Skocz do zawartości
Nerwica.com

Depresja a związki - jakim cudem?


Miilena

Rekomendowane odpowiedzi

Miilena, mnie się udało zbudować dość szczęśliwy związek mimo depresji i nerwicy, chociaż nadal się boję, że stracę mojego narzeczonego, że kiedyś będzie mnie miał po prostu dość.... Teraz, kiedy jest gorzej, bo bywało lepiej, naprawdę cieszyłam się życiem i związkiem.

Mój narzeczony jest wspaniały, był ze mną zawsze, pocieszał, rozumie, że borykam się z takimi a nie innymi problemami, że muszę chodzić na terapię, leczyć się farmakologicznie.

Życze Ci, żebyś też znalazła kogoś takiego!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Piszecie o pracy nad związkiem, tylko że mój problem zaczyna się jeszcze wcześniej, ponieważ aby móc pracować nad związkiem trzeba najpierw w niego wejść. U mnie wszystko upada na wstępnym etapie. Mimo, że niejednokrotnie bardzo chciałam, to nie potrafiłam nawiązać tych relacji. Lądowałam albo z łatką koleżanki, albo w ogóle nie udawało mi się nawiązać znajomości. A każda kolejna taka sytuacja tylko potęgowała poczucie, że zupełnie się do tego nie nadaję i powinnam w ogóle przestać próbować bo tylko się ośmieszam, a i tak kompletnie nie mam szans. Czasem mam poczucie, że te relacje w moim przypadku to coś równie nieosiągalnego jak lot w kosmos. Że w to kompletnie niemożliwe by jakiś facet mógł chcieć być z kimś takim jak ja, bo cóż ja w ogóle mam do zaoferowania? Przecież jestem kompletnie bezwartościowa jako kobieta. I to tworzy taką sprzeczność, bo z jednej strony bardzo chciałabym takiej relacji, a z drugiej mam poczucie że kompletnie na to nie zasługuję i nie nadaję się do tego.

 

"Coś samo wychodzi" - tak, dość często słyszę to stwierdzenie od ludzi w związkach. To jest bardzo enigmatyczne stwierdzenie i zawsze się zastanawiam co to właściwie znaczy. Bo jak coś może wyjść samo, skoro wszystko wymaga jakiegoś zaangażowania i wysiłku. Jeśli nie wykaże się inicjatywy i zaintersowania kimś, to jak coś może się udać? I czemu innym ludziom te związki "same wychodzą", a mi nie wychodzą ani same, ani gdy się staram.

Rozumiem Ciebie, przynajmniej tak mi się wydaje - czytając Twoje posty miałam odczucia jakbym czytała o sobie. Długo się zastanawiałam, na ile problem ze znalezieniem miłości wiąże się z depresją. Doszłam do wniosku, że skoro masa ludzi z deprechą i innymi zaburzeniami jest w związkach, to nie w tym rzecz, chociaż na pewno te zaburzenia utrudniają życie w związku. Myślę że u mnie przeszkodą jest to, że właściwie mało wychodzę do ludzi, jestem bardzo spięta w kontaktach z nimi (resztki fobii społecznej). W dodatku niska samoocena robi bardzo dużo złego. Chociaż ja akurat jestem przekonana że jestem osobą złą, dziwaczną, trudną, bezwartościową, gorszą, do bólu nudną i zewnętrznie nieatrakcyjną. I nie wiem, czy cokolwiek to zmieni. Ćpam by nie myśleć o tym, jaka jestem beznadziejna i żeby uciszyć uczucia. Leki nie pomagają, jutro wizyta u psychiatry, może da mi w końcu lek który zadziała....

PS. przepraszam, nie pocieszyłam Ciebie :( Jestem w złym stanie, deprecha jakiej chyba jeszcze nigdy nie miałam.

A Ty zawalcz o siebie, dobry psychoterapeuta podobno potrafi zdziałać cuda :) Mi psychoterapii odmówiono...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dodam jeszcze, że tym się różnimy, że mnie nikt jakoś wybitnie nie zranił, nie noszę w sobie urazy. Co jest najgorsze, mam silną potrzebę dawania miłości, chyba nawet silniejszą niż jej brania. Działam w wolontariacie, lubię pomagać, to jedyny ze mnie pożytek. I dla mnie to jest męczarnią, że nie mam nikogo "swojego" do kochania. Dlatego, tak jak wspominałam już, łykam prochy by to uciszyć. Pogodziłam się z tym, że nigdy nie będę miała nikogo, po prostu intuicyjnie to czuję.

Przepraszam że post pod postem, ale nie mogłam edytować poprzedniego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chciałam was zapytać o jedną rzecz, która mnie od lat zastanawia. Czytywałam różne fora o tematyce psychologicznej, gdzie jak wiadomo piszą ludzie, którzy sami borykają się z depresją, nerwicą i tak dalej. Bardzo często jednak, mimo tych chorób, ludziom tym udaje się nawiązywać bliskie relacje, wchodzić w związki, nawet zakładać rodziny. A ja zastanawiam się... jakim cudem? Jak wy to robicie? Mnie deprecha totalnie wyeliminowała z relacji damo męskich. Oczywiście, coś tam próbowałam, niejeden chłopak w moim życiu mi się podobał, stan zakochania też nie jest mi obcy. Ale nigdy nie udało mi się stworzyć z kimś żadnej relacji. Składało się na to kilka rzeczy: nieśmiałość, niska samoocena, poczucie że jestem zupełnie nieatrakcyjna i że to niemożliwe by taka kobieta komuś się podobała. Zawsze czułam się jak taka szara mysza na którą nikt nie spojrzy i której nikt nie zauważa. Najgorszy był jednak strach przed odrzuceniem, który bywał niemal paraliżujący. Tak bardzo bałam się tego odrzucenia, że ogromnych pokładów energii wymagało ode mnie przekonanie siebie, że warto spróbować. Wiele razy odpuściłam, wychodząc z założenia że nie mam szans. A jeśli już jakimś cudem decydowałam się spróbować kogoś "poderwać", to niestety dostawałam kosze. I w taki sposób powstało błędne koło. Miałam tylko jeden moment kiedy między mną a jakimś mężczyzną doszło do czegoś więcej. Nie był to żaden związek, raczej krótki epizod, który bardzo mnie zranił i chyba tylko jeszcze pogorszył sytuację. Facet potraktował mnie jak przedmiot, a ja oczywiście uznałam że to pewnie moja wina, klasycznie powiedziałam sobie "na co ty liczyłaś idiotko" i moja samoocena sięgnęła poziomu najniższego z możliwych. Od tamtej pory nie potrafię już nikomu zaufać. Od facetów trzymam się z daleka, bo panicznie boję się odrzucenia i tego, że ktoś mógłby mnie potraktować tak jak tamten. Jednocześnie bardzo cierpię, bo ja wcale nie chcę być samotna. Zawsze odczuwałam potrzebę bliskości, potrzebę bliskiej relacji, potrzeby seksualne. I niemożność ich realizacji powodowała ogromne frustracje.

 

Zdaję sobie sprawę, że mając tyle lat ile mam i nie mając prawie żadnego doświadczenia to raczej nie mam już szans na to by się z kimś związać. Czuję się samotna i bardzo chciałabym założyć kiedyś rodzinę, ale nieraz myślę, że kto by chciał takiego dziwoląga jak ja, kto by to zrozumiał? Domyślam się, że osoba w tym wieku, która nigdy nie miała chłopaka jest postrzegana jako ktoś zaburzony. Sama zresztą mam poczucie, że chyba już za późno na zaczynie. Nadal w żaden sposób nie umiem dojrzeć w sobie nic co mogłoby zainteresować jakiegoś faceta - ani fizycznie, ani niefizycznie. Co gorsza, coraz bardziej zaczynam odczuwać, że tak właśnie powinno być, bo nie zasłużyłam na miłość, bo nie dla psa kiełbasa. Coraz większy problem mam z uczuciem zazdrości, coraz gorzej czuję się na spotkaniach ze znajomymi gdy ktoś przychodzi w towarzystwie swojego partnera. Czuję się od nich gorsza, bezwartościowa, jak ostatnia oferma. Przez tą zazdrość rozpadła się moja znajomość z moją najbliższą przyjaciółką. Mimo, że kocham ją całym sercem i życzę jej jak najlepiej - nie umiałam sobie z tym poradzić i wycofałam się z jej życia, bo patrzenie na jej szczęście było dla mnie zbyt bolesne.

.

 

!. Nie wiem jak z samą depresją, ale miłość z borderline, fobią społeczną i depresją, plus niską samooceną na dodatek jest szalenie utrudniona, w szczególności jeśli jest się facetem.

 

Słyszałem o jednej borderce, której udało się stworzyć jakiś w miarę udany związek, ale to wypadek szczególny.

 

Zasadniczo borderzy to manipulatorzy, nawet jeśli chcą być dobrzy, to im się to nieszczególnie udaje. Z tym ma się swoisty syndrom pasożyta, syndrom wyładowywania na kimś negatywnych emocji, których jest cała gama, lęk przed odrzuceniem, a zarazem odrzucanie ludzi mimo woli.

 

Wobec dziewczyny borderek, facetów też, ale dziewczyn w szczególności, powinno się zachować uwagę i sceptycyzm, bo to jak związek z aktywnym wulkanem.

 

2. Niska samoocena? Witaj w klubie. Zapewne miałaś solidnie niecodzienne dzieciństwo i okres dojrzewania, z tego to się bierze. Potem niezmiernie ciężko nadrobić zaległości, myśli się magicznie i dziecinne wedle zasady "wszystko albo nic'' i ''każda sekunda jest cenna'', na każdym kroku człowiek natyka się na schody, a stąd prosta droga do życiowego resetu, z którego nie każdy potrafi się wydobyć.

 

Z niskiej samooceny, kompleksów, nieśmiałości, a nawet fobii społecznej da się wyleczyć, ale nie podam mojej recepty, bo bym jej raczej nie polecał.

 

3. Też panicznie bałem się odrzucenia, a jednak odrzucałem, chociaż starałem się ze wszystkich sił żeby było inaczej. Człowiek zostaje zaprogramowany w wieku 1=5 lat. Potem da się zmienić swój fenotyp, ale jest to szalenie trudne. Bez pomocy kogoś z zewnątrz niemalże niemożliwe. I tak podczas kryzysowej sytuacji wyjdzie ten dawny ''ja'', którego chcieliśmy uprzednio unicestwić.

 

Zasadniczo rad jestem, że mimo rozmaitych okazji, nie stworzyłem z nikim związku, bo wiem, że mimowolnie, bym tą dziewczynę skrzywdził. Nieważne jak bym się starał, wyszłoby na przekór. Mam oprogramowanie po psychopacie i zawsze jakaś jego resztka, jakiś element wyszedłby na wierzch czy bym tego chciał czy nie.

 

4.Cóż, dziewczyny o niskiej samoocenie, to doskonały łup dla facetów, którzy są nastawieni na latanie z kwiatka na kwiatek. Nie wiń siebie. Facet zrobił zwykłe świństwo i kiedyś za to zapłaci.

 

5. Nie dla psa kiełbasa? Ile razy, ile setek, a może tysięcy razy ja to sobie powtarzałem.

 

6. Nieprzyjemne życie niestety wyrabia w człowieku zazdrość, bo ktoś ma lepiej, wygodniej i weselej. W dodatku musi słuchać, że przecież to tylko kwestia indywidualnego wyboru, że każdy ma takie samo możliwości. Guzik prawda, ludzie rodzą się w skrajnie odmiennych środowiskach i muszą borykać się ze skrajnie różnymi problemami i własnymi ograniczeniami.

 

Też kiedyś zazdrość wręcz pożerała mnie żywcem. Znalazłem na to sposób, ale nie chcę nikogo nawracać.

 

Sporo wspólnego mamy, mówiąc szczerze. Nie jesteś sama i nie wmawiaj sobie, że to wina Twojego wyglądu zewnętrznego, możesz być bardzo ładna i szalenie urocza, ale bez tej iskry przebojowości, niewiele się na tym polu zdziała. Można ją wyrobić, to wiem na pewno. Tylko trzeba za to zapłacić wysoką cenę, jak za wszystko zresztą.

 

7. Co do tego, że nie masz szans... Życie naprawdę pisze rozmaite scenariusze, zacznij od pracy nad sobą, nawet w najdrobniejszych aspektach, najbardziej banalnych, które inni mają wpajane w wieku kilku, kilkunastu lat. Wiem jak to brzmi, ale nie zazdrość innym, to uczucie wyniszcza. Nie Ty jedna jesteś samotna i masz za sobą niewesołe życie. Może się jeszcze trafić jakiś książę, świat jest pełen ludzi, a każdy z nich ma swoje potrzeby, niejednego także dręczy samotność.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

...

!. Nie wiem jak z samą depresją, ale miłość z borderline, fobią społeczną i depresją, plus niską samooceną na dodatek jest szalenie utrudniona, w szczególności jeśli jest się facetem.

Na czym polega ta "szczególność"?

 

...

4.Cóż, dziewczyny o niskiej samoocenie, to doskonały łup dla facetów, którzy są nastawieni na latanie z kwiatka na kwiatek. Nie wiń siebie. Facet zrobił zwykłe świństwo i kiedyś za to zapłaci.

Za sprawą czego i jak zapłaci? (Iluzja sprawiedliwego świata?)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

...

!. Nie wiem jak z samą depresją, ale miłość z borderline, fobią społeczną i depresją, plus niską samooceną na dodatek jest szalenie utrudniona, w szczególności jeśli jest się facetem.

Na czym polega ta "szczególność"?

 

...

4.Cóż, dziewczyny o niskiej samoocenie, to doskonały łup dla facetów, którzy są nastawieni na latanie z kwiatka na kwiatek. Nie wiń siebie. Facet zrobił zwykłe świństwo i kiedyś za to zapłaci.

Za sprawą czego i jak zapłaci? (Iluzja sprawiedliwego świata?)

 

Powtórzę się po raz kolejny - nie rozmawiam z Tobą. Nie chce mi się z Tobą gadać. Ignoruj moje posty, tak ja staram się od dawna ignorować Twoje, ale niestety uparcie wcinasz się w moje wypowiedzi. Zapisz sobie wreszcie w pamięci, że piszę same, jak to określasz: bzdury, i tym jednym słowem, można wszelkie moje wypowiedzi streścić. Próbowałem z Tobą swego czasu dyskutować merytorycznie nad, jak to określasz, ''bzdurnością'' moich postów, ale Ty to zwyczajnie zignorowałeś. Nie zachowuje się teraz jak pannica, która strzeliła focha, ale z ludźmi, którzy nie okazują mi szacunku i wiedzą niemal wszystko i mają swoiście pojęty zmysł odczytywania z moich myśli coś, czego w nim nie ma, plus skłonność do odpowiadania w tak lakoniczny i mało uprzejmy sposób- wobec nich staram się być polityczny, ale zarazem nie chcę zbytnio z nimi rozmawiać.

 

Gdybyś miał bordera, to byś wiedział na czym polega ta szczególność.

 

Świat jest bardzo sprawiedliwy, a karma działa. Sprawiedliwość złoczyńca poniesie niekoniecznie w tym wcieleniu, ale poniesie. Wiem jak to brzmi, ale reakcja jest mi obojętna.

 

Odpowiadam Ci ostatni raz, a jestem słownym człowiekiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

...Powtórzę się po raz kolejny - nie rozmawiam z Tobą...

Ja natomiast przypomnę Ci, że wypowiadasz się w miejscu publicznym. Ponadto nie będziesz wydawał mi poleceń.

 

...

Gdybyś miał bordera, to byś wiedział na czym polega ta szczególność.

Gsybyś miał wąsy, byłbyś babcią. Pieprzenie w bambus. Lejesz wodę i budujesz fikcje dla podtrzymania poczucia wartości własnej. Cudzym kosztem.

 

...Świat jest bardzo sprawiedliwy, a karma działa. Sprawiedliwość złoczyńca poniesie niekoniecznie w tym wcieleniu, ale poniesie. Wiem jak to brzmi, ale reakcja jest mi obojętna.

Brzmi fanatyczno-idiotycznie.

 

...Odpowiadam Ci ostatni raz, a jestem słownym człowiekiem.

Kogo to obchodzi. Ja na pewno idiotyzmów komentować nie przestanę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Miilena, w odpowiedzi na pytanie główne: są np. osoby, które zachorowały będąc już w związku, więc ciągną ten wózek wspólnie.

 

Szkoda, że terapia ci nie pomogła i przez tyle lat zupełnie nic nie ruszyło z samooceną :(

 

Zanim zaczęłam się leczyć wkopywałam się w dwa rodzaje sytuacji: albo zakochiwałam się w osobach nieosiągalnych - piosenkarzach, ładnych nieznajomych chłopakach, kolegach, którzy mnie nie lubili i marynowałam się w tęsknocie za nimi zamiast żyć na prawdę. Albo zdarzało się, że ktoś był też zainteresowany, to po jednym pocałunku stwierdzałam związek. Byłam w dwóch związkach, które ciągnęły mnie w dół i tylko rozstanie mogło mi pomóc wyjść z depresji.

 

Teraz dopiero uczę się poznawać ludzi na normalnych zasadach, a nie tęsknić, czekać i wierzyć we własne scenariusze z głowy. Bo to nie jest wszystkim dane.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×