Skocz do zawartości
Nerwica.com

"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!


magdasz

Rekomendowane odpowiedzi

Kochanie, wyprana z uczuc jestes, bo tak na poczatku dzialaja leki. Po bolu, drżączkach, rozpaczy, pragnieniu smierci, histerii, dzikiego pragnienia gnania przed siebie taka apatie witalam z ulga. To prawda, ma sie wrazenie bycia manekinem, ale to tez minie. Potem wszystko powinno sie ustabilizowac. Jestem typem obserwatora, ktory analizuje wszystko. Zawsze wsluchiwalam sie w siebie i analizowalam co sie dzieje (swoja droga to nawet ciekawe...). To niesamowite co chemia potrafi zrobic... Na razie spokojnie. A jak bedziesz miec potrzebe - pisz na priva.

 

Pozdrawiam Cie cieplutko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wczoraj czulam sie juz calkiem w porzadku. A dzisiaj obudzilam sie z placzem i tak jest caly czas. Mam wrazenie, ze juz nic dobrego mnie nie spotka. Ze do konca zycia bede mieszkac w wynajmowanych mieszkaniach, wychodzic do pracy i wracac do pustego mieszkania. I tak dzien w dzien. Wiec po co?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To jest okropne...

 

...ledwo co się pozbieram to znowu mi się wali, wystarczy, że zobaczę pewnego chłopaka... parę dni dochodzę do siebie... przez czwartek, piątek, sobotę, niedzielę, poniedziałek i we wtorek w świetnym humorze a wieczorem znowu człowiek popada w doła...

 

...nie chcę tak żyć.

 

Jak to dobrze, że już niedługo wakacje, w końcu od niego odpocznę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Margola i Esther jak czytam co napisałyście, to doskonale was rozumiem. Sama walczę z depresją, też jestem już "duuużą" dziewczynką, powinnam być silna, tyle w życiu przeszłam i powinno to mnie wzmocnić, a jednak nic z tego teraz kiedy mogłabym nareszcie spokojnie pożyć nerwica mnie wykańcza, budzę się z lękiem i cały dzień z nim walczę, może jeszcze godzinę bez tabletek, może jeszcze trochę. Jestem wykończona tym, boję się już wszystkiego, życia. Czasem mam problemy z wyjściem z domu a przecież trzeba pracować, mam córkę i ona liczy na mnie, mam matkę, która też liczy na mnie a mnie to przerasta. Słowo "muszę" jest dla mnie jak czerwona płachta na byka. Wiem jak wam ciężko, ja już tyle leków brałam i wszystko na krótko. Wybieram się na terapię. Teoretycznie to wiem już o nerwicy i depresji wszystko ale jak to praktycznie zastosować. Może trzeba by w końcu siebie polubić? Ale jak to zrobić? Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rena, poruszylas bardzo wazna kwestie o ktorej istnieniu wiedzialam, ale w ferworze walki zapomnialam. To poczucie bezsilnosci. Bo ja tez ciagle cos musze, duzo ludzi wiele ode mnie oczekuje. Moja Mama, ktora mieszka w Kielcach i jest sama. Schorowana, tez cierpi na depresje, z niska emerytura. Corka, ktora mieszka z narzeczonym i 11-miesieczna coreczka w wynajmowanym mieszkaniu - jeszcze sie docieraja, a kasy brakuje Im doslownie na wszystko. Syn, ktory mieszka z tata i teskni za mna okrutnie. Ma sie do mnie przeprowadzic po gimnazjum, ale to dopiero za dwa lata. Jak je przetrzymac? Z ojcem nie moze sie porozumiec. Byly dzwoni do mnie co chwile, zebym porozmawiala z Misiem, bo odmawia wykonania polecenia, albo pojscia gdzies. Z synkiem zawsze mialam i nadal mam rewelacyjny kontakt, przekonanie Go do czegos nigdy nie nastreczalo mi absolutnie zadnych problemow, ale bardzo boli kiedy slysze, ze jest zly na ojca, ze teskni i ze tylko ja Go rozumiem. I tak w kolo macieju. Czasami mam taka straszna ochote rzucic wszystko w diably i choc na kilka dni wyjechac gdzies calkiem sama. Wylaczyc pieprzone komorki, i sprobowac zapomniec, oderwac sie, zeby choc przez chwile nikt niczego ode mnie chcial, nie oczekiwal. Choc raz poczuc, ze to ktos troszczy sie o mnie, ze moge spokojnie odetchnac, bo ktos inny zajmie sie trudami, choc na jedna malenka chwilke, ze poda mi herbate, i pozwoli lezec. Tylko, ze niestety jest to niemozliwe - jestem dorosla i odpowiedzialna, i wiem, ze nie wolno mi tego zrobic. I tak codziennie mam wyrzuty sumienia, ze nie jestem przy Mamie, ze nie moge pomoc corce, ktora - zeby nie bylo niedomowien - absolutnie nie narzeka i nie ma postawy roszczeniowej. Ale ja wiem, ze jest Jej piekielnie trudno. Tak Rena, poczucie bezsilnosci moze zabic. Sadze, ze to wlasnie ta bezsilnosc jest u mnie glownym problemem.

 

Pozdrawiam Cie cieplutko

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Margola jak ja świetnie cię rozumiem, byłam w bardzo podobnej sytuacji, ja wychowywałam córkę a były mąż syna, miałam dokładnie tak samo. Teraz córka i syn są w Irlandii a przy mnie jest najmłodsza, która chodzi do drugiej liceum. Boże jak świetnie wiem co czujesz, też chciałam nieraz uciekać. Cieszę się że jesteś na forum i mogę z tobą porozmawiać. Jak masz ochotę to przyjeżdżaj do mnie choć na parę dni. Wiem że to głupio brzmi przecież wcale się nie znamy ale myślę że obu by nam to wiele dało. Jeśli nie to chociaż pisz do mnie. :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To byl perfidny plan mojego bylego. W Kielcach razem pracowalismy - ja jako dziennikarz, On jako fotoreporter. Moglam tam zostac, TAM wynajac mieszkanie, i dalej pracowac. Ale On chcial sie mnie pozbyc (Jego pani byla zazdrosna). Wiedzial, ze syn, ktory w dziecinstwie mial elementy autyzmu (to termin ktorego uzywal lekarz), jest dzieckiem szczegolnym. Nie lubi zmian miejsca, zmian otoczenia, sytuacji itp. Ogolnie daje sobie rade swietnie ale na SWOIM terenie. Mis jest ze mna niezwykle silnie zwiazany, na poczatku bylo ustalone, ze jedzie ze mna (corka juz wtedy mieszkala z narzeczonym). Gdy wyjazd byl coraz blizej, przyszedl do mnie i ze lzami w oczach powiedzial, ze nie da rady. Ze nadal chce miec swoje podworko, swojego przyjaciela (ma jednego od lat), swoja siostre, babcie i swoja szkole. Czyli ten swoj teren. Dodam, ze On sam majac 10 lat (sic!) plakal i prosil, bym odeszla od taty, bo nie moze zniesc jak ten mnie traktuje. W domu nigdy nie bylo dzikich awantur i wyzwisk, ale syn jest bardzo inteligentny i rozumial "docinki" bylego. Widzial dokladnie jak sie zmieniam z roku na rok. Pamietam, jak sie ze mna zegnal i prosil, bym nie zapomniala, ze kocha mnie najbardziej na swiecie, i ze jak bedzie wiekszy to na pewno bedzie mieszkal ze mna, bo "wtedy dam sobie rade mamusiu". U mnie zmienia sie nie do poznania, znowu wariujemy, bijemy sie (uczy mnie sztuki obrony w judo... :lol: ), laskoczemy, wyglupiamy, spiewamy az do zachrypniecia. Wiem, ze bardzo Mu tego brakuje. Mnie tez... Nie moge wybaczyc bylemu, ze pozbawil nas tej cudownej codziennosci. Wykorzystal, ze jestem chora i tak mna pokierowal, ze redakcja przeniosla mnie poza Kielce. Kiedy sie ocknelam, bylo juz za pozno - On dostal moj etat, na teren wojewodztwa. Na razie nie mam jak wrocic do Kielc. I mysle, ze ta tesknota za dziecmi powoli zabija mnie od srodka. Sadzilam, ze z czasem przyzwyczaje sie do tej sytuacji, ale niestety z miesiaca na miesiac jest coraz gorzej. Jestem 100% matka, ktora swoje Pisklaki MUSI miec przy sobie. Albo chociaz w poblizu. Dopiero wtedy jestem szczesliwa. Gdyby choc Oni tak nie tesknili, ale jak kilkakrotnie podkreslalam, zbudowalam sobie z dziecmi fantastyczne relacje i strasznie Im mnie brakuje. Nawet przyszly niedoszly ziec marudzi, ze jestem za daleko. :twisted:

 

Boze, jak ja sie rozpisuje za kazdym razem. To skazenie zwodowe, albo raczej worek, ktory wreszcie zostal rozsuplany...

 

Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pisz Margola i wyrzucaj z siebie, wiem, że to worek bez dna ale to pomaga, to forum kiedyś mnie też bardzo pomogło. Każdy z nas ma swój worek i może czas do opróżnić, może spróbujmy w tych naszych sytuacjach zobaczyć coś dobrego? Może zmienić to myślenie. Ja albo żyję przeszłością, z którą się nie mogę uporać albo martwię się o przyszłość, nie umiem żyć tu i teraz, cieszyć się chwilą, nie czuję się dobrze w swoim towarzystwie. Ciągle spięta, napięta, lękliwa i kontrolująca bezustannie wszystko. Ja bardzo przeżyłam utratę synka chociaż mieliśmy z sobą kontakt w każde wolne od pracy i szkoły. Jestem nauczycielką, więc trochę wolnego było, ale odległość nie pozwalała na częste spotkania, a potem doszła nerwica lękowa i już nie mogłam jeździć. Kiedy był starszy przyjeźdżał sam a teraz ma już 22 lata ale kontakt mamy bardzo dobry. Ja jednak nie mogę pogodzić się z tym co było złe w moim życiu a było tego sporo już od dzieciństwa i jak tu być zdrowym?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czytam to o czym piszecie i jest mi tak głupio, jestem jeszcze głupią niedojrzałą smarkulą. która płacze nad losem zaśmieconej łąki i drży na myśl matury i wyjazdu z domu,od sadu za oknem, opuszczenia pokoju w który włożyłam całe serce...Jak ja się odnajdę w większym mieście, kiedy nawet w tym miasteczku idąc ulicą mam ochotę krzyczeć mijając tłumy....Głosy stają się irytującym szmerem jak w ulu i czuje się jak wariatka. Jak ja zdobędę zawód gdy przez ocenę potrafiłam płakać 20 min przerwy,bo chciałam dostać 5 a nie 4+,albo zapomniałam wiersza na scenie i szłam sama ulicą zasmarkana. Gdy patrzę na siebie z perspektywy czasu to myślę że jestem żałosna..Ale jak to COŚ mnie dopada to nie ma racjonalnych argumentów!

Jestem w wieku córki Reny...To okropne czuć się jak egzaltowana smarkula. Tak jakby to co przeżywam nie było moje,jakby nie było mnie tylko balon pełen łez który pęka raz na jakiś czas przez drobnostkę która tylko przeważa szalę goryczy. Potem ucieczka w tabletkę, sen kojący,uciekam w tę ciemność,tylko wtedy jestem bezpieczna. Chcę być kimś,chcę spełniać swe marzenia,wyciągać dłoń po to co mi się należy....Czy przez swe słabości jestem skreślona...?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czuję się jak nastolatek z nastoletnimi problemami. A myślałem że już jestem za stary na takie rzeczy.
Ja też tak mam. Z ciekawości ile masz lat?

24

 

Nie wyobrażam sobie siebie bez depresji bo to jest duża część mej osobowości. Czy możliwe jest że stanę się innym człowiekiem??

Tak. Ja w skali Becka jeszcze niedawno miałem z 50 punktów a teraz mam 5, nie wiem czy to wynika z leków na nerwicę czy z tego że mi się życie trochę wyprostowało, ale tak jak wtedy nie wyobrażałem sobie jak można być szczęśliwym, nie jęczeć ciągle, chcieć żyć i w ogóle wstawać z łóżka, tak teraz trudno jest mi sobie wyobrazić siebie wtedy...

 

Teraz należę do "gorszych" uczniów, a szkoła mnie męczy. ta walka o o lepsze stopnie, wszyscy dookoła kombinują, starają się pokazać od najlepszej strony. Ja tak nie umiem i nie chcę.

Znam to. Presja jest mniejsza. Może nie powinienem tak mówić, ale taka jest prawda - mi bycie przeciętniakiem pomogło. W podstawówce byłem jednym z najlepszych i to wtedy się zaczęła nerwica. To ją wyzwoliło. Chociaż jasne że to nie był główny powód (było nim dzieciństwo) tylko ogólnie wyzwalacz, nie to to co innego by wyzwoliło.

 

kobiety powinny być silne

Wszyscy powinniśmy być silni, nie tylko kobiety. Ale jakoś czasami nas to wszystko przerasta, tak to już jest...

 

Czy przez swe słabości jestem skreślona...?

Może to banalnie zabrzmi, ale to zależy tylko od ciebie. Życie nie jest proste ale dużo z nas jakoś idzie do przodu, małymi kroczkami, które tak bardzo cieszą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

...Tak, to z silnymi kobietami tak dziwnie,jakoś feministycznie zabrzmiało...Może dlatego ze nawet jeśli zam faceta który ma jakieś problemy to nie uzewnętrznia tego,zaciska zęby i prze do przodu...a ja jestem na tyle głupia że nie wychodzi mi granie przed ludźmi. Tak głupia-bo powinnam pokazać że mi zależy..na tym, na tamtym..a ja ni wiem czy mi na czymś zależy. Ostatnio mi odbiło, brałam leki a potem z koleżanką zalałyśmy się jak idiotki....wracałyśmy przez cmentarz,ryczałam na grobie pradziadka po którym mam zaledwie1wspomnienie,potem złapałam ją za rękę i biegłyśmy po nagrobkach.krzyczałam"MY jeszcze żyjemy rozumiesz?!"Faktycznie "triumf". Dziwne że się nie wywróciłyśmy bo te odstępy tylko latały przed oczami. Potem poszłam tak zalana do swojego chłopaka i kazałam mu żeby mi nalał wody do wanny...kręciło mi się w głowie i było mi tak wszystko jedno,że postanowiłam ze się zabiję. Znalazłam tylko 1golarke ale była tępa i po wielu próbach została tylko ranka. Za chwilę jakbym o tym zapomniała....Nigdy nie przeżyłam czegoś takiego,zupełnie jakbym była niepoczytalna. Pamiętam to..tak dobrze ale jakby przez wodę,jakbym to nie była ja.

Nawet nie potrafię tego skomentować-tragedia czy komedia??

 

to błędne koło...gdy tak jęczę,narzekam,to tracę szacunek do siebie...

podstawą jest by zaakceptować to jaka jestem..brrr....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Esther! Nie łącz alkoholu z lekami to po pierwsze a po drugie myślę, że za duże wymagania sobie stawiasz albo któreś z rodziców, pamiętaj nie musisz być doskonała ani nikt z nas, pozwól sobie czasem na błędy to jest nasze prawo. To że jesteś młodsza nie ma tu nic do rzeczy, jesteś wartościową dziewczyną i godną czyjejś uwagi. Zrób sobie kiedyś taki dzień przekory, nie odrób lekcji, idź nieprzygotowana nawet gdybyś miała dostać pałę, odpyskuj komuś, powiedz głośno co myślisz. Nie stawiaj sobie tak wysokiej poprzeczki. Najważniejsze żebyś nie udawała kogoś kim nie jesteś, jeśli coś cię męczy to nie rób tego. Według mnie za bardzo kontrolujesz swoje życie, jesteś za dużą perfekcjonistką, ja przez to przeszłam i wiem że to źle się kończy. Nie wiem jakie są u ciebie relacje w domu, może to z tego to wynika? Same leki nie załatwią sprawy, może psychoterapia? Pozdrawiam ciepło.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A propos bledow. To - przynajmniej tyle ;) - mam za soba. Nie wstydze sie przyznac, ze czegos nie rozumiem, glosno przepraszam, za blad od razu dodajac, ze nikt nie jest doskonaly. I jestem w szoku w jaki fajny sposob ludzie na to reaguja. Usmiechaja sie! Natomiast gdy probowalam kombinowac, nadrabiac mina od razu bylam pacyfikowana i sprowadzana na ziemie. Nie boje sie tez mowic co mysle, ale oczywiscie na swoj lagodny sposob. Bo klocic sie nie lubie, unikam konfliktow jak ognia. Aby uzyskac takie efekty pracowalam naprawde ciezko. Bo ciezko jest sobie wmowic, ze ma sie jakies prawa, gdy wokol wmawiaja Ci cos diametralnie innego. Esther, Ty tez dasz rade. Jestes skrajna, jak wiekszosc z nas, do tego mlodziutka a wiec i pelna zycia, choc moze nie zdajesz sobie z tego tak do konca sprawy. Doskonalosc w sobie cwiczymy przez cale zycie, wiedzac ze i tak jest nie do osiagniecia. Wiec zostaw sobie choc troche na starosc, bo co wtedy bedziesz robila? :) I unikaj alkoholu!! Poltora roku temu przez picie siegnelam dna. Cale szczescie nie uzaleznilam sie, ale i tak trzymam sie od niego z daleka. Zbyt latwo jest pozbyc sie hamulcow gdy ma sie kilka promili... Decyzje lepiej podejmowac na trzezwo.

 

Pozdrawiam Cie cieplutko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Robię reset życia... od nowa od początku, zapomnieć, wymazać. Nie rozmawiać z ludźmi typu "dupek" którzy do mnie mówią 'Próbuję zrozumieć Twój tok myślenia"...nie znoszę tego zdania, nie toleruję go, nie trawię. Zajmuję się sobą. Pokonać lęk, strach. Zdobyć dodatkową pracę, oby dzisiejsza oferta wypaliła:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

okej.... żarty żartami.... pociskam głupoty na tym forum, udaję kozaka i luzaka, ale wcale nie jest mi do śmiechu. dzień miałam koszmarny (kolejny).

jestem rozdarta pomiędzy odpowiedzialnością a własnym stanem psychicznym, który nie przestawia się zbyt optymistycznie, ale o tym wiem tylko ja i jeden, dwóch przyjaciół, którzy mówią mi "słuchaj, zrób coś z tym, bo jest coraz gorzej".

czasem chciałabym zwariować tak kompletnie, oszaleć, żeby nie musieć już się zmuszać do udawania, że wszystko gra, jak skoro ku.wa ewidentnie nie gra, żeby nie mieć tego wiecznego poczucia odpowiedzialności - że "muszę", że "powinnam". ponieważ przez to poczucie odpowiedzialności wymagam od siebie chyba za dużo (dzisiejszy dzień w pracy pokonałam z jakimś nadludzkim wysiłkiem, przez co czuję się wyczerpana), to wieczne zmuszanie się do robienia więcej i więcej, i do robienia wszystkiego dobrze, i coraz lepiej (jakieś natręctwo) i tak jak ode mnie się oczekuje mnie wykańcza. wszystko byleby nikogo nie zawieść!!!! (siebie można, innych - nie, skrajna głupota, co?)

ale z drugiej strony jak oleję to, za co jeszcze jestem odpowiedzialna, pociągnę sama siebie na samo dno.

dostałam ostatnio awans i tak w środku teraz w tej chwili wiem, że być może na niego zasłużyłam, ale..... jest to błąd, to będzie jedna wielka kompromitacja. oszustwo prędzej czy później wychodzi na jaw.

dlatego właśnie, chciałabym, kompletnie, po prostu postradać resztki tego rozumu, które mi pozostały (skrzywione jak krzywe zwierciadło przez leki i tą całą moją autodestrukcję, którą przed wszystkimi skrzętnie ukrywam, a której jestem do bólu świadoma).

wiem że od dłuższego czasu nic innego nie robię, tylko dowalam sobie, na wszelkie możliwe sposoby. i nie mogę przestać. i wbrew pozorom mojego samouwielbienia i kompletnego braku skromności - szczerze chyba siebie nienawidzę.

jak długo dam radę w ten sposób to wszystko trzymać w ryzach....?

chyba niedługo, co.......?

 

ufffffffffffff - musiałam to z siebie wyrzucić...... jeśli ktoś przez to przebrnął - stokrotne dzięki. pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wlasnie wrocilam z pracy, po 10 godzinach harowki. Pan udusil pania - dwie rodziny, dwie rozpacze. A ja siedzialam sluchalam, notowalam, potem pojechalam do drugiej rodziny - siedzialam, sluchalam, notowalam. Mialam wrazenie, ze siedze za szyba a to wszystko dzieje sie gdzies daleko poza mna. Zrobilam dzisiaj piec tematow, piec roznych sytuacji. Bylam wspolczujaca, delikatna, taktowna, rzeczowa, profesjonalna, mila, zainteresowana, twarda, upierdliwa. Piec tematow, piec moich roznych wydan. Za kazdym razem musialam przybierac inna maske. W pewnym momencie chcialo mi sie krzyczec. Boli mnie glowa, nie mam sily nawet zrobic sobie herbate. Nie mam sily na nic. Zaczynam sie zastanawiac, gdzie tak naprawde zaczynam i koncze sie ja, ta prawdziwa. I kiedy jestem prawdziwa.

Korba, odpowiedzialnosc mnie dobija. Nie moge sobie pozwolic na spontanicznosc, musze sie pilnowac przez wieksza czesc doby. Przestaje, gdy zasypiam, przynajmniej mam taka nadzieje. Nawet smiech jest pod kontrola. Czy to dlatego, ze jestem chora?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest mi zimno,mam gęsią skórkę,cała sie trzesecos swidrje mi czaszke.zawsze tak jest gd dostaje spazmow,gdy placze,placze,pacze,placze...dllaczego nikt nie porafi uszanowac tego co jest dlamnie cenne? z jednej srony zblizajacy sie koniec teerminu konkursu lterackiego,ja poddenerwowana,nic nie dziala na komputerze,ne mam drukarki,wiersze wyslalam do P. ale okkazalo sie ze w ciagu jak proza,przez telefon dyktuje mu gdzie konczy sie strofa gdzie nowy wers...a moja siostra ma pretensje ze nie moze pogadac z kochasiem....jest taka upierdliwa jak maly szczekajacy piesek,ja u kresu sil,mam tyle na glowie,powinnam sie uczyc,a nie tracic czas na komicznym ustalaniu po jakim slowie nacisnac enter...ale musze cos robic,moze to takie glupie,mala ze mnie grafomanki,ale to mnie uskrzydla,to pozwala mi oderwac sie,szukam piekna w slowach,zdaniach....nie wytrzymuje na jej szcekanie wybucham.czasem mi sie to zdarza-wtedy nie ontroluje emocji...jestem potokiem krzyku,obelg. ojciec wyskakuje na mnie:co to za slowa do siostry!

chce mu zamknac drzwi przed nosem,zatrzymuje je i zaczyna wrzeszczec,robi sie czerwony na twarzy,zupelnie rozwscieczony,wyklina mnie!takich przeklenst nikt nigdy wobec mnie nie uzyl-zwlaszcza ojciec!!wrzeszczy,wrzeszczy,nie daje mi dojs do glosu,nie obchodzi go gdy tlumacze ze to wanze dlamnie!!!boze,jakie to okropne!nikt mna tak nie sponiewieral.co sie dzieje z tym domem/?cooo???dlaczego nie ma nas??

znowu rycze. czemu ja tak sie staram,choc jest mi ciezko pragne bysmy byli blisko...a kazdy z bliskich oddala sie od siebie,to kosmos...wszechswiat sie rozszerza....z 5 osob zostaly w domu3.jest pusto,cicho,nie ma obiadow,nawet wspolny posilek nas nie laczy....za oknami pajaki zrobily swe sieci...plesn obrasta sciany.gnijemy od srodka.katem oka widze z cos obok mnie jest,zawsze czuje to ciemne cos....tylko kot ktorego dostalam od P. o nic nie pyta tylko tuli się gdy boje sie usnac...ale ojciec go nienawidzi,zawsze znajdzie wymowke,zawsze cos jest brudne,jak jest czyste to buty nie poustawiane,jak ustawie to kosz nie wyniesiony,jak ktos wyniesie to.............

teraz siedze u P. dal mi papierosa i herbaty...nic nie mowi,on rozumie,u niego jest podobnie....wroce do domu pozno,a jutro zbieram pare gratow i przenosze sie do baci.nie chce dawac ze jest swietnie.juz nie moge,chce pojechac do mamy,daleko do mamy,gdzie jest pieknie,gdzie sa stare kamienice i piekne katedry,na ulicach stoja doniczki z kwiatami.ludzie jezdza rowerami...a nie tutaj!!!widze jego czerwona twarz,przekrwione oczy...ostatnio posiwialy mu wlosy na skroniach ale wciaz wyglada jak gowniarz i w obcasach jestem od niego wyzsza....bylam zawsze jego ukochana coreczka...a teraz cala swa zlosc i zal wylewa na mnie!!nikkogo tak nie traktuje jak mnie! ale mimo to wiem ze jutro bedezalowala tch slow,bedzie mi go zal,cala wine przejme na siebie!!!

dlatego jutro juz mnie nie zobaczy.babcia sie mna zaopiekuje.to ona gdy zobaczyla ze mam since pod oczami i jestem chuda i mecze sie gdy wejde na4pietro, kazala mi zrobic badane krwi,kazala pic piolun,lylac tran...

wciaz potrzebuje opieki! ...a jest smutny dom,westchnienia zalu z kazdego pomieszczenia.umieram pomalutku,czasem mam wrazenie ze kazde z nas umiera,pograza sie po swojemu. moglabym przejac to na siebie,oszalec z rozpaczy byle juz tak nie było...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oj dziewczyny ten nasz świat nie jest taki jaki powinien być, najgorzej kiedy musimy zakładać maski na różne okazje. Ja tak żyłam przez wiele lat i już nie wiedziałam jaka ja naprawdę jestem i czego właściwie chcę. Teraz mogę być sobą ale nie umiem być z sobą i to jest najgorsze. Ciągle byłam od kogoś uzależniona i wydawało mi się że gdyby nie ta osoba to ja nie umiałabym żyć. Ciągle musiałam być taka jakiej oczekiwali inni, dobrą żoną, matką, córką według ich programów, a teraz nie muszę no i mam lęki. Ja nawet nie wiem czy czegoś chcę i po co mi to, wiem tylko że jakoś muszę dożyć do końca i tyle, każdy dzień jest wyzwaniem i obawą. Postanowiłam, że ograniczę słowo "muszę", zaczęłam od mojej mamy, zawsze byłam na każde jej zawołanie a wczoraj jej odmówiłam, musi zrozumieć że ja mam też swoje przwa nawet jeśli się nudzę to widocznie tak chcę a jak znajdę ochotę to może przyjadę. Ludzie uwielbiają manipulować innymi a ja się tak dawałam cały czas. Może to coś da taka postawa, jedno wiem że jak w sobie nie znajdziemy sił na zmiany to nikt tego za nas nie zrobi żaden psychoterapeuta. Czytam książkę "Program walki z lękiem i depresją" dr Josepha Luciani świetna pozwala zrozumieć schematy tej choroby, którą on nazywa nawykiem i chyba tak to jest. Polecam, mnie ona dużo dała.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Haha... Ostantio chodzilam jak motorek. Otwarta na życie, na ludzi, gotowa nie jeczec. A teraz znowu jestem w tej mojej beznadziejnej sztuce teatralnej i nie chce nic z tego co chcialam gdy bylam w neutralnym nastroju. Moze ja sobie uroilam dgzies podwiadomie ze ja musze ciagle grac ducha rzucajacego sie po pudelku zapalek. Ja nie wiem... Rano jeszcze na neutralu dojrzalam do tej mysli ze musze zaczac brac leki. Po poludniu w ciagu minuty poczulam wstret do wszystkich ludzi, do siebie. Nie chce tych wyidealizowanych marzen. Chce tylko spokoju.

 

Nerwica to taki moj kochanek musze poswiecac dla niej wszystko. Bo ja ją bardzo kocham. Za ta ze jest fascynujaca i inna niz wszyscy. Gdybym stracila ja stracilabym szanse na kontakt z czyms niezwyklym.

 

Mam dwa rozne poglady :-|. Wspolne jest to ze nic nie chce robic, a ja juz cos robie to i tak zaraz dostaje nerwica po lbie. Za szybkos ie poddaje? Dziwnie bo calkiem myslenie mi sie wtedy zmienia. Czego ja chce?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×