Skocz do zawartości
Nerwica.com

Toksyczny związek i depresja gratis


Rekomendowane odpowiedzi

Witam. Forum poleciła mi koleżanka, która znalazła tutaj wsparcie i poradę, mam nadzieję że i ja mogę na to liczyć.

 

Przez całe swoje życie byłam traktowana jak ta gorsza - jestem grubą dziewczyną o przeogromnych kompleksach, chowam się za maską uśmiechu i poczucia humoru, ale ile można. Zawsze szukałam na siłę związku, chciałam utrzymać chłopaka przy sobie za wszelką cenę, będąc przerażona wizją bycia samą. Mój pierwszy facet mnie zgwałcił, bo nie chciałam z nim stracić tak szybko dziewictwa. Kolejny poważny związek w wieku 19 lat, skończył się zerwaniem po 3 latach, zerwał ze mną przez smsa w moje urodziny.

I tak się napędzałam w tej samotności, samookaleczałam się, nie wierzyłam że będzie kiedykolwiek lepiej. To tak słowem wstępu, żeby wam nakreślić sytuację.

 

Teraz mam 26 lat. Aktualnego partnera poznałam przez internet (który jest moją drogą ucieczki od realnego świata, no bo w końcu w necie nikt nie widzi jak wyglądam), przez 4 lata byliśmy znajomymi ale coś zaiskrzyło i od dwóch lat jesteśmy razem. Na początku było cudownie, nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście, po ostatnim związku już się pogodziłam z tym że będę samotna, a tu nagle ktoś na mnie zwrócił uwagę. Spotykaliśmy się co tydzień, bo mieszkaliśmy 300km od siebie, przyjeżdżał do mnie co weekend albo ja jechałam razem z nim na tydzień zostać u niego. Poznałam jego matkę i resztę rodziny, myślałam że mnie polubili. Niestety nie.

 

Jego matka to dość... specyficzna osoba. Jest niesamowitą pedantką, opinia innych ludzi jest dla niej najważniejsza, nosi się zawsze elegancko. Wychowywała mojego chłopaka sama, z ojcem się rozwiodła gdy chłopak miał jakieś 10 lat, nie wiem dokładnie. Całą swoją miłość i przywiązanie przelała na syna, zrobiła z niego swojego partnera, wszędzie z nią będącego i zawsze słuchającego się grzecznie.

A tu nagle pojawiłam się ja, nieidealna ani trochę, nienauczona pracy fizycznej tak jak ona, mająca inne zdanie i olewająca opinię innych ludzi.

 

Zamieszkałam razem z chłopakiem w domu jego i jego matki (ona aktualnie mieszka w wiosce niedaleko, opiekuje się babcią faceta mojego), ale nigdy nie poczułam się tutaj domownikiem. Na początku reagowałam na te drobne sugestie że niby sąsiedzi się śmieją, że firanki niezmienione, że ona tutaj nie może przyjeżdżać bo nie zniesie tego bałaganu który tu zrobiłam, po pewnym czasie teściowa się rozkręciła i waliła konkretnymi szpilami prosto w serce. Ja straciłam robotę, nie mogłam znaleźć nowej, więc coraz bardziej się czuła sama i smutna. Pojawiła się depresja. Poszłam do nowej pracy, ale to nic nie daje, w pracy jeszcze bardziej mam ochotę zrobić sobie krzywdę, wszyscy mnie obserwują, presja jest ogromna, a nie mogłam brać nic na uspokojenie bo wtedy za wolno pracowałam i dostawałam bury.

 

Mój chłopak nie jest złym facetem. Jak trzeba gdzieś jechać, to mnie zawiezie, robi zakupy, nie zdradza mnie ani nie ogląda się za innymi. Ale niestety jest okropnie leniwy i bezkarny, matka go nauczyła że nie musi nic robić bo ona to zrobi za niego. Ma swoją robotę na wsi, u swojej babci na gospodarce, i wiem że musi się tym zająć i nigdy mu z tego powodu problemów nie robiłam. Ustaliliśmy że ja zajmuję się domem a on podwórkiem i kotłownią. W praktyce wygląda to tak że wracamy po pracy, od dorzuci do pieca i siada przed komputer a ja rozkładam zakupy, zmywam ,wstawiam pranie, zamiatam etc. O rachunkach pamiętam ja, o zakupach też ja, gdzie co jest w domu też muszę pilnować, grafik w pracy też zapamiętuję ja.

Komputer to chyba jego druga miłość po matce. Potrafi zarwać noce żeby tylko posiedzieć przed komputerem, wstaje dwie godziny wcześniej żeby pooglądać anime. Nieraz nie odzywa się do mnie cały dzień bo siedzi wgapiony w monitor. Ja też lubię gry komputerowe i to jest dla mnie sposób na relaks, ale nie w takim stopniu jak on.

 

Dochodzimy do sedna. Zaczęłam mieć myśli samobójcze, dwa tygodnie temu byłam bliska żeby to zrobić... Zadzwoniłam do swojej mamy i dopiero po długiej rozmowie z nią zrozumiałam że muszę iść do lekarza. Chłopakowi powiedziałam że dajemy sobie miesiąc na ocalenie tego związku albo ja odchodzę. Powiedziałam mu że potrzebuję teraz jego wsparcia, że to on mnie musi teraz "ponieść" na ramionach swoich, że nie mogę już dłużej mieć takiej presji na sobie. Przez miesiąc nie zauważyłam z jego strony żadnej inicjatywy. Prosiłam go żeby porozmawiał ze swoją matką, dał jej w końcu do zrozumienia że chcemy stworzyć dojrzały związek bez jej wtrącania się i wiecznego krytykowania mnie. Nic nie zrobił w tym kierunku, bo boi się sprawić matce przykrość. Zażądałam, żeby zadzwonił przy mnie i z nią o tym pogadał, nie był w stanie tego zrobić.

Boli mnie to jak cholera, że zawsze będę na drugim miejscu. Dobry z niego chłopak, ale nie wiem czy jestem w stanie być zawsze tą "drugą". Jego matka mnie chyba nienawidzi, jak czytam smsy jakie pisze do niego na mój temat to mam ochotę płakać. A on nawet nie próbuje mnie bronić, po prostu to ignoruje albo zbywa milczeniem. Jak każdą naszą kłótnię - nic nie robi tylko czeka aż mi przejdzie, aż sprawa się rozejdzie po kościach i będzie po staremu. Ale ja już tak dłużej nie mogę, chciałabym żeby mi pokazał że to ja jestem najważniejsza. Zawsze powtarza że chciałby żebyśmy obydwie się polubiły, bo nie chce wybierać żadnej z nas, nie wiem jednak czy to możliwe. Wydaje mi się, że w pewnym wieku trzeba już opuścić rodzinne gniazdo i wybrać swoje życie z drugą osobą.

 

Nie oczekuję że rzuci wieś, rodzinę i będzie tylko przy mnie bo wiem że to niemożliwe. Ale chciałabym być trochę egoistyczna, wiedzieć że mam w nim obrońcę.

Biorę teraz antydepresanty, wciąż czekam aż on zorganizuje to spotkanie ze swoją matką, gdzie mogłabym się z nią skonfrontować. Ale ile mogę czekać? Tyle nadziei już włożyłam w ten związek i nadal jest jak było. Czy robić sobie nadzieję i liczyć że coś się zmieni czy sobie odpuścić. Sama już nie wiem. Do domu rodzinnego mogę wrócić w każdej chwili, wiem że moja rodzina mi pomoże ile będzie trzeba. Czy może powinnam się przyzwyczaić do tego i żyć dalej ze świadomością że nic się nie zmieni?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj. Wracaj do rodzinnego domu i zajmij się swoimi sprawami. Jeśli chłopakowi zależy na Tobie, to się odezwie, jeśli nie, to może i lepiej ? Chyba, że chcesz takiego związku, w którym to Ty o wszystko się starasz, a i tak nikt tego nie docenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chryzantem, Twój chłopak się nie popisuje, na Twoim miejscu bym nim nie była. Chcesz ratować Wasz związek... ale własciwie co ? jakie macie WSPÓLNE zajecia, hobby, obszary ? bo zyjecie jakby osobno, nawet Twoje problemy z jego matka go nie interesują.

 

Co do Twojego zachowania, zachowujesz się niezwykle biernie - przecież moglas sama ukrócic zachowanie jego matki, sama skonfrontować się z nia. Postawic do pionu swojego faceta, np. zrobić liste obowiązków swoich i jego, bo obecny podział się nie sprawdza. Wiecej działania, mniej czekania, az cos, ktoś ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wiem ze moglam, ale ja caly czas inicjuje takie rzeczy, chcialam zeby teraz on wykazal inicjatywe i pokazal ze chce cos zrobic takze.

specjalnie przyjelam bierna postawa bo chcialam sprawdzic czy on cos zrozumie (nawet mowilam o tym dlaczego taka jestem). i nic.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wiem ze moglam, ale ja caly czas inicjuje takie rzeczy, chcialam zeby teraz on wykazal inicjatywe i pokazal ze chce cos zrobic takze.

specjalnie przyjelam bierna postawa bo chcialam sprawdzic czy on cos zrozumie (nawet mowilam o tym dlaczego taka jestem). i nic.

Mysle, ze się nie doczekasz inicjatywy z jego strony....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chryzantem,

z opisu taki mamisynek , bez własnego ja, za to z silnym wpływem matki, tai typ, ty temu winna nie jesteś tylko on, i z kimkolwiek by nie był zawsze bedzie taki beznadziejny bez własnej osobowosci, nie wiem ,ale moim zdaniem lepiej unikać takich typów

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dobrze znam typ maminsynka. Byłam z takim chłopakiem. Mama jechała po nim równo , a on jedyne co potrafił wydusić to "mamooo...." . Czułam się przy niej beznadziejnie.

Też mi sie wydawało, ze dobry chłopak, nie chciałam szukać nikogo innego... zresztą pomyślałam .. kogo ja znajdę teraz jak już wszyscy moi znajomi wyszli za mąż i mają dzieci? Wszyscy fajni faceci są zajęci! Było mi dobrze... ale po 3 latach okazało się, że mnie zdradzał. Mniejsza z tym. Rozstaliśmy się i byłam załamana. CO TERAZ.

I wiesz co? Po miesiącu użalania się nad sobą, leżenia 24h w łóżku, zjawił się TEN JEDYNY. Teraz sobie myślę jaka ja byłam głupia... ile czasu zmarnowałam bo mogłam mieć prawdziwe życie!

Po pół roku już się zaręczyliśmy, zamieszkaliśmy ze sobą... jest nam cudownie. Za 2 lata ślub.

 

Piszę to dlatego, że chcę abyś sobie uzmysłowiła że nie na próżno mówi się.. tego kwiatu jest pół światu. Sorry że to powiem ale ten chłopak to CIAPA. On powinien Cię na rękach nosić!!!! Wspierać i przede wszystkim to TY POWINNAŚ BYĆ NAJWAŻNIEJSZA. Mamusia już spełniła swoją rolę wychowując go. To już dorosły facet i powinien się tak zachowywać. Co to za czasy żeby kobieta zajmowała się wszystkim ?

Nie bój się podejmować twardych kroków. Pomyśl, że jeśli tego nie zrobisz będziesz stała w miejscu.

 

Pomyśl o tym, że przy tym facecie spędzisz CAŁE ŻYCIE. Czy naprawdę tak sobie swoje życie wyobrażałaś ?

 

Moja przyjaciółka też jest otyła. Co chwilę się z kimś spotyka ;) nie każdy lubi chude szkapy. Waga nie ma znaczenia. Jeśli czegoś zapragniesz to dostaniesz.

Albo nim potrzepiesz i odejdziesz, a on się zmieni... albo naprawdę nie jest tego wart.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeżeli ktoś nie jest kogoś wart, to bycie z kimś takim jest upokarzające i męczące.

Trzeba sobie stawiać pewne granice i postanowienia, że "ja nie zamierzam być z kimś, kto na mnie nie zasługuje".

Myślę, że to jest właśnie duży problem wielu ludzi, którzy nie potrafią sobie tego postanowić, brakuje im samooceny, również samokrytyki.

Ślepo brną w "błędne koło" takich związków.

Bo inaczej tego nie da się wytłumaczyć. Jak ktoś nie szanuje samego siebie, nie szanuje wartości, to każdy taką osobą może pomiatać i na każdym kroku.

Nie wiem skąd to się u ludzi bierze? Ale to jest społeczny problem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I takie osoby już potrzebują porady, pomocy psychologicznej.

Godzenie się, pozwalanie sobie na złe traktowanie, na nie szanowanie, jest nienormalne.

Ale to od ludzi tylko zależy, czy coś z tym zrobią, czy będą się dalej na to godzili, na własne życzenie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przez całe swoje życie byłam traktowana jak ta gorsza - jestem grubą dziewczyną o przeogromnych kompleksach, chowam się za maską uśmiechu i poczucia humoru, ale ile można. Zawsze szukałam na siłę związku, chciałam utrzymać chłopaka przy sobie za wszelką cenę, będąc przerażona wizją bycia samą.

 

Gdybyś polubiła siebie, miała poczucie własnej wartości, nie oceniałabyś siebie tak surowo. Czas uwierzyć w to, że zasługujesz na prawdziwą miłość, a nie ochłapy.

 

A tu nagle pojawiłam się ja(...)olewająca opinię innych ludzi.

 

Gdybyś tak naprawdę olewała te opinie, nie czułabyś się gorsza.

 

Zamieszkałam razem z chłopakiem w domu jego i jego matki (ona aktualnie mieszka w wiosce niedaleko, opiekuje się babcią faceta mojego), ale nigdy nie poczułam się tutaj domownikiem. Na początku reagowałam na te drobne sugestie że niby sąsiedzi się śmieją, że firanki niezmienione, że ona tutaj nie może przyjeżdżać bo nie zniesie tego bałaganu który tu zrobiłam, po pewnym czasie teściowa się rozkręciła i waliła konkretnymi szpilami prosto w serce.

Czyli to nie jest dom Twojego faceta, ale właścicielką jest matka. To trochę jakbyś była jej lokatorką. Niekomfortowa sytuacja. A ona jeszcze traktuje Cię jak intruza.

Oburzająca jest reakcja Twojego faceta. W ogóle Cię nie obronił przed matką. A powinien ją zrugać za takie traktowanie swojej partnerki. Pokazał tym samym, czyjej kobiety zdanie w jego życiu będzie zawsze na pierwszym miejscu...

 

Mój chłopak nie jest złym facetem. Jak trzeba gdzieś jechać, to mnie zawiezie, robi zakupy, nie zdradza mnie ani nie ogląda się za innymi. Ale niestety jest okropnie leniwy i bezkarny, matka go nauczyła że nie musi nic robić bo ona to zrobi za niego. Ma swoją robotę na wsi, u swojej babci na gospodarce, i wiem że musi się tym zająć i nigdy mu z tego powodu problemów nie robiłam. Ustaliliśmy że ja zajmuję się domem a on podwórkiem i kotłownią. W praktyce wygląda to tak że wracamy po pracy, od dorzuci do pieca i siada przed komputer a ja rozkładam zakupy, zmywam ,wstawiam pranie, zamiatam etc. O rachunkach pamiętam ja, o zakupach też ja, gdzie co jest w domu też muszę pilnować, grafik w pracy też zapamiętuję ja.

 

Jego zalet to Ty na siłę szukasz. To co robi to akurat poziom podstawowy i dziwne by było, gdybyś musiała go o to prosić.

 

Jak pójdziesz do pracy, to nie wyrobisz. On Cię nie odciąży z żadnych obowiązków. Jesteś po prostu dla niego drugą matką, a nie partnerką.

 

Komputer to chyba jego druga miłość po matce. Potrafi zarwać noce żeby tylko posiedzieć przed komputerem, wstaje dwie godziny wcześniej żeby pooglądać anime. Nieraz nie odzywa się do mnie cały dzień bo siedzi wgapiony w monitor.
.

 

Ja pierd... po co Ci taki facet, który nawet z Tobą nie ma ochoty gadać? Na początku pisałaś, że przeraża Cię bycie samej, ale czy bycie w związku z facetem o umyśle piętnastolatka nie przeraża Cię jeszcze bardziej?

 

Zaczęłam mieć myśli samobójcze, dwa tygodnie temu byłam bliska żeby to zrobić... Zadzwoniłam do swojej mamy i dopiero po długiej rozmowie z nią zrozumiałam że muszę iść do lekarza. Chłopakowi powiedziałam że dajemy sobie miesiąc na ocalenie tego związku albo ja odchodzę. Powiedziałam mu że potrzebuję teraz jego wsparcia, że to on mnie musi teraz "ponieść" na ramionach swoich, że nie mogę już dłużej mieć takiej presji na sobie. Przez miesiąc nie zauważyłam z jego strony żadnej inicjatywy. Prosiłam go żeby porozmawiał ze swoją matką, dał jej w końcu do zrozumienia że chcemy stworzyć dojrzały związek bez jej wtrącania się i wiecznego krytykowania mnie. Nic nie zrobił w tym kierunku, bo boi się sprawić matce przykrość. Zażądałam, żeby zadzwonił przy mnie i z nią o tym pogadał, nie był w stanie tego zrobić.

 

Nie możesz na niego liczyć. Dałaś mu szansę, olał to. On Cię kompletnie nie rozumie, nawet się nie stara wczuć w to co przeżywasz. Myślę, że z jego strony to nie jest miłość, tylko wygodnictwo. Prędzej czy później i tak się to rozleci. Musisz stamtąd wiać, im prędzej, tym lepiej.

 

Dobry z niego chłopak

raczej poniżej przeciętnej, skoro Cię nie docenia. Uwierz, zasługujesz na kogoś 100 razy lepszego. Zerwać kontakt, zająć się sobą.

 

Tyle nadziei już włożyłam w ten związek i nadal jest jak było. Czy robić sobie nadzieję i liczyć że coś się zmieni czy sobie odpuścić. Sama już nie wiem. Do domu rodzinnego mogę wrócić w każdej chwili, wiem że moja rodzina mi pomoże ile będzie trzeba. Czy może powinnam się przyzwyczaić do tego i żyć dalej ze świadomością że nic się nie zmieni?

 

Wracaj do domu i układaj swoje życie, nie marnuj czasu na usługiwanie beznadziejnemu maminsynkowi. Jego relacje z matką są niepokojące! Oby nie doszło tam do jakiejś patologii, słyszałam o przypadkach gdzie np 40-latek sypiał w jednym łóżku z 70-letnią mamusią.... :hide:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×