Skocz do zawartości
Nerwica.com

natręctwa na tle religijnym i skrupulatyzm


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Jakbym był w małżeństwie, to chciałbym poczynać potomstwo tak, jakby to było bez grzechu pierworodnego - w dziewiczy sposób, tak, jak została poczęta Maryja, bez stosunku genitalnego, a w sposób nadprzyrodzony (jakiś rodzaj złączenia się małżonków w jedno ciało musiałby być, ale mógłby on być np. wzajemnym ściskaniem się małżonków na stojąco, czemu nie towarzyszą uczucia seksualne ani pożądliwość w ogóle). Chciałbym, żebym i ja, i moja żona, i całe moje potomstwo poszło do Nieba na wieki (oby bez Czyśćca). In vitro to nie jest niepokalane poczęcie, nie jest to też poczęcie w sposób nadprzyrodzony. Myślę jednak, że niestety grzech pierworodny sprawił, że jedyną osobą, której zostanie udzielona łaska poczęcia w sposób taki, w jaki ludzie poczynaliby się, gdyby nie było grzechu pierworodnego, jest Niepokalana Dziewica. Teoretycznie, gdybym miał wybierać między poczęciem w wyniku stosunku genitalnego a poczęciem w wyniku nadprzyrodzonego aktu prokreacyjnego małżonków, to oczywiście wybrałbym to drugie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak pewnie wiesz niepokalane poczęcie NMP opisała bł. Katarzyna Emmerich jako właśnie pełne zachwytu obściskiwanie się. Dla mnie też czułe przytulanie to jedna z najlepszych stron bliskości. In vitro zaś to jakaś demoniczna karykatura niepokalanego poczęcia. Ale skoro pojawiła się i upowszechnia się ta karykatura może i nadejdzie czas na niepokalane poczęcie.

A pragnienie potomstwa, które bez problemu trafi do Nieba to dla mnie także najbardziej właściwa i może jedyna sensowna motywacja dla małżeństwa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Problem w tym, że odczuwanie piękna i niewinnej słodyczy, o której piszesz, biologicznie również jest na podłożu seksualnym, z tym, że jest to jakby już sam brzeg, gdzie to powiązanie nie jest bardzo widoczne. Jeśli sobie wyobrazimy seksualność jako koło, to w samym środku jest pożądanie, podniecenie, fantazje seksualne i jest to jakby baza, a im dalej jesteś od środka, tym bardziej odczucia są niewinne. Ale jeśli wytniesz środek, to nie będzie i brzegu.

Czyli uczucie słodyczy związanej z widokiem ślicznego kotka też miałoby być na podłożu seksualnym? Przytulanie dziecka przez matkę też jest na podłożu seksualnym?

 

Moim zdaniem jest na podłożu seksualnym biologicznie, co nie znaczy, że te uczucia to ukryte pragnienia seksualne i że psychologicznie mają charakter seksualny czy że coś jest w nich złego. Moim zdaniem popęd seksualny jest jak prąd elektryczny, a np. uczucie czułości czy piękna jest jak lampka. Nie jest winą lampki, że działa na prąd. To jest poza naszą świadomością i zdrowy człowiek nie odczuwa tego związku. Też bym tego nie odkryła, gdybym nie musiała kiedyś wyjść z całkowitego zobojętnienia po depresji i eksperymentach lekowych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak pewnie wiesz niepokalane poczęcie NMP opisała bł. Katarzyna Emmerich jako właśnie pełne zachwytu obściskiwanie się. Dla mnie też czułe przytulanie to jedna z najlepszych stron bliskości. In vitro zaś to jakaś demoniczna karykatura niepokalanego poczęcia. Ale skoro pojawiła się i upowszechnia się ta karykatura może i nadejdzie czas na niepokalane poczęcie.

A pragnienie potomstwa, które bez problemu trafi do Nieba to dla mnie także najbardziej właściwa i może jedyna sensowna motywacja dla małżeństwa.

Dobry post. Niestety, obawiam się, że przez grzech Adama i Ewy tylko Maryja dostąpi(ła) łaski dziewiczego poczęcia (w wyniku aseksualnego aktu prokreacyjnego współmałżonków). Gdyby nie było grzechu, to wszyscy poczynaliby się tak, jak Maryja (nie tak, jak Chrystus, bo jego Osoba (Boska) istniała i "przed" Wcieleniem, zaś w przypadku Maryi doszło do stworzenia z niczego zupełnie nowej osoby). Nawet Ewa przed grzechem została uczyniona między innymi z ciała (żebra) Adama, nie stworzona "od tak" czy identycznie jak Adam. Prokreacja, małżeństwo, rodzicielstwo są czymś bardzo ważnym, pięknym i szacownym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nawet Ewa przed grzechem została uczyniona między innymi z ciała (żebra) Adama, nie stworzona "od tak" czy identycznie jak Adam.

Dlatego kobieta powinna służyć mężczyźnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przyznam, że nie rozumiem. Jak coś może być na podłożu seksualnym, a jednocześnie nie być pragnieniem seksualnym albo nie mieć charakteru seksualnego? Jeszcze odczuwanie piękna kobiety, ok, może być na podłożu seksualnym, ale wspomnianego już kotka?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

w innym temacie zmasakrowałem już wizję piekła, tutaj jeszcze mogę dodać, że ci którzy w nią wierzą i odczytują Biblie dosłownie, a jednocześnie chcą mieć dzieci wydają mi się potwornymi ludźmi.

 

ponieważ wg ich poglądów do piekła trafi więcej niż 99,99% ludzkości więc to tak jakby grali czyimś przeznaczeniem w loterie, gdzie szansa wylosowania czegoś innego niż piekło wynosi mniej niż 1/10 000 :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moja natura też na poziomie emocjonalnym "atakuje" doktryny głoszące tradycyjne wizje piekła, wiecznego potępienia. Może mieć trudności z wyobrażeniem sobie, jak ktokolwiek mógł funkcjonować, wierząc w takie doktryny. Mnie doprowadzają do "szaleństwa", naturze od razu chce się zbuntować przeciwko takiemu traktowaniu biednych grzeszników. Na pewno nie chciałbym doświadczać czegoś takiego. Moja natura nie chciałaby też, aby ktokolwiek, jakakolwiek istota doświadczała czegoś takiego.

 

Między emocjami i rozumem a tym, co głosi dogmatyka czy (nawet tym bardziej) teksty nawet świętych Kościoła, jest "skrajna" różnica. Natura nie chce ŻADNYCH bolesnych kar po śmierci. Dla niej torturowanie grzeszników jawi się jako niegodziwość, zaprzeczenie dobroci, na pewno nie jako sprawiedliwość! Natura może chcieć np. "wytoczyć tym poglądom ogólnoświatowy proces". Dla niej torturowanie ZAWSZE jaw się jako coś złego, niegodziwego, jako słabość, (np. uleganie gniewowi).

 

Mentalność jako taka nie chce istnienia piekła, a zwłaszcza CIERPIENIA w nim. Dla niej cierpienie jest jakby "odwrotnością" lubieżnej przyjemności - i ból, i lubieżna przyjemność, są odczuciami cielesnymi, obydwa są złem, z tym, że to pierwsze jest nieprzyjemne, a to drugie jest rodzajem przyjemności (chociaż niegodziwej, ale przyjemności). Ból "kojarzy się" z umieraniem, zaś przyjemność lubieżna z poczynaniem nowego życia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moja natura też na poziomie emocjonalnym "atakuje" doktryny głoszące tradycyjne wizje piekła, wiecznego potępienia. Może mieć trudności z wyobrażeniem sobie, jak ktokolwiek mógł funkcjonować, wierząc w takie doktryny. Mnie doprowadzają do "szaleństwa", naturze od razu chce się zbuntować przeciwko takiemu traktowaniu biednych grzeszników. Na pewno nie chciałbym doświadczać czegoś takiego. Moja natura nie chciałaby też, aby ktokolwiek, jakakolwiek istota doświadczała czegoś takiego.

 

Między emocjami i rozumem a tym, co głosi dogmatyka czy (nawet tym bardziej) teksty nawet świętych Kościoła, jest "skrajna" różnica. Natura nie chce ŻADNYCH bolesnych kar po śmierci. Dla niej torturowanie grzeszników jawi się jako niegodziwość, zaprzeczenie dobroci, na pewno nie jako sprawiedliwość! Natura może chcieć np. "wytoczyć tym poglądom ogólnoświatowy proces". Dla niej torturowanie ZAWSZE jaw się jako coś złego, niegodziwego, jako słabość, (np. uleganie gniewowi).

 

Mentalność jako taka nie chce istnienia piekła, a zwłaszcza CIERPIENIA w nim. Dla niej cierpienie jest jakby "odwrotnością" lubieżnej przyjemności - i ból, i lubieżna przyjemność, są odczuciami cielesnymi, obydwa są złem, z tym, że to pierwsze jest nieprzyjemne, a to drugie jest rodzajem przyjemności (chociaż niegodziwej, ale przyjemności). Ból "kojarzy się" z umieraniem, zaś przyjemność lubieżna z poczynaniem nowego życia.

 

 

Moim zdaniem grzesznik potepia się sam, to nie Bóg potepia. Przyziemny przykład, dosłownie z podwórka, każdy widział to w życiu co najmniej kilka razy jeżeli przykład wychowywał się na blokowiskach. Dziecko niszczy jakieś dobro wspólne, zostaje za to skrzyczane na przykład przez sąsiada. Możliwe są dwie "czyste" reakcje winnego na takie sytuacje: dziecko albo reflektuje się, zawstydza się, przerywa to co robi, odchodzi, przeprasza (przeprosiny to chyba rzadkość) albo ignoruje upomnienia, wyzywa sąsiada, krzyczy że każdy tak robi, mści się - na przykład wybija sąsiadowi szybę itp. Każda z tych postaw związana jest z pewnym cierpieniem przez grzech ale pierwsze dziecko słucha ostrych słów (przecież słusznych) i bierze je do siebie. Drugie dziecko walczy z tą słusznością i buntuje się przeciwko cierpieniu, racjonalizuje sobie swój zły czyn, sprzeciwia się, nie chce uznać że źle robi a nawet nakręca się na następne złe czyny. Widać tu analogię do dwóch łotrów na krzyżu. Pierwszy cierpi ale żałuje za zło i rozmawia z Chrystusem, drugi cierpi ale nie uznaje słuszności kary którą sam na siebie sprowadził przez złe czyny, złorzeczy Bogu.

 

Być może nie każdy nie dostrzegł takie sytuacje podczas swojego dzieciństwa. Jest taki film dokumentalny na youtube "Jestem Zły" o dzieciach z Kaweńczyńskiej na warszawskiej Pradze. Dzieci dostają kamerę od dziennikarza, żeby wzieły na swoje podwórka i sfilmowały swoje codzienne życie. Tam jest taka sytuacja, chyba ze trzy razy, że dzieci coś niszczą i są w następstwie besztane przez dorosłych. Reakcją tych dzieci jest zawsze przeklinanie, zaprzeczenie że robią źle, wskazywanie że inni też to robią, atak słowny a nawet fizyczny na dorosłego za zwrócenie uwagi. Widać po tych dzieciach dość wyraźnie, żę zrzucają winę za to jakie są na swoje otoczenie, za to nie widać prawie żadnych szczerych prób przeciwstawienia się złu, wyjścia jakoś poza ten krąg patologii a widać raczej przyjemność tych dzieci czerpaną z róznych aspołecznych zachowań (męczenie zwierząt, podjadanie w marketach, naruszanie własności). Bardzo pouczające są komentarze pod tym filmem. Jak dokument był kręcony jakies 10 lat temu, to większość z bohaterów podobno siedzi w więzieniu, ta jedyna dziewczynka która się tam wypowiadała siedzi teraz zdaje się za okradanie staruszek metodą "na wnuczka". Prawie żadne z tych dzieciaków właściwie nie wykazywało jakiejś czynnej dobrej woli, żeby może coś zrobić dobrze, coś komuś pomóc albo uczciwie zarobić, jedynie mgliście coś wspominały że można by posprzątać podwórko albo pójść do pracy, najlepiej jako gwiazda filmowa. I tak żyją jak żyły, według własnej woli. Można jednak powiedzieć, Dobry Łotr całe życie robił źle, a Pan Jezus wziął go do nieba, więc i dla tych dzieci jest szansa. Tylko tutaj trzeba chcieć żałować, tu trzeba walczyć z życiem, pokonać swoje demony. Więc take-u, chodzi o naszą prawdziwą dobrą wolę, żeby posłuchać co źle robimy i że są tego konsekwencje oraz żeby czynnie walczyć o zbawienie a nie chodzi o to, że Pan Bóg chce nas "biednych grzeszników" torturować.

 

Odnośnie naszej natury, tego czego ona od nas wymaga i kontrastu ty wymagań z żywotami świętych, diabeł jest największym humanistą, diabeł zawsze chce dogodzić człowiekowi, chce go uśpić, żeby mu było przyjemnie i żeby atakował wizję piekła jako niesprawiedliwą. Jeżeli nie chcesz Boga Miłosiernego ale i Sprawiedliwego, który tak nas kocha, że ze względu na naszą wolność dopuszcza nawet to że możemy się sami potępić to nie wierzysz w Pana Boga.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moja natura wolałaby, aby wieczne potępienie w ogóle nie było możliwe. Albo chociaż żeby nie było OKRUTNE, z mękami (przynajmniej bez WIECZNYCH mąk) (tradycyjne wizje piekła (np. od świętych Kościoła ZDECYDOWANIE JAWIĄ SIĘ JEJ JAKO NIESPRAWIEDLIWE I JAKO COŚ, W CZYM TYLKO STWÓRCA DOPUSZCZA SIĘ NIEWYOBRAŻALNYCH NIEGODZIWOŚCI NA TYCH ZATWARDZIAŁYCH BIEDAKACH)) i aby NIE TAK ŁATWO można było go doświadczyć. W straszliwe piekło bardziej nie chce jej się wierzyć niż w samo wieczne potępienie.

 

Co za człowiek byłby tak nieroztropny, aby wybrać wieczne potępienie? Przecież to nie ma sensu, tylko się na tym TRACI.

Wolałbym, aby ŻADEN człowiek nie wybrał wiecznego potępienia, aby każdy człowiek otrzymał łaskę Zbawienia wiecznego!!!

Moja natura atakuje wizje piekła jako nieskończenie niegodziwe!!!

Wolałaby, aby nawet najgorszy grzesznik nie doświadczał mąk. Męki piekielne jawią się jej jako coś GORSZEGO od samego faktu wiecznego potępienia.

Anihilacja świadomej, czującej istoty też jawi się jako coś gorszego od samego faktu wiecznego potępienia.

Reinkarnację też odrzucam, jest ona czymś "brzydkim" i "nielogicznym" dla mojej natury.

Wieczne potępienie w czymś w rodzaju limbus puerorum jawi się jej jako lepsze niż nawet życie doczesne z niewygodami (nie wspominając o anihilacji czy mękach, zwłaszcza wiecznych), ale oczywiście gorsze od wiecznego zbawienia.

 

Co, jeśli ktoś odrzuca wizje świętych Kościoła niczym zły nałóg, uważając je za coś pochodzącego od diabłów, ale na pewno nie od Stwórcy, "wytworzone" po to, aby zastraszyć grzeszników, przedstawić Stwórcę jako niegodziwego okrutnika niewyobrażalnego, zniechęcić do bycia dobrym, może nawet do samej wiary?

MĘKI w nieskończoność ewidentnie jawią się mojej naturze jako niegodziwa kara. Moja natura nie chce uznawać nawet samej możliwości tego, że mogę czegoś takiego doświadczać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dla mojej natury karanie przez tortury kojarzy się ze "zwyrodniałością moralną" i niegodziwością, w ogóle nie kojarzy jej się z dobrocią, miłością, łagodnością... Dla niej tortury ZAWSZE jawią się jako niesprawiedliwa kara. Zwłaszcza, jeżeli jest stosowana przez kogoś silniejszego na kimś słabszym. Nie chcę tortur dla tych, co mi źle czynią, także i dlatego, bo sam nie chciałbym być torturowany...

 

Tortury to "silniejszy" rodzaj cierpienia. "Dla mojej mentalności" nic nie usprawiedliwia ich. Uważa tortury (cierpienie powyżej pewnego poziomu, kiedy to za małe uznać go nie można) za coś bardzo złego, coś, czego nikomu nie wolno życzyć.

 

Ci, co doświadczali tortur, mogą się mojej naturze jawić jako "jakby bohaterowie".

 

Ja w życiu doświadczyłem względnie mało cierpienia. Mogę myśleć, że jestem najmniejszym pod względem potencjału duchowego człowiekiem, jaki kiedykolwiek został i zostanie stworzony.

 

Dla mojej natury ŻADEN grzesznik nie zasłużył na TORTURY. Stosowanie TORTUR jawi się jej jako coś zawsze niemoralnego. Grzesznicy raczej nie chcą być torturowani. Nie chcę, aby mieli grzech, nie chcę, aby grzeszyli.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tam jest taka sytuacja, chyba ze trzy razy, że dzieci coś niszczą i są w następstwie besztane przez dorosłych. Reakcją tych dzieci jest zawsze przeklinanie, zaprzeczenie że robią źle, wskazywanie że inni też to robią, atak słowny a nawet fizyczny na dorosłego za zwrócenie uwagi. Widać po tych dzieciach dość wyraźnie, żę zrzucają winę za to jakie są na swoje otoczenie, za to nie widać prawie żadnych szczerych prób przeciwstawienia się złu, wyjścia jakoś poza ten krąg patologii a widać raczej przyjemność tych dzieci czerpaną z róznych aspołecznych zachowań (męczenie zwierząt, podjadanie w marketach, naruszanie własności).

Jak ci dorośli je besztają (np. niegrzecznie czy wulgarnie się do nich odzywają), to też nie robią najlepiej i nie dziwię się zbytnio reakcjom tych dzieci. Powinno się stosować inne metody wychowawcze niż "obrzucanie" wulgaryzmami, "wściekłe" krzyczenie (ja mogę w podobnych zachowaniach moich rodziców, polegających na krzyczeniu na dzieci, widzieć jakąś bolesną dla dziecka "pychę" czy coś w tym rodzaju). Kiedy byłem dzieckiem, też niestety potrafiłem być niezłym "ziółkiem" (i przez to, między innymi, mogłem mieć tak silne skrupuły, a rzeczy, które robiłem w okresie szkoły podstawowej czy gimnazjum, bywały naprawdę niebezpieczne).

 

Dla mojej natury nawet SPRAWIEDLIWA kara może kojarzyć się z gniewem (jednym z grzechów głównych), zemstą (odwrotnością przebaczenia), nienawiścią (odwrotnością miłości), jeśli jest sroga, okrutna, bolesna w nielekki sposób. Opisy piekła mogą właśnie z tymi rzeczami mi kojarzyć się, a dla mojej biednej mentalności jako "TEN ZŁY" jawi się STWÓRCA w tych opisach, nawet nie Szatan.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Powtarzasz się, racjonalizujesz swoje błędy, jak te dzieci. Jeżeli nie zrobiłeś nic bardzo złego no to dobrze ale ile metrów papieru zaprzeczania, pisania ciągle tego samego a przez ten czas mogłeś zrobić coś dobrego. O tym pomyśl.

 

Co za człowiek byłby tak nieroztropny, aby wybrać wieczne potępienie? Przecież to nie ma sensu, tylko się na tym TRACI.

 

A czy pisanie w kółko tego samego jest roztropne? A czy wieczność nie jest ostatecznym wyborem drogi życia i wiecznym powtarzaniem swoich błędów? Patrzę na Ciebie i jakoś umiem to sobie wyobrazić, że ktoś mógłby się katować przez wieczność swoimi błędami. Jeżeli weźmiesz to osobiście to i lepiej, ja napisałem to bez dużego gniewu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie doprowadzają do "szaleństwa", naturze od razu chce się zbuntować przeciwko takiemu traktowaniu biednych grzeszników.

Biedni grzesznicy? Niektórzy są rzeczywiście biedni, bo popełnili błąd, ale się reflektują i cierpią z samej świadomości tego, co zrobili. Myślę, że jest pełno takich ludzi, bo praktycznie my wszyscy czegoś żałujemy. Z drugiej strony są ludzie pokroju Hitlera czy innego mordercy, którzy nie żałują za grzechy. Tym ludziom można współczuć, że sami zniszczyli sobie życie, ale kara w ich wypadku nie jest jakąś bezsensowną zemstą, bo oni sami do tego doprowadzili (że teraz są karani).

Myślę, że kanawkin dobrze to zobrazował na przykładzie tych dzieci. One same sobie zgotowały ten los, nie Pan Bóg.

I chyba przez besztanie nie musimy zawsze rozumieć przeklinania na te dzieci, tylko zwrócenie im uwagi.

 

Co, jeśli ktoś odrzuca wizje świętych Kościoła niczym zły nałóg, uważając je za coś pochodzącego od diabłów, ale na pewno nie od Stwórcy, "wytworzone" po to, aby zastraszyć grzeszników, przedstawić Stwórcę jako niegodziwego okrutnika niewyobrażalnego, zniechęcić do bycia dobrym, może nawet do samej wiary?

W wizje świętych możesz wierzyć albo nie. Niektóre są uznane przez Kościół, ale nawet w te możesz nie wierzyć (nota bene wspomniane parę postów wcześniej objawienia Katarzyny Emmerich nie są uznane z tego co przeczytałam). Nawet w objawienia św. Faustyny możesz nie wierzyć, nie ma takiego przykazu. Wierzyć masz w Objawienie opisane w Biblii.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Powtarzasz się, racjonalizujesz swoje błędy, jak te dzieci. Jeżeli nie zrobiłeś nic bardzo złego no to dobrze ale ile metrów papieru zaprzeczania, pisania ciągle tego samego a przez ten czas mogłeś zrobić coś dobrego. O tym pomyśl.
A czy pisanie w kółko tego samego jest roztropne? A czy wieczność nie jest ostatecznym wyborem drogi życia i wiecznym powtarzaniem swoich błędów? Patrzę na Ciebie i jakoś umiem to sobie wyobrazić, że ktoś mógłby się katować przez wieczność swoimi błędami. Jeżeli weźmiesz to osobiście to i lepiej, ja napisałem to bez dużego gniewu.

Mi możliwość bycia traktowanym tak okrutnie może nie pozwalać funkcjonować. "Boję się", że jak np. będę mieć jedną złą myśl i choć przez chwilę się na nią zgodzę, to będę mieć grzech śmiertelny. Boję się grzechu śmiertelnego i nie chcę go mieć w ogóle. Moja natura nie widzi sensu w przypominaniu sobie grzechów z całego życia, wszystkiego z przeszłości. Dla kogoś takiego jak ja może to być źródło pokaźnych skrupułów niszczących życie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Powtarzasz się, racjonalizujesz swoje błędy, jak te dzieci. Jeżeli nie zrobiłeś nic bardzo złego no to dobrze ale ile metrów papieru zaprzeczania, pisania ciągle tego samego a przez ten czas mogłeś zrobić coś dobrego. O tym pomyśl.
A czy pisanie w kółko tego samego jest roztropne? A czy wieczność nie jest ostatecznym wyborem drogi życia i wiecznym powtarzaniem swoich błędów? Patrzę na Ciebie i jakoś umiem to sobie wyobrazić, że ktoś mógłby się katować przez wieczność swoimi błędami. Jeżeli weźmiesz to osobiście to i lepiej, ja napisałem to bez dużego gniewu.

Mi możliwość bycia traktowanym tak okrutnie może nie pozwalać funkcjonować. "Boję się", że jak np. będę mieć jedną złą myśl i choć przez chwilę się na nią zgodzę, to będę mieć grzech śmiertelny. Boję się grzechu śmiertelnego i nie chcę go mieć w ogóle. Moja natura nie widzi sensu w przypominaniu sobie grzechów z całego życia, wszystkiego z przeszłości. Dla kogoś takiego jak ja może to być źródło pokaźnych skrupułów niszczących życie.

 

Czyli sprawia Ci ulgę myślenie o tym, że Bóg torturuje, że jest zły. To są to myśli któymi zwodzeni są mieszkańcy piekła, bo takie myśli wybierali za życia. Wyobrażam sobie, że dlatego między innymi nie mogą opuścić piekła, bo nie mogą przestać czuć żalu do Boga, tak jak czuli za życia i jak ostatecznie wybrali. Myśląc że Bóg jest zły, stawiają się w sytacji kogoś kto chciałby pójść na piękne przyjęcie do nieba ale nie może bo źle myśli o Gospodarzu. Na tym przyjęciu wszyscy by wiedzieli nie tylko o tym że taki ktoś uważa Gospodarza za mordercę i okrutnika ale w ogóle znali by wszystkie jego grzechy, więc mimo, że piekło jest straszną kaźnią, jeszcze większa była by może dla potępionego męka tego pięknego przyjęcia.

 

Natomiast unikasz takich myśli które są co prawda dużym cierpieniem, ale mogą doprowadzić do Twojego zbawienia: o karze za grzechy, o zadośćuczynieniu za grzechy, o sumieniu.

 

Musze Ci powiedzieć, że to jest bardzo podejrzane to co piszesz. Przemyśl to sobie na spokojnie, może jeszcze kiedyś popiszemy jak będziesz miał ochotę, chcę teraz iść do kościoła bo dziś świętego Józefa, pomodlę się za Ciebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za modlitwę. Ok. 17 sam odmówiłem dziś kilka litanii. Nie uważam, że Bóg jest okrutnikiem (bycie kimś takim jest sprzeczne z dobrocią, bezinteresownością, miłością). Myślenie o tym, że Bóg torturuje, że jest zły, nie sprawia mi ulgi. Nie zgadzam się z nim. Problem stanowi dla mnie sama możliwość doświadczania czegoś takiego, jak męki piekielne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mi możliwość bycia traktowanym tak okrutnie może nie pozwalać funkcjonować. "Boję się", że jak np. będę mieć jedną złą myśl i choć przez chwilę się na nią zgodzę, to będę mieć grzech śmiertelny.

 

Ale to nie jest katolicyzm.

 

Moja natura nie widzi sensu w przypominaniu sobie grzechów z całego życia, wszystkiego z przeszłości.

 

Ile razy można Ci powtarzać, że nie musisz przypominać sobie grzechów z całego życia? To Twój własny pomysł.

 

Boję się grzechu śmiertelnego i nie chcę go mieć w ogóle

 

Nie wiem czy popełnisz grzechy lekkie czy ciężkie, ale każdy jakieś popełnia, więc nie wiem czemu byś miał być wyjątkiem. Grzechy i słabości są po to, żebyśmy zachowali pokorę. Sam siebie nie zbawisz, potrzebujesz Boga, jego łaski, bo jesteś niedoskonały.

Aby zaś nie wynosił mnie zbytnio ogrom objawień, dany mi został oścień dla ciała, wysłannik szatana, aby mnie policzkował - żebym się nie unosił pychą. Dlatego trzykrotnie prosiłem Pana, aby odszedł ode mnie, lecz [Pan] mi powiedział: "Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali" (2.Kor.12)

 

A tu jest dobre kazanie o tym (poniedziałek)

"Nasze połączenie z Bogiem jest z naszej nadziei.

Świętość to nie jest nasza moralna doskonałość. Świętość jest wtedy, kiedy mówimy, że Bóg jest większy od naszej słabości, od naszej niemocy, paskudności. Kiedy naszą słabość powierzamy Bożemu miłosierdziu, ufamy w to, że Jego łaski nam wystarczy."

 

http://strzelczyk.edu.pl/wpliki/kazanie-w-poniedzialek_906_327.mp3

http://strzelczyk.edu.pl/audio/rekolekcje/milosierny-bog-w-sakramentach-milosierdzia-2016,906

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Skrupuły są u mnie też chyba związane z moim życiem sprzed kilku lat, kiedy popełniałem wiele głupich uczynków. Sporo tego było i trudno to ogarnąć, zwłaszcza komuś niepełnosprawnemu psychicznie. Skrupuły mogą dotyczyć np. tego, że coś z DUŻEJ MASY grzechów zataiłem podczas spowiedzi generalnych (zwł. świadomie czy od niechcenia (bo tak dużo tych grzechów było i nie chciało mi się ich wszystkich mówić - nie ze wstydu, lęku, tylko z problemów z organizacją czegoś tak skomplikowanego i odpowiedzialnego jak długa spowiedź)).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Take sprawiasz tu, na forum raczej dobre wrażenie. Nawet,gdy piszesz o fekaliach jest to jakoś czyste i niewinne. Więc chyba przesadzasz z tymi rozważaniami o piekle, szczególnie jeśli miałoby to prowadzić do stwierdzeń o złym Bogu, Tu trzeba koniecznie przyhamować, bo to niedorzeczne i szkodliwe. Oczywiście wizja wiecznego piekła, czy koncepcja grzechu jest jakoś oburzająca i w Kościele modlimy się przecież o zbawienie wszystkich, ale nie naszą rzeczą jest osądzać Bożą sprawiedliwość.

Piszesz:

Co za człowiek byłby tak nieroztropny, aby wybrać wieczne potępienie? Przecież to nie ma sensu, tylko się na tym TRACI.

To może tajemnica zła, że jest ono dość głupie. I ludzie bardzo często wybierają zło, wiedząc, że na tym ostatecznie stracą. Ale coś na chwilę, jak im się wydaje zyskują. Tak jest chociażby, gdy ktoś pije na umór. Jakiś czas jest zazwyczaj wesoło.

Ale Bóg jest niesłychanie miłosierny. I wierzę, że jeśli ktoś w chwili śmierci, (gdy na wiele spraw otworzą mu się przecież oczy), JEDYNIE poprosi o Jego miłosierdzie będzie ostatecznie uratowany. Albowiem każdy, kto wezwie imienia Pańskiego, będzie zbawiony. Ale wierzę też, że można ostatecznie utwierdzić się w złu, jak kula spadająca coraz szybciej w dół nabrać wyraźnej tendencji i nie wykonać nawet tego najmniejszego gestu.

Czy słusznie Bóg oddziela baranki od kozłów? Brak tego oddzielenia oznaczałby może, że cierpieć musieliby - jak w życiu tu - znowu wszyscy. Ja tak chyba nie chcę.

Piekło to dla mnie wycofanie Boga, gdzie ludzie wreszcie żyją wg "własnej woli". Mi kojarzy się np. z pokazywanymi więzieniami w Ameryce Płd., z panującym w nich bezwzględnym prawem dżungli, gdzie nie ma w zasadzie żadnej wyższej i sprawiedliwej instancji, do której można się odwołać. To pozostawienie tych, którzy nawet nie chcieli westchnąć do Boga na pastwę ich namiętności.

A Ty kanawkin nie męcz tu take'a już. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Spowiedź jest dla mnie "bardzo skomplikowanym zagadnieniem". "Trudno jest ogarnąć swoją przeszłość". Rachunek sumienia i wyznawanie grzechów jawią mi się jako coś, co nie powinno być obowiązkowe, bo stwarza zagrożenie skrupułami, zwłaszcza, jeśli spowiedź i rachunek sumienia są dłuższe, a osoba ich dokonująca ma problemy psychiczne.

 

Boję się tego, że będę mieć grzech śmiertelny. Boję się, że "będę mieć jeden grzech śmiertelny, za który nie chcę żałować", i pójdę do piekła. Natura chciałaby, aby piekło nie było takie straszne, jak je przedstawiają np. wizje świętych... To niewyobrażalnie straszne. "Nie chcę tego rozważać".

 

Pociąg płciowy jest dla mnie utrapieniem. Chcę żyć w czystości celibatu do końca ziemskiego życia. Wierzę, że gdyby nie było grzechu pierworodnego, to nie byłoby libido i przyjemności seksualnej, a złączenie się małżonków cielesne zawsze przynosiłoby poczęcie potomstwa (nie byłoby np. współżycia dla budowania więzi, ale nie dla prokreacji). Rodzaj celibatu, w którym żyję, jawi mi się jako coś niższego od powołania do małżeństwa, bo małżeństwo to coś odpowiedzialnego, a ja jestem "nieodpowiedzialny", upośledzony psychicznie, mam wygodne życie, nie radzę sobie najlepiej z trudnościami i ze względów psychi(atry)cznych jestem skazany na celibat do śmierci. Nie chciałbym mieć potomstwa, które nie poszłoby do Nieba, które byłoby ciężarem dla innych (np. przez taką niepełnosprawność, której doświadczam). Na osobę duchowną czy konsekrowaną tym bardziej się nie nadaję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dla mnie spowiedź jest darem a nie obowiązkiem, możliwością "pozbycia się" części swej śmierdzącej przeszłości,ulgą i nowym początkiem.

Jak napisała refren, chodzi o szczere wyznanie tego, co się na dany moment pamięta i rozeznaje. Często pewne bardziej subtelne błędy zaczyna się przecież rozumieć dopiero po latach. I nie jest najważniejsze może żałowanie za każdy popełniony grzech poszczególny, bo w ogólności jesteśmy godni pożałowania i trzeba płakać nad własną nędzą . Dla mnie istotniejsze jest właśnie wzbudzenie szczerej, ogólnej skruchy niż "księgowe" rozliczenie się z każdego czynu. A to wcale nie proste. Św. Faustyna radzi gdzieś, by wyznać najbardziej kompromitujące nas grzechy, nawet gdy są one drobne.

Dla mnie, na odległość, masz wielki potencjał.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lubię rozważać na tematy teologiczne. Może mnie to bardzo pochłaniać. Moja natura podchodzi do spraw duchowych raczej "intelektualnie", a nie "obrzędowo". Wierzę, że gdyby nie było grzechu pierworodnego, to akt małżeński nie polegałby na złączeniu się tych części ciała współmałżonków, które są charakterystyczne dla płci (zwanych obecnie "genitaliami"). Oznaczałoby to, że każdy akt małżeński byłby dziewiczy, gdyby nie było grzechu, i każda matka w świecie bez grzechu byłaby niepokalaną dziewicą.

 

Ale Niepokalana Dziewica byłaby i tak tylko jedna, bo z tylko jednej Niewiasty narodziłby się Bóg Wcielony. Wcielenie, zaistnienie unii hipostatycznej, jawi mi się jako "główny i najbardziej podstawowy" element dzieła stworzenia, który nie był uwarunkowany jakimkolwiek grzechem. W Maryi w pełni objawiła się tajemnica kobiecości. Chciałbym patrzeć na każdą osobę płci żeńskiej niczym na Nią. Bez cienia pożądliwości.

 

Osobiście uważam, że nie wszystko w objawieniach bł. A. K. Emmerich jest prawdziwe (np. informacje dotyczące osób na arce Noego). Przypuszczam natomiast, że grzech pierworodny mógł mieć dużo wspólnego z płciowością, z przyjemnością seksualną.

 

Nie widzę siebie w małżeństwie. Celibat jest wyższy od małżeństwa. Maryja i Józef byli małżeństwem, ale nie odbywali aktu prokreacyjnego w ogóle, nawet tego dziewiczego, bo Dziecię w Najświętszej Rodzinie nie było Osobą stworzoną (w przeciwieństwie do Niepokalanej Dziewicy, której osoba jest stworzona i ma początek).

 

Według mojej natury dzieci nienarodzone powinny być objęte łaską Odkupienia Chrystusa, która jest przecież potężniejsza niż wina Adama. Dlaczego te dzieci miałyby być z grzechem pierworodnym na wieczność? Dlaczego miałyby trafiać do ognia piekielnego (gdzie, co prawda, ich cierpienia byłyby mniejsze niż tych, którzy mieliby grzechy uczynkowe) czy do limbus puerorum, a nie po prostu otrzymać wszystkie łaski niezbędne do zbawienia wiecznego i być w Niebie razem ze wszystkimi świętymi?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×