważny dla mnie egzamin do którego przygotowywałam się od roku, zaczęłam wychodzić na imprezy, wpadlam w praktycznie 2,5-tygodniowy ciąg alkoholowy, przepuścilam na to całe pieniądze. CO dziennie czułam potrzebę wyjścia z domu, spotkania się z ludźmi, zabawy. Mało spałam, niedobory snu uzupełniałam łykając co kilka dni Zolpidem (cykliczne problemy ze snem mam też jakoś od 3 lat, więc jestem zaopatrzona). Zdradziłam partnera, w ostateczności uświadomiłam sobie z dnia na dzień, że nic do niego nie czuję. Staram sie od niego izolowac, strasznie mnie wkurwia. Kolejne imprezy i picie.

 

Co jest teraz? Nie wiem co to za stan. Widzę, że nawywijalam i mnie to przeraża. Przeraża mnie to, że ok 2 lat temu wpadłam w podobny stan, tez w maju, ale było na tyle lekko, że nie widziałam w tym nic dziwnego. Biorąc pod uwagę to, co teraz wyczyniam, widzę tendencję wzrostową.

Od kilku dni, parę razy dziennie, bez żadnego konkretnego powodu, łapię się na tym, że brak mi oddechu. Tak jakby zatkała się cześć moich płuc i normalny wdech nie wystarczy. Tak jakbym powoli się podduszala.

W dodatku psychicznie czuję się jak wrak. Chociaż wróć! Nie czuję w zasadzie NIC. W głowie gonitwa myśli, ale w zasadzie jest to jedna wielka pustka. Najchętniej spalabym cały dzień owinięta w koc. Przychodzą po trochę myśli, aby przyjść z destrukcją swojemu ciału, bo może przez ból cokolwiek poczuję, jakieś życie w sobie.

Funkcjonuję jakoś, panuje nad tym, ale boję się, że z czasem będzie tylko gorzej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Stormy Może to być chad co opisałaś ale nie musi.Samych typów chad jest wiele.Dlatego wiele osób chorują różnie.Często żeby zdiagnozować chad potrzebne są szpitale czasem kilka.Bo lekarze przy wizytach mają z tym problem.To jest bardzo skomplikowane i można by o tym pisać godzinami.Tak na marginesie jak zaczynałem chorować na chad to miałem 2tygodniówki czyli codzienne chlanie dwa tygodnie.Tylko że ja byłem nastolatkiem wpadłem w patologiczne środowisko z którego nikt z nas nie ''wyszedł na ludzi'' ale tylko ja zachorowałem.Bo na początku piłem bo lubiałem dla towarzystwa dla wyluzowania dla imprez a potem już piłem żeby się normalniej czuć.Czyli jak alkoholik.Tylko się nie sugeruj.Ja miałem wtedy 16 lat i akurat wtedy dla mnie to było normalne.Bo jak patrze z perspektywy czasu to już nie.

 

Właściwie to przysiadłam na tyłku, poczytałam co tylko się dało i jakoś najbardziej się wpasowałam tutaj. Dużo rzeczy, przeżyć i odczuć innych ludzi jest zbieżnych z moimi. Nie chcę się w żaden sposób diagnozowac sama, wręcz wolałabym, żeby wyszło całkiem inaczej. Wizytę mam już za dwa tygodnie, mam nadzieję, że do tego czasu nie zmienię zdania.

 

Chcę za wszelką cenę uniknąć szpitala. Nawet nie rozważam narazie takiej opcji, nie chcę nawet myśleć, co by było gdyby zaszła taka konieczność :(

 

Jeśli chodzi o ten alkohol to wiem, że nie jest to dla mnie normalny stan rzeczy. Pić piłam, wiadomo jak to w młodości zazwyczaj bywa, ale na ogół jestem ułożona i spokojna pod tym względem. Dużo różnych rzeczy się przewinęło w moim życiu, ale nigdy nie przytrafiły mi się ciągi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×