Skocz do zawartości
Nerwica.com

Witam, moja historia


Ravyna

Rekomendowane odpowiedzi

Pisałam, to porozmawiamy chwilę, potem mówi, że rozmowa ze mną go tylko denerwuje i idzie. Bardzo zależy mi na tym, aby mieć zdrowe relacje jeszcze przez ten wspólny czas, myślałam nawet nad tym, aby bez rozmowy po prostu zacząć działać. Znaleźć chwilkę na spędzenie wspólnie czasu, wyjść gdzieś. Ale boję się, że będę tylko zabawką, na wolne chwile. Że znów powtórzą się jego chamstwa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wspólne, wspólne... skoro on tak, to Ty zajmij się sobą. Da się przecież zająć tylko sobą mieszkając razem, bez przesady. Zorganizuj sobie czas bez niego. "Zabezpiecz się" przed jego zachowaniem właśnie w taki sposób. Skup się na sobie SAMEJ a nie na Was czy na nim. Bądź ważna sama dla siebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pisałam, to porozmawiamy chwilę, potem mówi, że rozmowa ze mną go tylko denerwuje i idzie. Bardzo zależy mi na tym, aby mieć zdrowe relacje jeszcze przez ten wspólny czas, myślałam nawet nad tym, aby bez rozmowy po prostu zacząć działać. Znaleźć chwilkę na spędzenie wspólnie czasu, wyjść gdzieś. Ale boję się, że będę tylko zabawką, na wolne chwile. Że znów powtórzą się jego chamstwa.

 

Ravyna, pisząc "kocham go" informujesz o swoim emocjonalnym uzależnieniu. Jednocześnie sama widzisz, że związek z gościem nie ma sensu (niezależnie od przyczyny). Na to nakłada się konieczność wspólnego mieszkania - co jest okolicznościa fatalną w obecności emocjonalnego uzależnienia. W tej sytuacji próby w rodzaju: "Znaleźć chwilkę na spędzenie wspólnie czasu, wyjść gdzieś" to proszenie się o kłopoty. Moim zdaniem rozmowa powinna dotyczyć jedynie regulacji waszych stosunków na poprawnym poziomie, bez dążenia do jakiejkolwiek intymności.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bonus, a może to po prostu kwestia doświadczeń? Tak zwyczajnie... raz czy drugi się sparzysz, to potem się nauczysz, różowe okulary spadają... Trudno wymagać od nastolatek na przykłąd, żeby myślały rzeczowo i konkretnie. Zawsze idealizują. Zawsze dają się ponieść emocjom. To jest urocze z jednej strony, ale z drugiej cholernie potem bolesne...

Moim zdaniem zwyczajnie doświadczenia kształtują człowieka.

Oczywiście, zgadzam się.

Dzisiejsza rzeczywistość jest taka, że to te młode, nastoletnie dziewczyny są najbardziej naiwne i łatwowierne.

One mają tylko w głowie: zabawy, imprezy, seks z byle kim i zero odpowiedzialności.

Nie twierdzę, że wszystkie takie są, ale jest sporo, takich nastolatek.

Dlatego jest łatwo wykorzystać takie, młode dziewczyny, i tak się dzieje.

 

Myślę, że tutaj jest potrzebna edukacja i uświadamianie takich, nastoletnich dziewczyn, jakie są zagrożenia i sytuacja, wynikająca z braku odpowiedzialności za swoje zachowania.

To w Polsce jest potrzebne, bo to, co się teraz dzieje z młodzieżą, jest przerażające.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też tak uważam, zresztą, taka rozmowa jest bez sensu. Chcę, abyśmy ustalili jakieś zasady, jeśli chodzi o dalsze mieszkanie razem i życie przy sobie, przez te kilka miesięcy, o to, aby zrozumiał, że potrzebuję, aby zachowywał się z jakimś szacunkiem, bo to, co teraz robi bardzo mnie niszczy.

Nie dawaj się wykorzystywać, dziewczyno.

Nie bądź naiwna.

Takich typów, jak ten gość, to teraz jest wiele.

Oni tylko czekają na to, żeby wykorzystać nie jedną dziewczynę.

Nie pozwalaj sobie na to, żeby ktoś Cię nie szanował. Musisz mieć jakieś postanowienie i tego się trzymać.

 

Natomiast, jeśli chodzi o "inne kontakty z kobietami", to on ma do tego prawo.

Jeżeli chodzi o normalne relacje, kontakty, to co jest złego w tym, żeby mieć koleżanki?

Nie liczy się tylko osoba w związku.

Inni ludzie też się liczą, a nikt nie ma nikogo "na własność".

Ja nie zgadzam się z takim myśleniem, że "jak ja już z kimś jestem, to liczy się tylko ta osoba i nikt inny".

Nie ma żadnych ograniczeń w związkach.

To jest głupie myślenie niektórych ludzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Natomiast, jeśli chodzi o "inne kontakty z kobietami", to on ma do tego prawo.

Jeżeli chodzi o normalne relacje, kontakty, to co jest złego w tym, żeby mieć koleżanki?

Nie liczy się tylko osoba w związku.

Inni ludzie też się liczą, a nikt nie ma nikogo "na własność".

Ja nie zgadzam się z takim myśleniem, że "jak ja już z kimś jestem, to liczy się tylko ta osoba i nikt inny".

Nie ma żadnych ograniczeń w związkach.

To jest głupie myślenie niektórych ludzi.

 

Myślę,że nie chodziło o zwykłe kontakty. Chociaż w sumie nie wiem, tak założyłam, że chodziło o jakieś gierki na boku, tak?

No bo o zwykłe kontakty, to bez przesady... ludzie będą wszędzie,... nie da się zamknąć przecież. Tak to już bywa w relacjach, że nawet będąc w związku flirt się zdarzy... byle nic więcej. Najważniejsze, to umieć trzymać odpowiednią odległość i nie przekraczać granic.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No ale nie chodzi żadne zdradzanie, nie szanowanie kogoś.

Po prostu, "bycie z kimś", to nie jest więzienie, jak myśli wielu ludzi.

Oczywiście, trzeba się trzymać pewnych granic, ale bez przesady.

Są rzeczy, które nie są zabronione i nikt nie może komuś, czegoś zabraniać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mamy po dwadzieścia kilka lat, studiujemy. Próbowałam, zawsze efekty były chwilowe.

 

Z reguły jestem cierpliwa, niestety takie sytuacje doprowadzają mnie do szewskiej pasji. Dodam, że wcześniej przyjaźniliśmy się, nie mam za bardzo nikogo tak bliskiego, jak był mi ten człowiek. :)

A od rozmowy oczekuję jedynie zrozumienia, tego, że potrzebuję pomocy w poradzeniu sobie z moimi "małymi" problemami. Oczekuję też, aby przyznał się do winy - choć to głupie, ale mam okropne poczucie niesprawiedliwości.

 

 

Niestety... Prawda jest taka, że gdyby jemu zależało- dowiedział by się na temat Twojej choroby... Jak Ci pomóc..

Mam podobną sytuację i bardzo trudno mi się żyje...

I jak mam być szczera- to wszelkie rozmowy pomagają tylko na chwilę, a po paru dniach jest znowu tak samo...

Robi tak od samego początku naszej znajomości... Od tego czasu moja samoocena zeszła poniżej zera..

Czuję się jak nic nie warty śmieć...

Więc jedyne co ja mogę doradzić- to zakończenie tego związku, chyba, że znasz go na tyle dobrze, że wiesz, że zacznie Cię szanować.

Prawda jest taka, że jak chcesz wiedzieć jak mężczyzna będzie Cię traktował- bardzo łatwo sprawdzić... Wystarczy poobserwować jak się odnosi do własnej matki...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No ale nie chodzi żadne zdradzanie, nie szanowanie kogoś.

Po prostu, "bycie z kimś", to nie jest więzienie, jak myśli wielu ludzi.

Oczywiście, trzeba się trzymać pewnych granic, ale bez przesady.

Są rzeczy, które nie są zabronione i nikt nie może komuś, czegoś zabraniać.

 

Ośmielę się nie zgodzić...

Takie stwierdzenia dotyczą obu stron.

To jest jak umowa.

Ja godząc się na związek z kimś mam pewne oczekiwania i partner ma.

Jeżeli obie strony o tym wiedzą i godzą się na stworzenie związku- to nie mogą "łamać zasad umowy" , bo wtedy umowa przestaje być ważna.

Proste.

Jak ja nie chcę, żeby flirtował z koleżankami z pracy, bo sprawia mi to przykrość i ból- to on wiedząc o tym, a mimo to robiąc to... "Zrywa warunki umowy"

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

...Prawda jest taka, że jak chcesz wiedzieć jak mężczyzna będzie Cię traktował- bardzo łatwo sprawdzić... Wystarczy poobserwować jak się odnosi do własnej matki...

Bzdura.

Jeszcze z maminsynkiem nie miałaś do czynienia.

 

 

Tak? Ciekawe.

Wyobraź sobie, że miałam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No ale nie chodzi żadne zdradzanie, nie szanowanie kogoś.

Po prostu, "bycie z kimś", to nie jest więzienie, jak myśli wielu ludzi.

Oczywiście, trzeba się trzymać pewnych granic, ale bez przesady.

Są rzeczy, które nie są zabronione i nikt nie może komuś, czegoś zabraniać.

 

Ośmielę się nie zgodzić...

Takie stwierdzenia dotyczą obu stron.

To jest jak umowa.

Ja godząc się na związek z kimś mam pewne oczekiwania i partner ma.

Jeżeli obie strony o tym wiedzą i godzą się na stworzenie związku- to nie mogą "łamać zasad umowy" , bo wtedy umowa przestaje być ważna.

Proste.

Jak ja nie chcę, żeby flirtował z koleżankami z pracy, bo sprawia mi to przykrość i ból- to on wiedząc o tym, a mimo to robiąc to... "Zrywa warunki umowy"

 

No ale nie jesteś z parterem w pracy, więc nie wiesz czy flirtował.... Nie popadajmy w paranoję.

Przecież to jest spontaniczne. Przekomarzanie się, żartowanie. Przecież związek nie oznacza bycia drewnem i ślepcem. Ja zawsze byłam na luzie. Z resztą musze stwierdzić, że tylko raz w pracy trafiłam na totalnego chama, który miał swoją kobietę wiedział, że mam faceta i proponował mi spotkanie u niego w domu... Oczywiście spuściłam go na drzewa, ale przed tą historią dobrze nam się rozmawiało zwyczajnie. Nie pomyślałabym nawet, zeby podać mu numer swój czy spotkać poza pracą. No ale przecież bez przesady. Każdy przywoity facet czy kobieta jeśli wie, że druga strona ma kogoś, to nie będzie do niczego namawiać, nic proponować. Na zabawie słowem się skończy.

 

Z ta matką to różnie. U jednego byłego rzeczywiście się sprawdziło, ale u poprzedniego faceta nie - mamusia na pierwszym miejscu...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No ale nie chodzi żadne zdradzanie, nie szanowanie kogoś.

Po prostu, "bycie z kimś", to nie jest więzienie, jak myśli wielu ludzi.

Oczywiście, trzeba się trzymać pewnych granic, ale bez przesady.

Są rzeczy, które nie są zabronione i nikt nie może komuś, czegoś zabraniać.

 

Ośmielę się nie zgodzić...

Takie stwierdzenia dotyczą obu stron.

To jest jak umowa.

Ja godząc się na związek z kimś mam pewne oczekiwania i partner ma.

Jeżeli obie strony o tym wiedzą i godzą się na stworzenie związku- to nie mogą "łamać zasad umowy" , bo wtedy umowa przestaje być ważna.

Proste.

Jak ja nie chcę, żeby flirtował z koleżankami z pracy, bo sprawia mi to przykrość i ból- to on wiedząc o tym, a mimo to robiąc to... "Zrywa warunki umowy"

 

 

Umowa... a gdzie zaufanie? Nie pamiętam, żeby zaczynała związek od ustalania reguł. To juz nawet ja czuję się jakoś nadzorowana i ograniczona. Niech kazdy będzie sobą... Każdy wie, że nie chce być zdradzany, niech więc nie zdradza. Każdy wie czy podobałoby mu się pisanie smsów o oczywistym charakterze przez partnera... niech więc sam tego nie robi. To są rzeczy oczywiste wg mnie, że pewnych rzeczy się nie robi.

A moim sposobem na rozeznanie jest jedna rzecz - jesli okazuje się nagle, że chowasz telefon, że nie jesteś do końca szczery/a z partnerem i kręcisz, nawet małymi kłamstewkami, to oznacza, że już jesteś nie w porządku, bo musisz kłamać. A kłamiesz, bo wiesz, że gdyby partner usłyszał prawdę, to by go to skrzywdziło, że to jest po prostu nie uczciwe i jest zagrożeniem dla związku.

O takich rzeczach jak flirt, to się nawet nie mówi, o tym się zapomina za chwilę, jeśli jest na prawdę niewinne i już więcej do tego nie wraca.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To jest oczywista sprawa, że obie strony muszą ustalić, konkretnie, czy chcą być razem czy też nie.

Nie jedna strona to ustala, tylko dwie strony.

Zgadzam się z tym, że, jeśli chce się być razem, ustala się to, to są zasady, jest pewna "umowa".

Ale tak jest wtedy, gdy oboje ludzi się szanuje, wzajemnie, mają zaufanie, nie okłamują się, nie oszukują się.

 

Wtedy są najważniejsze wartości i tej "umowy" trzeba się trzymać.

To się wszystko zgadza.

Ale nie mogę się, do końca zgodzić, że, mimo "bycia razem", ja się czuje w związku ograniczany, odbierana mi jest wolność, swoboda, do której mam prawo.

 

I to nie jest żadne "zrywanie umowy", tylko korzystanie ze swoich praw.

Co do "kontaktowania się z innymi kobietami", to ja w tym nie widzę nic złego. To są normalne znajomości: kolega - koleżanka i tyle.

Nie ma tu mowy o żadnej zdradzie i "ranieniu kogoś".

Jak można kogoś ranić tym, że ktoś, będąc w jakimś związku, kontaktuje się z innymi kobietami, bo są to normalne znajomości?

Taka "zazdrość" musi mieć uzasadnienie. Muszą być do tego podstawy.

Głupia, bezmyślna zazdrość, jest nie na miejscu.

 

Tak to wygląda.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jak się człowiek decyduje być w związku to zawsze będą problemy większe lub mniejsze ,no tak to już jest

albo być samemu i nie masz problemów ale jest samotność a to według mnie najgorsze

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

albo być samemu i nie masz problemów ale jest samotność a to według mnie najgorsze

 

O ja sie nie zgadzam. Osobiście wolę być sama niż nieszczęśliwa w związku tylko byle być w związku. Nie ytrzeba być samotnym tylko dlatego, że nie ma się partnera. Przecież są jeszcze inni ludzie, zajęcia... świat po prostu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gdybym ja miał szczęście do właściwej kobiety ( a nie mam ), ustaliłbym z nią, na poważnie, że chce z nią być, że musimy się na wzajem szanować, dbać o wartości, wtedy, taka "umowa" musiałaby być między nami ważna.

Ja jeszcze raz powtórzę, że nie chodzi o żadne "zdradzanie się", robienie sobie przykrości.

 

Trzeba się trzymać ustalonych zasad, jeśli obie strony, wspólnie chcą tego samego.

No ale też, żaden związek nie jest zamknięty, nie ma ograniczeń, bo wolność się należy każdemu.

 

Podam taki przykład:

 

Gdybym był w związku z jakąś kobietą i nawet, gdybyśmy ustalili ze sobą pewne zasady, byłoby dobrze między nami, ale, jeśli tej kobiecie coś by odbiło, ona chciałaby coś zmienić, gdzieś wyjechać, to ma do tego prawo.

Nie mógłbym jej zatrzymywać i siłą przy sobie trzymać.

 

Oczywiście, zależałoby mi na tym, żeby była, została, ale nie mógłbym ingerować w jej decyzję.

To, że się z kimś jest, ma się ustalone zasady, to nie znaczy, że to ma być na siłę.

Ludzie są ze sobą dobrowolnie, a nie z przymusu.

 

Albo ja chcę z kimś być, albo nie i nie ma innej opcji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

albo być samemu i nie masz problemów ale jest samotność a to według mnie najgorsze

 

O ja sie nie zgadzam. Osobiście wolę być sama niż nieszczęśliwa w związku tylko byle być w związku. Nie ytrzeba być samotnym tylko dlatego, że nie ma się partnera. Przecież są jeszcze inni ludzie, zajęcia... świat po prostu.

I tutaj się z Tobą zgodzę i popieram to.

Ja uważam tak samo.

Zdecydowanie jest lepiej być samemu, mieć spokój, niż tkwić z kimś, kto i tak na mnie nie zasługuje.

Też uważam, że "bycie z kimś" nie gwarantuje tego, że nie będzie samotności.

Bo jest setki przykładów tego, że w związkach, w których panuje pustka...jest samotność.

Brak jakiejkolwiek namiętności, uczuć, zaufania.

 

Ja się w ogóle dziwię ludziom, którzy tkwią w "toksycznych związkach", które wykańczają.

Oni godzą się na własne cierpienie.

W dzisiejszych, chorych czasach, nie często jest tak, że ktoś trafia na odpowiednie osoby i są to "wspaniałe związki".

Na to się składa wiele czynników.

Ja nie miałem nigdy do tego szczęścia, a wiem, że zasługuje na to.

Tylko czy kogoś to obchodzi, że ja na to zasługuje? Czy ktoś się tym przejmuje?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

albo być samemu i nie masz problemów ale jest samotność a to według mnie najgorsze

 

O ja sie nie zgadzam. Osobiście wolę być sama niż nieszczęśliwa w związku tylko byle być w związku. Nie ytrzeba być samotnym tylko dlatego, że nie ma się partnera. Przecież są jeszcze inni ludzie, zajęcia... świat po prostu.

I tutaj się z Tobą zgodzę i popieram to.

Ja uważam tak samo.

Zdecydowanie jest lepiej być samemu, mieć spokój, niż tkwić z kimś, kto i tak na mnie nie zasługuje.

Też uważam, że "bycie z kimś" nie gwarantuje tego, że nie będzie samotności.

Bo jest setki przykładów tego, że w związkach, w których panuje pustka...jest samotność.

Brak jakiejkolwiek namiętności, uczuć, zaufania.

 

Sama jestem przykładem. Na prawdę osamotnienie w związku jest potworne. Kiedy teoretycznie wiesz, że są takie rzeczy, w których powinno się czuć wzajemne zrozumienie a tego nie ma.

Tak dzieją się zdrady. Kiedy ludzie nie potrafią podjąć decyzji o zakończeniu a pojawia się ktoś, kto daje to wszystko - uwagę, troskę, zainteresowanie... po prostu czuje się człowiek potrzebny, doceniany. Trudno wtedy nie ulec. Emocje potrafią być jednak potężne. Ale myślę sobie, ze zdrady są wynikiem właśnie braku komunikacji, rozmowy. Ludzie bawią się czasem bez sensu w jakąś dumę w sytuacjach kiedy zrezygnowanie z niej wyszłoby tylko na dobre.

Bo związek to nie gra w końcu, tylko jakaś relacja.

 

Na pewno pojawia się ta samotność, że chciałoby się po prostu mieć kogoś obok... to raczej przecież naturalne. Tylkow nieszczęśliwym związku i tak nie ma nikogo... fizyczna obecność potrafi być żadną obecnością. A czasem jest tak, że osoba zupełnie z innej części kraju będzie Ci bliższa niż ktokolwiek na miejscu.

 

Nie będę mówić, że nie brak tej akurat relacji w pewnych momentach, bo pewnie każdemu, kto nie jest w związku brak tej relacji, ale ten brak jest mniej bolesny niż tkwienie w czymś co z każdą kolejną sytuacją wbija nóż coraz mocniej.

 

 

 

Ja się w ogóle dziwię ludziom, którzy tkwią w "toksycznych związkach", które wykańczają.

Oni godzą się na własne cierpienie.

W dzisiejszych, chorych czasach, nie często jest tak, że ktoś trafia na odpowiednie osoby i są to "wspaniałe związki".

Na to się składa wiele czynników.

Ja nie miałem nigdy do tego szczęścia, a wiem, że zasługuje na to.

Tylko czy kogoś to obchodzi, że ja na to zasługuje? Czy ktoś się tym przejmuje?

 

To są jakieś mechanizm. Często nieświadome.

Kobiety mają wszczepione przecież jeszcze stereotypy, że bez niego nie dadzą rady.Boją się zyczajnie wziąć na siebie odpowiedzialność za rozstanie.

Ja z chłopakiem nie mielismy dzieci a nie chciałam być odpowiedzialna za rozstanie. Sytuacji było tyle, w których ja się starałam, że powiedziałam dosyć. Wiedziałam, że w razie czego jego rodzinka się na mnie uwiesi. Nie miałąm sił na taka odpowiedzialność.

Na szczęście jako takie porozumienie mieliśmy, szacunek do siebie i co prawda z mojej inicjatywy wyszedł temat, ale on go pociągnął i zadecydowalismy o rozstaniu. Doskonale potrafiłam sobie wyobrazić jak wyglądałoby moje życie gdybym tego nie zrobiła. Dziękuję... postoję....

Bez kłótni, bez fochów. Zwyczajnie. Jak ludzie... a też mieszkaliśmy razem.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mamy po dwadzieścia kilka lat, studiujemy. Próbowałam, zawsze efekty były chwilowe.

 

Z reguły jestem cierpliwa, niestety takie sytuacje doprowadzają mnie do szewskiej pasji. Dodam, że wcześniej przyjaźniliśmy się, nie mam za bardzo nikogo tak bliskiego, jak był mi ten człowiek. :)

A od rozmowy oczekuję jedynie zrozumienia, tego, że potrzebuję pomocy w poradzeniu sobie z moimi "małymi" problemami. Oczekuję też, aby przyznał się do winy - choć to głupie, ale mam okropne poczucie niesprawiedliwości.

 

 

Niestety... Prawda jest taka, że gdyby jemu zależało- dowiedział by się na temat Twojej choroby... Jak Ci pomóc..

Mam podobną sytuację i bardzo trudno mi się żyje...

I jak mam być szczera- to wszelkie rozmowy pomagają tylko na chwilę, a po paru dniach jest znowu tak samo...

Robi tak od samego początku naszej znajomości... Od tego czasu moja samoocena zeszła poniżej zera..

Czuję się jak nic nie warty śmieć...

Więc jedyne co ja mogę doradzić- to zakończenie tego związku, chyba, że znasz go na tyle dobrze, że wiesz, że zacznie Cię szanować.

Prawda jest taka, że jak chcesz wiedzieć jak mężczyzna będzie Cię traktował- bardzo łatwo sprawdzić... Wystarczy poobserwować jak się odnosi do własnej matki...

Ale oczywiście, całkowicie się tutaj z Tobą zgadzam, że, jeśli chce się być razem, ustala się to, to należy się tego, wspólnie trzymać.

Obydwie strony muszą się tego trzymać.

Musi być wzajemną chęć.

Są ustalone zasady: nie ma zdrady, nie ma okłamywania się, nie ma oszukiwania się, szanuje się wzajemny szacunek i wartości.

Ale zawsze jest tak, że któraś ze stron te zasady łamie.

Często tak jest.

Ktoś nie dotrzymuje słowa.

I wtedy to nie jest w porządku, bo, rzeczywiście się kogoś rani.

 

Zgadzam się z tym, że "bycie razem" na poważnie, to jest rodzaj "umowy".

Musi być taka "umowa".

Ale jeśli ktoś nie zamierza tego dotrzymać, nie jest szczery, to lepiej nie być z taką osobą.

Wszystko musi być ustalane wspólnie, razem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Można być samemu, czyli tzw. singlem, tylko trzeba to akceptować.

Można to zaakceptować, tylko trzeba tego chcieć.

Ja tak właśnie zrobiłem i jakoś z tym żyje.

Jestem sam, bo nigdy nie mogłem trafić na odpowiednią kobietę.

Też odczuwam brak kobiety, bliskiej koleżanki, ale co mogę na to poradzić?

Przecież się nie zabiję z tego powodu.

 

Takie problemy, jakie ja miałem z kobietami, to dla żadnego faceta nie są fajne.

A nigdy nie będzie, żadnego związku, żadnych relacji, jeżeli dwie strony nie chcą tego samego.

 

To jest nierealne do zrealizowania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×