Skocz do zawartości
Nerwica.com

Czy depresja jest faktycznie chorobą?


Evia

Rekomendowane odpowiedzi

Jeśli miałabym się bać demonicznej łapy to nie łapy samej w sobie, tylko tego co może mi ona ewentualnie zrobić, bo samo łapanie za kostki aż takie straszne nie jest.

Gorzej z wydłubywaniem oczu na żywca, obdzierania ze skóry i wszelakich tortur, które są zapewne stosowane do dziś.

 

Najczęstsze źródła przeżyć strachu to: hałas, szmery, nowe, nieznane odgłosy. Przy czym strachu nie wywołuje natężenie tych dźwięków, ale raczej nagłość pojawienia się nieoczekiwanych.

 

Moim ukrytym pragnieniem zawsze było posiadanie jakiejś bratniej duszy, kogoś bardzo bliskiego.

Zawsze uważałam, że to niemożliwe, ale przez swoją głupotę musiałam się o tym jeszcze przekonać na własnej skórze.

Byron Katie - "Kłamstwa o miłości". Przeczytasz lub nie - zrobisz, jak uważasz.

 

Przytoczony przez Ciebie filmik jednak mało się odnosi do mnie, ponieważ mnie nie boli wcale moja własna historyjka, jestem tylko nic nie znaczącym ziarenkiem piasku w odmętach syfu. Zostałam rzucona w ten popaprany wir, który wbrew sobie nakręcam, na który nie mam wpływu. To właśnie konstrukcja tego świata mnie dobija, to że wszystko jest właśnie tym kłamstwem i iluzją, a raczej to co dobre, nawet wyznawane wartości mogą okazać się fałszywymi, a raczej wiarą w coś co nie istnieje. Życie jest tak bardzo okrutne, a my na to staramy się nie zwracać uwagi, wierzymy w dobroć i jej oczekujemy chociaż ta nie istnieje...
Ja jednak w dużej mierze wierzę, że nasz światopogląd bierze się z naszych wcześniejszych przeżyć. Taki Dr House na przykład rozpracowywał ludzi, pokazując im, że ich filozoficzne mądrości mają tak naprawdę podłoże w ich wcześniejszych bolesnych przeżyciach. Ten serial nie jest oczywiście jedynym, w którym taki motyw można zaobserwować.

 

Jeszcze jeden filmik - zrobisz, jak uważasz:

 

[videoyoutube=sLK7cBdQx-U][/videoyoutube]

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nvm, co do cytatu z wikipedii, to nie wiem w jakim kontekście był użyty, jednak jeśli chodzi o mnie to ja nie obawiam się jakoś specjalnie nieracjonalnych rzeczy (wszystko sobie racjonalizuję) Nie twierdzę, że nie przestraszyłabym się nagłego hałasu np w środku nocy, jednak taki strach jest raczej mechanizmem obronnym skłaniającym do ucieczki, która pozwoliłaby uniknąć prawdziwej krzywdy, czyli ewentualnego rozszarpania na kawałki itd. Hałas sam w sobie nie jest najgorszy tylko to, co może z niego wynikać.

 

 

Ja jednak w dużej mierze wierzę, że nasz światopogląd bierze się z naszych wcześniejszych przeżyć. Taki Dr House na przykład rozpracowywał ludzi, pokazując im, że ich filozoficzne mądrości mają tak naprawdę podłoże w ich wcześniejszych bolesnych przeżyciach. Ten serial nie jest oczywiście jedynym, w którym taki motyw można zaobserwować.

 

Hah, akurat reinkarnacja jest moją najczarniejszą wizją z możliwych.

W każdym razie jeśli faktycznie istnieje, to ja najprawdopodobniej byłam Chrystusem, Nietzsche i seryjnym mordercą (był taki jeden co miał podobny tok rozumowania do mojego, ale zapomniałam jak się nazywał :bezradny: ) Jak widać ewolucja mojej postaci nie idzie w dobrym kierunku :lol::?

 

Byron Katie - "Kłamstwa o miłości". Przeczytasz lub nie - zrobisz, jak uważasz.

 

Zerknę, ale coś czuję, że podobnie jak zamieszczony przez Ciebie film, może we mnie wyzwalać zbyt duże pokłady agresji :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nvm, co do cytatu z wikipedii, to nie wiem w jakim kontekście był użyty, jednak jeśli chodzi o mnie to ja nie obawiam się jakoś specjalnie nieracjonalnych rzeczy (wszystko sobie racjonalizuję) Nie twierdzę, że nie przestraszyłabym się nagłego hałasu np w środku nocy, jednak taki strach jest raczej mechanizmem obronnym skłaniającym do ucieczki, która pozwoliłaby uniknąć prawdziwej krzywdy, czyli ewentualnego rozszarpania na kawałki itd. Hałas sam w sobie nie jest najgorszy tylko to, co może z niego wynikać.
Chodziło mi po prostu o strach, jako o naturalną, automatyczną, odruchową reakcję organizmu. Ja na przykład taki strach po prostu antycypuję, tudzież pojawia się wówczas lęk przed strachem.

 

Hah, akurat reinkarnacja jest moją najczarniejszą wizją z możliwych.
Moją jest chyba piekło i fizyczny ból.

Tylko, że ja nie mówiłem nic o reinkarnacji. Mówiąc o wcześniejszych przeżyciach miałem na myśli po prostu wcześniejsze, ale w TYM życiu. Na przykład ja po nieudanym związku doszedłem do wniosku, że związki to zło i nie są wcale potrzebne do szczęścia, a inni zupełnie bezsensownie i głupio się w coś takiego pakują xD Mógłbym wówczas intelektualne i filozoficznie to uzasadniać, i tak dalej, ale taki dr House pewnie by mnie rozgryzł i doszedłby do tego, że to wszystko wynika nie z chłodnej intelektualnej analizy, tylko z bolesnych własnych doświadczeń ;] Inny przykład jest w pewnym starym filmie "Dwunastu gniewnych ludzi", opowiadającym o obradach 12 przysięgłych. Jeden z nich ciągle upiera się przy winie oskarżonego i ciągle intelektualnie i inteligentnie to uzasadnia, ale na koniec filmu wychodzą jego prawdziwe motywy ;]

 

Zerknę, ale coś czuję, że podobnie jak zamieszczony przez Ciebie film, może we mnie wyzwalać zbyt duże pokłady agresji :P
To dobrze. Ale zrobisz, jak uważasz. Na przykład, gdy ja oglądałem ten filmik po raz pierwszy, zaczęło mi się zbierać na płacz i nie obejrzałem go do końca.

 

A odnośnie agresji - dlaczego piszę, że to dobrze. Rozmawiałem całkiem niedawno z kimś przez internet. Po pewnych rzeczach, które napisał, źle się poczułem. Czułem agresję, złość. Ale pochodziłem z tym trochę, poczekałem aż to się rozluźni i dotarło do mnie, przed czym się bronię. Okazało się, że tak naprawdę czuję się poniżony, zawstydzony, skompromitowany i upokorzony. Pochodziłem z tym dalej, to się w ciągu kolejnych godzin coraz bardziej rozluźniało, a ja się czułem coraz lepiej. Gdy odpadło to (choć tylko częściowo, a jednak dość mocno odczuwalnie) - ta potrzeba ochrony własnego obrazu samego siebie, to pragnienie ochrony swojego ego - byłem bardziej rozluźniony i swobodny. Czułem się naprawdę dobrze, tak jak się dawno nie czułem, jeśli kiedykolwiek. Później oczywiście moje uwarunkowania wróciły w jakimś stopniu, ale uważam, że tamto było dla mnie dobrym krokiem do przodu i tamten człowiek bardzo dobrze zrobił, że mnie wówczas "zgnoił". Choć robił to w atmosferze życzliwości, co mogło mieć znaczenie.

 

Ale agresja może też wynikać z poczucia bezsilności, że to i tak nic Ci nie pomoże, Twój problem jest dużo bardziej skomplikowany, a to tylko jakieś kolejne pierdoły. A jednak, mimo wszystko, później możesz daną rzecz przetrawić i jakąś mądrość z niej zaczerpnąć.

 

Poza tym, możesz też nie chcieć po prostu gwałtownej zmiany swojego nastroju.

 

Ale to Ty sama musisz zdecydować, bo możesz nie być gotowa na to, by mierzyć się ze swoją agresją. Możesz nie mieć w tej chwili do tego zasobów. Tego ja nie wiem, to jest Twoja ocena. Jeśli niczego Ci w życiu nie brakuje, to i też nie masz powodów niczego zmieniać, tylko dlatego, że ktoś Ci coś polecił. Choć z drugiej strony, zamykanie się przed czymś z lęku przed utratą status quo również może być zgubne i frustrujące.

 

I jeszcze pytanie: Czy jesteś zadowolona z siebie i swojego życia? Czy ten temat nie jest jakimś wołaniem o pomoc? Czy chcesz coś zmienić? Czegoś Ci brak? Czegoś pragniesz? Czego chcesz, tak naprawdę? Czemu miał służyć ten temat?

 

EDIT: Uważam, że agresja to po prostu postawa walki - działanie obronne. Starasz się wówczas coś ochronić - prawdopodobnie wizerunek samej siebie. Na przykład te słowa mogą spowodować ukryty lęk przed utratą wizerunku kogoś, kto nie przejmuje się swoim wizerunkiem i w związku z tym spowodować agresję, czyli postawę walki w odniesieniu do swojego własnego lęku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moją jest chyba piekło i fizyczny ból.

 

Właściwie to moją też, i reinkarnacja właśnie się do tego sprowadza. Piekło i fizyczny ból nie mający końca...

 

Na przykład ja po nieudanym związku doszedłem do wniosku, że związki to zło i nie są wcale potrzebne do szczęścia, a inni zupełnie bezsensownie i głupio się w coś takiego pakują xD Mógłbym wówczas intelektualne i filozoficznie to uzasadniać, i tak dalej, ale taki dr House pewnie by mnie rozgryzł i doszedłby do tego, że to wszystko wynika nie z chłodnej intelektualnej analizy, tylko z bolesnych własnych doświadczeń ;]

 

Tylko, że jedno i drugie jest ze sobą ściśle powiązane, a bolesne doświadczenia jedynie potwierdzają słuszność tej teorii...

Jeśli chodzi o mnie, to negatywne nastawienie do związków miałam zanim się w to w ogóle wpakowałam :? I stąd też wynika moja durnota, nawet mniemałam, że mam paranoję :lol:

Zresztą nie wszystko musi się sprowadzać do związków. Osoba bliska to też przyjaciel.

Poniekąd mam kogoś bliskiego... Zwierzę, ale to jest również przyczyną mojego bólu.

Właśnie przez to nie mogę się pogodzić z łańcuchem pokarmowym, w którym również tkwię...

 

dobrze. Ale zrobisz, jak uważasz. Na przykład, gdy ja oglądałem ten filmik po raz pierwszy, zaczęło mi się zbierać na płacz i nie obejrzałem go do końca.

 

Również nie byłam w stanie obejrzeć do końca, ale raczej właśnie przez myśl, że "zachwycona to byłabym dopiero wtedy jakbym mu ryj obiła (dosłownie tak pomyślałam :? )"

Muszę przyznać, że aż sama byłam zaskoczona tak emocjonalnej reakcji na jakiś filmik z yt...

Książkę zaczęłam czytać i oczywiście również zaczyna mnie już wkurzać choćby od samego wstępu, w którym chyba mogłabym się spierać o każde zdanie...

 

Czy zdarzyło ci się kiedyś pomyśleć, że im uporczywiej zabiegasz o miłość, tym bardziej wymyka ci się z rąk? Czy pragnienie zdobycia aprobaty nigdy nie sprawiło, że poczułeś się zagrożony? Jeśli nachodziły cię takie myśli, nie działo się to bez powodu. Zabieganie o miłość i aprobatę jest gwarantowanym sposobem utraty ich odczuwania.

 

Nigdy nie zabiegałam ani o miłość, ani o aprobatę. Nie jestem więc potencjalną odbiorczynią tej książki

 

Czy jesteś zadowolona z siebie i swojego życia?

 

Pod względem czysto prozaicznym to nie mam w sumie tak źle... Chociaż wiele razy słyszałam, że się zmarnowałam itd, to ja uważam, że mogłam skończyć jeszcze gorzej, i tak naprawdę to raczej się dziwię, że na moje możliwości i tak osiągnęłam (jakimś fuksem) tak dużo.

 

Czy ten temat nie jest jakimś wołaniem o pomoc?

 

Nie

 

Czy chcesz coś zmienić? Czegoś Ci brak? Czegoś pragniesz? Czego chcesz, tak naprawdę?

 

Chciałabym żeby istniało czyste dobro, jednak skoro jest to niemożliwe to zadowoliłabym się unicestwieniem całego świata aby już nic więcej tu nie wykiełkowało :105:

 

Czemu miał służyć ten temat?

 

Nie zastanawiałam się nad tym za bardzo, jednak podejrzewam, że musiało chodzić o to aby inni również przyjęli mój punkt widzenia.

Ale czy w większości tematów nie chodzi właśnie o to?

 

Uważam, że agresja to po prostu postawa walki - działanie obronne. Starasz się wówczas coś ochronić - prawdopodobnie wizerunek samej siebie. Na przykład te słowa mogą spowodować ukryty lęk przed utratą wizerunku kogoś, kto nie przejmuje się swoim wizerunkiem i w związku z tym spowodować agresję, czyli postawę walki w odniesieniu do swojego własnego lęku.

 

Hmmm, w sumie może tak być

Jednak czy jest sens to zmieniać?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hmmm, w sumie może tak być

Jednak czy jest sens to zmieniać?

Jak uważasz ;] Potencjalna korzyść jest taka, że mogłabyś być bardziej rozluźniona, gdybyś pewnych rzeczy nie "musiała" już chronić.

 

Co do Twoich reakcji, to ok, spoko. Mam dla Ciebie coś, co Ci się może bardziej spodobać:

 

Zranienie może dać się odczuć jako koniec świata, ale nim nie jest.

Zranienie boli.

Stopień w jakim jesteś skłonny do bycia zranionym, nie chęci bycia zranionym, ale skłonnym do bycia zranionym jest stopniem, w jakim jesteś skłonny kochać, być kochanym i być nauczanym przez miłość.

Miłość może być twoim nauczycielem, pomimo że nigdy nie uczy ona dystansu wobec doświadczania zranienia.

Inni ludzie nie są źródłem twojego zranienia; źródłem zranienia jest fakt, że kochasz.

Zaufaj miłości.

Jeśli miłość ma cię zranić, to niech zrani cię w pełni.

Niech cię zniszczy.

Niech twoje serce pęknie i otworzy się tak, aby jeszcze głębsza miłość mogła się odsłonić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gdybym ja mógł coś zmienić w rzeczywistości, to byłyby to przede wszystkim 2 następujące rzeczy:

 

1) Jeśli piekło w ogóle istnieje, to chciałbym, żeby było i pozostało puste - po wieki wieków, amen. Nawet szatanowi i demonom nie życzę losu, jakim jest cierpienie, nie mające nigdy końca.

2) Po drugie, chciałbym całkowicie wyeliminować z tego świata zbyt silny ból fizyczny (na przykład według subiektywnych odczuć), aby już nikt więcej nigdy nie musiał go doświadczać.

 

Po trzecie, gdyby złota rybka, tudzież nameczański smok mi pozwolił:

 

3) Od tej chwili całkowita eliminacja trwającego zbyt długo zbyt silnego i niechcianego cierpienia psychicznego (np. również według subiektywnych odczuć).

 

Nie bardzo wiem, jak zagwarantować punkt pierwszy. Co do punktu drugiego i trzeciego, to myślałem o Projekcie Księżycowe Oko - Nieskończone Tsukuyomi (dla wtajemniczonych).

 

EDIT: Uważam też, że psychicznie ja w swoim życiu nacierpiałem się tyle, że chciałbym aby to wystarczyło, aby już inni tak cierpieć nie musieli. Trochę bez sensu by było, gdyby jeszcze ktoś musiał przechodzić przez to samo. Chciałbym, żeby to, czego ja już doznałem, było wystarczające także dla innych osób. Chyba tylko wtedy tamto moje cierpienie nie będzie już takie zupełnie bezsensowne ;]

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ewolucja, w trosce o realizację swych podstępnych celów, umieściła w Twojej głowie nieświadome mechanizmy, dzięki którym Ty jako jednostka realizujesz jej cele.
Zakładając nawet, że ewolucja faktycznie ma jakiś cel( pewnie chodzi o przetrwanie genu, życia, czy coś w ten deseń), korci mnie zapytać na czym polega podstęp skoro jest on znany, a jeszcze bardziej mnie zastanawia w jaki sposób ten cel, realizuje choćby ktoś taki jak ja....

Oczywiście ewolucja nie ma celu. Mówić o celu ewolucji to coś jakby, powiedzieć, że wczoraj padła taka a taka szóstka w totka, w celu żeby pan Wiesio z pod czwórki wygrał kilka milionów. Ewolucję to za przeproszeniem wali, czy dany gen utrzyma się populacji czy nie, czy dana populacja przetrwa czy nie. Jest sobie pewne środowisko, w którym lądują różne geny( warunkujące różne cechy) i pewne z nich się w nim sprawdzają dając "wygraną" , a inne odpadają. To wszystko. W innym rozdaniu, gdyby te same geny padły na inny "filtr", czyli środowisko, bardzo możliwe, a nawet pewne, że wynik "losowania" byłby zupełnie inny. Więc to nie jest tak, że pewne cechy pojawiają się, żeby organizmy mogły przetrwać, tylko pewne organizmy dlatego przetrwały, bo przejawiały cechy, które danym w środowisku, to przetrwanie zapewniają.

 

Czy chorobą jest zniekształcenie rzeczywistości (taj jak w schizofrenii) czy też pozbawienie się mechanizmów obronnych, które prowadzą do unicestwienia (co jest sprzeczne z naturą jakiejkolwiek istoty na Ziemi)
A skąd wiadomo co jest zgodne z naturą jakiejkolwiek istoty? na pewno śmierć leży w tej naturze..bo nikogo nie ominie, a coś więcej? a jak to się ma do tzw samobójstw altruistycznych w świecie zwierząt? czy pszczoła ładująca żądło szerszeniowi, co jest równoznaczne z jej śmiercią jest chora czy działa zgodnie naturą? ale chwila... a choroba to stan zgodny z naturą czy nie? a leczenie? :bezradny:

W ogóle wątpliwe wydaje mi się, że samo "pozbawienie się mechanizmów obronnych" jest wystarczające do pozbawiania się życia. Tutaj musi też zadziałać coś co do takiego czynu popycha, w końcu nie ma takiego prostego przełożenia depresja =>samobójstwo. Nie mówiąc już o całej szali mniej lub bardziej racjonalnych uzasadnień jakie potencjalny samobójca tworzy w głowie celem uzasadnienia przed samym sobą słuszności takiego właśnie działania. Czyli de facto jakieś mechanizmy obronne przejawia...i paradoksalnie kto wie, czy to nie one właśnie stają się tym "popychaczem".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Uważam też, że psychicznie ja w swoim życiu nacierpiałem się tyle, że chciałbym aby to wystarczyło, aby już inni tak cierpieć nie musieli. Trochę bez sensu by było, gdyby jeszcze ktoś musiał przechodzić przez to samo. Chciałbym, żeby to, czego ja już doznałem, było wystarczające także dla innych osób. Chyba tylko wtedy tamto moje cierpienie nie będzie już takie zupełnie bezsensowne ;]
mesjasz ;)

Też tak chciałam, ale wyszło na to, że w tej jakże szlachetnej postawie brakowało troski o siebie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1) Jeśli piekło w ogóle istnieje, to chciałbym, żeby było i pozostało puste - po wie :szukam: ki wieków, amen. Nawet szatanowi i demonom nie życzę losu, jakim jest cierpienie, nie mające nigdy końca.

 

Raj, w którym się zakłada życie wieczne również byłby miejscem, w którym cierpienie nigdy by nie miało końca.

 

Uważam też, że psychicznie ja w swoim życiu nacierpiałem się tyle, że chciałbym aby to wystarczyło, aby już inni tak cierpieć nie musieli.

 

Gdybym ja uważała, że wystarczająco się nacierpiałam to w sumie byłabym chyba uspokojona.

A tak ciągle mam poczucie, że miałam za dobrze przez co spotka mnie kara, czy też nie będę w stanie sobie poradzić z maksymalnym cierpieniem.

 

 

A skąd wiadomo co jest zgodne z naturą jakiejkolwiek istoty?

 

Tak jak sama pisałaś powyżej, to według obserwacji można wnioskować, że zgodne z naturą (czyli ewolucyjnym celem) jest przetrwanie życia, genu.

Nie słyszałam za bardzo o przypadkach altruistycznych samobójstw wśród zwierząt, jednak jeśli chodzi o przytoczone pszczoły, to takie zachowanie również jest ukierunkowane na przetrwanie, jednak w tym wypadku innych, może ważniejszych organizmów.

Tak więc "bezsensowne" uśmiercanie się jest faktycznie niezgodne z naturą, czy też z celem ewolucyjnym.

 

W ogóle wątpliwe wydaje mi się, że samo "pozbawienie się mechanizmów obronnych" jest wystarczające do pozbawiania się życia. Tutaj musi też zadziałać coś co do takiego czynu popycha, w końcu nie ma takiego prostego przełożenia depresja =>samobójstwo. Nie mówiąc już o całej szali mniej lub bardziej racjonalnych uzasadnień jakie potencjalny samobójca tworzy w głowie celem uzasadnienia przed samym sobą słuszności takiego właśnie działania. Czyli de facto jakieś mechanizmy obronne przejawia...i paradoksalnie kto wie, czy to nie one właśnie stają się tym "popychaczem".

 

No w sumie tak

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Evia, rzecz w tym ja tam właśnie napisałam, że ewolucja nie ma celu. Bo go nie ma...tak samo naturalne jest, że jedne organizmy rodzą się bardziej zdolne do przetrwania , a inne mniej zdolne do przetrwania, albo w ogóle niezdolne.

 

Nie słyszałam za bardzo o przypadkach altruistycznych samobójstw wśród zwierząt, jednak jeśli chodzi o przytoczone pszczoły, to takie zachowanie również jest ukierunkowane na przetrwanie, jednak w tym wypadku innych, może ważniejszych organizmów.
Analogicznie można powiedzieć, że śmierć takiego pasożyta jak ja, też byłaby korzystna dla wielu, bo nie musieliby marnować zasobów na moje utrzymanie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Analogicznie można powiedzieć, że śmierć takiego pasożyta jak ja, też byłaby korzystna dla wielu, bo nie musieliby marnować zasobów na moje utrzymanie.

 

 

Hah, to również rozpatrywałam

W innym wypadku można to uznać za coś w rodzaju partyzantki wobec gatunku ludzkiego :D

O nie, zaraz będę się zastanawiać czy co niektórzy na pewno są ludźmi a nie zakamuflowanymi kosmitami :lol::?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gdybym ja mógł coś zmienić w rzeczywistości, to byłyby to przede wszystkim 2 następujące rzeczy:

 

1) Jeśli piekło w ogóle istnieje, to chciałbym, żeby było i pozostało puste - po wieki wieków, amen. Nawet szatanowi i demonom nie życzę losu, jakim jest cierpienie, nie mające nigdy końca.

2) Po drugie, chciałbym całkowicie wyeliminować z tego świata zbyt silny ból fizyczny (na przykład według subiektywnych odczuć), aby już nikt więcej nigdy nie musiał go doświadczać.

 

Po trzecie, gdyby złota rybka, tudzież nameczański smok mi pozwolił:

 

3) Od tej chwili całkowita eliminacja trwającego zbyt długo zbyt silnego i niechcianego cierpienia psychicznego (np. również według subiektywnych odczuć).

 

Nie bardzo wiem, jak zagwarantować punkt pierwszy. Co do punktu drugiego i trzeciego, to myślałem o Projekcie Księżycowe Oko - Nieskończone Tsukuyomi (dla wtajemniczonych).

 

EDIT: Uważam też, że psychicznie ja w swoim życiu nacierpiałem się tyle, że chciałbym aby to wystarczyło, aby już inni tak cierpieć nie musieli. Trochę bez sensu by było, gdyby jeszcze ktoś musiał przechodzić przez to samo. Chciałbym, żeby to, czego ja już doznałem, było wystarczające także dla innych osób. Chyba tylko wtedy tamto moje cierpienie nie będzie już takie zupełnie bezsensowne ;]

Odnośnie piekła. Miałem niedawno bardzo dziwny sen. Wiem, że to tylko sen i jego intensywność i realizm były prawdopodobnie spowodowane przyjmowaną przeze mnie przed snem mianseryną (już się przyzwyczaiłem do tego "drugiego życia", które funduje mi mianseryna w snach) ale śniło mi się właśnie piekło. Mianowicie śniło mi się, że umarłem i byłem w piekle ale tylko chwilowo. Chwilowo, bo potem wróciłem do żywych - ku ich niesamowitym zdziwieniu oczywiście. I w tym śnie, jak już żyłem ponownie, miałem właśnie wspomnienia tego piekła. Było to niesamowite. Śniąc, czułem niesamowity ból jaki samo wspomnienie o tym miejscu powodowało. Pamiętam tylko straszliwy smród, niesamowity gorąc i podłoże, które z każdym kolejnym krokiem niesamowicie raniło stopy na każdy możliwy sposób oraz takie niesamowite uczucie cierpienia - cierpienia, które gdy wydaje ci się, że się zaraz skończy, staje się jeszcze gorsze. Wydaje się, że już nie mozna bardziej cierpieć ale piekło funduje ci jeszcze większe męki. Nie mam tu na myśli nic konkretnego, po prostu tak jakby żyjąc już miałem tylko wspomnienia piekła. Nie śniło mi się, że tam byłem tylko, że wspominałem pobyt w piekle będąc już wśród żywych. To wspomnienie, nawet we śnie było tak przerażające, że nie potrafię nawet tego opisać. Pamiętam, że zgodziłem się potem pracować w jakimś kamieniołomie za samo jedzenie, bo wydawało mi się to sielanką w porównaniu do samego wspomnienia piekła. I chodziłem i ostrzegałem ludzi żeby nie narzekali na swoje życia, bo to, co się dzieje w piekle jest poza jakimkolwiek ludzkim wyobrażeniem. Wiem, że brzmi to jak sen wariata ale cóż, chciałem się tym podzielić. Masakra, jak pomyślę o tym śnie to dalej mam ciarki na skórze.....brrrrrrr

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiem, że brzmi to jak sen wariata ale cóż, chciałem się tym podzielić. Masakra, jak pomyślę o tym śnie to dalej mam ciarki na skórze.....brrrrrrr

 

Jakbys nie zauwazyl to jest forum dla wariatow (mam nadzieje ze nikogo nie urazilam)

Jeśli chodzi o mnie to wal śmiało

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A mistrz rzekł do nich:

– Gdyby człowiek powiedział Bogu, że chce pomóc cierpiącemu światu, bez względu na cenę, jaką musiałby zapłacić, i gdyby Bóg pouczył go, jak ma to zrobić, czy człowiek ten powinien zrobić, jak mu kazano?

– Oczywiście, mistrzu! – krzyknął tłum. – Gdyby Bóg go o to prosił, radością byłoby dlań znosić nawet piekielne męki!

– Bez względu na to, jakie to męki i jak trudne byłoby to zadanie?

– To honor zawisnąć, chwała do krzyża być przybitym, chwała spłonąć na stosie, Jeśli tego właśnie oczekiwałby Bóg – powiedzieli.

– A gdyby Bóg – zapytał ich mistrz – powiedział wam prosto w oczy: NAKAZUJĘ WAM, BYŚCIE NA TYM ŚWIECIE DO KOŃCA DNI SWOICH BYLI SZCZĘŚLIWI, co byście wtedy zrobili?

A tłum pogrążył się w ciszy; na zboczach gór, w dolinach, gdzie zgromadzili się wszyscy, nie było słychać ni głosu, ni dźwięku żadnego….

Richard Bach, Iluzje, czyli człowiek, który nie chciał być Mes/aszem, przei. Jerzy Jamiewicz, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 1996,s.19-21.

(źródło: https://zenforest.wordpress.com/2009/12/14/wziac-odpowiedzialnosc-za-wlasne-zycie-zalety-i-pulapki/)

 

Genialne :lol:

 

Sam mam z tym problem. Utożsamiam się poniekąd z tym tłumem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Według klasyfikacji depresji wiele pasuje również do mnie (chociaż nie wszystko, i wcale mnie nie dziwi ponieważ niektóre cechy są wobec siebie sprzeczne)

W każdym razie to właśnie w tym momencie czuję, że jestem najbliżej prawdy.

Jedni potrafią stwierdzić, że mają syfa a inni tuszują go pudrem albo mówią, że to żaden syf

 

Czyli kto tu powinien się leczyć?

Kiedyś byłem bardzo szczęśliwym człowiekiem i optymistą, sangwinikiem (choć mogłem mieć już skłonności do melancholii). Poznałem wspaniałą koleżankę, było między nami bardzo miło. Zauroczyłem się w niej, idealizowałem ją. Ona była melancholijna. Ponieważ ją idealizowałem, miałem właśnie takie poczucie, o jakim piszesz, że ona jest bliżej prawdy. Była romantyczką, poetką. Wszedłem w te klimaty. Wydawało mi się, że ona postrzega rzeczywistość głębiej, prawdziwiej a w związku z tym jest bardziej wartościowa, lepsza. Też chciałem być bardziej wartościowy, lepszy, więc sam wszedłem w te klimaty. Zagłębiłem się w tego typu patrzenie na świat. W końcu dla chcącego nic trudnego. A że jestem wrażliwym człowiekiem, to dla mnie było to szczególnie proste. Potrafię zmienić sposób, w jaki na przykład słucham muzyki i się zagłębić w to, zjednoczyć się z podmiotem lirycznym, mieć głębokie poczucie, że to jest o mnie.

 

Myślę, że to mógł być jeden z powodów, dla których zaczęła się we mnie rozwijać depresja (do której skłonności mogłem mieć już wcześniej). Faktem jest, że (przynajmniej w moim mniemaniu) depresyjne smutasy mają poważanie (a więc są postrzegani jako osoby bardziej wartościowe), podczas gdy radosne lekkoduchy są postrzegane jako osoby infantylne, które (jeszcze?) nic nie wiedzą o życiu, a więc są gorsze. Ten, kto ma depresję - ten to dopiero musi być mądry, lepszy, fajniejszy, bardziej wartościowy. Bądźmy poważni, to i inni będą nas traktować poważnie. Wygłupiajmy się radośnie, to będą na nas z góry patrzeć. Coś za coś.

 

Myślę, że to jest ukryta korzyść z depresji - właśnie poczucie, że jesteśmy "bliżej prawdy". Tylko pojawia się pytanie: czy chcemy być szczęśliwi, czy też mieć rację? Czy wolimy być rozluźnieni, czy też może chcemy czuć się fajni i wartościowi, dzięki wyborowi ciemnej strony mocy, tudzież czarnego kostiumu Spider-mana? Dzisiaj to zrozumiałem i wybieram rozluźnienie. Amen.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Według klasyfikacji depresji wiele pasuje również do mnie (chociaż nie wszystko, i wcale mnie nie dziwi ponieważ niektóre cechy są wobec siebie sprzeczne)

W każdym razie to właśnie w tym momencie czuję, że jestem najbliżej prawdy.

Jedni potrafią stwierdzić, że mają syfa a inni tuszują go pudrem albo mówią, że to żaden syf

 

Czyli kto tu powinien się leczyć?

Kiedyś byłem bardzo szczęśliwym człowiekiem i optymistą, sangwinikiem (choć mogłem mieć już skłonności do melancholii). Poznałem wspaniałą koleżankę, było między nami bardzo miło. Zauroczyłem się w niej, idealizowałem ją. Ona była melancholijna. Ponieważ ją idealizowałem, miałem właśnie takie poczucie, o jakim piszesz, że ona jest bliżej prawdy. Była romantyczką, poetką. Wszedłem w te klimaty. Wydawało mi się, że ona postrzega rzeczywistość głębiej, prawdziwiej a w związku z tym jest bardziej wartościowa, lepsza. Też chciałem być bardziej wartościowy, lepszy, więc sam wszedłem w te klimaty. Zagłębiłem się w tego typu patrzenie na świat. W końcu dla chcącego nic trudnego. A że jestem wrażliwym człowiekiem, to dla mnie było to szczególnie proste. Potrafię zmienić sposób, w jaki na przykład słucham muzyki i się zagłębić w to, zjednoczyć się z podmiotem lirycznym, mieć głębokie poczucie, że to jest o mnie.

 

Myślę, że to mógł być jeden z powodów, dla których zaczęła się we mnie rozwijać depresja (do której skłonności mogłem mieć już wcześniej). Faktem jest, że (przynajmniej w moim mniemaniu) depresyjne smutasy mają poważanie (a więc są postrzegani jako osoby bardziej wartościowe), podczas gdy radosne lekkoduchy są postrzegane jako osoby infantylne, które (jeszcze?) nic nie wiedzą o życiu, a więc są gorsze. Ten, kto ma depresję - ten to dopiero musi być mądry, lepszy, fajniejszy, bardziej wartościowy. Bądźmy poważni, to i inni będą nas traktować poważnie. Wygłupiajmy się radośnie, to będą na nas z góry patrzeć. Coś za coś.

 

Myślę, że to jest ukryta korzyść z depresji - właśnie poczucie, że jesteśmy "bliżej prawdy". Tylko pojawia się pytanie: czy chcemy być szczęśliwi, czy też mieć rację? Czy wolimy być rozluźnieni, czy też może chcemy czuć się fajni i wartościowi, dzięki wyborowi ciemnej strony mocy, tudzież czarnego kostiumu Spider-mana? Dzisiaj to zrozumiałem i wybieram rozluźnienie. Amen.

 

Gratuluje, to chyba oznacza, ze wydoroslales :)

 

Ja mysle, ze taka klasyfikacja:

- wesoly, beztroski = dziecinny, nic nie wie o zyciu, plytki

- melancholijny, smutny = doswiadczony, majacy glebsze przemyslenia, powazniejszy

jest popularna u bardzo mlodych ludzi.

 

Im czlowiek jest starszy, im wiecej przejdzie, tym bardziej rozumie, ze dziececy entuzjazm, lekka naiwnosc, radosc zycia i umiejetnosc cieszenia sie drobiazgami sa bezcenne. Mi sie wydaje, ze to wlasnie ludzie bardzo madrzy i doswiadczeni, tacy, ktorzy wyrobili w sobie duza sile psychiczna, potrafia zachowac optymizm i entuzjazm, bo rozumieja, ze czas nam dany na swiecie jest krotki, a to, jak go spozytkujemy, zalezy w duzej mierze od naszego nastawienia. Nie mamy wplywu na wiele zdarzen, ale mamy wplyw na to, jak je przezywamy. Madrosc, to nauczenie sie odrozniania rzeczy waznych od tych niewaznych i niemartwienie sie tymi drugimi, oraz niemarwtienie sie na zapas tymi pierwszymi. Jak juz sie to zrozumie, to trzeba jeszcze nauczyc sie wcielic to w zycie :D i to jest najtrudniejsze, bo w teorii wiele osob niby o tym wie, ale nie umie wg tego zyc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×