Skocz do zawartości
Nerwica.com

Leki Homeopatyczne


Gość s

Rekomendowane odpowiedzi

heh.....mysle ze każdy najpierw sam zaczyna na własna reke

 

sie leczyc:)))) brałam kiedys homeopatyczne leki....niestety mojego problemu nie rozwiązały! Te problemy tkwią w naszej

 

główce...i nasze myslenie zeszło na złe tory, a leki nie sa w stanie tego odwrócić:)))) Wiesz mysle ze szkoda czasu i

 

pieniędzy na homeopatię przy nerwicy, ja bym proponowała bardziej rozsądne rozwiązanie...-poradnie

 

psychologiczną:)))))))))))))

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rzadko się odzywam na forum ale poruszyły mnie wasze

 

wypowiedzi na temat homeopatii. Czy ktoś wyżej zapisany korzystał z homeopatii takiej profesjonalnej, pod okiem dobrego

 

lekarza? Ja korzystam z homeopatii od bardzo długiego czasu. I stwierdzenie, ze szkoda pieniędzy, uważam za błędne. Fakt,

 

leczenie nerwicy lekami homeopatycznymi nie trwa tydzień. Przy stosowaniu psychotropów efekt widoczny jest dość szybko.

 

Nerwicy nie dostaje sie w ciągu jednego dnia. Składa sie na nią szereg doświadczeń życiowych, różnych sytuacji. Więc leczenie

 

homeopatyczne tez musi trochę potrwać. W moim przypadku leczenie trwa ok5 lat i w tej chwili mogę powiedzieć, że jestem

 

zdrowa. Bywają jeszcze chwile gorsze ale każdy je miewa. To co przeżywałam 5 lat temu to był koszmar, teraz te gorsze chwile

 

to pryszcz. Postanowiłam sobie na początku choroby, ze nie wezmę żadnych psychotropów i dotrzymałam słowa. Homeopatia pod

 

okiem mojej lekarki uratowała mnie. Wizyty u niej były też formą psychoterapi , bo mogłam się u niej wygadać i wypłakać a jak

 

gadałam głupoty to mnie zbeształa i postawiła na nogi.I za to będę chwalić i lekarke i homeopatię. Trzeba tylko samozaparcia

 

i wiary. Ja mam i jedno i drugie. A psychotropy to jedynie pójście na łatwiznę. Bo tylko sie trujecie i nic z tego nie

 

wynika. :D Moje dzieci też są pod opieką homeopatki. I dzięki temu pięknie się rozwijają i są zdrowe.Pozdrawiam wszystkich

 

niedowiarków.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie jestem przeciwnikiem lekow homeopatycznych!!!Ani zadnych

 

innych,w tym ziolowych.Tylko jestem przeciwnikiem stosowania ich na" wlasna reke".Bez konsultacji z lekarzem.Na takie

 

samodzielne leczenie naprawde szkoda kasy.A czy"psychotropy "to pojscie na latwizne?Chyba jednak nie!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak myslałam że sie odezwiesz. Kupując nawet samodzielnie

 

leki homeopatyczne tzw kmpleksy nie tracimy tak wiele kasy. Ale fakt, że w zaawansowanej nerwicy niewiele one pomogą. Wizyta

 

u homeopaty dobrego, posługującego sie swoim rozumem nie różdżką, bo i o takich słyszałam, nie jest wyzuceniem

 

pieniędzy.

Natomiast psychotropy likidują objawy zewnętrzne, a to co jest w nas nadal pozostaje. Homeopatia natomiast

 

działa trochę na naszą psyche. Nie umiem tego wytłumaczyć fachowo, ale tak jest. Jeśli ktoś jest zamknięty w sobie, wszystkie

 

emocje tłumi,co jest złe dla człowieka, to biorąc odpowiednio dobrane leki może zmienić swoje zachowanie. Nie chodzi o to że

 

z cichej nieśmiałej osóbki zrobi sie choleryk. Dana osoba będzie umiała wyrażać swoje uczucia itd. Rozumiesz mnie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tylko ze te "objawy zewnetrzne" nieraz tak paralizuja

 

zycie,ze nie da sie normalnie funkcjonowac.Zycie staje sie piekłem.Dosłownie.Wtedy "psychotropy"sa wybawieniem.Wtedy dopiero

 

mozna myslec o psychoterapi.To prawda,wiara w dzialanie lekow/WSZYSTKICH/to podstawa w leczeniu.Pozytywne nastawienie to

 

połowa sukcesu.Staram sie zrozumniec.....PS.Dlaczego myslalas,ze sie odezwe.......

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W jaki sposob leki homeopatyczne

 

moga dzilac na nasza psychike? chyba na zasadzie wiary.....

Dokladnie,a wiara czyni ........Ale przy

 

naprawde duzych"zaburzeniach nerwicowych"to pozostaja tylko"psychotropy".Przynajmniej w poczatkowej fazie leczenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Drogi -a Korku jak pisałam to tylko ty przeglądałeś to forum.

 

A jak zauważyłam jesteś bardzo aktywnym użytkownikiem forum i chwała Ci za to. Może i macie rację częściowo. Moje lęki nie

 

były tak paraliżujące. Miałam je wieczorami, gdy byłam sama w domu z dziećmi, gdy byłam bardzo zmęczona po pracy (pracowałam

 

na noce- jestem pielęgniarką). Pojawiała sie lęk przed wyjściem z domu, czy pójściem do kościoła, ale walczyłam z nim.

 

Pomogła mi w tym książka oswoic lęk. Uważma, że praca nad swoją psychiką nawet bez psychologa daje wspaniałe rezultaty i

 

stosowanie homeopatii. Jestem tego żywym przykładem.Do psychologa zapisałam sie dwa tygodnie temu. Bo stwierdziłam, że chyba

 

jeszcze coś we mnie jest co mnie gryzie. A wiara naprawdę czyni cuda. Pracując w oddziale chirurgicznym miałam tego

 

kilkakrotnie dowody. Pozdrawiam was serdecznie. I ciesze się że mogę z wami troche pogadać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Praca nad samym sobą to podstawa.Codzienna,ciężka praca.Do

 

tego WIARA,że sie uda pokonac wszelkie lęki..Do tego "psychoterapełci"i czasami farmakologia.Recepta jest

 

prosta.Realizacja"recepty"niestety,czesto, jest bardzo trudna.Ale zawsze trzeba miec nadzieje.......Pozdrawiam Magdo.....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam!!!

Patrząc na wasze wypowiedzi tj. Magdy i Korka

 

jako osoba trzecia moge stwierdzić że oboje macie racje.... To prawda, że wiara w wyleczenie jest połową sukcesu i że

 

niektórym homeopatia pomaga (i wcale nie jest stratą pieniędzy, pod warunkiem że trafimy na odpowiedniego lekarza), ale

 

istnieje tu druga strona medalu. Homeopatia bedzie działać tylko na osoby w nią wierzące. Jeżeli chora osoba bedzie

 

podchodziła do takiego leczenia sceptycznie, to nie da ono żadnych pozytywnych rezultatów. ...

Tak samo jest i w przypadku

 

leków psychotropowych. Tu też ważna role odgrywa wiara w ich działanie. Rezultaty w leczeniu daja one znacznie szybciej niż

 

homeopatia, ale i szybciej po leczeniu lekami nerwica może powrócić. Zdarzaja sie przypadki kiedy leki są ostatnia deska

 

ratunku, kiedy lęki paraliżują nam całe życie. Wówczas nawet nie mamy siły na pozytywne myślenie, nie mówiąc już o wierze w

 

wyleczenie. W takim przypadku homeopatia nie podziała, gdzyż w naszym umyśle wytworzy się bariera blokująca. W takim momencie

 

chora osoba oczekuje szybkiego poprawienia stanu umysłowego, a niestety leczenie homeopatyczne trwa zbyt

 

długo.......

Dlatego można by połączyć te dwie metody leczenia. Zapewne dały by zadawalajace rezultaty tj. na początku w

 

zbyt złym stanie psychicznym- leki psychotropowe, a po jego poprawienu homeopatia.....

Myślę, że wasze przepychanki do

 

niczego nie doprowadzą, ponieważ obydwoje macie racje. Ja nie biore leków, ani nie chodzę na terapie homeopatyczną, ale czuje

 

sie prawie wyleczonym. Nerwica już prawie w żadnym stopniu nie paraliżuje mi życia....

Pozdrawiam!!!! :D:D:D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To nie miały być przepychanki. Każdy ma swoją rację, a my

 

tylko wymieniamy poglądy :D. Wiara, właśnie. Ja jestem osobą wierzącą. Regularnie chodzę do kościoła, przyjmuję sakramenty. I

 

to też bardzo mi pomaga w przezwyciężaniu trudności i lęków. Wydaje mi sie,że większość osób, które pojawiają się na tym

 

forum to osoby młode, średnia wieku ok 20 lat( mogę się mylić :) ale czytając posty nigdy nie trafiłam na list, w którym

 

ktoś mówiłby o modlitwie, wierze w Boga itp. Czy to jest nie istotne, czy wszyscy są osobami niewierzącymi?? Czy wiara w Boga

 

jest nie na czasie? Nie bierzcie mnie czasem za dewotkę. Pytam teraz z ciekawości. Jak to jest. Może odpowie mi ktoś

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Magda, bardzo sie ciesze, że nie wsztydzisz sie swojej wiary.

 

A jezeli chodzi o wiare, to wydaje mi się, że w dzisiejszych czasach jej miejsce zajęła pogoń za pieniadzem. To dobrze, że

 

chodzisz do Kościoła (wcale nie znaczy to, że jesteś dewotką i daj o sobie tak mówić). Ja niestety przestałem do niego

 

chodzic jakieś 4 lata temu, nie z powodu choroby (bo wówczas byłem zdrowy), tylko dlatego iż u nas w Kościele głównym tematem

 

jest polityka. można by powiedzieć, że do Kościoła nie chodzi się dla księdza, tylko dla Boga, ale trudno wysiedzieć przez

 

godzinę czasu nie słuchając kazań. Krótko mówiąc jestem wierzącym niepraktykującym, a do Kościoła chodze wtedy kiedy czuje

 

wewnętrzną potrzebę, ale nie na mszę........

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pieniądze rzecz nabyta obecnie ich niemam. Mąż nie ma pracy i

 

też jest wierzący, niepraktykujący. Jest mi z tym źle i czasami myslę, że gdyby zaczął sie modlić nasze życie poprawiłoby

 

się. Na chwilę obecną modlę się za nas oboje. I to mi daję ogromną siłę. Trochę się nie dziwię , że polityka w kościele

 

odrzuca. Tak nie powinno być. Ja chodzę na msze dziecinne i tam polityka nie sięga. A z kazań dla dzieci naprawdę można dużo

 

wynieść :D . Może i ty Dark spróbuj tego. :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Madziu, a kto dzis ma pieniadze......

Chodziłem też i na

 

dziecęce msze, ale i tam nie obyło się bez polityki, tylko w łagodniejszej wersji. A jeżeli o nią (polityke) chodzi, to

 

równie dobrze moge posłuchac radia....

Tak to już jest u nas w Kościele, wiele wienych zrezygnowało z chodzenia do niego.

 

A następny Kościół jest 15 km ode mnie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

DEWOTKE ?Magdo bez przesady.Prawde mowiac zazdroszcze

 

ludziom głeboko wierzącym w Boga.Im jest łatwiej,majac oparcie we wierze.Łatwiej im życ,łatwiej pokonywac trudnosci.Łatwiej

 

tez walczyc z chorobami w tym z nasza Nerwiczka.U mnie coś słabo z tą wiarą.Niestety..........Ps.To nie miały byc

 

przepychanki i nie były....Pozdrawiam Magdo....

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja powstrzymuje sie od okreslania siebie jako " wierząca,

 

niepraktykująca" - faktycznie wiara polega na praktykowaniu jej, bo na czym innym? W moim życiu jest bardzo mało Boga........

 

nie chodze do kościoła, nie modlę się...... tak jak Korek bardzo zazdroszczę ludziom głęboko wierzącym......

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Olu z moją wiarą też było na bakier. Chodziłam do kościoła,

 

bo tak mnie nauczyła mama. Jak nie poszłam, to miałam wyrzuty sumienia. Wiele sie zmieniło jak poszłam do spowiedzi po jakimś

 

okropnym ataku. Rozpłakałam sie przy konfesjonale i powiedziałam, że się boję. Ksiądz polecił mi odmawianie różańca, ale nie

 

odklepanie, ale tak z łezką w oku czyli z serca. zaczęło pomagac i pomaga do tej pory.Wtedy na nowo zaczęła sie moja podróż.

 

Jeste wdzięczna temu ksiedzu, ale niestety nie ma go już w mojej parafii.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przez pojecie "wierzący niepraktykujący" rozumiem to, iż

 

wierzę w Boga, żyję wg. przykazań i odmawiam modlitwy (nie codziennie, ale często). Jednak nie chodze do Kościoła z w/w

 

powodów. Dla niektórych takie określenie może wydać się śmieszne, dla mnie nie jest. Ogólnie mówiąc Bóg jest obecny w moim

 

życiu na codzień.....

Również zazdroszczę ludziom tego, iż bez problemu mogą iść do Kościoła i pomodlić się w spokoju.

 

Tego że ich wiara jest silniejsza od mojej i maja w niej wsparcie, jak i również w księdzu. U nas niestety tak nie jest.

 

Kiedyś poszedłem do spowiedzi, postanowiłem wyspowiadać się tak od serca (bo nie byłem grzecznym chłopcem). Poczułem siłe

 

nawrócenia, ale szybko mi przeszło..... Kiedy proboszcz na mszy wkleił w kazanie moje grzechy...... Szkoda że nie pokazał

 

palcem, ale i tak wystarczył mi jego wzrok wpatrzony we mnie. Poczułem sie zdradzony....(to działo sie przed chorobą i było

 

głownym powodem, obok tematu polityki, przez który przestałem chodzic do Kościoła).....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przez pojecie "wierzący

 

niepraktykujący" rozumiem to, iż wierzę w Boga, żyję wg. przykazań i odmawiam modlitwy (nie codziennie, ale często). Jednak

 

nie chodze do Kościoła z w/w powodów. Dla niektórych takie określenie może wydać się śmieszne, dla mnie nie jest. Ogólnie

 

mówiąc Bóg jest obecny w moim życiu na codzień.....

 

Wcale nie uważam tego określenia za

 

śmieszne, ale za wewnętrznie niespójne. Jeśli chodzi o kazania - dla mnie to jest rzecz, którą kościół powinien się naprawde

 

zająć, ale nie wyobrażam sobie swojej wiary bez sakramentów :!:

"Niepraktyka" to modne określenie na czysto ludzkie

 

lenistwo, polityka jest tu wiecznie dyżurnym argumentem. Ale w praktyce tej "niepraktyki", ludzie nie tylko przestają chodzić

 

do kościoła, ale tak na prawde wiara istnieje u nich tylko w okresie świąt i jest ona bardzo "świecka" :wink:

I tutaj ci

 

powiem, że mnie troche zaskoczyłeś. Ja, m.więcej po bierzmowaniu stwierdziłem że modlitwa(poza kościołem) zwłaszcza

 

wieczorem/rano jest po prostu dziecinna. Od niedawna jednak znowu zacząłem się modlić i teraz widze, że nawet gdy regularnie

 

chodziłem na msze i przyjmowałem sakramenty wszystko było takie "symboliczne" i jakoś z dala ode mnie. W moim odczuciu

 

modlitwa to nawet swojego rodzaju spowiedz, nie wiem jakoś tak mam, że się strasznie emocjonuje kiedy mam sobie pogadać z

 

"Szefem". Dlatego jeśli mówisz że się modlisz to wg mnie, aż taki do końca niepraktykujący to nie jesteś :wink:

 

 

 

Również zazdroszczę ludziom tego, iż bez problemu mogą iść do Kościoła i pomodlić się w

 

spokoju. Tego że ich wiara jest silniejsza od mojej i maja w niej wsparcie, jak i również w księdzu. U nas niestety tak nie

 

jest. Kiedyś poszedłem do spowiedzi, postanowiłem wyspowiadać się tak od serca (bo nie byłem grzecznym chłopcem). Poczułem

 

siłe nawrócenia, ale szybko mi przeszło..... Kiedy proboszcz na mszy wkleił w kazanie moje grzechy...... Szkoda że nie

 

pokazał palcem, ale i tak wystarczył mi jego wzrok wpatrzony we mnie. Poczułem sie zdradzony....(to działo sie przed chorobą

 

i było głownym powodem, obok tematu polityki, przez który przestałem chodzic do Kościoła).....

 

No

 

niestety, na tym polega nasza choroba, z drugiej jednak strony - wiara to też łaska. :( Za to jeśli chodzi o tego klechę, to

 

poprostu ręce mi opadły :!::!::!: nawet jeśli nie pokazał palcem to w pewien sposób złamał przysięgę spowiednika :!: to

 

tak jakby twój lekarz udostępnił nam twoją kartotekę na forum :wink: ja bym tego tak nie zostawił :evil::evil:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×