Skocz do zawartości
Nerwica.com

Przychodzi pacjent do lekarza na wizytę po miesiącu a


bedzielepiej

Rekomendowane odpowiedzi

Atmosfera w mojej przychodni to jakiś dramat :D

Że wszystko komunistyczne i zaniedbane to już nie mówię, ale że spośród dziesiątek dostępnych pomieszczeń ,poczekalnia znajduje się w publicznym miejscu na holu obok klatki schodowej i szatni z której korzystają studenci, to jest co najmniej niefortunne. Nieszczęśliwi pacjenci mają do dyspozycji dwie krótkie ławki i często się zdarza, że w odległości 3-4 metrów od drzwi gabinetu stoi roześmiana grupka studentów psychiatrii, intymność lvl over 9000. Na chwilę wszedłem do rejestratorki, za mną jakiś pacjent, akurat wszedł lekarz i się go pyta czy wyjął kartę, on że "nie, bo nie wiedziałem", a lekarz do niego poirytowany z agresją "no to co pan?!".

Moja kolej wejść do gabinetu. Wchodzę, a tam grupa 5 studentów, normalnie o ja pier.... Nikt nic mnie wcześniej nie uprzedził. Lekarz ani słowem co oni tu robią, tak jakby tematu nie było. No nic biorę na klatę, niech mają praktykę. Jednak sytuacja bardzo stresowa i włącza mi się tryb autyzmu. Reakcja obronna, usztywnienie się, ograniczony kontakt z emocjami i własnymi myślami, mentalnie zwinięty w kłębek. Z zewnątrz wyglądam jak skała. Lekarz o coś pyta, zero myśli w głowie, wszystkie procesy myślowe skupione na stworzeniu samopoczucia nie bycia w tym towarzystwie. W końcu łączę wątki i się odzywam. Monotonnie, według prostego algorytmu podaję parametry na temat mojego stanu zdrowia. Lekarz chyba zinterpretował to jako pogorszenie, podniósł trzykrotnie dawkę leku i kazał przyjść za dwa miesiące.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A, i zapomniałem dodać że do gabinetu można dojsc tylko przez piwnicę idącą pod oddziałem zamkniętym, pełno tam korytarzy, rozstawionych trutek na szczury, jakichs kartonów i rury kanalizacyjne ciągną się 10cm nad głową. Calosc to zmyslnie zaprojektowany labirynt, tak że za pierwszym, drugim i trzecim razem nikt nie trafia bez zgubienia się po drodze :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A, i zapomniałem dodać że do gabinetu można dojsc tylko przez piwnicę idącą pod oddziałem zamkniętym, pełno tam korytarzy, rozstawionych trutek na szczury, jakichs kartonów i rury kanalizacyjne ciągną się 10cm nad głową. Calosc to zmyslnie zaprojektowany labirynt, tak że za pierwszym, drugim i trzecim razem nikt nie trafia bez zgubienia się po drodze :D

 

To masz niezły materiał na napisanie jakiejś książki - horror/kryminał. :P Klimat idealny. Mi się przynajmniej skojarzył :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po miesiącu oczekiwania na wizytę u psychiatry (czekałam jak na zbawienie) zostałam przez Panią doktor w zasadzie wyproszona z gabinetu. Okazało się bowiem, że pani doktor mnie " nie zna" i nie wie co mi dolega i co mi zalecić. Zaproponowałam, że opowiem coś o sobie i wtedy mnie pozna, ale nie było w ogóle dyskusji, powtarzała w kółko że ona mnie nie zna, nie wie nic o mnie, nic nie może zalecić. Problem miała z tym, że rok temu byłam u innej lekarki. Ta "inna" zmieniła jednak godziny pracy i nie mogłam się do niej zapisać bo kolidowało to z moimi godzinami pracy, poza tym nie traktowałam tej "innej" jak swojej lekarki, bo byłam u niej może 3 razy. Pani doktor, która mnie nie zna, nie zapytała w ogóle z czym przychodzę, jaki mam problem, czy potrzebuję pomocy-nic. W kółko tylko "ja pani nie znam....ale ja pani nie znam...ja nie wiem...ja nie znam problemu itd". Zapytałam wprost " czyli Pani mi nie pomoże?". Odpowiedź " ja nie mówię, że nie pomogę, ja po prostu Pani nie znam :) ". I ten tępy uśmiech nie znikający z jej twarzy " :) "Chyba też mam problem z interpretacją oraz rozumieniem punktu widzenia innej osoby bo za cholerę nie rozumiem dlaczego przychodzę do lekarza po pomoc i zostaję odrzucona. Minął tydzień a ja nadal nie wiem co robić. Prywatnie mnie nie stać, poprzednia lekarka przyjmuje tylko rano a obecna mnie nie zna :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja po ostatnich wydarzeniach zrezygnowałem z terapii i leczenia w ogóle oraz uzyskałem ostatni argument, którego potrzebowałem do podjęcia decyzji o ostatecznym opuszczeniu PL.

 

Ogólnie farmakoterapia od 2 lat (SSRI, ostatnio SNRI). Na terapię zdecydowałem się dopiero, kiedy okazało się, że brak wiary w siebie zniszczył mnie zawodowo a moja narzeczona mnie zostawiła po 5 latach związku.

 

Przebywałem ponad miesiąc na oddziale otwartym w T. - było ok, chociaż połowa zajęć wydawała mi się zbędna. Założyłem jednak, że opiekują się mną specjaliści, więc grzecznie pozostawałem tam od rana do wieczora. 70-80% pracy w mojej opinii wykonywała grupa i to mi się bardzo podobało. Następnie wpadłem w apatię i rodzina zadzwoniła po karetkę, kiedy kilka dni pod rząd prosiłem ich, aby mnie zostawili i pozwolili pobyć samemu. Trafiłem ostatecznie na ogólny zamknięty w T., z moim stanowczym sprzeciwem i jednoczesną rezygnacją (ustawę o ozp znam praktycznie na pamięć).

Pobyt w tamtym miejscu przywołuje mi na myśl więzienie (widziałem kilka zakładów karnych w swoim życiu, z racji wykonywanego zawodu). Potrafię zrozumieć różne postawy personelu - sam za karę nie byłbym w stanie w takim miejscu pracować a co dopiero dobrowolnie. Nikt natomiast nie był w stanie zrozumieć, że dla mnie autonomia jest ważniejsza niż moje zdrowie i pobyt w tamtym miejscu będzie dla mnie dużą krzywdą.

Testy psychologiczne wskazują na osobowość narcystyczną. Po wyjściu rozmawiałem na ten temat z kilkoma osobami - każdy kto mnie zna i o tym usłyszał praktycznie wybuchał śmiechem, bo całe moje życie świadczy o tym, że jest wręcz przeciwnie...

Rozważałem powrót na oddział dzienny (z uwagi na pierwszą diagnozę - nawracające stany depresyjne). Kilkakrotnie próbowałem uzyskać tam informację o możliwości rozpoczęcia terapii od nowa, co do terminów itd. Zostałem odesłany kilkakrotnie z kwitkiem, pani ordynator stwierdziła, że nie ma dla mnie czasu nawet na krótką rozmowę.

 

Straciłem zaufanie. Do lekarzy-urzędników i psychologów-testowypełniaczy. Znowu zostałem ze swoim problemem sam. I sam go rozwiążę, nawet jeśli miałbym po drodze szczeznąć niczym skatowany pies.

Mam dość ciągle prosić się o pomoc. Odprowadziłem bardzo dużo pieniędzy w formie składek zdrowotnych (dobrze zarabiałem przez dobrych kilka lat). Nie zamierzam dokładać do tego interesu ani złotówki więcej. Ani do służby zdrowia, ani do policji, ani do żadnej innej rzeczy związanej z tym popapranym, dziadowskim państwem. To była ostatnia czara goryczy - zamiast mi pomóc, znowu wyrządzono mi krzywdę.

 

Łapiduchy... Primum non nocere, ale co najwyżej sobie.

 

Znikam na Zanzibar, właśnie pojawiło się ciekawe ogłoszenie stażowe. A jak się nie uda, to na zmywak do UK.

 

Pozdrawiam

32 letni kolega z podwójnym wyższym zajechany przez korporacje, układy, system i rodaków.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Neekeetaa, powinnaś iść do rzecznika praw pacjenta i opisać jak Cię potraktowano. Takie zachowanie jest niedopuszczalne, ja wiele razy zmieniałam lekarzy, ale nigdy mnie tak nie zbyto. Napisz też na forumowej czarnej liście lekarzy jak się owa specjalistka nazywa, żeby nikt nie przechodził przez taki horror.

 

Może ta lekarka byla w stanie ostrej psychozy i zapomniała kim jest i jakie są jej obowiązki :twisted:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×