Skocz do zawartości
Nerwica.com

CHAD- Choroba Afektywna Dwubiegunowa cz.III


Amon_Rah

Rekomendowane odpowiedzi

na tym wątku powiało taką nudą, że gdyby nie mój kompulsywny nawyk czytania co jakiś czas tego działu to bym już tu nigdy nie zajrzał. Jak ja nie mam nic do powiedzenia, jak ostatnio, to siedzę cicho :mhm: I teraz pytanie co mnie bardziej wkurwia: czy to, że inni mają słowotok czy to, że ja go nie mam? Pytanie zostanie nie ma odpowiedzi na nie.

 

Ostatnio zastanawiałem się, czytając meandry umysłu Intela w ostatnim poście za co go tak lubię i nasunęły mi się 3 zasadnicze przyczyny i to niekoniecznie w poniższej kolejności:

1) lubię jego poczucie humoru

2) cenię jego inteligencję

3) bo jest w gorszym stanie ode mnie

W tym samym momencie poczułem do siebie lekkie obrzydzenie, że cieszę się, że ktoś ma gorzej, ale nie próbowałem tej myśli odpychać tylko staram się nią zaakceptować i wytłumaczyłem sobie, że wcale nie chcę, żeby Intel źle się czuł, ale że się cieszę, że ja nie czuję się tak podle jak on to opisuje. Jakaś cząstka mnie go jednak doskonale rozumie i czuje, jak to jest być w jego ciele, choć tylko bardzo krótko i przelotnie*

*autor nie miał tu na myśli żadnych niecnych praktyk seksualnych... :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Według mnie remisja w chorobie psychicznej to tylko i wyłącznie mieszanina fartu i zbiegu okoliczności. Udział delikwenta w tym sukcesie jest iluzoryczny, marginalny. Ogranicza się do grzecznego łykania loteryjnie trafionych prochów lub nieszkodzenia sobie w momencie cudownego zbiegu okoliczności jakim jest czasowa lub stała zmiana równowagi biologicznej mózgu...

Do sukcesu może przyczynić się "praca nad sobą" w postaci jakichś psychoterapii, samoedukacji czy rozpisywania kretyńskich tabelek Ramirez Basco. Ale to wpływ nieznaczny, a co najgorsze nietrwały, chwiejny i podatny na nawet błahe negatywne czynniki niezależne od "pracującego nad sobą"

 

Sranie w banie. Sorry, ale wypisując takie zdania, które są niczym innym, jak smutkiem człowieka, wobec którego terapia nie działa/którego przypadek jest tak trudny, że nie da się już nic zrobić, wpływasz na osoby, które mają realne szanse się wyleczyć. Nie zabieraj nadziei. Są ludzie silni i słabi. I ci słabi po przeczytaniu takich słów na forum mogą się kompletnie załamać. Pomyśl o tym.

A ja wam powiem, że u mnie terapia działa. Nie jest łatwo, wręcz jest chujowo i wiem, że być może dotrę kiedyś do mmentu, w którym ,,już nic nie da się zrobić". Ale nie dam się zdołować takim jak Ty.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wyobraźcie sobie, że stoicie przed małymi dziećmi w Afryce z tacą przeróżnych smakołyków i dań: począwszy od frytek, sałatek i kawioru do grillowanych steków, pieczonych bażantów i wędzonych łososiów. Niestety nie możecie żadnego z nich nakarmić, bo strażnik obok odda w Wasze plecy serię z kałasza, ale chcielibyście w ten sposób dać im nadzieję... - że przecież można jeść takie pyszności a oni nic nie robią aby je wcinać ze smakiem. Jakież to okrutne! Osobiście wolę nie dawać im takiej nadziei, niech nie wiedzą co tracą. Czy te głodne dzieci znienawidziły by Ciebie albo mnie? Na pewno znienawidziłyby fakt, że nie możesz się z nimi podzielić a nie to, że Ty dobrze sobie jesz przez całe życie.

 

Od lat zmagam się z tym chujstwem, raz jest lepiej raz gorzej, ostatnie pół roku mam nienajgorsze, ale ani jednego dnia nie czułem się w pełni zdrowy tak jak dzieci w Afryce ani jednego dnia nie jedzą tych pierdolonych steków Burnejki. Od kilku dni czuję się gorzej stąd moje wypociny w tym czasie. Wieczorami czuję takie napięcie jakbym był podłączony pod 220V. Mięśnie karku od lat napięte tak, że czujesz jak z każdym ruchem głowy strzelają Ci kości. W takich chwilach jeśli po kilku dniach mi nie przejdzie obniżam zawsze SSRI co znowu odbije się depresją za tydzień, dwa. Ale to mój sposób radzenia sobie z głodem, bo ja mieszkam w emocjonalnej Afryce i tutaj nikt nie mówi drugiemu, co ma jeść, bo każdy jest w innej czarnej dupie.

joaszka, wspomniała o apelu do reszty czytelników forum. Gdybym miał się do nich zwrócić, myślę, że powiedziałbym WALCZCIE o każdy kęs, dopóki się da, o każdą dobrą chwilę dopóki się da, bo życie jest DAREM nawet takie chujowe, jakie wiodę od kilku lat. Mam ten przywilej, że zdarzają mi się dni, kiedy jest nieźle i dla nich żyję. Nie wierzę jednak w cudowne działanie leków, spychoterapię i pomoc dobrym słowem. Nie wierzę podobnie jak Intel w fałszywą nadzieję. Opieram to na swoim doświadczeniu 14-letnim w łykaniu prochów. I pomimo braku większych efektów każdego dnia walczę- dziś np zwlokłem się z wyra po 14tej, ale się zwlokłem i dalej już coś tam zrobiłem. Dużo dają mi kontakty ze znajomymi świrami, to że mogę z nimi wyjść i się wstawić, może to nieterapeutyczne co powiem, ale browar mi pomaga. Piję tylko 1xw tygodniu właśnie z nimi, oni też są czubkami. oni też "niedojadają na co dzień" i nic tak nie zbliża jak wspólna walka z głodem prawdziwego życia...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tańczący z lękami, Ja doskonale rozumiem to co piszesz i o czym mówisz,niestety wiem jak te paskudztwo zmienia życie,bo kiedyś miałem dobre życie,teraz też sobie ,,jakoś radzę,,

ale to już nie to samo.Rozumiem Cię

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tańczący z lękami, Choroba zmienia horyzonty i myślenie,ja jako chadowiec zawsze widziałem więcej i czułem więcej niż inni.Przez to choroba wybuchła.

Tak tak nad wrażliwość,wrażliwość bardzo uciążliwe cechy ;).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tańczący z lękami, Choroba zmienia horyzonty i myślenie,ja jako chadowiec zawsze widziałem więcej i czułem więcej niż inni.Przez to choroba wybuchła.

Tak tak nad wrażliwość,wrażliwość bardzo uciążliwe cechy ;).

 

U mnie wszystko się o to rozbija... Czuję swiat, ludzi tak mocno, że czasem aż nie mogę wytrzymać. Dziś pierwszy raz w życiu brałam udział w terapii grupowej. Tę godzinę zapamiętam chyba do końca życia.

 

Tańczący, pisałeś o głodzie życia. Doskonale wiem, co czujesz. Od 8 roku życia ani na chwilę nie poczułam się w pełni zdrowa. Przez wiele lat żyłam w podobnym przekonaniu, jak Ty - że nic się nie da z tym zrobić. Jako dziecko, potem starsze dziecko - myślałam, że taka po prostu jestem. Teraz walczę. Też mam głód życia.

 

Byłam dziś pierwszy dzień na oddziale dziennym. Opiszę Wam, jak było, jak trocę lepiej się poczuję, bo na razie od wczorajszej utraty przytomności dygot mnie nie opuszcza.

Miłego wieczoru, chadziorki :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mam w nosie to czy ktoś choruje czy nie choruje. Pilnuje swojego "czubka" i tylko to mnie obchodzi. Chodzę do pracy, wieczorem oglądnę mecz piłki ręcznej i mam wyjebane. Jakoś żyje i trzeba się z tego cieszyć, bo byłem w dużo gorszych stanach. Jest wiele różnych chorób. Problemy z sercem, nowotwory,białaczki, schizofrenie itd. My chorujemy na nawracającą bądź Chad i widocznie to było nam pisane. Doświadczenia z ostatnich 5 lat sporo mnie nauczyły. Jestem ostrożniejszy w życiu i wydobyła się ze mnie niesamowita siła woli. Przyznam ,że sam nie znałem siebie od tej strony. Umrę w samotności, ale definicja szczęścia jest dla mnie inna niż szufladkowe ludzkie życie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×