Skocz do zawartości
Nerwica.com

Stosunek rodziny do waszych problemów


Rekomendowane odpowiedzi

Na pierwszy rzut ucha mama się martwi. Widzi we mnie samą siebie. Stara się być miła jak nigdy.

Tato próbuje zaakceptować i wspierać.

 

Imho mama się boi, że ktoś stwierdzi jej winę. Żal jej mnie i robi ze mnie większą ofiarę niż jestem.

A tato nie chce mieć córki wariatki i myśli, że wcale nie potrzebuję żadnego lekarza, histeryzuję i mogłabym się sama ogarnąć, gdybym tylko chciała.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rodzina (jej postawa) może być jednym z powodów mojego tak niskiego funkcjonowania. Uważam, że de facto potrzebuję się udać na obserwację do szpitala psychiatrycznego, ale nie mówiłem rodzinie o skierowaniu, bo się boję.

 

Przez tę osobliwą sytuację, którą doświadczam, mam duże przeszkody w funkcjonowaniu. Nie zanosi się na to, że kiedykolwiek na tym świecie będę normalny, więc rodzina powinna zapomnieć o moim małżeństwie czy rodzicielstwie, bo takich jak ja nie wolno dopuszczać do tego. "Wrodzona" niezdolność do małżeństwa to przeszkoda w całym życiu. Tym bardziej nie nadaję się na księdza czy zakonnika, widzę w sobie ewidentny antytalent do takiego życia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moja mama nie interesuje się moim zdrowiem. Nie rozumie i na dodatek 'dziwi' ją mój stan, przecież 'życie jest ok'. Istne jaja. Sytuacja jest conajmniej chora.

Reszta rodziny to już w ogóle nic nie rozumie a wręcz uważają mnie za dziwaczkę. Dostałam nawet taki tytuł, dopóki mieszkałam w kraju. To bardzo miłe, nie sądzicie?

 

Ogólnie rzecz biorąc, moja rodzina sprawia mi więcej bólu swoim brakiem zrozumienia i znieczulicą. :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dla mnie postawa moich rodziców to żałosna głupota. Mogę mieć pokusy, żeby zrobić im krzywdę za to, jak mnie traktują. Właśnie dostałem burę od ojca, nakrzyczał, używał wulgaryzmów, bo jestem "leniem". A ja jestem ewidentnie upośledzony i potrzebuję ulgowego i specjalnego traktowania, aby lepiej funkcjonować i nie być leniwym. Jestem "biedne dziecko", nie "normalny facet". Boję się takich reakcji rodziców. Gardzę ich podejściem do życia, w pewnym sensie przypominającym "prawo dżungli". "Nienawidzę" "prawa dżungli".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie zauważali albo starali się nie zauważać. Swoją drogą z perspektywy rodziny, to ja nie wydawałem się być jakiś inny niż reszta, może dlatego? Ale generalnie to obojętność. Ja zresztą zawsze taki zamknięty w sobie byłem i starałem się o niczym nie mówić, bo niby po co?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moja matka zawsze całe moje nieudacznictwo usprawiedliwiała nieśmiałością i dysleksją.
a moja pechem, zła sytuacją w kraju i tym że ona i mój ojciec też byli nieśmiali no ale ja ich mocno przerosłem w nieżyciowości. A co sądzą o mnie inni to nawet boję się pomyśleć pewnie coś w stylu dziwak, odludek, nienormalny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie umiem zbytnio funkcjonować z rodzicami i rodzeństwem. "Żyję na swój sposób", mojej natury nie obchodzi dostosowanie siebie do innych, jakby "nie mam o takim dostosowaniu za bardzo pojęcia". W poniedziałek mama powiedziała coś w rodzaju "mam nadzieję, że nie do lekarza", kiedy wyjeżdżałem do największego miasta w okolicy na kilka godzin (tego dnia pilna wizyta u psychiatry była potrzebna, bo miałem dokuczliwe działania niepożądane po Abilify i chciałem szybkiej pomocy). Na wizycie u psychiatry oddałem Abilify, a lekarka zasugerowała, że mogę mieć spotkania na oddziale dziennym, których zresztą sam bym chciał, i to jak najszybciej. Nie mówiłem rodzinie o swoim rozpoznaniu zasadniczym schizofrenii paranoidalnej. Nie mówiłem rodzicom o swoim zamierzeniu uczęszczania na oddział dzienny. Rodzina jest według mnie źle nastawiona do moich problemów, a ja mam głębokie problemy ze sobą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tata mówił, że nie ma sensu chodzić na Oddział Dzienny, bo to strata czasu, co on tam może wiedzieć jak nigdy nie był na takim oddziale, mama jest za tym, żebym chodziła na Oddział Dzienny, bo mam jakieś zaburzenia osobowości, nic nie mam z tego chodzenia na oddział, nie mam żadnych pieniędzy, więc może faktycznie nie ma sensu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"Oburza mnie" zachowanie mojego taty. Właśnie zastosował przemoc wobec mamy i "groził" mi, żebym nie był w domu, bo nic nie robię. Moja natura może go mieć za nędznego, niewiele wartego moralnie "boksera" słabszych, który mógłby i w więzieniu sobie "posiedzieć", bo zaburzeń czy niepełnosprawności psychicznych raczej u niego nie widzę. Dla mnie jego zachowanie "cuchnie trudoholizmem". Nie lubię takiej postawy...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jednym słowem BEZRADNOŚĆ.

Zawsze ich reakcja i nastawienie pogłębiały mój stan. Gdy zebrałem się na tyle by się wyprowadzić, walka z depresją w samotności ale za to bez konfrontacji z ich lękowym, unikającym i zrezygnowanym podejściem, stała się o wiele łatwiejsza.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W moim przypadku, nie miałem i nie mam zrozumienia ze strony ojca i matki, co do moich problemów psychologicznych i w ogóle.

Teraz już nie mieszkam z ojcem i matką, i tak, jakbym dla nich nie istniał...

Nie przejmują się mną, nie martwią się tym, że mam problemy, że jestem z tym wszystkim sam.

I podobna sytuacja jest, jeżeli chodzi o dalszą rodzinę, zarówno ze strony ojca, jak i matki.

Oni też nie mają wobec mnie zrozumienia.

 

Jedyną osobą, która w miarę mnie rozumie ( choć może też nie do końca ) jest ciocia, która mi trochę pomogła i jestem jej za to wdzięczny.

Ona nie mogła mi wiele pomóc, ponieważ sama ma trudną sytuację i ma problemy, ale zrobiła to, co mogła.

Moja matka, nawet nie wie, jakie ja mam problemy i co mnie męczy.

Nawet się tym nie zainteresowała, a powinna. Dla niej najważniejsze jest to, żeby miała co zapalić, co wypić alkoholu, a reszta to już jej nie obchodzi.

I podobnie jest z ojcem, który, tak naprawdę nie nadawał się na normalnego ojca, ani nawet na partnera matki.

Przykro to stwierdzić, ale on jest: degeneratem, pijakiem i kompletnym palantem!

Nie chodzi mi o to, żeby obrażać własnego ojca, ale tak to wygląda, a ja nazywam rzeczy po imieniu. Jeżeli on nie nadawał się na to, żeby być normalnym ojcem, to dlaczego ja mam go teraz za to uważać?

 

Na to trzeba sobie zasłużyć, a on nie zasługuje. Rodzic czy rodzice muszą zasługiwać na to, żeby ich dzieci ich uważały za normalnych rodziców, a tego nie ma za darmo.

A nie każdy zasługuje na rodzica. Powinna panować jakaś sprawiedliwość w żuciu, a często tego nie ma.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Powiedziałbym, że moi rodzice są "wysokotoksyczni". Z ich "DURNYM" zachowaniem mam spory problem. Czasem mogą porządnie zezłościć moją naturę swoimi głupimi zachowaniami i tekstami. Niedawno miałem awanturę z mamą, nakrzyczała na mnie, narzekała, że nic pożytecznego nie robię.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie jestem w formie aby się rozpisywać, ale tak krótko i precyzyjnie - najlepiej chronić swoje osiągnięcia, czy to terapeutyczne, czy życiowe, ponieważ zawsze i wszystko skrytykują, umniejszą, wyśmieją, ocenią.

Myślę, ze terapia dała mi dużo sił i zbudowałam już sporo zdrowych fundamentów. Jedno jednak wczoraj do mnie trafiło - nie zrozumiemy się, bo ja nie chcę tworzyć chorych relacji i zmieniam myślenie, nastawienie a takie jest im zupełnie obce, ponieważ oni tkwią we wszystkim co toksyczne. Chcą abym i ja tkwiła, bo inaczej będzie im trudniej uciec od świadomości odpowiedzialności za to jakie jest ich życie.

A mnie i tak zawsze będą chcieli przydepnąć do mojej roli, w której mnie obsadzili. Każdą moją decyzję, albo moj krok zinterpretują po swojemu. Wygodnie dla nich, ale tak aby uwiesić psy na mnie.

 

Wiedzą co prawda o mojej terapii, o lekach, ale jakoś im to "umyka" . Nie wiem jak to okreslić, ale świadomość tego wszystkiego, nie przeszkadza im w strzelaniu we mnie z zaskoczenia. Nie skłania nigdy do zastanowienia się dlaczego to ma miejsce a już na pewno nie skłania ich do dopuszczenia do świadomości, ze nie jestem betonem, ze też odczuwam. Nie. Jestem cyborgiem w ich oczach, nie znającym żadnych ludzkich odczuć. :( .

Czuję się rozbita wczorajszą akcją... bo mi trudno jest też zaadaptować się do inne rzeczywistości ze zwykłego przyzwyczajenia... Jak się zmienia miejsce zamieszkania, też trzeba się przyzwyczaić. No ale nie ja... ja jestem wyrachowaną i egoistyczną suką :cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rodzice zawsze chcieli, żebym była pewna siebie i dlatego mi mówili, że jestem ładna, komplementowali, ale ja miałam kompleksy i wcale nie uważałam, że jestem ładna, tak jakby bycie ładnym było najważniejsze i już nic się nie liczyło poza byciem ładnym a ja myślę, że pewność siebie powinna wypływać z inteligencji, z intelektu (wiem, że jestem inteligentna i na tym się opiera moje poczucie własnej wartości). Rodzice nie akceptują takich chorób jak depresja, fobia społeczna i ja muszę się leczyć, bo oni nie zaakceptują tego, żebym siedziała w domu (z powodu fobii).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×