Skocz do zawartości
Nerwica.com

Samotność w depresji...


lublinianka

Rekomendowane odpowiedzi

Nie zawsze jest to świadome działanie - wiecie, mi się często zdarza, że gdy czekam na jakieś spotkanie dłuuuugo i im mocniej się cieszę z jego faktu, tym gorzej się czuję im bliżej. W rezultacie, w dniu spotkania, na które tak bardzo czekałam, dopada mnie choroba, kontuzja (zdarzyło się nawet, że połamałam obie ręce w związku z taką sytuacją). Zbieg okoliczności?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

raven- ja oprocz tego zastanawiania sie dlaczego ktos chce sie ze mna spotkac mam tez inny problem...jesli juz gdzies pojde, niewazne gdzie i z kim i nawet niezle sie bawie to zawsze po powrocie do domu caly czas przed zasnieciem analizuje co sie wydarzylo, co powiedzialam, czy nie zrobilam nic glupiego, czy co smoglam inaczje powiedziec, potem zasypiam i przewaznie sni mi sie ten wieczor...;/ mecyz mnie to okropnie, ciagle zastanawianie sie czy cos moglam zrobic inaczej, czy teraz o mnie ocs mowia, czy mnie polubili, moze juz mnie obgaduja i sie smieja?? masakra!!!

 

[ Dodano: Dzisiaj o godz. 10:20 pm ]

Ludzi rzeczywiście odsuwany od siebie na własne życzenie, sami rezygnujemy ze spotkań, a pozniej już sie nie pytają czy spędzimy z nimi czas i czasu na nas też już nie mają, tak było w moim przypadku.

I tu sie z Toba zgadzam...ja takze przezylam cos podobnego...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ehhh

Samotność potrafi dokopać...

Ja, pomimo, że znoszę ją dość dobrze, często pozwalam się dręczyć pytaniom-dlaczego moi przyjaciele o mnie zapomnieli, dlaczego jestem sama... I oczywiście dochodzę do wniosku, że wina leży po mojej stronie. Po prostu nie jestem godna, by mnie warto było poznać. Mam takie odczucie, że rozczarowuję wszystkich-a najbardziej siebie. Z kimś takim nie warto się wiązać lub przyjaźnić. Konkluzja ta jest okraszona wieloma łzami-wiem, że to po części wynik depresji, ale pozwalam się takim myślom terroryzować.

pomyśleć, ze założyłam ten topic i po1 myslałam, ze jest go usuną bo może to moje odosobnione odczucie z tą samotnością a tu proszę ile ciekawych wypowiedzi sie pojawiło po2 dawno tu nie zaglądałam :oops:

akurat trafiłam na post Goplaneczki i kurcze, jakbym czytała własne myśli...ostatnio mam kiepską sytuację, rozczarownai związane z pracą ( a właściwie stażem, a właściwie piekiełkiem nazywanym stażem), co może parę osób już wie po przeczytaniu kilku moich postów w tematach "Jęczarnia..." i "boję się ludzi (trauma po mobbingu). Właśnie tak teraz o sobie myślę, zreszta wkleję swój post z innego topicu:

duchociasna.kaczko rozumiem Cie doskonale. sama jestem po studiach humanistycznych i przeżywam koszmar. pracy - zero. jestem teraz na stażu i totalny horror. jestem tanią siła roboczą (za 400 parę zl/mies. pracuje 8 godz dziennie) i nie mam nawet czasu na przerwę. gdy ktoś w pracy wprowadzil mnie w błąd przez co popełniłam b łąd wina spadła na mnie (pisałam o tym w topicu "Jęczarnia..."), przeprosiłam i niby było ok. wydawało mi się, że pracują ze mną (sa na etatach lub umowach)sympatyczne osoby aż wyszła prawda....po pewnym zdarzeniu okazało się, jacy są naprawdę....nikt sie do mnie nie odzywa, chamsko żartują ze mnie....koszmar....zaczynam myśleć, że to ja jestem nienormalna - bo prawie nie mam już znajomych. starzy albo wyjechali do Anglii albo mają już własne rodziny i zero czasu na spotkania a jeśli już, to uważają, że moje problemy są wydumane, bo "utzrymanie domu, ciąża to są prawdziwe problemy, a nie brak dobrej pracy jak się nie umie znaleźć". mam jedną naprawdę cudowną przyjaciółkę, która doradzi, zawsze wysłucha, ale po studiach wróciła do rodzinnego miasta (daleko) i mamy tylko kontakt tel i przez gg. Mam też bardzo dobrą znajomą, ale ileż można zadręczać innych tylko problemami. Myślałam, że w pracy poznam nowych, fajnych ludzi, ale nic z tego jak sie okazuję. Nie wiem, ile jeszcze wytrzymam w tej atmosferze wrogości. Już zaczynam myśleć, że to moja wina, naprawdę jestem zerem, tak jak o mnie mówią i myślą...

 

Jednak w pewnym stopniu (tylko nie zrozumcie mnie źle) pociesza mnie myśl, ze nie tylko ja mam problem z samotnością. Zresztą czytajac forum zaczynam rozumieć, ze może to trochę wina depresji, postrzegania świata i nieumiejętności cieszenia sie tym, co mam. Z drugiej jednak strony myślę, że nigdy nie zrozumiem ludzi. W pracy dużo lepiej by się pracowało, jakby atmosfera była inna. Nie wiem, czemu przyczepili się do mnie. Teraz rozumiem, że byłam głupia skoro liczyłam na jakieś głębsze znajomości, ale na tolerancję lub szacunek zasługuje chyba każdy. Ta resztka godności we mnie krzyczy, że skoro to "tacy" ludzie, to nie zasługują na to, by się nimi przejmować i powinnam mieć ich głupie żarty gdzieś, ale z drugiej strony spędzam tam codziennie 8 godzin i czasem mam wrażenie że nie dam rady ani chwili dłużej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lublinianka-a zmiana pracy? Ponoć mamy takie bezrobocie i wszędzie brakuje rąk do pracy. Może warto zaryzykować, rzucić staż, poszukać czegoś nie do końca zgodnego z wykształceniem, ale lepiej płatnego i dającego większy szacunek dla siebie? Wiem, że to nie szczyt marzeń, ale cały czas szukają doradców klienta w centrach bankowych, punktach telekomunikacyjnych itp.

Jak dobrze rozumiem, mieszkasz w Lublinie? Oto kilka ofert, które znalazłam po wpisaniu w google praca-lublin.:

http://ogloszenia.pracagazeta.pl/texis/jobsearch/details.html?id=46f7488d48b60&qField=Title&qCity=lublin&qSort=npnp&qMatch=all&pp=20&view=2&page=1

 

http://ogloszenia.pracagazeta.pl/texis/jobsearch/details.html?id=470c5ec348b150&qField=Title&qCity=lublin&qSort=npnp&qMatch=all&pp=20&view=2&page=1

 

http://ogloszenia.pracagazeta.pl/texis/jobsearch/details.html?id=4709c9e948be0&qField=Title&qCity=lublin&qSort=npnp&qMatch=all&pp=20&view=2&page=1

 

Stałe zatrudnienie jest chyba lepsze od niepewnego stażu.

Generalnie na temat poszukiwania pracy mogę dać dużo rad(własne doświadczenie). Napisz swoje cv, list motywacyjny, dołącz zdjęcie. Wyślij to mailem do wszystkich instytucji, w których chciałabyś pracować-a nuż szczęście się uśmiechnie. Na odpowiedzi trzeba czekać min z tydzień, ale ktoś na pewno zareaguje.

A samotność... Mam ostatnio wrażenie, że każdy jest sam... Nawet w tłumie, zawsze pozostajemy samotni...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zawsze po powrocie do domu caly czas przed zasnieciem analizuje co sie wydarzylo, co powiedzialam, czy nie zrobilam nic glupiego, czy co smoglam inaczje powiedziec, potem zasypiam i przewaznie sni mi sie ten wieczor...;/

Też to mam, może nie śni mi sie to w nocy, ale też analizuje. Ale od niedawna powiedziałem sobie że będe olewał to co inni o mnie myślą i postaram się robić swoje. Staram się zmienić nastawienie do mojej samotności i mimo wszystko starać się być optymistycznie nastawiony do świata i ludzi. W końcu to moja wina że jestem samotny i ludzie którzy są szczęśliwi nic mi nie zawinili. Taki plan ;), ale czasami nie daje rady i chyba troche zazdroszcze szczęścia innym i w efekcie znów odsuwam ludzi od siebie, kurna trudne to jest...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Goplaneczkadzięki :*

Na staż sie zdecydowałam, bo miał dawać szansę na zatrudnienie, potem okazało się, że tylko teoretyczną, a zresztą nawet jakby chcieli mnie zatrudnić, to nie wiem, czy ja bym chciała pracować w takiej atmosferze. Niestety muszę jeszcze wytrzymać dokładnie 100 dni w pracy, bo zerwanie stażu = zła opinia od pracodawcy, konsekwencje finansowe itp.

Zastanawiam się tylko, po co ludzie się tak zachowują. rozumiem, że nie muszą mnie lubić, (choć nic złego im nie zrobiłam, pracuję więcej od nich, bo muszę i za nich wykonywać dużo rzeczy; zresztą to nie tylko mnie tak traktują, mnie poniżają otwarcie, a siebie "po cichu"- twarzą w twarz są mili a za plecami żarty, komentarze itd.), ale bez wprowadzania takiej atmosfery wszystkim lepiej by sie pracowało. Czy ktoś mi to może wytłumaczyć?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lublinianka, jeśli nie wiadomo o co chodzi, chodzi o pieniądze. Mamy czasy walki szczurów. Najwyraźniej Twoi współpracownicy są klasycznym przykładem. Zawiść, zazdrość, egoizm, bezwzględność, fałszywość - również tego doświadczam. Tyle prac już podejmowała i większość porzucałam właśnie z tych powodów - jestem zbyt uzależniona od otoczenia. Nie potrafię się zdystansować, nie przejmować. I ciągle towarzyszy mi obawa, że ktoś znowu podłoży mi świnie. Każdy myśli wyłącznie o swoim interesie - wykorzystuje mnie do własnych spraw - eh.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niestety muszę jeszcze wytrzymać dokładnie 100 dni w pracy, bo zerwanie stażu = zła opinia od pracodawcy, konsekwencje finansowe itp.

Takie Twoje 100 dni Napoleona. Tylko Ty nie zaliczysz Waterloo ;)

Popieram Bethi-być może po prostu dobrze wywiązujesz się z obowiązków, a współpracownicy obawiają się, że mogłabyś zająć ich miejsce?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niestety muszę jeszcze wytrzymać dokładnie 100 dni w pracy, bo zerwanie stażu = zła opinia od pracodawcy, konsekwencje finansowe itp.

Takie Twoje 100 dni Napoleona. Tylko Ty nie zaliczysz Waterloo ;)

Popieram Bethi-być może po prostu dobrze wywiązujesz się z obowiązków, a współpracownicy obawiają się, że mogłabyś zająć ich miejsce?

Trzymajcie jutro ( i każdego następnego dnia) za mnie kciuki...boję się tej atmosfery tak bardzo, że dostaję rozstroju żołądka....czuję że oszaleję z nerwów, ale co ma być to będzie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj Nie ma ratunku ! W młodości przechodziłam te same męki.Jedyna skuteczna metoda na to świństwo -totalna ignorancja,gdy się kładłam do łóżka było tylko gorzej.Terapią był spacer,wizyta u znajomych,kino,dyskoteka czyli wypieranie choroby ze świadomości.Jest uparta i lubi wracać,ale nie odpuściłam.Raz gdy udało mi się kupić dywan i lodówkę(czasy kolejek),mąż mówi-a co z żołądkiem,przecież Cię bolał,a ja całkiem zapomniałam ,wtedy poczułam że zwyciężę,i tak się stało.Bo to jest sprawa psychiki a nie ciała.Tak czy inaczej należę do słabszych natur ,mam różne problemy,ale z bólem mam spokój a to ważne.Tobie też się uda bez leków,ale myślę,że raczej w kraju.Ja nie dałabym za granicą rady.Dla nas ważny jest jako taki spokój.dziś o to trudno-ale to podstawa.Wierzę,że Ci się uda i tego Ci życzę.Acha i jedz to co najbardziej lubisz i co jest wartościowe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nastaw się dobrze psychicznie! ;) Na takie schorzenia zawsze jest jakiś sposób. Ja na przykład od dwóch lat cierpię na Zapalenie Cewki Moczowej lub inaczej zwane zapaleniem pęcherza. Spędzam kilka godzin na kiblu, że tak się wyrażą - i to w strasznym bólu. Rodzice już sami nie wiedzą jak mi pomóc, a ja znalazłam sposób - dużo pić. Może ty spróbuj zmienić dietę, np. mniej chipsów i innych słodyczy? Może po prostu twój żołądek jest wybredny? :P

 

Trzymam za ciebie kciuki :D

 

EDIT: No i może spróbuj odwiedzić lekarza ;>

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem, czy to już czasem gdzieś na forum było, jeżeli tak to przepraszam. Ale chciałabym nawiązać do innego aspektu samotności. Piszecie (przeglądając temat), że jest tylu ludzi wokół Was, a i tak czujecie się samotni. Ja mam coś innego. Przez nerwicę straciłam przyjaciół. Nie mogli wytrzymać z moimi objawami, użalaniem się nad sobą, egoizmem, hipochondrią, wiecznym smutkiem... Mieszkam sama, moi bliscy są w innym kraju, nie mam kontaktu z resztą rodziny, bo nie znajduję w nich zrozumienia. Marzę o przyjaciółce, z którą będę mogła pójść na zakupy, na ploty, pooglądać facetów, ale chyba najpierw muszę się uporać z nerwicą. Sama paradoksalnie również izoluję się od ludzi, bo wiem, że nie zostanę zrozumiana. Mam chłopaka, który próbuje mi pomóc, ale boję się, że w końcu mnie zostawi. Dlatego trzeba się wziąć za siebie i leczyć. Samo nie przejdzie, a próbowałam to sobie wmówić przez ponad 10 lat:)

 

pozdrawiam

acetyloCoA

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

piszę tu kolejny raz...już dwa miejsca pracy później....z depresją, nerwicą, nadwrażliwością jest bardzo cięzko żyć....rozumiem Was doskonale, gdy piszecie, że czasem sami odsuwamy od siebie ludzi, a potem faktycznie: kilka razy odrzucone zaproszenia przestają w końcu padać....ale też kwestia ludzi-już chyba wolę być nadwrażliwa czy znerwicowana 9jak niektórzy z politowaniem i głupimi uśmieszkami zwykli mawiać) niż być chamem, co ma wszystko i wszystkich w d... po zakończeniu stażu, mimo iż był(jak sami wiecie z moich postów) bardzo trudny dla mnie okres, okazało się, że zostały mi znajomości, nawet mogę rzec że przyjaźnie (dopiero potem okazało się, że dla niektórych moja obecność dużo znaczy, że doceniają, ze potrafię wysłuchać, doradzić itp.).

truskawko- rozumiem Cię, też staram sie sobie tłumaczyć, ze pewne sprawy trzeba ignorować, nie przejmować się tak, ale sami wiecie, jak z tym jest...

teraz moja sytuacja jest zupełnie inna- chyba znalazłam sposób na doła, na nerwowość, nieśmiałość, nadwrażliwość i jest podobny do Twojego truskawko- staram się szukać wyzwań. Możedla kogoś to nie nic trudnego, ale od czasu stażu dwie podjęte prace polegały na ciągłym przełamywaniu tego, co dla mnie było najtrudniejsze. Myślę, że dzięki temu zmieniamsię, dojrzewam w sobie. Pomaga mi to. Ciągle są dni, gdy czuję się samotna i to bardzo, ale z pewnymi rzeczami próbuję sobie radzić czasami z większym, czasem z mniejszym sukcesem, ale przynajmniej się nie poddaję.

ufff-wreszcie wyrzuciłam to z siebie ;) jeśli dalej to czytacie ;) to dzięki Wam również, bo bo nic tak nie pomaga jak zrozumienie drugiej osoby, która sama wie, o czym mowa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam Was serdecznie,

rowniez dolaczam do ludzi samotnie walczacych z depresja.Jestem juz w dojrzalym wieku,wiec ogarnia mnie strach przed staroscia(jesli dozyje).

9 lat temu leczylam depresje,mialam nawet fajny spokoj.Ale znow mam problem ,z ktorym nie radze juz sobie kompletnie.

Kiedy staram sie wyzalic tzw kolezankom ,dowiaduje sie,ze kazdy ma problemy i trzeba sobie z nimi radzic.Ale co zrobic ,kiedy nie mozna?

W domu:corka-jedyna,ktora we wrzesniu wyprowadza sie z domu.Zostaje sama z mama,ktora powoli umiera (nowotwor od 3 lat-IV st).Maz mieszkajacy w innym kraju,ktory nie umie pojac,ze padam psychicznie,a dotad sobie radzilam.

Pozostaje mi praca,gdzie moge z kims porozmawiac o byle czym.Na codzien cisza w domu,najgorsze -swieta i weekendy.

 

Nie radze sobie.Nie moge miec zalu do znajomych,skoro rodzenstwo o mnie i Mamie zapomnialo.Boje sie momentu,kiedy nawet corka bedzie daleko.Biore 3 x dziennie Coaxil ale jakos wciaz jestem w tzw dolku.

Niewiem co robic ze soba.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nika100, nie da się nic budującego powiedzieć, jeśli ktoś bliski umiera. Byłam w podobnej sytuacji, więc powiem tylko tyle - bądź silna. Nic mądrego nie jestem w stanie napisać, po prostu trzymaj się.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Droga niku100 śmierć bliskiej osoby zawsze jest czymś bolesnym, ja często myśle o swojej smierci, ale nie wyobrażam sobie żeby ktoś mi bliski miał odejść, niestety jest to coś nieuniknionego, tym bardziej przybnebiający jest fakt gdy widzisz jak ta osoba odchodzi w cierpieniu mój wujek zmarł na raka i powiem szczerze że przezyłam szok jak zobaczyłam co ta choroba potrafi zrobic z człowiekiem. Jeżeli chodzi o zrozumienie znajomych to w moim przypadku było podobnie, przykre jest słuchac jak ktos mówi że jezt Twoim przyjacielem a gdy masz jakiś problem to tylko słyszysz przestań ciągle użalać sie nad sobą, inni tez maja problemy itd. obowiązywała zasada jesteśmy "przyjaciółmi" ale problemy zostaw w domu. Więc przestałam mówić a teraz mi mówią że jestem zamknieta. Wiem co to znaczy samotność, chyba kazdy z nas kto pisze na tym forum czuje sie osamotniony, niezrozumiały w swoim swiecie. Dlatego min. zalogowałam sie tu, tutaj nie czuje sie jakimś dziwolągiem oderwanym od rzeczywistości, mam tez inny sposob od bardzo dawna pisze pamiętnik i może to nie to samo co rozmowa ale bez skrępowania moge pisac co mnie boli.

Jeżeli chodzi o forum mi bardzo pomaga może i Tobie pomoże pisanie tu. Trzymaj sie ciepło

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak masz calkowita racje.

Ludzie nie lubia innych z problemami.Niewiem czemu tak sie porobilo.

Samotnosc jest okropna.Lapie sie na tym,ze denerwuja mnie spacerujace,usmiechniete rodzinki,kwilace dzieciaki.a ja SAMA w wielkim domu.Zastanawiam sie,po co mi ten dom,po co remonty,skoro i tak jestem tutaj sama.

Poki jeszcze mam Mame,mam kim sie zajac,nawet porozmawiac,mimo wspolnego cierpienia.ale co bedzie za jakis czas,kiedy jej nie bedzie?

Mojej jedynaczce musze pozolic na tzw wolnosc,na dorosle zycie z daleka od domu.Tylko zastanawiam sie co ze mna.

Denerwuje sie sama na siebie,ze tak sie uzalam nad soba.nigdy tak nie bylo.Troche w zyciu przeszlam i jakos dawalam sobie rade.Moze dlatego,ze najblizsi byli obok mnie?Ale nie wiem jak poradze sobie teraz.

Kiedys zajelam sie praca w domu i mialam inne mysli,teraz nawet nie mam ochoty poodkurzac dywan.Mam kompletny brak brak checi na cokolwiek.

Nawet nie macie pojecia jak ja sie ciesze ze moge chodzic do pracy,biegne do niej na skrzydlach,ale wracam do wlasciwie pustego,cichego domu.Dobrze,ze mam chociaz psa,z nim rozmawiam,do niego sie przytulam.

 

dobrze,ze jest to forum,moze kiedy wyzale sie,tutaj wyplacze -moze jakos dojde do siebie?

nie chce chodzic do psychiatry po inne leki,niz coaxil,chcialabym sobie jakos umiec poradzic....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja nie posiadam zadnych przyjaciol, ani rodziny. zyje sam na obczyznie. jak to jest w takim przypadku? czy da sie wyleczyc po 10-15latach zycia w depresji? 28 lat obecnie. jakie to ma szanse powodzenia? po prostu, to juz chyba zbyt wiele dla mnie, jestem zbyt zmeczony tym wszystkim. powoli rezygnuje i troche sie tego boje, szczerze mowiac. przeczytalem tutaj kilka wpisow, ze ludzie mimo kuracji farmakologicznej nie odczuwaja poprawy, albo stan depresji sam z siebie powraca.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mój świat........myślę że tylko tu na forum mogę się wygadać,pośmiać bo w realu najbliżsi mnie nie rozumnieją ,kiedyś powiedziałam że mam lęki i że byłam u psychiatry bo mam nerwicę,to tylko obróciło się przeciwko mnie ,teraz mam wygadywane że jestem czubkiem i chodzę do psychiatry itp. takie poje.... życie mam :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mam takie chore podejscie ze swiat dzieli sie na ludzi niedostepnych dla mnie i glupich (czyt. takich co mnie nie rozumieja)...

tez takie mam :D

dodajac jeszcze jedna kategorie tych z ktorymi nie chce przebywac a musze. Mam na mysli w tej chwili moja rodzinke Ostatnio pomyslalam o nich ze sa jak bobry Niby sa pożyteczne ale podgryzaja moje zyciowe drzewo buduja tamy w mojej glowie i jeszcze nie moge na to nic poradzic bo sa pod ochrona. Ani z nimi zyc a i uciekac nie ma dokad

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

za bardzo pragnęłam bliskości, z tego wszystkiego nie dostrzegałam wad partnerów.

Mam ten sam problem z potrzeba bliskosci. była dla mnie najwazniejsza i w zwiazku skupialam sie na niej a nie na samym zyciu. teraz jestem bardzo samotna, ale byc moze teo wlasnie potrzebuje. moze tylko w ten sposob naucze sie zyc sama, bo uzaleznienie od druiej osoby jest najorsze...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×