Skocz do zawartości
Nerwica.com

"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!


magdasz

Rekomendowane odpowiedzi

Muszę się wyżalić.

UWAGA: Będzie długo.

 

Pochodzę z patologicznej rodziny. Mój ojciec jest alkoholikiem, moja mama chorowała na schizofrenię, łatwego dzieciństwa nie miałam. Gdy miałam 12 lat, moja mama zmarła na raka. Kończyłam wtedy szkołę podstawową. Po jej śmierci moje starsze rodzeństwo zdecydowało się zabrać mnie do siebie, żebym mogła mieć lepszy "start " w życiu.

Ten okres był jednym z gorszych okresów w moim życiu. Brak akceptacji, zrozumienia, chęci zwrócenia na mnie uwagi sprawiły, że majac 13 lat,próbowałam popełnić samobójstwo. Wtedy pierwszy raz od swojej siostry usłyszałam, że jestem tchórzem. Stwierdziła, że osoby,które targają się na swoje życie, uciekają od problemów. A ja byłam po prostu zmęczona tym wszystkim. Podczas swojego "pobytu" u rodzeństwa, mieszkałam w internacie. Codzienne wracanie ze szkoły do pustego pokoju, gdzie nie masz się do kogo oddawać sprawiało, że czulam się jeszcze bardziej samotna. Mialam problemy ze snem, nie jadlam, nie uczylam sie. Wizyty u psychologa i psychiatry srednio pomogly, przez leki bylam bardziej obojetna. Kończąc drugą klasę gimnazjum, moje rodzeństwo postanowiło mnie spowrotem wysłać do domu. Pomimo ojca alkoholika, cieszyłam się, bo on jako jedyny dawał mi zainteresowanie, którego potrzebowałam w tamtym czasie. Szybko się to zmieniło, gdy poznał kobietę o wiele lat młodszą od siebie. Jakoś do końca gimnazjum dotrwałam. Poszlam do dobrego liceum, ale to nie był koniec problemów. Przez tę kobietę, ojciec się bardziej rozpił. Zaczęły się w domu libacje, u mnie problemy w nauce (kiedy Ci muzyka bardzo głośno nawala przez pół wieczora, to nie możesz się skupić). Doszło nawet do tego,że mogłam nie zdac do następnej klasy, co było dla mnie szokiem, chociażby dlatego, że gimnazjum udało mi się skończyć z dobrą średnią.

W poszukiwaniu pomocy, dzwoniłam do swojego rodzeństwa. Nie oczekiwałam od nich za wiele, chociaż dobrego słowa, propozycji przyjazdu na weekend. Jednak gdy zrobiło się bardzo źle, zadzwoniłam do żony swojego brata i usłyszałam, że ja też muszę sobie radzić, bo oni (moje rodzeństwo) przez to przeszli, więc ja też powinnam. Nie miałam po tych słowach siły już prosić ich o jakąkolwiek pomoc.

Ostatecznie z pomocą wyszedł moj były chłopak. Zabrał mnie do siebie, pomógł skończyć liceum, dzięki niemu i pomocy jego rodziców, dostalam się na studia.

Wiecie co mnie najbardziej boli? To, że z pomocą wyszły do mnie obce osoby, nie własna rodzina. Z jednej strony kocham ich, ale z drugiej mam ochotę im wykrzyczec, że są najgorsi.

Nie byłam w tamtym okresie (i nie jestem) idealna. Ale czy to znaczy, zeby odwrócić się od 17 letniej(tyle mialam lat gdy wyjechalam z domu) dziewczyny? Zostawić ją na pastwę losu?

Do teraz mam problemy ze zrozumieniem tej sytuacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ciekawa historia z tego wzgledu, ze to Twoj byly chlopak Ci bardzo pomogl. Z doswiadczenia wiem, ze obcy ludzie zazwyczaj przechodza obojetnie, bo maja wieksze problemy (typu: "którą bluzkę wybrac...). Oczywiscie nie wszyscy tacy sa a Ty mialas ogromne szczescie, ze Ci sie taki "byly" chlopak trafil. Nic tylko pozazdroscic, ze wgl ktos Ci przyszedl z pomoca. Przypuszczam, ze jestescie razem i mam nadzieje, ze sie Wam dobrze uklada :)

Z rodzinami to juz niestety tak jest, ze jak przychodzi co do czego to czesto Ci wypominaja ile to Ci juz na[pomagali itp, z powinnas sama zaczac sobie radzic, albo po prostu nie zwracaja uwagi, bo uwazaja, ze dopoki nikt z zewnatrz nie zauwaza problemu to takowy nie istnieje. Nasza szara rzweczywistosc...

Pozdrawiam i zycze powodznia :)

 

 

 

Pochodzę z patologicznej rodziny. Mój ojciec jest alkoholikiem, moja mama chorowała na schizofrenię, łatwego dzieciństwa nie miałam. Gdy miałam 12 lat, moja mama zmarła na raka. Kończyłam wtedy szkołę podstawową. Po jej śmierci moje starsze rodzeństwo zdecydowało się zabrać mnie do siebie, żebym mogła mieć lepszy "start " w życiu.

Ten okres był jednym z gorszych okresów w moim życiu. Brak akceptacji, zrozumienia, chęci zwrócenia na mnie uwagi sprawiły, że majac 13 lat,próbowałam popełnić samobójstwo. Wtedy pierwszy raz od swojej siostry usłyszałam, że jestem tchórzem. Stwierdziła, że osoby,które targają się na swoje życie, uciekają od problemów. A ja byłam po prostu zmęczona tym wszystkim. Podczas swojego "pobytu" u rodzeństwa, mieszkałam w internacie. Codzienne wracanie ze szkoły do pustego pokoju, gdzie nie masz się do kogo oddawać sprawiało, że czulam się jeszcze bardziej samotna. Mialam problemy ze snem, nie jadlam, nie uczylam sie. Wizyty u psychologa i psychiatry srednio pomogly, przez leki bylam bardziej obojetna. Kończąc drugą klasę gimnazjum, moje rodzeństwo postanowiło mnie spowrotem wysłać do domu. Pomimo ojca alkoholika, cieszyłam się, bo on jako jedyny dawał mi zainteresowanie, którego potrzebowałam w tamtym czasie. Szybko się to zmieniło, gdy poznał kobietę o wiele lat młodszą od siebie. Jakoś do końca gimnazjum dotrwałam. Poszlam do dobrego liceum, ale to nie był koniec problemów. Przez tę kobietę, ojciec się bardziej rozpił. Zaczęły się w domu libacje, u mnie problemy w nauce (kiedy Ci muzyka bardzo głośno nawala przez pół wieczora, to nie możesz się skupić). Doszło nawet do tego,że mogłam nie zdac do następnej klasy, co było dla mnie szokiem, chociażby dlatego, że gimnazjum udało mi się skończyć z dobrą średnią.

W poszukiwaniu pomocy, dzwoniłam do swojego rodzeństwa. Nie oczekiwałam od nich za wiele, chociaż dobrego słowa, propozycji przyjazdu na weekend. Jednak gdy zrobiło się bardzo źle, zadzwoniłam do żony swojego brata i usłyszałam, że ja też muszę sobie radzić, bo oni (moje rodzeństwo) przez to przeszli, więc ja też powinnam. Nie miałam po tych słowach siły już prosić ich o jakąkolwiek pomoc.

Ostatecznie z pomocą wyszedł moj były chłopak. Zabrał mnie do siebie, pomógł skończyć liceum, dzięki niemu i pomocy jego rodziców, dostalam się na studia.

Wiecie co mnie najbardziej boli? To, że z pomocą wyszły do mnie obce osoby, nie własna rodzina. Z jednej strony kocham ich, ale z drugiej mam ochotę im wykrzyczec, że są najgorsi.

Nie byłam w tamtym okresie (i nie jestem) idealna. Ale czy to znaczy, zeby odwrócić się od 17 letniej(tyle mialam lat gdy wyjechalam z domu) dziewczyny? Zostawić ją na pastwę losu?

Do teraz mam problemy ze zrozumieniem tej sytuacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Strasznie się boję, że skończę pod mostem..nawet jeśli zacznę studia i te skończę.. Boję się, że nigdy nie znajdę pracy, nie będę umiała na siebie zarobić, że nigdy nie będę samodzielna i niezależna..A do tego boję się, że dwie najbliższe mi osoby umrą a ja zostanę całkiem sama.. bo poza nimi nie mam nikogo. Boję się życia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Muszę się wyżalić.

UWAGA: Będzie długo.

 

Pochodzę z patologicznej rodziny. Mój ojciec jest alkoholikiem, moja mama chorowała na schizofrenię, łatwego dzieciństwa nie miałam. Gdy miałam 12 lat, moja mama zmarła na raka. Kończyłam wtedy szkołę podstawową. Po jej śmierci moje starsze rodzeństwo zdecydowało się zabrać mnie do siebie, żebym mogła mieć lepszy "start " w życiu.

Ten okres był jednym z gorszych okresów w moim życiu. Brak akceptacji, zrozumienia, chęci zwrócenia na mnie uwagi sprawiły, że majac 13 lat,próbowałam popełnić samobójstwo. Wtedy pierwszy raz od swojej siostry usłyszałam, że jestem tchórzem. Stwierdziła, że osoby,które targają się na swoje życie, uciekają od problemów. A ja byłam po prostu zmęczona tym wszystkim. Podczas swojego "pobytu" u rodzeństwa, mieszkałam w internacie. Codzienne wracanie ze szkoły do pustego pokoju, gdzie nie masz się do kogo oddawać sprawiało, że czulam się jeszcze bardziej samotna. Mialam problemy ze snem, nie jadlam, nie uczylam sie. Wizyty u psychologa i psychiatry srednio pomogly, przez leki bylam bardziej obojetna. Kończąc drugą klasę gimnazjum, moje rodzeństwo postanowiło mnie spowrotem wysłać do domu. Pomimo ojca alkoholika, cieszyłam się, bo on jako jedyny dawał mi zainteresowanie, którego potrzebowałam w tamtym czasie. Szybko się to zmieniło, gdy poznał kobietę o wiele lat młodszą od siebie. Jakoś do końca gimnazjum dotrwałam. Poszlam do dobrego liceum, ale to nie był koniec problemów. Przez tę kobietę, ojciec się bardziej rozpił. Zaczęły się w domu libacje, u mnie problemy w nauce (kiedy Ci muzyka bardzo głośno nawala przez pół wieczora, to nie możesz się skupić). Doszło nawet do tego,że mogłam nie zdac do następnej klasy, co było dla mnie szokiem, chociażby dlatego, że gimnazjum udało mi się skończyć z dobrą średnią.

W poszukiwaniu pomocy, dzwoniłam do swojego rodzeństwa. Nie oczekiwałam od nich za wiele, chociaż dobrego słowa, propozycji przyjazdu na weekend. Jednak gdy zrobiło się bardzo źle, zadzwoniłam do żony swojego brata i usłyszałam, że ja też muszę sobie radzić, bo oni (moje rodzeństwo) przez to przeszli, więc ja też powinnam. Nie miałam po tych słowach siły już prosić ich o jakąkolwiek pomoc.

Ostatecznie z pomocą wyszedł moj były chłopak. Zabrał mnie do siebie, pomógł skończyć liceum, dzięki niemu i pomocy jego rodziców, dostalam się na studia.

Wiecie co mnie najbardziej boli? To, że z pomocą wyszły do mnie obce osoby, nie własna rodzina. Z jednej strony kocham ich, ale z drugiej mam ochotę im wykrzyczec, że są najgorsi.

Nie byłam w tamtym okresie (i nie jestem) idealna. Ale czy to znaczy, zeby odwrócić się od 17 letniej(tyle mialam lat gdy wyjechalam z domu) dziewczyny? Zostawić ją na pastwę losu?

Do teraz mam problemy ze zrozumieniem tej sytuacji.

 

Współczuję, bo moja młodość wyglądała bardzo podobnie :( Mnie brat nawet nie myślał wziąć do siebie (wyprowadził się dwa lata po śmierci mojej mamy, a wcześniej właściwie i tak wracał tylko na noce do domu). I wtedy nawet tak mnie to nie bolało. Dopiero po kilu latach, kiedy spojrzałam na to z boku, to mi się zrobiło k*wsko przykro, że on po prostu uciekł od tej sytuacji - bo mógł, bo był dorosły i nawet nie obejrzał się za siebie, że mnie zostawia samą z ojcem. Z drugiej strony dobrze dla niego, wymknął się zanim było naprawdę źle.

Taki żal potrafi nieźle utruć życie, to fakt. Masz prawo być wk*wiona, zła, wściekła. Jeśli nie masz odwagi powiedzieć im tego w twarz (wtedy mogłabyś jednak zapytać o to, dlaczego, co z pewnością Cię nurtuje) spróbuj czegoś zastępczego: ja na terapii "odgrywałam scenkę", tzn. wyobrażałam sobie, że terapeutka to mój brat i wylałam z siebie to wszystko. Że jak mógł mnie zostawić, nie próbować mi pomóc, zabrać mnie stamtąd. Pomogło. Czasu nie cofniesz, nie zmienisz cudzej decyzji, nie nauczysz kogoś dojrzałości czy empatii, ale możesz zminimalizować złe skutki dla siebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję Wam. Bardzo mi Wasze słowa pomogły.

Co do mojego byłego chłopaka: nie, nie jesteśmy razem. To co działo się u niego w domu to temat na osobną historię. Jednak mimo tego, co się wydarzyło, nadal im jestem wdzięczna za pomoc.

 

W te święta będę widzieć się z siostrą. Postaram się wtedy na spokojnie jej zapytać, dlaczego to zrobiła, za bardzo mnie to po prostu męczy.

Naprawdę dziękuje! :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też mam dosć tego zasyfiałego świata.

1. Kierowniczka która wręcz przymusza do nadgodzin, nieważne czy można czy nie, na szczęście będzie akord na którym lepiej wyjdę, więc się opłaci.

2. Wracam do tego pustego pokoju, znowu siedzę sam, znowu to samo i jak zwykle nie ma do kogo mordy otworzyć.

3. Nikt mnie nie kocha- jeszcze nie tak dawno sobie z tym radziłem, twierdziłem, ze "zostawię to dla losu, inni nic nie robili i się im udało to mi tak pewnie też pójdzie"- 2 lata takiego myślenia i nic, więc stąd coraz gorsze samopoczucie mimo walki z tym i szukaniem różnych metod na poprawę humoru.

4. Wypalenie zawodowe- kiedyś chciałem być informatykiem, zajmować się komputerami- dziś mi się tego coraz bardziej odechciewa- e ludzie mnie postrzegają jako tzw "komputerowca" (czyt. jako nudziarza), wiąże się to też z zachowaniem w stosunku do mnie (dzwonią jak im się komputer psuje, ale nauczyłem się odpowiednio wcześniej kasować je za naprawy- za uśmiech i chwilę spędzonego razem czasu nie naprawiam z wyłączeniem przyjaciół, których mam bardzo mało).

5. Moja "szanowna mamusia" się do mnie na facebooku odezwała, oczywiście ja nie widzę sensu z nią rozmowy, wyrzuciła mnie z domu, powiedziała "zabieraj pieniądze i wy%%%%%aj" więc koniec dyskusji. Po za tym po trzech latach od wywalenia to jak nic ma interes, bo "przepraszam" to powiedzieć nie umie i ja się domyślam o co chodzi- jej "ukochana córeczka" do Niemiec jedzie i pewnie będzie kombinowanie by mnie ściągnąć do "domu", po czym jak najwięcej ze mnie wydrenować, by "mamusia" miała na kolejne imprezy, a lodówka dalej pusta- o nie, nie ze mną te numery, atmosfery krzyku, awantur, momentów kiedy zamykano przede mną drzwi i wyłączano prąd w pokoju nie przejdą- wolę to co mam i mieć spokój.

 

Na szczęścia święta i sylwester dość obiecująco się zapowiadają. W sylwestra nawet jak zostanę w domu to i tak nie będę się nudzić- przeprowadziłem się w miejsce, gdzie mieszkają pozytywni ludzie co robią sylwestra i zapraszają również lokatorów (4 osoby w domu+ domyślam się sporo gości) :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To reminiscencja kampanii "schowaj babci dowód" ;)

Do tego musiałabyś jeszcze zabrać mi wszystkie ostre narzędzia z mieszkania i wyrwać klamkę z drzwi na balkon i okien :)

i mnie związać ;)

tak przyglądam się obecnej sytuacji politycznej w Polsce i stwierdzam że babcie z dowodami są w stanie wyrządzić więcej szkód niż zdesperowany student z nożem i bez nadziei na lepsze jutro

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To reminiscencja kampanii "schowaj babci dowód" ;)

Do tego musiałabyś jeszcze zabrać mi wszystkie ostre narzędzia z mieszkania i wyrwać klamkę z drzwi na balkon i okien :)

i mnie związać ;)

tak przyglądam się obecnej sytuacji politycznej w Polsce i stwierdzam że babcie z dowodami są w stanie wyrządzić więcej szkód niż zdesperowany student z nożem i bez nadziei na lepsze jutro

 

Nie jestem NKWD żeby urządzać Ci takie akcje, ale jak chcesz to znajdę na Wildzie paru kierowników co Cię przypilnują :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×