Skocz do zawartości
Nerwica.com

natręctwa na tle religijnym i skrupulatyzm


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

ja się tylko zastanawiam, na ile wybiórcza i jak często goszcząca w konfesjonale może być refren:> bo jeśli są pocałunki i ciastka, to może i coś więcej z bitą śmietaną, to przecież niedaleka droga:>

 

Masturbow, nie zastanawiaj się zbyt głęboko, Bóg tego nie pochwala.

 

Ale że myślenia?

 

Na to wyszło :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

niepotrzebne t lęki przed natręctwami, naszym domem jest wieczna bezwarunkowa Miłość i do Niej wracamy po śmierci, powiada się, że tam nie ma grzechu który nie byłby wybaczony, więc spokojnie, olejcie natręctwa :))

 

ładne, choć jak na myślenie skrupulata zdecydowanie za optymistyczne :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Boję się popełnienia grzechu śmiertelnego. Boję się, że kiedyś popełniłem taki grzech. Boję się wiecznego potępienia. Nie chcę, aby ktokolwiek został potępiony na wieki. Dawniej byłem bardzo niegrzeczny. Próbowałem spowodować wypadek drogowy, aby moja miejscowość była sławna czy coś w tym stylu. Bardzo źle zachowywałem się wobec młodszego rodzeństwa (także w odniesieniu do intymnych części ciała brata i siostry). Nie uznawałem tych zachowań za grzechy, przynajmniej ciężkie. Nawet w wieku poniżej 7 lat miałem takie zachowanie, które mogło doprowadzić do śmierci bardzo małego chłopca, bo rzuciłem w niego metalowym pojemnikiem dla "śmieszności". Tak bardzo sobie "winszowałem" dawniej. Mam myśl, że taka "ofiara losu" jak ja nie może popełnić grzechu ciężkiego. Normalnie takie czyny wyraźnie wyglądają na grzechy ciężkie. Trudno mi ogarnąć spowiedź, rachunek sumienia, mając bagaż straszliwych czynów z dzieciństwa, okresu przed diagnozami, leczeniem psychotropowym itp. Moja mentalność "nienawidzi" rachunku sumienia, spowiedzi m .in. ze względu na podejmowanie decyzji, organizowanie, odpowiedzialność... Diagnozę całościowego zaburzenia rozwoju otrzymałem po co najmniej jednej spowiedzi generalnej. Do pierwszej Komunii poszedłem normalnie, w drugiej klasie szkoły podstawowej. Ok. 16 r. ż. wyraźniej się nawróciłem. W wieku ok. 23 - 24 lat dostałem diagnozę z grupy F2x i rentę socjalną.

 

Już w dzieciństwie byłem nienormalny. Mimo tego nie miałem diagnozy, nie znałem swoich problemów, nie miałem specjalnej terapii, specjalnego przygotowania duchowego (np. związanego ze spowiedzią i Eucharystią). Zamiast tego mama i babcia (katoliczki) zabierały mnie do bioenergoterapeuty, gdy miałem ok. 5 - 6 lat (babcia mówiła, że to przez mój... lęk przed betoniarką), przed pierwszą Komunią piłem piwo ze szklanki (mama czy babcia lub tata mówili, że to na zdrowie), w rodzinie była niedobra atmosfera (wulgaryzmy, ostre kary za drobne przewinienia czy niewłaściwe zachowania (np. tata "zlał" mnie pasem po tym, jak w kościele zacząłem się śmiać z płynu "Pur" czy "Kop" służącego do mycia naczyń (miałem wtedy chyba 3 - 4 lata), tata mógł być tak agresywny wobec mamy, że mogłem się bać, że ją zabije), już na początku chodzenia do szkoły podstwowej mi dokuczali (ale po Komunii mogło być jeszcze gorzej, i tak do końca gimnazjum).

 

W kwestii Komunii potraktowano mnie jak normalne dziecko, nie jak niepełnosprawne psychicznie. Teraz mam "traumę" bagażu bardzo głupich czynów. Moja seksualność wygląda mi po prostu schizofrenicznie, a zaczęła się w dzieciństwie, gdy miałem kilka lat. Ponoć gdy byłem około zerówki chciano mnie zabrać do specjalnej szkoły. Nie zabrano i uważam, że to dobrze, ale po co takie dziecko jak ja było przyjmowane do spowiedzi i Komunii tak po prostu? Boję się, że nawet na swojej pierwszej spowiedzi popełniłem grzech ciężki przez zatajenie pewnych grzechów czy nieprzygotowanie się do niej. Po co od takiej biednej osoby jak ja wymagać rachunku sumienia i spowiedzi w normalny sposób? Wydaje mi się, że te obowiązki mogą mi bardzo dezorganizować życie. Pewnego razu zasugerowałem pewnemu księdzu, że osoba taka jak ja nie może popełnić grzechu ciężkiego i powiedział, że to bardzo możliwe. Zasugerowałem też, że do końca życia mogę być niezdolny do małżeństwa i ksiądz powiedział, że to bardzo możliwe. Mi małżeństwo kojarzy się głównie z intymnością fizyczną, której moja natura pragnie. Moja natura jest upadła i chora, więc piszę o jej "przemyśleniach" czy "pragnieniach" w trzeciej osobie, a nie w pierwszej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moja natura jest upadła i chora

 

Ogólnie ludzka natura ma defekty, ale nie odbiegasz w żaden sposób od normy, a jeśli chodzi o chorobę, to naprawdę myślę że niewiele się poradzi bez gruntownej terapii.

 

w rodzinie była niedobra atmosfera (wulgaryzmy, ostre kary za drobne przewinienia czy niewłaściwe zachowania (np. tata "zlał" mnie pasem po tym, jak w kościele zacząłem się śmiać z płynu "Pur" czy "Kop"

 

:( To bardzo okrutne traktowanie małego dziecka, chyba przez tą atmosferę ukształtował Ci się obraz surowego Boga, którzy każe za głupstwa lub wtedy, kiedy się nijak na karę nie zasłużyło. :( Na pewno wiele innych rzeczy w Tobie przez to ucierpiało. Psycholog naprawdę by się przydał.

 

Boję się, że nawet na swojej pierwszej spowiedzi popełniłem grzech ciężki przez zatajenie pewnych grzechów czy nieprzygotowanie się do niej.

 

Przygotowałeś się na tyle, na ile byłeś w stanie, umyślnie nic nie zataiłeś, a nawet jeśli, to nie byłeś dojrzały, nie ma sensu do tego wracać, to nic nie wnosi w Twoje życie, jesteś już na innym etapie. Jeśli czujesz obawę, że zataiłeś jakiś grzech, to znaczy, że nie chcesz tego robić i nie ma tu żadnej u Ciebie potrzeby nawracania się i niepotrzebnie jątrzysz. A że Twoje spowiedzi powinny być traktowane specjalnie, to jest prawda, tylko trzeba by było, żebyś znalazł jakiegoś mądrego i przystępnego księdza i poszedł z nim porozmawiać, nawet bez spowiedzi, na Twoim miejscu powiedziałabym, że mam problemy, o których chce porozmawiać. Dobrze, jak by się ktoś Tobą zajął.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie chodzę do kościoła od zakończenia gimnazjum (ksiądz mnie wk** przy bierzmowaniu) Co najlepsze miałem z nim religie w szkole średniej .:mrgreen:

Chodzę na pogrzeby i śluby (jeden na kilka lat :P) tak dla zasady no właśnie czy osoba która utraciła wiarę w boga może w ogóle chodzić na takie msze ?

Kur*** co się ze mną dzieje myślę dwie minuty czy wysłać post...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W moim przypadku to moje regularne chodzenie do kościoła zaczęło się od okresu związanego z bierzmowaniem. Wcześniej byłem o wiele mniej religijny.

 

Kiedy przystępowałem do spowiedzi i Komunii po raz pierwszy, to byłem rażąco nieprzygotowany. Nie wiedziałem o swojej niepełnosprawności, nie miałem diagnozy, terapii i specjalnego podejścia do sfery duchowej. Teraz to mi się "odbija czkawką". Ktoś (powiedziałbym, że ważna osoba w kwestii aspijskości w Polsce) napisał o mnie jakiś czas temu, że urojenia się pojawiają jedne po drugich jak kwiatki na wiosnę. Teraz jeszcze sporej schizy mogłem się nabawić, może głównie przez moje problemy duchowe. W ogóle towarzyszy mi silny lęk fizyczny, obawa przed niewygodą cielesną, czymś strasznym. Sama możliwość doznawania tortur jest "przerażająca". Formułowanie wypowiedzi w ogóle jest dla mnie jakieś problematyczne ostatnio. "Lubię" się powtarzać, mówić i pisać o tym samym. Myślę, że nigdy w życiu mogłem nie popełnić grzechu ciężkiego ze względu na swoje ukryte upośledzenie, chorobę... W ogóle możliwość popełnienia grzechu ciężkiego wygląda mi na coś przerażającego. Niestety, występuje u mnie "skrajny egocentryzm" w relacjach społecznych, i to od dzieciństwa według mnie. Obowiązek rachunku sumienia i spowiedzi dla osoby takiej jak ja wygląda po prostu na katowanie i tak upośledzonej i chorej psychiki. Wypowiadanie, przypominanie sobie większej ilości grzechów mnie przeraża ze względów organizacyjnych, odpowiedzialnościowych, decyzyjnych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam "okaleczenie" przez doświadczenia z religią związane z przeszłości. Wydaję się, że do końca życia nie będę zdolny do małżeństwa. Przeraża mnie możliwość pójścia do piekła. Dla mojej mentalności to po prostu absurdalne bestialstwo i żadnego człowieka bym tak nie ukarał, gdyby to tylko ode mnie zależało (nie chciałbym nawet karać torturami krótkotrwałymi). Boję się, że za swoje grzechy będę torturowany, chociażby na Ziemi czy w Czyśćcu. Dla mojej mentalności "żaden ludzki grzech nie powinien być śmiertelny".

 

Boję się tego, że kiedyś popełniłem choć jeden grzech śmiertelny, utraciłem łaskę uświęcającą... Byłem świrem już jako dziecko, a do spowiedzi i Komunii wzięli mnie jak normalnego. Już przed pierwszą spowiedzią popełniałem uczynki, które u normalnej osoby wyglądałyby na grzechy ciężkie. Nawet przed siódmymi urodzinami miałem incydent, który mógł skończyć się spowodowaniem śmierci czy kalectwa bardzo małego chłopca z powodu dziwacznej chęci zrobienia sobie, mówiąc pospolicie, "jaj" (rzuciłem w głowę małego dziecka metalowym przedmiotem, a ono się przewróciło, jakoś zabawna była dla mnie ta cała sytuacja jako całość). Chyba też przed siódmymi urodzinami ściągnąłem młodszemu bratu majtki, odsłaniając jego pośladki, gdy leżał w łóżku (mama to zauważyła i mogła mnie jakoś ukarać). W gimnazjum popełniałem nawet gorsze czyny (np. coś, co w pewnym sensie przypominało stosunek płciowy na o ponad 9 lat młodszym rodzeństwie czy próba wywołania wypadku drogowego dla sławy mojej miejscowości, przy czym w tym okresie nie wyznawałem tych grzechów (nawet chyba nie uznawałem ich za grzech, przynajmniej ciężki i chodziłem do Komunii bez wyznawania tych grzechów). Byłem wtedy nieletni, przed diagnozą całościowego zaburzenia rozwoju. W szkole dokuczali mi, chyba za głupie zachowanie, byłem de facto nienormalny. Mam nadzieję, że nie popełniłem świętokradztwa, bo byłem nienormalny (i wciąż jestem) i nieletni wtedy, uważam, że takich osób jak ja nie wolno dopuszczać do spowiedzi i Komunii bez specjalnego przygotowania, bo to wygląda na coś nieodpowiedzialnego. Skoro można unieważnić małżeństwo zawarte w kościele, to dlaczego przyjęcie Komunii przez "nieszczęśliwego" (czyli "nienormalnego") nieletniego mogłoby być świętokradzkie?

 

Wygląda mi na coś okrutnego możliwość popełnienia przez taką osobę świętokradzkiego przyjęcia sakramentów świętych (taka nienormalna osoba, bez terapii i odpowiedniego przygotowania do sakramentów (które powinno być obowiązkowe ze względu na jej "nienormalność", "upośledzenie"), jest według mnie rażąco nieprzygotowana do przyjęcia spowiedzi czy Eucharystii). Taka osoba potrzebuje terapii i wsparcia, nie groźby świętokradzkiego przyjęcia sakramentów świętych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Boję się tego, że jestem w stanie popełnić grzech śmiertelny, i to niełatwo jest mi to uczynić (np. wystarczy zgodzić się na nieczyste fantazje). Boję się, że te sytuacje z mojego wcześniejszego życia były grzechem śmiertelnym. I tak jestem "idiotą", więc dlaczego te, bardzo głupie co prawda, wybryki, miałyby być mi poczytane jako grzech śmiertelny? Taka osoba nie powinna w ogóle zostać dopuszczona do spowiedzi i Komunii w dzieciństwie, a z pierwszej Komunii zrobiono komercyjną, świecką uroczystość... Jakby jakieś dziecko nie poszło do Komunii, to dla rodziny mógłby być straszny wstyd. Dawniej nie miałem takiej wiedzy na temat duchowości, byłem "zacofany duchowo".

 

Myślę, że raczej mam schizofrenię (F20), a nie tylko zaburzenia schizotypowe. Z diagnozą całościowego zaburzenia rozwoju się zgadzam. Mam też dużo natręctw. Inne osoby z podobnymi problemami (zespół Aspergera) nierzadko są niereligijne, z tego, co czytam. Dla mnie normalne życie religijne (np. normalne spowiedzi i rachunki sumienia, długie modlitwy (i to bez roztargnień), odpowiedzialność rodzicielska i wychowywanie dziecka lub dzieci występująca w przypadku małżeństwa) jest "poza zasięgiem" (nawet rachunku sumienia i spowiedzi "boję się" bardziej niż rodzicielstwa). Na kapłana czy zakonnika ewidentnie się nie nadaję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moja mentalność (nie ja wolitywnie) może uważać tradycjonalizmy religijne za najperfidniejsze zło tego świata, które okalecza ludzi, wiąże na nich straszne ciężary. Przy wizjach piekła spotykanych wśród chrześcijan czy muzułmanów według mojej mentalności horrory i brutalne gry komputerowe bledną... Moja mentalność "staje dębem" wobec dogmatu o piekle, który dla niej jest "zawadą" i "straszliwym absurdem". Myślenie o czymś takim jak kary piekielne może nakłaniać mnie do wściekłego buntu przeciw tradycjonalizmom, a wyznawcy tradycjonalizmów mogą być postrzegani przez moją psychikę jako najgorsi ludzie na świecie, po których nie ma co płakać.

 

Łatwość wiecznego potępienia poraża moją mentalność bardziej niż sama jego możliwość. Dla mnie spowiedź to WYZWANIE. Mam straszne skłonności do skrupulanctwa. Dobrze, że dali mi tę rentę. Byłem i jestem obecnie kawałem "ułoma", nawet wtedy, jeżeli bym pracował i wspomagał tą pracą rodzinę. Osoba dotknięta takim "idiotyzmem" jak ja ewidentnie nie wygląda na kogoś, kto byłby zdolny do małżeństwa (rodzicielstwo wygląda wręcz absurdalnie przy takim upośledzeniu psychicznym i dopuszczanie do niego wygląda na nieodpowiedzialność).

 

Doznaję wyraźnego konfliktu wewnętrznego pomiędzy tym, co mówi mi "serce", a tym, co mówi Objawienie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chcę żyć godnie, ale mam ewidentną niechęć do zaznawania niewygód fizycznych (w tym będących karami za grzechy, także po śmierci). Nie chcę mieć grzechu, zwłaszcza śmiertelnego. Nie chcę być torturowany, doświadczać dyskomfortu fizycznego. Dla mnie udręką może być kąpiel (z powodu za ciepłej lub za zimnej wody) czy czesanie (z powodu drapania głowy). Od niewygody cielesnej wariuję i staję się jeszcze gorszym inwalidą. Po co siebie okaleczać dyskomfortem fizycznym i być jeszcze mniej użytecznym, niż obecnie?

 

Nie czuję potrzeby bycia kochanym przez innych. Duchowość rozumiem jakby przez zasady, reguły, nie przez "emocjonalność". Wierzę w to, że jest Jeden Bóg, osobowy (co jest logiczne), przeprowadzałem nawet rozważania teologiczne, z których wynika, że logiczne jest to, aby Najwyższy Byt był Trójcą, a nie tylko Osobą. Istnienie Wcielenia i Dziewicy-Matki też jest dla mnie logiczne. Cielesność, płciowość, płodność wyglądają mi na coś, co nadaje człowiekowi rodzaj obrazu i podobieństwa do Trójcy. W związku z tym do płciowości i seksualności należy podchodzić bardzo odpowiedzialnie. Grzechy nieczyste (nawet tylko myślą) dezorganizują życie człowieka (te wyraźniejsze, jak np. gwałty, zdrady, robią to w ogromnym stopniu). Łatwo rzuciłem nienormalną formę masturbacji ponad 8 lat temu. Sporo rozważam na tematy związane z duchowością i seksualnością (i dochodzę do ciekawych wniosków, np. że z estetycznego punktu widzenia powinno być tak, że zjednoczenie fizyczne małżonków powinno być tylko w celu prokreacji, a samo współżycie płciowe ma być czymś bardzo odpowiedzialnym i zasługuje na szczególny szacunek, a gdyby nie było grzechu pierworodnego, to współżycie płciowe byłoby tylko dla prokreacji i nie towarzyszyłaby mu pożądliwość (nie byłoby wtedy uciążliwych pokus nieczystych, naga kobieta nie wywoływałaby żądzy seksualnej u mężczyzny, który nie miałby natury skażonej grzechem pierworodnym)).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wydaje mi się, że osoby o bardziej tradycyjnym podejściu do religii raczej uznawałyby osoby takie jak ja za "pospolitych grzeszników" czy co najwyżej skrupulantów, a nie za osoby upośledzone. U mnie jest problem z funkcjonowaniem ogólnym. Rodzina widzi we mnie raczej "normalnego", a nie chorego umysłowo. Mama myśli o tym, abym zrobił prawo jazdy, pewnie chciałaby drugiego kierunku czy doktoratu, babcia nie chce, abym został bezżenny do końca życia. Nawet i najbanalniejsza praca w moim przypadku byłaby wyraźniejszym sukcesem. Biorę lek na natręctwa i myślę, że osłabia on ich objawy, także te związane z religią (niestety, śpi się przez to raczej dość wyraźnie dłużej i o prowadzeniu samochodu nie ma co myśleć, taki lek raczej osłabia koncentrację). Samo wykąpanie się jest też dla mnie sukcesem.

 

Niektóre obowiązki religijne (nie chodzi tu o te proste, takie jak uczęszczanie na Mszę w dni nakazane czy odmówienie kilku krótkich modlitw dwa razy na dobę, które nie są problematyczne) są dla mnie jak bariera rozwojowa. Nie dość, że mam ewidentne skłonności do skrupulanctwa, to jeszcze miałem bagaż mnóstwa rzeczy, o których przeciętny człowiek musiałby wspomnieć na spowiedzi generalnej. A spowiedź generalna dla skrupulantów jest niewskazana czy szkodliwa nawet... Nie jestem samodzielny życiowo. Chodzi tu o znajdowanie pracy i jej utrzymywanie, kontakty z innymi itp. Praca musi być dla mnie także czymś leczniczym, nie katorgą czy walką o przetrwanie. Do rodzicielstwa mnie nie ciągnie, nie wiem też, czy dzieci nie byłyby upośledzone. Moja kondycja to ukryta, niemała niepełnosprawność. Takie osoby mogą być sporym ciężarem dla społeczeństwa, zwłaszcza wtedy, gdy są nieodpowiednio prowadzone i nie mają zbyt wysokich reguł moralnych.

 

Nie można nazywać tego tak, jak nazywa się pospolite kondycje psychologiczne takie jak nerwice czy zaburzenia osobowości. To jest upośledzenie, choroba, autyzm. Nie można tego bagatelizować. Skoro ktoś jest niezdolny do rodzicielstwa (w moim przypadku raczej wygląda to na trwałą, dożywotnią niezdolność), to według nauki katolickiej (zwłaszcza tradycyjnej?) nie nadaje się do tego, by mieć żonę. Powstaje wtedy przymusowa bezżenność, nie ma co nawet szukać sobie potencjalnej żony. Tym bardziej nie nadaje się taka osoba na kapłana czy na osobę składającą śluby (takie jak zakonne).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Boję się tego, że kiedyś popełniłem choć jeden grzech śmiertelny, utraciłem łaskę uświęcającą...

Nie możesz odpowiadać za coś, z czego nie zdajesz sobie sprawy. Łaski uświęcającej nie traci się bezpowrotnie, po to jest spowiedź, żebyśmy ją odzyskiwali, to jest sakrament przebaczenia. Podczas spowiedzi Bóg odpuszcza też grzechy niewypowiedziane, o ile ich z pełną świadomością i wolnością nie zatajamy. A zresztą już chyba wszystkie wielokroć wyspowiadałeś. Nie wiem czemu tak uparcie wracasz do dzieciństwa. Jesteś tu i teraz i Bóg jest z Tobą w teraźniejszości. Idź do przodu, nie zamartwiaj się.

 

I tak jestem "idiotą", więc dlaczego te, bardzo głupie co prawda, wybryki, miałyby być mi poczytane jako grzech śmiertelny?

No właśnie, czemu? To znaczy nie uważam Cię za idiotę, ale dlaczego Bóg miałby nie rozumieć Twoich ograniczeń?

 

Łatwość wiecznego potępienia poraża moją mentalność bardziej niż sama jego możliwość

Ale skąd to stwierdzenie o łatwości? Dlaczego uważasz, że łatwo zostać potępionym?

 

przeprowadzałem nawet rozważania teologiczne, z których wynika, że logiczne jest to, aby Najwyższy Byt był Trójcą, a nie tylko Osobą.

 

A to akurat jest zdaje się uznawane za tajemnicę, której nie można objąć logiką :)

 

Sporo rozważam na tematy związane z duchowością i seksualnością (i dochodzę do ciekawych wniosków, np. że z estetycznego punktu widzenia powinno być tak, że zjednoczenie fizyczne małżonków powinno być tylko w celu prokreacji

 

Estetyka jest w pewnym stopniu subiektywna i nie jest ostateczną miarą. Może się zmieniać w trakcie życia i mają na nią wpływ różne doświadczenia.

 

...a gdyby nie było grzechu pierworodnego, to współżycie płciowe byłoby tylko dla prokreacji i nie towarzyszyłaby mu pożądliwość

 

Sęk w tym, że był, mamy seksualną, pożądliwą naturę i patrzymy na świat z punktu widzenia tej właśnie seksualnej natury, a stan pierwotny to dla nas abstrakcja. Napiszę teraz na Twoją modłę: "moja natura wkurza się, że gdyby nie grzech pierworodny, to nie byłoby radości z seksu i że stan lepszy to akurat ten pozbawiony tego" :) Ale daję jej do tego prawo. I uznaję, że to jestem ja, że to moja natura. Jeśli ktoś jest daltonistą, to nie rozumie czym są niektóre kolory, a my jesteśmy daltonistami pod tym względem, że nie rozumiemy co to stan, kiedy człowiek był bliski aniołom. Po prostu.

 

Doznaję wyraźnego konfliktu wewnętrznego pomiędzy tym, co mówi mi "serce", a tym, co mówi Objawienie.

Problem w tym, że Ty nieraz bardzo specyficznie to Objawienie rozumiesz, po swojemu. A poza tym sam piszesz:

Duchowość rozumiem jakby przez zasady, reguły, nie przez "emocjonalność".

Masz konflikt pomiędzy intelektualnym, "suchym", sztywnym rozumieniem świata, a rozumieniem naturalnym, intuicyjnym, z emocjami, potrzebami. Ale nie jest tak, że to pierwsze jest tożsame z Objawieniem. To dwie części Ciebie, które nie są zharmonizowane. Ta druga jest pod butem, stłamszona.

 

Wydaje mi się, że osoby o bardziej tradycyjnym podejściu do religii raczej uznawałyby osoby takie jak ja za "pospolitych grzeszników" czy co najwyżej skrupulantów, a nie za osoby upośledzone.

To tylko Twój lęk, przypuszczenie. Poza tym pomiędzy upośledzeniem a byciem "pospolitym grzesznikiem" są jeszcze takie rzeczy jak zaburzenia osobowości np. brak dojrzałości, sztywność moralna, a skrupulantyzm, który bywa tego efektem, to wcale nie jest jakieś "co najwyżej", to bywa poważny problem, który rozbija człowieka, utrudnia mu poważnie życie. I też wymaga specjalnego traktowania.

 

Nie można nazywać tego tak, jak nazywa się pospolite kondycje psychologiczne takie jak nerwice czy zaburzenia osobowości.

 

Tylko chyba nie miałeś żadnej gruntownej diagnozy, więc nie wiadomo.

 

Dla mnie normalne życie religijne (np. normalne spowiedzi i rachunki sumienia, długie modlitwy (i to bez roztargnień), odpowiedzialność rodzicielska i wychowywanie dziecka lub dzieci występująca w przypadku małżeństwa) jest "poza zasięgiem" (nawet rachunku sumienia i spowiedzi "boję się" bardziej niż rodzicielstwa).

 

Modlitwa nie musi być długa ani według schematu. Można się modlić własnymi słowami, nawet krótko, tyle, na ile jesteś w stanie. Bóg na pewno woli krótką autentyczną modlitwę niż modlitwy długie, jeśli są wymęczone. On chce naszego serca. A roztargnienie w czasie modlitwy jest normalne, zwłaszcza jak się odmawia modlitwy według formuły. Bóg nie czyha na każde Twoje potknięcie, tylko Cię słucha, jak bliska osoba. Jeśli się zresztą nie umiemy wystarczająco modlić, to Duch Św. modli się za nas. Czyli być może kiedy się zamyślasz, to On jedzie dalej :)

 

Co do spowiedzi. Jest obowiązkowa raz w roku. To jest minimum. Jeśli się chcesz spowiadać więcej poza tym, to wtedy, kiedy masz taką potrzebę. Nie ma musu. Powinieneś mieć też specjalny, prosty rachunek sumienia, złożony z niewielu, podstawowych problemów. Jeśli Ci nie pasuje ten, który wklejałam (http://www.pingwin.waw.pl/forum/forum.php?rcpt=&forum=fidel:10&id=12003 ), to może pogadaj następnym razem ze spowiednikiem czy nie pomógłby Ci sporządzić takiego. Ze skrupulantami, z tego co wiem, postępuje się tak, że mają się spowiadać tylko z rzeczy ewidentnych i podstawowych, na bazie Dekalogu. To tylko 10 punktów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Miałem specjalistyczną diagnozę, po której stwierdzili, że mam zespół Aspergera. Czytałem o wielu osobach z tą diagnozą i wcale nie były tak "osobliwe" jak ja. Zdaje mi się, że osoby z tego rodzaju problemami mają szczególne tendencje do ateizmu, może i do nieortodoksyjnego patrzenia na religijność. Stwierdziłem, że tacy jak ja powinni mieć limit grzechów wypowiadanych podczas jednej spowiedzi, przed rozgrzeszeniem (np. do dziesięciu). Liczba tego, co należałoby powiedzieć na spowiedzi, "przerażała" mnie.

 

Co do seksualności - czuję w sobie straszną potrzebę małżeństwa. Od dzieciństwa mam obrzydliwe preferencje seksualne, za które się ostatnimi czasy bardziej zabrałem (aby się ich pozbyć, wyleczyć się z nich). Ich realizacja byłaby poniżeniem, upokorzeniem żony, kobiety czy jej godności. Mój tata miał dwoje narodzonych dzieci, gdy kończył 25 lat. Ja do tego czasu raczej się nie ożenię. Podoba mi się to, że miałem tak młodych rodziców (tata miał niespełna 21 lat, gdy mnie począł, mama jest o ponad rok starsza). Mi mniej niż rok zostało do ukończenia dwudziestego piątego roku życia. W moim przypadku współżycie czy szczytowanie tylko dla prokreacji może być mi łatwiej zaakceptować i zrozumieć, ponieważ nie mam "normalnych" potrzeb emocjonalnych, żyje mi się bardzo wygodnie (więc i ograniczyć doświadczanie szczytowania dla celu poczęcia tym bardziej by wypadało, choćby jako dziękczynienie) oraz przeprowadzane (powiedziałbym, że zaawansowane) rozważania teologiczne. Chcę, aby żona przede wszystkim była święta i czysta, aby cała rodzina poszła do Nieba, najlepiej bez czyśćca (nikt nie musi być wyniesiony na ołtarze, ale każdy musi zostać zbawiony). Ale małżeństwo z nie-Aspijką jest dla mojej rażąco innej natury "be" i "obrzydliwe", jeżeli to ja miałbym być mężem. Jestem jakby "zakochany" w Aspijkach... One mają coś podobnego do mnie, i to od dzieciństwa. To nie tylko natręctwa czy skrupuły, ale ogólna odmienność. Realizacja moich wstrętnych pokus na Aspijce wygląda mi gorzej, niż realizacja ich na innej osobie płci żeńskiej. Celibat może mi dokuczać bardzo mocno i podcinać skrzydła!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeżeli chodzi o życie jak ksiądz czy zakonnik, to rzeczywiście jest dla mnie SZKODLIWE i nie nadaję się do takiego powołania. Nawet zwykła spowiedź jest w moim przypadku dużym problemem. Mam porządny autyzm i "z natury" funkcjonuję ewidentnie inaczej. Z taką kondycją nie ma szans na pełnienie wielu funkcji życiowych, np. osoby duchownej czy żołnierza.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ale Ty się zadręczasz, masz obsesje na punkcie piekła, potępienia...

ja mam taki światopogląd: z grubsza 3opcje

 

a) wszystko to chaos i lepiej nie być niż być, po śmierci nastepuje koniec ewidentny

b) wszelkie stworzenie zmierza do jakiegoś cudownego punktu wiecznej szczęśliwości

c) coś czego nie jestem w stanie sobie wyobrazić więc nie warto o tym myśleć

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moja autystyczna natura jakby "wrodzenie" wierzyła w to, co pod b), że nawet Szatan będzie zbawiony na wieki, nawróci się; uznaje, że zwierzęta są nieśmiertelne, choć bezrozumne, bezosobowe i każde z nich po śmierci osiąga jakiś rodzaj wiecznej szczęśliwości. Dla niej wieczne potępienie czy torturowanie jest jedynie "bezsensownym sadyzmem".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zdaje mi się, że osoby z tego rodzaju problemami mają szczególne tendencje do ateizmu, może i do nieortodoksyjnego patrzenia na religijność. Stwierdziłem, że tacy jak ja powinni mieć limit grzechów wypowiadanych podczas jednej spowiedzi, przed rozgrzeszeniem (np. do dziesięciu). Liczba tego, co należałoby powiedzieć na spowiedzi, "przerażała" mnie.

 

Nie wiem czy mają akurat skłonność do ateizmu, osoby z Aspergerem po prostu inaczej funkcjonują w świecie i w religii też. Co do nieortodoksyjnego patrzenia na religię, to jesteś od niego bardzo daleko, wręcz o lata świetlne :) Myślę że Twoje problemy wynikają raczej z doświadczeń w rodzinie. Dzieci z Aspergerem wiele rzeczy robią "nie tak" i nie rozumieją czemu, nie wiedzą, czego inni od nich oczekują. Z tego co pisałeś, to Twój ojciec był bardzo surowy i nawet dla zwykłego dziecka to by było ciężkie, a Ty w dodatku nie byłeś zupełnie winny swoich nietypowych zachowań. Znam osobę z tym problemem i wiem, że tacy ludzie nie uczą się w sposób naturalny typowych zachowań społecznych i mają problem z oceną zachowań innych, ale intelektualnie są w stanie wszystko zrozumieć, o ile im się to wytłumaczy.

 

Liczba tego, co należałoby powiedzieć na spowiedzi, "przerażała" mnie.

 

Nie wiem czemu zakładasz, że trzeba powiedzieć "wiele grzechów", wydaje mi się, że zwykle nie ma ich szczególnie dużo. Kolejny raz powiem, że powinieneś mieć specjalny, prosty rachunek sumienia, może i to ograniczenie liczbowe byłoby dla Ciebie dobre, nie jestem spowiednikiem, ale myślę że w tym limicie 10-u grzechów to się zupełnie zmieścisz i jeszcze wolne miejsce zostanie. :) Jak trafisz kiedyś na spowiednika, który będzie życzliwy i poczujesz, że Cię rozumie, to umów się z nim na rozmowę, niech Ci ustali specjalny, krótki i jasny dla Ciebie rachunek sumienia. Jeśli jesteś z Warszawy, to kogoś mogę polecić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja miałam kiedyś tak, że widok rzeczy kojarzących się z religią, księży, wywoływał u mnie natręctwa, więc ich unikałam. A jak się z nimi zetknęłam, to czułam jakiś irracjonalny gniew, że się pojawili, że są. I jakby pojawiało się kolejne natręctwo, taki przymus obrażania ich w myślach. Jakby było mi lepiej, bo znikało napięcie psychiczne, ale pojawiały się wyrzuty sumienia, że coś takiego pomyślałam, a przecież kocham Boga i nie jestem antyklerykałem :(

Miał ktoś z Was coś takiego?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Michellea, ja zawsze kiedy jestem w kościele, a rzadko mi sie to zdarza, przewaznie to tylko w swieta na przyklad z rodzina, mam takie glupie mysli, ze zaraz zrobie cos strasznego i glupiego, np. zaczne krzyczec, albo przeklinac, pojawiaja mi sie w glowie takie sceny z filmu egzorcysta ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×